Podsumowanie 2024 roku Wioli

Podsumowania sezonu czy jakiegoś okresu aktywności górskiej i nie tylko.
Awatar użytkownika
Wiolcia
Posty: 3677
Rejestracja: 2013-07-13, 19:14
Kontakt:

Re: Podsumowanie 2024 roku Wioli

Postautor: Wiolcia » 2025-01-03, 17:16

Sebastian pisze:Extra miałaś i tyle.

I tego się trzymajmy!

Coldman pisze:
Wiolcia pisze:
Coldman pisze:Pod zamkniętym zakładem psychiatrycznym, chociaż wtedy zmądrzałem, bo coś się zaczęło dziać o 23 i przejechałem kawałek dalej pod zamek, gdzie był zakaz i policja zrobiła kółko obok mojego samochodu, ale zrezygnowali, jak zobaczyli moje samochodowe zasłonki xD

Oo, ten zakład psychiatryczny brzmi ciekawie (właśnie czytam książkę o morderstwie w takim przybytku, polecajka Lidki)! A co się zaczęło dziać o tej 23?



Po prostu za dużo ludzi i samochodów się zaczęło kręcić, myślałem, że spokój będzie w takim miejscu, a jednak tak niebyło.
Nie czytam książek z fabułą :P


Czyli żadne siły nadprzyrodzone, odgłosy, dźwięki, dziwne postaci?
Też nie czytam. Wyjątek robię dla kryminałów, bo to dla mnie czysta rozrywka. Poza tym non-fiction. Jakoś nie mogę wrócić do fabuły.
Co w takim razie czytasz?
Awatar użytkownika
Wiolcia
Posty: 3677
Rejestracja: 2013-07-13, 19:14
Kontakt:

Re: Podsumowanie 2024 roku Wioli

Postautor: Wiolcia » 2025-01-03, 19:48

LIPIEC
Wakacje rozpoczynam od spełnienia swojego wielkiego marzenia. Od lat przymierzałam się, by tam pojechać i od lat kombinowałam, jak tam dotrzeć i nie pójść z torbami. Ten rok też nie zapowiadał się dobrze na ów kierunek, ale pomyślałam, że okazje trzeba wykorzystywać. Bo jak nie teraz, to kiedy? I pojechałam.
Islandia. Ten kraj po prostu trzeba zobaczyć. Jest tak nierealnie piękny, że szok. Wiem, że już prawie wszyscy tu byli, ale ja po raz pierwszy. Ponoć trafiliśmy na najgorsze lato od wielu sezonów. Jakoś tego nie odczułam, bo dla mnie Islandia okazała się nad wyraz łaskawa.
Przez jedenaście dni objechaliśmy całą wyspę, zapuszczając się także w interior i tamtejsze prze-pięk-ne góry oraz podejmując karkołomną decyzję, by ruszyć na Fiordy Zachodnie przy fatalnej pogodzie. Islandia wynagrodziła nam to w maskonurach.
Aż mi wstyd, że z tego wyjazdu nie opublikowałam ani jednego zdjęcia, choć bardzo chciałabym wrócić do niego wspomnieniami. Ale jeśli będziecie mieć okazję, nie odpuśćcie Islandii! To po prostu inny, fascynująco piękny, świat…
Po powrocie trochę siedzę w domu, trochę kręcę się po okolicy (Las Janowicki to zawsze dobry pomysł na spacer!), a pod koniec miesiąca ruszam w plecakową wędrówkę od bazy do bazy. Pięć dni z dobytkiem na plecach, spanie w bazach namiotowych Beskidu Żywieckiego i Orawy. Nowe doświadczenie, które chętnie powtórzę w innych tego typu przybytkach i może już nie samotnie.
Z gór wracam, a po weekendzie znów jadę. Tym razem w babskim gronie doświadczam czegoś nowego – podróżowania z przyczepą.

Obrazek

Obrazek

SIERPIEŃ
Na lipcowo-sierpniową przyczepową przygodę wybieramy Węgry. Przez kilka dni kręcimy się w okolicach Egeru, wdrapujemy z Doliny Szalajki na najwyższy szczyt Gór Bukowych (nad wyraz strome podejście!), moczymy się w gorących źródłach, błądzimy wzrokiem po bezmiarze puszty (Hortobagy) i krążymy wśród winnic okolic Tokaju. A to wszystko przyprawione porannymi kawkami i wieczornym winem oraz kalamburami. Wesoły czas!
Górsko tym razem jest ciekawie. Zeszłoroczny plecakowy wypad w Wielką Fatrę zakładał zdobycie Drienioka. Miał być głównym celem wyjazdu, ale nie wyszło. Wracamy tam zatem tego roku, ale Drieňok znów daje nam popalić i zmusza do zmiany planów! Na podejściu łapie nas deszcz i burza, więc długo przeczekujemy w lesie, chroniąc się pod drewnianą amboną i przy okazji odkrywając cyklameny fatrzańskie. Za to na górze mamy trochę podeszczowych mgieł i nawet przebłysk słońca się trafi. Drugiego dnia już na spokojnie spacerujemy po okolicy, docieramy do nieznanej nam jeszcze wieży widokowej i ruin zamku. A że to wyjazd fordziem, musi być fajnie!
W polskie góry zaglądam za to tylko rekreacyjnie – z koleżanką wdrapujemy się w celach towarzyskich i konsumpcyjnych na Kozią Górę. Są dwa romantyczne wypady – wieczorny spacer na zaporę i na „najwyższy punkt” naszej gminy, by oglądać noc Perseidów (spadały, ale średnio, jakby marzeń nie chciały spełniać…). Ze znajomymi ruszam też na jednodniówkę do Czech – zwiedzamy (ja już po raz drugi) ładne miasteczko Štramberk i jego górskie okolice. Jest też kajakowy wypad na Rudą – lubię tę rzekę, ale latem, przy niskim stanie wody, już się na nią raczej nie wybiorę…
Wakacje rozpoczęłam Skandynawią i kończę także Skandynawią. Pod koniec sierpnia ruszamy samochodami do Danii, by po krótkim zwiedzaniu Jutlandii wsiąść na prom na Wyspy Owcze. To kolejny mało budżetowy kierunek, który udaje się ogarnąć całkiem budżetowo. I znów pogoda jest dla nas nad wyraz łaskawa, ale mam pewien niedosyt tego miejsca. Wrócić będzie trudno, więc cieszę się z tego, co zobaczyłam (a krajobrazy są piękne, choć dla mnie numerem jeden jest Islandia).

Obrazek

WRZESIEŃ
W początkach września wracam z Farojów. W pierwszej połowie tego miesiąca odświeżamy sobie kajakowo Liswartę i Wartę i to jest bardzo fajny wypad, ze spaniem w domkach ukrytych w sosnowym lesie, z ciepłymi dniami i wieczornym ogniskiem oraz kąpielą w rześkiej już Warcie. Towarzysko to też świetny czas (i po raz pierwszy spływ z małymi dziećmi).
Z gór wpada tym razem Soszów przez Krzakoską Skałę (chyba pierwszy raz tam jestem). Na Soszowie trwa festiwal podróżniczy, gdzie mam prelekcję, ale zostaję tylko na jeden wieczór, by kolejnego dnia zbiec do auta i ruszać. Z gór nad morze.
Bo zaczyna się kolejne nowe doświadczenie, do którego nie byłam przekonana. Długo rozważałam, czy się zdecydować, ale gdybym nie spróbowała, nie wiedziałabym, czy warto…
Ruszyłam zatem w dziesięciodniowy rejs po Morzu Bałtyckim. Do tej pory pływałam, i to jako towarzystwo, a nie pełnoprawny majtek ;), tylko po jeziorach (lub rzekach). Bałtyk jawił mi się jako miejsce nieco przerażające… I to jeszcze pod koniec września.
Dopiero po przyjeździe do Gdańska dowiadujemy się od naszego kapitana, gdzie popłyniemy (co zależne jest od wiatrów i pogody). Pada na kierunek, który najbardziej chciałam – Bornholm (tam już byłam, ale miło sobie odświeżyć), archipelag Ertholmene (bardzo chciałam, ale kiedyś się nie udało) i Szwecja (nowy dla mnie kraj).
No cóż, znów pogodowo los nas wynagradza i początkowe bujanie nie jest mocne. Dopiero po kilku dniach mamy siedem w skali Beauforta i trzeba ubierać się w sztormiaki, szelki i przypinać do pokładu, by nie wpaść do morza. Po tym rejsie już rozumiem, co to znaczy, że jacht tańczy na wodzie i ślizga się po falach…
Bornholm po sezonie nadal jest piękny i kolorowy, Christianso i Frederikso zachwycają mnie mocno, a Szwecja okazuje się ciekawym krajem, do którego warto będzie się jeszcze wybrać na dokładniejsze zwiedzanie.
Najgorsze są tylko „przeloty” przez Bałtyk, gdy w drodze do najbliższego portu trzeba spać na morzu, nieźle buja i człowiekiem rzuca w koi jak workiem ziemniaków. A w nocy trzeba wyjść i wachtować i nie ma zmiłuj, choć jako jedyna niewiasta w załodze miałam ulgi i chłopaki często mnie wyręczali :).
No i takie to nowe doświadczenie było. Nie mówię kolejnym takim rejsom „nie”, choć wiem, że gdybyśmy od początku mieli mocny wiatr, to człowiek rzygałby jak młody kot :).

