W radosnym stylu na Ciemniak
: 2020-06-14, 14:25
Dobry wieczór.
Sobota - dzień wolny od pracy. Prognozy od dawna są niewiarygodne. Propozycja wyjazdu przychodzi nagle. Decyduje się.
Wyruszamy z Żywca o 6 rano. Towarzysz Ogrodowiec ( wracająca młoda gwiazda turystyki tatrzańskiej ) i ja. Kierujemy się na Kościelisko. Pogoda za oknami auta jest podejrzanie dobra. Nic to - jakby się warunki pogorszyły to mieliśmy plan B. Nie musieliśmy go użyć ale turysta przezorny jest turystą ubezpieczonym.
O 8.08 wkraczamy na szlak. Tak przy okazji - zgadnijcie ile kosztuje parking w Kirach. Idziemy. Pisząc krótko - było ciepło, a teren zadrzewiony szybko się skończył. Cierpieliśmy za tych, którzy zostali w domach.
Dotarliśmy do Pieca.
Powszechnie wiadomo, że od Pieca kończy się teren zacieniony. Zaczyna się dramat. Łzy, pot i krew oraz walki na plażach, w miastach i w domach ( w tle Aces High ). Pisząc w skrócie - daliśmy radę chociaż lekko nie było. Dotarliśmy do Chudej Turni.
Jak widać na niektórych zdjęcia było pochmurnie. Ale tylko raz grzmot zawarczał w oddali. Jak wracaliśmy.
W trakcie odpoczynku pod Chudą Ogrodowiec pyta mnie czy dam radę. Tak o mnie , lekko starszego, dbał … Łza mi się zakręciła w oku … Poszedłem dalej … Ku Ciemniakowi …
Powyższe zdjęcie dowodzi, że wszedłem ( za pomocą nóg własnych i dwóch butelek ) na szczyt.
Przyszedł czas na wypoczynek szczytowy, rozmowy topograficzne i inne.
Jako, że nie mieliśmy już trzeciej butelki to zeszliśmy drogą wyjściową. Było coraz cieplej.
Na końcu spotkaliśmy boa. Co prawda małego ale boa.
Zeszliśmy do początku Miętusiej, schłodziliśmy główki w potoku, przybraliśmy na twarze profesjonalny wyraz twarzy i głównym traktem Kościeliskiej dotarliśmy na parking. 6 godzin i 50 minut. Wiem, nie musicie gratulować. To fenomenalny wynik. To Ogrodowiec tak napędzał i mnie motywował. Możecie się spodziewać kolejnych relacji z powrotów tej gwiazdy. Tatry zadrżały. I to nawet Słowackie.
Dziękuję za uwagę.
Sobota - dzień wolny od pracy. Prognozy od dawna są niewiarygodne. Propozycja wyjazdu przychodzi nagle. Decyduje się.
Wyruszamy z Żywca o 6 rano. Towarzysz Ogrodowiec ( wracająca młoda gwiazda turystyki tatrzańskiej ) i ja. Kierujemy się na Kościelisko. Pogoda za oknami auta jest podejrzanie dobra. Nic to - jakby się warunki pogorszyły to mieliśmy plan B. Nie musieliśmy go użyć ale turysta przezorny jest turystą ubezpieczonym.
O 8.08 wkraczamy na szlak. Tak przy okazji - zgadnijcie ile kosztuje parking w Kirach. Idziemy. Pisząc krótko - było ciepło, a teren zadrzewiony szybko się skończył. Cierpieliśmy za tych, którzy zostali w domach.
Dotarliśmy do Pieca.
Powszechnie wiadomo, że od Pieca kończy się teren zacieniony. Zaczyna się dramat. Łzy, pot i krew oraz walki na plażach, w miastach i w domach ( w tle Aces High ). Pisząc w skrócie - daliśmy radę chociaż lekko nie było. Dotarliśmy do Chudej Turni.
Jak widać na niektórych zdjęcia było pochmurnie. Ale tylko raz grzmot zawarczał w oddali. Jak wracaliśmy.
W trakcie odpoczynku pod Chudą Ogrodowiec pyta mnie czy dam radę. Tak o mnie , lekko starszego, dbał … Łza mi się zakręciła w oku … Poszedłem dalej … Ku Ciemniakowi …
Powyższe zdjęcie dowodzi, że wszedłem ( za pomocą nóg własnych i dwóch butelek ) na szczyt.
Przyszedł czas na wypoczynek szczytowy, rozmowy topograficzne i inne.
Jako, że nie mieliśmy już trzeciej butelki to zeszliśmy drogą wyjściową. Było coraz cieplej.
Na końcu spotkaliśmy boa. Co prawda małego ale boa.
Zeszliśmy do początku Miętusiej, schłodziliśmy główki w potoku, przybraliśmy na twarze profesjonalny wyraz twarzy i głównym traktem Kościeliskiej dotarliśmy na parking. 6 godzin i 50 minut. Wiem, nie musicie gratulować. To fenomenalny wynik. To Ogrodowiec tak napędzał i mnie motywował. Możecie się spodziewać kolejnych relacji z powrotów tej gwiazdy. Tatry zadrżały. I to nawet Słowackie.
Dziękuję za uwagę.