Rumuńskie minirelacje z okolic Rimetei
- sprocket73
- Posty: 5774
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Dużo było spontaniczności. Z reguły pomysł na dany dzień powstawał wieczorem dnia poprzedniego. W zależności od pogody i samopoczucia. Oczywiście przed wyjazdem obczaiłem jakieś atrakcje w najbliższej okolicy i miałem parę planów w zarysie.
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
- sprocket73
- Posty: 5774
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Niestety nie. Cały czas było nudnawo.maurycy pisze:Trafiliście tam na coś ciekawego?
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
- sprocket73
- Posty: 5774
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
XIII - Seklerska Góra po raz czwarty - grzebyk
Kiedy wróciliśmy do Rimetei było jeszcze dość wcześnie - 18. Wycieczka zajęła nam 11 godzin, czyli solidna, ale jeszcze 2 godzinki dnia zostało. Na grzebyk byłem tak napalony, że nie czułem ani krzty zmęczenia. Zapytałem Ukochanej czy chciałaby jeszcze tego dnia pomknąć na niego, ale popatrzyła na mnie jak na wariata. Zapytałem Tobiego - nie odmówił. Pstryk fotka rozpoczynająca z celem i idziemy
Sielanka - piękne widoczki na skały.
Piękne widoczki w dół.
A my do góry!
Grzebyk jest szeroki, ale stopniowo się zwęża.
Tobi patrzy sobie co po drugiej stronie.
Ja głównie patrzę w górę i szukam drogi.
Nie mamy wiele do przebycia. Cel coraz bliżej.
I nagle - klops.
Grzebyk zwęził się maksymalnie. Przede mną coś w rodzaju skróconego Rohackiego Konia, a za nim trudności techniczne wyglądające na zbyt duże. Cel widać na wyciągnięcie ręki (szczyt grzebyka jest w słońcu). Jakby pokonać najtrudniejsze 10 metrów, dalej wygląda że jest już łatwo. Jednak widzę, że nie dam rady.
Jestem w pięknym miejscu. Na zwężeniu grzebyka. Odczuwam dziwny niepokój. Tak, to jest lęk przestrzeni. Boję się o torbę z obiektywami, że się odepnie i spadnie w przepaść. Nigdy jeszcze mi się nie odpięła, ale teraz czuję, że to się może zdarzyć. Wiążę ją awaryjnie do paska od plecaka. Boję się o Tobiego, że na tym najbliższym odcinku sobie nie poradzi, że będzie chciał zawrócić, przy obracaniu potknie się i źle się to skończy. Sam uważam, że powinienem jeszcze podejść kawałek, ten który wydaje mi się do zrobienia, ale Tobi lepiej, żeby został tu gdzie stoi.
No dobra. Jakbym tu zawrócił, czułbym niedosyt. Każę Tobiemu zostać i idę te kilka metrów.
Tu już czuję spory dyskomfort. Próbuję się opanować. Robię zdjęcia jak zawsze. Powtarzam sobie, że przecież nie mam zawrotów głowy. Bo nie mam. Tylko jest jakoś dziwnie.
Tobi uznaje, że nie będzie czekał i przychodzi do mnie. Spokój w jaki to zrobił, podziałał na mnie również uspokajająco. W ogóle nie wyglądał na choć trochę zdenerwowanego.
Dokumentuję najdalszy osiągnięty punkt. Dobrze, ze jest ze mną Tobi, bo mam wymówkę, że ze względu na niego nie muszę brać pod uwagę choćby najmniejszej próby posunięcia się o metr dalej. Ciekawe miejsce swoją drogą. Fajnie to natura wymyśliła.
Uspokajam się całkowicie. Patrzę na Tobiego, wydaje się nawet trochę znudzony tym staniem w miejscu.
Jeszcze tylko rzucenie okiem na okolicę.
I można rozpoczynać powrót. Tobi bez problemu przechodzi przez konia. Ja również dziwię się sobie, że jeszcze parę minut temu oceniałem to miejsce jako niebezpieczne.
Schodzimy trzymając się grzbietu grzebyka. Jest bardzo widokowo i przepaściście.
Widok na drugą stronę.
Tobi pomyka w miejscu tak wąskim, jak to trudne na górze, które odpuściliśmy. Tu jest już dość nisko i nie czuje się takiej przestrzeni. Po jednej stronie trawka na którą zawsze można zeskoczyć jakby się coś działo.
Meldujemy się w domku. Zajęło nam to 2 godzinki z hakiem.
Trzeba będzie z tym żyć, że grzebyk nie został zdobyty. Z drugiej strony jestem dumny z siebie, że było mnie stać na opanowanie emocji i wycof. Fajnie było zmierzyć się z górą
C.D.N.
Kiedy wróciliśmy do Rimetei było jeszcze dość wcześnie - 18. Wycieczka zajęła nam 11 godzin, czyli solidna, ale jeszcze 2 godzinki dnia zostało. Na grzebyk byłem tak napalony, że nie czułem ani krzty zmęczenia. Zapytałem Ukochanej czy chciałaby jeszcze tego dnia pomknąć na niego, ale popatrzyła na mnie jak na wariata. Zapytałem Tobiego - nie odmówił. Pstryk fotka rozpoczynająca z celem i idziemy
Sielanka - piękne widoczki na skały.
Piękne widoczki w dół.
A my do góry!
Grzebyk jest szeroki, ale stopniowo się zwęża.
Tobi patrzy sobie co po drugiej stronie.
Ja głównie patrzę w górę i szukam drogi.
Nie mamy wiele do przebycia. Cel coraz bliżej.
I nagle - klops.
Grzebyk zwęził się maksymalnie. Przede mną coś w rodzaju skróconego Rohackiego Konia, a za nim trudności techniczne wyglądające na zbyt duże. Cel widać na wyciągnięcie ręki (szczyt grzebyka jest w słońcu). Jakby pokonać najtrudniejsze 10 metrów, dalej wygląda że jest już łatwo. Jednak widzę, że nie dam rady.
Jestem w pięknym miejscu. Na zwężeniu grzebyka. Odczuwam dziwny niepokój. Tak, to jest lęk przestrzeni. Boję się o torbę z obiektywami, że się odepnie i spadnie w przepaść. Nigdy jeszcze mi się nie odpięła, ale teraz czuję, że to się może zdarzyć. Wiążę ją awaryjnie do paska od plecaka. Boję się o Tobiego, że na tym najbliższym odcinku sobie nie poradzi, że będzie chciał zawrócić, przy obracaniu potknie się i źle się to skończy. Sam uważam, że powinienem jeszcze podejść kawałek, ten który wydaje mi się do zrobienia, ale Tobi lepiej, żeby został tu gdzie stoi.
No dobra. Jakbym tu zawrócił, czułbym niedosyt. Każę Tobiemu zostać i idę te kilka metrów.
Tu już czuję spory dyskomfort. Próbuję się opanować. Robię zdjęcia jak zawsze. Powtarzam sobie, że przecież nie mam zawrotów głowy. Bo nie mam. Tylko jest jakoś dziwnie.
Tobi uznaje, że nie będzie czekał i przychodzi do mnie. Spokój w jaki to zrobił, podziałał na mnie również uspokajająco. W ogóle nie wyglądał na choć trochę zdenerwowanego.
Dokumentuję najdalszy osiągnięty punkt. Dobrze, ze jest ze mną Tobi, bo mam wymówkę, że ze względu na niego nie muszę brać pod uwagę choćby najmniejszej próby posunięcia się o metr dalej. Ciekawe miejsce swoją drogą. Fajnie to natura wymyśliła.
Uspokajam się całkowicie. Patrzę na Tobiego, wydaje się nawet trochę znudzony tym staniem w miejscu.
Jeszcze tylko rzucenie okiem na okolicę.
I można rozpoczynać powrót. Tobi bez problemu przechodzi przez konia. Ja również dziwię się sobie, że jeszcze parę minut temu oceniałem to miejsce jako niebezpieczne.
Schodzimy trzymając się grzbietu grzebyka. Jest bardzo widokowo i przepaściście.
Widok na drugą stronę.
Tobi pomyka w miejscu tak wąskim, jak to trudne na górze, które odpuściliśmy. Tu jest już dość nisko i nie czuje się takiej przestrzeni. Po jednej stronie trawka na którą zawsze można zeskoczyć jakby się coś działo.
Meldujemy się w domku. Zajęło nam to 2 godzinki z hakiem.
Trzeba będzie z tym żyć, że grzebyk nie został zdobyty. Z drugiej strony jestem dumny z siebie, że było mnie stać na opanowanie emocji i wycof. Fajnie było zmierzyć się z górą
C.D.N.
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
sprocket73 pisze:Ja również dziwię się sobie, że jeszcze parę minut temu oceniałem to miejsce jako niebezpieczne.
Ja mam tak, że jak już coś przejdę, to oswajam się z tym i potem mi łatwiej.
sprocket73 pisze:Na grzebyk byłem tak napalony, że nie czułem ani krzty zmęczenia
No właśnie tak czułem, czytając poprzedni post...cyborgu
Mogłeś potem usnąć?
- sprocket73
- Posty: 5774
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
laynn pisze:Mogłeś potem usnąć?
Zasnąłem jak bejbi
Ukochana była trochę zła za ten grzebyk, że ominęły ją takie atrakcje.
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
- sprocket73
- Posty: 5774
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
podpatrzyłem u DobromiłaAdrian pisze:żeby po wycieczce iść na drugą
"Jeszcze w zielone gramy... jeszcze nie umieramy" Zapasy energii w formie tkanki tłuszczowej mam spore A kolano, które przez 2 lata mi dokuczało, chyba w końcu się naprawiło.Adrian pisze:Forma jest jak widać
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
To tak zawsze jest sprocket, nie boisz się, że spadniesz i się zabijesz tylko boisz się, że coś twojego ci spadnie xD No mi ostatnio na ferracie rozbił się telefon ładnie zapięty w kieszeni (ale przynajmniej nie od strony ekranu) i bardziej się tym przejmowałem niż krwawiącym kolanem
Świat gór! Aby go nazwać swoim, trzeba zainwestować znacznie więcej niż krótkotrwałą radość oczu. I może dlatego właśnie człowiek naprawdę kochający góry chce znosić trudy, wyrzeczenia i niebezpieczeństwa na ich skalnych szlakach
- sprocket73
- Posty: 5774
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
XIV - Sighișoara
Odmiana od gór. Zwiedzamy miasto Sighișoara.
Na zdjęciu współczesna cerkiew prawosławna - Katedra Świętej Trójcy.
W środku prezentuje się tak.
Przed nami na wzgórzu stare miasto. Jeden z najlepiej zachowanych średniowiecznych zespołów miejskich w Europie Środkowo-Wschodniej, wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.
W całości otoczone murami.
Widać, że niektóre domy służą normalnie do życia. Można spotkać samochody. Wszystkie uliczki są brukowane (nie ma asfaltu).
Dużo sklepików, muzeów, galerii, miejsc gdzie można zjeść, pensjonatów.
Mnóstwo detali. Ozdoby na drzwiach, skrzynki na listy, szyldy.
W jednej z baszt obronnych zakład kaletniczy a w pomieszczeniu nad nim darmowe mini-muzeum.
Stare drewniane schody wg tabliczki z 1642 roku prowadzące do gotyckiego kościoła na szczycie wzgórza.
Kościół skromny z zewnątrz.
Wewnątrz również. Wieczorem zamiast mszy koncert fortepianowy.
Największe wrażenie zrobiła na mnie krypta z trumnami. Niektóre były na oko bardzo stare, ale wyglądały normalnie. Jedna się wyróżniała. Zapytałem nawet opiekuna tego miejsca, czy to prawdziwe szczątki ludzkie. Powiedział, że tak. Trumna była położona nisko, podchodziła tam wilgoć i drewno zgniło. Kości też jakby już nie było. Włosy wyglądają "jak żywe" po kilkuset latach.
Udajemy się na centralny plac. W jednym miejscu jemy langosza, w innym lodzika.
Wieża zegarowa.
Bardzo nam się podoba Sighișoara. Miejscowość bardzo turystyczna, ale bez tłumów.
Podobno w tym domu urodził się Drakula.
Wchodzę do środka z nastawieniem, że będzie jakaś historyczna ekspozycja. Ciemne pomieszczenie, dziwne eksponaty jak z horroru, leży w trumnie jakiś manekin, który nagle powstaje i chce ode mnie pieniędzy. Straszne.
Ratusz z przodu
Ratusz z boku.
Mały widokowy park.
Wracamy na rynek. Jemy coś.
Potem szukamy jeszcze miejsc, w których nas nie było.
Natrafiamy na nieodnowione zakamarki.
Czy to ślady kul na baszcie? Możliwe że jeszcze z czasów wojny?
Odwiedzamy cmentarz.
Jest bardzo duży. Podobnie utrzymany jak w Rimetei. Stare groby obok nowych, brak kwiatów i zniczy. Tobiego bierzemy na smycz, bo u nas pies na cmentarzu to zjawisko niedopuszczalne. Tam spotykamy innych ludzi z psami, prawdopodobnie miejscowi tak je wyprowadzają.
Ogólnie nie przepadam za miejskimi wycieczkami, ale Sighișoara bardzo mi się podobała. Miasto ma swój klimat. Bardzo polecam.
C.D.N.
Odmiana od gór. Zwiedzamy miasto Sighișoara.
Na zdjęciu współczesna cerkiew prawosławna - Katedra Świętej Trójcy.
W środku prezentuje się tak.
Przed nami na wzgórzu stare miasto. Jeden z najlepiej zachowanych średniowiecznych zespołów miejskich w Europie Środkowo-Wschodniej, wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.
W całości otoczone murami.
Widać, że niektóre domy służą normalnie do życia. Można spotkać samochody. Wszystkie uliczki są brukowane (nie ma asfaltu).
Dużo sklepików, muzeów, galerii, miejsc gdzie można zjeść, pensjonatów.
Mnóstwo detali. Ozdoby na drzwiach, skrzynki na listy, szyldy.
W jednej z baszt obronnych zakład kaletniczy a w pomieszczeniu nad nim darmowe mini-muzeum.
Stare drewniane schody wg tabliczki z 1642 roku prowadzące do gotyckiego kościoła na szczycie wzgórza.
Kościół skromny z zewnątrz.
Wewnątrz również. Wieczorem zamiast mszy koncert fortepianowy.
Największe wrażenie zrobiła na mnie krypta z trumnami. Niektóre były na oko bardzo stare, ale wyglądały normalnie. Jedna się wyróżniała. Zapytałem nawet opiekuna tego miejsca, czy to prawdziwe szczątki ludzkie. Powiedział, że tak. Trumna była położona nisko, podchodziła tam wilgoć i drewno zgniło. Kości też jakby już nie było. Włosy wyglądają "jak żywe" po kilkuset latach.
Udajemy się na centralny plac. W jednym miejscu jemy langosza, w innym lodzika.
Wieża zegarowa.
Bardzo nam się podoba Sighișoara. Miejscowość bardzo turystyczna, ale bez tłumów.
Podobno w tym domu urodził się Drakula.
Wchodzę do środka z nastawieniem, że będzie jakaś historyczna ekspozycja. Ciemne pomieszczenie, dziwne eksponaty jak z horroru, leży w trumnie jakiś manekin, który nagle powstaje i chce ode mnie pieniędzy. Straszne.
Ratusz z przodu
Ratusz z boku.
Mały widokowy park.
Wracamy na rynek. Jemy coś.
Potem szukamy jeszcze miejsc, w których nas nie było.
Natrafiamy na nieodnowione zakamarki.
Czy to ślady kul na baszcie? Możliwe że jeszcze z czasów wojny?
Odwiedzamy cmentarz.
Jest bardzo duży. Podobnie utrzymany jak w Rimetei. Stare groby obok nowych, brak kwiatów i zniczy. Tobiego bierzemy na smycz, bo u nas pies na cmentarzu to zjawisko niedopuszczalne. Tam spotykamy innych ludzi z psami, prawdopodobnie miejscowi tak je wyprowadzają.
Ogólnie nie przepadam za miejskimi wycieczkami, ale Sighișoara bardzo mi się podobała. Miasto ma swój klimat. Bardzo polecam.
C.D.N.
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
Bardzo ładnie prezentuje się to miasteczko.
Groby wyglądają na grobowce murowane, wszystkie spore i solidne z piramidkami, nie żałują na nagrobki
Groby wyglądają na grobowce murowane, wszystkie spore i solidne z piramidkami, nie żałują na nagrobki
Ostatnio zmieniony 1970-01-01, 01:00 przez Adrian, łącznie zmieniany 1 raz.
- sprocket73
- Posty: 5774
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
XV - Pleșcioare
Nadszedł ostatni dzień wyjazdu. Miałem dylemat gdzie zaplanować wycieczkę. W głowie siedziało sporo pomysłów. Jeden z obligatoryjnych celów prawie do samego końca wydawał się murowanym faworytem przy dobrej pogodzie (a taka miała być). Chciałem podjechać w nieco wyższe partie Gór Apuseni - Muntele Mare (1826 m) i zobaczyć jak tam jest. Jednak jak przyszło co do czego, uznałem, że nie pasowałoby to do całej reszty. Najchętniej wyszedłbym z Rimetei na nogach i zahaczyłbym o pampasy, tam gdzie było już po zachodzie podczas najdłuższej wycieczki, aby teraz zobaczyć je w słońcu. Taką też trasę wymyśliłem.
Wyruszamy wcześnie, ok 6:30 naszą ulubioną drogą pod Seklerską Górą. Razem z nami ruszają 3 miejscowe psy, ale jak orientują się, że będziemy łazić po płaskim, to stopniowo się wykruszają.
Idziemy dalej niż zwykle, odkrywając nowe tereny. Seklerska Góra z każdej strony jest fajna.
Bardzo nam się podoba ta dolina.
Mak uprawny.
Znajome widoki. Wszystko dookoła już schodzone. Czuję się tu jak w domu.
Po 10 km chodzenia po płaskim, pora zacząć nabierać wysokości.
Całą naszą trasę mamy widoczną jak na dłoni.
Dochodzimy do szlaku, który poprowadzi nas w wyższe partie.
Charakterystyczny kamienny krzyż, sporo tu takich, ten jest datowany na 1846 rok.
Takimi łączkami sobie chodzimy.
Wygląda, że kiedyś był tu pożar lasu.
Następnie idziemy drogą, którą już znamy.
Są i pampasy.
Wychodzimy na Pleșcioare 1225 m, bo jakiś szczyt trzeba zaliczyć, szlak go oczywiście omija
Następnie idziemy szlakiem prowadzącym wprost do Rimetei.
Zastanawiamy się jak bardzo zejście z gór będzie zarośnięte. A tu niespodzianka, szeroka droga. Było to jedyne miejsce, gdzie widzieliśmy ślady działalności drwali. U nas takie ślady można spotkać na każdym kroku, wszędzie.
Rimetea jest jakby z boku i aby do niej dotrzeć trzeba jeszcze trochę podejść, aby przejść boczny grzbiet. Ostatnie podchodzenie, trochę mi smutno, już tęsknię za tymi górami.
W nagrodę piękne widoki. Wszędzie na tych skałach byliśmy.
Mocna wyraźna ścieżka. Dobrze przedeptany rumuński szlak.
Na koniec wymyślam jeszcze autorski powrót, przez cmentarną górkę. Spodziewam się z niej ciekawego widoku. Na lekkim zoomie Seklerska Góra wygląda niesamowicie jako tło.
Cmentarna górka to najlepszy punkt widokowy. Seklerska Góra jest jak na wyciągnięcie ręki. Tutaj zniekształcona obiektywem UWA (aby całą zmieścić w kadrze) wydaje się odległa, ale to tylko przekłamanie optyki. W dole Rimetea, 15 minut lekkiego podejścia, jednak nie chodzi tu prawie nikt. Ścieżkę w dół ledwie widać w trawie. Jest to dla mnie niepojęte, jak można omijać tak piękne miejsce? Z drugiej, to dobrze, że mamy je całe dla siebie.
Ostatnia wycieczka była idealna. Blisko 12 godzinne łażenie po samych fajnych terenach. Wieczorem pakowanie. Gospodarz tak się ucieszył, że go opuszczamy po 14 noclegach, że aż wyciągnął z tej okazji śliwowicę własnej produkcji, którą nazywał rakiją. Była inna niż nasza, dość delikatna w smaku, bardzo dobra.
Urlop dobiegł końca. Jak widać był mocno górski. Niby dużo połaziłem, ale spokojnie mógłbym jeszcze tydzień siedzieć i wymyślać wycieczki na nogach z Rimetei, a biorąc pod uwagę krótkie dojazdy, to i z 2 miesiące. Góry Trascău są super. Dużo skał, łąk i pastwisk, piękne dziewicze lasy, groty, jaskinie, wodospady. Ludzi praktycznie brak. Spotykaliśmy ich tylko na Seklerskiej Górze i w Wąwozie Turda. Cała reszta jakby nie istniała w turystycznej świadomości. Rewelacyjny urlop
Rumunia jako kraj bardzo przyjemny. Poziomem rozwoju (kwatery, drogi, sklepy) nie różni się niczym od np. Słowacji. Jest ciut taniej niż w Polsce. No i świetne są te górskie psy przyłączające się do ludzi, choć trochę szkoda, że nie mają swojego człowieka, pewnie by chciały.
THE END
p.s.
Magis, to wszystko dzięki Tobie, dziękuję!
Nadszedł ostatni dzień wyjazdu. Miałem dylemat gdzie zaplanować wycieczkę. W głowie siedziało sporo pomysłów. Jeden z obligatoryjnych celów prawie do samego końca wydawał się murowanym faworytem przy dobrej pogodzie (a taka miała być). Chciałem podjechać w nieco wyższe partie Gór Apuseni - Muntele Mare (1826 m) i zobaczyć jak tam jest. Jednak jak przyszło co do czego, uznałem, że nie pasowałoby to do całej reszty. Najchętniej wyszedłbym z Rimetei na nogach i zahaczyłbym o pampasy, tam gdzie było już po zachodzie podczas najdłuższej wycieczki, aby teraz zobaczyć je w słońcu. Taką też trasę wymyśliłem.
Wyruszamy wcześnie, ok 6:30 naszą ulubioną drogą pod Seklerską Górą. Razem z nami ruszają 3 miejscowe psy, ale jak orientują się, że będziemy łazić po płaskim, to stopniowo się wykruszają.
Idziemy dalej niż zwykle, odkrywając nowe tereny. Seklerska Góra z każdej strony jest fajna.
Bardzo nam się podoba ta dolina.
Mak uprawny.
Znajome widoki. Wszystko dookoła już schodzone. Czuję się tu jak w domu.
Po 10 km chodzenia po płaskim, pora zacząć nabierać wysokości.
Całą naszą trasę mamy widoczną jak na dłoni.
Dochodzimy do szlaku, który poprowadzi nas w wyższe partie.
Charakterystyczny kamienny krzyż, sporo tu takich, ten jest datowany na 1846 rok.
Takimi łączkami sobie chodzimy.
Wygląda, że kiedyś był tu pożar lasu.
Następnie idziemy drogą, którą już znamy.
Są i pampasy.
Wychodzimy na Pleșcioare 1225 m, bo jakiś szczyt trzeba zaliczyć, szlak go oczywiście omija
Następnie idziemy szlakiem prowadzącym wprost do Rimetei.
Zastanawiamy się jak bardzo zejście z gór będzie zarośnięte. A tu niespodzianka, szeroka droga. Było to jedyne miejsce, gdzie widzieliśmy ślady działalności drwali. U nas takie ślady można spotkać na każdym kroku, wszędzie.
Rimetea jest jakby z boku i aby do niej dotrzeć trzeba jeszcze trochę podejść, aby przejść boczny grzbiet. Ostatnie podchodzenie, trochę mi smutno, już tęsknię za tymi górami.
W nagrodę piękne widoki. Wszędzie na tych skałach byliśmy.
Mocna wyraźna ścieżka. Dobrze przedeptany rumuński szlak.
Na koniec wymyślam jeszcze autorski powrót, przez cmentarną górkę. Spodziewam się z niej ciekawego widoku. Na lekkim zoomie Seklerska Góra wygląda niesamowicie jako tło.
Cmentarna górka to najlepszy punkt widokowy. Seklerska Góra jest jak na wyciągnięcie ręki. Tutaj zniekształcona obiektywem UWA (aby całą zmieścić w kadrze) wydaje się odległa, ale to tylko przekłamanie optyki. W dole Rimetea, 15 minut lekkiego podejścia, jednak nie chodzi tu prawie nikt. Ścieżkę w dół ledwie widać w trawie. Jest to dla mnie niepojęte, jak można omijać tak piękne miejsce? Z drugiej, to dobrze, że mamy je całe dla siebie.
Ostatnia wycieczka była idealna. Blisko 12 godzinne łażenie po samych fajnych terenach. Wieczorem pakowanie. Gospodarz tak się ucieszył, że go opuszczamy po 14 noclegach, że aż wyciągnął z tej okazji śliwowicę własnej produkcji, którą nazywał rakiją. Była inna niż nasza, dość delikatna w smaku, bardzo dobra.
Urlop dobiegł końca. Jak widać był mocno górski. Niby dużo połaziłem, ale spokojnie mógłbym jeszcze tydzień siedzieć i wymyślać wycieczki na nogach z Rimetei, a biorąc pod uwagę krótkie dojazdy, to i z 2 miesiące. Góry Trascău są super. Dużo skał, łąk i pastwisk, piękne dziewicze lasy, groty, jaskinie, wodospady. Ludzi praktycznie brak. Spotykaliśmy ich tylko na Seklerskiej Górze i w Wąwozie Turda. Cała reszta jakby nie istniała w turystycznej świadomości. Rewelacyjny urlop
Rumunia jako kraj bardzo przyjemny. Poziomem rozwoju (kwatery, drogi, sklepy) nie różni się niczym od np. Słowacji. Jest ciut taniej niż w Polsce. No i świetne są te górskie psy przyłączające się do ludzi, choć trochę szkoda, że nie mają swojego człowieka, pewnie by chciały.
THE END
p.s.
Magis, to wszystko dzięki Tobie, dziękuję!
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
sprocket73 pisze:Poziomem rozwoju (kwatery, drogi, sklepy) nie różni się niczym od np. Słowacji.
tu bym polemizował Raz, że wnioski wyciągane z perspektywy... jednej wioski i okolicy (chyba, że jeszcze nas zaskoczysz jakimiś wojażami ). Dwa - Słowacja (jako całość, nie jako wycinek z danego miejsca) jest, moim zdaniem, jednak bardziej do przodu w rozwoju. Z drugiej strony Rumunia musiała przejść znacznie większą przemianę, bo Caucescu zostawił ją w fatalnym stanie. Na pewno ludzie, zwłaszcza na prowincji, są tam bardzo życzliwi, coraz mniej takich postaw w Europie.
Siedzieliście tam 2 tygodnie? Po ilości relacji myślałem, że tydzień...
Ludzi praktycznie brak. Spotykaliśmy ich tylko na Seklerskiej Górze i w Wąwozie Turda. Cała reszta jakby nie istniała w turystycznej świadomości
pewnie masz rację, ja o tych górach pierwsze słyszałem, ruch turystyczny chyba koncentruje się na innych pasmach, mają tego sporo
Ostatnio zmieniony 2023-07-13, 12:17 przez Pudelek, łącznie zmieniany 3 razy.
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 77 gości