PONIEDZIAŁEK 01.05.
Kolejny dzień przywitał nas piękną pogodą na Trohance. Mimo że noc nie była najcieplejsza, poranek był bardzo przyjemny.
Słońce znacznie zwolniło nasze tempo wybierania się do drogi. Podczas gdy ja pakowałam swoje rzeczy w namiocie, Eco zdążył rozpalić ognisko, więc wyszłam na gotowca, aby zjeść śniadanie
Wokół wiaty widać było wiosnę!
Panowie poszli do źródełka, aby się wykąpać, a ja w tym czasie wygrzewałam się na słońcu, pilnowałam dobytku i przyglądałam się mapie
Po zapakowaniu wszystkich rzeczy zrobiliśmy sobie pożegnalne zdjęcie w wersji radosnej...
i w wersji "Co ja robię tuu-u?!"
Po czym założyliśmy plecaki i w drogę! Choć jest to bardzo sympatyczna lokalizacja i na pewno warto byłoby tutaj wrócić
Na razie pogoda nam sprzyjała, więc raźnie maszerowaliśmy ku naszemu kolejnemu celowi, jakim był Kloptaň i wieża, która się na nim znajduje.
Co jakiś czas pojawiały się widoki, chociaż było widać, że zbliża się coraz więcej chmur.
Jednocześnie temperatura była miażdżąca, więc wszyscy ubraliśmy się bardziej letnio niż we wcześniejsze dni.
Co najważniejsze - nie było praktycznie nigdzie śniegu! - ponoć parę dni wcześniej było go dużo więcej, więc było się z czego cieszyć - intensywnie zielone trawy i ładna pogoda.
No, z tą drugą bywało różnie, ale znów ani chwili nie padało
W lesie w zasadzie co i rusz były jakieś przewrócone drzewa, które trzeba było omijać szerokim łukiem.
Dłuuuga część trasy była bardzo łagodna, więc się podczas niej nie namęczyliśmy.
Kiedy zaczął się rezerwat, rozpoczęło się też ciut ostrzejsze podejście, więc dałam się zostawić zdecydowanie z tyły i powoli szłam ku górze.
Do samego Kloptania nie było widoków, ale las był bardzo urokliwy.
Gdy doszłam na szczyt, panowie już byli na wieży.
Ja natomiast na chwilę jeszcze usiadłam na ławce i dopiero po chwili wyszłam na górę. A widoki są takie:
Nie zapomniałam oczywiście o selfie z wieży
Po czym zeszłam na dół, gdzie chłopaki siedzieli z trójką Słowaków i obmyślali już jakieś niecne plany! Słowacy wskazali im jakąś chatkę pół godziny od szlaku, więc wymyślili, że sprawdzimy, jak ona wygląda. Początkowo mieliśmy zostawić plecaki pod Kloptaniem, zejść do Mniszka i wrócić tu później na nocleg
Na koniec zrobiliśmy jeszcze wspólne i samotne zdjęcie
Chłopaki wreszcie mieli okazję wyciągnąć fanę.
...i ruszyliśmy!
W drodze do chatki mieliśmy ładne widoki, ale samo zejście i wyjście to uszczuplenie naszego czasu o jedną godzinę.
W związku z tym decyzje musiały ulec zmianie
Andrzej już prawdopodobnie obmyślał plan...
W międzyczasie wskazałam złą drogę podejścia do szlaku i upierałam się, że mam rację, przez co straciliśmy kolejne minuty ;P
Dochodząc do naszych plecaków podjęliśmy decyzję, że schodzimy z nimi jak najniżej i rozbijemy się gdzieś po drodze, tam gdzie znajdziemy dogodne miejsce. Tym czasem pogoda wciąż nam sprzyjała, więc można było się opalać ;P
Gdy zaczęliśmy schodzić napłynęło jednak jeszcze więcej chmur.
Gdzieniegdzie było jeszcze widać niebieskie niebo, ale jednocześnie wszystko wskazywało na to, że im później, tym będzie szarzej.
Po drodze mijaliśmy kilka polan, ale wciąż szliśmy. Droga była dosyć uciążliwa, a chyba najgorszym do przejścia odcinkiem był kawałek drogi z powalonym drzewem.
Ja poszłam dołem, chłopaki górą, ale nikt z nas nie miał lekko i przyjemnie
Natychmiast poczułam ciężar mojego plecaka.
Idąc coraz niżej cieszyliśmy się, że zdecydowaliśmy się podejść pod tę chatkę i zmieniliśmy swoje plany, bo wychodzenie z powrotem pod Kloptan nie należałoby do najprzyjemniejszych
W końcu zobaczyliśmy miejscowość, a jeszcze nie zdecydowaliśmy, gdzie nocujemy!
Ostatecznie położyliśmy się na polanie!
I zdecydowaliśmy, że to tutaj "wybudujemy" swój domek!
Pozostało tylko zejść do miejscowości, w której podobno mieliśmy znaleźć miejsce z jedzeniem!
Było pochmurnie, ale wciąż pogoda była dosyć stabilna.
Schowaliśmy plecaki, zabraliśmy część swoich śmieci do wyrzucenia i ruszyliśmy na dół, ja - głoooodna!
Tutaj już droga była delikatna i przyjemna.
No, i przecież czekało na nas jedzenie ;D/!
W końcu dotarliśmy na dół i zrobiłam zdjęcie rozsypującym się chatkom tuż przy szlaku.
Później okazało się, że tam jest mnóstwo rozsypujących się chatek, a Mníšek nad Hnilcom jest zasypany cyganami! Dopiero po wejściu do knajpy zobaczyliśmy innych ludzi! Jedzenia tam nie było. W związku z naszymi rozczarowanymi minami, pan dał nam menu do pizzerii i zaoferował, że jeśli sobie coś wybierzemy, to on tam zadzwoni i nam to zamówi
Musieliśmy nabrać sił, bo później mieliśmy jeszcze wrócić przez tę cygańską wieś na górę do namiotu
Na szczęście nikt nas nie zaczepił i dotarliśmy tam bezpiecznie. Następny dzień miał być już tylko zejściowo-podróżny