Czy znasz rzeki nurt co nie płynie w dal ?
: 2017-06-19, 22:36
Czy znasz rzeki nurt co nie płynie w dal ?
Postanowiłem to sprawdzić na przykładzie Dunajca.
Miało być na bogato i po cepersku. Wyszło jak zwykle.
Wszystkie kursy flisackie zajęte od rana do wieczora czego można było się spodziewać w okresie świątecznego długiego weekendu a nieprzewidziałem. Wolne są tylko małe pływadła.
15 kilometrów w ciasnym kokpicie kajaka miast komfortu wygodnej tratwianej ławki, spokojnego podziwiania bajecznych widoków, wysłuchiwania barwnych opowieści ze strony pana odzianego w cuchę i sztywne cyfrowane góralskie portki.
Nie jest dobrze.
Z samego rana korzystając że nie polewa z nieba (co i tak okaże się bez znaczenia) startuję z plaży w Sromowcach Pośrednich.
Początek mało zachęcający. Płasko. Na wodzie kaczki i kaczki drapieżne.
Po prawej mijam przystanie flisów słowackich i chyba stację paliw z tytułem „Svejkova pivna stanica.Dotankovat”.
Krajobrazy wokół coraz ciekawsze. Widać Trzy Korony.
Mijam kładkę do Czerwonego Klasztoru.
Na horyzoncie pojawia się jedyna napotkana tratwa.
Podpływam. Pan w cyfrowanych portkach opowiada jakąś klechdę góralską pozostałym załogantom. Coś o Zośce z Polan co była tak mocarna że nigdy nie zaznała uścisku miłości. Bo każdy bał się z nią zespolić.
Aż do momentu gdy w konkury ruszył niejaki Kuba Pitoń Jaśkowy z Molkówki.
Nie wiem jak się ta historia skończyła bo coraz szybszy nurt oddalił mnie od tratwy.
Mijam bociana co moczy nogi a czasem i głowę.
Później jeszcze opływam pana co moczy tyłek i rzekę mam tylko dla siebie.
Pierwsze poważniejsze bystrze tuż przed skałą Facimiecha nieco mnie konfunduje. Buja, ostro kołysze i zalewa. Jak przy chorobie morskiej albo jej odmianie bereśnickiej. Co nie bardzo licuje z godnością turysty górskiego. Szczęściem jestem wyposażony w ochronny fartuch inaczej czułbym się jak w wannie do połowy napełnionej.
Kolejne bystrza sprawiają że moje foto przechodzi sukcesywnie w tryb bokeha.
By po ostatnim spojrzeniu na Siedem Mnichów umrzeć w moich rękach (później powstał reanimowany suszarką).
Kolejne bystrza, zakręty przetykane spokojniejszą wodą. Z drogi pienińskiej piesi i rowerowi turyści coś tam krzyczą , machają rękami. Nie wiem o co chodzi ale odmachuję. Sokolicę i skały Bystrzyka mijam. Knajpę „Pieniny” też mijam i wpadam na sportowy tor kajakarski obok figury zbójnika. Nie trącam żadnej tyczki by po chwili dopłynąć szczęśliwie do portu.
Reasumując.
a)Płynie w dal (końca nie stwierdziłem).
b)Jeśli pragniecie dobrych zdjęć korzystajcie tylko ze spływów flisackich.
Postanowiłem to sprawdzić na przykładzie Dunajca.
Miało być na bogato i po cepersku. Wyszło jak zwykle.
Wszystkie kursy flisackie zajęte od rana do wieczora czego można było się spodziewać w okresie świątecznego długiego weekendu a nieprzewidziałem. Wolne są tylko małe pływadła.
15 kilometrów w ciasnym kokpicie kajaka miast komfortu wygodnej tratwianej ławki, spokojnego podziwiania bajecznych widoków, wysłuchiwania barwnych opowieści ze strony pana odzianego w cuchę i sztywne cyfrowane góralskie portki.
Nie jest dobrze.
Z samego rana korzystając że nie polewa z nieba (co i tak okaże się bez znaczenia) startuję z plaży w Sromowcach Pośrednich.
Początek mało zachęcający. Płasko. Na wodzie kaczki i kaczki drapieżne.
Po prawej mijam przystanie flisów słowackich i chyba stację paliw z tytułem „Svejkova pivna stanica.Dotankovat”.
Krajobrazy wokół coraz ciekawsze. Widać Trzy Korony.
Mijam kładkę do Czerwonego Klasztoru.
Na horyzoncie pojawia się jedyna napotkana tratwa.
Podpływam. Pan w cyfrowanych portkach opowiada jakąś klechdę góralską pozostałym załogantom. Coś o Zośce z Polan co była tak mocarna że nigdy nie zaznała uścisku miłości. Bo każdy bał się z nią zespolić.
Aż do momentu gdy w konkury ruszył niejaki Kuba Pitoń Jaśkowy z Molkówki.
Nie wiem jak się ta historia skończyła bo coraz szybszy nurt oddalił mnie od tratwy.
Mijam bociana co moczy nogi a czasem i głowę.
Później jeszcze opływam pana co moczy tyłek i rzekę mam tylko dla siebie.
Pierwsze poważniejsze bystrze tuż przed skałą Facimiecha nieco mnie konfunduje. Buja, ostro kołysze i zalewa. Jak przy chorobie morskiej albo jej odmianie bereśnickiej. Co nie bardzo licuje z godnością turysty górskiego. Szczęściem jestem wyposażony w ochronny fartuch inaczej czułbym się jak w wannie do połowy napełnionej.
Kolejne bystrza sprawiają że moje foto przechodzi sukcesywnie w tryb bokeha.
By po ostatnim spojrzeniu na Siedem Mnichów umrzeć w moich rękach (później powstał reanimowany suszarką).
Kolejne bystrza, zakręty przetykane spokojniejszą wodą. Z drogi pienińskiej piesi i rowerowi turyści coś tam krzyczą , machają rękami. Nie wiem o co chodzi ale odmachuję. Sokolicę i skały Bystrzyka mijam. Knajpę „Pieniny” też mijam i wpadam na sportowy tor kajakarski obok figury zbójnika. Nie trącam żadnej tyczki by po chwili dopłynąć szczęśliwie do portu.
Reasumując.
a)Płynie w dal (końca nie stwierdziłem).
b)Jeśli pragniecie dobrych zdjęć korzystajcie tylko ze spływów flisackich.