Kamień na Kamieniu czyli...
: 2015-02-14, 18:09
... pierwsza zimowa przecierka darkheush'a w tym roku.
Zacznę od początku. Miała być Rycerzowa, ale jak to w życiu bywa, kierowca mnie się pochorzył. Zaległ znaczy się. Na dodatek zaliczyłem max wqrwa telefonem z roboty, że ponieważ mam dyżur w niedzielę rano. A tu takie okno pogodowe. Myślę...
Co??? Co ty robisz darkheush??? Myślisz??? Czym???
Kilka sesemesów - bez pozytywnej reakcji. No to polezę sam.
Startuję w Wale-tynki około 9 rano z Rzyk Jagódek. Mijam ponad stuletnią kuźnię...
Idę na emerycko, czyli bez szlaku. Co niektórzy Chimalajowcy trasę znają z lata...
... tfu, tfu. Z wiosny...
Robi mnie się ciepło i w końcu wychodzę... na widoki...
Kilka sprawnych kroków i ląduję w PTTK Leskowiec... Kto zgadnie czym się częstuję??? Acha, bo zapomniałbym na śmierć, idę kawałek w górę, pod kaplicę, bo jakaś tam Babiuszka, jakieś tam Tatry...
Kilka chwil w schronie. Rozpytuję o warunki ponieważ jak na tak piękną pogodę, w sobotę, nie ma tu kogo rozpytać. Uderzam więc do Pani Lizakowej. Jak tam warunki na Czartak???
"A wie pan co... Wczoraj szło dwóch panów, ale mówili, że ciężko, że czasami do pół uda..."
No myślę sobie... jak szli to coś przetorowane będzie. Ruszam...
O jak fajnie... Do Królewizny idę po śladach jakiegoś ciężkiego sprzętu... Potem się zaczyna... Breja, ciężka breja do kolan... czasem więcej... stuptuty dogorywają... rozpieprzyły mi się zamki błyskawiczne...
Mam od Kisiela namiary gps na Jaśkową Arkę i tak patrzę... 250m do celu, 150, 100, 102... i rypię prosto w las w tej breji po jaja... Zerkam na gps - 80, 50, 30...
Byłem na Groniu JPII setki razy, ale tu jestem po raz pierwszy w życiu...
Wg przewodnika Radka Trusia:
Przez ponad 20 lat mieszkał tu Jan Sasor, górnik z Libiąża, który przybył tu po wypadku w kopalni i sam wybudował obity blachą domek bez drzwi, który podniesiony ponad ziemię miał czekać na zbliżający się potop. Najmował się do prac polowych i pomagał góralom. Zmarł nagle we wrześniu 1999 r.
Chwilę siedzę i rozmyślam. Potem wracam po własnych śladach do szlaku. Mam dziś jeszcze jeden cel...
Po 40 minutach znów robię rest. Bo jestem na szczycie Kamienia, na którym (jak to mawia kol. Złoniemił) leżakuje całkiem ładny skalny skurczybyk zwany zaskakująco Kamień
Potem to już tylko topienie butów. W Czartaku jestem po regulaminowych 2:30 od Gronia. Piwo w knajpie... "Czartak"...
... 20 sekund męczenia kciuka i jestem w Pope Town Dziadowice. A stąd już rzut beretem do mojej wioski.
Więcej zdjęć będzie jak mnie się zechce ogarnąć. A na razie mnie się nie chce, więc całujcie misia w dupę
Zacznę od początku. Miała być Rycerzowa, ale jak to w życiu bywa, kierowca mnie się pochorzył. Zaległ znaczy się. Na dodatek zaliczyłem max wqrwa telefonem z roboty, że ponieważ mam dyżur w niedzielę rano. A tu takie okno pogodowe. Myślę...
Co??? Co ty robisz darkheush??? Myślisz??? Czym???
Kilka sesemesów - bez pozytywnej reakcji. No to polezę sam.
Startuję w Wale-tynki około 9 rano z Rzyk Jagódek. Mijam ponad stuletnią kuźnię...
Idę na emerycko, czyli bez szlaku. Co niektórzy Chimalajowcy trasę znają z lata...
... tfu, tfu. Z wiosny...
Robi mnie się ciepło i w końcu wychodzę... na widoki...
Kilka sprawnych kroków i ląduję w PTTK Leskowiec... Kto zgadnie czym się częstuję??? Acha, bo zapomniałbym na śmierć, idę kawałek w górę, pod kaplicę, bo jakaś tam Babiuszka, jakieś tam Tatry...
Kilka chwil w schronie. Rozpytuję o warunki ponieważ jak na tak piękną pogodę, w sobotę, nie ma tu kogo rozpytać. Uderzam więc do Pani Lizakowej. Jak tam warunki na Czartak???
"A wie pan co... Wczoraj szło dwóch panów, ale mówili, że ciężko, że czasami do pół uda..."
No myślę sobie... jak szli to coś przetorowane będzie. Ruszam...
O jak fajnie... Do Królewizny idę po śladach jakiegoś ciężkiego sprzętu... Potem się zaczyna... Breja, ciężka breja do kolan... czasem więcej... stuptuty dogorywają... rozpieprzyły mi się zamki błyskawiczne...
Mam od Kisiela namiary gps na Jaśkową Arkę i tak patrzę... 250m do celu, 150, 100, 102... i rypię prosto w las w tej breji po jaja... Zerkam na gps - 80, 50, 30...
Byłem na Groniu JPII setki razy, ale tu jestem po raz pierwszy w życiu...
Wg przewodnika Radka Trusia:
Przez ponad 20 lat mieszkał tu Jan Sasor, górnik z Libiąża, który przybył tu po wypadku w kopalni i sam wybudował obity blachą domek bez drzwi, który podniesiony ponad ziemię miał czekać na zbliżający się potop. Najmował się do prac polowych i pomagał góralom. Zmarł nagle we wrześniu 1999 r.
Chwilę siedzę i rozmyślam. Potem wracam po własnych śladach do szlaku. Mam dziś jeszcze jeden cel...
Po 40 minutach znów robię rest. Bo jestem na szczycie Kamienia, na którym (jak to mawia kol. Złoniemił) leżakuje całkiem ładny skalny skurczybyk zwany zaskakująco Kamień
Potem to już tylko topienie butów. W Czartaku jestem po regulaminowych 2:30 od Gronia. Piwo w knajpie... "Czartak"...
... 20 sekund męczenia kciuka i jestem w Pope Town Dziadowice. A stąd już rzut beretem do mojej wioski.
Więcej zdjęć będzie jak mnie się zechce ogarnąć. A na razie mnie się nie chce, więc całujcie misia w dupę