12.07 - 19.07. Brzeskie diablątko bieszczadzkim aniołem
12.07 - 19.07. Brzeskie diablątko bieszczadzkim aniołem
Plan bieszczadzki narodził się w mojej głowie spontanicznie. Były oczywiście zamiary. Może kiedyś? Może w tym roku? Może sierpień?
Okazało się, że Mirek ma urlop, który nie jest zaplanowany, więc 09.07. zachęciłam go do wyjazdu (pewnie tym, że jestem magnesem na niedźwiedzie - okazało się, że to oszustwo ). 10.07 szukałam już noclegu, a 12. ruszyliśmy w drogę.
Okazało się, że Mirek nie lubi spać, więc przyjechał do Brzeska za wcześnie. Pogoda nie zachęcała do wyjścia z domu, ale noclegi zamówione, plany poczynione, więc przedarłam się przez ten okrutny deszcz i pojechaliśmy w stronę Bieszczad. Właściwie przez całą drogę padał deszcz, prawie nie było widać gór, ale i tak byliśmy nastawieni optymistycznie.
DZIEŃ PIERWSZY - sobota, 12.07
Do Wetliny dotarliśmy ok. 13.00. Miejsce noclegu odnaleźliśmy szybko, zakwaterowaliśmy się i zaczęliśmy wstępnie planować trasy na najbliższy tydzień. Wciąż padało. Pogoda nie zachęcała do wychodzenia z pokoju. Szum, który było słychać za oknem budził lekką bieszczadzką niechęć
Około 16.00 okazało się, że już nie pada, a to, co wciąż słychać za oknem, to szum rzeki - Wetlinki (edit: forse czuwa ), która płynie zaraz przy naszym budynku. W związku z tym wybraliśmy się na najtrudniejszą z naszych tras - z Przełęczy Wyżniańskiej zielonym szlakiem do Bacówki pod Małą Rawką - w kolejnych dniach podjęliśmy jeszcze jedną próbę jej zdobycia, również zakończoną sukcesem, ale tej soboty nic nie było pewne!
Ruszamy!
Piękne widoki wynagradzają trud wycieczki:
Warto było od razu kupić karnet, bo jeśli taka pogoda będzie przez cały tydzień, to wykorzystamy go w mgnieniu oka!
Docieramy do Bacówki!
Mnie nie udało się zrobić w środku żadnego zdjęcia. Nie udało? Albo nie chciało? W każdym razie nie mam żadnych zdjęć z wnętrza. Fajny kot tam był... Przez dłuższy czas nie było wiadomo, czy to tylko leżące futro, czy faktycznie żywe zwierzę. Jest bardzo obojętny na wszystko, co go otacza. W każdym razie wymiętosiłam go konkretnie
Zjedliśmy też barszcz z krokietem, którego nie polecam. W kolejnym dniu jednak odważyliśmy się tam zjeść coś innego i okazało się, że tylko barszcz był nieporozumieniem. A bardziej krokiet
Po długim odpoczynku, nabraniu sił, zdecydowaliśmy się ruszyć z powrotem w kierunku domu. Pogoda wciąż dopisywała, tak jak w drodze wyjściowej.
Byłam tak podekscytowana, że zrobiłam raptem kilka zdjęć.
Cały album z soboty: Bacówka pod Małą Rawką
Łącznie przebyliśmy: 2,7 km
Suma podejść: 77 m
Suma zejść: 77 m
Na następny dzień zaplanowaliśmy Tarnicę... Żarty się skończyły
Okazało się, że Mirek ma urlop, który nie jest zaplanowany, więc 09.07. zachęciłam go do wyjazdu (pewnie tym, że jestem magnesem na niedźwiedzie - okazało się, że to oszustwo ). 10.07 szukałam już noclegu, a 12. ruszyliśmy w drogę.
Okazało się, że Mirek nie lubi spać, więc przyjechał do Brzeska za wcześnie. Pogoda nie zachęcała do wyjścia z domu, ale noclegi zamówione, plany poczynione, więc przedarłam się przez ten okrutny deszcz i pojechaliśmy w stronę Bieszczad. Właściwie przez całą drogę padał deszcz, prawie nie było widać gór, ale i tak byliśmy nastawieni optymistycznie.
DZIEŃ PIERWSZY - sobota, 12.07
Do Wetliny dotarliśmy ok. 13.00. Miejsce noclegu odnaleźliśmy szybko, zakwaterowaliśmy się i zaczęliśmy wstępnie planować trasy na najbliższy tydzień. Wciąż padało. Pogoda nie zachęcała do wychodzenia z pokoju. Szum, który było słychać za oknem budził lekką bieszczadzką niechęć
Około 16.00 okazało się, że już nie pada, a to, co wciąż słychać za oknem, to szum rzeki - Wetlinki (edit: forse czuwa ), która płynie zaraz przy naszym budynku. W związku z tym wybraliśmy się na najtrudniejszą z naszych tras - z Przełęczy Wyżniańskiej zielonym szlakiem do Bacówki pod Małą Rawką - w kolejnych dniach podjęliśmy jeszcze jedną próbę jej zdobycia, również zakończoną sukcesem, ale tej soboty nic nie było pewne!
Ruszamy!
Piękne widoki wynagradzają trud wycieczki:
Warto było od razu kupić karnet, bo jeśli taka pogoda będzie przez cały tydzień, to wykorzystamy go w mgnieniu oka!
Docieramy do Bacówki!
Mnie nie udało się zrobić w środku żadnego zdjęcia. Nie udało? Albo nie chciało? W każdym razie nie mam żadnych zdjęć z wnętrza. Fajny kot tam był... Przez dłuższy czas nie było wiadomo, czy to tylko leżące futro, czy faktycznie żywe zwierzę. Jest bardzo obojętny na wszystko, co go otacza. W każdym razie wymiętosiłam go konkretnie
Zjedliśmy też barszcz z krokietem, którego nie polecam. W kolejnym dniu jednak odważyliśmy się tam zjeść coś innego i okazało się, że tylko barszcz był nieporozumieniem. A bardziej krokiet
Po długim odpoczynku, nabraniu sił, zdecydowaliśmy się ruszyć z powrotem w kierunku domu. Pogoda wciąż dopisywała, tak jak w drodze wyjściowej.
Byłam tak podekscytowana, że zrobiłam raptem kilka zdjęć.
Cały album z soboty: Bacówka pod Małą Rawką
Łącznie przebyliśmy: 2,7 km
Suma podejść: 77 m
Suma zejść: 77 m
Na następny dzień zaplanowaliśmy Tarnicę... Żarty się skończyły
Ostatnio zmieniony 2014-08-14, 10:19 przez nes_ska, łącznie zmieniany 2 razy.
DZIEŃ DRUGI - niedziela, 13.07.
Żarty się skończyły - drugi dzień już potraktowaliśmy poważniej. Zdecydowaliśmy, że naszą bieszczadzką podróż rozpoczniemy od Tarnicy.
Ja pod budzikowym przymusem wstałam o 6.00. Forse nie spał już od 4.00 (Później próbowałam go przekonać, jakie fajne jest spanie do późna. Ostatecznie to ja dzisiaj wstałam o 6.30, zamiast spać do 9.00, zło!).
Rano wystraszyły nas niepokojące dźwięki zza okna. Deszcz? Nie. To Wetlinka ( ), która płynęła tuż za oknem. Pogoda nie do końca zachęcała do wycieczek, ale stwierdziliśmy, że może być już tylko lepiej, więc podjechaliśmy do Ustrzyk Górnych, skąd czerwonym szlakiem ruszyliśmy na Szeroki Wierch.
Nie padało, ale było jeszcze mokro.
Rano unosiły się jeszcze nad nami niezbyt ładne chmury.
Liczyliśmy jednak na znaczącą poprawę pogody. W zamian za to dostaliśmy mgłę...
...za którą ukryła się między innymi Tarnica
Po chwili jednak góry zaczęły się odsłaniać
...i mieliśmy okazję zobaczyć coś oprócz krzyża.
W sumie na szczycie posiedzieliśmy dosyć długo. Tak właśnie wyglądały nasze wycieczki - bardzo niespiesznie przemieszczaliśmy się z jednego miejsca na drugie. Czas naszego chodzenia zdecydowanie przekraczał czas tabliczkowy, ale niczego nie żałowaliśmy Było pięknie, więc szkoda się było spieszyć.
Upatrzyłam sobie górę do zapamiętania na dziś. Była to Ostra Hora (1408 m.n.p.m.). Zanim udało mi się zapamiętać, to Mirek okrutnie się natrząsał ze mnie ...a ja naprawdę jestem słaba w topo, więc rozpoznawanie przeze mnie Ostrej to już coś!
Z Tarnicy wracaliśmy przez Halicz i Rozsypaniec. Pogoda coraz bardziej nam dopisywała, piękne obłoki pojawiły się na niebie i zrobiło się bardzo przyjemnie. Aż chciało się zatrzymać na dłużej...
Na Haliczu również chwilę poodpoczywaliśmy. Zrobiliśmy mnóstwo zdjęć, obejrzeliśmy panoramę, abym mogła rozpoznać szczyty (Wszystko dzięki książeczce "BIESZCZADY WYSOKIE. Przewodnik dla łowców krajobrazów").
Pogoda rozpieszczała nas już do końca dnia.
Dotarliśmy do Wołosatego.
Stamtąd busem dojechaliśmy do Ustrzyk, gdzie przesiedliśmy się na samochód i pojechaliśmy do mieszkania.
Wycieczka była bardzo na plus. Poranne mgły tylko dodały jej uroku.
Łącznie przebyliśmy: 22,6 km
Suma podejść: 958 m
Suma zejść: 873 m
Naładowałam baterie na następny dzień, w którym zdobyliśmy Caryńską i Rawki, ale o tym już na pewno nie dzisiaj
Cały album z niedzieli:
Tarnica
Żarty się skończyły - drugi dzień już potraktowaliśmy poważniej. Zdecydowaliśmy, że naszą bieszczadzką podróż rozpoczniemy od Tarnicy.
Ja pod budzikowym przymusem wstałam o 6.00. Forse nie spał już od 4.00 (Później próbowałam go przekonać, jakie fajne jest spanie do późna. Ostatecznie to ja dzisiaj wstałam o 6.30, zamiast spać do 9.00, zło!).
Rano wystraszyły nas niepokojące dźwięki zza okna. Deszcz? Nie. To Wetlinka ( ), która płynęła tuż za oknem. Pogoda nie do końca zachęcała do wycieczek, ale stwierdziliśmy, że może być już tylko lepiej, więc podjechaliśmy do Ustrzyk Górnych, skąd czerwonym szlakiem ruszyliśmy na Szeroki Wierch.
Nie padało, ale było jeszcze mokro.
Rano unosiły się jeszcze nad nami niezbyt ładne chmury.
Liczyliśmy jednak na znaczącą poprawę pogody. W zamian za to dostaliśmy mgłę...
...za którą ukryła się między innymi Tarnica
Po chwili jednak góry zaczęły się odsłaniać
...i mieliśmy okazję zobaczyć coś oprócz krzyża.
W sumie na szczycie posiedzieliśmy dosyć długo. Tak właśnie wyglądały nasze wycieczki - bardzo niespiesznie przemieszczaliśmy się z jednego miejsca na drugie. Czas naszego chodzenia zdecydowanie przekraczał czas tabliczkowy, ale niczego nie żałowaliśmy Było pięknie, więc szkoda się było spieszyć.
Upatrzyłam sobie górę do zapamiętania na dziś. Była to Ostra Hora (1408 m.n.p.m.). Zanim udało mi się zapamiętać, to Mirek okrutnie się natrząsał ze mnie ...a ja naprawdę jestem słaba w topo, więc rozpoznawanie przeze mnie Ostrej to już coś!
Z Tarnicy wracaliśmy przez Halicz i Rozsypaniec. Pogoda coraz bardziej nam dopisywała, piękne obłoki pojawiły się na niebie i zrobiło się bardzo przyjemnie. Aż chciało się zatrzymać na dłużej...
Na Haliczu również chwilę poodpoczywaliśmy. Zrobiliśmy mnóstwo zdjęć, obejrzeliśmy panoramę, abym mogła rozpoznać szczyty (Wszystko dzięki książeczce "BIESZCZADY WYSOKIE. Przewodnik dla łowców krajobrazów").
Pogoda rozpieszczała nas już do końca dnia.
Dotarliśmy do Wołosatego.
Stamtąd busem dojechaliśmy do Ustrzyk, gdzie przesiedliśmy się na samochód i pojechaliśmy do mieszkania.
Wycieczka była bardzo na plus. Poranne mgły tylko dodały jej uroku.
Łącznie przebyliśmy: 22,6 km
Suma podejść: 958 m
Suma zejść: 873 m
Naładowałam baterie na następny dzień, w którym zdobyliśmy Caryńską i Rawki, ale o tym już na pewno nie dzisiaj
Cały album z niedzieli:
Tarnica
Ostatnio zmieniony 1970-01-01, 01:00 przez nes_ska, łącznie zmieniany 2 razy.
nes_ska pisze:Fajny kot tam był... Przez dłuższy czas nie było wiadomo, czy to tylko leżące futro, czy faktycznie żywe zwierzę. Jest bardzo obojętny na wszystko, co go otacza
Zaprosiłaś go na forum?
Wyrypy dnia pierwszego zazdroszczę,trzeba mieć
zapał.
Na dzień dzisiejszy takie wycieczki nie są na moje możliwości fizyczne, tym bardziej podziwiam
nes_ska pisze:W zamian za to dostaliśmy mgłę...
bo ciepło o Was myślałam
nes_ska pisze:Naładowałam baterie na następny dzień
rozumiem, że po kilku dniach masz sporo naładowanych i jedną pożyczysz
nes_ska pisze:i pędzimy przez las
to musiało być straszne , nikogo z Babiej nie spotkaliście?
nes_ska pisze:Przerwy będą dłuższe niż chodzenie
bo w lesie przerwy bywają o różnej długości
p.s. na większą ilość zdjęć oczekuję
gdzie nes_ka na zdjęciach?
sokół pisze:Wymiata! Prawdziwa wyrypa!
Uff! Wspominaliśmy ją do końca naszej wycieczki. Warto dodać, że wyrypa ta trwała od ok. 16.30 do 18.30 :-P Czasowo wyrobiliśmy 400% normy!
Piotrek pisze:W pierwszym dniu na GOT byś nie nazbierała
Cholera! O tym mi nikt nie powiedział Resztę przeczytasz za tydzień...
maja pisze:Zaprosiłaś go na forum?
Mało komunikatywny był.
maja pisze:rozumiem, że po kilku dniach masz sporo naładowanych i jedną pożyczysz
Pewnie. Najlepiej gdzieś w górach. Pożyczę nawet dwie.
maja pisze:to musiało być straszne , nikogo z Babiej nie spotkaliście?
Nie, pewnie był dopiero na noclegu
maja pisze:gdzie nes_ka na zdjęciach?
Neska na zdjęciach forse. Mam nadzieję, że będzie je wrzucał przemyślanie i z rozwagą
Jestem tu gdzie stoję, ale jeśli się ruszę, to mogę się zgubić.
nes_ska pisze:Okazało się, że Mirek nie lubi spać, więc przyjechał do Brzeska za wcześnie.
Kilometry na A1 i na A4 "uciekały" dość szybko ale jadąc w Bieszczady, to warto wstać skoro świt tym bardziej, że w Brzesku czekała na mnie Inka
nes_ska pisze:W związku z tym wybraliśmy się na najtrudniejszą z naszych tras - z Przełęczy Wyżniańskiej zielonym szlakiem do Bacówki pod Małą Rawką
Do tej pory nie wiem, jak pokonaliśmy ten odcinek...ale determinacja była duża, więc pewnie dlatego udało się dotrzeć do bacówki
DZIEŃ TRZECI - poniedziałek, 14.07
Poniedziałek miał być na 100% słoneczny, więc niewiele rzeczy mogło pokrzyżować nasz plan. Wieczorem wybór padł na Caryńską i Rawki. Znów dojechaliśmy samochodem do Ustrzyk, a stamtąd przez las i oczywiście upragnioną wiatę prosto na Caryńską
Kiedy wyszliśmy z lasu, zauważyłam, że w Bieszczadach rosną jakieś dziwne drzewa. Oprócz tych zwykłych, zielonych, jakie są wszędzie - są także białe:
Po połoninie szło się bardzo przyjemnie w pełnym słońcu, chociaż nie była tak hojna widokowo, jak góry dnia poprzedniego.
W oddali było słychać burze. Było też widać, że pada, ale cały czas mieliśmy nadzieję, że co złego, to nie do nas
W końcu wybieraliśmy się jeszcze na Rawki:
Oznaczało to kolejną drogę przez mękę... tzn. przez las W drodze na Małą Rawkę słyszeliśmy burzę. Ja oczywiście zaczęłam panikować, ale zupełnie niepotrzebnie, bo okazało się, że kieruje się ona w inną stronę. W związku z tym bardzo się cieszę, że sobie nie odpuściliśmy, pomimo że jeszcze w niektórych miejscach nad górami było szaro-buro.
Były też miejsca, w których zaczęło się przejaśniać:
Przed nami jeszcze Wielka Rawka...
...a w okolicy wciąż ciemności
Jest również kusząca droga w stronę Krzemieńca, ale postanowiliśmy sobie dzisiaj odpuścić ze względu na gromowładne Rawki. Będzie jeszcze okazja do zrealizowania tego planu.
Rzucamy jeszcze okiem na widoki z Wielkiej Rawki...
...i schodzimy na dół, do Ustrzyk, kończąc naszą poniedziałkową wycieczkę.
Łącznie przebyliśmy: 18 km
Suma podejść: 1083 m
Suma zejść: 1082 m
Pełna galeria caryńsko-rawkowa: 14.07.
Przed nami wtorek - według mnie najpiękniejszy dzień naszej wycieczki...
Poniedziałek miał być na 100% słoneczny, więc niewiele rzeczy mogło pokrzyżować nasz plan. Wieczorem wybór padł na Caryńską i Rawki. Znów dojechaliśmy samochodem do Ustrzyk, a stamtąd przez las i oczywiście upragnioną wiatę prosto na Caryńską
Kiedy wyszliśmy z lasu, zauważyłam, że w Bieszczadach rosną jakieś dziwne drzewa. Oprócz tych zwykłych, zielonych, jakie są wszędzie - są także białe:
Po połoninie szło się bardzo przyjemnie w pełnym słońcu, chociaż nie była tak hojna widokowo, jak góry dnia poprzedniego.
W oddali było słychać burze. Było też widać, że pada, ale cały czas mieliśmy nadzieję, że co złego, to nie do nas
W końcu wybieraliśmy się jeszcze na Rawki:
Oznaczało to kolejną drogę przez mękę... tzn. przez las W drodze na Małą Rawkę słyszeliśmy burzę. Ja oczywiście zaczęłam panikować, ale zupełnie niepotrzebnie, bo okazało się, że kieruje się ona w inną stronę. W związku z tym bardzo się cieszę, że sobie nie odpuściliśmy, pomimo że jeszcze w niektórych miejscach nad górami było szaro-buro.
Były też miejsca, w których zaczęło się przejaśniać:
Przed nami jeszcze Wielka Rawka...
...a w okolicy wciąż ciemności
Jest również kusząca droga w stronę Krzemieńca, ale postanowiliśmy sobie dzisiaj odpuścić ze względu na gromowładne Rawki. Będzie jeszcze okazja do zrealizowania tego planu.
Rzucamy jeszcze okiem na widoki z Wielkiej Rawki...
...i schodzimy na dół, do Ustrzyk, kończąc naszą poniedziałkową wycieczkę.
Łącznie przebyliśmy: 18 km
Suma podejść: 1083 m
Suma zejść: 1082 m
Pełna galeria caryńsko-rawkowa: 14.07.
Przed nami wtorek - według mnie najpiękniejszy dzień naszej wycieczki...
Ostatnio zmieniony 2014-07-21, 09:00 przez nes_ska, łącznie zmieniany 1 raz.
Jak przestawią Bieszczady bliżej cywilizacji to i ja pojadę. Teraz czytam i oglądam
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
Dobromił pisze:Jak przestawią Bieszczady bliżej cywilizacji to i ja pojadę. Teraz czytam i oglądam
Było wszystko, co trzeba. Sklep z piwem, knajpa i noclegownia
Iva pisze:Ale zdjęcia zachęcają aby szybko sie tam wybrać
Ja z dużą niechęcią stamtąd wyjeżdżałam...
Do tej pory nie wiem, jak pokonaliśmy ten odcinek...ale determinacja była duża, więc pewnie dlatego udało się dotrzeć do bacówki
Tak! Warto dodać, że już nigdy nie pokonaliśmy tej trasy w całości podczas jednego dnia Raz zrobiliśmy trasę "do", a raz trasę "z".
Jestem tu gdzie stoję, ale jeśli się ruszę, to mogę się zgubić.
DZIEŃ CZWARTY - wtorek, 15.07
Wtorek to dzień, z którego jestem najbardziej zadowolona wycieczkowo. Zaplanowaliśmy w poniedziałek, że pójdziemy na Połoninę Wetlińską, a z niej na Caryńską szlakiem, którym jeszcze nie szliśmy.
Jest to też dzień, w którym jeszcze chciało mi się wstawać o 6.00. Później był chwilowy przestój i jakby przestało się chcieć
Tym razem wyruszyliśmy standardowo około 8.00 z Wetliny, aby przez Stare Sioło dotrzeć na Przełęcz Orłowicza. Rano niebo było bezchmurne, ale miałam nadzieję, że wkrótce się to zmieni.
I zmieniło. Już w okolicach Przełęczy Orłowicza zaczęły pojawiać się pierwsze, nieśmiałe jeszcze chmurki
Stamtąd ruszyliśmy jeszcze na Smerek, gdzie ja jak zwykle wylegiwałam się na słońcu (boso!:D), robiąc zdjęcia stacjonarne Forse natomiast trochę pobiegał i zrobił kilka (zapewne fajnych) fotografii
Ze Smereka musieliśmy zawrócić z powrotem w stronę przełęczy, by kontynuować naszą trasę do Chatki Puchatka
Po drodze zdarzały się fajne odcinki, które dawały odrobinę cienia.
Jednak w dużej mierze szliśmy w słońcu, poprawiając naszą wspaniałą opaleniznę
W międzyczasie robiliśmy okrutnie długie przerwy, ponieważ w mojej głowie narodził się pomysł, żeby dojść na Caryńską na zachód słońca
Do chatki doszliśmy jednak stosunkowo wcześnie. Na zewnątrz było trochę ludzi, ale w środku było bardzo chłodno i przyjemnie Poznaliśmy też "Pana Saperkę", który dostał swój pseudonim na rzecz kolejnych spotkań!
Z Chatki po około godzinnej przerwie schodzimy w dół, żeby zrobić kolejną długą przerwę przy barze w Brzegach Górnych
Z Brzegów dochodzimy do wiaty, w której robimy następną przerwę Podczas tejże przerwy mamy nieoczekiwanego gościa, który na szczęście ucieka, gdy ktoś się poruszy.
Z wiaty idziemy już prosto na Caryńską, gdzie spędzamy dwie godziny praktycznie bez żadnego towarzystwa. Wpadło tylko dwóch gości na 5 minut, ale szybko się zwinęli. Możemy sobie spokojnie podziwiać widoki.
Na dół schodzimy jeszcze przed całkowitym zachodem słońca, więc ostatnie zdjęcia robimy już z Przełęczy Wyżniańskiej
Tam też spotkaliśmy dosyć niespodziewanie znajomą, która odwiozła nas do domu!
Dzień i wieczór był wspaniały! Trasa teoretycznie ośmiogodzinna zajęła nam godzin dwanaście
Łącznie przebyliśmy: 17 km
Suma podejść: 1241 m
Suma zejść: 1015 m
Zdjęcia: Połonina Wetlińska i Caryńska
Następny dzień miał być niegórski, ale ostatecznie wybór padł na Bukowe Berdo
Wtorek to dzień, z którego jestem najbardziej zadowolona wycieczkowo. Zaplanowaliśmy w poniedziałek, że pójdziemy na Połoninę Wetlińską, a z niej na Caryńską szlakiem, którym jeszcze nie szliśmy.
Jest to też dzień, w którym jeszcze chciało mi się wstawać o 6.00. Później był chwilowy przestój i jakby przestało się chcieć
Tym razem wyruszyliśmy standardowo około 8.00 z Wetliny, aby przez Stare Sioło dotrzeć na Przełęcz Orłowicza. Rano niebo było bezchmurne, ale miałam nadzieję, że wkrótce się to zmieni.
I zmieniło. Już w okolicach Przełęczy Orłowicza zaczęły pojawiać się pierwsze, nieśmiałe jeszcze chmurki
Stamtąd ruszyliśmy jeszcze na Smerek, gdzie ja jak zwykle wylegiwałam się na słońcu (boso!:D), robiąc zdjęcia stacjonarne Forse natomiast trochę pobiegał i zrobił kilka (zapewne fajnych) fotografii
Ze Smereka musieliśmy zawrócić z powrotem w stronę przełęczy, by kontynuować naszą trasę do Chatki Puchatka
Po drodze zdarzały się fajne odcinki, które dawały odrobinę cienia.
Jednak w dużej mierze szliśmy w słońcu, poprawiając naszą wspaniałą opaleniznę
W międzyczasie robiliśmy okrutnie długie przerwy, ponieważ w mojej głowie narodził się pomysł, żeby dojść na Caryńską na zachód słońca
Do chatki doszliśmy jednak stosunkowo wcześnie. Na zewnątrz było trochę ludzi, ale w środku było bardzo chłodno i przyjemnie Poznaliśmy też "Pana Saperkę", który dostał swój pseudonim na rzecz kolejnych spotkań!
Z Chatki po około godzinnej przerwie schodzimy w dół, żeby zrobić kolejną długą przerwę przy barze w Brzegach Górnych
Z Brzegów dochodzimy do wiaty, w której robimy następną przerwę Podczas tejże przerwy mamy nieoczekiwanego gościa, który na szczęście ucieka, gdy ktoś się poruszy.
Z wiaty idziemy już prosto na Caryńską, gdzie spędzamy dwie godziny praktycznie bez żadnego towarzystwa. Wpadło tylko dwóch gości na 5 minut, ale szybko się zwinęli. Możemy sobie spokojnie podziwiać widoki.
Na dół schodzimy jeszcze przed całkowitym zachodem słońca, więc ostatnie zdjęcia robimy już z Przełęczy Wyżniańskiej
Tam też spotkaliśmy dosyć niespodziewanie znajomą, która odwiozła nas do domu!
Dzień i wieczór był wspaniały! Trasa teoretycznie ośmiogodzinna zajęła nam godzin dwanaście
Łącznie przebyliśmy: 17 km
Suma podejść: 1241 m
Suma zejść: 1015 m
Zdjęcia: Połonina Wetlińska i Caryńska
Następny dzień miał być niegórski, ale ostatecznie wybór padł na Bukowe Berdo
Ostatnio zmieniony 2014-08-14, 08:12 przez nes_ska, łącznie zmieniany 1 raz.
Iva pisze:Podobno najlepsza jest na nogach
Mirka Zgadzałoby się.
Iva pisze:Zachód słońca piękny! ooooo chce mi się w Bieszczady!
Ja muszę jeszcze wrócić na wschód
gdzie ta opalenizna? dowody poproszę
Wszelkie prośby i roszczenia do Mirka. Ja nie mam ani jednego swojego zdjęcia :-P
maja pisze:PS. Zdjęć ciągle mało i mało, kiedy więcej?
Zdjęciowo już jesteśmy za połową
Jestem tu gdzie stoję, ale jeśli się ruszę, to mogę się zgubić.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 195 gości