Pora na relację z wycieczki:
Pilsko jest górą szczególnie atrakcyjną i fotogeniczną zimą. Nigdy jeszcze tam nie byłem, więc przyszła pora uzupełnić zaległości właśnie zimową porą.
Zachęcony relacją Sprocketa postanowiłem nie iść najbardziej oczywistą trasą z Korbielowa, ale wspiąć się od słowackiej strony z miejscowości Sihelne.
Trasa taka kombinowana, częściowo bez szlaku. Plan był taki: parking pod wyciągiem narciarskim pod Magurą - wyjście po stoku narciarskim - bezszlakowo a potem drogą rowerową do zielonego szlaku - zielonym szlakiem na Pilsko - powrót niebieskim szlakiem do Sihelne.
Przyjechałem pod wyciąg przed wschodem słońca. Oczywiście narciarze jeszcze spali. Pierwszy etap wycieczki to było wyjście po świeżo wyratrakowanym stoku w towarzystwie brzasku nad Babią Górą. Takie momenty w górach bardzo lubię, te poranne mgły...
stacja narciarska Sihelne, na horyzoncie Mała Babia Góra (Cyl) i Babia Góra (Diablak)
panorama z górnej części stoku
Po wyjściu na górę stoku należało odbić w prawo, aby dojść do drogi, którą prowadzi ścieżka rowerowa. I tu się pojawił pewien problem, bo śniegu było sporo i trzeba było się przez niego przedrzeć. Sytuacji nie ułatwiał brak przetarcia pola, na szczęście ten odcinek nie był duży i udało się go w miarę szybko przejść pomimo sporej ilości śniegu. Mimo tego gdzieś tam głęboko w głowie odezwał mi się dzwonek ostrzegawczy i przemknęła myśl: "wróć do Korbielowa", ale odpuściłem temat.
poranek pod Magurą
Następny odcinek, czyli droga, był przejeżdżony przez samochody ciężarowe lub traktory w ramach zwózki drewna, co widać było po odciskach opon w śniegu.
Początek podejścia zielonym szlakiem wyglądał łatwo, ścieżka aż do krzyżówki z żółtym szlakiem też była przejeżdżona przez traktory, śniegu na drodze było mało, za to dużo było resztek ze ścinki drzew: drobnych gałęzi i igliwia. Od krzyżówki ponownie była dziewicza biel i pojedyncze ślady stóp na śniegu.
Za krzyżówką z żółtym szlakiem pod wierzchołkiem Dudovej znajduje się niewielka polana, a przy niej wiata. Robiło się coraz cieplej, zapragnąłem zdjąć z siebie nieco zimowych ubrań, niestety na tej nasłonecznionej polanie nie udało się przejść przez zwały miękkiego śniegu, by usiąść w tej wiacie.
Między drzewami zaczęły przebijać Tatry i Babia Góra.
na szlaku
Na wysokości ok. 1350 m las zaczął rzednąć, ścieżka zaczęła prowadzić przez rzadki wiatrołom, taki jak np. na Turbaczu. Pomiędzy drzewami pojawiły się widoki na Tatry, Wielki Chocz i Małą Fatrę. Na razie nie robiłem tam zdjęć mając nadzieję na bardziej odkryte widoki na te góry ze szczytu.
W rejonie Skaliska zrobiło się już bardzo zimowo: pejzaże z ośnieżonymi drzewami to było to, co mi się zawsze kojarzyło z Pilskiem.
Niestety ostatni etap mojej trasy w górę wiódł po przysypanej śniegiem kosodrzewinie, a że było dość ciepło i słońce mocno świeciło, to śnieg był niestety taki „luźny". Droga na Pilsko na tym etapie okazała się dość dużą mordęgą, szedłem powoli, często zapadając się w śniegu po kolana lub po pas. Pilsko było już tak blisko, na wyciągnięcie ręki, a jednocześnie tak daleko, biorąc pod uwagę trudności i moje rosnące zmęczenie. Może by mi się udało dotrzeć na wierzchołek, ale by mi to zajęło dużo czasu, a poza tym trzeba jeszcze wrócić, a w tym słońcu można się było spodziewać, że problemy z zapadaniem się w śniegu wzmocnią się. W tym miejscu:
podjąłem decyzję o odwrocie. Zastanawiałem się, czy wracać niebieskim, czy zielonym szlakiem. Niebieski był krótszy, z kolei zielony już znałem i wiedziałem czego się spodziewać, ponadto miałem ochotę na sfotografowanie gór Słowacji przy wiatrołomach, czego wcześniej nie zrobiłem. Szalę przeważył fakt, że niebieski szlak był zasypany śniegiem, pewnie aż do Sihelnego. Zszedłem zielonym, tę samą trasą.
początek zejścia z Pilska
Szybko dotarłem do miejsca widokowego pomiędzy wiatrołomem. Zrobienie widoku na Małą Fatrę wymagało zejścia paręnaście metrów ze ścieżki i wtargnięcia w świeży puch, ale góry te wyglądały tak pięknie nad morzem chmur, że nie mogłem sobie tego odmówić sfotografowania moich ulubionych gór.
zbliżenie na Małą Fatrę
słowackie Tatry Wysokie
Gdy doszedłem na górę stoku narciarskiego, zaskoczyła mnie duża ilość narciarzy. Na stoku funkcjonują dwa dwuosobowe wyciągi orczykowe, do każdego z nich ustawiała się kilkunastoosobowa kolejka narciarzy.
W międzyczasie słońce pokonało drogę na niebie i zaczęło się chować za stok narciarski.
Wracając do Krakowa pojechałem jeszcze do Oravskiej Polhory na zakupy regionalne w sklepie spożywczym (Kofola i korbacze). Na Słowacji nie ma zakazu handlu w niedzielę, niemniej wszystkie przeze mnie mijane sklepy sieci „COOP Jednota" były zamknięte. Dziwne, bo np. w Terchovej wszystkie sklepy spożywcze były otwarte w niedzielę, choć krócej. Być może wszystko reguluje rynek i w takich mało turystycznych miejscowościach otwieranie sklepów w niedziele po prostu jest zbędne. Ale udało mi się znaleźć otwarty sklep i zrobić zakupy.
Tego dnia w Krakowie był podobno piękny zachód słońca. Jest w tym pewnie dużo racji, bo mnie w drodze powrotnej udało się ustrzelić taki zachód w Harbutowicach, na przełęczy Sanguszki, przez którą prowadzi droga z Zembrzyc do Sułkowic.
Pora na podsumowanie tej wycieczki. Czy było warto? Myślę, że tak - dzień spędzony w górach w piękny zimowy dzień zawsze jest fajny. Nie udało się wejść na Pilsko, to trudno. Wydaje mi się, że zachowałem się rozsądnie. Pewnie gdybym szedł od polskiej strony, byłoby dużo łatwiej, ale nie narzekam - wycieczka mi się podobała mimo braku wejścia na szczyt, była pewną przygodą i nowym doświadczenie. Wiadomo, że zima w górach jest najbardziej wymagającą porą roku na wycieczki, ale ja właśnie okres jesienno-zimowy w górach lubię najbardziej.
Mam teraz powód, żeby jechać tam jeszcze raz, choć pewnie teraz dla odmiany wybiorę się na Pilsko przez Halę Miziową.