Parkujemy w dole w Brodach pod Lanckorońską Górą i ruszamy w las.
Dziwne miejsca na plakat, ale dziwna to była kampania...
Fajnie odbudowali ruiny zamku. Wstęp bezpłatny.
Schodzimy do Lanckorony. Ta miejscowość ma klimat. Położona na stromym zboczu.
Z niezwykłymi domami.
Okolice rynku są inne niż pamiętałem. Jakieś 15 lat temu było trochę biednie, teraz na bogato.
Pora coś pochodzić. Plan jest zdobyć 3 pozaszlakowe pagórki: Kępa, Kiecka i Granicznik. Najpierw fajnie drogą, ale wiem, że trzeba będzie trochę na przełaj.
No i stało się, ciek wodny. Brak dróg, pokrzywy, ostrężyny i chaszcze.
Ale jest nadzieja, zaparkowany samochód zwiastuje, że przebijemy się do cywilizacji.
Ukochana ocenia, że jest zaparkowany od czasów piastowskich.
Wychodzimy z lasu na łączki. Wszyscy się cieszą.
Teraz łączkami na górę.
Szczyt wygląda tak.
Mimo niewielkiej wysokości, Ukochana padła.
Ruszamy dalej.
To teraz na drugi szczyt - Kiecka.
Niewiele jest dróg w tych stronach, a trawa i chaszcze już duże. Granicznik odpuszczamy bo słychać grzmoty.
Jeszcze trzeba się przebić do niebieskiego szlaku.
Szlak jest, ale niebo pociemniało. Ostatecznie burza przeszła bokiem.
Wracamy do Lanckrony. Lanckoroński Anioł przy muzeum.
Tak w ogóle to pełno tutaj różnych artystów. Że niby ręcznie malowane.
Kupujemy sobie po lodziku rzemieślniczym i jestem pozytywnie zaskoczony jego wielkością. Myślałem, że za 7 zł dostanę małą gałeczkę, a tu lód-gigant. Fajna ta Lanckorona.
Schodzimy do auta.
Taka to była wycieczka
