
Dłuuuugi, sierpniowy łikend, a ja mam tylko piątek wolny, no i pół niedzieli. Szlak mnie trafia. Miałem ruszać z Węgierskiej w stronę Królowej. No tragedia.
Szybka decyzja. Bus na Praciaki. Kurs łączony z Jagódkami, więc dobity jak stodoła po sianokosach, bo przecież dziś Wniebostąpienia i na Groniu msza.
W końcu na Praciakach zostaję sam!!! Kilka sprawnych kroków na śniadanie na dolnej stacji wyciągu

I znów mam okazję oglądać sobie darmowe kosiarki na stoku...
Tupu, pup, tupu, tup, leniwie, powoli, jak żółw ociężale dochodzę...
Tu ponad godzinna posiadówa z Lechem, wspominki, sentymenty... Robi się sielsko, bynajmniej nie anielsko

Czas się zbierać. Na kolejną posiadówę.
Znów mija godzina na pogaduchach, tym razem z Miłościwie Nam Panującą Królową Beskidów. A może Matką Niepogód - jak kto woli

Gadu, gadu, pierdu, pierdu. I tak mnie Miłościwa Pani dziś nie pomoczysz. Za cwany jestem na Twe sztuczki

Mijam )( Skaliste z na zawsze przepięknym widokiem na Jawornicę...
... i dobijam do Kocierz SPA. Nie lubię tego miejsca. Gdyby nie perspektywa złocistego, zimnego, to zapewne bym odpuścił.
Pozostaje godzinka na )( Targanicką i trochę darcia asfaltu butem do sklepu na pętli. Może tam coś złapię do domu.
Jeszcze po drodze widzę tę zdewastowaną nadrzewną kapliczkę jakich w BM wiele i nie wiem czemu przypomina mi się pewien tekst Stanisława Pagaczewskiego zatytułowany właśnie "Kapliczka":
Biała. Pusta. We wnęce uschnięta jedlina i bibułkowe róże.
Zatopiona w rozległych polach, pachnących łubinem.
Nie ma w niej świątka.
Ktoś ukradł.
Wierchy. Rocznik XXVI
To chyba koniec pieśni. A nie. Przecież Nasza Matka Niepogód postanowiła nadmuchać trochę chmurek nad BM i mnie pokropić

Kilka innych ujęć dla wytrzymałych po kliku w korale. Enjoy

P.S. Gdyby nie Majka i krzykata nie byłoby tego tekstu
