30-04/3-05-2014 Grossglockner
- adrians_osw
- Posty: 80
- Rejestracja: 2013-09-12, 15:16
30-04/3-05-2014 Grossglockner
Uczestnicy: gaza, lukas_osw, adrians_osw
We wtorek wieczorem wyjeżdżamy z Polski do miejscowości Kals am Großglockner, do pokonania mamy prawie 900km. Na szczęście w samochodzie trzech kierowców, tak że każdy mógł się chwile przespać. Podróż mija mi całkiem szybko i rano meldujemy się na parkingu przy Lucknerhaus. Wielkiego ruchu nie ma, raptem trzy samochody po za naszym. Z parkingu przez chmury przebija się nasz cel.
Wierzchołek chowa się jednak w chmurach.
Około 6:30 ruszamy. Do pokonania mamy całkiem sporo, chcemy dojść do schroniska Erzherzog-Johann Hutte które znajduje się na wysokości 3454m, parking natomiast zlokalizowany jest na 1920m. Do tego warto dodać, że schronisko o tej porze roku jest zamknięte, liczmy tylko na winter room w którym są cztery łóżka. Dlatego niesiemy ze sobą też namiot i cały sprzęt do biwakowania Mówiąc krócej plecaki są ciężkie
Pierwsza część trasy wiedzie drogą gruntową lekko wznosząc się do góry, krajobraz wokół jest dość szary, widać że śnieg tutaj dopiero stopniał, nie ma jeszcze zieleni. Po niecałej godzinie marszu w takim krajobrazie docieramy do schroniska Lucknerhutte (2241). To schronisko również jest zamknięte o tej porze roku, ale robimy przy nim krótką przerwę aby ściągnąć na chwilę ciężkie plecaki.
Od tego miejsca idziemy cały czas po śniegu, cały czas do góry ale w niezbyt trudnym terenie. Naszym kolejnym celem jest schronisko Studlhutte (2801). Po drodze mijamy pędzącego po śniegu świstaka
Powoli wznosimy się do góry, ciężkie plecaki i wysokość lekko dają się we znaki. Na szczęście pojawiają się też pierwsze widoki, widać nawet kawałek niebieskiego nieba. Gaza twierdzi, że na wieczór może się wypogodzić, ja mówię że na pogodzie słońce ma być dopiero rano.
I tak sobie dywagując docieramy do schroniska Studl.
Jest to jedyne otwarte schronisko na naszej trasie o tej porze roku. Po wejściu do środka okazuje się, że po za obsługą jesteśmy w środku całkowicie sami. Dwóch skiturowców których widzieliśmy rano chyba ominęło schronisko i poszli prosto do góry, a nikogo innego nie mijaliśmy po drodze. W środku spędzamy ponad godzinkę jemy śniadanie do tego austriackie piwo i w końcu nadchodzi czas by ruszać dalej. Do przejścia mamy teraz odcinek przez lodowiec, dlatego kawałek za schroniskiem wiążemy się liną. Niestety w tym momencie nadchodzą gęste chmury, które ograniczają widoczność momentami nawet do 5m. Nie ma też praktycznie żadnych śladów, gdzieniegdzie po nartach. I tak we mgle nieco na oślep idziemy przez lodowiec Na szczęście szczelin żadnych nie widać, chyba wszystkie są zasypane. Ja idę jako pierwszy, droga dłuży mi się w nieskończoność. Momentami coś rozwiewa i w ten sposób ustalam kierunek Na szczęście gdy docieramy do skał po drugiej stronie lodowca, zaczyna się przejaśniać.
Okazuje się, że poszliśmy troszkę za bardzo w bok, ale na szczęście nie jest to wielki problem. Różnica tylko taka że musimy wyjść na grań i dojść do schroniska po ubezpieczonej grani (fragmenty A i B), wygodniejsze o tej porze roku jest podejście po śniegu ( tak będziemy schodzić). W tym momencie zostało nam do pokonania jakieś 250m przewyższenia. Zmęczenie jest już naprawdę duże - ciężki plecak i wysokość robią swoje. Na szczęście coraz bardziej się przejaśnia co motywuje nas do wysiłku
I tak około 16:00 pojawia się schronisko
Cóż za piękny widok dla zmęczonego wędrowca Widać też szczyt w całej już okazałości.
Schronisko z jednej strony zasypane jest po dach, z drugiej nieco mniej. z boku są zasypane do połowy drzwi które prowadzą do winteroom'u. Na szczęście można otworzyć tylko górną połowę drzwi, nie trzeba odkopywać ponad metrowej zaspy ubitego śniegu
Wnętrze nas nieco rozczarowuje, przede wszystkim dla tego, że temperatura w środku jest w okolicy zera. Nie ma czym nagrzać w środku, są tylko cztery łóżka. No ale jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma Śpiwór puchowy, czapka na głowie i spać się jakoś dało :
W każdym razie przed spaniem jeszcze mała sesja zdjęciowa nie najgorszych widoków. Jednak gaza miał rację że się wypogodzi na wieczór
No ale w końcu słońce chyli się ku zachodowi i trzeba iść spać, w końcu następnego dnia rano chcemy atakować szczyt. Trzeba więc nabrać trochę sił
CDN
We wtorek wieczorem wyjeżdżamy z Polski do miejscowości Kals am Großglockner, do pokonania mamy prawie 900km. Na szczęście w samochodzie trzech kierowców, tak że każdy mógł się chwile przespać. Podróż mija mi całkiem szybko i rano meldujemy się na parkingu przy Lucknerhaus. Wielkiego ruchu nie ma, raptem trzy samochody po za naszym. Z parkingu przez chmury przebija się nasz cel.
Wierzchołek chowa się jednak w chmurach.
Około 6:30 ruszamy. Do pokonania mamy całkiem sporo, chcemy dojść do schroniska Erzherzog-Johann Hutte które znajduje się na wysokości 3454m, parking natomiast zlokalizowany jest na 1920m. Do tego warto dodać, że schronisko o tej porze roku jest zamknięte, liczmy tylko na winter room w którym są cztery łóżka. Dlatego niesiemy ze sobą też namiot i cały sprzęt do biwakowania Mówiąc krócej plecaki są ciężkie
Pierwsza część trasy wiedzie drogą gruntową lekko wznosząc się do góry, krajobraz wokół jest dość szary, widać że śnieg tutaj dopiero stopniał, nie ma jeszcze zieleni. Po niecałej godzinie marszu w takim krajobrazie docieramy do schroniska Lucknerhutte (2241). To schronisko również jest zamknięte o tej porze roku, ale robimy przy nim krótką przerwę aby ściągnąć na chwilę ciężkie plecaki.
Od tego miejsca idziemy cały czas po śniegu, cały czas do góry ale w niezbyt trudnym terenie. Naszym kolejnym celem jest schronisko Studlhutte (2801). Po drodze mijamy pędzącego po śniegu świstaka
Powoli wznosimy się do góry, ciężkie plecaki i wysokość lekko dają się we znaki. Na szczęście pojawiają się też pierwsze widoki, widać nawet kawałek niebieskiego nieba. Gaza twierdzi, że na wieczór może się wypogodzić, ja mówię że na pogodzie słońce ma być dopiero rano.
I tak sobie dywagując docieramy do schroniska Studl.
Jest to jedyne otwarte schronisko na naszej trasie o tej porze roku. Po wejściu do środka okazuje się, że po za obsługą jesteśmy w środku całkowicie sami. Dwóch skiturowców których widzieliśmy rano chyba ominęło schronisko i poszli prosto do góry, a nikogo innego nie mijaliśmy po drodze. W środku spędzamy ponad godzinkę jemy śniadanie do tego austriackie piwo i w końcu nadchodzi czas by ruszać dalej. Do przejścia mamy teraz odcinek przez lodowiec, dlatego kawałek za schroniskiem wiążemy się liną. Niestety w tym momencie nadchodzą gęste chmury, które ograniczają widoczność momentami nawet do 5m. Nie ma też praktycznie żadnych śladów, gdzieniegdzie po nartach. I tak we mgle nieco na oślep idziemy przez lodowiec Na szczęście szczelin żadnych nie widać, chyba wszystkie są zasypane. Ja idę jako pierwszy, droga dłuży mi się w nieskończoność. Momentami coś rozwiewa i w ten sposób ustalam kierunek Na szczęście gdy docieramy do skał po drugiej stronie lodowca, zaczyna się przejaśniać.
Okazuje się, że poszliśmy troszkę za bardzo w bok, ale na szczęście nie jest to wielki problem. Różnica tylko taka że musimy wyjść na grań i dojść do schroniska po ubezpieczonej grani (fragmenty A i B), wygodniejsze o tej porze roku jest podejście po śniegu ( tak będziemy schodzić). W tym momencie zostało nam do pokonania jakieś 250m przewyższenia. Zmęczenie jest już naprawdę duże - ciężki plecak i wysokość robią swoje. Na szczęście coraz bardziej się przejaśnia co motywuje nas do wysiłku
I tak około 16:00 pojawia się schronisko
Cóż za piękny widok dla zmęczonego wędrowca Widać też szczyt w całej już okazałości.
Schronisko z jednej strony zasypane jest po dach, z drugiej nieco mniej. z boku są zasypane do połowy drzwi które prowadzą do winteroom'u. Na szczęście można otworzyć tylko górną połowę drzwi, nie trzeba odkopywać ponad metrowej zaspy ubitego śniegu
Wnętrze nas nieco rozczarowuje, przede wszystkim dla tego, że temperatura w środku jest w okolicy zera. Nie ma czym nagrzać w środku, są tylko cztery łóżka. No ale jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma Śpiwór puchowy, czapka na głowie i spać się jakoś dało :
W każdym razie przed spaniem jeszcze mała sesja zdjęciowa nie najgorszych widoków. Jednak gaza miał rację że się wypogodzi na wieczór
No ale w końcu słońce chyli się ku zachodowi i trzeba iść spać, w końcu następnego dnia rano chcemy atakować szczyt. Trzeba więc nabrać trochę sił
CDN
Ostatnio zmieniony 1970-01-01, 01:00 przez adrians_osw, łącznie zmieniany 12 razy.
--->>>flickr<<<---
- adrians_osw
- Posty: 80
- Rejestracja: 2013-09-12, 15:16
Faktycznie w okolicach świstaka podejście było dość monotonne. Co do widoków - to dzień 2 moim zdaniem będzie ciekawszy
Niestety chyba nikt z nas nie zrobił zdjęcia wewnątrz
Niestety chyba nikt z nas nie zrobił zdjęcia wewnątrz
--->>>flickr<<<---
ja mam
Ostatnio zmieniony 1970-01-01, 01:00 przez TNT'omek, łącznie zmieniany 1 raz.
in omnia paratus...
- adrians_osw
- Posty: 80
- Rejestracja: 2013-09-12, 15:16
3 maja 2008 roku byłem na Glocknerze. W winterroomie leżakowało z 20 osób
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- adrians_osw
- Posty: 80
- Rejestracja: 2013-09-12, 15:16
Część II
Drugiego dnia budzimy się przed 7 rano, ciężko wyjść z ciepłego śpiwora. Na szczęście profilaktycznie puchową kurtkę miałem pod ręką żeby nie było za dużego szoku termicznego Pierwszy na zewnątrz wychodzi gaza i szybko oznajmia nam, że widoki są jeszcze dużo lepsze niż wieczorem. Trzeba więc to sprawdzić
Faktycznie jest nieźle. Szybko przypominam sobie co można zobaczyć z tej wysokości i szukam okiem na południu Dolomitów... i po chwili sukces, widać je
Trochę focimy, przepakowujemy się i czas ruszać do góry. W nocy dopadało około 15cm świeżego śniegu. Nie ma żadnych śladów które jeszcze wczoraj było nieśmiało widać. Ale przecież nikt nie obiecywał że będzie łatwo : Ruszamy więc przed siebie powoli zyskując wysokość.
Chmury dość szybko zaczynają się podnosić, można powiedzieć że nas gonią. Na szczęście spaliśmy wysoko więc według przewodników mamy około 2h drogi na szczyt.
Po przetrawersowaniu zbocza dostajemy się na grań szczytową, tu zaczyna się najlepsza zabawa Najpierw wąską granią zmierzamy na wierzchołek Kleinglocknera.
Równo po dwóch godzinach jesteśmy na niższym wierzchołku. Teraz zostaje nam ledwie kilkadziesiąt metrów do szczytu
Siedzimy chwilę na niższym szczycie odpoczywając i omawiając taktykę W tym momencie dochodzi do nas dwójka lokalnych skiturowców. Narty zostawili nieco niżej i idą zdobyć szczyt. Puszczamy ich bo mają niezłe tempo, po za tym idą bez asekuracji więc poruszają się szybciej. My czekamy jeszcze z 10min i ruszamy gdy oni schodzą. Szybkie "good luck" i teraz nasza kolej na szczy I po jakiś 10min wspinaczki jesteśmy na szczycie
W tym czasie chmury zdecydowanie się podniosły i Glockner jest jedynym szczytem zdecydowanie wystającym ponad morze białych obłoczków Trzeba przyznać, że robi to wrażenie.
A jak to wyglądało można zobaczyć na krótkim filmiku: https://www.youtube.com/watch?v=TxZJ7TN ... e=youtu.be
cdn
Drugiego dnia budzimy się przed 7 rano, ciężko wyjść z ciepłego śpiwora. Na szczęście profilaktycznie puchową kurtkę miałem pod ręką żeby nie było za dużego szoku termicznego Pierwszy na zewnątrz wychodzi gaza i szybko oznajmia nam, że widoki są jeszcze dużo lepsze niż wieczorem. Trzeba więc to sprawdzić
Faktycznie jest nieźle. Szybko przypominam sobie co można zobaczyć z tej wysokości i szukam okiem na południu Dolomitów... i po chwili sukces, widać je
Trochę focimy, przepakowujemy się i czas ruszać do góry. W nocy dopadało około 15cm świeżego śniegu. Nie ma żadnych śladów które jeszcze wczoraj było nieśmiało widać. Ale przecież nikt nie obiecywał że będzie łatwo : Ruszamy więc przed siebie powoli zyskując wysokość.
Chmury dość szybko zaczynają się podnosić, można powiedzieć że nas gonią. Na szczęście spaliśmy wysoko więc według przewodników mamy około 2h drogi na szczyt.
Po przetrawersowaniu zbocza dostajemy się na grań szczytową, tu zaczyna się najlepsza zabawa Najpierw wąską granią zmierzamy na wierzchołek Kleinglocknera.
Równo po dwóch godzinach jesteśmy na niższym wierzchołku. Teraz zostaje nam ledwie kilkadziesiąt metrów do szczytu
Siedzimy chwilę na niższym szczycie odpoczywając i omawiając taktykę W tym momencie dochodzi do nas dwójka lokalnych skiturowców. Narty zostawili nieco niżej i idą zdobyć szczyt. Puszczamy ich bo mają niezłe tempo, po za tym idą bez asekuracji więc poruszają się szybciej. My czekamy jeszcze z 10min i ruszamy gdy oni schodzą. Szybkie "good luck" i teraz nasza kolej na szczy I po jakiś 10min wspinaczki jesteśmy na szczycie
W tym czasie chmury zdecydowanie się podniosły i Glockner jest jedynym szczytem zdecydowanie wystającym ponad morze białych obłoczków Trzeba przyznać, że robi to wrażenie.
A jak to wyglądało można zobaczyć na krótkim filmiku: https://www.youtube.com/watch?v=TxZJ7TN ... e=youtu.be
cdn
--->>>flickr<<<---
- adrians_osw
- Posty: 80
- Rejestracja: 2013-09-12, 15:16
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości