Rowerowy Eurotrip 2017
Rowerowy Eurotrip 2017
Dzień 1- 22.07.2017 - Na wschód przez Polskę...
Co roku z niecierpliwością wyczekuję urlopu bo to szansa by zrobić kilkunastodniowy trip rowerowy. W tym roku było trochę inaczej. Nie było spoglądania na kalendarz i odliczania dni do wyprawy. Mam zbyt wiele rzeczy na głowie ostatnio by myśleć np. o przygotowaniach do wyjazdu. Po prostu przychodzi TEN dzień i wszystkie sprawy odsuwam na bok. Od dziś przez trzy tygodnie tylko ROWER !
Tym razem nic nowego nie wymyślałem. Po prostu zdecydowałem, że zrealizuję zeszłoroczny plan, z którego zrezygnowaliśmy. Co, gdzie i jak będzie w kolejnych częściach, a będzie tego tradycyjnie dość sporo.
Od początku zakładałem, że będzie to wypad w starym stylu czyli samotny. Oczywiście fajnie mieć kompana na takim wyjeździe bo to ułatwia wiele rzeczy, ale dla mnie zawsze najlepszą opcją będzie jednak samotny wypad. I nie pytajcie dlaczego bo odpowiedź będzie bardziej skomplikowana niżby to się mogło wydawać...
Tym razem termin wypadu był mi znany bardzo wcześnie i spokojnie mógłbym poczynić jakieś przygotowania, ale po co ? Dopiero na dwa dni przed wyjazdem serwis roweru no i wstępne pakowanie. Oczywiście jak to zwykle bywa na wyjazd zabieram wiele zbędnych rzeczy bez których mógłbym się najzwyklej w świecie obyć. Też tak macie ?
Postanawiam wystartować wieczorem w piątek, ale oczywiście nie udało się tego zrobić. Dopiero w okolicach drugiej w nocy ruszam w trasę. I dla odmiany pierwszy dzień będzie w całości przez Polskę !
Chciałem opuścić woj. opolskie przed wschodem słońca i to mi się udało. Słońce wychyla się zza horyzontu gdy jestem w Pogrzebieniu k. Raciborza. Mam przejechane około 100 km, więc dalej będzie już spokojna jazda
Kieruję się na Pszów. Mijam nieczynną kopalnię węgla kamiennego "Anna", która definitywnie została zamknięta w zeszłym roku. Centrum Pszowa całkiem fajnie zagospodarowane. Bazylika Narodzenia NMP pochodzi z lat 1743-1747.
Następnie przejazd przez Wodzisław Śląski. Robię tylko dwa zdjęcia na rynku i lecę dalej na Jastrzębie Zdrój. Nad A1 przerwa śniadaniowa...
Pierwotnie chciałem podjechać do centrum w Jastrzębiu, ale w ostatniej chwili zdecydowałem się ominąć miasto obwodnicą. Trochę dziwne dla mnie, ale ruch na obwodnicy zerowy !
Po kilku kilometrach odbijam na Strumień. Właśnie takie niewielkie miasta mi się najbardziej podobają.
W rynku stoi rokokowy ratusz pochodzący z 1628 roku. Jednak parking w tym miejscu bardzo szpeci główny plac w mieście.
W parku miejskim bije źródło solanki. Solankowe złoża w Zabłociu zostały odkryte w 1891 roku przez austriackich geologów poszukujących węgla kamiennego.
W parku jem drugie śniadanie i lecę na Bielsko. Podjeżdżam nawet do centrum, ale ruch tam tragiczny i możliwie najszybciej jak się da uciekam stamtąd. Jadę na południe. Z góry wiedziałem, że okrążę jezioro żywieckie od północy. Jadę przez Łodygowice i Zarzecze. Droga podrzędna, a dla odmiany ciągnie tędy sznur samochodów. Przejazd przez zaporę i pauza w cieniu dębowego lasu. Słońce daje już o sobie znać prażąc niemiłosiernie.
