28.10-01.11.2016 Polsko-czeska kontynuacja jesieni
28.10-01.11.2016 Polsko-czeska kontynuacja jesieni
Organizacja wyjazdu wspólnie ze mną w ostatnim czasie nie należała do najłatwiejszych. W związku z tym wycieczkę miałam "podaną na tacy" - rozplanowanie noclegów, tras, dojazdu w obie strony - wszystkim zajął się Pudelek. Moim zadaniem było jedynie przybyć - chyba nietrudne, co?
W związku z tym postarałam się jak najszybciej skończyć pracę w piątek, 28.10. i ruszyłam w podróż. Niby łatwe zadanie, ale jednak! Pierwszy raz od dawna Intercity zaskoczyło mnie niezbyt pozytywnie, mając opóźnienia na tyle duże, że spóźniliśmy się na przesiadkę. Czyżbym spakowała do plecaka jakieś licho? To się jeszcze okaże!
Do Dusznik-Zdroju dotarliśmy późnym wieczorem. Stamtąd na jedną noc skierowaliśmy się w Góry Bystrzyckie, by spędzić noc w Schronisku PTTK pod Muflonem. Początkowo szliśmy żółtym szlakiem, jednak próbując sobie skrócić, trochę wydłużyliśmy, gdyż poszliśmy prosto w las przy źródełku i gdy skończyła się ścieżka, skończył się też na chwilę pomysł, gdzie dalej iść. Ostatecznie wyszliśmy z opałów obronną ręką i dotarliśmy do schroniska. Pan na nas czekał, więc zostaliśmy jeszcze poratowani piwem i to...była główna zaleta tegoż miejsca. Niestety było zimno. Byliśmy jedynymi nocującymi i widać było, że niespecjalnie mają ochotę dla nas grzać.
Rano spadłam ze schodów, rozwaliłam sobie słoik z pieczarkami w plecaku, wylewając marynatę do kieszeni plecaka, uderzyłam głową o półkę przy czajniku, zjadłam śniadanie...
i byłam gotowa do drogi ;D... Zaczęłam też robić zdjęcia. Marcin oczywiście robił już wcześniej, więc załapał się na słońce. Ja z lenistwa oczywiście straciłam, więc musiałam się zadowolić widokami w chmurach
Po obejrzeniu widoków zostawiliśmy za sobą "muflona" i zeszliśmy z gór szlakiem niebieskim.
Po drodze, w lesie, przebijało się co nieco widoków, ale raczej niewiele.
Była jednak dosyć ładna jesień, której szczerze mówiąc się nie spodziewałam! Myślałam, że może być już bardziej "łyso".
Wreszcie czułam też zapach jesieni! Nie zawsze, ale jak tylko pojawiały się liście klonu, to mi się udawało
Mimo braku słońca byłam całkiem zadowolona! Po ostatnich prognozach pogody można było się spodziewać czegoś zupełnie innego, zdecydowanie gorszego, a tu jednak miła niespodzianka.
Dosyć szybko przemknęliśmy przez miejscowość, mijając m.in. Muzeum Papiernictwa.
Miałam też przygodę na rynku, gdyż były jakieś konkursy i panowie koniecznie chcieli, abym podjęła walkę o żarówkę! Ostatecznie po długich pertraktacjach udało mi się ich przekonać, że żarówka w moim bagażu nie będzie najsprytniejszą rzeczą, gdyż znając życie i mnie, długo nie przetrwa!
Mijaliśmy także stary, ewidentnie niezamieszkały dom, w którym każde okno było pełne sztucznych kwiatów, wielkanocnych zajęcy, bożonarodzeniowych dekoracji i innych cudów.
Mijając miejscowość dotarliśmy w okolice dworca i torów.
Pociąg jechał jak torpeda! Przez chwilę zastanawiałam się, czy przechodzić, bo słyszałam go w oddali, a okazało się, że trzeba było czekać dobre kilka minut, aby nas minął. Zaczął przyspieszać dopiero, gdy mnie zobaczył. Pewnie się wystraszył!
Z tego miejsca mieliśmy widok na Duszniki z odwrotnej strony niż wcześniej z "muflona".
Czekała nas jeszcze chwila asfaltowania niebieskim szlakiem w kierunku Skały Puchacza.
Ale nad nami przebijało się niebieskie niebo, a czasem nawet promienie słoneczne!
Przed jednym budynkiem gospodarze mieli taki "pierdolnik", że nawet psa było ledwo widać. On to tam miał dopiero labirynt!
Po drodze mijaliśmy ostrzeżenia o Barszczu Sosnowskiego, w tym momencie chyba nie tak niebezpieczny, jak w okresie kwitnienia, bo stoją tylko suche patyki.
I wreszcie w Łężycach odbiliśmy na polanki!
Zostawiając zabudowania zupełnie za sobą, weszliśmy nawet na takie polany, na których pojawiało się słońce!
Widać było także skałki, które były celem naszej sobotniej wycieczki.
Aby jednak do nich dojść, musieliśmy na jakiś czas zaszyć się w lesie.
W zależności od rodzaju lasu, było mniej lub bardziej jesiennie, a czasem wręcz letnio.
Po przyjemnym leśnym spacerku czekało nas jeszcze podejście krótką, lecz stromą ścieżką w górę. Widać było pod liśćmi resztki starego bruku.
A chwilami nawet pojawiały się schody!
W końcu jednak dotarliśmy pod interesujące nas skały. Tutaj zrobiliśmy chwilę przerwy na drugie śniadanie
Wystarczyło jednak przejść dosłownie dwie minutki pod górę, aby roztoczyły się przed nami piękne, jesienne widoki!
Tutaj chwilami strach zaglądał mi w oczy i nie odważyłam się podejść blisko skarpy, bo bałam się, że mogłabym spaść
Trzymałam się ostrożnie kilka metrów od przepaści, by po chwili ruszyć dalej.
Droga do kolejnego punktu widokowego, to liczne prześwity między drzewami...
...i urokliwa leśna ścieżka!
Na każdym punkcie widokowym mniej lub bardziej odważnie podchodziłam blisko "brzegu", aby zobaczyć, co widać
Po takich widokach stwierdziłam, że nawet gdyby było brzydko do końca wyjazdu, to ja już jestem spełniona!
Bo jak nie być zachwyconym, no, jak?!
Pudelek oczywiście prowadził, a ja za nim! Zwłaszcza że niekoniecznie wiedziałam, jaki jest plan wycieczki
Na kolejnym punkcie widokowym było już bardziej pochmurno, ale wciąż z promieniami słońca i nadal jesiennie!
Różnorodność lasów tylko dodaje im uroku. Wśród zieleni przebijają się żółcie, pomarańcze i czerwienie!
Pudelek mógł mi tłumaczyć, co gdzie jest, bo był w Górach Stołowych niepierwszy raz!
Dalsza część wycieczki była o tyle mniej atrakcyjna, że było więcej lasów, a mniej widoków.
Szliśmy raczej miedzy skałami, a nie po nich.
Słońce próbowało walczyć z chmurami, ale nie miało siły przebicia
Ale promienie wyglądały tak cudnie, że i tak nie mogłam przestać robić im zdjęć!
Trasa dobiegała końca, a my wciąż nie schodziliśmy niżej!
Faktycznie czekała nas później stroma droga w dół, a ja, głupia, pojechałam w nowych butach, więc już w ogóle nie czułam się na siłach, aby iść. W związku z tym na moje życzenie nie poszliśmy na ruiny Fortu Karola, lecz prosto do Karłowa.
Tam jeszcze wpadliśmy na obiad, a następnie po zmroku poszliśmy do Schroniska PTTK na Szczelińcu. To nic! Czekało nas jeszcze kilka dni spacerów po tych górach!
Stołowa sobota
W związku z tym postarałam się jak najszybciej skończyć pracę w piątek, 28.10. i ruszyłam w podróż. Niby łatwe zadanie, ale jednak! Pierwszy raz od dawna Intercity zaskoczyło mnie niezbyt pozytywnie, mając opóźnienia na tyle duże, że spóźniliśmy się na przesiadkę. Czyżbym spakowała do plecaka jakieś licho? To się jeszcze okaże!
Do Dusznik-Zdroju dotarliśmy późnym wieczorem. Stamtąd na jedną noc skierowaliśmy się w Góry Bystrzyckie, by spędzić noc w Schronisku PTTK pod Muflonem. Początkowo szliśmy żółtym szlakiem, jednak próbując sobie skrócić, trochę wydłużyliśmy, gdyż poszliśmy prosto w las przy źródełku i gdy skończyła się ścieżka, skończył się też na chwilę pomysł, gdzie dalej iść. Ostatecznie wyszliśmy z opałów obronną ręką i dotarliśmy do schroniska. Pan na nas czekał, więc zostaliśmy jeszcze poratowani piwem i to...była główna zaleta tegoż miejsca. Niestety było zimno. Byliśmy jedynymi nocującymi i widać było, że niespecjalnie mają ochotę dla nas grzać.
Rano spadłam ze schodów, rozwaliłam sobie słoik z pieczarkami w plecaku, wylewając marynatę do kieszeni plecaka, uderzyłam głową o półkę przy czajniku, zjadłam śniadanie...
i byłam gotowa do drogi ;D... Zaczęłam też robić zdjęcia. Marcin oczywiście robił już wcześniej, więc załapał się na słońce. Ja z lenistwa oczywiście straciłam, więc musiałam się zadowolić widokami w chmurach
Po obejrzeniu widoków zostawiliśmy za sobą "muflona" i zeszliśmy z gór szlakiem niebieskim.
Po drodze, w lesie, przebijało się co nieco widoków, ale raczej niewiele.
Była jednak dosyć ładna jesień, której szczerze mówiąc się nie spodziewałam! Myślałam, że może być już bardziej "łyso".
Wreszcie czułam też zapach jesieni! Nie zawsze, ale jak tylko pojawiały się liście klonu, to mi się udawało
Mimo braku słońca byłam całkiem zadowolona! Po ostatnich prognozach pogody można było się spodziewać czegoś zupełnie innego, zdecydowanie gorszego, a tu jednak miła niespodzianka.
Dosyć szybko przemknęliśmy przez miejscowość, mijając m.in. Muzeum Papiernictwa.
Miałam też przygodę na rynku, gdyż były jakieś konkursy i panowie koniecznie chcieli, abym podjęła walkę o żarówkę! Ostatecznie po długich pertraktacjach udało mi się ich przekonać, że żarówka w moim bagażu nie będzie najsprytniejszą rzeczą, gdyż znając życie i mnie, długo nie przetrwa!
Mijaliśmy także stary, ewidentnie niezamieszkały dom, w którym każde okno było pełne sztucznych kwiatów, wielkanocnych zajęcy, bożonarodzeniowych dekoracji i innych cudów.
Mijając miejscowość dotarliśmy w okolice dworca i torów.
Pociąg jechał jak torpeda! Przez chwilę zastanawiałam się, czy przechodzić, bo słyszałam go w oddali, a okazało się, że trzeba było czekać dobre kilka minut, aby nas minął. Zaczął przyspieszać dopiero, gdy mnie zobaczył. Pewnie się wystraszył!
Z tego miejsca mieliśmy widok na Duszniki z odwrotnej strony niż wcześniej z "muflona".
Czekała nas jeszcze chwila asfaltowania niebieskim szlakiem w kierunku Skały Puchacza.
Ale nad nami przebijało się niebieskie niebo, a czasem nawet promienie słoneczne!
Przed jednym budynkiem gospodarze mieli taki "pierdolnik", że nawet psa było ledwo widać. On to tam miał dopiero labirynt!
Po drodze mijaliśmy ostrzeżenia o Barszczu Sosnowskiego, w tym momencie chyba nie tak niebezpieczny, jak w okresie kwitnienia, bo stoją tylko suche patyki.
I wreszcie w Łężycach odbiliśmy na polanki!
Zostawiając zabudowania zupełnie za sobą, weszliśmy nawet na takie polany, na których pojawiało się słońce!
Widać było także skałki, które były celem naszej sobotniej wycieczki.
Aby jednak do nich dojść, musieliśmy na jakiś czas zaszyć się w lesie.
W zależności od rodzaju lasu, było mniej lub bardziej jesiennie, a czasem wręcz letnio.
Po przyjemnym leśnym spacerku czekało nas jeszcze podejście krótką, lecz stromą ścieżką w górę. Widać było pod liśćmi resztki starego bruku.
A chwilami nawet pojawiały się schody!
W końcu jednak dotarliśmy pod interesujące nas skały. Tutaj zrobiliśmy chwilę przerwy na drugie śniadanie
Wystarczyło jednak przejść dosłownie dwie minutki pod górę, aby roztoczyły się przed nami piękne, jesienne widoki!
Tutaj chwilami strach zaglądał mi w oczy i nie odważyłam się podejść blisko skarpy, bo bałam się, że mogłabym spaść
Trzymałam się ostrożnie kilka metrów od przepaści, by po chwili ruszyć dalej.
Droga do kolejnego punktu widokowego, to liczne prześwity między drzewami...
...i urokliwa leśna ścieżka!
Na każdym punkcie widokowym mniej lub bardziej odważnie podchodziłam blisko "brzegu", aby zobaczyć, co widać
Po takich widokach stwierdziłam, że nawet gdyby było brzydko do końca wyjazdu, to ja już jestem spełniona!
Bo jak nie być zachwyconym, no, jak?!
Pudelek oczywiście prowadził, a ja za nim! Zwłaszcza że niekoniecznie wiedziałam, jaki jest plan wycieczki
Na kolejnym punkcie widokowym było już bardziej pochmurno, ale wciąż z promieniami słońca i nadal jesiennie!
Różnorodność lasów tylko dodaje im uroku. Wśród zieleni przebijają się żółcie, pomarańcze i czerwienie!
Pudelek mógł mi tłumaczyć, co gdzie jest, bo był w Górach Stołowych niepierwszy raz!
Dalsza część wycieczki była o tyle mniej atrakcyjna, że było więcej lasów, a mniej widoków.
Szliśmy raczej miedzy skałami, a nie po nich.
Słońce próbowało walczyć z chmurami, ale nie miało siły przebicia
Ale promienie wyglądały tak cudnie, że i tak nie mogłam przestać robić im zdjęć!
Trasa dobiegała końca, a my wciąż nie schodziliśmy niżej!
Faktycznie czekała nas później stroma droga w dół, a ja, głupia, pojechałam w nowych butach, więc już w ogóle nie czułam się na siłach, aby iść. W związku z tym na moje życzenie nie poszliśmy na ruiny Fortu Karola, lecz prosto do Karłowa.
Tam jeszcze wpadliśmy na obiad, a następnie po zmroku poszliśmy do Schroniska PTTK na Szczelińcu. To nic! Czekało nas jeszcze kilka dni spacerów po tych górach!
Stołowa sobota
Ostatnio zmieniony 2016-11-09, 22:38 przez nes_ska, łącznie zmieniany 1 raz.
Jestem tu gdzie stoję, ale jeśli się ruszę, to mogę się zgubić.
Niedzielny poranek na Szczelińcu nie należał do tych pięknych i malowniczych, które zapierają dech w piersi. Takich, które oglądałam na ich stronach. Na chwilę jednak zaświeciło słońce, więc Pudelek w kapciach uciekł ze śniadania i poszedł oglądać widoki.
Ja jednak posiedziałam sobie po drugiej strony szyba, w ciepłej jadalni, licząc na to, że może później będzie jeszcze bardziej pogodnie. Cóż. Nie było Wprawdzie gdzieś w oddali świeciło słońce, ale nad nami wciąż unosiły się ciemne chmury.
Mimo to widoki prezentowały się ładnie, ale z tego co widziałam, można stąd obejrzeć naprawdę uroczy wschód słońca. Nie tym razem!
Stojąc chwilę przed schroniskiem niesamowicie zmarzłam, więc założyłam czapkę, rękawiczki i ruszyliśmy w drogę, żegnając się już całkowicie ze Szczelińcem.
Miejsce, w którym chce się na chwilę zatrzymać! Zanurzyć w myślach.... My jednak postanowiliśmy je ominąć i iść wciąż w dół w kierunku Pasterki.
Początkowo między skałkami.
Później już tradycyjnie lasem.
W pewnym momencie nawet zaświeciło słońce!
Jako że jeszcze nie czułam się oswojona z moimi butami, a ścieżka była śliska po wczorajszym deszczu, na drodze do Pasterki wybraliśmy chwilowo asfalt.
W centrum było sporo ludzi. Wielu z nich nocowało w Szczelince, gdzie w sobotę odbywał się koncert.
My poszliśmy do Schroniska PTTK, zameldowaliśmy się o dosyć wczesnej godzinie. Ja zostawiłam swój plecak, a Pudelek trochę niepotrzebnych na trasę rzeczy ze swojego. Przygarnął kilka moich. Zabrałam ze sobą Georgi'ego i ruszyliśmy w drogę!
W drodze mijaliśmy m.in. ładną, choć nie widokową polanę, która w promieniach słońca wyglądała tak, że nie mogłam jej się oprzeć.
Swoimi kolorami wywołała taki efekt rozproszenia, że to właśnie w jej okolicach zaginął George!
Spostrzegłam się dopiero w lesie, ale nie chciałam zabierać naszego górskiego czasu na wracanie się i szukanie. Postanowiłam, że poszukamy go później lub ewentualnie pogodzę się ze stratą. Nawet liście płakały!
Przed odbiciem w kierunku Błędnych Skał czekała nas jeszcze jedna łączka
Przez jakiś czas szliśmy nieco rozwalonym asfaltem, otoczonym terenami wojskowymi z zakazami wstępu.
Mijając "schody donikąd", pomnik (chyba?) papieża i starą dzwonnicę, weszliśmy w las.
Las jesienny i całkiem przyjemny.
Zdarzało się, że znów wychodziliśmy na asfalt, który prowadził blisko szlaku, a częściowo równo z nim. Ale w tych rudościach też nie miałam do niego żadnych zastrzeżeń
Szkoda tylko, że widoki były przysłonięte, bo te, które było delikatnie widać, świadczyły o tym, że jest na co patrzeć!
Że też w tych miejscach kornik nie wyżarł drzew, tylko w takich daremnych! ;p Trzeba było się zadowolić tą odrobiną widoków, które przebijały się zza choinek!
Czasem było widać nieco więcej, jednak w kierunku Szczelińca zawsze opór stawiały drzewa!
Pozostało więc wyginać szyję w kierunku czeskim
W końcu jednak dotarliśmy do Błędnych Skał, na których punkt widokowy był... mniej widokowy niż to, co widzieliśmy wcześniej Krajobrazy stamtąd prezentowały się mniej więcej tak:
Trochę przesadne było nazwanie tego punktem widokowym . Z tego miejsca ruszyliśmy do skalnego labiryntu, gdzie można było usłyszeć m.in. przeraźliwy płacz małych dzieci. Ja miałam trochę łatwiej, bo nie miałam plecaka. Chwilami było wąsko, więc niekoniecznie było z nim wygodnie. Zaczyna się skromnie i niepozornie
Jako że byłam tu pierwszy raz, myślałam, że właśnie tego mogę się spodziewać. Później jednak zaczęło się niebezpiecznie zwężać
W sumie było to sympatyczne, bo dodawało emocji. Trochę tylko zmókł mi polar od skał.
Musi to ciekawie wyglądać po solidniejszym deszczu.
Szkoda, że jest tutaj tylko jedna ścieżka!
Kiedy zbliżaliśmy się ku końcowi, znów pojawiła się przestrzeń.
Zatrzymaliśmy się na chwilę przy stoliku, po czym ruszyliśmy znów częściowo tym samym, zielonym szlakiem w dół, by dotrzeć do szlaku niebieskiego (którego na mojej mapie nie ma:D) w kierunku Machovskiej Lhoty. Mieliśmy zatem drugi rzut okiem na widoki.
Z tego szlaku mogliśmy jeszcze zaobserwować częściowo przysłonięte widoki.
Dochodząc do krzyża, mieliśmy jeszcze odrobinę jesiennych widoków.
Głównie tych na pobliskie wzniesienia w jesiennej scenerii.
Łapałam promienie słoneczne póki mogłam, wiedząc, że wracać do Pasterki będziemy już po zmroku
Gdy doszliśmy do miejscowości, urzekł mnie jeden z domków! Później oczarował mnie jeszcze raz, ale jeszcze do tego dojdę ...
W Machovskiej Lhocie weszliśmy do bardzo przyjemnej knajpki, gdzie zjedliśmy obiad, popijając piwkiem. Po zmroku ruszyliśmy niebieskim szlakiem do schroniska. Jako że schodził się z naszym porannym szlakiem, w drodze szukaliśmy też George'a, jednak nei został odnaleziony. Wieczorem (znów!) graliśmy w Scrabble A następnego dnia... było cuuuuudownie! :O
Ja jednak posiedziałam sobie po drugiej strony szyba, w ciepłej jadalni, licząc na to, że może później będzie jeszcze bardziej pogodnie. Cóż. Nie było Wprawdzie gdzieś w oddali świeciło słońce, ale nad nami wciąż unosiły się ciemne chmury.
Mimo to widoki prezentowały się ładnie, ale z tego co widziałam, można stąd obejrzeć naprawdę uroczy wschód słońca. Nie tym razem!
Stojąc chwilę przed schroniskiem niesamowicie zmarzłam, więc założyłam czapkę, rękawiczki i ruszyliśmy w drogę, żegnając się już całkowicie ze Szczelińcem.
Miejsce, w którym chce się na chwilę zatrzymać! Zanurzyć w myślach.... My jednak postanowiliśmy je ominąć i iść wciąż w dół w kierunku Pasterki.
Początkowo między skałkami.
Później już tradycyjnie lasem.
W pewnym momencie nawet zaświeciło słońce!
Jako że jeszcze nie czułam się oswojona z moimi butami, a ścieżka była śliska po wczorajszym deszczu, na drodze do Pasterki wybraliśmy chwilowo asfalt.
W centrum było sporo ludzi. Wielu z nich nocowało w Szczelince, gdzie w sobotę odbywał się koncert.
My poszliśmy do Schroniska PTTK, zameldowaliśmy się o dosyć wczesnej godzinie. Ja zostawiłam swój plecak, a Pudelek trochę niepotrzebnych na trasę rzeczy ze swojego. Przygarnął kilka moich. Zabrałam ze sobą Georgi'ego i ruszyliśmy w drogę!
W drodze mijaliśmy m.in. ładną, choć nie widokową polanę, która w promieniach słońca wyglądała tak, że nie mogłam jej się oprzeć.
Swoimi kolorami wywołała taki efekt rozproszenia, że to właśnie w jej okolicach zaginął George!
Spostrzegłam się dopiero w lesie, ale nie chciałam zabierać naszego górskiego czasu na wracanie się i szukanie. Postanowiłam, że poszukamy go później lub ewentualnie pogodzę się ze stratą. Nawet liście płakały!
Przed odbiciem w kierunku Błędnych Skał czekała nas jeszcze jedna łączka
Przez jakiś czas szliśmy nieco rozwalonym asfaltem, otoczonym terenami wojskowymi z zakazami wstępu.
Mijając "schody donikąd", pomnik (chyba?) papieża i starą dzwonnicę, weszliśmy w las.
Las jesienny i całkiem przyjemny.
Zdarzało się, że znów wychodziliśmy na asfalt, który prowadził blisko szlaku, a częściowo równo z nim. Ale w tych rudościach też nie miałam do niego żadnych zastrzeżeń
Szkoda tylko, że widoki były przysłonięte, bo te, które było delikatnie widać, świadczyły o tym, że jest na co patrzeć!
Że też w tych miejscach kornik nie wyżarł drzew, tylko w takich daremnych! ;p Trzeba było się zadowolić tą odrobiną widoków, które przebijały się zza choinek!
Czasem było widać nieco więcej, jednak w kierunku Szczelińca zawsze opór stawiały drzewa!
Pozostało więc wyginać szyję w kierunku czeskim
W końcu jednak dotarliśmy do Błędnych Skał, na których punkt widokowy był... mniej widokowy niż to, co widzieliśmy wcześniej Krajobrazy stamtąd prezentowały się mniej więcej tak:
Trochę przesadne było nazwanie tego punktem widokowym . Z tego miejsca ruszyliśmy do skalnego labiryntu, gdzie można było usłyszeć m.in. przeraźliwy płacz małych dzieci. Ja miałam trochę łatwiej, bo nie miałam plecaka. Chwilami było wąsko, więc niekoniecznie było z nim wygodnie. Zaczyna się skromnie i niepozornie
Jako że byłam tu pierwszy raz, myślałam, że właśnie tego mogę się spodziewać. Później jednak zaczęło się niebezpiecznie zwężać
W sumie było to sympatyczne, bo dodawało emocji. Trochę tylko zmókł mi polar od skał.
Musi to ciekawie wyglądać po solidniejszym deszczu.
Szkoda, że jest tutaj tylko jedna ścieżka!
Kiedy zbliżaliśmy się ku końcowi, znów pojawiła się przestrzeń.
Zatrzymaliśmy się na chwilę przy stoliku, po czym ruszyliśmy znów częściowo tym samym, zielonym szlakiem w dół, by dotrzeć do szlaku niebieskiego (którego na mojej mapie nie ma:D) w kierunku Machovskiej Lhoty. Mieliśmy zatem drugi rzut okiem na widoki.
Z tego szlaku mogliśmy jeszcze zaobserwować częściowo przysłonięte widoki.
Dochodząc do krzyża, mieliśmy jeszcze odrobinę jesiennych widoków.
Głównie tych na pobliskie wzniesienia w jesiennej scenerii.
Łapałam promienie słoneczne póki mogłam, wiedząc, że wracać do Pasterki będziemy już po zmroku
Gdy doszliśmy do miejscowości, urzekł mnie jeden z domków! Później oczarował mnie jeszcze raz, ale jeszcze do tego dojdę ...
W Machovskiej Lhocie weszliśmy do bardzo przyjemnej knajpki, gdzie zjedliśmy obiad, popijając piwkiem. Po zmroku ruszyliśmy niebieskim szlakiem do schroniska. Jako że schodził się z naszym porannym szlakiem, w drodze szukaliśmy też George'a, jednak nei został odnaleziony. Wieczorem (znów!) graliśmy w Scrabble A następnego dnia... było cuuuuudownie! :O
Jestem tu gdzie stoję, ale jeśli się ruszę, to mogę się zgubić.
Nie byłem. Ale jesiennych zdjęć stamtąd jeszcze nie widziałem. Letnie jakoś mnie nie podniecały, ale te Twoje mają zupełnie inny klimat. Te żółte drzewka... No bomba.
Niemniej jakieś zupełnie inne te góry. Nietypowe takie. Człowiek się jednak przyzwyczaił do beskidów, a te stołowe to jednak zupełnie inna bajka.
Z tego oglądania to aż mi się pierdolnik w głowie zrobił. Mniej więcej taki, co na tym placu ze zdjęcia.
Uważam, że powinno się ruszyć z akcją ratunkowo - poszukiwawczą w sprawie George'a. Forum od jakiegoś czasu ewidentnie klęka, może taka wspólna akcja by coś zmieniła i ruszyła nas...
Niemniej jakieś zupełnie inne te góry. Nietypowe takie. Człowiek się jednak przyzwyczaił do beskidów, a te stołowe to jednak zupełnie inna bajka.
Z tego oglądania to aż mi się pierdolnik w głowie zrobił. Mniej więcej taki, co na tym placu ze zdjęcia.
Uważam, że powinno się ruszyć z akcją ratunkowo - poszukiwawczą w sprawie George'a. Forum od jakiegoś czasu ewidentnie klęka, może taka wspólna akcja by coś zmieniła i ruszyła nas...
Błędne Skały rzeczywiście są ciasne! Jeszcze w tak ciasnych górach skalnych nie byłem, w Ardspacko-teplickich są zwężenia, lecz nie takie I to może być problem, ponieważ na wejściu nie ma ku temu żadnej informacji. Grubsze osoby np. z Bełchatowa musiałyby się tam czołgać, bo nie przejdą. Tak samo z plecakiem - ja miałem wybebeszony, więc jakoś sunąłem, ale kilka razy musiałem go przeciskać po ziemi. Gdybym miał standardowy pełny i z karimatą to nie ma szans! I co wtedy - wracać się pod prąd? Mogliby o tym napisać przy kasie.
Aha, i zakaz dzieciaków do pewnego roku życia Były obrazki, że młody tata przeciskał się z noworodkiem na rękach owiniętym w kocyk między skałami, regularnie też wybuchały ataki histerii i płaczu małych dzieci, które bały się tak ciasnych i ciemnych miejsc...
Aha, i zakaz dzieciaków do pewnego roku życia Były obrazki, że młody tata przeciskał się z noworodkiem na rękach owiniętym w kocyk między skałami, regularnie też wybuchały ataki histerii i płaczu małych dzieci, które bały się tak ciasnych i ciemnych miejsc...
Ostatnio zmieniony 2016-11-06, 10:44 przez Pudelek, łącznie zmieniany 1 raz.
Przeszły bez problemu 5-6 razy o każdej porze roku, bo stać je było na bilet wstępuPudelek pisze:Grubsze osoby np. z Bełchatowa musiałyby się tam czołgać, bo nie przejdą.
Nic się nie potłukło? Strata byłaby wielka...Pudelek pisze:tak samo z plecakiem - ja miałem wybebeszony, więc jakoś sunąłem, ale kilka razy musiałem go przeciskać po ziemi.
Jest tylko jedno przewężenie na odcinku około 10m, więc idzie się pionowo ocierając ubraniem o mokre ściany z mchem lub na czworakach tudzież na kolanach. Niektóre osoby z Gůrnego Ślůnska mają złe skojarzenia z tym sposobem pokonywania węższych odcinków, bo a nuż Karolek - ten świnia...
Teraz wiem, dlaczego George wolał pozostać na łąkach. Ostatnio byłem zimą (luty 2015) i było sympatycznie
- Malgo Klapković
- Posty: 2482
- Rejestracja: 2013-07-06, 22:45
- sprocket73
- Posty: 5881
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Góry Stołowe są piękne. Nigdy nie byłem tam jesienią, a od paru lat takie myśli chodzą mi po głowie. Jakby to Laynn powiedział - mam w planach
Zauważyłem, że im gorsza pogoda, tym ładniejsze zdjęcia nes_ska robi
Zauważyłem, że im gorsza pogoda, tym ładniejsze zdjęcia nes_ska robi
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
Poniedziałek był ostatnim dniem, który mogliśmy w całości poświęcić na wędrówki. Wczesnym rankiem za oknem była mgła, ale dosyć szybko opadała, by w końcu powitało nas słońce.
Wychodząc na zewnątrz postanowiłam uwiecznić "Serce, pozostawione na pasterce", gdyż wiedziałam, że najprawdopodobniej znów wrócimy po zmroku, więc to mogła być jedyna okazja Niestety okazja była pod słońce.
Tymczasem schronisko w słonecznych promieniach też prezentowało się nieźle.
I kapliczka przydrożna też!
Raptem kilka minut szliśmy znajomą mi trasą, po czym odbiliśmy na niebieski szlak. Byliśmy otuleni jesienią!
Idąc drogą mieliśmy ładne wiosenne widoki, jednak za chwilę mieliśmy wejść w las. Obróciliśmy się zatem, żeby jeszcze raz popatrzeć na uroki wiosennych łąk.
W lesie przez chwilę balansowaliśmy na granicy... polsko-czeskiej
Nie minęło wiele czasu i otoczyła nas mgła.
Ja oczywiście byłam zachwycona. Uznałam, że nawet jeśli utrzymałaby się przez cały dzień, to już mieliśmy dwa piękne dni, więc tak czy siak wrócę do domu zadowolona '
Ruszyliśmy w kierunku Bożanowskiego Szpiczaka, gdzie podobno miało być ładnie, skalnie i widokowo Mgły opadły, ale było pochmurno!
Spacerując żółtym szlakiem, podziwialismy skałki - leżącego wielbłąda
Kotka - mojego faworyta
Żółwika...
...i inne cudeńka. Zmierzaliśmy do punktu widokowego.
Słońce było ukryte za grubą warstwą chmur, jednak widać było, że znów próbuje!
Byliśmy jednak dopiero na początku trasy, więc nie czekaliśmy z nadzieją, aż niebo się odsłoni, tylko fotografowaliśmy sytuację zastaną
Jedne drzewka mi przeszkadzały, inne dodawały górom uroku...
Mimo pochmurności i tak mi się bardzo podobało! Wcale nie byłam zmartwiona brakiem słońca. Najważniejsze, że nie padało!
W końcu jednak ruszyliśmy dalej.
Ciągle lasem, czasem między skałami.
Przeszliśmy krótko zielonym szlakiem, po czym odbiliśmy na żółty - najpierw w kierunku Koruny. Szybko dotarliśmy do pierwszego punktu widokowego. Było bardzo pochmurno, ale była ławeczka, więc zrobiliśmy pauzę.
Coś drgnęło. Zaczęło się pojawiać coraz więcej niebieskiego nieba!
W związku z tym byliśmy nieugięci i czekaliśmy aż całkowicie się rozpogodzi
Słońce zaczęło oświetlać miejscowości, które znajdowały się w zasięgu naszego wzroku
I zbliżało się coraz bardziej, powodując coraz większe zadowolenie! ;D
Tym samym powoli zaczęliśmy czuć gotowość, aby ruszyć dalej.
Ciekawi, co będzie nas czekało na kolejnym punkcie widokowym..
Górą, dołem, ciasnymi przejściami, szeroką dróżką, w końcu doszliśmy na szczyt, a tam huśtawka!!!!!
Najpierw delikatnie sprawdziłam jej stabilność, a potem zaczęła się zabawa
Ojjjjj, długo mi trzeba było, żeby się nahuśtać, ale w końcu namówiłam też Pudelka i ustąpiłam mu miejsca
Później nadszedł czas podziwiania krajobrazów z platformy widokowej
Ktoś zawiesił wisiorek na sosence!
Później zrobiliśmy sobie jeszcze zdjęcia na platformie.
W końcu jednak trzeba było ruszyć w drogę. Dzień ten jednak dzięki widokom i huśtawce uplasował się u mnie na pierwszym miejscu, jeśli chodzi o tę wycieczkę
Schodząc z Koruny ruszyliśmy dalej żółtym szlakiem, idąc głównie przez las.
Jeszcze promienie słońca wpadały do nas przez korony drzew...
Jednak kiedy doszliśmy do Kamiennej Bramy, czyli okna w skałach, zaczęło się trochę pogarszać...
Zaczęła nadchodzić mgła!
...która nas nie oszczędziła
Choć chwilami było ciut lepiej...
Spotkaliśmy też jednego z nielicznych tego dnia turystów.
Potencjalnie mieliśmy mijać jeszcze przynajmniej dwa punkty widokowe, jednak zrobiło się w pewnym momencie okrutnie zimno i mało widokowo.
Gdy wyszliśmy na otwartą przestrzeń u samej góry Slavnego, czekała nas głównie mgła.
Ruszyliśmy zatem w kierunku przystanku autobusowego.
Mijaliśmy po drodze "żabkowóz". Trochę od niego śmierdziało, pewnie żabki w środku narobiły ;p
Mimo mgły, mieszkańcy miejscowości intensywnie pracowali na polach
...a kozy bawiły się ze sobą w chowanego ;D
Kiedy doszliśmy do Slavnego, okazało się, że musielibyśmy czekać na autobus ponad godzinę, więc ruszyliśmy w kierunku następnej miejscowości - Suchý Důl.
Na przystanek udało się nam dotrzeć przed czasem, więc chwilę jeszcze poczekaliśmy.
Z tego miejsca z 2 przesiadkami dotarliśmy do Machova, gdzie zjedliśmy obiad i napiliśmy się piwa, a następnie pieszo zmierzaliśmy w kierunku Pasterki - oczywiście po zmroku. Oczywiście szukając George'a. Bez efektów.
Wychodząc na zewnątrz postanowiłam uwiecznić "Serce, pozostawione na pasterce", gdyż wiedziałam, że najprawdopodobniej znów wrócimy po zmroku, więc to mogła być jedyna okazja Niestety okazja była pod słońce.
Tymczasem schronisko w słonecznych promieniach też prezentowało się nieźle.
I kapliczka przydrożna też!
Raptem kilka minut szliśmy znajomą mi trasą, po czym odbiliśmy na niebieski szlak. Byliśmy otuleni jesienią!
Idąc drogą mieliśmy ładne wiosenne widoki, jednak za chwilę mieliśmy wejść w las. Obróciliśmy się zatem, żeby jeszcze raz popatrzeć na uroki wiosennych łąk.
W lesie przez chwilę balansowaliśmy na granicy... polsko-czeskiej
Nie minęło wiele czasu i otoczyła nas mgła.
Ja oczywiście byłam zachwycona. Uznałam, że nawet jeśli utrzymałaby się przez cały dzień, to już mieliśmy dwa piękne dni, więc tak czy siak wrócę do domu zadowolona '
Ruszyliśmy w kierunku Bożanowskiego Szpiczaka, gdzie podobno miało być ładnie, skalnie i widokowo Mgły opadły, ale było pochmurno!
Spacerując żółtym szlakiem, podziwialismy skałki - leżącego wielbłąda
Kotka - mojego faworyta
Żółwika...
...i inne cudeńka. Zmierzaliśmy do punktu widokowego.
Słońce było ukryte za grubą warstwą chmur, jednak widać było, że znów próbuje!
Byliśmy jednak dopiero na początku trasy, więc nie czekaliśmy z nadzieją, aż niebo się odsłoni, tylko fotografowaliśmy sytuację zastaną
Jedne drzewka mi przeszkadzały, inne dodawały górom uroku...
Mimo pochmurności i tak mi się bardzo podobało! Wcale nie byłam zmartwiona brakiem słońca. Najważniejsze, że nie padało!
W końcu jednak ruszyliśmy dalej.
Ciągle lasem, czasem między skałami.
Przeszliśmy krótko zielonym szlakiem, po czym odbiliśmy na żółty - najpierw w kierunku Koruny. Szybko dotarliśmy do pierwszego punktu widokowego. Było bardzo pochmurno, ale była ławeczka, więc zrobiliśmy pauzę.
Coś drgnęło. Zaczęło się pojawiać coraz więcej niebieskiego nieba!
W związku z tym byliśmy nieugięci i czekaliśmy aż całkowicie się rozpogodzi
Słońce zaczęło oświetlać miejscowości, które znajdowały się w zasięgu naszego wzroku
I zbliżało się coraz bardziej, powodując coraz większe zadowolenie! ;D
Tym samym powoli zaczęliśmy czuć gotowość, aby ruszyć dalej.
Ciekawi, co będzie nas czekało na kolejnym punkcie widokowym..
Górą, dołem, ciasnymi przejściami, szeroką dróżką, w końcu doszliśmy na szczyt, a tam huśtawka!!!!!
Najpierw delikatnie sprawdziłam jej stabilność, a potem zaczęła się zabawa
Ojjjjj, długo mi trzeba było, żeby się nahuśtać, ale w końcu namówiłam też Pudelka i ustąpiłam mu miejsca
Później nadszedł czas podziwiania krajobrazów z platformy widokowej
Ktoś zawiesił wisiorek na sosence!
Później zrobiliśmy sobie jeszcze zdjęcia na platformie.
W końcu jednak trzeba było ruszyć w drogę. Dzień ten jednak dzięki widokom i huśtawce uplasował się u mnie na pierwszym miejscu, jeśli chodzi o tę wycieczkę
Schodząc z Koruny ruszyliśmy dalej żółtym szlakiem, idąc głównie przez las.
Jeszcze promienie słońca wpadały do nas przez korony drzew...
Jednak kiedy doszliśmy do Kamiennej Bramy, czyli okna w skałach, zaczęło się trochę pogarszać...
Zaczęła nadchodzić mgła!
...która nas nie oszczędziła
Choć chwilami było ciut lepiej...
Spotkaliśmy też jednego z nielicznych tego dnia turystów.
Potencjalnie mieliśmy mijać jeszcze przynajmniej dwa punkty widokowe, jednak zrobiło się w pewnym momencie okrutnie zimno i mało widokowo.
Gdy wyszliśmy na otwartą przestrzeń u samej góry Slavnego, czekała nas głównie mgła.
Ruszyliśmy zatem w kierunku przystanku autobusowego.
Mijaliśmy po drodze "żabkowóz". Trochę od niego śmierdziało, pewnie żabki w środku narobiły ;p
Mimo mgły, mieszkańcy miejscowości intensywnie pracowali na polach
...a kozy bawiły się ze sobą w chowanego ;D
Kiedy doszliśmy do Slavnego, okazało się, że musielibyśmy czekać na autobus ponad godzinę, więc ruszyliśmy w kierunku następnej miejscowości - Suchý Důl.
Na przystanek udało się nam dotrzeć przed czasem, więc chwilę jeszcze poczekaliśmy.
Z tego miejsca z 2 przesiadkami dotarliśmy do Machova, gdzie zjedliśmy obiad i napiliśmy się piwa, a następnie pieszo zmierzaliśmy w kierunku Pasterki - oczywiście po zmroku. Oczywiście szukając George'a. Bez efektów.
Jestem tu gdzie stoję, ale jeśli się ruszę, to mogę się zgubić.
We wtorek dzień przywitał nas już tylko mgłą. Zjedliśmy śniadanie, spakowaliśmy się, porzuciliśmy "serce, pozostawione w pasterce" i ruszyliśmy w drogę.
Postanowiliśmy kolejny raz iść szlakiem Geroge'a. Tym razem w dzień. Niestety, co już można było oficjalnie potwierdzić, George zaginął. Przepadł. Masz ci los!
Zielonym szlakiem dotarliśmy do granicy.
Stąd początkowo mieliśmy dotrzeć na pierwszy przystanek, jednak ostatecznie poszliśmy do Machova, mijając urocze gospodarstwa, kapliczki, i żegnając złotą jesień.
Domek, który ostatnio mnie urzekł, teraz dopełnił dzieła tym, że wszystkie narzędzia ogrodnicze mieli niebieskie! Zakochałam się!
Mijaliśmy też knajpkę, w której ostatnio jedliśmy obiad...
Stracha na...
Mnóstwo starych chałupek.
...i ogrodzenie, które kojarzy mi się ze starą polską wsią
Mój powrót do domu trwał baaaaardzo długo. Z Machova dotarliśmy do Bezdekova. Z niemałymi emocjami zdążyliśmy na autobus do Hronova. Stamtąd dojechaliśmy czeskim autobusem do Kudowy-Zdrój, gdzie przesiedliśmy się na pociąg do Kłodzka. W Kłodzku mieliśmy szybką przesiadkę do Wrocławia. Następnie jechałam PolskimBusem do Krakowa, a stąd już autobusem do Brzeska. 7 przesiadek. 11,5 godziny w drodze. I doooooooom! ...do którego wróciłam i się rozchorowałam! ;D
Galerie: SOBOTA; NIEDZIELA; PONIEDZIAŁEK; WTOREK
Szczerze polecam jesienne Góry Stołowe!
Postanowiliśmy kolejny raz iść szlakiem Geroge'a. Tym razem w dzień. Niestety, co już można było oficjalnie potwierdzić, George zaginął. Przepadł. Masz ci los!
Zielonym szlakiem dotarliśmy do granicy.
Stąd początkowo mieliśmy dotrzeć na pierwszy przystanek, jednak ostatecznie poszliśmy do Machova, mijając urocze gospodarstwa, kapliczki, i żegnając złotą jesień.
Domek, który ostatnio mnie urzekł, teraz dopełnił dzieła tym, że wszystkie narzędzia ogrodnicze mieli niebieskie! Zakochałam się!
Mijaliśmy też knajpkę, w której ostatnio jedliśmy obiad...
Stracha na...
Mnóstwo starych chałupek.
...i ogrodzenie, które kojarzy mi się ze starą polską wsią
Mój powrót do domu trwał baaaaardzo długo. Z Machova dotarliśmy do Bezdekova. Z niemałymi emocjami zdążyliśmy na autobus do Hronova. Stamtąd dojechaliśmy czeskim autobusem do Kudowy-Zdrój, gdzie przesiedliśmy się na pociąg do Kłodzka. W Kłodzku mieliśmy szybką przesiadkę do Wrocławia. Następnie jechałam PolskimBusem do Krakowa, a stąd już autobusem do Brzeska. 7 przesiadek. 11,5 godziny w drodze. I doooooooom! ...do którego wróciłam i się rozchorowałam! ;D
Galerie: SOBOTA; NIEDZIELA; PONIEDZIAŁEK; WTOREK
Szczerze polecam jesienne Góry Stołowe!
Jestem tu gdzie stoję, ale jeśli się ruszę, to mogę się zgubić.
sprocket73 pisze:Zauważyłem, że im gorsza pogoda, tym ładniejsze zdjęcia nes_ska robi
To fakt
Dodał bym jeszcze, że neska tak z wyczuciem pomajstruje, że zdjęcia zawsze mają w sobie coś ciepłego, w kolorach, w nastroju.
Próbuję sobie przypomnieć tą huśtawkę ale jednak wydaje mi się, że ona wisi najwyżej ze 3 lata. Kompletnie jej nie pamiętam, a na pewno bym jej nie minął z dwójką dzieci
- TataOjciec
- Posty: 353
- Rejestracja: 2013-09-17, 14:26
- Lokalizacja: Z Blokowiska
AloHa
Kapitalne kadry ,miło zawiesić wzrok, szacun dla fotografa .
Stołki przepiękne o każdej porze roku
My na bramie byliśmy z Matem 2 tygodnie wcześniej
Kapitalne kadry ,miło zawiesić wzrok, szacun dla fotografa .
Stołki przepiękne o każdej porze roku
My na bramie byliśmy z Matem 2 tygodnie wcześniej
Ostatnio zmieniony 2016-11-07, 12:06 przez TataOjciec, łącznie zmieniany 1 raz.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości