
Docieramy na miejsce i parkujemy auto przy poczcie w Tatrzańskiej Jaworzynie. Jest jakby zimno (6 st.), szaro,buro i ponuro, a pagórki strzelają wyraźnego babskiego focha. Takiego o ścianę. Focha wali również właściciel/ka Potravin w Javorinie. Czynne dopiero od godz. 10 - no coorva, a taka była ochota na piwo

Widoki coraz piękniejsze. Powyżej Gałajdowej Polany już nie wiadomo na co patrzeć. Z jednej strony Tatry Bielskie, a z drugiej Wysokie i nasz dzisiejszy cel - Jagnięcy Szczyt (2230 m.)
Na Przeł. pod Kopą - coffee-time. Nie powiem, nie obyło się bez problemów. Pizgający wiatr skutecznie dławił płomień palnika i na wrzątek czekaliśmy prawie godzinę. Na szczęście było na czym zawiesić oko


Po chwili restu ruszamy dalej żółtym w stronę Jagnięcej Dolinki, Kołowej Przełęczy i Jagnięcego Szczytu. Podejście jest od samego początku masakryczne (na długości 2,5 km zrobimy blisko 700 metrów różnicy poziomów


No nic. Pniemy się mozolnie dalej, aż tu nagle... Ta dam!!! Tuż przy ścieżce pasie się kozica


Po cichutku, aby nie przeszkodzić w obiedzie ruszamy dalej. Dochodzimy do jedynego łańcucha po drodze (10 m pod Kołową Przełęczą), który w sumie bardziej przeszkadza niż pomaga. Tutaj mamy możliwość przekonania się o tym, że firma "Nike" staje się coraz poważniejszym producentem obuwia outdoorowo-trekkingowego

Kilka pewnych chwytów i stopni i jesteśmy na Kołowej Przełęczy. Teraz zostaje nam złojenie grani do Jagnięcego. No żesz corrva!!! Kto poprowadził ten szlak??? W górę, a za chwilę w dół. I tak na przemian. Kris75 stwierdza, że ci Słowacy to se chyba jaja robią

Na Jagnięcym ludzi jak mrówków. Więcej ich chyba matula nie miała. Znajdujemy ostatni (chyba) wolny kamień i rozkładamy się na szczytowy popas. Są kanapki, mineralna i uzupełnianie witaminek. Ja, po wciągnięciu chabaninki, postanawiam zrobić panoramę z Jagnięcego, co nie jest sprawą łatwą. Muszę się przeciskać pomiędzy restującym towarzystwem (30-35 osób na kilku metrach kwadratowych). W końcu znajduję dobre miejsce na strzelenie kilku fotek.
Panorama z Jagnięcego Szczytu
No cóż, komu w drogę, temu kopa - jak to mówią. Zaczynamy zejście. Skałki, skałki, skałki, czyli to co misie lubią najbardziej. Tak mniej więcej w połowie Jagnięcej Doliny napotykamy znów stadko kozic.
Pierwotny plan był taki, aby zejść przez Szeroką Przeł. Bielską do Zdziaru i stamtąd drzeć butem asfalt kilkanaście kilometrów do Jaworzyny. Jednak Kris75 wpada na genialny pomysł. Tuż przed nami idą dwie sympatyczne panie - polki. Kris75 używając wątpliwego uroku osobistego zagaduje dokąd schodzą i czy aby nie podwiozłyby nas do Jaworzyny. Wątpliwy urok osobisty jednak robi swoje


Zejście do Matlar bez sensacji. Po prostu drepatmy. Z przepisowych 2:30h wg przewodnika Nyki robi się 1:30 i lądujemy na słowackim bruku w Matlarach.
Tutaj 40-to minutowe oczekiwanie na nasze wybawczynie i zostajemy sprawnie podwiezieni nawet nie do Podspadów (jak panie pierwotnie deklarowały), ale do samego autka zaparkowanego w Jaworzynie

Na koniec mała zagadka. W którym miejscu na fotce kończy się SK, a w którym zaczyna RP

Komplet fotomontaży (już bez użycia sepii) można znaleźć klikając kózkę poniżej. Enjoy

P.S. - Tytuł relacji podsunął mi pewien Żywcok
