Zaułkami Bytomia
Kolejna część mojej rowerowej wycieczki to rejon ul. Musialika, Alojzjanów. Sprzed 20 lat, pamiętam, że tu była w miarę zwarta zabudowa kamienic. Jakie jest więc moje zdumienie, gdy teraz widzę te tereny! Chyba połowa budynków zniknęła! Rozebrali? Albo zawaliły się same? Kamienice stoją przeważnie pojedynczo, przeplatane sporymi, pustymi placami albo zagajnikami. Teren jest przestronny i zielony… Tu przeważnie nie trzeba wchodzić na podwórko bramą - nieraz wystarczy objechać kamienicę dookoła polnymi lub leśnymi ścieżkami. W wersji rowerowej to całkiem dobre rozwiązanie!
Strasznie mi żal, że nie porobiłam tu zdjęć przed laty… Toż ze szkoły miałam tu rzut beretem! Ciekawe byłoby teraz porównać dokładnie te same miejsca, ale naznaczone upływem czasu…
I teraz pytanie - czy dobrze mi się wydaje, że ta kamienica kiedyś stała przytulona do innych? Bo tak jakoś dziwnie wygląda samotnie… Jakby za wysoka, jakby za chuda, jakby za wąska?
Bo do tej to bank coś przylegało - z obu stron widać ślady po oderwanych fragmentach…
Albo tu… przestrzeń… puste place… Domy urwane jakby w połowie….
Tu chyba też coś stało obok.. Jakby czegoś brakowało? Jak sięgam gdzieś głęboko w zaułki pamięci - to coś mi mówi, że było tu inaczej...
Wszędzie rudość cegły i zieleń. Lubię to połączenie kolorów, takie miłe dla oka!
I nowe desenie schodowych wycinanek. Zbiorę je później gdzieś do kupy w osobną relację!
Komórki, szopki, kamerliki, gołębniki, domeczki na kurzej stopce!
W krainie powiewającego prania. Ciuchy nabierają aromatu wiatru i słońca, a i powietrze wokół całe się robi przesycone świeżością!
Ten budynek miał chyba inne funkcje niż mieszkalne?
Okna pełne nieba…
Gdy zaglądam do jednej z opuszczonych kamienic: “Ej, kuliżanko! Jeśli ty za złomem to nie masz tu co iść! Ta kamienica (tu wskazuje paluchem na pustostan) jest już cała wyczyszczona, tu ścisza głos - przez nas. Jest czysto. Szkoda twojego czasu… Tłumaczę mu, że ja szukam starych napisów na ścianach. “A to twoje napisy pewnie są, bo nas napisy nie ciekawią. Zatem nasze zainteresowania się nie pokrywają. I sobie nie idą w paradę. Zatem żegnam kuliżankę i życzę miłego dnia!”. Hmmm. chyba badał czy ja nie konkurencja!
Podwórko schowane za wysokim ceglanym murem…
Albo za murem ceglasto - kamienistym.
A tu mur nakrapiany! Jak muchomor! Dla urody? Czy miało to jakieś funkcje praktyczne?
Brama z obrotowym fotelem.
Kolega Socha coś nie jest lubiany na dzielnicy
A tu rzut oka na “promenadę” - nowy, szeroki chodnik przecinający dzielnice... Nie wiem czy to była tutaj najpotrzebniejsza inwestycja, czy po prostu trzeba było wydać kase? Równolegle przebiega promenada z dawnych lat.. Też szeroka, z asfaltu, ale już nieco liźnięta patyną...
Ale trzeba przyznać, że siłownię to zrobili porządną! Takiej pod gołym niebem to jeszcze w żadnym mieście nie widziałam! Pozostaje mieć nadzieję, że nie skończy na pobliskim złomie...
Ścieżki, podwórka, ulice, wszystko otulone zielenią. Miłe, pyliste zaułki przepełnione grą świerszczy... Jest niesamowicie cicho a w powietrzu unosi się spokój. Czy tu zawsze tak jest? Czy to z racji na wakacje? Albo wtorkowe wczesne popołudnie? A może to ten upał? Dziś dobija pod 40 stopni!
Przysiadam sobie na jednym z murków celem zjedzenia drugiego śniadania. Ledwo rzuciłam rower w trawę i wyjęłam produkty - podchodzi do mnie jakiś koleś o wyglądzie i zapachu żulika - i zaczyna coś nawijać po niemiecku. Niemiecki to ja kiedyś miałam w szkole (i nawet się lubiłam go uczyć - w odróżnieniu od zawsze znienawidzonego angielskiego), ale to było ponad 20 lat temu, więc pamiętam ogólnie NIC. Nie wiem czemu koleś wziął mnie za obcokrajowca i to jeszcze zza zachodniej granicy? Czy tam jeżdżą na takich obdrachanych rowerach i żreją pasztety podlaskie na murkach pod krzewami dzikiego bzu? Albo to o te warkocze chodzi? Że tam te kelnerki z Oktoberfest takie mają? (acz one mają też w pakiecie większe cycki i bardziej na wierzchu ) Gdy wyjaśniam gościowi, że ma jak najbardziej do czynienia z tuziemcem, zaczyna on klasyczny wstęp: "Kierowniczko, czy mogę o coś zapytać?" Można się już domyśleć o co biega. Chce na piwo. Mówię mu więc, że sama bym chętnie piwko wypiła, ale niestety mi kasy nie starczyło. Co jest zresztą zgodne z prawdą - ubrałam dziś inne spodnie i zamiast planowanych 50 zł w kieszeni - miałam tylko 10. Starczyło więc tylko na chleb, pasztet, musztardę i dużo wody. Jak się popyla na rowerze przy +40 stopniach - to się chce pić (5 litrów wypiłam za dzień wycieczki). Koleś kiwa głową, patrzy na moje produkty i nagle zaczyna tą głową kręcić z niesmakiem - "ale z tą musztardą to przegięłaś! byłoby na piwo!". Dobry pasztet to można zjeść sam, ale do takiego z puszki? co pies z budą i łańcuchem jest tam zmielony, to moim zdaniem musztarda jest konieczna. Koleś śmieje się z budy i łańcucha, po czym twierdzi, że takową budę (nawet jak z musztardą) to niezdrowo wodą popijać. Wyciąga z siatki piwo - i mi daje. "Masz. Mam dwa. A pod Lidla se pójdę - to jakąś kaskę na kolejne se skołuje. Smacznego i miłej wycieczki". Koleś się oddala, krokiem sugerującym, że dziś już kilka piwek zapodał. Patrzę co trzymam w ręce, już mam otwierać, ale jakoś nieco tracę ochotę.. Karpackie czarne, 9%... To nie będzie ani smaczne ani wskazane dla jazdy rowerem po upale... Coż.. Pakuję piwo do plecaka i jadę dalej. Kilka godzin później zauważam pana w średnim wieku, o sympatycznej gębie, który siedzi na murku w cieniu opuszczonej kamienicy. Podchodzę i pytam "Przepraszam kierowniku, czy mogę o coś zapytać?". Gość wlepia we mnie zdumione oczy. "Bo ja mam piwo na zbyciu. Może by pan miał ochotę?". Odpowiedź jest oczywiście wiadoma. W zamian dostaję pełen pakiet opowieści o okolicy, kto z kim i dlaczego, kogo zadźgali w latach 90 tych, kto wyjechał, a kto wrócił i w które rejony ksiądz po kolędzie nie chodzi z ministrantem, a z ochroniarzem
W świecie różnobarwnych garaży.
Imponujące murale giganty! Chyba malowane na pełnym legalu bo takie staranne...
Huśtawki z dawnych lat.. Jak widać kiedyś stały w cieniu drzew.. Teraz drzewa wymieniono na zestaw śmietników..
Auto dopasowane w klimatach do zabudowy.
To jakaś reguła - że głównie opuszczone są partery kamienic?
A tu wygląda - jakby na dachu wypatroszonej kamienicy siedzieli ludzie przy stolikach. Zrobili kawiarnię na dachu? Jakieś eleganty winko z kieliszków popijają! Że co?
Okazuje się, że pomiędzy kamienice wklinowano nowy hotel! I po prostu perspektywa bywa myląca!
A kawałek dalej już kończy się miasto... pola, łąki, zagajniki... I szutrowa droga wiedzie w dal...
Jadę sobie ścieżynką wśród zarośli, murków i gruzowisk. Mijam dziecko. Na oko 4-5 lat. Zupełnie samo. I jeszcze niesie (a raczej ciągnie za sobą) worek większy jak ono! Widać, że jest mu ciężko, co chwilę przystaje, sapie, ociera pot z czoła. Maleństwo - coś jak mój kabaczek. Sprawa mi nie daje spokoju, zawracam i pytam malucha, że może mu pomogę nieść ten worek. Można przewiesić przez rower i choć kawałek będzie mu lżej. Dzieciak kręci głową, w jego oczach widać strach, stara się trzymać dystans ode mnie przynajmniej 3- 4 metry. W końcu porzuca worek i daje drapaka w krzaki. Na tyle, że znika daleko za jakimś murem. Co za licho! Zaraz mi się przypominają historie o sysunach! Czuję zimny dreszcz na plecach. Ale jednak ciekawość jest silniejsza. Zaglądam do porzuconego worka. Kafle piecowe. Stare, połupane, ładnie rzeźbione kafle. W różnych deseniach i kolorach. Ten worek waży z 20 kg! Nie dałabym za bardzo rady pomóc w niesieniu... Miejsce to opuszczam dosyć szybko
cdn
Strasznie mi żal, że nie porobiłam tu zdjęć przed laty… Toż ze szkoły miałam tu rzut beretem! Ciekawe byłoby teraz porównać dokładnie te same miejsca, ale naznaczone upływem czasu…
I teraz pytanie - czy dobrze mi się wydaje, że ta kamienica kiedyś stała przytulona do innych? Bo tak jakoś dziwnie wygląda samotnie… Jakby za wysoka, jakby za chuda, jakby za wąska?
Bo do tej to bank coś przylegało - z obu stron widać ślady po oderwanych fragmentach…
Albo tu… przestrzeń… puste place… Domy urwane jakby w połowie….
Tu chyba też coś stało obok.. Jakby czegoś brakowało? Jak sięgam gdzieś głęboko w zaułki pamięci - to coś mi mówi, że było tu inaczej...
Wszędzie rudość cegły i zieleń. Lubię to połączenie kolorów, takie miłe dla oka!
I nowe desenie schodowych wycinanek. Zbiorę je później gdzieś do kupy w osobną relację!
Komórki, szopki, kamerliki, gołębniki, domeczki na kurzej stopce!
W krainie powiewającego prania. Ciuchy nabierają aromatu wiatru i słońca, a i powietrze wokół całe się robi przesycone świeżością!
Ten budynek miał chyba inne funkcje niż mieszkalne?
Okna pełne nieba…
Gdy zaglądam do jednej z opuszczonych kamienic: “Ej, kuliżanko! Jeśli ty za złomem to nie masz tu co iść! Ta kamienica (tu wskazuje paluchem na pustostan) jest już cała wyczyszczona, tu ścisza głos - przez nas. Jest czysto. Szkoda twojego czasu… Tłumaczę mu, że ja szukam starych napisów na ścianach. “A to twoje napisy pewnie są, bo nas napisy nie ciekawią. Zatem nasze zainteresowania się nie pokrywają. I sobie nie idą w paradę. Zatem żegnam kuliżankę i życzę miłego dnia!”. Hmmm. chyba badał czy ja nie konkurencja!
Podwórko schowane za wysokim ceglanym murem…
Albo za murem ceglasto - kamienistym.
A tu mur nakrapiany! Jak muchomor! Dla urody? Czy miało to jakieś funkcje praktyczne?
Brama z obrotowym fotelem.
Kolega Socha coś nie jest lubiany na dzielnicy
A tu rzut oka na “promenadę” - nowy, szeroki chodnik przecinający dzielnice... Nie wiem czy to była tutaj najpotrzebniejsza inwestycja, czy po prostu trzeba było wydać kase? Równolegle przebiega promenada z dawnych lat.. Też szeroka, z asfaltu, ale już nieco liźnięta patyną...
Ale trzeba przyznać, że siłownię to zrobili porządną! Takiej pod gołym niebem to jeszcze w żadnym mieście nie widziałam! Pozostaje mieć nadzieję, że nie skończy na pobliskim złomie...
Ścieżki, podwórka, ulice, wszystko otulone zielenią. Miłe, pyliste zaułki przepełnione grą świerszczy... Jest niesamowicie cicho a w powietrzu unosi się spokój. Czy tu zawsze tak jest? Czy to z racji na wakacje? Albo wtorkowe wczesne popołudnie? A może to ten upał? Dziś dobija pod 40 stopni!
Przysiadam sobie na jednym z murków celem zjedzenia drugiego śniadania. Ledwo rzuciłam rower w trawę i wyjęłam produkty - podchodzi do mnie jakiś koleś o wyglądzie i zapachu żulika - i zaczyna coś nawijać po niemiecku. Niemiecki to ja kiedyś miałam w szkole (i nawet się lubiłam go uczyć - w odróżnieniu od zawsze znienawidzonego angielskiego), ale to było ponad 20 lat temu, więc pamiętam ogólnie NIC. Nie wiem czemu koleś wziął mnie za obcokrajowca i to jeszcze zza zachodniej granicy? Czy tam jeżdżą na takich obdrachanych rowerach i żreją pasztety podlaskie na murkach pod krzewami dzikiego bzu? Albo to o te warkocze chodzi? Że tam te kelnerki z Oktoberfest takie mają? (acz one mają też w pakiecie większe cycki i bardziej na wierzchu ) Gdy wyjaśniam gościowi, że ma jak najbardziej do czynienia z tuziemcem, zaczyna on klasyczny wstęp: "Kierowniczko, czy mogę o coś zapytać?" Można się już domyśleć o co biega. Chce na piwo. Mówię mu więc, że sama bym chętnie piwko wypiła, ale niestety mi kasy nie starczyło. Co jest zresztą zgodne z prawdą - ubrałam dziś inne spodnie i zamiast planowanych 50 zł w kieszeni - miałam tylko 10. Starczyło więc tylko na chleb, pasztet, musztardę i dużo wody. Jak się popyla na rowerze przy +40 stopniach - to się chce pić (5 litrów wypiłam za dzień wycieczki). Koleś kiwa głową, patrzy na moje produkty i nagle zaczyna tą głową kręcić z niesmakiem - "ale z tą musztardą to przegięłaś! byłoby na piwo!". Dobry pasztet to można zjeść sam, ale do takiego z puszki? co pies z budą i łańcuchem jest tam zmielony, to moim zdaniem musztarda jest konieczna. Koleś śmieje się z budy i łańcucha, po czym twierdzi, że takową budę (nawet jak z musztardą) to niezdrowo wodą popijać. Wyciąga z siatki piwo - i mi daje. "Masz. Mam dwa. A pod Lidla se pójdę - to jakąś kaskę na kolejne se skołuje. Smacznego i miłej wycieczki". Koleś się oddala, krokiem sugerującym, że dziś już kilka piwek zapodał. Patrzę co trzymam w ręce, już mam otwierać, ale jakoś nieco tracę ochotę.. Karpackie czarne, 9%... To nie będzie ani smaczne ani wskazane dla jazdy rowerem po upale... Coż.. Pakuję piwo do plecaka i jadę dalej. Kilka godzin później zauważam pana w średnim wieku, o sympatycznej gębie, który siedzi na murku w cieniu opuszczonej kamienicy. Podchodzę i pytam "Przepraszam kierowniku, czy mogę o coś zapytać?". Gość wlepia we mnie zdumione oczy. "Bo ja mam piwo na zbyciu. Może by pan miał ochotę?". Odpowiedź jest oczywiście wiadoma. W zamian dostaję pełen pakiet opowieści o okolicy, kto z kim i dlaczego, kogo zadźgali w latach 90 tych, kto wyjechał, a kto wrócił i w które rejony ksiądz po kolędzie nie chodzi z ministrantem, a z ochroniarzem
W świecie różnobarwnych garaży.
Imponujące murale giganty! Chyba malowane na pełnym legalu bo takie staranne...
Huśtawki z dawnych lat.. Jak widać kiedyś stały w cieniu drzew.. Teraz drzewa wymieniono na zestaw śmietników..
Auto dopasowane w klimatach do zabudowy.
To jakaś reguła - że głównie opuszczone są partery kamienic?
A tu wygląda - jakby na dachu wypatroszonej kamienicy siedzieli ludzie przy stolikach. Zrobili kawiarnię na dachu? Jakieś eleganty winko z kieliszków popijają! Że co?
Okazuje się, że pomiędzy kamienice wklinowano nowy hotel! I po prostu perspektywa bywa myląca!
A kawałek dalej już kończy się miasto... pola, łąki, zagajniki... I szutrowa droga wiedzie w dal...
Jadę sobie ścieżynką wśród zarośli, murków i gruzowisk. Mijam dziecko. Na oko 4-5 lat. Zupełnie samo. I jeszcze niesie (a raczej ciągnie za sobą) worek większy jak ono! Widać, że jest mu ciężko, co chwilę przystaje, sapie, ociera pot z czoła. Maleństwo - coś jak mój kabaczek. Sprawa mi nie daje spokoju, zawracam i pytam malucha, że może mu pomogę nieść ten worek. Można przewiesić przez rower i choć kawałek będzie mu lżej. Dzieciak kręci głową, w jego oczach widać strach, stara się trzymać dystans ode mnie przynajmniej 3- 4 metry. W końcu porzuca worek i daje drapaka w krzaki. Na tyle, że znika daleko za jakimś murem. Co za licho! Zaraz mi się przypominają historie o sysunach! Czuję zimny dreszcz na plecach. Ale jednak ciekawość jest silniejsza. Zaglądam do porzuconego worka. Kafle piecowe. Stare, połupane, ładnie rzeźbione kafle. W różnych deseniach i kolorach. Ten worek waży z 20 kg! Nie dałabym za bardzo rady pomóc w niesieniu... Miejsce to opuszczam dosyć szybko
cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
-
- Posty: 338
- Rejestracja: 2019-05-12, 19:59
Jak tak sobie oglądam te stare czerwone od cegły kamienicę to aż wspomnienia wracają . Przez 6 lat mieszkałem za bajtla w takim klimacie kamienic w latach 1992-1998 w Zabrzu .
Tam już wtedy było regułą , iż mieszkania na parterze były pustostanami . Ot nikt tam nie chciał mieszkać . Administracja wynajmowała za grosze parter jako miejsce pod piwnice (toż te budynki nie miały tam w Zabrzu piwnic) . I my mieliśmy taką piwnice parterową . Nie była mała bo coś koło 55m2 (przy mieszkaniu ok.90m2 to i tak maleńka klitka). Toteż połowę przeorganizowałem z bratem na "bazę miejscowej młodzieży" jak zwał tak zwał . TV tam mieliśmy , miejsce do koszykówki (dosyć wysoki parter to był :) ) etc
Normalnie nikt nie chciał w tamtej okolicy na parterze mieszkać ze względu na miejscowe szczury mutanty ! (pół metrowe jak nie więcej spaślaki , nie licząc ogona!) Tak spasione były , bo w tej samej kamienicy mieściła się wytwórnia paluszków "Solinki" (jakoś tak) ... więc o jedzenie nie musiały się martwić :) Zresztą i my jako dzieciaki po wielokroć załapaliśmy się na paluszki . Przez te 6 lat mieszkania w Zabrzu ,ani razu paluszków nie kupiłem ...a zawsze je miałem :)
Niestety na chwilę obecną gdy mogło się wydawać iż kamienica w końcu runie to stał się cud . Do porządku ją wyremontowano przez co cały swój urok straciła . Paluszkarnia splajtowała , więc i szczury się wyniosły ... a my jeszcze wcześniej
Tam już wtedy było regułą , iż mieszkania na parterze były pustostanami . Ot nikt tam nie chciał mieszkać . Administracja wynajmowała za grosze parter jako miejsce pod piwnice (toż te budynki nie miały tam w Zabrzu piwnic) . I my mieliśmy taką piwnice parterową . Nie była mała bo coś koło 55m2 (przy mieszkaniu ok.90m2 to i tak maleńka klitka). Toteż połowę przeorganizowałem z bratem na "bazę miejscowej młodzieży" jak zwał tak zwał . TV tam mieliśmy , miejsce do koszykówki (dosyć wysoki parter to był :) ) etc
Normalnie nikt nie chciał w tamtej okolicy na parterze mieszkać ze względu na miejscowe szczury mutanty ! (pół metrowe jak nie więcej spaślaki , nie licząc ogona!) Tak spasione były , bo w tej samej kamienicy mieściła się wytwórnia paluszków "Solinki" (jakoś tak) ... więc o jedzenie nie musiały się martwić :) Zresztą i my jako dzieciaki po wielokroć załapaliśmy się na paluszki . Przez te 6 lat mieszkania w Zabrzu ,ani razu paluszków nie kupiłem ...a zawsze je miałem :)
Niestety na chwilę obecną gdy mogło się wydawać iż kamienica w końcu runie to stał się cud . Do porządku ją wyremontowano przez co cały swój urok straciła . Paluszkarnia splajtowała , więc i szczury się wyniosły ... a my jeszcze wcześniej
FasolaNaSzlaku pisze:Normalnie nikt nie chciał w tamtej okolicy na parterze mieszkać ze względu na miejscowe szczury
A o tym nie pomyslalam! A na wyzsze pietra nie wchodzily?
FasolaNaSzlaku pisze:mutanty ! (pół metrowe jak nie więcej spaślaki , nie licząc ogona!)
To wlasnie takie mutanty spotkalam na jednej z bytomskich klatek schodowych - tluste i wielkie jak koty!
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Plan jest taki, aby przejechać ulicą Witczaka i pozaglądać w kamienice przy niej stojące. Głównie jest chęć odwiedzenia północnych krańców tej trasy - bo tam nigdy nie byłam. Więc sunę w rejon ulic o wdzięcznych nazwach - Wesoła, Krucza, Tramwajarzy, Kruszcowa, Stawowa. Jakoś bardzo lubię, gdy ulice nie nazywają się od nazwisk. Kult jednostki był dla mnie zawsze czymś niezrozumiałym i odpychającym. I jakie to by było wygodne! Nie byłoby parcia, aby ciągle te nazwy ulic zmieniać. Mogłyby się zmieniać systemy polityczne i ich guru, a Skośna, Wąska, Wyboista, Skowronków czy Gąsienic - mogłyby istnieć latami.
Gdzieś na trasie przystaję i robię zdjęcia ściany budynku. Akurat tak wyszło, że jest tam napis dotyczący pewnej drużyny piłkarskiej. Podchodzi do mnie trzech kolesi w kapturach. “Ej ty, ty chyba nie stąd. Komu kibicujesz?” (pamiętam, że ujęli to nieco inaczej, ale teraz nie potrafię odtworzyć dokładnych słów). Mówię im, że nikomu. Chłopaki nie mogą uwierzyć - chodzi na dwóch nogach, ma głowę i ręce - a nie kibicuje?? Co to więc za dziwo? Tłumaczę im więc, że to chyba takie męskie hobby, że baby to zwykle nie interesuje piłka i to że jacyś kolesie za nią biegają. Chłopaki od razu oponują, że to nie tak, wcale nie tak, że oni mają koleżanki co to i szalik noszą, i “przypier*** w ryj jak trzeba”. Mówię im, że widać różne są baby - są i takie co płeć zmieniają i zapuszczają wąsy, ale to chyba nie jest rzecz godna pochwały i naśladowania Tu chyba trafiłam w jakiś czuły punkt. Od razu sypie się stek wyzwisk, obelg i wszelakich innych wyrazów braku szacunku i zrozumienia dla takowego zjawiska A potem pękają ze śmiechu, że muszą zapytać Andżelikę - kiedy zapuszcza wąsy! Andżelika chyba jest jakaś czołową “kibicką” (czy jak to się mówi) w tym rejonie. Na tym etapie, mimo początkowych napięć, rozmowa staje się już taka bardzo miła i koleżeńska. Dopytują co mnie sprowadza w te strony - raczej nie do końca typowe na wycieczkowej mapie Polski. Mówię, że wspomnienia. Tu nieopodal chodziłam do szkoły, nieraz się tu łaziło, piwo po zaułkach piło, a to nawet w piosence było “bo człek wraca tam gdzie pił”. Nikt z ekipy nie zna tej piosenki.. Cóż.. Kaczmarski chyba nie jest zbyt modny w klimatach kibicowskich. Ale fraza z piosenki chłopaków zainteresowała - no bo taka bliska sercu. Jak ktoś nie kojarzy piosenki to link: https://www.youtube.com/watch?v=qaINls5Ondo
Chłopaki domagają się, żebym im znalazła w necie i puściła na telefonie tą piosenkę. Wyciągam więc im pokazać mój 10 letni telefon, któremu jest równie po drodze z internetem jak mnie z drużynami piłkarskimi Chłopaki się trochu ze mnie podśmichują, że “oj tam widzę, że u was na Mechtalu to cieniutko.. A my myśleli, że tu u nas bida!” Trochę ich to chyba dowartościowało, bo zaraz wyciągają swoje smartfony i dość długo, szczerząc zęby, puszczają nimi (tzn. telefonami nie zębami) świetlne zajączki po ścianie kamienicy. No i szukają piosenki. Na pewno nie cała (twierdzą, że sporo tekstu jest przynudne) ale są fragmenty, które ich zachwyciły! Np. “człowiek z pawiem na kolanie dowie się, że żyje”. Od razu wszyscy naraz zakrzykneli - “Kamil! To o Kamilu”. I wyją ze śmiechu pół godziny. I obiecują, że na każdej domówce, gdzie uczestniczy Kamil - będą tą piosenkę puszczać. Od razu umieszczają ją Kamilowi na tablicy na fejsbuku oraz wysyłają do przynajmniej 20 kumpli. No cóż.. Myślę, że Andżelika i Kamil by mnie nie polubili. I mam nadzieję, że nigdy ich nie spotkam. Nawet celowo, na potrzeby relacji, zmieniłam im imiona
Aha! Żegnamy się w miłych nastrojach i rowerkiem odjeżdżam w świat. I uświadamiam sobie - że nie dowiedziałam się komu ekipa kibicowała. Mogę się domyślać, ale wprost jakoś to nie padło… Szalików nie mieli - przy +40 stopniach to chyba nawet tacy ultrasi ich nie noszą
Szyb Witczak można obejrzeć jedynie zza płotu.
Za wieloma budynkami wala się dużo mebli. Całkiem porządne meble! Wygląda jakby je ktoś z okien powyrzucał?
Garaże raczej już nieużywane - przynajmniej w tym sezonie..
Dwie ceglane kamieniczki. Ta opuszczona z jakiejś takiej nietypowej żółtej cegły?
Chyba kiedyś tu był sklepik!
Jak widać okna się “kupią”w jednym miejscu - i wolą przebywać w stadzie
Jakiś antymeloman tu działał
I znów ażurowe schody…
A tu zapomnieli powycinać?
Jak widać komuś bardzo zależało na utrudnieniu przechodzenia górą, przez mur…
Zaułek gdzie zatrzymał się czas… Może jedynie to okno trochę burzy kompozycję, bo takie za plastikowe?
Drzwi, które otworzył mi wiatr… Chyba wiatr… Dwukrotnie.. Więcej tego dnia wiatru nie widziano... Musiał mieszkać wyłącznie w tej bramie…
Tu podobna brama - ale bez zasiedlającego ją wiatru. I z innym schodowym deseniem otworków.
Kamieniczki zjadane przez zieleń… To chyba zemsta za to, co się robi z roślinami na osiedlach… Biorą odwet!
Takie chodniki lubię!
Jedna ze spokojniejszych bytomskich uliczek. Jedno z tych miejsc, gdzie wydaje się, że zabiegany i wyjący hałasem świat tak naprawdę nie istnieje… Że był tylko jakąś ułudą i przebiciem z piekła.. No bo przecież wszystko, co jest wokół, wypełnia tylko cisza, z rzadka przerywana brzękiem jakiejś zagubionej pszczoły!
Te pszczoły to jednak nie były zagubione… One dobrze wiedziały co chcą w życiu. One leciały do malw. Ja niby pszczołą nie jestem, ale malwy też mnie ciągną jak magnes! O ile świat byłby piękniejszy, gdyby każdą tuję można zmienić w malwę! Albo przynajmniej co drugą (a każdego psa w kota!
Widzimy różne losy dwóch balkoników… A zaczynały pewnie podobnie….
Praca wre…
Ileż różnych wejść do tajemnych schowków!
Nagarażowy gołębnik.. Gołębi już chyba nie ma, ale jest za to bilbord.… Smutny znak czasu...
Jakoś partery najczęściej są opuszczone..
Na sprzedaż...
Tu jakiś blaszany książe po czerwonych dywanach wyjeżdża!
Kamieniczka urwana w połowie… W ogóle dużo pustki tu przy Witczaka… Chyba w ciągu ostatnich 20 lat to połowa kamienic zniknęła…
Te jeszcze stoją - ale jak długo im się to uda?
Brodząc w trawach po pas..
A tu maleńka kamieniczka! Jak dla krasnoludków. Wciśnięta pomiędzy duże i mruga żółtymi okienkami!
Brukowane podwóreczko z gatunku cienistych. I tylko szum liści… Nie! Nie tylko… Ktoś jeszcze gra na trąbce.. Albo na rogu? Nie zidentyfikowałam.. Czy z któregoś z mieszkań? Czy gdzieś zza murku? Miałam kiedyś sen.. Że szłam za głosem trąbki i wleciałam go kanału.. Nie idę więc szukać źródła melodii.. Tu też słychać!
Oj Roger… Coś ty odpierdzielił??? Dla wielu to tylko gryzmoł i objaw wandalizmu… A być może czai za tym historia godna opisania? Tylko jej nie znamy?
A tu podwórko inne niż wszystkie. Mała kamieniczka przylepiona do dużej. Kominy jak kiełki na wiosnę pną się ku słońcu… Czy to tylko po to, aby nie dymić tym dwóm samotnym okienkom, zabłąkanym na bezkresnej, równej ścianie? A w ślady kominów już suną brzózki! Jeszcze parę lat i dorównają im wzrostem!
Czy tylko mi wiruje w oczach? A poziom czy perspektywa przestają mieć znaczenie i okazują się być kwestiami całkowicie umownymi i wymyślonymi..
I teraz pytanie - to zielone.. Ono celowo tak wisi? Czy kiedyś było jakoś podparte?
Jedno podwórko, a tyle pytań, tyle wątpliwości, tyle spostrzeżeń, tyle miejsc “za które można się zaczepić wyobraźnią..”
W krainie, gdzie jeszcze każdy balkon może być inny. Gdzie jeszcze nie wtłoczono ludzi w szablony, jednocześnie przekonując ich, że to jedyna właściwa droga i oczywiście wszystko dla ich dobra…
Amatorzy zabaw w piasku już dawno wyrośli…
I teraz inaczej spędzają czas…
A tu akurat nieco inny rejon - bo koło parku. Tu linia opuszczenia kamienicy przebiega pionowo... Fryzjer się nie wyłamał!
Prześladuje mnie dziś facet w białej czapce. Nie wiem kim jest, ale ciągle wychodzi mi naprzeciw. Gość raczej starszy, nieco przygarbiony, lekko kulejący. W białej czapce z daszkiem, a na niej jakimś czarnym orłem, gryfem, coś w tym rodzaju. Gdy mijam go w pierwszej bramie - nie robi na mnie wrażenia. Ot jakiś dziadek sobie kuśtyka. Gdy mijam go drugi raz, w innej bramie nieopodal - to pomyślałam - “ten to kurde łazi w kółko”. Gdy wpadam na niego trzeci raz - robi mi się dziwnie. No bo przypadek - ale poniekąd dziwny. Po raz kolejny spotykam go znów, ale w rejonie miasta dosyć oddalonym. Ja mam rower. A on znowu wychodzi mi z podwórka naprzeciw. I tym razem jakoś dziwnie przenikliwie patrzy mi w oczy. Siadam na rower i w trybie przyspieszonym oddalam się - uznając zwiedzanie tego rejonu na dziś za zakończone. I tak już miałam stamtąd odjeżdżać. Jakąś godzinę później rozważałam czy jeszcze nie pozapuszczać się w podwórka na ul. Brzezińskiej. Stoję tak z tym rowerem u wlotu ulicy, patrzę na ten rozprażony beton walący dosyć mocno pod górę. I jakoś mi się nie chce. Dużo już kilometrów dziś natrzaskałam, nogi trochę bolą, a do domu jeszcze mam te z 7-8 km. Coś mnie odpychało od tej ulicy. No ale skoro już tu jestem? Tak blisko? Szlag wie kiedy znów akurat mnie tu rzuci. Przemogłam się. Wjeżdżam w pierwsze podwórko. I kto siedzi tam na ławce????? Ten dziadek.. Ten sam… W tej samej białej czapeczce. Nie uśmiechnął się na mój widok. Wbił tylko oczy i siedział jak słup soli. Jak myślicie? Zwiedziłam podwórka Brzezińskiej?? )
I był to chyba jeden z szybszych moich powrotów do domu. Gdy zziajana wlazłam do klatki schodowej, już w Miechowicach - zrobiło mi się słabo. Przede mną szedł koleś w białej czapeczce! Gdy usłyszał kroki na schodach - to się odwrócił. Ufffff… To był tylko sąsiad!
cdn
Gdzieś na trasie przystaję i robię zdjęcia ściany budynku. Akurat tak wyszło, że jest tam napis dotyczący pewnej drużyny piłkarskiej. Podchodzi do mnie trzech kolesi w kapturach. “Ej ty, ty chyba nie stąd. Komu kibicujesz?” (pamiętam, że ujęli to nieco inaczej, ale teraz nie potrafię odtworzyć dokładnych słów). Mówię im, że nikomu. Chłopaki nie mogą uwierzyć - chodzi na dwóch nogach, ma głowę i ręce - a nie kibicuje?? Co to więc za dziwo? Tłumaczę im więc, że to chyba takie męskie hobby, że baby to zwykle nie interesuje piłka i to że jacyś kolesie za nią biegają. Chłopaki od razu oponują, że to nie tak, wcale nie tak, że oni mają koleżanki co to i szalik noszą, i “przypier*** w ryj jak trzeba”. Mówię im, że widać różne są baby - są i takie co płeć zmieniają i zapuszczają wąsy, ale to chyba nie jest rzecz godna pochwały i naśladowania Tu chyba trafiłam w jakiś czuły punkt. Od razu sypie się stek wyzwisk, obelg i wszelakich innych wyrazów braku szacunku i zrozumienia dla takowego zjawiska A potem pękają ze śmiechu, że muszą zapytać Andżelikę - kiedy zapuszcza wąsy! Andżelika chyba jest jakaś czołową “kibicką” (czy jak to się mówi) w tym rejonie. Na tym etapie, mimo początkowych napięć, rozmowa staje się już taka bardzo miła i koleżeńska. Dopytują co mnie sprowadza w te strony - raczej nie do końca typowe na wycieczkowej mapie Polski. Mówię, że wspomnienia. Tu nieopodal chodziłam do szkoły, nieraz się tu łaziło, piwo po zaułkach piło, a to nawet w piosence było “bo człek wraca tam gdzie pił”. Nikt z ekipy nie zna tej piosenki.. Cóż.. Kaczmarski chyba nie jest zbyt modny w klimatach kibicowskich. Ale fraza z piosenki chłopaków zainteresowała - no bo taka bliska sercu. Jak ktoś nie kojarzy piosenki to link: https://www.youtube.com/watch?v=qaINls5Ondo
Chłopaki domagają się, żebym im znalazła w necie i puściła na telefonie tą piosenkę. Wyciągam więc im pokazać mój 10 letni telefon, któremu jest równie po drodze z internetem jak mnie z drużynami piłkarskimi Chłopaki się trochu ze mnie podśmichują, że “oj tam widzę, że u was na Mechtalu to cieniutko.. A my myśleli, że tu u nas bida!” Trochę ich to chyba dowartościowało, bo zaraz wyciągają swoje smartfony i dość długo, szczerząc zęby, puszczają nimi (tzn. telefonami nie zębami) świetlne zajączki po ścianie kamienicy. No i szukają piosenki. Na pewno nie cała (twierdzą, że sporo tekstu jest przynudne) ale są fragmenty, które ich zachwyciły! Np. “człowiek z pawiem na kolanie dowie się, że żyje”. Od razu wszyscy naraz zakrzykneli - “Kamil! To o Kamilu”. I wyją ze śmiechu pół godziny. I obiecują, że na każdej domówce, gdzie uczestniczy Kamil - będą tą piosenkę puszczać. Od razu umieszczają ją Kamilowi na tablicy na fejsbuku oraz wysyłają do przynajmniej 20 kumpli. No cóż.. Myślę, że Andżelika i Kamil by mnie nie polubili. I mam nadzieję, że nigdy ich nie spotkam. Nawet celowo, na potrzeby relacji, zmieniłam im imiona
Aha! Żegnamy się w miłych nastrojach i rowerkiem odjeżdżam w świat. I uświadamiam sobie - że nie dowiedziałam się komu ekipa kibicowała. Mogę się domyślać, ale wprost jakoś to nie padło… Szalików nie mieli - przy +40 stopniach to chyba nawet tacy ultrasi ich nie noszą
Szyb Witczak można obejrzeć jedynie zza płotu.
Za wieloma budynkami wala się dużo mebli. Całkiem porządne meble! Wygląda jakby je ktoś z okien powyrzucał?
Garaże raczej już nieużywane - przynajmniej w tym sezonie..
Dwie ceglane kamieniczki. Ta opuszczona z jakiejś takiej nietypowej żółtej cegły?
Chyba kiedyś tu był sklepik!
Jak widać okna się “kupią”w jednym miejscu - i wolą przebywać w stadzie
Jakiś antymeloman tu działał
I znów ażurowe schody…
A tu zapomnieli powycinać?
Jak widać komuś bardzo zależało na utrudnieniu przechodzenia górą, przez mur…
Zaułek gdzie zatrzymał się czas… Może jedynie to okno trochę burzy kompozycję, bo takie za plastikowe?
Drzwi, które otworzył mi wiatr… Chyba wiatr… Dwukrotnie.. Więcej tego dnia wiatru nie widziano... Musiał mieszkać wyłącznie w tej bramie…
Tu podobna brama - ale bez zasiedlającego ją wiatru. I z innym schodowym deseniem otworków.
Kamieniczki zjadane przez zieleń… To chyba zemsta za to, co się robi z roślinami na osiedlach… Biorą odwet!
Takie chodniki lubię!
Jedna ze spokojniejszych bytomskich uliczek. Jedno z tych miejsc, gdzie wydaje się, że zabiegany i wyjący hałasem świat tak naprawdę nie istnieje… Że był tylko jakąś ułudą i przebiciem z piekła.. No bo przecież wszystko, co jest wokół, wypełnia tylko cisza, z rzadka przerywana brzękiem jakiejś zagubionej pszczoły!
Te pszczoły to jednak nie były zagubione… One dobrze wiedziały co chcą w życiu. One leciały do malw. Ja niby pszczołą nie jestem, ale malwy też mnie ciągną jak magnes! O ile świat byłby piękniejszy, gdyby każdą tuję można zmienić w malwę! Albo przynajmniej co drugą (a każdego psa w kota!
Widzimy różne losy dwóch balkoników… A zaczynały pewnie podobnie….
Praca wre…
Ileż różnych wejść do tajemnych schowków!
Nagarażowy gołębnik.. Gołębi już chyba nie ma, ale jest za to bilbord.… Smutny znak czasu...
Jakoś partery najczęściej są opuszczone..
Na sprzedaż...
Tu jakiś blaszany książe po czerwonych dywanach wyjeżdża!
Kamieniczka urwana w połowie… W ogóle dużo pustki tu przy Witczaka… Chyba w ciągu ostatnich 20 lat to połowa kamienic zniknęła…
Te jeszcze stoją - ale jak długo im się to uda?
Brodząc w trawach po pas..
A tu maleńka kamieniczka! Jak dla krasnoludków. Wciśnięta pomiędzy duże i mruga żółtymi okienkami!
Brukowane podwóreczko z gatunku cienistych. I tylko szum liści… Nie! Nie tylko… Ktoś jeszcze gra na trąbce.. Albo na rogu? Nie zidentyfikowałam.. Czy z któregoś z mieszkań? Czy gdzieś zza murku? Miałam kiedyś sen.. Że szłam za głosem trąbki i wleciałam go kanału.. Nie idę więc szukać źródła melodii.. Tu też słychać!
Oj Roger… Coś ty odpierdzielił??? Dla wielu to tylko gryzmoł i objaw wandalizmu… A być może czai za tym historia godna opisania? Tylko jej nie znamy?
A tu podwórko inne niż wszystkie. Mała kamieniczka przylepiona do dużej. Kominy jak kiełki na wiosnę pną się ku słońcu… Czy to tylko po to, aby nie dymić tym dwóm samotnym okienkom, zabłąkanym na bezkresnej, równej ścianie? A w ślady kominów już suną brzózki! Jeszcze parę lat i dorównają im wzrostem!
Czy tylko mi wiruje w oczach? A poziom czy perspektywa przestają mieć znaczenie i okazują się być kwestiami całkowicie umownymi i wymyślonymi..
I teraz pytanie - to zielone.. Ono celowo tak wisi? Czy kiedyś było jakoś podparte?
Jedno podwórko, a tyle pytań, tyle wątpliwości, tyle spostrzeżeń, tyle miejsc “za które można się zaczepić wyobraźnią..”
W krainie, gdzie jeszcze każdy balkon może być inny. Gdzie jeszcze nie wtłoczono ludzi w szablony, jednocześnie przekonując ich, że to jedyna właściwa droga i oczywiście wszystko dla ich dobra…
Amatorzy zabaw w piasku już dawno wyrośli…
I teraz inaczej spędzają czas…
A tu akurat nieco inny rejon - bo koło parku. Tu linia opuszczenia kamienicy przebiega pionowo... Fryzjer się nie wyłamał!
Prześladuje mnie dziś facet w białej czapce. Nie wiem kim jest, ale ciągle wychodzi mi naprzeciw. Gość raczej starszy, nieco przygarbiony, lekko kulejący. W białej czapce z daszkiem, a na niej jakimś czarnym orłem, gryfem, coś w tym rodzaju. Gdy mijam go w pierwszej bramie - nie robi na mnie wrażenia. Ot jakiś dziadek sobie kuśtyka. Gdy mijam go drugi raz, w innej bramie nieopodal - to pomyślałam - “ten to kurde łazi w kółko”. Gdy wpadam na niego trzeci raz - robi mi się dziwnie. No bo przypadek - ale poniekąd dziwny. Po raz kolejny spotykam go znów, ale w rejonie miasta dosyć oddalonym. Ja mam rower. A on znowu wychodzi mi z podwórka naprzeciw. I tym razem jakoś dziwnie przenikliwie patrzy mi w oczy. Siadam na rower i w trybie przyspieszonym oddalam się - uznając zwiedzanie tego rejonu na dziś za zakończone. I tak już miałam stamtąd odjeżdżać. Jakąś godzinę później rozważałam czy jeszcze nie pozapuszczać się w podwórka na ul. Brzezińskiej. Stoję tak z tym rowerem u wlotu ulicy, patrzę na ten rozprażony beton walący dosyć mocno pod górę. I jakoś mi się nie chce. Dużo już kilometrów dziś natrzaskałam, nogi trochę bolą, a do domu jeszcze mam te z 7-8 km. Coś mnie odpychało od tej ulicy. No ale skoro już tu jestem? Tak blisko? Szlag wie kiedy znów akurat mnie tu rzuci. Przemogłam się. Wjeżdżam w pierwsze podwórko. I kto siedzi tam na ławce????? Ten dziadek.. Ten sam… W tej samej białej czapeczce. Nie uśmiechnął się na mój widok. Wbił tylko oczy i siedział jak słup soli. Jak myślicie? Zwiedziłam podwórka Brzezińskiej?? )
I był to chyba jeden z szybszych moich powrotów do domu. Gdy zziajana wlazłam do klatki schodowej, już w Miechowicach - zrobiło mi się słabo. Przede mną szedł koleś w białej czapeczce! Gdy usłyszał kroki na schodach - to się odwrócił. Ufffff… To był tylko sąsiad!
cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Istnieją dwa główne rodzaje podwórek. Te na wpół opuszczone, pełne chaszcza i objęte mniej lub bardziej malowniczą rozpierduszką. Oraz te wyremontowane na błysk, wymalowane, cuchnące świeżą farbą, wydarte do ziemi z roślinności i zalane betonem według najnowszych standardów. Ja odnalazłam również te trzecie. Jakoś najbardziej wpadły mi w oko i ujęły za serce. Podwóreczka zagospodarowane, zaopiekowane z inicjatywy oddolnej. Gdzie niekoniecznie została włożona zaraz wielka kasa, ale widać pomysł i poświęcony czas. Gdzie liczy się głównie chęć okolicznych mieszkańców. Bo podwórka, zarówno te zruinowane jak i te odnowione, są cholernie powtarzalne. Widać zarówno popadanie w chaos jak i uleganie generalnym remontom piszę się przez kalkę, raczej bez specjalnego indywidualizmu...
A każde z tych czterech napotkanych - było inne i zapadające w pamięć. Każde było sobą i opowiadało jakąś historię o swoich gospodarzach.
Na Brzezińskiej, to w ogóle ktoś zaszalał! Przykład co można zrobić ze starego muru. Część bluszczu jest prawdziwa - a część namalowana. Dodano również okienka, okienniczki, balkoniki, latarenki - a nawet rower! Wokół pełno zarośli, krzewów, pnączy. Są ławeczki i chyba nawet mała fontanna! Jak mini ogród botaniczny w środku miasta.
Przy opuszczonej kamienicy na Siemianowickiej - wypielęgnowany ogródek. Drzewka, trawa, tuje, pnącza wspinające się na stare mury. I trzciny w kępach. Specjalnie tu przywiezione. Pomalowane opony, dużo kolorowych kwiatków. Widać, że ktoś to miejsce lubi.
Obok garaże i kilku panów coś tam majsterkuje. Tata do nich macha i chwali ogródek. Panowie puchną z dumy. Mam wrażenie, że ten ogródek to ich oczko w głowie. No i godzina nie nasza! Oj gaduły straszne! Ale rozmawia się tak miło! Kilka opowieści zapada mi szczególnie w pamięć. “Te pnącza to chmiele. Wiecie kto je tu posiał? Żule! Skręcają w bramę, sikają pod ścianą. A wcześniej pochlali piwa. W ich żyłach i moczu płynie więc prawie sama zupa chmielowa! Jak sikają to sieją! I chmiele rosną na potęgę! Co roku jest ich więcej!”
Albo kolejna opowieść: “Z dwa lata temu to było. Młode małżeństwo jedzie autem. Zatrzymali się przed przejazdem kolejowym w Bańgowie. Szlabany opadły, pociąg nie jedzie. A babce chce się strasznie siku. Nie wytrzyma do domu. Już wieczór, ciemno, idzie w krzaki. I nagle jej mąż słyszy - “Auuuuu, ratunku!” A tam nastąpił atak. 17 ran kłutych! Gość biegnie: “Ania! Żyjesz? Co z tobą?” A Ania słabym głosem postękując “K… siadłam na jeżu!”
To też gdzieś w tym rejonie. Nie pamietam jaka ulica. Też zielono, wysoki mur porasta bluszcz. Ławeczki, stolik, grill. Wszystko pod czujnym okiem krasnoludka!
Na Korfantego brama pomalowana przez czas w moro prowadzi w podwórko. Nic nie podejrzewając włazimy…
A tam ogród! Mimo braku dostępu do ziemi (całościowo betonowe podłoże) udało się sprowadzić tu zieleń - drzewka i kwiaty siedzą w donicach. Zaułek z huśtawką, basenikiem, klombami, szafkami, kolorowymi ozdobami i obrazkami na ścianach! Jakoś od razu tak wesoło i przyjaźnie!
Nawet stare zabawki odnalazły tu bezpieczną przystań!
Tak mało trzeba, aby podwórko wśród na wpół opuszczonych kamienic stało się takie przytulne. A może właśnie tak dużo?? Bo trzeba chcieć - a to jest chyba najtrudniejsze!
A każde z tych czterech napotkanych - było inne i zapadające w pamięć. Każde było sobą i opowiadało jakąś historię o swoich gospodarzach.
Na Brzezińskiej, to w ogóle ktoś zaszalał! Przykład co można zrobić ze starego muru. Część bluszczu jest prawdziwa - a część namalowana. Dodano również okienka, okienniczki, balkoniki, latarenki - a nawet rower! Wokół pełno zarośli, krzewów, pnączy. Są ławeczki i chyba nawet mała fontanna! Jak mini ogród botaniczny w środku miasta.
Przy opuszczonej kamienicy na Siemianowickiej - wypielęgnowany ogródek. Drzewka, trawa, tuje, pnącza wspinające się na stare mury. I trzciny w kępach. Specjalnie tu przywiezione. Pomalowane opony, dużo kolorowych kwiatków. Widać, że ktoś to miejsce lubi.
Obok garaże i kilku panów coś tam majsterkuje. Tata do nich macha i chwali ogródek. Panowie puchną z dumy. Mam wrażenie, że ten ogródek to ich oczko w głowie. No i godzina nie nasza! Oj gaduły straszne! Ale rozmawia się tak miło! Kilka opowieści zapada mi szczególnie w pamięć. “Te pnącza to chmiele. Wiecie kto je tu posiał? Żule! Skręcają w bramę, sikają pod ścianą. A wcześniej pochlali piwa. W ich żyłach i moczu płynie więc prawie sama zupa chmielowa! Jak sikają to sieją! I chmiele rosną na potęgę! Co roku jest ich więcej!”
Albo kolejna opowieść: “Z dwa lata temu to było. Młode małżeństwo jedzie autem. Zatrzymali się przed przejazdem kolejowym w Bańgowie. Szlabany opadły, pociąg nie jedzie. A babce chce się strasznie siku. Nie wytrzyma do domu. Już wieczór, ciemno, idzie w krzaki. I nagle jej mąż słyszy - “Auuuuu, ratunku!” A tam nastąpił atak. 17 ran kłutych! Gość biegnie: “Ania! Żyjesz? Co z tobą?” A Ania słabym głosem postękując “K… siadłam na jeżu!”
To też gdzieś w tym rejonie. Nie pamietam jaka ulica. Też zielono, wysoki mur porasta bluszcz. Ławeczki, stolik, grill. Wszystko pod czujnym okiem krasnoludka!
Na Korfantego brama pomalowana przez czas w moro prowadzi w podwórko. Nic nie podejrzewając włazimy…
A tam ogród! Mimo braku dostępu do ziemi (całościowo betonowe podłoże) udało się sprowadzić tu zieleń - drzewka i kwiaty siedzą w donicach. Zaułek z huśtawką, basenikiem, klombami, szafkami, kolorowymi ozdobami i obrazkami na ścianach! Jakoś od razu tak wesoło i przyjaźnie!
Nawet stare zabawki odnalazły tu bezpieczną przystań!
Tak mało trzeba, aby podwórko wśród na wpół opuszczonych kamienic stało się takie przytulne. A może właśnie tak dużo?? Bo trzeba chcieć - a to jest chyba najtrudniejsze!
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Bez przesady, trawa nie przykoszona. Jeśli nie stać ich na kosiarkę, to niech sobie kupią kozę lub owcę 3w1.buba pisze:Mam wrażenie, że ten ogródek to ich oczko w głowie.
Nie miałabyś buba co fotografować, gdybym tak ruszył w Polskę i zaczął swą rewolucję, ale mi się też nie chce.
Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma. /Mt 13,12/
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
ceper pisze:Nie miałabyś buba co fotografować, gdybym tak ruszył w Polskę i zaczął swą rewolucję, ale mi się też nie chce.
Mysle, ze bedzie lepiej jak zostaniesz w alkowie!
ceper pisze:to niech sobie kupią kozę lub owcę 3w1
Acz gdybys mial jezdzic po Polsce i podrzucac na rozne podworka kozy i owce - to ten "prejekt" nawet calkiem mi sie podoba!
Ostatnio zmieniony 2020-03-26, 22:21 przez buba, łącznie zmieniany 1 raz.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Do odwiedzenia podwórek przy ul. Brzezińskiej mieliśmy póki co trzy podejścia Raz wypłoszył mnie stamtąd tajemniczy dziadek w białej czapce - pisałam o tej postaci pod koniec jednej z poprzednich relacji. Kolejny raz przemknęliśmy tamtędy ze znajomymi, ale dosłownie przebiegliśmy ulicą w 5-10 minut, bo bardzo się już spieszyłam do domu. Jesienią zahaczyliśmy jeszcze kawalątek tej ulicy na spacerze z rodzicami i kabakiem, ale wszyscy byli już zmęczeni i nie chcieli kontynuować wycieczki. Trzeba będzie zatem kiedyś wrócić na dokładniejsze poszwendanie się, a nie tylko dziki galop. Ulica ta jest wyjątkowo ciekawym miejscem na mapie Bytomia - ze względu na dużą ilość zachowanych starych, poniemieckich napisów na ścianach kamienic. Tu jest tego taka masa!
Nie mogę sobie odmówić zajrzenia, choć na chwilkę, w czeluście tej kamienicy!
Ten górny napis to chyba nawet jakimś gotykiem wymalowali!
Wnętrza parteru.
Te szyny na podłodze to chyba jakieś sztaby dla wzmocnienia konstrukcji budynku? Bo pociąg to tu chyba raczej nie jeździł
Z drugiej strony budynku wydłubana w pustakach dziura wyprowadza nas na podwórko.
Całe jest zasypane gruzem, dechami, starymi meblami i niesamowicie gęsto zarosłe. Nie widać podłoża! Cieżko wręcz oszacować czy podwórko jest (było) trawiaste? Czy może wybetonowane?
Stan sufitów powoduje, że rezygnuje ze wspinaczki na wyższe kondygnacje kamienicy. Pewnie się da, ale trochę się boję, że to się wszystko obwali. Poza tym, jak pisałam wyżej - dziś nietypowo, wszystko w pośpiechu. Jak ja nienawidzę się spieszyć!
A z zewnątrz kamienica wygląda całkiem porządnie! W życiu bym nie powiedziała, że w środku aż taka demolka!
Drugie podwórko na tej ulicy, gdzie, nieco w biegu, wsadziłam łeb. Jak widać i tu dziura pozwoliłaby zwiedzić wnętrza kamienicy - acz obawiam się, że tylko kabak by się zmieścił
Nowatorski sposób na suszenie prania - prosto na ścianie! tzn. jak sobie poradzić nie posiadając balkonu!
Skądinąd bardzo ładna sukienka!
Przytulone (lub wręcz wkomponowane w kamienice) kapliczki. Jacyś religijni ludzie musieli tu mieszkać. Na innych ulicach jakoś tego nie widziałam.
Kwiaty! Dużo kwiatów!
Zakaz wstępu… no właśnie czego wprowadzać tu nie wolno? To pies? Koza? Lama?
Widać odcisk nieistniejących już pokoi…
Solidny mur… jakiś taki wręcz za gruby? Czy to może też fragment kamienicy, której juz nie ma?
Gdzieś na ulicy w najbliższym rejonie..
Wrócę tu jeszcze! Tak na spokojnie.. Bo pośpiech to mój najgorszy wróg... Widać nie do trzech - ale do czterech razy sztuka!
cdn
Nie mogę sobie odmówić zajrzenia, choć na chwilkę, w czeluście tej kamienicy!
Ten górny napis to chyba nawet jakimś gotykiem wymalowali!
Wnętrza parteru.
Te szyny na podłodze to chyba jakieś sztaby dla wzmocnienia konstrukcji budynku? Bo pociąg to tu chyba raczej nie jeździł
Z drugiej strony budynku wydłubana w pustakach dziura wyprowadza nas na podwórko.
Całe jest zasypane gruzem, dechami, starymi meblami i niesamowicie gęsto zarosłe. Nie widać podłoża! Cieżko wręcz oszacować czy podwórko jest (było) trawiaste? Czy może wybetonowane?
Stan sufitów powoduje, że rezygnuje ze wspinaczki na wyższe kondygnacje kamienicy. Pewnie się da, ale trochę się boję, że to się wszystko obwali. Poza tym, jak pisałam wyżej - dziś nietypowo, wszystko w pośpiechu. Jak ja nienawidzę się spieszyć!
A z zewnątrz kamienica wygląda całkiem porządnie! W życiu bym nie powiedziała, że w środku aż taka demolka!
Drugie podwórko na tej ulicy, gdzie, nieco w biegu, wsadziłam łeb. Jak widać i tu dziura pozwoliłaby zwiedzić wnętrza kamienicy - acz obawiam się, że tylko kabak by się zmieścił
Nowatorski sposób na suszenie prania - prosto na ścianie! tzn. jak sobie poradzić nie posiadając balkonu!
Skądinąd bardzo ładna sukienka!
Przytulone (lub wręcz wkomponowane w kamienice) kapliczki. Jacyś religijni ludzie musieli tu mieszkać. Na innych ulicach jakoś tego nie widziałam.
Kwiaty! Dużo kwiatów!
Zakaz wstępu… no właśnie czego wprowadzać tu nie wolno? To pies? Koza? Lama?
Widać odcisk nieistniejących już pokoi…
Solidny mur… jakiś taki wręcz za gruby? Czy to może też fragment kamienicy, której juz nie ma?
Gdzieś na ulicy w najbliższym rejonie..
Wrócę tu jeszcze! Tak na spokojnie.. Bo pośpiech to mój najgorszy wróg... Widać nie do trzech - ale do czterech razy sztuka!
cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Na początek dwie historie napotkane w bytomskich zaułkach:
Wspinam się z kabakiem krętymi schodami klatki schodowej. Połowa mieszkań opuszczona, drzwi pomurowane. Jedne z wciąż zamieszkanych drzwi się otwierają. Babuszka. W jej oczach połączenie przestrachu z bojowością i przenikliwością emerytowanej policjantki: “A wy kto? A wy po co? Kogo szukacie? Tu nie wolno!”. Mówię jej, że szukamy starych napisów, fotografujemy schody. Babcine zakłopotanie wręcz wzrosło. Ma wypisane na twarzy: “myślałam, że to zwykłe złodziejaszki, a to jakieś niebezpieczne wariaty”. Kabak do babci: “Nie bój się! Nie mamy broni!”. Drzwi oczywiście w mgnieniu oka się zamykają i barykadują Co kabaka naszło???? W pełni rozumiem babcie! Jak ci czterolatek wyskakuje z takim hasłem - to chyba nie jest dobrze!
Przy sklepiku mija nas jakaś kobita z małym chłopcem. Właśnie odpakowują lody i zamierzają je chyba tu spożyć. Chłopiec wskazuje na kabaka i pyta: "Mamusiu, czemu ta dziewczynka ma taką dziwną czapkę?" - "Bo ona ma wszy, Brajanku, jak dzieci mają wszy to muszą nosić czapeczki nawet latem". Uśmiecham się do babki i mówię, że w tego typu czapkach to się hoduje pluskwy, wszy lepiej rosną w takich wełnianych - i jednocześnie wykonuję gest wytrzepywania kabaczej czapeczki na chodnik. Rozmowa nie była kontynuowana. Brajanek zaczął płakać, a jego mamusia schowała lody do torebki i gdzieś poszli szybkim krokiem
Dzisiejsza wycieczka dotyczy okolicy ulic Siennej, Kopalnianej i Pszczyńskiej. To taki trójkąt dawnej zabudowy wciśnięty pomiędzy dwie ruchliwe szosy i tory kolejowe.
Docieramy tam przez tunel - jeden z niższych wiaduktów jakie w życiu spotkałam!
Cały nasyp, którym co chwile przemykają towarowe pociągi, to jeden wielki busz zieloności.
Jest tu niedaleko jeszcze jeden tunel pod torami, ale ten o zastosowaniu jedynie pieszym. Na jego ścianie jest ciekawy malunek. Nie wiem co chciał nim wyrazić autor - ale kabaczek zaraz woła - “To Hatifnaty!” Trochę podobne… tylko że Hatifnaty są przecież białe! Kabaczę na wszystko ma wytłumaczenie :”Bo one były białe, a potem wpadły do węgla!” No tak. Przed chwilą mijaliśmy dwóch panów, którzy ładowali łopatami do piwnicy węgiel zwałowany na chodnik. I oni też już biali nie byli
Na początek rzuca się w oczy opuszczona kamienica. Ciekawe, że tabliczkę z adresem ma taką bardzo nową? Czy jak wieszali tabliczkę - to jeszcze była zamieszkana?
Z dzieciństwa też pamietam sporo opuszczonych kamienic... Ale była jedna wielka różnica - wtedy nikt im nie murował okien... Teraz to jakaś mania prześladowcza.. I pewnie jakby podliczyć - całkiem spora kasa... Bo pustaki czy zaprawa (z tego co wiem) raczej na drzewach nie rosną...
Rodzinnie przez chaszcz!
Wbijamy na kolorową klatkę schodową o pięknych poręczach i schodach.
O tam pójdę! Na sam dach!
Nie Majka, zostaw tą deskorolkę… Ona nie jest twoja… Tak, ten ktoś to napewno zauważy. Nie, nie biegamy tak szybko ))
Samotna kamieniczka wśród bujnych zarośli… Mam poczucie, że ona kiedyś miała tu doborowe towarzystwo… ale została sama na placu boju…
Chyba tylko połowa (albo nawet mniej?) lokali jest w niej zamieszkanych, reszta zamurowana…
Gdzie zniknęły oryginalne poręcze? Zaczęli rozbierać budynek zanim zniknęli ostani mieszkańcy? Złomiarze potajemnie wywieźli??? Bo te wszystkie porecze to jakby dosztukowane naprędce później... Nawet tak siedzą na "słowo honoru"..
W krainie zielonych chodników.
Tu inna kamieniczka… Też chyba nie zawsze stała taka sama...
Kamienice przytulone do zabudowań przemysłowych… No i plac, pusty plac, gdzie pod nogami chrzęści stara cegła.. Zawsze mam takie dziwne uczucie idąc taką “ścieżką” - bo mam poczucie, że idę po czyjejś historii i wspomnieniach…
Sporo kamienic ma świeżo otynkowane boczne ściany. Nie w tym jednym rejonie Bytomia to zauważyłam. Zwykle myślałam, że jak jest fundusz na remont tylko jednej ściany budynku - to zazwyczaj jest to fasada, a nie boczek? A może z boczku bardziej wieje i trzeba go docieplić?
Krajobraz ze śmietnikiem. Zrobiony celowo, bo bardzo lubię blaszane kontenery. Teraz coraz rzadziej spotykane i w imię ekologii zastępowane plastikiem…
A tutaj bardzo solidna kamienica, w dobrym stanie - i o przedziwnym kształcie!
Zaułek z czarnym oknem w tle… nr 1...
nr 2
Mury bezokienne.
A tu grupka ciekawych w kształcie kamienic - ze spadzistymi daszkami i drewnianymi balkonikami.
Sporo w okolicy można napotkać niekompletnych aut.
Auto w podobnym stanie żywotności jak drzewo, pod którym zacumowało...
Wspinam się z kabakiem krętymi schodami klatki schodowej. Połowa mieszkań opuszczona, drzwi pomurowane. Jedne z wciąż zamieszkanych drzwi się otwierają. Babuszka. W jej oczach połączenie przestrachu z bojowością i przenikliwością emerytowanej policjantki: “A wy kto? A wy po co? Kogo szukacie? Tu nie wolno!”. Mówię jej, że szukamy starych napisów, fotografujemy schody. Babcine zakłopotanie wręcz wzrosło. Ma wypisane na twarzy: “myślałam, że to zwykłe złodziejaszki, a to jakieś niebezpieczne wariaty”. Kabak do babci: “Nie bój się! Nie mamy broni!”. Drzwi oczywiście w mgnieniu oka się zamykają i barykadują Co kabaka naszło???? W pełni rozumiem babcie! Jak ci czterolatek wyskakuje z takim hasłem - to chyba nie jest dobrze!
Przy sklepiku mija nas jakaś kobita z małym chłopcem. Właśnie odpakowują lody i zamierzają je chyba tu spożyć. Chłopiec wskazuje na kabaka i pyta: "Mamusiu, czemu ta dziewczynka ma taką dziwną czapkę?" - "Bo ona ma wszy, Brajanku, jak dzieci mają wszy to muszą nosić czapeczki nawet latem". Uśmiecham się do babki i mówię, że w tego typu czapkach to się hoduje pluskwy, wszy lepiej rosną w takich wełnianych - i jednocześnie wykonuję gest wytrzepywania kabaczej czapeczki na chodnik. Rozmowa nie była kontynuowana. Brajanek zaczął płakać, a jego mamusia schowała lody do torebki i gdzieś poszli szybkim krokiem
Dzisiejsza wycieczka dotyczy okolicy ulic Siennej, Kopalnianej i Pszczyńskiej. To taki trójkąt dawnej zabudowy wciśnięty pomiędzy dwie ruchliwe szosy i tory kolejowe.
Docieramy tam przez tunel - jeden z niższych wiaduktów jakie w życiu spotkałam!
Cały nasyp, którym co chwile przemykają towarowe pociągi, to jeden wielki busz zieloności.
Jest tu niedaleko jeszcze jeden tunel pod torami, ale ten o zastosowaniu jedynie pieszym. Na jego ścianie jest ciekawy malunek. Nie wiem co chciał nim wyrazić autor - ale kabaczek zaraz woła - “To Hatifnaty!” Trochę podobne… tylko że Hatifnaty są przecież białe! Kabaczę na wszystko ma wytłumaczenie :”Bo one były białe, a potem wpadły do węgla!” No tak. Przed chwilą mijaliśmy dwóch panów, którzy ładowali łopatami do piwnicy węgiel zwałowany na chodnik. I oni też już biali nie byli
Na początek rzuca się w oczy opuszczona kamienica. Ciekawe, że tabliczkę z adresem ma taką bardzo nową? Czy jak wieszali tabliczkę - to jeszcze była zamieszkana?
Z dzieciństwa też pamietam sporo opuszczonych kamienic... Ale była jedna wielka różnica - wtedy nikt im nie murował okien... Teraz to jakaś mania prześladowcza.. I pewnie jakby podliczyć - całkiem spora kasa... Bo pustaki czy zaprawa (z tego co wiem) raczej na drzewach nie rosną...
Rodzinnie przez chaszcz!
Wbijamy na kolorową klatkę schodową o pięknych poręczach i schodach.
O tam pójdę! Na sam dach!
Nie Majka, zostaw tą deskorolkę… Ona nie jest twoja… Tak, ten ktoś to napewno zauważy. Nie, nie biegamy tak szybko ))
Samotna kamieniczka wśród bujnych zarośli… Mam poczucie, że ona kiedyś miała tu doborowe towarzystwo… ale została sama na placu boju…
Chyba tylko połowa (albo nawet mniej?) lokali jest w niej zamieszkanych, reszta zamurowana…
Gdzie zniknęły oryginalne poręcze? Zaczęli rozbierać budynek zanim zniknęli ostani mieszkańcy? Złomiarze potajemnie wywieźli??? Bo te wszystkie porecze to jakby dosztukowane naprędce później... Nawet tak siedzą na "słowo honoru"..
W krainie zielonych chodników.
Tu inna kamieniczka… Też chyba nie zawsze stała taka sama...
Kamienice przytulone do zabudowań przemysłowych… No i plac, pusty plac, gdzie pod nogami chrzęści stara cegła.. Zawsze mam takie dziwne uczucie idąc taką “ścieżką” - bo mam poczucie, że idę po czyjejś historii i wspomnieniach…
Sporo kamienic ma świeżo otynkowane boczne ściany. Nie w tym jednym rejonie Bytomia to zauważyłam. Zwykle myślałam, że jak jest fundusz na remont tylko jednej ściany budynku - to zazwyczaj jest to fasada, a nie boczek? A może z boczku bardziej wieje i trzeba go docieplić?
Krajobraz ze śmietnikiem. Zrobiony celowo, bo bardzo lubię blaszane kontenery. Teraz coraz rzadziej spotykane i w imię ekologii zastępowane plastikiem…
A tutaj bardzo solidna kamienica, w dobrym stanie - i o przedziwnym kształcie!
Zaułek z czarnym oknem w tle… nr 1...
nr 2
Mury bezokienne.
A tu grupka ciekawych w kształcie kamienic - ze spadzistymi daszkami i drewnianymi balkonikami.
Sporo w okolicy można napotkać niekompletnych aut.
Auto w podobnym stanie żywotności jak drzewo, pod którym zacumowało...
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
-
- Posty: 338
- Rejestracja: 2019-05-12, 19:59
FasolaNaSzlaku pisze:Wspomniany Roger to być może kibic pewnej lokalnej drużyny , który nagrabił sobie u kolegów po szalu .
Cos musialo byc na rzeczy! Obelg na murach bylo kilka i tak jakos sugerowaly, ze sie postaral i solidnie nagrabil!
FasolaNaSzlaku pisze:A garaż z dywanem ... to pewnie garaż lokalnego króla cyganów
Pasowaloby! I jeszcze powinna byc zlota klamka!
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
- kristoff73
- Posty: 606
- Rejestracja: 2019-05-15, 20:47
- Lokalizacja: ST SD KGR TK SB
Bytom jest miastem-testem, którego ja nie zdaję Lubię takie klimatyczne miejsca jak np. Nikiszowiec czy Czeladź-Piaski, ale Bytom czy świętochłowickie Lipiny to już wersja hardcore.
Z Bytomiem mam nie najlepsze wspomnienia. Pracowałem tam przez pewien czas i zmuszony byłem podać pracodawcę do sądu. Wygrałem, mam satysfakcję. I tyle...
Kilka tygodni temu miałem - w ramach aktualnej, normalnej pracy - zawieźć coś do Bytomia. Problem w tym, że adres przysłano mi sms-em w trakcie jazdy... A ja z tych zacofanych fanów starej Nokii, która pozwoliła tylko na tyle, że widziałem, że adres docelowy to nie centrum miasta. Miałem zapas czasu, szukałem planu miasta w kiosku, księgarni. Poszedłem na Rynek (btw. kiedyś bardzo się zdziwiłem, że go zobaczyłem - sądziłem, że zbudowano tu Agorę ) a potem do Agory - i nic to nie dało!!! Co za czasy...
Wniosek z tej "przygody"? Kupić dobry, aktualny atlas aglomeracji! Papierowy!!! I do dziś się nie udało! NIE MA! Co jest o tyle dziwne, że w mojej okolicy bez problemu kupię atlas okolic Krakowa, Warszawy, Trójmiasta...
Pytanie do niektórych Forumowiczów - co jest wg Was atrakcją miasta? Planuję zobaczyć loft, może Suchą Górę, stadion Szombierek (mistrz Polski 1980!), ciekawą dzielnicą wydaje się być Kolonia Zgorzelec.
Z Bytomiem mam nie najlepsze wspomnienia. Pracowałem tam przez pewien czas i zmuszony byłem podać pracodawcę do sądu. Wygrałem, mam satysfakcję. I tyle...
Kilka tygodni temu miałem - w ramach aktualnej, normalnej pracy - zawieźć coś do Bytomia. Problem w tym, że adres przysłano mi sms-em w trakcie jazdy... A ja z tych zacofanych fanów starej Nokii, która pozwoliła tylko na tyle, że widziałem, że adres docelowy to nie centrum miasta. Miałem zapas czasu, szukałem planu miasta w kiosku, księgarni. Poszedłem na Rynek (btw. kiedyś bardzo się zdziwiłem, że go zobaczyłem - sądziłem, że zbudowano tu Agorę ) a potem do Agory - i nic to nie dało!!! Co za czasy...
Wniosek z tej "przygody"? Kupić dobry, aktualny atlas aglomeracji! Papierowy!!! I do dziś się nie udało! NIE MA! Co jest o tyle dziwne, że w mojej okolicy bez problemu kupię atlas okolic Krakowa, Warszawy, Trójmiasta...
Pytanie do niektórych Forumowiczów - co jest wg Was atrakcją miasta? Planuję zobaczyć loft, może Suchą Górę, stadion Szombierek (mistrz Polski 1980!), ciekawą dzielnicą wydaje się być Kolonia Zgorzelec.
Бродяга. Снусмумрик. Бомж.
kristoff73 pisze:Kupić dobry, aktualny atlas aglomeracji! Papierowy!!! I do dziś się nie udało! NIE MA
Mam bardzo fajny atlas calej slaskiej aglomeracji, taki w postaci ksiazeczki.
Cos w tym stylu - tylko chyba starsza wersja. Ale skala podobna i zazwyczaj wlasnie jego woze na bytomskie wycieczki
https://www.ceneo.pl/50668286
Zaskoczyles mnie ze nigdzie w Bytomiu nie kupisz mapy! Acz z drugiej strony troche to przypomina historie - jak na Litwie szukalismy mapy Litwy Byly np. mapy Hiszpanii czy Polski ale Litwy jak raz nie!
kristoff73 pisze:ciekawą dzielnicą wydaje się być Kolonia Zgorzelec.
Ano! Fajna jest! Moze kiedys mi sie uda przeklikac ją na forum - poki co tu:
https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... zelec.html
gar pisze:ruiny pałacu w Miechowicach
Juz nie ruiny!
kristoff73 pisze:Planuję zobaczyć loft
Ten w rejonie ul. Kruszcowej czy sa jeszcze jakies inne?
Ostatnio zmieniony 2020-04-07, 22:41 przez buba, łącznie zmieniany 4 razy.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości