15.10.2017 r. Jesienna Połonina Caryńska w chmurach i we mgl
: 2017-10-17, 21:53
Wprawdzie w Bieszczady pojechałam już w piątek, ale docelowo na Czartgranie, więc wystarczyło wejść do Zajazdu pod Caryńską tuż po przyjeździe, aby spotkać znajomych i zostać do 5 rano. W związku z tym w sobotę straciłam piękny pogodowo dzień na odsypianie, obiadek i dołączenie z powrotem do ekipy artystów-poetów-muzyków O 17 zaczęły się już koncerty, więc nie było czasu na spacery
W góry ruszyłam dopiero w niedzielę. Tym razem trzymałam dyscyplinę i fason, więc wstałam o 8, mając w zamiarze przejście dwóch połonin. Pogoda w niedzielę niestety nie rozpieszczała - w przeciwieństwie do zachodniej części polskich Beskidów, w których podobno było słonecznie. Spakowałam (prawie) wszystkie bagaże (oprócz ładowarki do telefonu) i ruszyłam w drogę ku pierwszej z Połonin - Caryńskiej.
Niestety nie wyglądało, jakby pogoda miała się poprawić, ale trudno. Ze znanym mi tekstem "Od rana mam dobry humor cały dzień" na melodię marsza żałobnego ruszyłam dalej. Postanowiłam pozytywnie się nastawić do tego "uroczego dnia".
W końcu kolory były, tylko nie wyglądały tak zachęcająco, jak mogłyby wyglądać w pełnym słońcu. I gór było widać mniej niż mogłoby być widać. Cóż
Pozostało brnąć w ten las.
Czasu miałam na tyle, że nie musiałam się bardzo spieszyć, więc po drodze jeszcze miałam okazję porozmawiać z paroma osobami
W końcu jednak wyszłam z mrocznego złoto-jesiennego lasu, by przeć ku połoninie.
Widoki w kierunku Tarnicy były mocno ograniczone przez chmury.
Każdy inny kierunek prezentował się podobnie - rudo, ale buro
Nastawienie nie było zbyt optymistyczne, ale liczyłam na to, że gdy już doczołgam się ku górze, to zobaczę chociaż Połoninę Wetlińską, jeśli już nic dalszego.
Pozostało więc iść i cieszyć się tym, co mam
Ludzi było trochę, choć nie bardzo dużo
Niestety najwyższy punkt Caryńskiej skrył się w mglistej czapie
Wyglądało zatem na to, że tuż przed nim będę miała ostatnie "okno na świat"
Brnęłam w tę mgłę.
I nawet mi się humor poprawił, zaczęło mnie to bawić, że nic nie zobaczę A było widać faktycznie tyle co nic!
Na szczycie tylko ubrałam się cieplej, schrupałam coś na szybko...
I ruszyłam w dół.
Powoli wychodziłam z mglistej czapy i znów zaczęły się przebijać widoki, ukryte poniżej niej.
A Caryńska dalej w czapce!
Niestety doszłam tylko do źródełka, skąd Sokołem dotarłam do Leska
Teraz mam chwilę oddechu od gór, więc więcej relacji na razie nie będzie ... Szkoda, bo jeszcze złota polska jesień się nie skończyła, choć ponoć już powoli ustępuje brązowej
Mgliste jesienne bieszczadowanie
W góry ruszyłam dopiero w niedzielę. Tym razem trzymałam dyscyplinę i fason, więc wstałam o 8, mając w zamiarze przejście dwóch połonin. Pogoda w niedzielę niestety nie rozpieszczała - w przeciwieństwie do zachodniej części polskich Beskidów, w których podobno było słonecznie. Spakowałam (prawie) wszystkie bagaże (oprócz ładowarki do telefonu) i ruszyłam w drogę ku pierwszej z Połonin - Caryńskiej.
Niestety nie wyglądało, jakby pogoda miała się poprawić, ale trudno. Ze znanym mi tekstem "Od rana mam dobry humor cały dzień" na melodię marsza żałobnego ruszyłam dalej. Postanowiłam pozytywnie się nastawić do tego "uroczego dnia".
W końcu kolory były, tylko nie wyglądały tak zachęcająco, jak mogłyby wyglądać w pełnym słońcu. I gór było widać mniej niż mogłoby być widać. Cóż
Pozostało brnąć w ten las.
Czasu miałam na tyle, że nie musiałam się bardzo spieszyć, więc po drodze jeszcze miałam okazję porozmawiać z paroma osobami
W końcu jednak wyszłam z mrocznego złoto-jesiennego lasu, by przeć ku połoninie.
Widoki w kierunku Tarnicy były mocno ograniczone przez chmury.
Każdy inny kierunek prezentował się podobnie - rudo, ale buro
Nastawienie nie było zbyt optymistyczne, ale liczyłam na to, że gdy już doczołgam się ku górze, to zobaczę chociaż Połoninę Wetlińską, jeśli już nic dalszego.
Pozostało więc iść i cieszyć się tym, co mam
Ludzi było trochę, choć nie bardzo dużo
Niestety najwyższy punkt Caryńskiej skrył się w mglistej czapie
Wyglądało zatem na to, że tuż przed nim będę miała ostatnie "okno na świat"
Brnęłam w tę mgłę.
I nawet mi się humor poprawił, zaczęło mnie to bawić, że nic nie zobaczę A było widać faktycznie tyle co nic!
Na szczycie tylko ubrałam się cieplej, schrupałam coś na szybko...
I ruszyłam w dół.
Powoli wychodziłam z mglistej czapy i znów zaczęły się przebijać widoki, ukryte poniżej niej.
A Caryńska dalej w czapce!
Niestety doszłam tylko do źródełka, skąd Sokołem dotarłam do Leska
Teraz mam chwilę oddechu od gór, więc więcej relacji na razie nie będzie ... Szkoda, bo jeszcze złota polska jesień się nie skończyła, choć ponoć już powoli ustępuje brązowej
Mgliste jesienne bieszczadowanie