Obrazek

PAŹDZIERNIK
W październiku jest już bardziej górsko. Po raz pierwszy jesieni poszukujemy na trasie z Brennej (czarnym szlakiem spod pomnika chyba jeszcze nie szłam) na Horzelicę i Orłową. Przy okazji zwiedzam parę bunkrów po drodze.
W połowie miesiąca ruszam na ostatnią samotną plecakową wycieczkę – tym razem na Pogórze Bukowskie, w Góry Sanocko-Turczańskie i w Bieszczady. Tak prowadzi mnie zielony szlak z Zagórza pod Krysową. Potem są dwa dni w przecudnie jesiennych Bieszczadach, zachód słońca na Połoninie Caryńskiej i wschód na Rawkach. Bardzo cieszę się z tego wyjazdu!
Najpiękniejszy jesienny wyjazd tego roku (i w ogóle taki ze ścisłej czołówki) to znowu Wielka Fatra. W pierwszy dzień zaglądamy w Szypską Fatrę, bo miałam tam jeszcze parę nieznanych szczytów do zdobycia (Kecky i Radicina ze Studnicnej i sielankowe popołudnie na Dubovskich lukach). Drugi dzień jest tak piękny, że aż płakać się chce… Wreszcie udaje się (kolejne małe marzenie spełnione!) złapać przepiękną jesień na wielkofatrzańskiej grani, czyli zrobić klasyczną pętlę z Liptovskich Revucy na Ploską i pod Borisov. Ach, co to był za cudny wyjazd!!!
Pięknej jesieni liznę jeszcze na wycieczce w Beskid Śląski. To wyjście można by zatytułować „Ze szpitala w góry”.
Nie mogąc dodzwonić się do tego przybytku, by zapisać się na badanie, musiałam pofatygować się samodzielnie. A że już wylądowałam w Bielsku, szkoda było nie wykorzystać okazji. Rzut okiem na mapę i już widzę, że spod szpitala na Wyspiańskiego blisko jest na Hulankę. A tam zaczyna się czarny szlak…
Szlaki przez miasto nie są porywające, ale mam czas, dreptam sobie spokojnie obrzeżami, parkiem, ścieżkami pieszo-rowerowymi, koło lotniska w Aleksandrowicach, by po paru kilometrach dojść do niebieskich znaczków w stronę zapory w Wapienicy. Stamtąd ruszam przepięknym jesiennym lasem na Błatnią, a potem zbiegam (bo na autobus trzeba zdążyć) do Jaworza, trochę szlakiem, a trochę nowym bezszlakowym wariantem. Gdyby nie ten szpital, w życiu nie lazłabym tym czarnym szlakiem, bo po co? A tak przy okazji, czemu nie?
Potem są także góry „przy okazji”. Spotkanie grupy studenckiej. Odbywa się ono na Podhalu, więc nie mogę przepuścić szansy na choćby krótki spacer. Pierwszego dnia jest popołudniowa spiska pętla na Piłatówkę, drugiego krótka tura na Galicową Grapę, gdy okazuje się, że przy naszym noclegu biegnie szlak na tę górę i znajdujemy się już na końcu wsi, więc blisko szczytu. Poza tym pasma, w których nie mogłam być w tym roku, mogę sobie pooglądać z okien samochodu…
Wracając, przed Nowym Targiem, mijamy tuptającą po drodze neskę. Nie potrzebuje podwózki i nie daje się porwać do auta, ale przynajmniej widzimy się na chwilę po latach.
Październik to także babski wyjazd, czyli nasza coroczna tradycja z przyjaciółką Martą. Tym razem pada na pogranicze śląskiego i opolskiego: Krasiejów, Koźle, Ujazd, Sławięcice, Pławniowice, Toszek. Nie możemy sobie też odmówić i podjeżdżamy do miejscowości o wdzięcznej nazwie Zimna Wódka. A w drodze powrotnej zwiedzamy włości sprocketa, czyli Gródek. Mniej więcej rok temu byłam na Malediwach, więc w tym polskie Malediwy są jak znalazł!

Obrazek

Obrazek

LISTOPAD
W listopadzie już mnie trochę nosi, więc gdy zdarza się okazja na tani last na kierunek, który od pewnego czasu siedział mi w głowie, nie waham się długo! Tym oto sposobem lecę do Republiki Zielonego Przylądka. Głównym celem jest trekking na zielonej wyspie Santo Antao. Przez cztery dni udaje się przedreptać parę przecudnych szlaków po górach, które nawet nie wiem, jak się nazywają… Ale to nieważne – pięknie tam jest! Z mniej górskich wysp wpadają typowo plażowa Sal i kolorowe Sao Vicente, miejsce związane z Cesarią Evorą.
Wcześniej górsko jest bardziej lokalnie – udają się krótki spacer do kamieniołomu w Kozach i nad Wilcze Stawy (nadal jest ładnie jesiennie) i słoneczno-mglisty wypad na słowacką Orawę. Pętlę w okolicach Klina odkładałam już długo i wreszcie przyszedł czas, by tam pochodzić.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

GRUDZIEŃ
Pierwszy atak zimy ominął mnie, gdy hulałam po Cabo Verde, dlatego w poszukiwaniu śniegu ruszamy w początkach grudnia na „naszą” ławeczkę pod Gaikami. Śniegu jest jak na lekarstwo, ale za to można bez drgawek posiedzieć w słońcu.
Ostatni tegoroczny wyjazd jest całkiem niespodziewany. Gdy przyjaciele proponują mi paręnaście dni wcześniej wypad na Fuerteventurę, nie waham się ani chwili. Tym oto sposobem, rzutem na taśmę, udaje mi się w grudniu być na Wyspach Kanaryjskich (poza Fuertą jest też Lanzarote na jeden dzień i mała wysepka Lobos, również na jednodniówkę) i po raz pierwszy w życiu w Hiszpanii. To kolejne ciekawe doświadczenie: być na wyspie z księżycowym, bo powulkanicznym, krajobrazem. Jest też górski akcent tego wypadu (oprócz przejazdu przez góry): jednego dnia z trudno dostępnej plaży, dokąd dojeżdża się busem cztery na cztery, wracamy do miasta przez góry. Suche jak pieprz.
Okres poświąteczny obfituje w trzy wycieczki w trzy najbliższe mego domu pasma: w drugi dzień świąt ruszamy na Rysiankę, kolejnego wpadam z koleżankami na Magurkę, dwa dni później z przyjaciółmi dreptamy pod schronisko na Klimczoku. Z tego roku wypływam kajakiem, co staje się już małą tradycją. Sylwestrowy spływ Rudą zamyka ten piękny, wyjazdowy rok.

Obrazek

PODSUMOWANIE
W tym roku dni związanych z podróżą (wielodniowych, całodniowych, dojazdowych, półdniowych czy spacerowych wypadów) wyszło 194. Nie sądziłam, że pobiję poprzedni rok. To chyba mój rekord życiowy (nie licząc rowerowej Azji, gdy człowiek przez miesiące był w podróży). Myślę, że taki rok już się nie trafi.
Statystycznie zapisałam sobie to tak (zaokrąglając, bo niekiedy trochę było w dniu gór, a trochę czegoś innego, więc wpadło do innej kategorii niż góry):
- wyjazdy górskie (Polska i Słowacja): 46
- biegówki: 1
- krajoznawcze (wszelakie podróże, łącznie ze zwiedzaniem i trekkingami w czasie tych wypadów, spacery, łódki): 127
- rowerowe (w tym jeden po górach): 7
- kajaki i „okołokajaki” (dni bez pływania, ale z dojazdem czy noclegiem przed kajakami): 13

Z górskich aktywności cieszą mnie trzy plecakówki, w tym w Beskid Niski i Bieszczady. Długo będę wspominać październikową Wielką Fatrę – jeden z lepszych wyjazdów w mym życiu pod względem urody.

Podróżniczo było bogato. Zobaczyłam sporo nowych krajów (osiem): Republikę Zielonego Przylądka w Afryce, Sri Lankę w Azji, a w Europie: Portugalię (dzięki Maderze), Cypr (południowy i turecki – północny), Islandię, Wyspy Owcze, Szwecję, Hiszpanię (dzięki Wyspom Kanaryjskim). Poza Szwecją (gdzie też zwiedziliśmy małą wyspę Hano) wszystkie te miejsca są wyspami.

Byłam też kolejny raz w ośmiu znanych już sobie państwach: we Włoszech, w Watykanie, na Chorwacji, w Turcji, Danii (dwa razy: na Jutlandii i potem, w czasie bałtyckiego rejsu, na Bornholmie – kolejnej wyspie), na Węgrzech i oczywiście w Czechach i na Słowacji.

Kajakowo poznałam dwie nowe rzeki: Luciążę i Kamienną.

Ten rok to też sporo nowych doświadczeń: pierwsze w życiu morsowanie, pierwszy raz na trójkołowej trajce, nowość w postaci podróży i spania w przyczepie kempingowej, pierwszy w życiu rejs po „słonej wodzie” w wydaniu naszego Bałtyku.

Poza tym siedem prelekcji, w tym dwie na lokalnych podróżniczych festiwalach. I ciągłość, od poprzedniego roku, saunowania. Stanęło toto w naszym ogrodzie po pobycie w Finlandii i dzięki regularnemu używaniu w tym sezonie jesienno-zimowo-wiosennym nie złapałam żadnego przeziębienia!

Co dalej? W tym roku skończy się rumakowanie… Po dwóch latach intensywnych podróży czas wrócić do codziennego kieratu obowiązków. Ale jeszcze przed tym chcę pozwolić sobie na małe szaleństwo i spełnienie kolejnego marzenia… Już całkiem niedługo może się udać.
Poza tym to rok zmian. Czeka mnie, niestety, dłuższa przerwa od gór. Nie wiem, jak to przeżyję…
Ale gdy drzwi się zamykają, otwiera się okno. Może dzięki temu pojawią się nowe możliwości? Nie wiem, jak ułoży się ten rok. Oby tylko zdrowie dopisało – to jakoś będzie.
To już koniec. Dziękuję za przeczytanie tego elaboratu.
Awatar użytkownika
Adrian
Posty: 10088
Rejestracja: 2017-11-13, 12:17

Re: Podsumowanie 2024 roku Wioli

Postautor: Adrian » 2025-01-03, 20:33

Ja cię kręcę :o-o tyle marzeń na raz spełniłaś, że innym mogłoby zycia zabraknąć :lol

Szałowo to wygląda, tyle krajów, tyle pięknych miejsc, czapki z głów :brawo1

Oby zdrowie dopisało na dalszą część marzeń, choć jakoś ciężko mi sobie wyobrazić co dalej, skoro tak dobrze już było ;)

Powodzenia!
Awatar użytkownika
marekw
Posty: 4066
Rejestracja: 2014-06-18, 18:04
Lokalizacja: Sucha Beskidzka

Re: Podsumowanie 2024 roku Wioli

Postautor: marekw » 2025-01-04, 07:04

Wiolciu jesteś nie do pobicie.Cudowny rok.Szkoda,że tak mało zdjęć.Ale szacun,że chciało Ci się przygotować to zestawienie.Oby ten sezon był równie obfity w podróże.
Awatar użytkownika
Sebastian
Posty: 6429
Rejestracja: 2017-11-09, 17:18
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Re: Podsumowanie 2024 roku Wioli

Postautor: Sebastian » 2025-01-04, 12:58

Cóż, druga część równie powalająca jak pierwsza: Islandia, Wyspy Owcze, Azory, Kanary, Atlantydy tylko brakuje ;) Rok niesamowity, prawdziwy "gap year". Z końcówki elaboratu przebija jakiś smutek, mam nadzieję, że będzie dobrze.
Nie zaniedbałaś mimo to naszych gór, Bieszczady w październiku zawsze miłe dla oka, ale wychwyciłem jeszcze jedną twoją genialną wycieczkę: dla mnie Ploska i Borisov z Liptovskej Revucy to absolutny słowacki top.
Awatar użytkownika
Pudelek
Posty: 8581
Rejestracja: 2013-07-08, 15:01
Lokalizacja: Oberschlesien

Re: Podsumowanie 2024 roku Wioli

Postautor: Pudelek » 2025-01-04, 15:22

Po takich podsumowaniach wstyd wrzucać swoje...
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Awatar użytkownika
Lidka
Posty: 512
Rejestracja: 2022-01-26, 14:36

Re: Podsumowanie 2024 roku Wioli

Postautor: Lidka » 2025-01-04, 18:12

W tym roku skończy się rumakowanie… Po dwóch latach intensywnych podróży czas wrócić do codziennego kieratu obowiązków. Ale jeszcze przed tym chcę pozwolić sobie na małe szaleństwo i spełnienie kolejnego marzenia… Już całkiem niedługo może się udać.

Spełniaj te marzenia! I otwieraj okna :)
Moze kiedyś uda się spotkać, to będziesz opowiadać opowiadać opowiadać :lol
Podróżnik widzi to, co widzi. Turysta widzi to, co przyszedł zobaczyć. (Gilbert Keith Chesterton).
Awatar użytkownika
sprocket73
Posty: 6124
Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
Kontakt:

Re: Podsumowanie 2024 roku Wioli

Postautor: sprocket73 » 2025-01-04, 18:28

Nie wiem dlaczego, ale żółto-biało-niebieska kolorystyka ostatniego secika mnie się najbardziej podoba, naprawdę. Bo nie wierzyłaś i myślałaś, że trolluję ;)

A ogólnie rok obłędny! :) Dla mnie zawsze Buba była rekordzistką jeżeli chodzi o priorytet podróży nad resztą życia. Wydaje mi się, że ją pobiłaś ;)
Awatar użytkownika
Wiolcia
Posty: 3677
Rejestracja: 2013-07-13, 19:14
Kontakt:

Re: Podsumowanie 2024 roku Wioli

Postautor: Wiolcia » 2025-01-04, 19:11

Adrian pisze:Oby zdrowie dopisało na dalszą część marzeń, choć jakoś ciężko mi sobie wyobrazić co dalej, skoro tak dobrze już było ;)
Powodzenia!

Trudno ciągle pobijać rekordy, zresztą nie o to chodzi. Jeśli w tym roku będzie choć połowa tego, co w zeszłym, będę zadowolona. Będę się starać wykorzystywać okazje, a co z tego wyjdzie, zobaczymy. Na pewno będzie mniej intensywnie i spokojniej.

marekw pisze:Wiolciu jesteś nie do pobicie.Cudowny rok.Szkoda,że tak mało zdjęć.Ale szacun,że chciało Ci się przygotować to zestawienie.Oby ten sezon był równie obfity w podróże.

Dziękuję, marku. Kiedyś nie robiłam podsumowań, dopiero od pewnego czasu udaje mi się robić takie zestawienia. Niech chociaż tyle, jeśli relacji z wyjazdów jest mało.

Sebastian pisze:Cóż, druga część równie powalająca jak pierwsza: Islandia, Wyspy Owcze, Azory, Kanary, Atlantydy tylko brakuje ;) Rok niesamowity, prawdziwy "gap year". Z końcówki elaboratu przebija jakiś smutek, mam nadzieję, że będzie dobrze.
Nie zaniedbałaś mimo to naszych gór, Bieszczady w październiku zawsze miłe dla oka, ale wychwyciłem jeszcze jedną twoją genialną wycieczkę: dla mnie Ploska i Borisov z Liptovskej Revucy to absolutny słowacki top.

Na Azorach nie byłam :). Ale jest w planach, na kiedyś...
Rzeczywiście miałam taki "gap year". A może i więcej niż rok.
Smutek może nie, raczej niepewność, jak się ten rok ułoży. Bo pod paroma względami będzie to znów rok zmian. Tak myślę. Ale co będzie, pokażą następne miesiące.
Ta jesienna wycieczka w Wielkiej Fatrze rzeczywiście była genialna. Nie wchodziliśmy nawet na Borisov, jakoś nikt nie czuł potrzeby, by gdzieś jeszcze włazić, gdy wokół było tak pięknie. Bo cała trasa to jesienna rewelacja. Jeszcze ładną zimą pojechałabym w Fatrę, też może być interesująco.

Pudelek pisze:Po takich podsumowaniach wstyd wrzucać swoje...

Wcale nie. Ja lubię czytać wszelkie podsumowania, nawet jeśli ktoś był tylko na paru wycieczkach. Zawsze to inny punkt widzenia, nowe miejsca, w których ktoś był, inspiracje. Zresztą, jak już tu była mowa, ilość jest sprawą drugorzędną.

sprocket73 pisze:Nie wiem dlaczego, ale żółto-biało-niebieska kolorystyka ostatniego secika mnie się najbardziej podoba, naprawdę. Bo nie wierzyłaś i myślałaś, że trolluję ;)

A ogólnie rok obłędny! :) Dla mnie zawsze Buba była rekordzistką jeżeli chodzi o priorytet podróży nad resztą życia. Wydaje mi się, że ją pobiłaś ;)

Jakoś nie kojarzyłam Ciebie z plażami, stąd może mój dystans. No bo na forum ciągle o kolorkach i takie tam, więc się zastanawiałam, o co chodzi :).
W tym roku rzeczywiście priorytetem były podróże. Ale już wracam na ziemię.
Awatar użytkownika
Coldman
Posty: 1445
Rejestracja: 2020-05-19, 22:34
Lokalizacja: Wysoczyzna Kaliska
Kontakt:

Re: Podsumowanie 2024 roku Wioli

Postautor: Coldman » 2025-01-04, 19:37

Masz jeszcze w Polsce jakieś czarne plamy ?
Świat gór! Aby go nazwać swoim, trzeba zainwestować znacznie więcej niż krótkotrwałą radość oczu. I może dlatego właśnie człowiek naprawdę kochający góry chce znosić trudy, wyrzeczenia i niebezpieczeństwa na ich skalnych szlakach
Awatar użytkownika
sprocket73
Posty: 6124
Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
Kontakt:

Re: Podsumowanie 2024 roku Wioli

Postautor: sprocket73 » 2025-01-04, 20:16

Wiolcia pisze:Ale już wracam na ziemię.

To teraz jesteś w kosmicznej? w sumie mnie to wcale nie dziwi ;)
Awatar użytkownika
buba
Posty: 6399
Rejestracja: 2013-07-09, 07:07
Lokalizacja: Oława
Kontakt:

Re: Podsumowanie 2024 roku Wioli

Postautor: buba » 2025-01-06, 17:57

moczymy się w gorących źródłach


Udało sie wam moze namierzyć jakieś węgierskie ciepłe źródła, które nie są aquaparkiem? Bo ponoc gdzies tam są...

Nie mówię kolejnym takim rejsom „nie”, choć wiem, że gdybyśmy od początku mieli mocny wiatr, to człowiek rzygałby jak młody kot :).


Mnie wystarczył półgodzinny "rejs" stateczkiem spacerowym "Jednorożec" chyba 500 metrów od portu w Ustce, żeby wiedzieć, że absolutnie NIE. A ponoc tego dnia prawie wcale nie bujało. To taki stateczek z cyklu zlot emerytów i niemowlęta na rękach, a ja przez pozostałe pół dnia nie mogłam dojść do siebie i na równej drodze sie wywalałam bo świat zaczynał mi wirować jakby się wściekł. Wiec samo wyobrażenie takiego rejsu.... brrrr...

W tym roku dni związanych z podróżą (wielodniowych, całodniowych, dojazdowych, półdniowych czy spacerowych wypadów) wyszło 194.


Ale jaja! Czytając wczesniejsze opisy byłam pewna, ze 250-300 jak nic. W sensie miedzy wyjazdami tylko krótka przepierka, przepakowanie i fruu dalej. Nie wiem jakim cudem udało ci się to tak "upakować", zdążyć, ścisnąć? Bo jednocześnie nie mam poczucia z twoich opisów jakiejś dzikiej gonitwy czy zapierdzielu z goniącym czasem. Raczej we wspomnieniach tchnie sielanką.

Po dwóch latach intensywnych podróży czas wrócić do codziennego kieratu obowiązków.


Czyzby to był ten sławny dwuletni płatny urlop? Bo mój tata był na takim, no ale go nie wykorzystał tak dobrze jak mógł.

Poza tym to rok zmian. Czeka mnie, niestety, dłuższa przerwa od gór. Nie wiem, jak to przeżyję…
Ale gdy drzwi się zamykają, otwiera się okno. Może dzięki temu pojawią się nowe możliwości? Nie wiem, jak ułoży się ten rok. Oby tylko zdrowie dopisało – to jakoś będzie.


Kurde... Nie spodziewałam się takiego zakonczenia... W sensie przerwa od gór, ale np. rower czy kajaki dalej będą w uzyciu?

Oj tak - byle zdrowie dopisywało, to wszystko inne da się ogarnąć! Zatem tego życze!

Dla mnie zawsze Buba była rekordzistką jeżeli chodzi o priorytet podróży nad resztą życia. Wydaje mi się, że ją pobiłaś ;)


Zapomniałeś jeszcze o Nesce - co ta wyprawiała! Nawet ze spania zrezygnowała, żeby więcej mieć czasu na podróże ;)

Po takich podsumowaniach wstyd wrzucać swoje...


Pudel nie szukaj pretekstów aby się obijać! I wrzuc podsumowanie, ale takie całościowe a nie tylko góry!
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
buba
Posty: 6399
Rejestracja: 2013-07-09, 07:07
Lokalizacja: Oława
Kontakt:

Re: Podsumowanie 2024 roku Wioli

Postautor: buba » 2025-01-07, 11:05

Coldman pisze:Masz jeszcze w Polsce jakieś czarne plamy ?


Mam podejrzenia, że mogła nie być w Bytomiu ;)
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"



na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
Wiolcia
Posty: 3677
Rejestracja: 2013-07-13, 19:14
Kontakt:

Re: Podsumowanie 2024 roku Wioli

Postautor: Wiolcia » 2025-01-08, 19:04

Lidka pisze:
W tym roku skończy się rumakowanie… Po dwóch latach intensywnych podróży czas wrócić do codziennego kieratu obowiązków. Ale jeszcze przed tym chcę pozwolić sobie na małe szaleństwo i spełnienie kolejnego marzenia… Już całkiem niedługo może się udać.

Spełniaj te marzenia! I otwieraj okna :)
Moze kiedyś uda się spotkać, to będziesz opowiadać opowiadać opowiadać :lol

Może się uda... Choć ja jestem kiepska w opowiadaniu. A gdzie Ty mieszkasz?

Coldman pisze:Masz jeszcze w Polsce jakieś czarne plamy ?

Chodzi Ci o cały kraj czy góry?
Bo i tu, i tu mam sporo. Polskie góry ogólnie kojarzę, południe Polski raczej też. Najgorzej z rejonami zachodnim i północno-zachodnim.

sprocket73 pisze:
Wiolcia pisze:Ale już wracam na ziemię.

To teraz jesteś w kosmicznej? w sumie mnie to wcale nie dziwi ;)

Kosmiczna jest za wysoko, wolę jednak niższe rejony.
A teraz to w sumie nie wiem, gdzie jestem. Muszę się jeszcze określić ;).

buba pisze:
Coldman pisze:Masz jeszcze w Polsce jakieś czarne plamy ?


Mam podejrzenia, że mogła nie być w Bytomiu ;)

Przejazdem byłam. Stacjonarnie chyba też. U jakiejś cioci (ale nie na imieninach).
Awatar użytkownika
Wiolcia
Posty: 3677
Rejestracja: 2013-07-13, 19:14
Kontakt:

Re: Podsumowanie 2024 roku Wioli

Postautor: Wiolcia » 2025-01-08, 19:15

buba pisze:
moczymy się w gorących źródłach


Udało sie wam moze namierzyć jakieś węgierskie ciepłe źródła, które nie są aquaparkiem? Bo ponoc gdzies tam są...

Nie bardzo. To był krótki wyjazd, raczej takie ogólne rozpoznanie okolicy. Gorących źródeł jest tam pełno, mijaliśmy sporo skomercjalizowanych, więc i dzikie pewnie by się znalazły. Ale na to trzeba by było więcej czasu.

buba pisze:
Nie mówię kolejnym takim rejsom „nie”, choć wiem, że gdybyśmy od początku mieli mocny wiatr, to człowiek rzygałby jak młody kot :).


Mnie wystarczył półgodzinny "rejs" stateczkiem spacerowym "Jednorożec" chyba 500 metrów od portu w Ustce, żeby wiedzieć, że absolutnie NIE. A ponoc tego dnia prawie wcale nie bujało. To taki stateczek z cyklu zlot emerytów i niemowlęta na rękach, a ja przez pozostałe pół dnia nie mogłam dojść do siebie i na równej drodze sie wywalałam bo świat zaczynał mi wirować jakby się wściekł. Wiec samo wyobrażenie takiego rejsu.... brrrr...

Dlatego miałam opory. Bo początek i koniec na Bałtyku były nieco trudne. Więc średnio się widzę przy mocnym bujaniu. W pierwszą noc załatwienie sprawy w kibelku było traumatycznym przeżyciem. Najlepiej było wtedy funkcjonować pod pokładem na leżąco :).

buba pisze:
W tym roku dni związanych z podróżą (wielodniowych, całodniowych, dojazdowych, półdniowych czy spacerowych wypadów) wyszło 194.


Ale jaja! Czytając wczesniejsze opisy byłam pewna, ze 250-300 jak nic. W sensie miedzy wyjazdami tylko krótka przepierka, przepakowanie i fruu dalej. Nie wiem jakim cudem udało ci się to tak "upakować", zdążyć, ścisnąć? Bo jednocześnie nie mam poczucia z twoich opisów jakiejś dzikiej gonitwy czy zapierdzielu z goniącym czasem. Raczej we wspomnieniach tchnie sielanką.

Tyle dni? Nieee, to byłaby przesada :). Ja to jednak nie umiałabym ciągle podróżować. Lubię te przerwy "pomiędzy", swoją kanapę i inne domowe przyjemności. Ostatnio, jak miałam w krótkim czasie dwa wyjazdy, a pomiędzy skumulowało mi się dużo rzeczy do załatwienia, to trochę ten pęd był przytłaczający.
Przerwy są dobre, by nabrać ochoty na nowe wyjazdy. Zresztą nie wszystkie z tych wyjazdów były długie i całodniowe. Taki miks różnych.

buba pisze:
Po dwóch latach intensywnych podróży czas wrócić do codziennego kieratu obowiązków.


Czyzby to był ten sławny dwuletni płatny urlop? Bo mój tata był na takim, no ale go nie wykorzystał tak dobrze jak mógł.

Oo, nawet nie wiem, co to jest? Można gdzieś dostać dwa lata płatnego urlopu???
Mnie to w życiu takie "bonusy" zazwyczaj omijały.

buba pisze:
Poza tym to rok zmian. Czeka mnie, niestety, dłuższa przerwa od gór. Nie wiem, jak to przeżyję…
Ale gdy drzwi się zamykają, otwiera się okno. Może dzięki temu pojawią się nowe możliwości? Nie wiem, jak ułoży się ten rok. Oby tylko zdrowie dopisało – to jakoś będzie.


Kurde... Nie spodziewałam się takiego zakonczenia... W sensie przerwa od gór, ale np. rower czy kajaki dalej będą w uzyciu?

Oj tak - byle zdrowie dopisywało, to wszystko inne da się ogarnąć! Zatem tego życze!

Mam nadzieję na więcej kajaków i roweru. Jest na to nawet szansa.
A góry - to nie kwestie zdrowotne, choć z tym też już nie tak, jak kiedyś.
Dzięki za życzenia! Wszyscy sobie tego życzmy :).

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 7 gości