Polesie bzyczące komarami - pieszo, stopem i... taksówką
Polesie bzyczące komarami - pieszo, stopem i... taksówką
Nadchodzi koniec maja a wraz z nim coroczny wyjazd na ściane wschodnia, wedrowki z namiotem, kontrole pograniczników, browary na wiejskich podsklepiach, nalewki spożywane w blasku ogniska, rozmowy z lokalsami, lasy, bagna i bezkresne pola wschodniego pogranicza.
Wyjazd zaczął sie nadwyraz pechowo.. Bo były obawy, ze nie zacznie sie w ogole. Na 3 dni przed planowanym jego rozpoczęciem wybierałam sie do Bytomia celem zdeponowania tam kabaka. Słoneczko świeciło a ja sobie sunełam ochoczo przez Oławe, pchałam wózek, niosłam dosyc duzy plecak a mysli szybowały juz gdzies nad wschodnią granicą. W najśmielszych snach nie przypuszczałam, ze licho czai sie wśród maszyn do remontu chodnika. Zachciało im sie k… z rownego asfaltu robic jeszcze rowniejszy… Zawsze uważalam, ze remont to zło, to siedlisko wszelakiego paskudztwa, ale dzisiaj mam juz na to niezbite dowody. To takze zagrozenie dla zdrowia i życia! Nagle zobaczyłam, ze jedna jakas kopara zaczyna jechac w moją strone machając wielką łąpą. Odruchem była ucieczka w przeciwnym kierunku. A tam był wysoki krawężnik... Wyłozyłam sie jak długą, instynktownie jakos starajac sie nie wysypac wózka z kabakiem… Jedna noga zwinęła sie jakos na bok i rozległo sie donośne chrrrup. Przez chwile siedziałam na chodniku, potem z racji na bliskosc koparki przepełzłam na schody pobliskiego sklepu. Zaniepokojone kabaczę głaskało mnie po głowie, powtarzało “wszystko bedzie dobrze, wiesz mamo?” i obiecywało dac buziaka w poszkodowana noge. Noga mimo buziaków puchła w oczach, do ktorych napływały kolejne hektolitry łez. I co teraz bedzie z wyjazdem, na ktory ciesze sie juz od roku??? Wyjełam z plecaka bandaz, zawinełam noge najmocniej jak sie dało. Zobaczymy co bedzie… Poki co trzeba dojechac jakos do Bytomia…. Na drugi dzien noga była juz jak balon. Co 10 minut nacierałam ja inna maścią, kupną czy przyrządzoną przez moją mame z pączków topoli czy według innych szamansko-zielarskich tajemnych przepisów. Trzymałam ją do góry lub w miednicach z maziami roznistymi. Ech… zeby miec choc tydzien.. A nie dwa dni…
Wracając do Oławy wszystkie dojazdy od i do dworcow PKP postanowiłam przebyc taksówkami. Trudno, niech strace, ale im bardziej noga odpocznie, tym wieksza szansa, ze chłopakom na wyjezdzie nie narobie kłopotu i nie bede dla nich ciężarem i zbędnym tobołem, ktory tylko zawadza i hamuje. Bo tego, zeby nie pojechac, nie brałam kompletnie pod uwage...
A z taksówkami doznałam szoku. Żyłam w przeświadczeniu, ze taksówka to cos zawrotnie drogiego, cos dla totalnych burżujów i bogaczy, a jazda takową zwyklego czlowieka natychmiast doprowadzi do bankructwa. Otóz nie.. Cena okazała sie byc czesto jakąś dwukrotnością biletow komunikacji miejskiej… Jednak czasem świat nie jest takim jak go sobie wyobrażamy czy kreujemy na podstawie jakis szczątkowych i wyrwanych z kontekstu informacji.
Z chlopakami spotykam sie w piatek gdzies na wysokosci Opola. Fajnie dzis jedziemy - w dzien, bez zarywania nocy! Super! Celem na dzis jest Chełm, gdzie mamy zarezerwowany nocleg w milym PTSMie, gdzie nocowalismy 2 lata temu kończąc lubelskie wedrowki. Wszystko zdaje sie byc zaplanowane i zapiete na ostatni guzik. Nic błędniejszego.. Licho nie zostalo pod oławską koparką, polując na cudze nogi. Ono jedzie z nami... i chyba własnie pęka ze śmiechu, tak radując sie na kolejny numer, ktory juz za chwile nam wytnie!
W autobusie do Lublina (bo remonty na kolei uniemozliwiły nam pokonanie calej trasy pociagiem) eco dzwoni potwierdzic nasza rezerwacje w schronisku i zglosic o ktorej godzinie bedziemy. W czasie rozmowy jednak jego zadowolony wyraz twarzy nagle sie zmienia, przybierając wyraz zdumienia, niedowierzania i rozpaczy. “Zbliżamy sie wlasnie do Lublina. Tak, Lublina. Kamień? Jaki Kamień? Ale… aaaaaa... to nie jest PTSM w Chełmie? Jak to Dolny Śląsk? Ale to niemozliwe! Ale to numer z chełmskiej strony w internecie! Jak to nie jestem pierwszy? Aaaa to dowidzenia…”. No to mamy zarezerwowany nocleg w Gorach Izerskich! Pozostale numery do schroniska w Chełmie nie odpowiadają. Obdzwaniamy pol rodziny i znajomych aby nam poszukali innych telefonow. Dzwonimy pod chyba 5 kolejnych… “abonent czasowo nieosiagalny”, odzywa sie sekretarka alb w ogole nikt nie odbiera. Wysnuwam pomysl wysiadki z pociagu kilka stacji przed Chełmem, rozbicia sie w krzakach przy linii kolejowej i rano kontynuowania podrozy. Chlopakom jednak nie przypada to do gustu. Pojdziemy do schroniska w ciemno, moze beda miejsca…
W Lublinie uderzamy do “Perełki” jednak mamy na tyle mało czasu, ze nie dopijam piwka ani do połowy. Cos było pokręcone z peronami. Biegac ani iść szybko, jeszcze z plecakiem, nie dam rady. Wyruszam wiec na poszukiwanie owego zaginionego peronu czwartego, do ktorego wyznakowali obejscie, prowadzace gdzies w pizdu daleko przez pol miasta. Juz nie tylko na drogach jezdnych sa w kazdym miescie objazdy
Troche sie denerwuje czy chlopaki zdążą, jako ze ochoczo zostali w “Perełce”. Ale oni swoim zwyczajem przybiegają na ostatnią chwile i szczesliwie w komplecie suniemy do Chełma. Podróżujemy w wagonie bydlęcym i raczymy sie domowym winem eco wiec humory sie nieco poprawiaja.
Z dworca PKP w Chełmie do schroniska jest kolo 2 km. I szlag wie czy na tym sie skonczy. Zapowiadam chłopakom, ze dzis jeszcze oszczedzam noge i jade taksówką! Ich miny początkowo bezcenne! Chlopakow tez cena taksowki zaskakuje, zwlaszcza dzielona przed 3. Podjezdzamy pod nasze schronisko. W srodku swiatla wygaszone, budynek owiniety jakimis taśmami a na drzwiach wisi numer telefonu do Kamienia! Na pukanie nikt nie odpowiada… Nic tu po nas.. Szkoda, takie fajne miejsce utopione w starym parku.. Ale jeszcze nie wiemy, ze od tego momentu licho zdechło i los nam szykuje jeszcze lepszy nocleg!
Z pomocą przychodzi nam taksowkarz. Mily starszy pan ma notesik i w nim kontakty do tanich noclegow w miescie. I jest gdzies na peryferiach miasta hotelik. Miejsca są i tam nas zawozi. Jest to obiekt połozony w rejonie szpitali. I ma określone przeznaczenie i grupę docelową. Dokładnie takich ludzi jak my! Własciwy człowiek na własciwym miejscu! Czwarte pietro jest nasze! ))))
Wygląd pokoi tez spełnia wymogi zadowalające wyrafinowane bubowe gusta! Jestem tak zachwycona, ze az noga przestaje mnie czasowo boleć. Nawet lampa jest taka jak trzeba! Ostatnio takowe spotykam tylko w miejscach zapomnianych i opuszczonych - a tu miejsce wciaz działa, żyje i zachowało własciwy klimat rodem sprzed lat!
Może warto było skręcic noge aby zanocowac w tym miejscu? ))
Wieczorem odwiedzamy jeszcze pobliską pizzerie i snujemy sie przez puste ulice chełmskich peryferii. Jakies zakłady, szpitale, małe domki. Ciemność wokół i łuna miasta w oddali.
Rano chłopaki wstają o 7 i wybierają sie pozwiedzac starówke. Ja zostaje w hoteliku. Oszczędzam noge poki sie da.. a deptanie po asfalcie jakos jej wybitnie nie służy.
Koło 11 juz w pełnym składzie ruszamy (taksówką a jakże ) na dworzec autobusowy. Mamy stamtąd autobus do Stulna. Ze Stulna jest plan iść lasami do Woli Uhruskiej i gdzies za wsią rozbic pierwszy tegoroczny biwak.
Na dworcu jest ciekawy kibel - jeszcze takowego nigdy nie widziałam - z włazem do kanałow wewnatrz budynku! Taka sama klapa jak zwykle jest w chodnikach czy jezdniach! Ale jaja!
Na dworcu sie okazuje, ze autobus do Stulna nie jedzie stad tylko z innego dworca - busikowego. Nie mamy juz czasu go szukac. Pewnie jest na drugim koncu miasta. Jedziemy wiec prosto do Woli Uhruskiej. Nie wiem jak chłopaki, ale ja w duchu cieszę sie niepomiernie! Jeszcze jeden dzien noga odpocznie! Juz jest nieco lepiej a mysle, ze kolejny dzien pomoże dużo! Dzięki ci busiku, ze cie nie było!!!!!! A potem okazuje sie, ze busikowy dworzec byl zaraz obok. Tym razem grałam z lichem w tej samej drużynie!
Miasto zostaje za nami. Razem ze swoim ruchem, niepokojem, hałasem i pogonią za własnym ogonem. Przed nami tydzien wsrod tataraku, firletek, niekoszonych łąk wczesnego lata. Noclegow pod dachem z gwiazd, kapieli w bajorach i podejrzanych ciekach wodnych. Żarcia pieczonego w ogniu i smaku prowincjonalnych spelun. Ciuchów o zapachu wędzonki i wypranych w terenie skarpet dających aromatem mułu. Chwil, o ktorych sie marzy i tęskni w długie, ciemne, listopadowe wieczory... Takie na przykład jak dzisiaj...
cdn
Wyjazd zaczął sie nadwyraz pechowo.. Bo były obawy, ze nie zacznie sie w ogole. Na 3 dni przed planowanym jego rozpoczęciem wybierałam sie do Bytomia celem zdeponowania tam kabaka. Słoneczko świeciło a ja sobie sunełam ochoczo przez Oławe, pchałam wózek, niosłam dosyc duzy plecak a mysli szybowały juz gdzies nad wschodnią granicą. W najśmielszych snach nie przypuszczałam, ze licho czai sie wśród maszyn do remontu chodnika. Zachciało im sie k… z rownego asfaltu robic jeszcze rowniejszy… Zawsze uważalam, ze remont to zło, to siedlisko wszelakiego paskudztwa, ale dzisiaj mam juz na to niezbite dowody. To takze zagrozenie dla zdrowia i życia! Nagle zobaczyłam, ze jedna jakas kopara zaczyna jechac w moją strone machając wielką łąpą. Odruchem była ucieczka w przeciwnym kierunku. A tam był wysoki krawężnik... Wyłozyłam sie jak długą, instynktownie jakos starajac sie nie wysypac wózka z kabakiem… Jedna noga zwinęła sie jakos na bok i rozległo sie donośne chrrrup. Przez chwile siedziałam na chodniku, potem z racji na bliskosc koparki przepełzłam na schody pobliskiego sklepu. Zaniepokojone kabaczę głaskało mnie po głowie, powtarzało “wszystko bedzie dobrze, wiesz mamo?” i obiecywało dac buziaka w poszkodowana noge. Noga mimo buziaków puchła w oczach, do ktorych napływały kolejne hektolitry łez. I co teraz bedzie z wyjazdem, na ktory ciesze sie juz od roku??? Wyjełam z plecaka bandaz, zawinełam noge najmocniej jak sie dało. Zobaczymy co bedzie… Poki co trzeba dojechac jakos do Bytomia…. Na drugi dzien noga była juz jak balon. Co 10 minut nacierałam ja inna maścią, kupną czy przyrządzoną przez moją mame z pączków topoli czy według innych szamansko-zielarskich tajemnych przepisów. Trzymałam ją do góry lub w miednicach z maziami roznistymi. Ech… zeby miec choc tydzien.. A nie dwa dni…
Wracając do Oławy wszystkie dojazdy od i do dworcow PKP postanowiłam przebyc taksówkami. Trudno, niech strace, ale im bardziej noga odpocznie, tym wieksza szansa, ze chłopakom na wyjezdzie nie narobie kłopotu i nie bede dla nich ciężarem i zbędnym tobołem, ktory tylko zawadza i hamuje. Bo tego, zeby nie pojechac, nie brałam kompletnie pod uwage...
A z taksówkami doznałam szoku. Żyłam w przeświadczeniu, ze taksówka to cos zawrotnie drogiego, cos dla totalnych burżujów i bogaczy, a jazda takową zwyklego czlowieka natychmiast doprowadzi do bankructwa. Otóz nie.. Cena okazała sie byc czesto jakąś dwukrotnością biletow komunikacji miejskiej… Jednak czasem świat nie jest takim jak go sobie wyobrażamy czy kreujemy na podstawie jakis szczątkowych i wyrwanych z kontekstu informacji.
Z chlopakami spotykam sie w piatek gdzies na wysokosci Opola. Fajnie dzis jedziemy - w dzien, bez zarywania nocy! Super! Celem na dzis jest Chełm, gdzie mamy zarezerwowany nocleg w milym PTSMie, gdzie nocowalismy 2 lata temu kończąc lubelskie wedrowki. Wszystko zdaje sie byc zaplanowane i zapiete na ostatni guzik. Nic błędniejszego.. Licho nie zostalo pod oławską koparką, polując na cudze nogi. Ono jedzie z nami... i chyba własnie pęka ze śmiechu, tak radując sie na kolejny numer, ktory juz za chwile nam wytnie!
W autobusie do Lublina (bo remonty na kolei uniemozliwiły nam pokonanie calej trasy pociagiem) eco dzwoni potwierdzic nasza rezerwacje w schronisku i zglosic o ktorej godzinie bedziemy. W czasie rozmowy jednak jego zadowolony wyraz twarzy nagle sie zmienia, przybierając wyraz zdumienia, niedowierzania i rozpaczy. “Zbliżamy sie wlasnie do Lublina. Tak, Lublina. Kamień? Jaki Kamień? Ale… aaaaaa... to nie jest PTSM w Chełmie? Jak to Dolny Śląsk? Ale to niemozliwe! Ale to numer z chełmskiej strony w internecie! Jak to nie jestem pierwszy? Aaaa to dowidzenia…”. No to mamy zarezerwowany nocleg w Gorach Izerskich! Pozostale numery do schroniska w Chełmie nie odpowiadają. Obdzwaniamy pol rodziny i znajomych aby nam poszukali innych telefonow. Dzwonimy pod chyba 5 kolejnych… “abonent czasowo nieosiagalny”, odzywa sie sekretarka alb w ogole nikt nie odbiera. Wysnuwam pomysl wysiadki z pociagu kilka stacji przed Chełmem, rozbicia sie w krzakach przy linii kolejowej i rano kontynuowania podrozy. Chlopakom jednak nie przypada to do gustu. Pojdziemy do schroniska w ciemno, moze beda miejsca…
W Lublinie uderzamy do “Perełki” jednak mamy na tyle mało czasu, ze nie dopijam piwka ani do połowy. Cos było pokręcone z peronami. Biegac ani iść szybko, jeszcze z plecakiem, nie dam rady. Wyruszam wiec na poszukiwanie owego zaginionego peronu czwartego, do ktorego wyznakowali obejscie, prowadzace gdzies w pizdu daleko przez pol miasta. Juz nie tylko na drogach jezdnych sa w kazdym miescie objazdy
Troche sie denerwuje czy chlopaki zdążą, jako ze ochoczo zostali w “Perełce”. Ale oni swoim zwyczajem przybiegają na ostatnią chwile i szczesliwie w komplecie suniemy do Chełma. Podróżujemy w wagonie bydlęcym i raczymy sie domowym winem eco wiec humory sie nieco poprawiaja.
Z dworca PKP w Chełmie do schroniska jest kolo 2 km. I szlag wie czy na tym sie skonczy. Zapowiadam chłopakom, ze dzis jeszcze oszczedzam noge i jade taksówką! Ich miny początkowo bezcenne! Chlopakow tez cena taksowki zaskakuje, zwlaszcza dzielona przed 3. Podjezdzamy pod nasze schronisko. W srodku swiatla wygaszone, budynek owiniety jakimis taśmami a na drzwiach wisi numer telefonu do Kamienia! Na pukanie nikt nie odpowiada… Nic tu po nas.. Szkoda, takie fajne miejsce utopione w starym parku.. Ale jeszcze nie wiemy, ze od tego momentu licho zdechło i los nam szykuje jeszcze lepszy nocleg!
Z pomocą przychodzi nam taksowkarz. Mily starszy pan ma notesik i w nim kontakty do tanich noclegow w miescie. I jest gdzies na peryferiach miasta hotelik. Miejsca są i tam nas zawozi. Jest to obiekt połozony w rejonie szpitali. I ma określone przeznaczenie i grupę docelową. Dokładnie takich ludzi jak my! Własciwy człowiek na własciwym miejscu! Czwarte pietro jest nasze! ))))
Wygląd pokoi tez spełnia wymogi zadowalające wyrafinowane bubowe gusta! Jestem tak zachwycona, ze az noga przestaje mnie czasowo boleć. Nawet lampa jest taka jak trzeba! Ostatnio takowe spotykam tylko w miejscach zapomnianych i opuszczonych - a tu miejsce wciaz działa, żyje i zachowało własciwy klimat rodem sprzed lat!
Może warto było skręcic noge aby zanocowac w tym miejscu? ))
Wieczorem odwiedzamy jeszcze pobliską pizzerie i snujemy sie przez puste ulice chełmskich peryferii. Jakies zakłady, szpitale, małe domki. Ciemność wokół i łuna miasta w oddali.
Rano chłopaki wstają o 7 i wybierają sie pozwiedzac starówke. Ja zostaje w hoteliku. Oszczędzam noge poki sie da.. a deptanie po asfalcie jakos jej wybitnie nie służy.
Koło 11 juz w pełnym składzie ruszamy (taksówką a jakże ) na dworzec autobusowy. Mamy stamtąd autobus do Stulna. Ze Stulna jest plan iść lasami do Woli Uhruskiej i gdzies za wsią rozbic pierwszy tegoroczny biwak.
Na dworcu jest ciekawy kibel - jeszcze takowego nigdy nie widziałam - z włazem do kanałow wewnatrz budynku! Taka sama klapa jak zwykle jest w chodnikach czy jezdniach! Ale jaja!
Na dworcu sie okazuje, ze autobus do Stulna nie jedzie stad tylko z innego dworca - busikowego. Nie mamy juz czasu go szukac. Pewnie jest na drugim koncu miasta. Jedziemy wiec prosto do Woli Uhruskiej. Nie wiem jak chłopaki, ale ja w duchu cieszę sie niepomiernie! Jeszcze jeden dzien noga odpocznie! Juz jest nieco lepiej a mysle, ze kolejny dzien pomoże dużo! Dzięki ci busiku, ze cie nie było!!!!!! A potem okazuje sie, ze busikowy dworzec byl zaraz obok. Tym razem grałam z lichem w tej samej drużynie!
Miasto zostaje za nami. Razem ze swoim ruchem, niepokojem, hałasem i pogonią za własnym ogonem. Przed nami tydzien wsrod tataraku, firletek, niekoszonych łąk wczesnego lata. Noclegow pod dachem z gwiazd, kapieli w bajorach i podejrzanych ciekach wodnych. Żarcia pieczonego w ogniu i smaku prowincjonalnych spelun. Ciuchów o zapachu wędzonki i wypranych w terenie skarpet dających aromatem mułu. Chwil, o ktorych sie marzy i tęskni w długie, ciemne, listopadowe wieczory... Takie na przykład jak dzisiaj...
cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Co do taksówek. W Warszawie, Krakowie trzeba uważać. Już nie tylko na kaxi, taki itp. Ale lepiej nie brać tych stojących pod dworcem, tylko dzwonić do korporacji. Czemu? Bo Ci pod kantyka. Wożą jak wąż po mieście, nabijając kilometrów. Na pytanie czy wiemy gdzie jechać, trzeba odpowiadać zdecydowanie, że tak, bo jak mówimy, że nie to jadą dalej. Oba przypadki na swojej skórze sprawdziłem. Dobrze, że pierwsze jeszcze jakoś tylko o 20 więcej, zapłaciliśmy, drugim razem firma, do której jechaliśmy płaciła.
Oj to niefajnie. Tu tzn. w Olawie, Bytomiu, Zabrzu, Chełmie czy Zamościu to w ogole taksowka kosztowala 10-30 zl. Mimo ze gdzies w pizdu daleko. Co zwlaszcza przy podziale na 3 dawalo calkiem przystepne ceny
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Generalnie trzeba uważać w większych miastach (o ile takie Opole jest większe), zresztą tam ceny są tak wysokie, że z taksówek nigdy nie korzystam. W Chełmie byłem miło zaskoczony, bo ceny mieściły się w przedziale 10-15 zł za kurs.
ja też Ten pomysł drogi ze Stulna od początku mi się średnio podobał, bo tam nic nie ma - iść, aby tylko iść. No i ten czas na odpoczynki i posiadówki gwałtownie by się zaczął kurczyć.
Czekałem na tę relację długo, aby zobaczyć ten sam wyjazd z drugiej strony
to nie dworzec był zaraz obok, tylko postój taksówek, które by nas zawiozły na tamten dworzec
Nie wiem jak chłopaki, ale ja w duchu cieszę sie niepomiernie!
ja też Ten pomysł drogi ze Stulna od początku mi się średnio podobał, bo tam nic nie ma - iść, aby tylko iść. No i ten czas na odpoczynki i posiadówki gwałtownie by się zaczął kurczyć.
Czekałem na tę relację długo, aby zobaczyć ten sam wyjazd z drugiej strony
A potem okazuje sie, ze busikowy dworzec byl zaraz obok.
to nie dworzec był zaraz obok, tylko postój taksówek, które by nas zawiozły na tamten dworzec
Ostatnio zmieniony 2018-11-17, 13:31 przez Pudelek, łącznie zmieniany 1 raz.
Serio? Bo ja wlasnie tkwilam w przekonaniu, ze zaraz po ruszeniu z dworca, na sasiednim placu, eco wypatrzyl z okna te busy, ktorych szukalismy!
Ostatnio zmieniony 2018-11-18, 17:06 przez buba, łącznie zmieniany 1 raz.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
sokół pisze:Czy Ty choć raz nie możesz pojechać gdzieś jak człowiek???
Nawet jak czasem probuje to zawsze musi sie wmieszac licho i jest juz jak zwykle
Ostatnio zmieniony 2018-11-18, 19:12 przez buba, łącznie zmieniany 1 raz.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
- ecowarrior
- Posty: 99
- Rejestracja: 2015-01-19, 00:07
- Lokalizacja: Zdzieszowice/Opole
Po dotarciu do Woli Uhruskiej kręcimy sie nieco koło stacyjki, gdzie jest bardzo urokliwie - trylinka, stare tabliczki i pomnik, wieża, przystacyjny kibel z jeziorem na podłodze o barwie żelazistych cieków wodnych i aromacie (o dziwo) starej piwnicy. I wokol atmosfera spokoju, jaka zwykle wypelnia takie miejsca z lekką nutką nostalgii, nie spaprane jeszcze obecną manią remontową.
Tablice na pomniku niegdys byly dwie. Jedna o walce z faszystowskim najeźdźcą sie ostała. Drugą wydarli… bo cos tam było o socjaliźmie wiec widac niektorych uwierało w odwrotną strone juz za bardzo...
(zdjecie autorstwa Pudelka)
Hmmm.. Tu mozna nieco zgłupieć. Bo jestesmy w Woli Uhruskiej. A Uhrusk jest kilka km dalej. I według mapy on ma swoją stacyjke tzn. przystanek. Ciekawe jak sie tamten nazywa?
Przystacyjna droga, gdzie bruk płynnie przechodzi w kałużaste błoto. Droga, jak widac, dwupasmowa! Pogoda poki co nie rozpieszcza...
Zapodajemy tez małą wycieczke na wzgórze z wieżą widokową. Błotnista droga wyprowadza na niewielką polanke nad wsią.
Chłopaki mnie wkrecają, pokrzykując z góry, ze super widac rozlewiska, bagna i rybaka na łodzi. Gęby mają zbyt ochocze i roześmiane, cos tu śmierdzi Wyłaże jednak na góre, skoro juz tu jestesmy. A z gory widac tylko… las. Takie to te wieze widokowe, wszedzie je ostatnio namiętnie stawiają a z góry widac tyle co z dołu..
Szukamy tez knajpy - z jednej nas wywalają “bo komunia” wiec nie mozna nawet w kąciku piwa sie napic. Trafiamy wiec do innej, gdzie mamy do czynienia z pizza w rozmiarach tak gigantycznych, ze w trojke nie zjadamy całej. Jej fragmenty zabieramy odgrzewac wieczorem na ognisku.
(zdjecie autorstwa Pudelka)
Aha! Dla spostrzegawczych. To nie jest nowatorski sposob spozywania piwa - z cytryną. To jest herbata! Poprosiłam o takową w najwiekszym naczyniu. Padło na kufel
Suniemy szosą w strone Uhruska a stop sam sie złapał. Zatrzymała sie miła babeczka, przejęta naszym losem. Bo idzie deszcz, burzowe chmury pożerają cały widnokrąg a tu trzy takie stworki zapychają z plecakami. Jak tu nie pomóc? Ledwo nas dowozi, ledwo podeszlismy do cerkwi a tu luneło naprawde porzadnie!
Na szczescie nieopodal byla wiata przystankowa gdzie sie rozkładamy i degustujemy nalewki. Tak... pierwszy dzien to i plecaki pełne dobra wszelakiego! Zapach mokrego letniego asfaltu, połączony z fermentowanym owocem, spowija okolice wokolo.
(zdjecie z aparatu Pudelka)
Jedną z tradycji tych wyjazdów jest spożywanie przez eco nalewki na wisząco.
Kiedys bylo tak:
I dzis jest podobnie!
W dalszej drodze towarzyszą nam stare domy - ukryte za drewnianymi, chylącymi sie płotami i zaroślami bujnych ogródkow.
Przejscie dla pieszych. W samym środku niczego. Z lewej bagno, z prawej bagno.. Skąd niby te dzieci by sie miały tu brać???? A moze to nie dla dzieci - moze to dla żab?
Atmosfery nierealnosci dopelnia kawałek dalej stacja benzynowa. Opuszczona chyba, taki obiekt widmo gdzies w srodku pól...
Kolejna wioska gdzie kierujemy swe kroki to Siedliszcze. Otwartego sklepu nie napotykamy, wiec rozkladamy popas i popój pod OSP. Wieczorne sloneczko nam dogrzewa i jest bardzo przyjemnie. Burzowe chmury poki co poszły sobie gdzies daleko stad..
Na budynku wisi stara tabliczka - istniejacej tu niegdys świetlicy gromadzkiej. Według wyliczen Pudla musi miec ponad 45 lat.
Obok jest tez pomnik, ktorego jakos cudem jeszcze nie zdekomunizowali. Zawiera klasyczny napis o slawie bohaterom II wojny swiatowej, w terminie uznawanym na wschodzie. Napis jest o tyle nietypowy, ze wylacznie po rosyjsku (zwykle takowe u nas byly dwujezyczne) i jakby wykonany odrecznie! Jakby ktos sobie przyszedł i farbką wymalowal co mu w duzy grało. Farba sie łuszczy, pewnie za jakis czas bedzie juz nieczytelny...
Noclegu szukamy na bagnach, gdzieś tam, gdzie rzeka Uherka meandruje, mając zamiar wpaść do Bugu. Wiją sie tam tez drogi gliniasto - płytowe i przy jednym z mostkow postanawiamy pozostac na biwak.
Wbrew pozorom opału udaje sie natargac calkiem sporo, wiec mozemy sie radowac rowniez blaskiem ogniska. Ognicho spełnia tez wybitnie użytkową funkcje - dymi, wiec odgania komary! A są tu ich tysiace! Jeszcze dzis wierzymy w to, ze ich ilosc jest spowodowana pobliskimi bagnami - i w lesie, na łąkach, przy szosie, bedzie ich mniej. O my naiwni
Zawsze w takich miejscach - tzn. rozbijania biwaku zaraz przy drodze nadającej sie do jazdy, mam korbe, ze jakies auto wjedzie nam w nocy w namiot. Bo to nie brakuje pijanych rolników wracających z pola traktorem po ciemku? albo jakiejs gównarzerii co ma samochod, ale nie pomyslu gdzie nim pojechac? Zwykle staram sie rozbijac namiot w oddaleniu od drogi. Albo za drzewem, rowem, chocby za cene mniejszej wygody, wiekszych muld czy wilgoci. Tu to chłopaki decyduja o miejscu na namiot, wiec ja moge jedynie budowac zeribe z gałęzi Dzis akurat tarasuje drogę grubym konarem. Jak sie okazało skutecznie Jedyne auto, ktore przyjechalo - zatrzymało sie grzecznie przed moją beleczką A i usiąść bylo na czym!
Wieczorem pojawia sie terenówka z pogranicznikami.
Skurczybyki przywożą nam deszcz! Ledwo sie pojawili to siąpić zaczelo! Gdzies nas namierzyli - nie wiem czy ognisko widzieli czy jakies drony latają? A moze miejscowa ludnosc wykazuje sie "czujnoscia obywatelską" i kabluje na potęge? Panowie na kontrole przyjechali bo ponoc ostatnio sporo przemytu idzie tą okolicą, a ukrainska straz graniczna w tym pomaga! Mają ponoc nawet jakis film nagrany, jak tamci pogranicznicy fajki do pontonów ładują. Ale sprawa jest mega ryzykowna, bo jak taki ukrainski pogranicznik wpadnie na przemycie w godzinach pracy - to na drugi dzien jedzie do Donbasu. Ale jak widac odwazna to grupa bo fajki wciaz pływają po Bugu!
Ogolnie straznicy sa mili (nie liczac tego deszczu! grrrr..), dokumenty sprawdzaja, do centrali gdzies dzwonią czy nie jestesmy poszukiwani. Cos tam opowiadają i sie zmywają. Acz nie lubie takich spotkan porą wieczorową, zawsze istnieje obawa, ze beda kazać sie wynosic z upatrzonego miejsca czy zgasic ognisko. Ci na szczescie nie mają jakis odpałów czy natręctw. Życzą milego wieczoru i jada se w cholere. Eco zapraszał ich na kolacje, ale nie skorzystali
Pogranicznicy bardzo nas ostrzegają aby nie kąpac sie w rzece bo zdradliwa i niebezpieczna. Początkowo myslimy, ze mają na mysli Bug, bo jednoczesnie nas straszą mandatem 500zl, za zblizanie sie do granicy.. Ale oni chyba mówili o małej, niepozornej Uherce… Rano chlopaki probują sie w niej kąpac. Ot wąska rzeczułka wsrod rowniny. Okazuje sie jednak byc strasznie głeboka a nurt wartki i porywisty! Woda mętna a dno przypuszczalnie muliste i zasysa amatorów kąpieli. Przypominamy wiec sobie wieczorne slowa pogranicznikow…
Ostatecznie kąpieli wiec nie bylo, a tylko schlapywanie sie częściowe na betonowej płycie pod mostem.
A potem ognisko, a jakze! Bo tak milo - a i inaczej sie nie da. Komary zjadają nas żywcem. Mój cud- miód skuteczny preparat jakos w zimie sie przeterminował.. I dzialac przestał. Jest tak samo oleisty i obrzydliwy w zapachu jak byl - tylko komary mają to juz w d… i napierają normalnie. Inne, dostepne na rynku psikacze działaja, poki nie wyschna - czyli jakies 5 minut. Dostajemy szału od tego dziadostwa! To nie tyle gryzie, ale włazi do oczu, uszu, nosa! Co chwile trzeba spluwac bo ma sie tego paskudztwa pełną gębe! To nie tyle komary ale jakies mniejsze gnidy, meszki albo co? Zwlaszcza boleśnie gryzą w powieki. Draństwo straszliwe! Pomaga jedynie okadzanie - czyli dym z ogniska i ze skręcików. Wszyscy straszliwie żałujemy, ze nie zabralismy antykomarzych kadzidełek! Ale jakos nigdy nie byly dotychczas potrzebne.. Co opętało te gadziny w tym roku????
Po długim śniadaniu i pośniadaniowej sielance pakujemy graty i z planem wędrówki wsrod kwitnacych, nadbużanskich łąk suniemy sobie w dal....
cdn
Tablice na pomniku niegdys byly dwie. Jedna o walce z faszystowskim najeźdźcą sie ostała. Drugą wydarli… bo cos tam było o socjaliźmie wiec widac niektorych uwierało w odwrotną strone juz za bardzo...
(zdjecie autorstwa Pudelka)
Hmmm.. Tu mozna nieco zgłupieć. Bo jestesmy w Woli Uhruskiej. A Uhrusk jest kilka km dalej. I według mapy on ma swoją stacyjke tzn. przystanek. Ciekawe jak sie tamten nazywa?
Przystacyjna droga, gdzie bruk płynnie przechodzi w kałużaste błoto. Droga, jak widac, dwupasmowa! Pogoda poki co nie rozpieszcza...
Zapodajemy tez małą wycieczke na wzgórze z wieżą widokową. Błotnista droga wyprowadza na niewielką polanke nad wsią.
Chłopaki mnie wkrecają, pokrzykując z góry, ze super widac rozlewiska, bagna i rybaka na łodzi. Gęby mają zbyt ochocze i roześmiane, cos tu śmierdzi Wyłaże jednak na góre, skoro juz tu jestesmy. A z gory widac tylko… las. Takie to te wieze widokowe, wszedzie je ostatnio namiętnie stawiają a z góry widac tyle co z dołu..
Szukamy tez knajpy - z jednej nas wywalają “bo komunia” wiec nie mozna nawet w kąciku piwa sie napic. Trafiamy wiec do innej, gdzie mamy do czynienia z pizza w rozmiarach tak gigantycznych, ze w trojke nie zjadamy całej. Jej fragmenty zabieramy odgrzewac wieczorem na ognisku.
(zdjecie autorstwa Pudelka)
Aha! Dla spostrzegawczych. To nie jest nowatorski sposob spozywania piwa - z cytryną. To jest herbata! Poprosiłam o takową w najwiekszym naczyniu. Padło na kufel
Suniemy szosą w strone Uhruska a stop sam sie złapał. Zatrzymała sie miła babeczka, przejęta naszym losem. Bo idzie deszcz, burzowe chmury pożerają cały widnokrąg a tu trzy takie stworki zapychają z plecakami. Jak tu nie pomóc? Ledwo nas dowozi, ledwo podeszlismy do cerkwi a tu luneło naprawde porzadnie!
Na szczescie nieopodal byla wiata przystankowa gdzie sie rozkładamy i degustujemy nalewki. Tak... pierwszy dzien to i plecaki pełne dobra wszelakiego! Zapach mokrego letniego asfaltu, połączony z fermentowanym owocem, spowija okolice wokolo.
(zdjecie z aparatu Pudelka)
Jedną z tradycji tych wyjazdów jest spożywanie przez eco nalewki na wisząco.
Kiedys bylo tak:
I dzis jest podobnie!
W dalszej drodze towarzyszą nam stare domy - ukryte za drewnianymi, chylącymi sie płotami i zaroślami bujnych ogródkow.
Przejscie dla pieszych. W samym środku niczego. Z lewej bagno, z prawej bagno.. Skąd niby te dzieci by sie miały tu brać???? A moze to nie dla dzieci - moze to dla żab?
Atmosfery nierealnosci dopelnia kawałek dalej stacja benzynowa. Opuszczona chyba, taki obiekt widmo gdzies w srodku pól...
Kolejna wioska gdzie kierujemy swe kroki to Siedliszcze. Otwartego sklepu nie napotykamy, wiec rozkladamy popas i popój pod OSP. Wieczorne sloneczko nam dogrzewa i jest bardzo przyjemnie. Burzowe chmury poki co poszły sobie gdzies daleko stad..
Na budynku wisi stara tabliczka - istniejacej tu niegdys świetlicy gromadzkiej. Według wyliczen Pudla musi miec ponad 45 lat.
Obok jest tez pomnik, ktorego jakos cudem jeszcze nie zdekomunizowali. Zawiera klasyczny napis o slawie bohaterom II wojny swiatowej, w terminie uznawanym na wschodzie. Napis jest o tyle nietypowy, ze wylacznie po rosyjsku (zwykle takowe u nas byly dwujezyczne) i jakby wykonany odrecznie! Jakby ktos sobie przyszedł i farbką wymalowal co mu w duzy grało. Farba sie łuszczy, pewnie za jakis czas bedzie juz nieczytelny...
Noclegu szukamy na bagnach, gdzieś tam, gdzie rzeka Uherka meandruje, mając zamiar wpaść do Bugu. Wiją sie tam tez drogi gliniasto - płytowe i przy jednym z mostkow postanawiamy pozostac na biwak.
Wbrew pozorom opału udaje sie natargac calkiem sporo, wiec mozemy sie radowac rowniez blaskiem ogniska. Ognicho spełnia tez wybitnie użytkową funkcje - dymi, wiec odgania komary! A są tu ich tysiace! Jeszcze dzis wierzymy w to, ze ich ilosc jest spowodowana pobliskimi bagnami - i w lesie, na łąkach, przy szosie, bedzie ich mniej. O my naiwni
Zawsze w takich miejscach - tzn. rozbijania biwaku zaraz przy drodze nadającej sie do jazdy, mam korbe, ze jakies auto wjedzie nam w nocy w namiot. Bo to nie brakuje pijanych rolników wracających z pola traktorem po ciemku? albo jakiejs gównarzerii co ma samochod, ale nie pomyslu gdzie nim pojechac? Zwykle staram sie rozbijac namiot w oddaleniu od drogi. Albo za drzewem, rowem, chocby za cene mniejszej wygody, wiekszych muld czy wilgoci. Tu to chłopaki decyduja o miejscu na namiot, wiec ja moge jedynie budowac zeribe z gałęzi Dzis akurat tarasuje drogę grubym konarem. Jak sie okazało skutecznie Jedyne auto, ktore przyjechalo - zatrzymało sie grzecznie przed moją beleczką A i usiąść bylo na czym!
Wieczorem pojawia sie terenówka z pogranicznikami.
Skurczybyki przywożą nam deszcz! Ledwo sie pojawili to siąpić zaczelo! Gdzies nas namierzyli - nie wiem czy ognisko widzieli czy jakies drony latają? A moze miejscowa ludnosc wykazuje sie "czujnoscia obywatelską" i kabluje na potęge? Panowie na kontrole przyjechali bo ponoc ostatnio sporo przemytu idzie tą okolicą, a ukrainska straz graniczna w tym pomaga! Mają ponoc nawet jakis film nagrany, jak tamci pogranicznicy fajki do pontonów ładują. Ale sprawa jest mega ryzykowna, bo jak taki ukrainski pogranicznik wpadnie na przemycie w godzinach pracy - to na drugi dzien jedzie do Donbasu. Ale jak widac odwazna to grupa bo fajki wciaz pływają po Bugu!
Ogolnie straznicy sa mili (nie liczac tego deszczu! grrrr..), dokumenty sprawdzaja, do centrali gdzies dzwonią czy nie jestesmy poszukiwani. Cos tam opowiadają i sie zmywają. Acz nie lubie takich spotkan porą wieczorową, zawsze istnieje obawa, ze beda kazać sie wynosic z upatrzonego miejsca czy zgasic ognisko. Ci na szczescie nie mają jakis odpałów czy natręctw. Życzą milego wieczoru i jada se w cholere. Eco zapraszał ich na kolacje, ale nie skorzystali
Pogranicznicy bardzo nas ostrzegają aby nie kąpac sie w rzece bo zdradliwa i niebezpieczna. Początkowo myslimy, ze mają na mysli Bug, bo jednoczesnie nas straszą mandatem 500zl, za zblizanie sie do granicy.. Ale oni chyba mówili o małej, niepozornej Uherce… Rano chlopaki probują sie w niej kąpac. Ot wąska rzeczułka wsrod rowniny. Okazuje sie jednak byc strasznie głeboka a nurt wartki i porywisty! Woda mętna a dno przypuszczalnie muliste i zasysa amatorów kąpieli. Przypominamy wiec sobie wieczorne slowa pogranicznikow…
Ostatecznie kąpieli wiec nie bylo, a tylko schlapywanie sie częściowe na betonowej płycie pod mostem.
A potem ognisko, a jakze! Bo tak milo - a i inaczej sie nie da. Komary zjadają nas żywcem. Mój cud- miód skuteczny preparat jakos w zimie sie przeterminował.. I dzialac przestał. Jest tak samo oleisty i obrzydliwy w zapachu jak byl - tylko komary mają to juz w d… i napierają normalnie. Inne, dostepne na rynku psikacze działaja, poki nie wyschna - czyli jakies 5 minut. Dostajemy szału od tego dziadostwa! To nie tyle gryzie, ale włazi do oczu, uszu, nosa! Co chwile trzeba spluwac bo ma sie tego paskudztwa pełną gębe! To nie tyle komary ale jakies mniejsze gnidy, meszki albo co? Zwlaszcza boleśnie gryzą w powieki. Draństwo straszliwe! Pomaga jedynie okadzanie - czyli dym z ogniska i ze skręcików. Wszyscy straszliwie żałujemy, ze nie zabralismy antykomarzych kadzidełek! Ale jakos nigdy nie byly dotychczas potrzebne.. Co opętało te gadziny w tym roku????
Po długim śniadaniu i pośniadaniowej sielance pakujemy graty i z planem wędrówki wsrod kwitnacych, nadbużanskich łąk suniemy sobie w dal....
cdn
Ostatnio zmieniony 2018-11-19, 21:28 przez buba, łącznie zmieniany 1 raz.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
sokół pisze:A co do komarów... chyba i tak wolę komary od strzyżaków!
A wiesz, ze musialam sprawdzic co to jest? Nie slyszalam dotychczas o takowych "kleszczach ze skrzydlami". O kleszczach owszem - i bardziej ich nielubie od komarow z racji na przenoszone choroby. Ale strzyzaki? Gdzie to wystepuje?
Skadinad - moze to tam tez bylo na Polesiu, tam bylo chyba wszystko co umie latac, bzyczec i wkurwiac czlowieka!
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości