12.07 - 19.07. Brzeskie diablątko bieszczadzkim aniołem
: 2014-07-20, 11:22
Plan bieszczadzki narodził się w mojej głowie spontanicznie. Były oczywiście zamiary. Może kiedyś? Może w tym roku? Może sierpień?
Okazało się, że Mirek ma urlop, który nie jest zaplanowany, więc 09.07. zachęciłam go do wyjazdu (pewnie tym, że jestem magnesem na niedźwiedzie - okazało się, że to oszustwo ). 10.07 szukałam już noclegu, a 12. ruszyliśmy w drogę.
Okazało się, że Mirek nie lubi spać, więc przyjechał do Brzeska za wcześnie. Pogoda nie zachęcała do wyjścia z domu, ale noclegi zamówione, plany poczynione, więc przedarłam się przez ten okrutny deszcz i pojechaliśmy w stronę Bieszczad. Właściwie przez całą drogę padał deszcz, prawie nie było widać gór, ale i tak byliśmy nastawieni optymistycznie.
DZIEŃ PIERWSZY - sobota, 12.07
Do Wetliny dotarliśmy ok. 13.00. Miejsce noclegu odnaleźliśmy szybko, zakwaterowaliśmy się i zaczęliśmy wstępnie planować trasy na najbliższy tydzień. Wciąż padało. Pogoda nie zachęcała do wychodzenia z pokoju. Szum, który było słychać za oknem budził lekką bieszczadzką niechęć
Około 16.00 okazało się, że już nie pada, a to, co wciąż słychać za oknem, to szum rzeki - Wetlinki (edit: forse czuwa ), która płynie zaraz przy naszym budynku. W związku z tym wybraliśmy się na najtrudniejszą z naszych tras - z Przełęczy Wyżniańskiej zielonym szlakiem do Bacówki pod Małą Rawką - w kolejnych dniach podjęliśmy jeszcze jedną próbę jej zdobycia, również zakończoną sukcesem, ale tej soboty nic nie było pewne!
Ruszamy!
Piękne widoki wynagradzają trud wycieczki:
Warto było od razu kupić karnet, bo jeśli taka pogoda będzie przez cały tydzień, to wykorzystamy go w mgnieniu oka!
Docieramy do Bacówki!
Mnie nie udało się zrobić w środku żadnego zdjęcia. Nie udało? Albo nie chciało? W każdym razie nie mam żadnych zdjęć z wnętrza. Fajny kot tam był... Przez dłuższy czas nie było wiadomo, czy to tylko leżące futro, czy faktycznie żywe zwierzę. Jest bardzo obojętny na wszystko, co go otacza. W każdym razie wymiętosiłam go konkretnie
Zjedliśmy też barszcz z krokietem, którego nie polecam. W kolejnym dniu jednak odważyliśmy się tam zjeść coś innego i okazało się, że tylko barszcz był nieporozumieniem. A bardziej krokiet
Po długim odpoczynku, nabraniu sił, zdecydowaliśmy się ruszyć z powrotem w kierunku domu. Pogoda wciąż dopisywała, tak jak w drodze wyjściowej.
Byłam tak podekscytowana, że zrobiłam raptem kilka zdjęć.
Cały album z soboty: Bacówka pod Małą Rawką
Łącznie przebyliśmy: 2,7 km
Suma podejść: 77 m
Suma zejść: 77 m
Na następny dzień zaplanowaliśmy Tarnicę... Żarty się skończyły
Okazało się, że Mirek ma urlop, który nie jest zaplanowany, więc 09.07. zachęciłam go do wyjazdu (pewnie tym, że jestem magnesem na niedźwiedzie - okazało się, że to oszustwo ). 10.07 szukałam już noclegu, a 12. ruszyliśmy w drogę.
Okazało się, że Mirek nie lubi spać, więc przyjechał do Brzeska za wcześnie. Pogoda nie zachęcała do wyjścia z domu, ale noclegi zamówione, plany poczynione, więc przedarłam się przez ten okrutny deszcz i pojechaliśmy w stronę Bieszczad. Właściwie przez całą drogę padał deszcz, prawie nie było widać gór, ale i tak byliśmy nastawieni optymistycznie.
DZIEŃ PIERWSZY - sobota, 12.07
Do Wetliny dotarliśmy ok. 13.00. Miejsce noclegu odnaleźliśmy szybko, zakwaterowaliśmy się i zaczęliśmy wstępnie planować trasy na najbliższy tydzień. Wciąż padało. Pogoda nie zachęcała do wychodzenia z pokoju. Szum, który było słychać za oknem budził lekką bieszczadzką niechęć
Około 16.00 okazało się, że już nie pada, a to, co wciąż słychać za oknem, to szum rzeki - Wetlinki (edit: forse czuwa ), która płynie zaraz przy naszym budynku. W związku z tym wybraliśmy się na najtrudniejszą z naszych tras - z Przełęczy Wyżniańskiej zielonym szlakiem do Bacówki pod Małą Rawką - w kolejnych dniach podjęliśmy jeszcze jedną próbę jej zdobycia, również zakończoną sukcesem, ale tej soboty nic nie było pewne!
Ruszamy!
Piękne widoki wynagradzają trud wycieczki:
Warto było od razu kupić karnet, bo jeśli taka pogoda będzie przez cały tydzień, to wykorzystamy go w mgnieniu oka!
Docieramy do Bacówki!
Mnie nie udało się zrobić w środku żadnego zdjęcia. Nie udało? Albo nie chciało? W każdym razie nie mam żadnych zdjęć z wnętrza. Fajny kot tam był... Przez dłuższy czas nie było wiadomo, czy to tylko leżące futro, czy faktycznie żywe zwierzę. Jest bardzo obojętny na wszystko, co go otacza. W każdym razie wymiętosiłam go konkretnie
Zjedliśmy też barszcz z krokietem, którego nie polecam. W kolejnym dniu jednak odważyliśmy się tam zjeść coś innego i okazało się, że tylko barszcz był nieporozumieniem. A bardziej krokiet
Po długim odpoczynku, nabraniu sił, zdecydowaliśmy się ruszyć z powrotem w kierunku domu. Pogoda wciąż dopisywała, tak jak w drodze wyjściowej.
Byłam tak podekscytowana, że zrobiłam raptem kilka zdjęć.
Cały album z soboty: Bacówka pod Małą Rawką
Łącznie przebyliśmy: 2,7 km
Suma podejść: 77 m
Suma zejść: 77 m
Na następny dzień zaplanowaliśmy Tarnicę... Żarty się skończyły