Słoneczna Rohatka, czyli trawers czwarty
: 2023-09-11, 22:55
Jakiś czas temu idea trawersowania Tatr zaowocowała kilkoma fajnymi wycieczkami, przyszedł czas, żeby kontynuować dzieło 😉
Miało być ciepło, słonecznie i na podobne pomysły wpadło wielu, w związku z czym wybrałem opcję zarezerwowania parkingu w TPN za 75 zł, zamiast słowackiego na Łysej Polanie za 40 zł (tam nie ma rezerwacji i nie chciałem się odbić od pełnego parkingu).
Jest tam jeszcze jeden parking (zaraz za mostem), można rezerwować miejsce w internecie - przed skorzystaniem sugeruję zapoznanie się z opiniami w Google i podjęcie własnej, odpowiedzialnej decyzji 😊
Dojechałem wg planu, parkingowy wpuszczający samochody na rondzie zaproponował, żebym (mówiłem, że idę na słowacką stronę) zaparkował zaraz na początku drogi zamiast dymać z Palenicy – bardzo dobry pomysł i facet zachował się w porządku.
Autobus z Łysej Polany rusza o 7:15, był punktualnie i sprawnie dostarczył mnie do Smokowca, skąd niezwłocznie udałem się na stację kolejki i równie sprawnie wjechałem na Hrebienok. Śniadanie, zmiana spodni na krótkie (już rano dało się odczuć nadchodzący upał) i w drogę.
Na szlaku przez Staroleśną o dziwo ludzi niewiele i więcej z nich schodziło w dół. Piękne widoki i słońce grzejące kark. Obiecałem sobie, że nie będę się nigdzie spieszył i temperatura pomaga wytrwać w postanowieniu. Bez sensacji docieram do Zbójnickiej Chaty i wciągam zimną Kofolę z kija.
No to dalej – na Rohatkę, tamtędy jeszcze trawersu nie robiłem. Szlak byłby całkiem fajny gdyby nie okrutny obsypujący się rzęch z obu stron (z wyjątkiem fragmentu obitego klamrami i łańcuchami). Miejsca na przełęczy mało, trzeba schodzić. Na wspomnianym „żelaznym” odcinku jakiś osobnik o nieznanym mi stanie umysłu przeleciał dronem jakiś metr od ludzi. Biorąc pod uwagę, że ludzi było sporo, a nie wszyscy czuli się tam komfortowo, mógł zwyczajnie zrobić komuś krzywdę, wiele nie trzeba, żeby w stresie postawić nogę nie tam gdzie trzeba.
Wiele osób w kaskach, co akurat nikomu nie szkodzi, a może uratować głowę, zwłaszcza, że nie wszyscy przejmują się po czym idą i co im spod nóg leci.
Schodząc z Rohatki trzeba przebrnąć wspomniany rzęch, a od Zmarzłego Stawu jest już OK. Nad owym stawem urządzam dłuższe posiedzenie / poleżenie, których to sytuacji w zejściu nie będę sobie żałował 😉
Dolina Białej Wody to crème de la crème dolin tatrzańskich, byłem tam wielokrotnie i zawsze mi się podoba. Zaczyna być spokojnie, w końcu tam jest wszędzie daleko…
Bez pośpiechu schodzę do Litworowego Stawu, zatrzymując się tu i tam, robiąc zdjęcia, nigdzie mi się nie spieszy, nogi jakoś nie bolą i czuję się kapitalnie. Ludzi niewiele, robi się cicho i czuję ten specyficzny klimat, który od jakiegoś czasu sprawia, że na samotnych wycieczkach najlepiej odbieram te spokojne zejścia bez pośpiechu. Przypominam sobie, jak schodziłem tą doliną pierwszy raz – po realizacji genialnego pomysłu trasy z Łysej Polany na Małą Wysoką i z powrotem jednego dnia, z dojazdem i powrotem samochodem… Wracałem na ostatnich nogach, zrypany i spragniony, klnąc dolinę i całe Tatry na czym świat stoi. Teraz długość Białej Wody odbieram jako zaletę pozwalającą się nią dłużej cieszyć – może trzeba było do tego dorosnąć 😉
Jest bosko – na Polanie pod Wysoką leżę następne dobre pół godziny.
Ale w końcu trzeba schodzić, żeby dotrzeć do parkingu za dnia. Na prawie wszystkich wiatach tabliczki ostrzegające o wzmożonej aktywności niedźwiedzi – coś musi być na rzeczy…
Ostatnie fotki z polany – i na parking. To był piękny, jeszcze letni wrześniowy dzień. Nie ostatni, pomysłów na trawersy mam jeszcze kilka…
Zdjęcia takie sobie, ostatnich kilka sztuk z komóry
Miało być ciepło, słonecznie i na podobne pomysły wpadło wielu, w związku z czym wybrałem opcję zarezerwowania parkingu w TPN za 75 zł, zamiast słowackiego na Łysej Polanie za 40 zł (tam nie ma rezerwacji i nie chciałem się odbić od pełnego parkingu).
Jest tam jeszcze jeden parking (zaraz za mostem), można rezerwować miejsce w internecie - przed skorzystaniem sugeruję zapoznanie się z opiniami w Google i podjęcie własnej, odpowiedzialnej decyzji 😊
Dojechałem wg planu, parkingowy wpuszczający samochody na rondzie zaproponował, żebym (mówiłem, że idę na słowacką stronę) zaparkował zaraz na początku drogi zamiast dymać z Palenicy – bardzo dobry pomysł i facet zachował się w porządku.
Autobus z Łysej Polany rusza o 7:15, był punktualnie i sprawnie dostarczył mnie do Smokowca, skąd niezwłocznie udałem się na stację kolejki i równie sprawnie wjechałem na Hrebienok. Śniadanie, zmiana spodni na krótkie (już rano dało się odczuć nadchodzący upał) i w drogę.
Na szlaku przez Staroleśną o dziwo ludzi niewiele i więcej z nich schodziło w dół. Piękne widoki i słońce grzejące kark. Obiecałem sobie, że nie będę się nigdzie spieszył i temperatura pomaga wytrwać w postanowieniu. Bez sensacji docieram do Zbójnickiej Chaty i wciągam zimną Kofolę z kija.
No to dalej – na Rohatkę, tamtędy jeszcze trawersu nie robiłem. Szlak byłby całkiem fajny gdyby nie okrutny obsypujący się rzęch z obu stron (z wyjątkiem fragmentu obitego klamrami i łańcuchami). Miejsca na przełęczy mało, trzeba schodzić. Na wspomnianym „żelaznym” odcinku jakiś osobnik o nieznanym mi stanie umysłu przeleciał dronem jakiś metr od ludzi. Biorąc pod uwagę, że ludzi było sporo, a nie wszyscy czuli się tam komfortowo, mógł zwyczajnie zrobić komuś krzywdę, wiele nie trzeba, żeby w stresie postawić nogę nie tam gdzie trzeba.
Wiele osób w kaskach, co akurat nikomu nie szkodzi, a może uratować głowę, zwłaszcza, że nie wszyscy przejmują się po czym idą i co im spod nóg leci.
Schodząc z Rohatki trzeba przebrnąć wspomniany rzęch, a od Zmarzłego Stawu jest już OK. Nad owym stawem urządzam dłuższe posiedzenie / poleżenie, których to sytuacji w zejściu nie będę sobie żałował 😉
Dolina Białej Wody to crème de la crème dolin tatrzańskich, byłem tam wielokrotnie i zawsze mi się podoba. Zaczyna być spokojnie, w końcu tam jest wszędzie daleko…
Bez pośpiechu schodzę do Litworowego Stawu, zatrzymując się tu i tam, robiąc zdjęcia, nigdzie mi się nie spieszy, nogi jakoś nie bolą i czuję się kapitalnie. Ludzi niewiele, robi się cicho i czuję ten specyficzny klimat, który od jakiegoś czasu sprawia, że na samotnych wycieczkach najlepiej odbieram te spokojne zejścia bez pośpiechu. Przypominam sobie, jak schodziłem tą doliną pierwszy raz – po realizacji genialnego pomysłu trasy z Łysej Polany na Małą Wysoką i z powrotem jednego dnia, z dojazdem i powrotem samochodem… Wracałem na ostatnich nogach, zrypany i spragniony, klnąc dolinę i całe Tatry na czym świat stoi. Teraz długość Białej Wody odbieram jako zaletę pozwalającą się nią dłużej cieszyć – może trzeba było do tego dorosnąć 😉
Jest bosko – na Polanie pod Wysoką leżę następne dobre pół godziny.
Ale w końcu trzeba schodzić, żeby dotrzeć do parkingu za dnia. Na prawie wszystkich wiatach tabliczki ostrzegające o wzmożonej aktywności niedźwiedzi – coś musi być na rzeczy…
Ostatnie fotki z polany – i na parking. To był piękny, jeszcze letni wrześniowy dzień. Nie ostatni, pomysłów na trawersy mam jeszcze kilka…
Zdjęcia takie sobie, ostatnich kilka sztuk z komóry