Podziwiam zaufanie Toperza - posyła owcę między wilki...
Mnie żona nie puściłaby z 3 studentkami w dziewiczy plener, ze wskazaniem na słowo dziewiczy. Plener by pozostał.
Gdybym miał kózkę, to nie pasałaby się na łące, bo cygan na rowerze lub jacy zboczeńcy mogliby ją dopaść znienacka.
Polesie bzyczące komarami - pieszo, stopem i... taksówką
Pudelek pisze:nie da się jednak ukryć, że to obecny rząd uchwalił ustawę, dzięki której setki tysięcy albo miliony drzew można było bezkarnie wyciąć. Tej straty już nie nadrobimy.
To co odjebali to jest po prostu wisienka na torcie...
Ale drzewa na osiedlach, przy drogach, parki w calej Polsce wycinane prawie w pien, zniszczenia drzewostanu na ryneczkach malych miasteczek - to bylo za jednych i drugich rzadow tak samo. Tak samo jak kreowanie mody, ze kazde drzewo zacienia, śmieci i ogolnie jest chwastem, ktory trzeba wyplenic. Juz nie mowiac o krzewach czy ziołach.. Bo jedynie goła pustynia jest zajebista, sterylna i europejska... Ja nie widze roznicy... To sie zaczelo jakies 15- 20 lat temu i trwa niezaleznie ktora grupa jest u koryta...
Ostatnio zmieniony 2018-12-07, 19:53 przez buba, łącznie zmieniany 1 raz.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Podziwiam zaufanie Toperza - posyła owcę między wilki...
Moze na tyle mnie zna, ze lokalne dziadki i żuliki nie są w moim typie i moze spac spokojnie? (do Gruzji pewnie by mi nie pozwolil samej jechac )
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
- ecowarrior
- Posty: 99
- Rejestracja: 2015-01-19, 00:07
- Lokalizacja: Zdzieszowice/Opole
buba pisze:W wiosce czekamy na autobus.
[]
Wracając wspomnieniami do owego przystanku to ciągle mam przed oczyma dzieciaka z fryzurą kury na głowie
Swoją drogą kapitalna relacja, rzuciłaś światło (i obiektyw aparatu) na wiele rzeczy, które gdzieś tam umknęły. Biedny dziadek z pogranicza pewno nadal nerwowo penetruje okolice Dziekanowa, wszak tam urwał się ostatni ślad elementów inwazyjnych. A dalej to już tylko Hrubieszów, i jak wiadomo tam psy dupami szczekaja i wode chujami piją a wrony zawracają
Ostatnio zmieniony 2018-12-07, 22:42 przez ecowarrior, łącznie zmieniany 1 raz.
- ecowarrior
- Posty: 99
- Rejestracja: 2015-01-19, 00:07
- Lokalizacja: Zdzieszowice/Opole
Hahaha, prawie kawą się polałem. Tak, to ten!! Człowiek-kura
Ostatnio zmieniony 2018-12-08, 10:50 przez ecowarrior, łącznie zmieniany 1 raz.
Bus z Dziekanowa dowozi nas do Hrubieszowa. Byłam tu juz dwa razy i bardzo mi sie Hrubieszów podobał. To juz bylo dosyc dawno… Zapadło mi w pamiec jako miejsce przeplatania sie miasta z wsią, nowego ze starym, po jednej stronie drogi jakies oszklone banki - po drugiej wiejska chałupka z powiewajacym praniem.. To tu gdzieś byl znak drogowy “Uwaga przepędzanie zwierzat”, tu gadalismy z żulikami przy garazach, pod napisem “Wino z siarą naszą wiarą”. Tu spalismy w hoteliku naprzeciw szpitala i cała noc męczyły nas koszmary - po tym jak ucieliśmy sobie pogawędke z recepcjonistą, ktory opowiadał o zmutowanym gronkowcu jaki sie tu wyhodowal, nie działają na niego antybiotyki, a ludzie wolą z zawałem serca isc do znachorki niz przekroczyc progi lokalnego szpitala. Tak… Te kilka dni spedzone w Hrubieszowie kilkanascie lat temu, na długo pozostaną w mojej pamieci. Dziś wpadamy tu tylko na chwileczke. Na przesiadke mamy chyba pół godziny. Odwiedzamy wiec tylko pizzerie koło dworca. Nie wiem czy kolory tego pstrokatego budyneczku są przypadkowe?
Kolejny środek transportu zawozi nas do Zamościa. Z dworca autobusowego położonego gdzies na peryferiach musimy sie dostac do centrum. I wychodzi, ze taksowka jest tansza niz jakby chciec jechac komunikacją lokalną w 3 osoby i z duzymi plecakami, ktore rowniez podlegają opłacie… Moja noga ma sie juz dobrze, ale akcent na koniec wciaz pozostaje wierny tytułowi relacji
Budynek dworca PKP jest wlasnie w remoncie. Pewnie wiec dni tego pieknego pnącza są policzone…
Nocujemy w hostelu nad rzeczką. Miejsce jakies specjalnie klimatyczne nie jest (tak wiem, rozpaskudziłam sie w Chełmie) ale ceny są przystepne i do centrum jest blisko.
Juz zupelnie nie pamietam co było przyczyną ponizszej akcji i dlaczego ów worek stał sie głównym bohaterem zamojskiej zabawy? Widać podświadomość kazała mi wymazać to wydarzenie z pamięci Zdjecia jednak pozostały. Jako niezbity dowód, ze nasze miejsce jest jednak w Chełmie - tam gdzie zaczęła sie tegoroczna poleska przygoda
Lokalne umocnienia, forty, mury miejskie czy jak tam to zwą. Wyremontowane, gładkie i czyściutkie. Jak wyciete z kartonu i pomalowane farbką. Bez krzty patyny i czy wyrazu. Atmosfery dopełnia trawka z rolki. Wzrok ślizga sie po obłości aż po horyzont… Ni drzewka, ni krzaczka, ni kwiatka, ni rysy na murze… Brrrr… jakos tak zimno i nijako..
Czasem trafi sie brama albo mostek. Dobre i to…
Ryneczek tez przedstawia sie nieco jak filmowa makieta sporządzona własnie ze styropianu i pomalowana farbką w najbardziej jaskrawe i cukierkowe kolory jakie mieli na stanie w fabryce. Wszystko ocieka nowością, jakby własnie 5 sekund temu zdjeli rusztowania a robotnicy rozbiegli sie w panice..
Bardzo duzym plusem jest fakt, ze jest tu dzisiaj nadpodziw pusto. Zwykle ponoc kłebi sie tłum.
Ptactwa tu chyba nie lubią.
Moze to głupio zabrzmi i bardzo sie naraże mieszkańcom tego, jakze ciekawego, miasta… ale najbardziej dzisiejszego popołudnia to mi sie spodobał .. kibel! Zachodzimy do jednej z knajp niedaleko rynku. I kibelek jest zrobiony w stylu nietypowym. Kwestia gustu czy ładny on jest czy brzydki. Ale zapada w pamięć swoją innością. Ciężkie kute drzwi jakby z półpnia drzewa, rycerz z mozaiki z kontaktem na tarczy i jakby wyskakujace ze ściany cegły.
Nieopodal murów rozkłada sie dzisiaj spore miasteczko namiotowe. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, ze szykuje sie jakis festyn czy inna rekonstrukcja historyczna. Namioty kształty maja różniste ale łączy je to, ze wszystkie są białe. W ich pobliżu przechadzają sie ludziska w strojach z dawnych epok. Jest wiec urodzaj na husarzy, szlachciców, damy dworu, giermków, kozaków i kogo tam jeszcze historia wyprodukowała. Są rowniez konie, sztandary, armaty. Wszystko rozstawione raczej bezładnie, przebierańcy snuja sie nieco chaotycznie - widac, ze do właściwych obchodów i terminu imprezy jeszcze trochu czasu pozostało.
Jak sie udało dowiedziec wszystko rozpoczyna sie tak naprawde jutro lub pojutrze. Wiec mamy okazje obejrzec sobie widowisko nieco od strony kuchni, a moze prędzej - garderoby? Bedzie wiec tu szał i dziki tłum turystów spragnionych igrzysk, ale my juz wtedy na szczescie bedziemy sie oddalac pociagiem ku swemu przeznaczeniu.
Nachodzi nas jeszcze z wieczora chęć wpaść na piwo do jakiejs knajpy. I jakos nie jest z tym prosto. Takowe są albo zamkniete albo zajete albo jeszcze co innego uniemozliwia nam skorzystanie. Np. upatrzony browar okazuje sie niedostepny bo urzadzają w nim wesele.
Ostatecznie jakimis nadrzecznymi bulwarami podążamy w rejony miasta juz mniej reprezentacyjne, a bardziej przez buby lubiane. np.
Knajpek nadal nie ma wiec kończy sie na wizycie w jakims markeciku i kilku butelkach wina “na wynos”. Zasiadamy wiec w parku i… własnie sobie uświadamiamy, ze nie mamy korkociągu…
Eco robi wiec użytek z mojego ołówka, ktory słuzył do spisywania tej oto relacji.
I tak sie konczy nasza, ósma juz, wschodnia przygoda. I definitywnie kończy sie relacja. Bo bo raz, że nie ma ołowka - a dwa, ze jutro to juz tylko powrot do domu, a w pociagu nie zdarzylo sie nic ciekawego i godnego uwagi.
KONIEC
Kolejny środek transportu zawozi nas do Zamościa. Z dworca autobusowego położonego gdzies na peryferiach musimy sie dostac do centrum. I wychodzi, ze taksowka jest tansza niz jakby chciec jechac komunikacją lokalną w 3 osoby i z duzymi plecakami, ktore rowniez podlegają opłacie… Moja noga ma sie juz dobrze, ale akcent na koniec wciaz pozostaje wierny tytułowi relacji
Budynek dworca PKP jest wlasnie w remoncie. Pewnie wiec dni tego pieknego pnącza są policzone…
Nocujemy w hostelu nad rzeczką. Miejsce jakies specjalnie klimatyczne nie jest (tak wiem, rozpaskudziłam sie w Chełmie) ale ceny są przystepne i do centrum jest blisko.
Juz zupelnie nie pamietam co było przyczyną ponizszej akcji i dlaczego ów worek stał sie głównym bohaterem zamojskiej zabawy? Widać podświadomość kazała mi wymazać to wydarzenie z pamięci Zdjecia jednak pozostały. Jako niezbity dowód, ze nasze miejsce jest jednak w Chełmie - tam gdzie zaczęła sie tegoroczna poleska przygoda
Lokalne umocnienia, forty, mury miejskie czy jak tam to zwą. Wyremontowane, gładkie i czyściutkie. Jak wyciete z kartonu i pomalowane farbką. Bez krzty patyny i czy wyrazu. Atmosfery dopełnia trawka z rolki. Wzrok ślizga sie po obłości aż po horyzont… Ni drzewka, ni krzaczka, ni kwiatka, ni rysy na murze… Brrrr… jakos tak zimno i nijako..
Czasem trafi sie brama albo mostek. Dobre i to…
Ryneczek tez przedstawia sie nieco jak filmowa makieta sporządzona własnie ze styropianu i pomalowana farbką w najbardziej jaskrawe i cukierkowe kolory jakie mieli na stanie w fabryce. Wszystko ocieka nowością, jakby własnie 5 sekund temu zdjeli rusztowania a robotnicy rozbiegli sie w panice..
Bardzo duzym plusem jest fakt, ze jest tu dzisiaj nadpodziw pusto. Zwykle ponoc kłebi sie tłum.
Ptactwa tu chyba nie lubią.
Moze to głupio zabrzmi i bardzo sie naraże mieszkańcom tego, jakze ciekawego, miasta… ale najbardziej dzisiejszego popołudnia to mi sie spodobał .. kibel! Zachodzimy do jednej z knajp niedaleko rynku. I kibelek jest zrobiony w stylu nietypowym. Kwestia gustu czy ładny on jest czy brzydki. Ale zapada w pamięć swoją innością. Ciężkie kute drzwi jakby z półpnia drzewa, rycerz z mozaiki z kontaktem na tarczy i jakby wyskakujace ze ściany cegły.
Nieopodal murów rozkłada sie dzisiaj spore miasteczko namiotowe. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, ze szykuje sie jakis festyn czy inna rekonstrukcja historyczna. Namioty kształty maja różniste ale łączy je to, ze wszystkie są białe. W ich pobliżu przechadzają sie ludziska w strojach z dawnych epok. Jest wiec urodzaj na husarzy, szlachciców, damy dworu, giermków, kozaków i kogo tam jeszcze historia wyprodukowała. Są rowniez konie, sztandary, armaty. Wszystko rozstawione raczej bezładnie, przebierańcy snuja sie nieco chaotycznie - widac, ze do właściwych obchodów i terminu imprezy jeszcze trochu czasu pozostało.
Jak sie udało dowiedziec wszystko rozpoczyna sie tak naprawde jutro lub pojutrze. Wiec mamy okazje obejrzec sobie widowisko nieco od strony kuchni, a moze prędzej - garderoby? Bedzie wiec tu szał i dziki tłum turystów spragnionych igrzysk, ale my juz wtedy na szczescie bedziemy sie oddalac pociagiem ku swemu przeznaczeniu.
Nachodzi nas jeszcze z wieczora chęć wpaść na piwo do jakiejs knajpy. I jakos nie jest z tym prosto. Takowe są albo zamkniete albo zajete albo jeszcze co innego uniemozliwia nam skorzystanie. Np. upatrzony browar okazuje sie niedostepny bo urzadzają w nim wesele.
Ostatecznie jakimis nadrzecznymi bulwarami podążamy w rejony miasta juz mniej reprezentacyjne, a bardziej przez buby lubiane. np.
Knajpek nadal nie ma wiec kończy sie na wizycie w jakims markeciku i kilku butelkach wina “na wynos”. Zasiadamy wiec w parku i… własnie sobie uświadamiamy, ze nie mamy korkociągu…
Eco robi wiec użytek z mojego ołówka, ktory słuzył do spisywania tej oto relacji.
I tak sie konczy nasza, ósma juz, wschodnia przygoda. I definitywnie kończy sie relacja. Bo bo raz, że nie ma ołowka - a dwa, ze jutro to juz tylko powrot do domu, a w pociagu nie zdarzylo sie nic ciekawego i godnego uwagi.
KONIEC
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
- ecowarrior
- Posty: 99
- Rejestracja: 2015-01-19, 00:07
- Lokalizacja: Zdzieszowice/Opole
Wiesz, a mnie odnowiony Zamość się podobał, ale to kwestia gustu.
Natomiast niedostępność knajp i browar na wyłączność (to była jakaś impreza firmowa ) podcięły skrzydła. Jednak dzięki temu odpaliliśmy kapitalne kawalerskie
Jeśli wszystko będzie się nadal toczyło naturalnym rytmem to za półtorej roku, na dziesięciolecie naszej pierwszej wyprawy będziemy musieli zorganizować coś wyjątkowego, odpalić jakąś wyjątkową "torpedę", uczcić jubileusz
Natomiast niedostępność knajp i browar na wyłączność (to była jakaś impreza firmowa ) podcięły skrzydła. Jednak dzięki temu odpaliliśmy kapitalne kawalerskie
buba pisze:I tak sie konczy nasza, ósma juz, wschodnia przygoda.
Jeśli wszystko będzie się nadal toczyło naturalnym rytmem to za półtorej roku, na dziesięciolecie naszej pierwszej wyprawy będziemy musieli zorganizować coś wyjątkowego, odpalić jakąś wyjątkową "torpedę", uczcić jubileusz
ecowarrior pisze:Jeśli wszystko będzie się nadal toczyło naturalnym rytmem to za półtorej roku, na dziesięciolecie naszej pierwszej wyprawy będziemy musieli zorganizować coś wyjątkowego, odpalić jakąś wyjątkową "torpedę", uczcić jubileusz
Hmmm... Mam pomysl! Moze zrobic wtedy wyjazd dwutygodniowy i wyskoczyc na tydzien na Ukraine przez przejscie w Zosinie?
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości