Wspomnień czar. Trzy dni w górach
: 2021-12-24, 16:19
Powitać wszystkich
Buba przypomniała mi naszą jedyną trzy dniową wyprawę z namiotem, którą do dzisiaj wspominamy bardzo miło
Postanowiłem pogrzebać w czeluściach internetu i odnaleźć relację z tamtych dni, zdjęcia jakieś też się ostały, więc zapraszam na odgrzewany kotlet z 2016 roku.
Kolejna wyprawa rozpoczęła się w Rabce Zdrój, a kończyła w Limanowej, Trwała trzy dni i miała długość 50 km. Skład: Żona, Córka i Ja
1 Dzień.
Rabka Zdrój - Bacówka na Maciejowej - Stare Wierchy - Turbacz
Długość - 14.5 km Czas - 5.5 godz.
Wycieczka rozpoczyna się w niedzielę o 9.00 na "dworcu" w Cieszynie.
Autobusem kierujemy się w stronę Rabki Zdrój, skąd zaczniemy pieszą wędrówkę.
Po prawie 4 godzinach spędzonych na siedząco, nadeszła pora rozprostować nogi
Na początek slalom asfaltową drogą między domami i szpitalnymi budynkami, którymi poruszały się spore ilości ludzi, na szczęście asfalt szybko się kończy i wchodzimy na polną drogę wiodącą przez piękne polany pełne kopek z sianem i pięknymi widokami.
Łagodnie i spokojnie droga doprowadziła nas do pierwszego punktu kontrolnego, czyli Bacówki na Maciejowej. Piękne łąki wkoło Bacówki, połączone z pięknymi widokami na Tatry i szybkim dojściem z Rabki, czynią to miejsce bardzo chętnie odwiedzanym przez duże ilości turystów. Żeby zakupić odznakę turystyczną trzeba było swoje wystać w kolejce do okienka.
Następnie czekało nas znalezienie jakiegoś miejsca, żeby coś zjeść i odpocząć przed dalszą drogą, mało brakowało a jedli byś my przy toj tojach
Po miło spędzonych chwilach, ruszyliśmy w dalszą drogę, która w dalszym ciągu przebiegała bez większego wysiłku i problemów. Po około godzinie byliśmy już na Starych Wierchach, kolejne miejsce w którym mogliśmy zrobić chwilę przerwy na kawę i kupno odznaki.
Cały czas towarzyszył nam jakże zacny widok Tatr, w których znajdziemy się już niebawem.
Kawałek dalej wchodzimy do GPN (którego odznaki nigdzie nie można kupić.)
Po około 30 minutach pojawia się znak, że ostatnia prosta tego dnia jest przed nami, jeszcze tylko parę schodów i szczyt będzie pod naszymi stopami
(Wyjście na szczyt jest podobne do wyjścia na Baranią Górę) Szczyt Turbacza jest oznaczony wysokim na parę metrów słupem betonowym, na którym wypisane są współrzędne, kawałek dalej kończy się nasz pierwszy dzień podróży, dotarliśmy do Schroniska na Turbaczu, olbrzymia kamienna budowla robi na nas wrażenie.
Widoki, szczególnie ten w stronę Tatr sprawia że chce się tak siedzieć i patrzeć bez końca, ale i ten w stronę Beskidu Wyspowego jest obłędny
Schronisko jest przyjazne turystom, jest kuchnia z której można korzystać kiedy się chce, jest małe pole namiotowe, na którym mieliśmy przyjemność nocować.
Dobranoc.
2 Dzień
Turbacz - Przełęcz Borek - Kudłoń - Przełęcz Przysłop (Rzeki) - Jasień - Baza namiotowa (SKPG Katowice) Polana Wały.
Długość - 20 km Czas - 7.5 godz.
Drugi dzień rozpoczął się dosyć wcześnie, bo około 4 rano, jakoś spać się nie dało, ale nic straconego, zrobiłem kawę i czekałem na wschód słońca nad Beskidem Wyspowym, który pięknie się prezentował
Promienie słoneczne powoli zmierzały w stronę Tatrzańskich szczytów, żeby obudzić je łagodnie ze snu ...
Trochę żałowałem że nie mogłem obejrzeć finału mistrzostw Europy, ale jak się okazało, to szału nie było …
Oprócz naszej trójki jeszcze dwie osoby skusiły się tego poranka na wschód słońca, tak że tłumów jak na Babiej, nie było
Zjedliśmy śniadanie i ruszyliśmy w drogę, której dzisiaj czekało nas najwięcej i najdłużej...
Droga łagodnie prowadziła nas przez las, wychodząc na piękną polane rozciągającą się we wszystkie strony. Ścieżka wiła się między trawami przez długi czas, minęliśmy Przełęcz Borek i Polane Przysłopek, kilka szałasów wyrastających ze zbocza trawiastej łąki.
