VII zlot forum - lokalizacja to Chata pod Skalanką w okolicach Zwardonia na pograniczu polsko-słowackim. Kilkanaście dni wcześniej nasz rząd zamyka granice pozwalając je przechodzić tylko na wyznaczonych przejściach, co trochę uszczupla możliwości wycieczkowe w tej okolicy. Na Rachowcu i Oźnej byliśmy z Cieszyniokami na wiosnę, więc tam się nam nie spieszy. Wymyślamy sobie, żeby spędzić dwa dni zlotu raczej towarzysko niż górsko, w związku z tym rzucam propozycję wycieczki na Kykulę i sesję zdjęciową na tamtejszej megaławeczce. Dołącza do nas Iza z Adrianem, Ukochana ze Sprocketem i Tobim oraz Coldman, który właśnie zaliczył noc i wschód słońca na Rachowcu. Parkujemy pod kościołem w Zwardoniu w pobliżu dworca PKP i idziemy.
Pierwsze napoje energetyczne.
W poszukiwaniu kolorków.
Docieramy na Pydychów Groń. Tak nam się tu podoba, że nieświadomie przekraczamy nielegalnie granicę polsko - słowacką, na szczęście bez konsekwencji.
Trzy nielegalne turystki.
Ale trzeba wrócić na szlak graniczny i zejść na drogę prowadzącą nad ekspresówką.
wypatrując imigrantów
Tam stoi zapora na granicy, którą pilnują strażnik i strażniczka z Straży Granicznej. Aby być w porządku z przepisami, przechodzimy koło zapory po polskiej stronie, a strażniczka nas zagaduje, że przecież czerwony szlak jest po stronie słowackiej. Nudzi się jej, szuka zaczepki, czy co?
Wyjście na Kykulę od tej strony jest bardzo ładne: widokowe łąki, niezbyt stromy szlak, żółte trawy, kolorki na drzewach niezbyt imponujące, ale taką jesień mamy póki co tego roku. Wyjście mija sympatycznie na rozmowach i wspomaganiu się izotonikami.
Spotykamy jednego nielegalnego imigranta, który w obudowie z bezlusterkowca Canon próbuje przemycić materiały wybuchowe. Jest to pełna klatka, więc tych materiałów zmieści się więcej.
Kapliczka - nieodłączny element beskidzkiego krajobrazu.
Jest i ona - ławeczka. Obowiązkowa sesja foto. Najbardziej odważny jest Sprocket73, to te izotoniki tak na niego działają.
moc Oshee!
Za ławeczką też jest ciekawie, choć dziś przejrzystość nie powala.
Wracamy tą samą trasą. Renia jest niepocieszona, że to już i tylko tyle. Ale dalsza część ambitnego planu to obiad w restauracji „Halka" w Zwardoniu. Ja zostaję nieco w tyle, boli mnie kolano na wspomnienie Niżnych Tatr, a poza tym snuję się wokół drogi, jak to ja.
"Któregoś wczesnego ranka w Dolinie Muminków Włóczykij obudził się w swoim namiocie i poczuł, że nadeszła jesień i czas ruszać w drogę."
Witek rozpoczyna zbiórkę opału na ognisko, zdecydowanie przedwcześnie.
Rachowiec
Chcieliśmy zjeść w „Pensjonacie pod Beskidkiem", ale on poza sezonem jest nieczynny. W restauracji się nie spieszymy, w czym wydatnie pomaga nam niezbyt rozgarnięta kelnerka. Ale jedzenie jest dobre. Królują piwa bezalkoholowe, jak to na emerycko-rentowym zlocie, panie Pudelku, jedna osoba się wyłamuje i zamawia „najmocniejsze piwo, jakie jest" czyli w tym przypadku Porter. Zgadujcie, kto to taki?
Po obiedzie jedziemy samochodami pod chatę, gdzie spod miejsca zaparkowania aut mamy kilka minut piechotą. Bardzo fajny ten zlot.
zaraz za parkingiem
Zasiadamy przed chatką i miło spędzamy ten czas na rozmowie. Czekamy na Opawskiego, który idzie z Pietraszonki, dociera ze Szczyrku na piechotę znajomy Ali Raczek, sama Ala z Dobromiłem i Jarkiem ma być koło 18.
Tobi pilnuje studni.
Pamiętając o tym, że po zmroku robi się ciemno, zawczasu przygotowujemy się do ogniska. Możliwości są dwie: albo zbierzemy gałęzie i chrust po okolicznym lesie, albo zapłacimy gospodarzowi 40 zł za kosz drewna. Druga zagadka: które rozwiązanie wybrał zlot emerycko-rentowy? Odpowiedź już na kolejnym zdjęciu.
Ognisko pięknie płonie, w międzyczasie dociera reszta uczestników zlotu. Można zacząć pieczenie kiełbasek i polewanie ogniskowych trunków. W międzyczasie mała uroczystość Dobromiła i Adriana, dmuchanie świeczek, życzenia i uściski.
W prognozie zapowiadali opady deszczu wieczorem i ten deszcz rzeczywiście zaczyna padać, ale gdyż już ognisko ma się ku końcowi, więc niewielka strata. Przenosimy się na jadalnię.
Jedni idą spać wcześniej, inni później, ja chyba jako jeden z pierwszych.
Śniadanie jest zamówione na 9, umawiamy się o 8 z Adrianem na wyjście na Serafinov Gruń licząc na poranne mgiełki po całonocnych opadach. Ja mam wizję chmur snujących się w dolinie w stronę Skalitego, może się spełni.
Wstajemy przed 7, jeszcze pada. Opawski i Coldman wyrażają chęć dołączenia do nas, ale i tak musi przestać padać, na co jest nadzieja w prognozie. Faktycznie, jak na zamówienie przestaje padać przed 8 i można iść w plener w cztery Nikony. Jest pochmurno, szału nie ma, niemniej spacer zaliczony.
Wracamy na śniadanie, Adrian słyszy głosy naszych dziewczyn, które poszły do lasu na grzyby i do nich dołącza. Później zaznajamia się z miejscową zwierzyną.
Po śniadaniu pakujemy się, robimy sobie jeszcze zdjęcia grupowe i się rozjeżdżamy.
Backstage zdjęć grupowych:
Opawski idzie przez Oźną do Soli na pociąg, Goldman planuje odwiedzić Chatkę na Rogaczu, Cieszynioki jadą jeszcze na Ochodzitą, my wracamy prosto do Krakowa. Przed Krakowem tankujemy do pełna za 5,95 zł/litr i na tym się opowieść kończy.
Taki był to zlot. Do następnego!