Pętla po sąsiedzku - Chata Ostry i Javorovy.
: 2024-08-22, 19:20
dobry wieczór.
Dawno nie byłem u sąsiadów …
Już od jakiegoś czasu spoglądam na Javorovy powtarzając sobie, że już dawno nie byłem w tej okolicy.
Dawno temu zimą wychodziłem z Oldrzychowic przez Chatę Kozieniec do Chaty Ostry i uznałem że to dobry początek, a dalej to już klasycznie, Kałużny i Javorovy i zejście do Oldrzychowic .
W sumie to nie wiem czy kiedykolwiek szedłem takim wariantem, coś mi się zdaje że to debiut w takiej wersji ?
Kolejny gorący dzień, lato nie odpuszcza nawet na chwilę rano jest znośnie, a nawet przyjemnie.
Pastwiska i polany, są jakieś krowy przyglądające się z zaciekawieniem, trochę powyżej wzdłuż szlaku jest spora polana z ładnym widokiem na Beskid Śląski.
Z pomiędzy gałęzi wyłania się Chata Kozieniec, kiedy wychodzę z lasu okazuje się że ta chata już od dawna jest nieczynna, w koło poustawiane jakieś palety, jakby miało się tam coś robić, ale sama chata wygląda marnie, a to była taka ładna chata w środku, szkoda
jarzębiny w tym roku nie brakuje
Cholera, dopiero teraz pisząc relację widzę na mapie, że po drodze mogłem wstąpić zobaczyć cmentarz dla psów, nigdy takiego nie widziałem i mówiąc szczerze chętnie bym zobaczył.
Ja odbijam na zielony szlak żeby podejść jeszcze na siodło pod Ostrym, bardzo lubię to miejsce, więc chętnie nadłożę te kilka minut, a przy okazji zrobię sobie krótką przerwę w szałasie.
Zastaje tam stadko krów, widząc mnie zaczynają ruszać w moją stronę, pewnie chciały wodę i liczyły że jestem gościem który im odkręci kurek
zapatrzony w siną dal wędrowiec
Jest poniedziałek, więc raczej nie liczę na to że Chata Ostry będzie otwarta, ale lekka nadzieja jest …
Niestety było jak zawsze, zawrene ! Napiłby się człowiek takiej zimnej Kofoli z kufelka no nic, ruszam dalej.
Na rozejściu pod Kałużnym mam zaplanowany postój na kawę, tam jak zawsze bagno i syf, takie bagniste i mokre miejsce, jak kałuża Na "przystanku" siedzi jakiś gość, podchodzę mówię dzień dobry i zaczynam rozkładać majdan, kuchenka buch ! I już się woda na kawę warzy ! Jakieś 10 minut później siedzę już zupełnie sam, cisza i ja.
przystanek
Wypijam kawę i ruszam czerwonym szlakiem w stronę Javorovego.
Ciągle się zastanawiam, czy ja tędy już szedłem ? Raczej nie, bo kompletnie nie kojarzę tego szlaku …
Idzie się całkiem przyjemnie i mogę powiedzieć, że podobał mi się ten odcinek z Kałużnego na Javorovy, ścieżka wśród wysokich traw, jakieś leśne "stawki" z żabami schowanymi wśród gęstej zieleniny wodnej Jakaś polana z dużym "przystankiem" i stadami motyli, które obsiadały prawie każdy kwiatek w okolicy …
W końcu wyłania się w oddali obelisk z napisem Javorovy, szczyt od jakiegoś czasu zmienił swój wygląd, kiedyś był tylko krąg i nic poza tym, teraz jest na bogato, wielki obelisk i jakiś pofalowany murek, co autor miał na myśli nie wiem ?
Robię sobie selfi pod sporym marmurowym klockiem i lecę dalej, Kofola mi już po głowie chodzi od kilku godzin, chętnie bym już przyłożył kufelek do spragnionych ust
całkiem spory kawałek marmuru
Mam jeszcze jeden plan z wiązany z Javorovym tego dnia, cały czas mam nadzieję że kolejka będzie kursować i nie będę musiał schodzić strasznymi zakosami po zboczach Javorovego !
Lekko podsmażony docieram do chaty, zamawiam hranolky i Kofole, zanim dostaję frytki wypijam prawie całą Kofolę, ależ to było dobre
Pytam przy barze do której kursuje kolejka, pani mówi że do 17.00, to jest dobra wiadomość dla moich kolan
Schodzę w stronę kolejki, żółte trawy fajnie wyglądają, w oddali ładnie widać Halę Jaworową i Skrzyczne, po prawej widać moją dzisiejszą trasę …
Budynek kolejki to kompletna ruina, nie ma kasy, jest tylko wejście bezpośrednio do kolejki, gdzie jest pan który kontroluje żeby nikt się nie zabił
Stojąc w kolejce zastanawiam się gdzie kupić bilet ? W końcu pytam, dowiaduję się że zapłacę dopiero na dole.
Pojedyncze krzesełka zasuwają, wskakuję na mój nadjeżdżający, zamykam metalowy pałąk i jadę sobie majtając nogami w powietrzu Za każdym razem kiedy przejeżdżamy przez słup muszę się poprawiać żeby nie wypaść z krzesełka jedzie się dość długo, ale jakie to szczęście że nie muszę dymać pieszo bo to akurat pamiętam że to podejście zielonym szlakiem było mocno pod górę …
Za zjazd kolejką płacę 140 koron, to był mój pierwszy raz zjeżdżając kolejką na pojedynczym krzesełku.
Jakbym był z Izą to byłby problem, pewnie by nie zjechała i trzeba by było iść piechotą
Wychodzę z kolejki, na mapie widzę że idzie jakaś ścieżka przez pobliskie pastwisko, idę między elektrycznymi pasterzami a linią wysokiego napięcia, na koniec byłem w lekkim szoku bo ścieżka doprowadziła mnie wprost pod czyjś dom, musiałem przejść przez podwórko tuż obok wejścia do domu, z reguły w takich miejscach wyskakuje jakiś wściekły burek broniący swojego dobytku, na szczęście tutaj nie było, za to był zdenerwowany kozioł, który jakoś dziwnie na mnie prychał, oddaliłem się szybko.
Żeby dostać się do auta musiałem iść wzdłuż rzeki, skręcam przy bardzo sympatycznej bramie garażowej, takiej jeszcze nie widziałem w życiu
Końcówka trasy w cieniu wzdłuż rzeki, tuż przed mostem wpadam do rzeki żeby się trochę ochłodzić i opłukać z potu który cały dzień się po mnie zlewał, fajnie tak się ochłodzić.
I taka to była wycieczka.
Dawno nie byłem u sąsiadów …
Już od jakiegoś czasu spoglądam na Javorovy powtarzając sobie, że już dawno nie byłem w tej okolicy.
Dawno temu zimą wychodziłem z Oldrzychowic przez Chatę Kozieniec do Chaty Ostry i uznałem że to dobry początek, a dalej to już klasycznie, Kałużny i Javorovy i zejście do Oldrzychowic .
W sumie to nie wiem czy kiedykolwiek szedłem takim wariantem, coś mi się zdaje że to debiut w takiej wersji ?
Kolejny gorący dzień, lato nie odpuszcza nawet na chwilę rano jest znośnie, a nawet przyjemnie.
Pastwiska i polany, są jakieś krowy przyglądające się z zaciekawieniem, trochę powyżej wzdłuż szlaku jest spora polana z ładnym widokiem na Beskid Śląski.
Z pomiędzy gałęzi wyłania się Chata Kozieniec, kiedy wychodzę z lasu okazuje się że ta chata już od dawna jest nieczynna, w koło poustawiane jakieś palety, jakby miało się tam coś robić, ale sama chata wygląda marnie, a to była taka ładna chata w środku, szkoda
jarzębiny w tym roku nie brakuje
Cholera, dopiero teraz pisząc relację widzę na mapie, że po drodze mogłem wstąpić zobaczyć cmentarz dla psów, nigdy takiego nie widziałem i mówiąc szczerze chętnie bym zobaczył.
Ja odbijam na zielony szlak żeby podejść jeszcze na siodło pod Ostrym, bardzo lubię to miejsce, więc chętnie nadłożę te kilka minut, a przy okazji zrobię sobie krótką przerwę w szałasie.
Zastaje tam stadko krów, widząc mnie zaczynają ruszać w moją stronę, pewnie chciały wodę i liczyły że jestem gościem który im odkręci kurek
zapatrzony w siną dal wędrowiec
Jest poniedziałek, więc raczej nie liczę na to że Chata Ostry będzie otwarta, ale lekka nadzieja jest …
Niestety było jak zawsze, zawrene ! Napiłby się człowiek takiej zimnej Kofoli z kufelka no nic, ruszam dalej.
Na rozejściu pod Kałużnym mam zaplanowany postój na kawę, tam jak zawsze bagno i syf, takie bagniste i mokre miejsce, jak kałuża Na "przystanku" siedzi jakiś gość, podchodzę mówię dzień dobry i zaczynam rozkładać majdan, kuchenka buch ! I już się woda na kawę warzy ! Jakieś 10 minut później siedzę już zupełnie sam, cisza i ja.
przystanek
Wypijam kawę i ruszam czerwonym szlakiem w stronę Javorovego.
Ciągle się zastanawiam, czy ja tędy już szedłem ? Raczej nie, bo kompletnie nie kojarzę tego szlaku …
Idzie się całkiem przyjemnie i mogę powiedzieć, że podobał mi się ten odcinek z Kałużnego na Javorovy, ścieżka wśród wysokich traw, jakieś leśne "stawki" z żabami schowanymi wśród gęstej zieleniny wodnej Jakaś polana z dużym "przystankiem" i stadami motyli, które obsiadały prawie każdy kwiatek w okolicy …
W końcu wyłania się w oddali obelisk z napisem Javorovy, szczyt od jakiegoś czasu zmienił swój wygląd, kiedyś był tylko krąg i nic poza tym, teraz jest na bogato, wielki obelisk i jakiś pofalowany murek, co autor miał na myśli nie wiem ?
Robię sobie selfi pod sporym marmurowym klockiem i lecę dalej, Kofola mi już po głowie chodzi od kilku godzin, chętnie bym już przyłożył kufelek do spragnionych ust
całkiem spory kawałek marmuru
Mam jeszcze jeden plan z wiązany z Javorovym tego dnia, cały czas mam nadzieję że kolejka będzie kursować i nie będę musiał schodzić strasznymi zakosami po zboczach Javorovego !
Lekko podsmażony docieram do chaty, zamawiam hranolky i Kofole, zanim dostaję frytki wypijam prawie całą Kofolę, ależ to było dobre
Pytam przy barze do której kursuje kolejka, pani mówi że do 17.00, to jest dobra wiadomość dla moich kolan
Schodzę w stronę kolejki, żółte trawy fajnie wyglądają, w oddali ładnie widać Halę Jaworową i Skrzyczne, po prawej widać moją dzisiejszą trasę …
Budynek kolejki to kompletna ruina, nie ma kasy, jest tylko wejście bezpośrednio do kolejki, gdzie jest pan który kontroluje żeby nikt się nie zabił
Stojąc w kolejce zastanawiam się gdzie kupić bilet ? W końcu pytam, dowiaduję się że zapłacę dopiero na dole.
Pojedyncze krzesełka zasuwają, wskakuję na mój nadjeżdżający, zamykam metalowy pałąk i jadę sobie majtając nogami w powietrzu Za każdym razem kiedy przejeżdżamy przez słup muszę się poprawiać żeby nie wypaść z krzesełka jedzie się dość długo, ale jakie to szczęście że nie muszę dymać pieszo bo to akurat pamiętam że to podejście zielonym szlakiem było mocno pod górę …
Za zjazd kolejką płacę 140 koron, to był mój pierwszy raz zjeżdżając kolejką na pojedynczym krzesełku.
Jakbym był z Izą to byłby problem, pewnie by nie zjechała i trzeba by było iść piechotą
Wychodzę z kolejki, na mapie widzę że idzie jakaś ścieżka przez pobliskie pastwisko, idę między elektrycznymi pasterzami a linią wysokiego napięcia, na koniec byłem w lekkim szoku bo ścieżka doprowadziła mnie wprost pod czyjś dom, musiałem przejść przez podwórko tuż obok wejścia do domu, z reguły w takich miejscach wyskakuje jakiś wściekły burek broniący swojego dobytku, na szczęście tutaj nie było, za to był zdenerwowany kozioł, który jakoś dziwnie na mnie prychał, oddaliłem się szybko.
Żeby dostać się do auta musiałem iść wzdłuż rzeki, skręcam przy bardzo sympatycznej bramie garażowej, takiej jeszcze nie widziałem w życiu
Końcówka trasy w cieniu wzdłuż rzeki, tuż przed mostem wpadam do rzeki żeby się trochę ochłodzić i opłukać z potu który cały dzień się po mnie zlewał, fajnie tak się ochłodzić.
I taka to była wycieczka.