Na Kudłoniu przerwa regeneracyjna i oczywiście świeżo parzona kawa
Przez chwile obleciał nas strach, bo nad naszymi głowami zawisły czarne chmury i zerwał się silny wiatr ,na szczęście poszły w inną stronę i spadło tylko kilka kropel …
Dalsza wędrówka przebiegała bez większych zmian, przez cudne łąki i polne drogi, aż do asfaltówki schodzącej do miejscowości Rzeki, gdzie zjedliśmy pyszne i zzzimne lody !
Z pod sklepu ruszamy dalej żółtym szlakiem, zaraz za drogą nasz wzrok przykuwają dwa kucyki przy których zatrzymujemy się na chwilę.
Droga ciągnie się lekko pod górę, by kawałek dalej skręcić w kolejną polną drogę, niestety nie było już tak lekko jak do tej pory, zrobiło się bardziej stromo i potrzebne były częstsze przerwy, bo brakowało sił, najbardziej cieszyliśmy się z faktu że córka bez większego marudzenia dawała radę.
Tego dnia wyczekiwaliśmy momentu, kiedy zobaczymy znak, że baza namiotowa jest już za "rogiem" i doczekaliśmy się !
Miejsce które zobaczyliśmy jest obłędne, a w szczególności prysznic z lodowatą wodą, piękna sprawa
Postanowiliśmy nie rozbijać namiotu, tylko przespać się w jednym z tych olbrzymów które tam stały.
Ludzie którzy akurat tam byli, bardzo życzliwi i sympatyczni powiedzieli nam gdzie co się znajduje, no i Michał (szef tego przybytku ) bardzo fajny gość, który własnymi siłami ogarnia wszystko w obozowisku, pozdrawiamy serdecznie Michała.
Ogarnęliśmy się po wędrówce, później było ognisko i pieczenie kiełbasy, której nie mieliśmy za dużo, a była pyszna I tak dzień się zakończył.
Dobranoc.
Wschód był udany
Nasz przenośny dom
Ciekawe co tam jest
Lody jeszcze nigdy nie smakowały, tak jak tam
Konik polny
Pierwszy od lewej był cały nasz !
Prysznic był piękny
3 Dzień
Baza namiotowa Polana Wały - Mogielica - Słopnice.
Długość - 16 km Czas - 4.5 godz
Pobudka o 5.00 rano, postanowiliśmy wyruszyć jak najwcześniej, ponieważ w ten dzień miało padać koło południa, a my chcieliśmy uniknąć deszczu.
Po śniadaniu i przygotowaniu do drogi, wyruszyliśmy koło 6.20. Od samego początku droga dawała nam nieźle w kość, było parno i gorąco, a droga stroma i kamienista.
Pierwszy raz podczas tej wycieczki córka marudziła, ale nie ma się co dziwić, droga była tragiczna!
Przemoczeni od potu w końcu dotarliśmy na szczyt, gdzie czekała na nas wieża, ogromna wieża ze stromymi schodami, przez co ani córka, ani żona nie weszły na samą górę, ale nakręciłem filmik z pięknymi widokami które rozciągały się we wszystkie strony Trudno było rozstać się z takimi widokami, ale trzeba było ruszać dalej.
Ścieżka z Mogielicy jest wąska i dosyć stroma w pewnym momencie przecina ją strumyk w którym urządzamy sobie małe spa (moczenie nóżek )
Z lasu wychodzi się na piękną polane ze starymi jabłonkami, później prosta przez las i wychodzimy na nasz ukochany asfalt.
Spotkałem tubylca, który za drobne wsparcie w postaci piwa, zaprowadził nas do tamtejszego sklepu, gdzie oczywiście uzupełniamy zimne płyny i kolejne lody.
Niestety dalsza droga to tylko parę kilometrów asfaltu i czekanie na busa, bardzo długie czekanie na busa … Który miał nas dowieźć do Limanowej.
W końcu przyjeżdża i możemy ruszać dalej w stronę cywilizacji, Limanowo witaj !
Brudni, przepoceni i pewnie "pachnący" inaczej siadamy w knajpie i zamawiamy obiad. Dopiero po napełnieniu brzuchów ruszamy dalej w stronę rynku, skąd kolejny bus wiezie nas w stronę Siekierczyny, gdzie mieszka babcia
Około 30 min. po naszym przyjeździe do babci, zaczął lać deszcz.
Śpiochy jeszcze śpią
Jabłonki po środku niczego
Odprawiłem mszę za udaną wyprawę
Kaczuszki u Babci
Czekając na autobus do Cieszyna
I taka to była wycieczka.
(Już wtedy używałem tego zakończenia )
Buba przypomniała mi naszą jedyną trzy dniową wyprawę z namiotem, którą do dzisiaj wspominamy bardzo miło
Postanowiłem pogrzebać w czeluściach internetu i odnaleźć relację z tamtych dni, zdjęcia jakieś też się ostały, więc zapraszam na odgrzewany kotlet z 2016 roku.
Kolejna wyprawa rozpoczęła się w Rabce Zdrój, a kończyła w Limanowej, Trwała trzy dni i miała długość 50 km. Skład: Żona, Córka i Ja
1 Dzień.
Rabka Zdrój - Bacówka na Maciejowej - Stare Wierchy - Turbacz
Długość - 14.5 km Czas - 5.5 godz.
Wycieczka rozpoczyna się w niedzielę o 9.00 na "dworcu" w Cieszynie.
Autobusem kierujemy się w stronę Rabki Zdrój, skąd zaczniemy pieszą wędrówkę.
Po prawie 4 godzinach spędzonych na siedząco, nadeszła pora rozprostować nogi
Na początek slalom asfaltową drogą między domami i szpitalnymi budynkami, którymi poruszały się spore ilości ludzi, na szczęście asfalt szybko się kończy i wchodzimy na polną drogę wiodącą przez piękne polany pełne kopek z sianem i pięknymi widokami.
Łagodnie i spokojnie droga doprowadziła nas do pierwszego punktu kontrolnego, czyli Bacówki na Maciejowej. Piękne łąki wkoło Bacówki, połączone z pięknymi widokami na Tatry i szybkim dojściem z Rabki, czynią to miejsce bardzo chętnie odwiedzanym przez duże ilości turystów. Żeby zakupić odznakę turystyczną trzeba było swoje wystać w kolejce do okienka.
Następnie czekało nas znalezienie jakiegoś miejsca, żeby coś zjeść i odpocząć przed dalszą drogą, mało brakowało a jedli byś my przy toj tojach
Po miło spędzonych chwilach, ruszyliśmy w dalszą drogę, która w dalszym ciągu przebiegała bez większego wysiłku i problemów. Po około godzinie byliśmy już na Starych Wierchach, kolejne miejsce w którym mogliśmy zrobić chwilę przerwy na kawę i kupno odznaki.
Cały czas towarzyszył nam jakże zacny widok Tatr, w których znajdziemy się już niebawem.
Kawałek dalej wchodzimy do GPN (którego odznaki nigdzie nie można kupić.)
Po około 30 minutach pojawia się znak, że ostatnia prosta tego dnia jest przed nami, jeszcze tylko parę schodów i szczyt będzie pod naszymi stopami
(Wyjście na szczyt jest podobne do wyjścia na Baranią Górę) Szczyt Turbacza jest oznaczony wysokim na parę metrów słupem betonowym, na którym wypisane są współrzędne, kawałek dalej kończy się nasz pierwszy dzień podróży, dotarliśmy do Schroniska na Turbaczu, olbrzymia kamienna budowla robi na nas wrażenie.
Widoki, szczególnie ten w stronę Tatr sprawia że chce się tak siedzieć i patrzeć bez końca, ale i ten w stronę Beskidu Wyspowego jest obłędny
Schronisko jest przyjazne turystom, jest kuchnia z której można korzystać kiedy się chce, jest małe pole namiotowe, na którym mieliśmy przyjemność nocować.
Dobranoc.
2 Dzień
Turbacz - Przełęcz Borek - Kudłoń - Przełęcz Przysłop (Rzeki) - Jasień - Baza namiotowa (SKPG Katowice) Polana Wały.
Długość - 20 km Czas - 7.5 godz.
Drugi dzień rozpoczął się dosyć wcześnie, bo około 4 rano, jakoś spać się nie dało, ale nic straconego, zrobiłem kawę i czekałem na wschód słońca nad Beskidem Wyspowym, który pięknie się prezentował
Promienie słoneczne powoli zmierzały w stronę Tatrzańskich szczytów, żeby obudzić je łagodnie ze snu ...
Trochę żałowałem że nie mogłem obejrzeć finału mistrzostw Europy, ale jak się okazało, to szału nie było …
Oprócz naszej trójki jeszcze dwie osoby skusiły się tego poranka na wschód słońca, tak że tłumów jak na Babiej, nie było
Zjedliśmy śniadanie i ruszyliśmy w drogę, której dzisiaj czekało nas najwięcej i najdłużej...
Droga łagodnie prowadziła nas przez las, wychodząc na piękną polane rozciągającą się we wszystkie strony. Ścieżka wiła się między trawami przez długi czas, minęliśmy Przełęcz Borek i Polane Przysłopek, kilka szałasów wyrastających ze zbocza trawiastej łąki.
Na Kudłoniu przerwa regeneracyjna i oczywiście świeżo parzona kawa
Przez chwile obleciał nas strach, bo nad naszymi głowami zawisły czarne chmury i zerwał się silny wiatr ,na szczęście poszły w inną stronę i spadło tylko kilka kropel …
Dalsza wędrówka przebiegała bez większych zmian, przez cudne łąki i polne drogi, aż do asfaltówki schodzącej do miejscowości Rzeki, gdzie zjedliśmy pyszne i zzzimne lody !
Z pod sklepu ruszamy dalej żółtym szlakiem, zaraz za drogą nasz wzrok przykuwają dwa kucyki przy których zatrzymujemy się na chwilę.
Droga ciągnie się lekko pod górę, by kawałek dalej skręcić w kolejną polną drogę, niestety nie było już tak lekko jak do tej pory, zrobiło się bardziej stromo i potrzebne były częstsze przerwy, bo brakowało sił, najbardziej cieszyliśmy się z faktu że córka bez większego marudzenia dawała radę.
Tego dnia wyczekiwaliśmy momentu, kiedy zobaczymy znak, że baza namiotowa jest już za "rogiem" i doczekaliśmy się !
Miejsce które zobaczyliśmy jest obłędne, a w szczególności prysznic z lodowatą wodą, piękna sprawa
Postanowiliśmy nie rozbijać namiotu, tylko przespać się w jednym z tych olbrzymów które tam stały.
Ludzie którzy akurat tam byli, bardzo życzliwi i sympatyczni powiedzieli nam gdzie co się znajduje, no i Michał (szef tego przybytku ) bardzo fajny gość, który własnymi siłami ogarnia wszystko w obozowisku, pozdrawiamy serdecznie Michała.
Ogarnęliśmy się po wędrówce, później było ognisko i pieczenie kiełbasy, której nie mieliśmy za dużo, a była pyszna I tak dzień się zakończył.
Dobranoc.
Wschód był udany
Nasz przenośny dom
Ciekawe co tam jest
Lody jeszcze nigdy nie smakowały, tak jak tam
Konik polny
Pierwszy od lewej był cały nasz !
Prysznic był piękny
3 Dzień
Baza namiotowa Polana Wały - Mogielica - Słopnice.
Długość - 16 km Czas - 4.5 godz
Pobudka o 5.00 rano, postanowiliśmy wyruszyć jak najwcześniej, ponieważ w ten dzień miało padać koło południa, a my chcieliśmy uniknąć deszczu.
Po śniadaniu i przygotowaniu do drogi, wyruszyliśmy koło 6.20. Od samego początku droga dawała nam nieźle w kość, było parno i gorąco, a droga stroma i kamienista.
Pierwszy raz podczas tej wycieczki córka marudziła, ale nie ma się co dziwić, droga była tragiczna!
Przemoczeni od potu w końcu dotarliśmy na szczyt, gdzie czekała na nas wieża, ogromna wieża ze stromymi schodami, przez co ani córka, ani żona nie weszły na samą górę, ale nakręciłem filmik z pięknymi widokami które rozciągały się we wszystkie strony Trudno było rozstać się z takimi widokami, ale trzeba było ruszać dalej.
Ścieżka z Mogielicy jest wąska i dosyć stroma w pewnym momencie przecina ją strumyk w którym urządzamy sobie małe spa (moczenie nóżek )
Z lasu wychodzi się na piękną polane ze starymi jabłonkami, później prosta przez las i wychodzimy na nasz ukochany asfalt.
Spotkałem tubylca, który za drobne wsparcie w postaci piwa, zaprowadził nas do tamtejszego sklepu, gdzie oczywiście uzupełniamy zimne płyny i kolejne lody.
Niestety dalsza droga to tylko parę kilometrów asfaltu i czekanie na busa, bardzo długie czekanie na busa … Który miał nas dowieźć do Limanowej.
W końcu przyjeżdża i możemy ruszać dalej w stronę cywilizacji, Limanowo witaj !
Brudni, przepoceni i pewnie "pachnący" inaczej siadamy w knajpie i zamawiamy obiad. Dopiero po napełnieniu brzuchów ruszamy dalej w stronę rynku, skąd kolejny bus wiezie nas w stronę Siekierczyny, gdzie mieszka babcia
Około 30 min. po naszym przyjeździe do babci, zaczął lać deszcz.
Śpiochy jeszcze śpią
Jabłonki po środku niczego
Odprawiłem mszę za udaną wyprawę
Kaczuszki u Babci
Czekając na autobus do Cieszyna
I taka to była wycieczka.
(Już wtedy używałem tego zakończenia )