Lysá hora/Gigula - B.Śl.-Morawski. Zainspirowany przez Mirka
Lysá hora/Gigula - B.Śl.-Morawski. Zainspirowany przez Mirka
Za oknem piękna pogoda, a ja siedzę w domu i mnie skręca Postanowiłem chociaż sięgnąć do archiwum i przypomnieć sobie wyprawę jeszcze sprzed powstania forum, z maja 2013 roku. Wybraliśmy się wtedy z chłopakami na Gigulę (Łysą Górę), najwyższy szczyt B. Śląsko-Morawskiego. Zainspirował mnie mirek (ten mirek ), który przez pół roku umawiał się na pewnym forum na wyprawę w te rejony (czy w końcu dotarł - nie wiem ).
Tak więc, sięgają do wiosny sprzed dwóch lat...
W niedzielę rano już od świtu widać, że będzie piękna pogoda - nareszcie, bo ostatnio weekendy wyglądały różnie. Zbieram całą ekipę, jedziemy na Cieszyna, gdzie parkujemy blisko granicy i ruszamy na czeską stronę. Zakupy odpowiednich produktów w Billi i włazimy do pociągu, który z dwiema przesiadkami zawiezie nas do stacji Ostravice-zastavka. Patrząc na skomunikowanie, stan pociągów oraz stacji bierze wściekłość, że kawałek dalej obserwujemy powolną śmierć kolei pasażerskich, a KŚ wzięły sobie za sprawę honoru, aby tą śmierć maksymalnie przyspieszyć (uwaga współczesna: było to po masowej kasacji połączeń w 2013 roku przez KŚ, obecnie jest ciut lepiej).
w Ostravicy-zastavce zaczyna się niebieski szlak. Początkowo chciałem iść czerwonym z centrum, ale ostatecznie postanowiłem trasę nieco skombinować aby maksymalnie uniknąć przekleństwa czeskich gór - asfaltu. Niestety, jakąkolwiek trasą od zachodniej strony wejście na Gigulę zawiera mniej lub więcej asfaltowego g...a (chyba najmniej jest na żółtym szlakiem spod zbiornika, ale tam już kiedyś szedłem).
Na początku oglądamy jeszcze pomnik przyrody "Koryto rzeki Ostrawica".
po czym przekraczamy morawsko-śląską granicę - przed nami ponad 1000 metrów podejścia, a z nieba wali żar! Po krótkim początkowym odcinku asfaltu szlak wychodzi na normalne, przyjemne ścieżki, co jakiś czas racząc nas widokami, głównie na Smrk i Skalkę.
na trasie na razie pusto - zmienia się to, gdy dochodzimy do niewielkiego skupiska skałek i asfaltowej drogi. Odbijamy tutaj bez szlaku w prawo, aby połączyć się ze szlakiem czerwonym. Tu jest już gorzej - najpierw mijamy całe osiedle turystyczne, a więc pełno jeżdżących aut itp., potem potężny parking i wreszcie zaczyna się podejście asfaltową drogą na której już sporo ludzi - część spaceruje, część idzie na szczyt, a część sama nie wie czego chce, bo idą ewidentnie w kierunku Giguli, a strój mają odpowiedni na dyskotekę (i potem będą płakać z powodu obdartych pięt ).
Sklinamy na asfalt, uzupełniamy płyny, na szczęście po jakimś czasie dochodzimy do skrzyżowania z niebieskim, biegnącym okrężną drogą z Ostravic (tam też do tego momentu niemal cały czas droga) i stąd zaczyna się już normalny, bardzo przyjemny szlak po zwykłej, leśno-łąkowej nawierzchni.
Przed nami polana Butořanka i coraz lepiej widoczna wieża Giguli.
Pniemy się coraz wyżej, w tle coraz ładniejsze widoki.
Tłum na szlaku gęstnieje, podobnie jak wydzielany pot, bo wali z nieba niemiłosiernie. Z ulgą wchodzi się od czasu do czasu w las. Tu i ówdzie szlak można obejść skrótami, które są zaznaczone na mapie, ale nie w terenie - ogólnie to oznakowanie w niektórych miejscach szlaków jest średnie...
Szczyt widoczny już niemal na wyciągnięcie dłoni.
Turystów też tak dużo, że momentami tworzą się korki! Z przeciwka zjeżdżają na łeb na szyję rowerzyści, nie bardzo przejmując się piechurami, zbiegają ludzie, którzy jakimś cudem się nie przewracają. Z przerażeniem wyobrażam sobie, co będzie na górze - i pierwsze spojrzenie to przerażenie potwierdza, jednak na szczęście tłum wchodzących jakoś się rozłazi.
Niestety, Lysa hora to obecnie jeden wielki plac budowy - wznosi się dwa nowe schroniska, pełno tutaj gruzu, kamieni, silny wiatr sypie w oczy piachem (obecnie budowa jest już z zewnątrz skończona, ale chyba jeszcze tego nie otwarli). Dziwię się, że Czesi wydali pozwolenie na jednocześnie wznoszenie dwóch potężnych gmachów w obszarze chronionym. No cóż, biznes is biznes...
Siadamy w Kameňáku (oficjalnie to dziś Emil-Zatopek Desitka), czyli dawnym Steinerne Haus, wybudowanym przez BV w 1933 roku. Jest tu najspokojniej i najtaniej, choć menu nie powala swoją wielkością. Właściwie, poza zupami, jest tylko kiełbasa, twarożek i nakládaný hermelín. Ciekawy smak
Po obiedzie fotografujemy jeszcze okolicę, fotografujemy się na tle okolicy...
(wzbudzając pytanie - "co to za flaga? nie wiem")
i obserwujmy widoki. Przejrzystość spadła ale widać choćby Wielki Rozsutec.
Pora schodzić - według planów chciałem iść żółtym, a potem niebieskim szlakiem aż do Frydlantu, ale później się okazało, że ponad połowa trasy to asfalt Wybieramy więc w miarę przyjemne zejście zielonym do Novej Dediny (to w sumie też dzielnica Frydlantu).
Z ciekawostek po drodze, to m.in. pomnik przyrody Ondrášovy díry, formacje z piaskowca w kształcie małych wąwozów.
Ruch w dół już znacznie mniejszy, zresztą wiekszość turystów schodziła do Ostravicy. My mijamy m.in. dwukołowców - kolejna maszyna w górach, kiedy nogi nie wystarczą?
Ostatnie dwa kilometry zielonego to asfalt, ale to i tak najkrótszy możliwy odcinek tym twardym dziadostwem z możliwych. Będę się musiał kiedyś spróbować wybrać na Gigulę od innej strony, ale raczej poczekam aż skończą budowę schronisk, bo jak na razie to u góry sytuację ratują tylko widoki i zimne piwo
Trasa powrotna jak z rana - perfekcyjnie zorganizowane przesiadki i po 19-tej jesteśmy w Czeskim Cieszynie. Szukamy otwartej restauracji, ale w tym mieście w niedzielny wieczór to wyjątkowo trudne (już to przerabiałem w styczniu), zostaje nam tylko pizzeria (teraz już wiem, gdzie znaleźć lokale inne niż pizza ).
Ogólnie, to był bardzo udany dzień i wyprawa, wieczorem czułem się przyjemnie zmęczony
Galeria:
https://picasaweb.google.com/1103445063 ... Inspiracji
Tak więc, sięgają do wiosny sprzed dwóch lat...
W niedzielę rano już od świtu widać, że będzie piękna pogoda - nareszcie, bo ostatnio weekendy wyglądały różnie. Zbieram całą ekipę, jedziemy na Cieszyna, gdzie parkujemy blisko granicy i ruszamy na czeską stronę. Zakupy odpowiednich produktów w Billi i włazimy do pociągu, który z dwiema przesiadkami zawiezie nas do stacji Ostravice-zastavka. Patrząc na skomunikowanie, stan pociągów oraz stacji bierze wściekłość, że kawałek dalej obserwujemy powolną śmierć kolei pasażerskich, a KŚ wzięły sobie za sprawę honoru, aby tą śmierć maksymalnie przyspieszyć (uwaga współczesna: było to po masowej kasacji połączeń w 2013 roku przez KŚ, obecnie jest ciut lepiej).
w Ostravicy-zastavce zaczyna się niebieski szlak. Początkowo chciałem iść czerwonym z centrum, ale ostatecznie postanowiłem trasę nieco skombinować aby maksymalnie uniknąć przekleństwa czeskich gór - asfaltu. Niestety, jakąkolwiek trasą od zachodniej strony wejście na Gigulę zawiera mniej lub więcej asfaltowego g...a (chyba najmniej jest na żółtym szlakiem spod zbiornika, ale tam już kiedyś szedłem).
Na początku oglądamy jeszcze pomnik przyrody "Koryto rzeki Ostrawica".
po czym przekraczamy morawsko-śląską granicę - przed nami ponad 1000 metrów podejścia, a z nieba wali żar! Po krótkim początkowym odcinku asfaltu szlak wychodzi na normalne, przyjemne ścieżki, co jakiś czas racząc nas widokami, głównie na Smrk i Skalkę.
na trasie na razie pusto - zmienia się to, gdy dochodzimy do niewielkiego skupiska skałek i asfaltowej drogi. Odbijamy tutaj bez szlaku w prawo, aby połączyć się ze szlakiem czerwonym. Tu jest już gorzej - najpierw mijamy całe osiedle turystyczne, a więc pełno jeżdżących aut itp., potem potężny parking i wreszcie zaczyna się podejście asfaltową drogą na której już sporo ludzi - część spaceruje, część idzie na szczyt, a część sama nie wie czego chce, bo idą ewidentnie w kierunku Giguli, a strój mają odpowiedni na dyskotekę (i potem będą płakać z powodu obdartych pięt ).
Sklinamy na asfalt, uzupełniamy płyny, na szczęście po jakimś czasie dochodzimy do skrzyżowania z niebieskim, biegnącym okrężną drogą z Ostravic (tam też do tego momentu niemal cały czas droga) i stąd zaczyna się już normalny, bardzo przyjemny szlak po zwykłej, leśno-łąkowej nawierzchni.
Przed nami polana Butořanka i coraz lepiej widoczna wieża Giguli.
Pniemy się coraz wyżej, w tle coraz ładniejsze widoki.
Tłum na szlaku gęstnieje, podobnie jak wydzielany pot, bo wali z nieba niemiłosiernie. Z ulgą wchodzi się od czasu do czasu w las. Tu i ówdzie szlak można obejść skrótami, które są zaznaczone na mapie, ale nie w terenie - ogólnie to oznakowanie w niektórych miejscach szlaków jest średnie...
Szczyt widoczny już niemal na wyciągnięcie dłoni.
Turystów też tak dużo, że momentami tworzą się korki! Z przeciwka zjeżdżają na łeb na szyję rowerzyści, nie bardzo przejmując się piechurami, zbiegają ludzie, którzy jakimś cudem się nie przewracają. Z przerażeniem wyobrażam sobie, co będzie na górze - i pierwsze spojrzenie to przerażenie potwierdza, jednak na szczęście tłum wchodzących jakoś się rozłazi.
Niestety, Lysa hora to obecnie jeden wielki plac budowy - wznosi się dwa nowe schroniska, pełno tutaj gruzu, kamieni, silny wiatr sypie w oczy piachem (obecnie budowa jest już z zewnątrz skończona, ale chyba jeszcze tego nie otwarli). Dziwię się, że Czesi wydali pozwolenie na jednocześnie wznoszenie dwóch potężnych gmachów w obszarze chronionym. No cóż, biznes is biznes...
Siadamy w Kameňáku (oficjalnie to dziś Emil-Zatopek Desitka), czyli dawnym Steinerne Haus, wybudowanym przez BV w 1933 roku. Jest tu najspokojniej i najtaniej, choć menu nie powala swoją wielkością. Właściwie, poza zupami, jest tylko kiełbasa, twarożek i nakládaný hermelín. Ciekawy smak
Po obiedzie fotografujemy jeszcze okolicę, fotografujemy się na tle okolicy...
(wzbudzając pytanie - "co to za flaga? nie wiem")
i obserwujmy widoki. Przejrzystość spadła ale widać choćby Wielki Rozsutec.
Pora schodzić - według planów chciałem iść żółtym, a potem niebieskim szlakiem aż do Frydlantu, ale później się okazało, że ponad połowa trasy to asfalt Wybieramy więc w miarę przyjemne zejście zielonym do Novej Dediny (to w sumie też dzielnica Frydlantu).
Z ciekawostek po drodze, to m.in. pomnik przyrody Ondrášovy díry, formacje z piaskowca w kształcie małych wąwozów.
Ruch w dół już znacznie mniejszy, zresztą wiekszość turystów schodziła do Ostravicy. My mijamy m.in. dwukołowców - kolejna maszyna w górach, kiedy nogi nie wystarczą?
Ostatnie dwa kilometry zielonego to asfalt, ale to i tak najkrótszy możliwy odcinek tym twardym dziadostwem z możliwych. Będę się musiał kiedyś spróbować wybrać na Gigulę od innej strony, ale raczej poczekam aż skończą budowę schronisk, bo jak na razie to u góry sytuację ratują tylko widoki i zimne piwo
Trasa powrotna jak z rana - perfekcyjnie zorganizowane przesiadki i po 19-tej jesteśmy w Czeskim Cieszynie. Szukamy otwartej restauracji, ale w tym mieście w niedzielny wieczór to wyjątkowo trudne (już to przerabiałem w styczniu), zostaje nam tylko pizzeria (teraz już wiem, gdzie znaleźć lokale inne niż pizza ).
Ogólnie, to był bardzo udany dzień i wyprawa, wieczorem czułem się przyjemnie zmęczony
Galeria:
https://picasaweb.google.com/1103445063 ... Inspiracji
Ostatnio zmieniony 2015-03-10, 12:58 przez Pudelek, łącznie zmieniany 5 razy.
- Malgo Klapković
- Posty: 2482
- Rejestracja: 2013-07-06, 22:45
Chyba czytałam już tę relację i to była jedna z tych, które narobiły mi smaka na Beskid Śląsko-Morawski Czy do Cieszyna coś jeździ bezpośrednio z Katowic, czy może trzeba jechać z Bielska-Białej?
Ostatnio zmieniony 2015-03-08, 16:19 przez Malgo Klapković, łącznie zmieniany 1 raz.
z Katowic obecnie jeżdżą busiki spod dworca - dość często. Cena - kilkanaście złotych. Tak więc pod tym względem komunikacyjnie się poprawiło.
Trasę zaznaczyłem tutaj:
http://mapy.cz/turisticka?planovani-tra ... 22%7D&ri=0
Trasę zaznaczyłem tutaj:
http://mapy.cz/turisticka?planovani-tra ... 22%7D&ri=0
Mówisz i masz.Pudelek pisze:dawaj
http://www.beskidmaly.pl/pun/topic2033.html
http://npm.pl/forum/viewtopic.php?t=453 ... =lysa+hora
https://picasaweb.google.com/doninik32/ ... a23062013#
Starczy czy jeszcze mam szukać?
- Tępy dyszel
- Posty: 2924
- Rejestracja: 2013-07-07, 16:49
- Lokalizacja: Tychy
Pudelek pisze:My mijamy m.in. dwukołowców - kolejna maszyna w górach, kiedy nogi nie wystarczą?
Ciekawa jestem czy od strony prawnej to jest dozwolone do poruszania sie w gorach na szlaku? czy to jest traktowane bardziej jak rower czy jak motor? (szczerze mowiac nie wiem jaki to ma naped? jakis akumulator?
Ostatnio zmieniony 2015-03-08, 20:12 przez buba, łącznie zmieniany 2 razy.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Tępy dyszel pisze:To w Beskidzie Śląsko-Morawskim są tak duże przewyższenia ?
wyszło dokładnie 943, czyli jednak nie 1000 (być może dwa lata temu mapy.cz pokazywały jakieś inne informacje). Chyba, że dodać podchodzenie przy schodzeniu w drodze powrotnej .
z Krasnej nie szedłem, może być nawet ciekawe...
Ciekawa jestem czy od strony prawnej to jest dozwolone do poruszania sie w gorach na szlaku? czy to jest traktowane bardziej jak rower czy jak motor? (szczerze mowiac nie wiem jaki to ma naped? jakis akumulator?
tam prawie wszędzie dojedziesz asfaltem i po szlakach takich "leśnych" tym nie przejedziesz raczej, ale... w sumie też to ciekawe, to może być w ogóle nie zdefiniowane. Np. w Polsce wielokrotnie widziałem jak ludzie jeżdżą tym pod chodnikach, nie po drogach (i w sumie się nie dziwię).
Ostatnio zmieniony 2015-03-08, 20:17 przez Pudelek, łącznie zmieniany 2 razy.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 9 gości