Prawie 2,5 godziny zajmuje mi dotarcie do Suchej Beskidzkiej. A gdy tam już dotarłem to wypadałoby podjechać pod Zamek Suski. Już wiele razy mówiłem sobie, że to zrobię, ale nigdy nie było na to czasu
Okazała renesansowa rezydencja magnacka powstała w latach 1608 - 1614. Dokonano tego za czasów Piotra Komorowskiego. Obecnie zamek suski to piękna, renesansowa rezydencja - trójskrzydłowa z czterema wieżami, zgrupowana dookoła prostokątnego, obszernego dziedzińca. Zamek zdobią arkadowe krużganki, przypominające te na Wawelu.
Przez Jordanów jadę do Skomielnej Biała. I dalej do Nowego Targu krajową czyli osławioną "zakopianką". W dali majaczą , ale przejrzystość powietrza w tym upale nie należy do najlepszych. Dodatkowo widać, że zaczynają się tworzyć nad górami chmury burzowe.
Za Nowym Targiem dłuższa pauza z widokiem na . Czas mam całkiem dobry, a pokonany dystans zbliża się do tego jaki zakładałem na ten dzień.
W Białce Tatrzańskiej chciałem zjeść kolację w jakiejś knajpie, ale widząc te tłumy spacerujące ulicami i oblegające stoliki kawiarni czy restauracji daruję sobie. Robię tylko zakupy w sklepie, w którym zresztą stoję sporo czasu w kolejce do kasy.... Dodatkowo obciążony zapasami podążam ku granicy ze Słowacją. Gdzieś w dali zaczyna grzmieć. W obawie przed burzą dzień kończę na dawnym przejściu granicznym. Zresztą dystans już spoko no i miejscówka na tyle dobra, że mogę rozwiesić hamak pod dachem
statystyki dzień 1
Galeria: https://photos.app.goo.gl/YwPoRz9VSRNAmNR82
cdn
Co roku z niecierpliwością wyczekuję urlopu bo to szansa by zrobić kilkunastodniowy trip rowerowy. W tym roku było trochę inaczej. Nie było spoglądania na kalendarz i odliczania dni do wyprawy. Mam zbyt wiele rzeczy na głowie ostatnio by myśleć np. o przygotowaniach do wyjazdu. Po prostu przychodzi TEN dzień i wszystkie sprawy odsuwam na bok. Od dziś przez trzy tygodnie tylko ROWER !
Tym razem nic nowego nie wymyślałem. Po prostu zdecydowałem, że zrealizuję zeszłoroczny plan, z którego zrezygnowaliśmy. Co, gdzie i jak będzie w kolejnych częściach, a będzie tego tradycyjnie dość sporo.
Od początku zakładałem, że będzie to wypad w starym stylu czyli samotny. Oczywiście fajnie mieć kompana na takim wyjeździe bo to ułatwia wiele rzeczy, ale dla mnie zawsze najlepszą opcją będzie jednak samotny wypad. I nie pytajcie dlaczego bo odpowiedź będzie bardziej skomplikowana niżby to się mogło wydawać...
Tym razem termin wypadu był mi znany bardzo wcześnie i spokojnie mógłbym poczynić jakieś przygotowania, ale po co ? Dopiero na dwa dni przed wyjazdem serwis roweru no i wstępne pakowanie. Oczywiście jak to zwykle bywa na wyjazd zabieram wiele zbędnych rzeczy bez których mógłbym się najzwyklej w świecie obyć. Też tak macie ?
Postanawiam wystartować wieczorem w piątek, ale oczywiście nie udało się tego zrobić. Dopiero w okolicach drugiej w nocy ruszam w trasę. I dla odmiany pierwszy dzień będzie w całości przez Polskę !
Chciałem opuścić woj. opolskie przed wschodem słońca i to mi się udało. Słońce wychyla się zza horyzontu gdy jestem w Pogrzebieniu k. Raciborza. Mam przejechane około 100 km, więc dalej będzie już spokojna jazda
Kieruję się na Pszów. Mijam nieczynną kopalnię węgla kamiennego "Anna", która definitywnie została zamknięta w zeszłym roku. Centrum Pszowa całkiem fajnie zagospodarowane. Bazylika Narodzenia NMP pochodzi z lat 1743-1747.
Następnie przejazd przez Wodzisław Śląski. Robię tylko dwa zdjęcia na rynku i lecę dalej na Jastrzębie Zdrój. Nad A1 przerwa śniadaniowa...
Pierwotnie chciałem podjechać do centrum w Jastrzębiu, ale w ostatniej chwili zdecydowałem się ominąć miasto obwodnicą. Trochę dziwne dla mnie, ale ruch na obwodnicy zerowy !
Po kilku kilometrach odbijam na Strumień. Właśnie takie niewielkie miasta mi się najbardziej podobają.
W rynku stoi rokokowy ratusz pochodzący z 1628 roku. Jednak parking w tym miejscu bardzo szpeci główny plac w mieście.
W parku miejskim bije źródło solanki. Solankowe złoża w Zabłociu zostały odkryte w 1891 roku przez austriackich geologów poszukujących węgla kamiennego.
W parku jem drugie śniadanie i lecę na Bielsko. Podjeżdżam nawet do centrum, ale ruch tam tragiczny i możliwie najszybciej jak się da uciekam stamtąd. Jadę na południe. Z góry wiedziałem, że okrążę jezioro żywieckie od północy. Jadę przez Łodygowice i Zarzecze. Droga podrzędna, a dla odmiany ciągnie tędy sznur samochodów. Przejazd przez zaporę i pauza w cieniu dębowego lasu. Słońce daje już o sobie znać prażąc niemiłosiernie.
Prawie 2,5 godziny zajmuje mi dotarcie do Suchej Beskidzkiej. A gdy tam już dotarłem to wypadałoby podjechać pod Zamek Suski. Już wiele razy mówiłem sobie, że to zrobię, ale nigdy nie było na to czasu
Okazała renesansowa rezydencja magnacka powstała w latach 1608 - 1614. Dokonano tego za czasów Piotra Komorowskiego. Obecnie zamek suski to piękna, renesansowa rezydencja - trójskrzydłowa z czterema wieżami, zgrupowana dookoła prostokątnego, obszernego dziedzińca. Zamek zdobią arkadowe krużganki, przypominające te na Wawelu.
Przez Jordanów jadę do Skomielnej Biała. I dalej do Nowego Targu krajową czyli osławioną "zakopianką". W dali majaczą , ale przejrzystość powietrza w tym upale nie należy do najlepszych. Dodatkowo widać, że zaczynają się tworzyć nad górami chmury burzowe.
Za Nowym Targiem dłuższa pauza z widokiem na . Czas mam całkiem dobry, a pokonany dystans zbliża się do tego jaki zakładałem na ten dzień.
W Białce Tatrzańskiej chciałem zjeść kolację w jakiejś knajpie, ale widząc te tłumy spacerujące ulicami i oblegające stoliki kawiarni czy restauracji daruję sobie. Robię tylko zakupy w sklepie, w którym zresztą stoję sporo czasu w kolejce do kasy.... Dodatkowo obciążony zapasami podążam ku granicy ze Słowacją. Gdzieś w dali zaczyna grzmieć. W obawie przed burzą dzień kończę na dawnym przejściu granicznym. Zresztą dystans już spoko no i miejscówka na tyle dobra, że mogę rozwiesić hamak pod dachem
statystyki dzień 1
Galeria: https://photos.app.goo.gl/YwPoRz9VSRNAmNR82
cdn
W karczmie Rzym pustawo nawet w sobotnie popołudnie, można wybierać i przebierać...Robert J pisze:Prawie 2,5 godziny zajmuje mi dotarcie do Suchej Beskidzkiej.
Dla mnie też. Ewentualnie we 2 osoby. Przy trzech zaczyna być problem, wiem coś o tym.Robert J pisze:dla mnie zawsze najlepszą opcją będzie jednak samotny wypad. I nie pytajcie dlaczego bo odpowiedź będzie bardziej skomplikowana niżby to się mogło wydawać...
Mnie też nie pytajcie.
Ostatnio zmieniony 2017-08-31, 22:23 przez ceper, łącznie zmieniany 1 raz.
laynn pisze:Hm po Polsce jeszcze Twoich relacji nie czytałem. Masz zdjęcie tego hotelu na koniec?
Czasami jakieś relacje z jednodniowych wypadów po Polsce zamieszczam na blogu. Taka kilkudniowa była ostatnio w maju 2013 roku i wcześniej w 2010.
Zdjęcie miejscówki gdzie nocowałem zrobiłem następnego dnia ale gdy już poskładałem hamak i śpiwór
laynn pisze:No wiem, ale na tych tripach to od razu za granicę jechałeś a tu cały dzień.
Ciekawy jestem kolejnego dnia.
Pierwszy raz na kilkudniowy wypad za granicę pojechałem w 2011 roku(nie liczę weekendowych wypadów). Wcześniej na kilkudniowe tripy rowerem jeździłem tylko po Polsce, ale to były czasy gdy nie pisałem relacji. W ogóle mnie nie było nigdzie na żadnym forum w internecie
Dzień 2 - 23.07.2017 - Słowacja i zabytki z listy UNESCO.
W nocy powietrze aż drga od burz przetaczających się nad Tatrami. Na szczęście omijają okolice gdzie nocuję, ale noc w sumie dość niespokojna dla mnie
By nie zwracać uwagi swoją obecnością w tym miejscu do dalszej drogi zwijam się dość wcześnie. Przede mną podjazd do miejscowości Ždiar. Podjazd nie jest zbyt długi i dość szybko osiągam przełęcz. Przez najbliższe kilka dni będzie to największa wysokość n.p.m. jaką zaliczam.
Niebo niemal w całości zasnute chmurami, ale będące jeszcze nisko nad horyzontem słońce próbuje walczyć z obłokami. Jest wyjątkowo ciepło o tak wczesnej godzinie. Zaduch straszy, zero wiatru. Można się tylko spodziewać kolejnych burz.
Decyduję się przejechać przez leżący u podnóża Tatr Bielskich Ždiar. Miejscowość typowo turystyczna, bardzo wiele chałup służy za pensjonaty. Turystów obecnie też pewnie jest tam bardzo wielu, ale o tej godzinie nie spotkałem żywej duszy Przy głównej drodze straszy stary hotel...
Dalej jazda jest bardzo przyjemna. Nie dość, że z góry to jeszcze po bardzo fajnej ścieżce rowerowej. Raz tyko próbował mnie dogonić jakiś wilczur, który zapewne zerwał się bo ciągnął za sobą metrowy kawałek łańcucha. Jechałem bardzo szybko i pies nie wyrobił, przekoziołkował przez ścieżkę rowerową i wylądował na drodze. Później chyba już odechciało mu się pogoni za rowerzystą
Mój najbliższy cel to Kežmarok. Odbijam na jakąś podrzędną drogę bo według mapy będzie znacznie bliżej. Nad Tatrami przybywa chmur.
W 1463 roku rozpoczęto budowę zamku w Kieżmarku. Budowa tutejszego zamku nie wyszła miastu na dobre bo ród Zapolya, który władał obiektem od samego początku dążył do podporządkowania sobie miasta. Kieżmark odzyskał status wolnego miasta królewskiego dopiero w 1655 roku.
Długie i bogate dzieje miasta pozostawiły mu w szczególności zabytkowy zespół miejski – niewielki, lecz o urozmaiconym obliczu architektonicznym. Budowle reprezentują wszystkie style, począwszy od gotyckiego.
Najcenniejszym zabytkiem miasta jest jeden z pięciu zachowanych na Słowacji drewniany kościół artykularny(protestancki). Świątynia pod wezwaniem św. Trójcy z 1717 r. wpisany w 2008 na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Obok starego kościoła ewangelickiego stoi nowy z lat 1873–1894.
Ratusz z 1461 r. został przebudowany w stylu klasycystycznym w 1779 r.
Główną świątynia w mieście jest XIII wieczna bazylika mniejsza pw. Świętego Krzyża. Na uwagę zasługuje również wolno stojąca, renesansowa dzwonnica uważaną za najpiękniejszą campanilę na Spiszu.
Jadę na południe na Lubice. Tam odbijam na jakąś zupełnie podrzędną drogę. Im dalej i wyżej tym stan drogi jest gorszy. Od przełęczy gdzie stoi drewniana figura świętego Huberta kończy się asfalt. Rozpoczynam nieprzyjemny zjazd po luźnym i grubym tłuczniu. Kilka kilometrów główną drogą i docieram do kolejnego ciekawego miasta, którym jest Levoča.
Miasto z ogromną ilością zabytków i dlatego w 2009 roku zostało wpisane na listę UNESCO. W całości zachowane jest stare miasto otoczone murami obronnymi. Do centrum dostaję się przez główne wrota czyli koszycką bramę. Mimo weekendu niewielu kręci się tu turystów.
Główny plac miasta skupia najważniejsze zabytki. Najcenniejszym jest gotycki kościół pod wezwaniem św. Jakuba. Tuż obok stoi pierwotnie gotycki ratusz. Spłonął w 1550 roku i został odbudowany w stylu renesansowym. Rynek otoczony wieloma zabytkowymi kamienicami.
Po kilku kilometrach jazdy krajową 18 odbijam na Spišský Hrhov. Moją uwagę zwrócił kamienny most. Nie jest on tak bardzo stary na jaki wygląda bo pochodzi z pierwszej połowy XIX w. Na końcu wsi znajduje się kasztel z XIX wieku. Ten obiekt w pseudo barokowym stylu służy jako centrum reedukacyjne dla młodzieży.
Przemierzam Spisz w kierunku wschodnim ku najbardziej znanej atrakcji w okolicy czyli Spiskiemu zamkowi, który widoczny jest z dużej odległości. Muszę się śpieszyć bo od zachodu goni mnie burza....
Obecną dzielnicą Spiskiego Podgrodzia jest Spiska Kapituła - siedziba biskupów Spiszu, do 1948 samodzielne miasteczko warowne. Wraz z nim, Zamkiem Spiskim i nieodległą wioską Żehra od 1993 znajduje się na liście światowego dziedzictwa UNESCO. Najważniejszym zabytkiem jest późnoromańska katedra św. Jakuba.
Robi się coraz ciemniej aż w końcu z nieba spadają pierwsze krople. W Spiskim Podgrodziu tylko kilka zdjęć na rynku i jadę ku monumentalnym ruinom Spiskiego zamku. Niedane mi było podjechać w pobliże murów bo nastąpiło oberwanie chmury. Szybko uciekam do nieodległej miejscowości Żehra gdzie przeczekuję ulewę.
Po kilkunastu minutach deszcz ustaje na tyle, że mogę kontynuować jazdę. Spiskie Włochy to kolejna ciekawa miejscowość. Rynek otoczony gotyckimi kamienicami. Ratusz również pochodzi z tego okresu, ale po kilku pożarach powoli zatracił swój pierwotny styl architektoniczny. Kościół św. Jana, pierwotnie romański, odnowiony w 1434 w stylu gotyckim.
Kilka kilometrów dalej dopada mnie konkretna ulewa. Zanim zdążyłem się schować to kompletnie zmokłem. Na przystanku autobusowym siedzę ponad pól godziny nim pogoda pozwoli kontynuować podróż.
Most w miejscowości Ružín jest wyłączony z ruchu i zmuszony jestem szukać alternatywy. Objazd wyznaczono przez Preszów, a ja nie chcę nadkładać tyle drogi. Postanawiam przedrzeć się wzdłuż zbiornika retencyjnego leśnymi drogami. Na mapie droga wygląda solidnie, a w rzeczywistości jest ona w tragicznym stanie. Jakoś powoli udaje się nią przejechać. Na uwagę zasługuje znajdujący się na początku stary Bujanowski tunel liczący 431 metrów. Wybudowany w 1872 roku jako tunel kolejowy. W XX wieku okazał się zbyt mały na współczesne potrzeby i obok wykuto znacznie większy i dłuższy nowy Bujanowski tunel.
Czas powoli zaczyna mnie gonić. Goni mnie również kolejna burza. Przeczekać ją zmuszony jestem pod mostem w miejscowości Kysak. Tuż przed zachodem słońca docieram do Koszyc gdzie łapie mnie kolejna nawałnica
Gdy pogoda w końcu pozwala na zwiedzanie ruszam na starówkę z najdłuższym deptakiem na Słowacji. Znajduje się tu najwspanialszy zabytek miasta, a jednocześnie największa świątynia Słowacji - katedra św. Elżbiety. Świątynia wznoszona była przez 130 lat zaczynając od 1378 roku.
Tuż obok wolnostojąca dzwonnica katedralna(Wieża Urbana).
Gotycka kaplica św. Michała.
Kościół uniwersytecki i wiele zabytkowych kamienic.
Wieczorami odbywa się spektakl światło i dźwięk w "śpiewającej fontannie" przy teatrze.
Zbliża się kolejna burza, uciekam z miasta. Jadę w kierunku granicy z Węgrami. Szukam miejscówki a nocleg. Kilka prób jest nieudanych. Dopiero po węgierskiej stronie mi to się udaje. Pogoda stabilizuje się i pozwala spokojnie przespać noc...
Statystyki dzień 2
Cała galeria pod adresem: https://photos.app.goo.gl/ca32kjqfXQ2kS8UB3
cdn
W nocy powietrze aż drga od burz przetaczających się nad Tatrami. Na szczęście omijają okolice gdzie nocuję, ale noc w sumie dość niespokojna dla mnie
By nie zwracać uwagi swoją obecnością w tym miejscu do dalszej drogi zwijam się dość wcześnie. Przede mną podjazd do miejscowości Ždiar. Podjazd nie jest zbyt długi i dość szybko osiągam przełęcz. Przez najbliższe kilka dni będzie to największa wysokość n.p.m. jaką zaliczam.
Niebo niemal w całości zasnute chmurami, ale będące jeszcze nisko nad horyzontem słońce próbuje walczyć z obłokami. Jest wyjątkowo ciepło o tak wczesnej godzinie. Zaduch straszy, zero wiatru. Można się tylko spodziewać kolejnych burz.
Decyduję się przejechać przez leżący u podnóża Tatr Bielskich Ždiar. Miejscowość typowo turystyczna, bardzo wiele chałup służy za pensjonaty. Turystów obecnie też pewnie jest tam bardzo wielu, ale o tej godzinie nie spotkałem żywej duszy Przy głównej drodze straszy stary hotel...
Dalej jazda jest bardzo przyjemna. Nie dość, że z góry to jeszcze po bardzo fajnej ścieżce rowerowej. Raz tyko próbował mnie dogonić jakiś wilczur, który zapewne zerwał się bo ciągnął za sobą metrowy kawałek łańcucha. Jechałem bardzo szybko i pies nie wyrobił, przekoziołkował przez ścieżkę rowerową i wylądował na drodze. Później chyba już odechciało mu się pogoni za rowerzystą
Mój najbliższy cel to Kežmarok. Odbijam na jakąś podrzędną drogę bo według mapy będzie znacznie bliżej. Nad Tatrami przybywa chmur.
W 1463 roku rozpoczęto budowę zamku w Kieżmarku. Budowa tutejszego zamku nie wyszła miastu na dobre bo ród Zapolya, który władał obiektem od samego początku dążył do podporządkowania sobie miasta. Kieżmark odzyskał status wolnego miasta królewskiego dopiero w 1655 roku.
Długie i bogate dzieje miasta pozostawiły mu w szczególności zabytkowy zespół miejski – niewielki, lecz o urozmaiconym obliczu architektonicznym. Budowle reprezentują wszystkie style, począwszy od gotyckiego.
Najcenniejszym zabytkiem miasta jest jeden z pięciu zachowanych na Słowacji drewniany kościół artykularny(protestancki). Świątynia pod wezwaniem św. Trójcy z 1717 r. wpisany w 2008 na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Obok starego kościoła ewangelickiego stoi nowy z lat 1873–1894.
Ratusz z 1461 r. został przebudowany w stylu klasycystycznym w 1779 r.
Główną świątynia w mieście jest XIII wieczna bazylika mniejsza pw. Świętego Krzyża. Na uwagę zasługuje również wolno stojąca, renesansowa dzwonnica uważaną za najpiękniejszą campanilę na Spiszu.
Jadę na południe na Lubice. Tam odbijam na jakąś zupełnie podrzędną drogę. Im dalej i wyżej tym stan drogi jest gorszy. Od przełęczy gdzie stoi drewniana figura świętego Huberta kończy się asfalt. Rozpoczynam nieprzyjemny zjazd po luźnym i grubym tłuczniu. Kilka kilometrów główną drogą i docieram do kolejnego ciekawego miasta, którym jest Levoča.
Miasto z ogromną ilością zabytków i dlatego w 2009 roku zostało wpisane na listę UNESCO. W całości zachowane jest stare miasto otoczone murami obronnymi. Do centrum dostaję się przez główne wrota czyli koszycką bramę. Mimo weekendu niewielu kręci się tu turystów.
Główny plac miasta skupia najważniejsze zabytki. Najcenniejszym jest gotycki kościół pod wezwaniem św. Jakuba. Tuż obok stoi pierwotnie gotycki ratusz. Spłonął w 1550 roku i został odbudowany w stylu renesansowym. Rynek otoczony wieloma zabytkowymi kamienicami.
Po kilku kilometrach jazdy krajową 18 odbijam na Spišský Hrhov. Moją uwagę zwrócił kamienny most. Nie jest on tak bardzo stary na jaki wygląda bo pochodzi z pierwszej połowy XIX w. Na końcu wsi znajduje się kasztel z XIX wieku. Ten obiekt w pseudo barokowym stylu służy jako centrum reedukacyjne dla młodzieży.
Przemierzam Spisz w kierunku wschodnim ku najbardziej znanej atrakcji w okolicy czyli Spiskiemu zamkowi, który widoczny jest z dużej odległości. Muszę się śpieszyć bo od zachodu goni mnie burza....
Obecną dzielnicą Spiskiego Podgrodzia jest Spiska Kapituła - siedziba biskupów Spiszu, do 1948 samodzielne miasteczko warowne. Wraz z nim, Zamkiem Spiskim i nieodległą wioską Żehra od 1993 znajduje się na liście światowego dziedzictwa UNESCO. Najważniejszym zabytkiem jest późnoromańska katedra św. Jakuba.
Robi się coraz ciemniej aż w końcu z nieba spadają pierwsze krople. W Spiskim Podgrodziu tylko kilka zdjęć na rynku i jadę ku monumentalnym ruinom Spiskiego zamku. Niedane mi było podjechać w pobliże murów bo nastąpiło oberwanie chmury. Szybko uciekam do nieodległej miejscowości Żehra gdzie przeczekuję ulewę.
Po kilkunastu minutach deszcz ustaje na tyle, że mogę kontynuować jazdę. Spiskie Włochy to kolejna ciekawa miejscowość. Rynek otoczony gotyckimi kamienicami. Ratusz również pochodzi z tego okresu, ale po kilku pożarach powoli zatracił swój pierwotny styl architektoniczny. Kościół św. Jana, pierwotnie romański, odnowiony w 1434 w stylu gotyckim.
Kilka kilometrów dalej dopada mnie konkretna ulewa. Zanim zdążyłem się schować to kompletnie zmokłem. Na przystanku autobusowym siedzę ponad pól godziny nim pogoda pozwoli kontynuować podróż.
Most w miejscowości Ružín jest wyłączony z ruchu i zmuszony jestem szukać alternatywy. Objazd wyznaczono przez Preszów, a ja nie chcę nadkładać tyle drogi. Postanawiam przedrzeć się wzdłuż zbiornika retencyjnego leśnymi drogami. Na mapie droga wygląda solidnie, a w rzeczywistości jest ona w tragicznym stanie. Jakoś powoli udaje się nią przejechać. Na uwagę zasługuje znajdujący się na początku stary Bujanowski tunel liczący 431 metrów. Wybudowany w 1872 roku jako tunel kolejowy. W XX wieku okazał się zbyt mały na współczesne potrzeby i obok wykuto znacznie większy i dłuższy nowy Bujanowski tunel.
Czas powoli zaczyna mnie gonić. Goni mnie również kolejna burza. Przeczekać ją zmuszony jestem pod mostem w miejscowości Kysak. Tuż przed zachodem słońca docieram do Koszyc gdzie łapie mnie kolejna nawałnica
Gdy pogoda w końcu pozwala na zwiedzanie ruszam na starówkę z najdłuższym deptakiem na Słowacji. Znajduje się tu najwspanialszy zabytek miasta, a jednocześnie największa świątynia Słowacji - katedra św. Elżbiety. Świątynia wznoszona była przez 130 lat zaczynając od 1378 roku.
Tuż obok wolnostojąca dzwonnica katedralna(Wieża Urbana).
Gotycka kaplica św. Michała.
Kościół uniwersytecki i wiele zabytkowych kamienic.
Wieczorami odbywa się spektakl światło i dźwięk w "śpiewającej fontannie" przy teatrze.
Zbliża się kolejna burza, uciekam z miasta. Jadę w kierunku granicy z Węgrami. Szukam miejscówki a nocleg. Kilka prób jest nieudanych. Dopiero po węgierskiej stronie mi to się udaje. Pogoda stabilizuje się i pozwala spokojnie przespać noc...
Statystyki dzień 2
Cała galeria pod adresem: https://photos.app.goo.gl/ca32kjqfXQ2kS8UB3
cdn
Ostatnio zmieniony 2017-09-03, 13:50 przez Robert J, łącznie zmieniany 2 razy.
Zdążyłem przeczytać na blogu zanim tu wrzuciłeś.
Goniącego psa to współczuję, mnie też ostatnio jeden gonił w środku miasta o poranku i teraz czasem mam schizę jak jest za cicho i za spokojnie, że zaraz zza rogu jakiś wyskoczy. Ale trzeba przyznać, że przyspieszenie się ma wtedy nieziemskie.
Słowacja fajna, na mnie w Koszycach ta katedra zrobiła wielkie wrażenie, jak 6 lat temu tam byłem. Miałem tylko pecha, bo akurat była w remoncie i od ziemi do połowy, wszędzie stały rusztowania i nie dało się normalnego zdjęcia w całości jej zrobić.
Goniącego psa to współczuję, mnie też ostatnio jeden gonił w środku miasta o poranku i teraz czasem mam schizę jak jest za cicho i za spokojnie, że zaraz zza rogu jakiś wyskoczy. Ale trzeba przyznać, że przyspieszenie się ma wtedy nieziemskie.
Słowacja fajna, na mnie w Koszycach ta katedra zrobiła wielkie wrażenie, jak 6 lat temu tam byłem. Miałem tylko pecha, bo akurat była w remoncie i od ziemi do połowy, wszędzie stały rusztowania i nie dało się normalnego zdjęcia w całości jej zrobić.
Ostatnio zmieniony 1970-01-01, 01:00 przez Vision, łącznie zmieniany 1 raz.
Vision pisze:Goniącego psa to współczuję, mnie też ostatnio jeden gonił w środku miasta o poranku i teraz czasem mam schizę jak jest za cicho i za spokojnie, że zaraz zza rogu jakiś wyskoczy. Ale trzeba przyznać, że przyspieszenie się ma wtedy nieziemskie.
Ten wilczur był jednym z wielu podczas całej wyprawy. Najgorsze były pasterskie w Rumunii, Bułgarii i Grecji. W tej ostatniej jeden poszarpał mi skarpetkę.
Vision pisze:Miałem tylko pecha, bo akurat była w remoncie i od ziemi do połowy, wszędzie stały rusztowania i nie dało się normalnego zdjęcia w całości jej zrobić.
Wiem coś o tym, często mi się trafiają podobne sytuacje gdy trafiam na rozstawione rusztowania
sokół pisze:Mnie od samego czytania nogi bolą. pełen szacun. Oczywiście czekam na dalsze części!
Oczywiście będą. Kolejna się pisze. To będzie długi serial
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości