Polesie bzyczące komarami - pieszo, stopem i... taksówką
: 2018-11-16, 21:07
Nadchodzi koniec maja a wraz z nim coroczny wyjazd na ściane wschodnia, wedrowki z namiotem, kontrole pograniczników, browary na wiejskich podsklepiach, nalewki spożywane w blasku ogniska, rozmowy z lokalsami, lasy, bagna i bezkresne pola wschodniego pogranicza.
Wyjazd zaczął sie nadwyraz pechowo.. Bo były obawy, ze nie zacznie sie w ogole. Na 3 dni przed planowanym jego rozpoczęciem wybierałam sie do Bytomia celem zdeponowania tam kabaka. Słoneczko świeciło a ja sobie sunełam ochoczo przez Oławe, pchałam wózek, niosłam dosyc duzy plecak a mysli szybowały juz gdzies nad wschodnią granicą. W najśmielszych snach nie przypuszczałam, ze licho czai sie wśród maszyn do remontu chodnika. Zachciało im sie k… z rownego asfaltu robic jeszcze rowniejszy… Zawsze uważalam, ze remont to zło, to siedlisko wszelakiego paskudztwa, ale dzisiaj mam juz na to niezbite dowody. To takze zagrozenie dla zdrowia i życia! Nagle zobaczyłam, ze jedna jakas kopara zaczyna jechac w moją strone machając wielką łąpą. Odruchem była ucieczka w przeciwnym kierunku. A tam był wysoki krawężnik... Wyłozyłam sie jak długą, instynktownie jakos starajac sie nie wysypac wózka z kabakiem… Jedna noga zwinęła sie jakos na bok i rozległo sie donośne chrrrup. Przez chwile siedziałam na chodniku, potem z racji na bliskosc koparki przepełzłam na schody pobliskiego sklepu. Zaniepokojone kabaczę głaskało mnie po głowie, powtarzało “wszystko bedzie dobrze, wiesz mamo?” i obiecywało dac buziaka w poszkodowana noge. Noga mimo buziaków puchła w oczach, do ktorych napływały kolejne hektolitry łez. I co teraz bedzie z wyjazdem, na ktory ciesze sie juz od roku??? Wyjełam z plecaka bandaz, zawinełam noge najmocniej jak sie dało. Zobaczymy co bedzie… Poki co trzeba dojechac jakos do Bytomia…. Na drugi dzien noga była juz jak balon. Co 10 minut nacierałam ja inna maścią, kupną czy przyrządzoną przez moją mame z pączków topoli czy według innych szamansko-zielarskich tajemnych przepisów. Trzymałam ją do góry lub w miednicach z maziami roznistymi. Ech… zeby miec choc tydzien.. A nie dwa dni…
Wracając do Oławy wszystkie dojazdy od i do dworcow PKP postanowiłam przebyc taksówkami. Trudno, niech strace, ale im bardziej noga odpocznie, tym wieksza szansa, ze chłopakom na wyjezdzie nie narobie kłopotu i nie bede dla nich ciężarem i zbędnym tobołem, ktory tylko zawadza i hamuje. Bo tego, zeby nie pojechac, nie brałam kompletnie pod uwage...
A z taksówkami doznałam szoku. Żyłam w przeświadczeniu, ze taksówka to cos zawrotnie drogiego, cos dla totalnych burżujów i bogaczy, a jazda takową zwyklego czlowieka natychmiast doprowadzi do bankructwa. Otóz nie.. Cena okazała sie byc czesto jakąś dwukrotnością biletow komunikacji miejskiej… Jednak czasem świat nie jest takim jak go sobie wyobrażamy czy kreujemy na podstawie jakis szczątkowych i wyrwanych z kontekstu informacji.
Z chlopakami spotykam sie w piatek gdzies na wysokosci Opola. Fajnie dzis jedziemy - w dzien, bez zarywania nocy! Super! Celem na dzis jest Chełm, gdzie mamy zarezerwowany nocleg w milym PTSMie, gdzie nocowalismy 2 lata temu kończąc lubelskie wedrowki. Wszystko zdaje sie byc zaplanowane i zapiete na ostatni guzik. Nic błędniejszego.. Licho nie zostalo pod oławską koparką, polując na cudze nogi. Ono jedzie z nami... i chyba własnie pęka ze śmiechu, tak radując sie na kolejny numer, ktory juz za chwile nam wytnie!
W autobusie do Lublina (bo remonty na kolei uniemozliwiły nam pokonanie calej trasy pociagiem) eco dzwoni potwierdzic nasza rezerwacje w schronisku i zglosic o ktorej godzinie bedziemy. W czasie rozmowy jednak jego zadowolony wyraz twarzy nagle sie zmienia, przybierając wyraz zdumienia, niedowierzania i rozpaczy. “Zbliżamy sie wlasnie do Lublina. Tak, Lublina. Kamień? Jaki Kamień? Ale… aaaaaa... to nie jest PTSM w Chełmie? Jak to Dolny Śląsk? Ale to niemozliwe! Ale to numer z chełmskiej strony w internecie! Jak to nie jestem pierwszy? Aaaa to dowidzenia…”. No to mamy zarezerwowany nocleg w Gorach Izerskich! Pozostale numery do schroniska w Chełmie nie odpowiadają. Obdzwaniamy pol rodziny i znajomych aby nam poszukali innych telefonow. Dzwonimy pod chyba 5 kolejnych… “abonent czasowo nieosiagalny”, odzywa sie sekretarka alb w ogole nikt nie odbiera. Wysnuwam pomysl wysiadki z pociagu kilka stacji przed Chełmem, rozbicia sie w krzakach przy linii kolejowej i rano kontynuowania podrozy. Chlopakom jednak nie przypada to do gustu. Pojdziemy do schroniska w ciemno, moze beda miejsca…
W Lublinie uderzamy do “Perełki” jednak mamy na tyle mało czasu, ze nie dopijam piwka ani do połowy. Cos było pokręcone z peronami. Biegac ani iść szybko, jeszcze z plecakiem, nie dam rady. Wyruszam wiec na poszukiwanie owego zaginionego peronu czwartego, do ktorego wyznakowali obejscie, prowadzace gdzies w pizdu daleko przez pol miasta. Juz nie tylko na drogach jezdnych sa w kazdym miescie objazdy
Troche sie denerwuje czy chlopaki zdążą, jako ze ochoczo zostali w “Perełce”. Ale oni swoim zwyczajem przybiegają na ostatnią chwile i szczesliwie w komplecie suniemy do Chełma. Podróżujemy w wagonie bydlęcym i raczymy sie domowym winem eco wiec humory sie nieco poprawiaja.
Z dworca PKP w Chełmie do schroniska jest kolo 2 km. I szlag wie czy na tym sie skonczy. Zapowiadam chłopakom, ze dzis jeszcze oszczedzam noge i jade taksówką! Ich miny początkowo bezcenne! Chlopakow tez cena taksowki zaskakuje, zwlaszcza dzielona przed 3. Podjezdzamy pod nasze schronisko. W srodku swiatla wygaszone, budynek owiniety jakimis taśmami a na drzwiach wisi numer telefonu do Kamienia! Na pukanie nikt nie odpowiada… Nic tu po nas.. Szkoda, takie fajne miejsce utopione w starym parku.. Ale jeszcze nie wiemy, ze od tego momentu licho zdechło i los nam szykuje jeszcze lepszy nocleg!
Z pomocą przychodzi nam taksowkarz. Mily starszy pan ma notesik i w nim kontakty do tanich noclegow w miescie. I jest gdzies na peryferiach miasta hotelik. Miejsca są i tam nas zawozi. Jest to obiekt połozony w rejonie szpitali. I ma określone przeznaczenie i grupę docelową. Dokładnie takich ludzi jak my! Własciwy człowiek na własciwym miejscu! Czwarte pietro jest nasze! ))))
Wygląd pokoi tez spełnia wymogi zadowalające wyrafinowane bubowe gusta! Jestem tak zachwycona, ze az noga przestaje mnie czasowo boleć. Nawet lampa jest taka jak trzeba! Ostatnio takowe spotykam tylko w miejscach zapomnianych i opuszczonych - a tu miejsce wciaz działa, żyje i zachowało własciwy klimat rodem sprzed lat!
Może warto było skręcic noge aby zanocowac w tym miejscu? ))
Wieczorem odwiedzamy jeszcze pobliską pizzerie i snujemy sie przez puste ulice chełmskich peryferii. Jakies zakłady, szpitale, małe domki. Ciemność wokół i łuna miasta w oddali.
Rano chłopaki wstają o 7 i wybierają sie pozwiedzac starówke. Ja zostaje w hoteliku. Oszczędzam noge poki sie da.. a deptanie po asfalcie jakos jej wybitnie nie służy.
Koło 11 juz w pełnym składzie ruszamy (taksówką a jakże ) na dworzec autobusowy. Mamy stamtąd autobus do Stulna. Ze Stulna jest plan iść lasami do Woli Uhruskiej i gdzies za wsią rozbic pierwszy tegoroczny biwak.
Na dworcu jest ciekawy kibel - jeszcze takowego nigdy nie widziałam - z włazem do kanałow wewnatrz budynku! Taka sama klapa jak zwykle jest w chodnikach czy jezdniach! Ale jaja!
Na dworcu sie okazuje, ze autobus do Stulna nie jedzie stad tylko z innego dworca - busikowego. Nie mamy juz czasu go szukac. Pewnie jest na drugim koncu miasta. Jedziemy wiec prosto do Woli Uhruskiej. Nie wiem jak chłopaki, ale ja w duchu cieszę sie niepomiernie! Jeszcze jeden dzien noga odpocznie! Juz jest nieco lepiej a mysle, ze kolejny dzien pomoże dużo! Dzięki ci busiku, ze cie nie było!!!!!! A potem okazuje sie, ze busikowy dworzec byl zaraz obok. Tym razem grałam z lichem w tej samej drużynie!
Miasto zostaje za nami. Razem ze swoim ruchem, niepokojem, hałasem i pogonią za własnym ogonem. Przed nami tydzien wsrod tataraku, firletek, niekoszonych łąk wczesnego lata. Noclegow pod dachem z gwiazd, kapieli w bajorach i podejrzanych ciekach wodnych. Żarcia pieczonego w ogniu i smaku prowincjonalnych spelun. Ciuchów o zapachu wędzonki i wypranych w terenie skarpet dających aromatem mułu. Chwil, o ktorych sie marzy i tęskni w długie, ciemne, listopadowe wieczory... Takie na przykład jak dzisiaj...
cdn
Wyjazd zaczął sie nadwyraz pechowo.. Bo były obawy, ze nie zacznie sie w ogole. Na 3 dni przed planowanym jego rozpoczęciem wybierałam sie do Bytomia celem zdeponowania tam kabaka. Słoneczko świeciło a ja sobie sunełam ochoczo przez Oławe, pchałam wózek, niosłam dosyc duzy plecak a mysli szybowały juz gdzies nad wschodnią granicą. W najśmielszych snach nie przypuszczałam, ze licho czai sie wśród maszyn do remontu chodnika. Zachciało im sie k… z rownego asfaltu robic jeszcze rowniejszy… Zawsze uważalam, ze remont to zło, to siedlisko wszelakiego paskudztwa, ale dzisiaj mam juz na to niezbite dowody. To takze zagrozenie dla zdrowia i życia! Nagle zobaczyłam, ze jedna jakas kopara zaczyna jechac w moją strone machając wielką łąpą. Odruchem była ucieczka w przeciwnym kierunku. A tam był wysoki krawężnik... Wyłozyłam sie jak długą, instynktownie jakos starajac sie nie wysypac wózka z kabakiem… Jedna noga zwinęła sie jakos na bok i rozległo sie donośne chrrrup. Przez chwile siedziałam na chodniku, potem z racji na bliskosc koparki przepełzłam na schody pobliskiego sklepu. Zaniepokojone kabaczę głaskało mnie po głowie, powtarzało “wszystko bedzie dobrze, wiesz mamo?” i obiecywało dac buziaka w poszkodowana noge. Noga mimo buziaków puchła w oczach, do ktorych napływały kolejne hektolitry łez. I co teraz bedzie z wyjazdem, na ktory ciesze sie juz od roku??? Wyjełam z plecaka bandaz, zawinełam noge najmocniej jak sie dało. Zobaczymy co bedzie… Poki co trzeba dojechac jakos do Bytomia…. Na drugi dzien noga była juz jak balon. Co 10 minut nacierałam ja inna maścią, kupną czy przyrządzoną przez moją mame z pączków topoli czy według innych szamansko-zielarskich tajemnych przepisów. Trzymałam ją do góry lub w miednicach z maziami roznistymi. Ech… zeby miec choc tydzien.. A nie dwa dni…
Wracając do Oławy wszystkie dojazdy od i do dworcow PKP postanowiłam przebyc taksówkami. Trudno, niech strace, ale im bardziej noga odpocznie, tym wieksza szansa, ze chłopakom na wyjezdzie nie narobie kłopotu i nie bede dla nich ciężarem i zbędnym tobołem, ktory tylko zawadza i hamuje. Bo tego, zeby nie pojechac, nie brałam kompletnie pod uwage...
A z taksówkami doznałam szoku. Żyłam w przeświadczeniu, ze taksówka to cos zawrotnie drogiego, cos dla totalnych burżujów i bogaczy, a jazda takową zwyklego czlowieka natychmiast doprowadzi do bankructwa. Otóz nie.. Cena okazała sie byc czesto jakąś dwukrotnością biletow komunikacji miejskiej… Jednak czasem świat nie jest takim jak go sobie wyobrażamy czy kreujemy na podstawie jakis szczątkowych i wyrwanych z kontekstu informacji.
Z chlopakami spotykam sie w piatek gdzies na wysokosci Opola. Fajnie dzis jedziemy - w dzien, bez zarywania nocy! Super! Celem na dzis jest Chełm, gdzie mamy zarezerwowany nocleg w milym PTSMie, gdzie nocowalismy 2 lata temu kończąc lubelskie wedrowki. Wszystko zdaje sie byc zaplanowane i zapiete na ostatni guzik. Nic błędniejszego.. Licho nie zostalo pod oławską koparką, polując na cudze nogi. Ono jedzie z nami... i chyba własnie pęka ze śmiechu, tak radując sie na kolejny numer, ktory juz za chwile nam wytnie!
W autobusie do Lublina (bo remonty na kolei uniemozliwiły nam pokonanie calej trasy pociagiem) eco dzwoni potwierdzic nasza rezerwacje w schronisku i zglosic o ktorej godzinie bedziemy. W czasie rozmowy jednak jego zadowolony wyraz twarzy nagle sie zmienia, przybierając wyraz zdumienia, niedowierzania i rozpaczy. “Zbliżamy sie wlasnie do Lublina. Tak, Lublina. Kamień? Jaki Kamień? Ale… aaaaaa... to nie jest PTSM w Chełmie? Jak to Dolny Śląsk? Ale to niemozliwe! Ale to numer z chełmskiej strony w internecie! Jak to nie jestem pierwszy? Aaaa to dowidzenia…”. No to mamy zarezerwowany nocleg w Gorach Izerskich! Pozostale numery do schroniska w Chełmie nie odpowiadają. Obdzwaniamy pol rodziny i znajomych aby nam poszukali innych telefonow. Dzwonimy pod chyba 5 kolejnych… “abonent czasowo nieosiagalny”, odzywa sie sekretarka alb w ogole nikt nie odbiera. Wysnuwam pomysl wysiadki z pociagu kilka stacji przed Chełmem, rozbicia sie w krzakach przy linii kolejowej i rano kontynuowania podrozy. Chlopakom jednak nie przypada to do gustu. Pojdziemy do schroniska w ciemno, moze beda miejsca…
W Lublinie uderzamy do “Perełki” jednak mamy na tyle mało czasu, ze nie dopijam piwka ani do połowy. Cos było pokręcone z peronami. Biegac ani iść szybko, jeszcze z plecakiem, nie dam rady. Wyruszam wiec na poszukiwanie owego zaginionego peronu czwartego, do ktorego wyznakowali obejscie, prowadzace gdzies w pizdu daleko przez pol miasta. Juz nie tylko na drogach jezdnych sa w kazdym miescie objazdy
Troche sie denerwuje czy chlopaki zdążą, jako ze ochoczo zostali w “Perełce”. Ale oni swoim zwyczajem przybiegają na ostatnią chwile i szczesliwie w komplecie suniemy do Chełma. Podróżujemy w wagonie bydlęcym i raczymy sie domowym winem eco wiec humory sie nieco poprawiaja.
Z dworca PKP w Chełmie do schroniska jest kolo 2 km. I szlag wie czy na tym sie skonczy. Zapowiadam chłopakom, ze dzis jeszcze oszczedzam noge i jade taksówką! Ich miny początkowo bezcenne! Chlopakow tez cena taksowki zaskakuje, zwlaszcza dzielona przed 3. Podjezdzamy pod nasze schronisko. W srodku swiatla wygaszone, budynek owiniety jakimis taśmami a na drzwiach wisi numer telefonu do Kamienia! Na pukanie nikt nie odpowiada… Nic tu po nas.. Szkoda, takie fajne miejsce utopione w starym parku.. Ale jeszcze nie wiemy, ze od tego momentu licho zdechło i los nam szykuje jeszcze lepszy nocleg!
Z pomocą przychodzi nam taksowkarz. Mily starszy pan ma notesik i w nim kontakty do tanich noclegow w miescie. I jest gdzies na peryferiach miasta hotelik. Miejsca są i tam nas zawozi. Jest to obiekt połozony w rejonie szpitali. I ma określone przeznaczenie i grupę docelową. Dokładnie takich ludzi jak my! Własciwy człowiek na własciwym miejscu! Czwarte pietro jest nasze! ))))
Wygląd pokoi tez spełnia wymogi zadowalające wyrafinowane bubowe gusta! Jestem tak zachwycona, ze az noga przestaje mnie czasowo boleć. Nawet lampa jest taka jak trzeba! Ostatnio takowe spotykam tylko w miejscach zapomnianych i opuszczonych - a tu miejsce wciaz działa, żyje i zachowało własciwy klimat rodem sprzed lat!
Może warto było skręcic noge aby zanocowac w tym miejscu? ))
Wieczorem odwiedzamy jeszcze pobliską pizzerie i snujemy sie przez puste ulice chełmskich peryferii. Jakies zakłady, szpitale, małe domki. Ciemność wokół i łuna miasta w oddali.
Rano chłopaki wstają o 7 i wybierają sie pozwiedzac starówke. Ja zostaje w hoteliku. Oszczędzam noge poki sie da.. a deptanie po asfalcie jakos jej wybitnie nie służy.
Koło 11 juz w pełnym składzie ruszamy (taksówką a jakże ) na dworzec autobusowy. Mamy stamtąd autobus do Stulna. Ze Stulna jest plan iść lasami do Woli Uhruskiej i gdzies za wsią rozbic pierwszy tegoroczny biwak.
Na dworcu jest ciekawy kibel - jeszcze takowego nigdy nie widziałam - z włazem do kanałow wewnatrz budynku! Taka sama klapa jak zwykle jest w chodnikach czy jezdniach! Ale jaja!
Na dworcu sie okazuje, ze autobus do Stulna nie jedzie stad tylko z innego dworca - busikowego. Nie mamy juz czasu go szukac. Pewnie jest na drugim koncu miasta. Jedziemy wiec prosto do Woli Uhruskiej. Nie wiem jak chłopaki, ale ja w duchu cieszę sie niepomiernie! Jeszcze jeden dzien noga odpocznie! Juz jest nieco lepiej a mysle, ze kolejny dzien pomoże dużo! Dzięki ci busiku, ze cie nie było!!!!!! A potem okazuje sie, ze busikowy dworzec byl zaraz obok. Tym razem grałam z lichem w tej samej drużynie!
Miasto zostaje za nami. Razem ze swoim ruchem, niepokojem, hałasem i pogonią za własnym ogonem. Przed nami tydzien wsrod tataraku, firletek, niekoszonych łąk wczesnego lata. Noclegow pod dachem z gwiazd, kapieli w bajorach i podejrzanych ciekach wodnych. Żarcia pieczonego w ogniu i smaku prowincjonalnych spelun. Ciuchów o zapachu wędzonki i wypranych w terenie skarpet dających aromatem mułu. Chwil, o ktorych sie marzy i tęskni w długie, ciemne, listopadowe wieczory... Takie na przykład jak dzisiaj...
cdn