Ten wpis będzie krótszy, no bo powrót już odbył się bez wielkich przygód.
Wracamy, tym razem promem na stały ląd.
Szybko minął nam ten urlop. Za szybko
Póki co jeszcze kilka informacji.
I ostatnie widoki:
Mieszkaliśmy w wiosce Kučište, mając do Orebicza kilka minut jazdy. To do niego jeździliśmy na zakupy, lody, na miejscu mając ciszę i spokój. Na naszej plaży było kilka rodzin, nigdy nie było tłoku, był za to spokój. Do samej plaży mieliśmy jakieś 30metrów - idealnie.
Nasz apartament składał się z kuchni, w pełni wyposażonej z dodatkową sofą, dwóch sypialni, dwóch łazienek, oraz małego tarasu. Były dwa klimatyzatory, które nam pozwalały odpocząć od upałów.
We wsi jest sklep (który dostrzegłem gdy wracaliśmy z Loviste przez co nie odwiedziliśmy go), jest jedna restauracja; którą polecał Makłowicz. Opinie w internecie po jego wizycie są różne, ogólnie na plus, jedzenie smaczne, obsługa ok, a jeden kelner nawet na duży plus, poznawał nas podczas kolejnych wizyt, żartując z nami, a po kolacji, przed zapłaceniem rachunku dostaliśmy od niego po kieliszku rakii (a dokładnie travaricy), którą kelner stukając się kieliszkami z nami wypił (Restoran Vrgorac ). (Po wypiciu wina, ten kielon dał nam popalić, a dokładnie zakręcił w głowie
), jedynie frytki jakieś takie słabe, w Rovinj były smaczniejsze.
Przykładowe jedzenie:
kalmary z grilla
znane mi i smakujące Ćevapčići
Minusów, poza sporą odległością, którą jest zarazem plusem, nie pamiętam
Ceny paliwa. W Polsce tankowałem 95tkę za 7,53pln (cena bez odniżki wakacyjnej), na Słowenii benzyna kosztowała 8,73pln (w aplikacji wpisałem już cenę po przeliczeniu na złotówki, więc nie pamiętam dokładnej ceny w euro), w Orebiczu 14,45 kuny (czyli 9,97 pln), natomiast na stacji przy autostradzie 13,02 kuny ( 8,98 pln - ceny po kursie z połowy lipca 1 kuna 0,69 pln).
Lody gałka 10-12 kun. Pizza 80 kun.
Atrakcje. Pożyczyliśmy deskę SUP (6e, 12e za 3godziny), na której pływaliśmy, samemu, oraz z dzieciakami - całkiem fajna zabawa
, udało się, tylko raz wpadłem do wody
, no może dwa
Muszę na następne morze kupić maskę do snorkelingu, bardzo ciekawie się w tym pływa - można pooglądać dno morskie, ryby itd. Na zdjęciu poniżej w pożyczonej, a za mną, stoi nasza motorówka-taxi, którą płynęliśmy na Korčule:
No ale to miał być wpis o powrocie. Więc na pożegnanie dostajemy butelkę swojskiego wina od gospodynie i ruszamy. Gdy dojeżdżamy do portu w Trpanj, stajemy w kolejce w uliczce, przed skrzyżowaniem w kierunku portu stoi facet z obsługi i kieruje auta. Przed znajomymi kolejny facet z obsługi portu stawia kijek - wszyscy myślimy, o nie, nie zmieścimy się na prom
. Ale pan uspokaja, że bez problemu się zmieścimy. Okazuje się, że przed nami stoją ze trzy auta - uff. Ale wyszliśmy aby poszliśmy opłacić przeprawę, obejrzeć port i zjeść lody, okazuję się, że w porcie jest pełny parking aut oczekujących na prom - o kurde! - ale pan powiedział, że wjedziemy na prom... Po zakupie biletów, z lekkim stresem, czy jednak się uda, chwile czekamy i w końcu, jest, prom przypływa:
Gdy zaczyna opuszczać "bramę", wracamy do auta.
Po chwili, gdy oglądamy jak panowie z obsługi, wydawałoby się, że w niezłym zamieszaniu kierują autami, zatrzymując ciężarówki, puszczając osobówki (wszystkie auta się zmieściły, po prostu auta były według planu wpuszczane na statek), wjeżdżamy i my. Wysiadamy z auta i idziemy na górny pokład.
nasza turbo wiśnia
Sala z barem, klimatyzowana jest pełna, ale na tym poziomie górny pokład daje cień, więc siadamy za innymi ludźmi i płyniemy a morska bryza nam umila rejs.
No kto siada, to siada. Ja co chwilę latam z aparatem podziwiając widoki. Trpanj:
Widać kanion, którym się zjeżdża ze środka półwyspu do Trpanju, niżej w zbliżeniu:
Kościół na wzgórzu nad wsią:
Widok na odległe zabudowania portowe w Ploce do którego płyniemy:
Po niecałej godzinie zbliżamy się. Oglądamy z bliska te dźwigi, statki, oraz w oddali most, który zostanie za dwa dni otwarty, oraz wybrzeże z niesamowitą barwą wody:
Pozostał zjazd z promu i jakieś 1200 km do domu
Ale...oglądamy takie widoki robiąc jedną z przerw:
To miasto Skradin. Pięknie umiejscowione!
Autostrada, którą za chwilę pojedziemy do domu...
Co do braku przygód...nie może ich jednak zabraknąć. Na jednym z parkingów, idąc do toi toya, użądliła mnie osa, na plecach obok pachy, tak nagle, z niczego. Ruszając w dalszą drogę, zaczyna mnie mocno piec to miejsca, a ręka zaczyna boleć, chwilę jadę na luźnego Ryszarda, bo inaczej ból się nasila, aż w końcu biorę coś przeciwbólowo i anty zapalnego, do tego na szczęście nie jestem uczulony...
Austrię przejeżdżamy prawie bezproblemowo, nawet samą stolicę bez korków mijamy, a za Wiedniem gnamy na złamanie karku, bo, (już w Czechach się dowiaduje), winiety mieliśmy do północy - z autostrady zjechaliśmy 4 minuty przed północą
- jak to dobrze było być nieświadomym 😂.
Czechy mijamy w spokoju, poza jednym upierdliwym Polakiem, który widząc te same blachy co u mnie doczepia się do nas, jadąc za nami do granicy z Polską, gdzie go potem zgubiliśmy.
I tak wakacje, urlop dobiega powoli końca. Podróż powrotna była lżejsza, tylko godzinę straciliśmy na granicy Chorwacko-Słoweńskiej. Cała droga to 17h 15 minut - dużo pomogła mi też jazda na tempomacie, której z powodu zmęczenia jadąc na urlop nie stosowałem (bałem się, że może mnie to znużyć), ruch przy powrocie był jednak mniejszy niż w przeciwnym kierunku, jazda bardziej płynna.
No czasami mnie inni kierowcy wkurzali, bo po wyprzedzeniu ich, oni nagle mnie doganiali i wjeżdżali między mnie a kolegę. Głównie celowali w tym Czesi
, Chorwaci rzeczywiście jeżdżą podobnie do rodaków, a o tych na skuterach (w Orebiczu) to już można sporo opowiedzieć
Nie dziwię, że ten kraj jest tak u nas popularny, bo pięknie tam, że hej!
Urlop był bardzo udany, upał tak na prawdę nad morzem aż tak nie doskwierał, za to temperatura wody, również jej przejrzystość i kolory była super, było świetne towarzystwo i co najważniejsze odpoczęliśmy porządnie!
To był urlop, dla mnie nietypowy, bo głównie nakierowany na plażę i powiem, że wiem, nie nadaję się na urlop all inclusive, który niektórzy spędzają cały na plaży/leżaku. Nie to, że było coś nie tak, po prostu w połowie brakło mi przerywnika w postaci gór. Ale...lenistwo zwyciężyło.
To był bardzo udany urlop!