26-28.08. Wakacyjne dreptanie w ostoi kornika, czyli...
: 2016-10-04, 23:09
Jako że wakacje już minęły tak dawno, że na ustach pojawia się tekst piosenki "Myślę o tym wciąż z ochotą, żeby były już wakacje...", wspomnienia moje ze Śląskiego są lekko przysłonięte jesienną mgłą
Na Śląski zdecydowałam się jedynie dlatego, że była to okazja do spotkania z koleżanką, która obecnie pracuje w schronisku na Przysłopie pod Baranią Górą. W związku z tym postanowiłam wykorzystać moment i wejść wreszcie na najwyższy szczyt Beskidu Śląskiego, ale że nie chciało mi się zwlekać z łóżka o świcie, stwierdziłam, że potrzebuję na ten wyjazd trzech dni i dwóch nocy!
W pierwszy dzień dojechałam około 15 do Szczyrku. Oczywiście pojeździłam w nadmiarze i zgubiłam się już w przedbiegach, bo pojechałam aż na Przełęcz Salmopolską, a że dzień coraz krótszy, a Malinowska była w planach na dzień następny, wróciłam z powrotem busem do centrum, gdzie pozostało mi jeszcze tylko odnalezienie swojego docelowego szlaku...
I wreszcie odnalazłam, co oznaczało, że wskoczyłam w las!
W sumie nawet mnie to cieszyło, bo było dosyć upalnie, a ja miałam wrażenie, że mimo iż spędziłam w górach mnóstwo wakacyjnych dni, dawno nie robiłam takiego podejścia za jednym zamachem ;-p
Mimo że był piątek i ładna pogoda, na szlaku wcale nie było dużo ludzi. Parę osób minęło mnie, schodząc w dół, ale generalnie była cisza i spokój. Być może pozostali zjechali kolejką. Ja natomiast cieszyłam się drogą leśną
Choć te chwile, kiedy było coś zza drzew widać (ba, nawet Skrzyczne!) też sprawiały trochę radości
Szlak, który wybrałam dla siebie na piątek to szlak zielony - całkiem przyjemny.
Po jakimś czasie połączył się z czerwonym, a ja na tym połączeniu poczułam brak obiadu, więc skorzystałam z okazji, że był tam pięknie ułożony kawał drzewa, na którym spoczęłam na dłuższą chwilę ;p
Las był ładny, oświetlony słońcem, więc chciało się siedzieć i leniuchować
Po jakimś czasie poczułam jednak odrobinę mobilizacji, by ruszyć dalej. Cel wciąż wydawał się być jednakowo daleko jak wcześniej
Im wyżej byłam, tym więcej było widoków, choć niebo było przymglone, a widoczność przeciętna.
[img]https://lh3.googleusercontent.com/X_zrSO3FOnpUcbBY0Dhg2yJSSgG1ClS9dBa3Rhs8dfmJVZErxiEjsjYY4jX6J-b0FtrAcwbu7M7UrA=w927-h619-no[/imh]
Na pobliskim niebie szaleli na paralotniach.
Po drodze spotkałam jeszcze parę młodych ludzi, którzy nie mogli się nadziwić, że jakaś wariatka o tej godzinie idzie jeszcze w innym kierunku niż w dół
Miałam też pierwszy poważniejszy zatarg z Beskidem Śląskim, gdyż mój aparat w zderzeniu z kamieniami Beskidu poczuł się baaaaardzo źle. Trochę mnie to zniechęciło do dalszej wędrówki, ale byłam już blisko celu,
Po drodze jeszcze spotkałam czterech wesołków, którzy ze Skrzycznego wracali razem z kuflami, w których prawdopodobnie dostali kupione tam piwo... Wzięli sobie gifciki do domu... Następnie minęłam rodzinę, która powiedziała mi, że jeszcze jest stromo pod górę :O
Okazało się jednak, że stromo nie było w ogóle albo mamy inne pojęcie stromizny
I już za chwilę wykulałam się pod schronisko...
Zdeprymowana wypadkiem aparatu szybko wskoczyłam do schroniska, gdzie próbowałam wyczyścić matrycę, usuwając jednocześnie przez przypadek wszystkie zdjęcia, które zrobiłam po drodze ;D... Ależ byłam wkurzona!
Zmieniłam jednak kartę, licząc na to, że przywrócę je w domu i wyszłam jeszcze po jakimś czasie na zewnątrz.
Zachód był średnio urokliwy, bo widoczność była kiepska, a słońce zachodziło na tle kolejki
Posiedziawszy jakiś czas na platformie widokowej, wróciłam do schroniska, gdzie piwem zapijałam swoje aparatowe smutki wraz z piątkową współlokatorką. W związku z tym, że na matrycy wciąż miałam milion paprochów, które wychodziły na zdjęciach, nie miałam ochoty wstawać na wschód słońca, który również zapowiadał się bez krzty chmur, a więc średnio ciekawie.
Na razie Beskid Śląski vs. Neska - 1:0. Phi! Byle do soboty )
Na Śląski zdecydowałam się jedynie dlatego, że była to okazja do spotkania z koleżanką, która obecnie pracuje w schronisku na Przysłopie pod Baranią Górą. W związku z tym postanowiłam wykorzystać moment i wejść wreszcie na najwyższy szczyt Beskidu Śląskiego, ale że nie chciało mi się zwlekać z łóżka o świcie, stwierdziłam, że potrzebuję na ten wyjazd trzech dni i dwóch nocy!
W pierwszy dzień dojechałam około 15 do Szczyrku. Oczywiście pojeździłam w nadmiarze i zgubiłam się już w przedbiegach, bo pojechałam aż na Przełęcz Salmopolską, a że dzień coraz krótszy, a Malinowska była w planach na dzień następny, wróciłam z powrotem busem do centrum, gdzie pozostało mi jeszcze tylko odnalezienie swojego docelowego szlaku...
I wreszcie odnalazłam, co oznaczało, że wskoczyłam w las!
W sumie nawet mnie to cieszyło, bo było dosyć upalnie, a ja miałam wrażenie, że mimo iż spędziłam w górach mnóstwo wakacyjnych dni, dawno nie robiłam takiego podejścia za jednym zamachem ;-p
Mimo że był piątek i ładna pogoda, na szlaku wcale nie było dużo ludzi. Parę osób minęło mnie, schodząc w dół, ale generalnie była cisza i spokój. Być może pozostali zjechali kolejką. Ja natomiast cieszyłam się drogą leśną
Choć te chwile, kiedy było coś zza drzew widać (ba, nawet Skrzyczne!) też sprawiały trochę radości
Szlak, który wybrałam dla siebie na piątek to szlak zielony - całkiem przyjemny.
Po jakimś czasie połączył się z czerwonym, a ja na tym połączeniu poczułam brak obiadu, więc skorzystałam z okazji, że był tam pięknie ułożony kawał drzewa, na którym spoczęłam na dłuższą chwilę ;p
Las był ładny, oświetlony słońcem, więc chciało się siedzieć i leniuchować
Po jakimś czasie poczułam jednak odrobinę mobilizacji, by ruszyć dalej. Cel wciąż wydawał się być jednakowo daleko jak wcześniej
Im wyżej byłam, tym więcej było widoków, choć niebo było przymglone, a widoczność przeciętna.
[img]https://lh3.googleusercontent.com/X_zrSO3FOnpUcbBY0Dhg2yJSSgG1ClS9dBa3Rhs8dfmJVZErxiEjsjYY4jX6J-b0FtrAcwbu7M7UrA=w927-h619-no[/imh]
Na pobliskim niebie szaleli na paralotniach.
Po drodze spotkałam jeszcze parę młodych ludzi, którzy nie mogli się nadziwić, że jakaś wariatka o tej godzinie idzie jeszcze w innym kierunku niż w dół
Miałam też pierwszy poważniejszy zatarg z Beskidem Śląskim, gdyż mój aparat w zderzeniu z kamieniami Beskidu poczuł się baaaaardzo źle. Trochę mnie to zniechęciło do dalszej wędrówki, ale byłam już blisko celu,
Po drodze jeszcze spotkałam czterech wesołków, którzy ze Skrzycznego wracali razem z kuflami, w których prawdopodobnie dostali kupione tam piwo... Wzięli sobie gifciki do domu... Następnie minęłam rodzinę, która powiedziała mi, że jeszcze jest stromo pod górę :O
Okazało się jednak, że stromo nie było w ogóle albo mamy inne pojęcie stromizny
I już za chwilę wykulałam się pod schronisko...
Zdeprymowana wypadkiem aparatu szybko wskoczyłam do schroniska, gdzie próbowałam wyczyścić matrycę, usuwając jednocześnie przez przypadek wszystkie zdjęcia, które zrobiłam po drodze ;D... Ależ byłam wkurzona!
Zmieniłam jednak kartę, licząc na to, że przywrócę je w domu i wyszłam jeszcze po jakimś czasie na zewnątrz.
Zachód był średnio urokliwy, bo widoczność była kiepska, a słońce zachodziło na tle kolejki
Posiedziawszy jakiś czas na platformie widokowej, wróciłam do schroniska, gdzie piwem zapijałam swoje aparatowe smutki wraz z piątkową współlokatorką. W związku z tym, że na matrycy wciąż miałam milion paprochów, które wychodziły na zdjęciach, nie miałam ochoty wstawać na wschód słońca, który również zapowiadał się bez krzty chmur, a więc średnio ciekawie.
Na razie Beskid Śląski vs. Neska - 1:0. Phi! Byle do soboty )