Wokół Bystrej
: 2014-11-02, 21:50
Zaczynamy o 10 w Bystrej.
Od razu ostro do góry. Ciepło jest. Idę na krótki rękaw, a mamy listopad.
Tak po 45 minutach zaczyna się przedstawienie.
Nieśmiało wyglądają Tatry. Żylety nie ma, ale po co narzekać?
Jakby przybliżyć, to okazuje się, że jednak są.
Podejście łagodnieje, trawersujemy stoki Magury.
Chata na Gruniu - tamtędy idzie szlak z Mesznej. Nie znam go.
Tam byliśmy dwa tygodnie temu. Magurka Wilkowicka.
Rzut okiem do tyłu.
Ruiny basenu kąpielowego. Zniszczyli go ruskie już po wyzwoleniu Bielska. Fajnie, jakby to zreaktywowali, chętnie bym tam się pomoczył.
Pora na posiłek. Jeż obowiązkowy, oczywiście.
Podejście daje we znaki, więc...
Królowa jest tylko jedna!
No dobra, dwie...
Co tam się działo! Stożek Wielki. A myślałem, żeby tam jechać, tylko że przy moim stałym parkingu cmentarz...
Jest śnieg! Ależ to była atrakcja!
A na Klimczoku niespodzianka, nowa zjeżdżalnia! Kolejny plus trasy.
Chata Tadka też się podobała. Julki nie dało się stamtąd tak łatwo wyciągnąć.
Klimczok raczej oblegany. Widać kolejka działa. Ta na Szyndzielnię.
Łysa Hora. Majestatyczna góra.
Schronisko na Szyndzielni mijamy szybko, starcza czasu na jeden pstryk.
Przełęcz Kołowrót.
Lubię to miejsce.
teraz trochę do góry, w ładnej scenerii.
Im niżej, tym lepsze kolory
pewnie to tez zasługa zachodzącego powoli za gronie słońca
Kozia Przełęcz
I skrót na Stefanówkę.
Tu było ślicznie.
Szkoda tylko, że dzień się wyraźnie kończył...
Ostatnie metry przed Kozią Górą.
I juz szczyt. Niepozorny, a jakie barwy zaoferował...
Magura. Tam byliśmy kilka godzin wcześniej.
Już prawie na placu zabaw... Obowiązkowy punkt programu.
Julka poszła na zjeżdżalnię, a ja poszedłem sprawdzić, czy ktoś nie zabrał gór.
Nie zabrał.
Nawet Tatry wyraźniejsze były niż wcześniej.
Zaczęło się mocno ściemniać, więc trzeba było zakończyć pętlę... A nie chciało się nam ruszać z tej Stefanki.
Na koniec wyszedł Łysy i oświetlił Królową. Kilka minut później nastała ciemność, lecz my byliśmy juź w aucie.
Czy to koniec sezonu? Nie wiem... jeszcze mają być pogodne dni.
Napisze tylko, że nie spodziewałem się jadąc, że da się tyle wyciągnąć z Klimczoka.
Cyferki... jakoś 17 km, 6.30 z popasami.
Poza Klimczokiem, zejściem do Szyndzielni i Stefanką - raczej pustki. Pojedyńcze sztuki z plecakami.
Warto było ruszyć dupsko, no co tu więcej napisać.
Dziękuję za uwagę.
Od razu ostro do góry. Ciepło jest. Idę na krótki rękaw, a mamy listopad.
Tak po 45 minutach zaczyna się przedstawienie.
Nieśmiało wyglądają Tatry. Żylety nie ma, ale po co narzekać?
Jakby przybliżyć, to okazuje się, że jednak są.
Podejście łagodnieje, trawersujemy stoki Magury.
Chata na Gruniu - tamtędy idzie szlak z Mesznej. Nie znam go.
Tam byliśmy dwa tygodnie temu. Magurka Wilkowicka.
Rzut okiem do tyłu.
Ruiny basenu kąpielowego. Zniszczyli go ruskie już po wyzwoleniu Bielska. Fajnie, jakby to zreaktywowali, chętnie bym tam się pomoczył.
Pora na posiłek. Jeż obowiązkowy, oczywiście.
Podejście daje we znaki, więc...
Królowa jest tylko jedna!
No dobra, dwie...
Co tam się działo! Stożek Wielki. A myślałem, żeby tam jechać, tylko że przy moim stałym parkingu cmentarz...
Jest śnieg! Ależ to była atrakcja!
A na Klimczoku niespodzianka, nowa zjeżdżalnia! Kolejny plus trasy.
Chata Tadka też się podobała. Julki nie dało się stamtąd tak łatwo wyciągnąć.
Klimczok raczej oblegany. Widać kolejka działa. Ta na Szyndzielnię.
Łysa Hora. Majestatyczna góra.
Schronisko na Szyndzielni mijamy szybko, starcza czasu na jeden pstryk.
Przełęcz Kołowrót.
Lubię to miejsce.
teraz trochę do góry, w ładnej scenerii.
Im niżej, tym lepsze kolory
pewnie to tez zasługa zachodzącego powoli za gronie słońca
Kozia Przełęcz
I skrót na Stefanówkę.
Tu było ślicznie.
Szkoda tylko, że dzień się wyraźnie kończył...
Ostatnie metry przed Kozią Górą.
I juz szczyt. Niepozorny, a jakie barwy zaoferował...
Magura. Tam byliśmy kilka godzin wcześniej.
Już prawie na placu zabaw... Obowiązkowy punkt programu.
Julka poszła na zjeżdżalnię, a ja poszedłem sprawdzić, czy ktoś nie zabrał gór.
Nie zabrał.
Nawet Tatry wyraźniejsze były niż wcześniej.
Zaczęło się mocno ściemniać, więc trzeba było zakończyć pętlę... A nie chciało się nam ruszać z tej Stefanki.
Na koniec wyszedł Łysy i oświetlił Królową. Kilka minut później nastała ciemność, lecz my byliśmy juź w aucie.
Czy to koniec sezonu? Nie wiem... jeszcze mają być pogodne dni.
Napisze tylko, że nie spodziewałem się jadąc, że da się tyle wyciągnąć z Klimczoka.
Cyferki... jakoś 17 km, 6.30 z popasami.
Poza Klimczokiem, zejściem do Szyndzielni i Stefanką - raczej pustki. Pojedyńcze sztuki z plecakami.
Warto było ruszyć dupsko, no co tu więcej napisać.
Dziękuję za uwagę.