Wycieczka na trójkę.
: 2014-04-22, 08:06
Ave o poranku.
Od lat istnieje takie coś jak Wielka Sobota. Dla wyznawców pewnej religi to bardzo ważny dzień. Dla innych dzień jak dzień lub dzień do sensownego zagospodarowania. My ( czyli Prezes i ja ) jako rozsądni gospodarze od kilku lat wykorzystujemy ten dzień na działalność turystyczną. Tym razem zaplanowalismy wyjazd w Tatry. Dojechaliśmy w Beskid Żywiecki. Pogodynka Prezes przewidział mroczną pogodę nad Tatrami. Co prawda nad Beskidami też był mrok ale taki bliższy sercu. I benzynie.
Zaplanowaliśmy wykonanie pętli. W końcu to tereny znane z tradycji katowskich. Pętla żabniczańska. Od sklepu do sklepu. Ruszyliśmy czarnym szlakiem w stonę Schroniska na Boraczej. Dotarliśmy, zostaliśmy przemile obsłużeni ( "Mama, przyszli!!!" ), posiedzielismy tyle co było trzeba i poszlismy dalej. Poszliśmy jak Tęcza na Placu Zbawiciela - zielono, czarno, żółto, zielono dotarlismy do Schroniska na Hali Lipowskiej. Po drodze, na Hali Redykalnej pojawiły się widoki. Na moment. Ogólnie pisząc pogoda była wredna, mroczna, skończyło się na deszczu. Na szlaku mokry, ciężki śnieg wymieszany z błotem. Takie cepowe warunki turystyczne. Na Lipowskiej zostalismy powitani i obsłużeni typowo dla tego miejsca - z kulturą. Nawiązałem dialog z Pnią Gowin, przekazałem Jej pozdrowienia od moich rodziców ( z ojcem znają się od 50 lat ), zjedliśmy pyszne pierogi, pożegnaliśmy się i poszliśmy do Schroniska na Hali Rysianka. Szlismy tam straszliwie długo ale jakoś doszliśmy. Zasiadlismy, pogadaliśmy, zjedliśmy i poszliśmy w mrok. Deszczowy. Zielonym szlakiem i kawałek pozaszlakiem dotarliśmy do miejsca wymarszu. Pętla zacisneła się ...
Od lat istnieje takie coś jak Wielka Sobota. Dla wyznawców pewnej religi to bardzo ważny dzień. Dla innych dzień jak dzień lub dzień do sensownego zagospodarowania. My ( czyli Prezes i ja ) jako rozsądni gospodarze od kilku lat wykorzystujemy ten dzień na działalność turystyczną. Tym razem zaplanowalismy wyjazd w Tatry. Dojechaliśmy w Beskid Żywiecki. Pogodynka Prezes przewidział mroczną pogodę nad Tatrami. Co prawda nad Beskidami też był mrok ale taki bliższy sercu. I benzynie.
Zaplanowaliśmy wykonanie pętli. W końcu to tereny znane z tradycji katowskich. Pętla żabniczańska. Od sklepu do sklepu. Ruszyliśmy czarnym szlakiem w stonę Schroniska na Boraczej. Dotarliśmy, zostaliśmy przemile obsłużeni ( "Mama, przyszli!!!" ), posiedzielismy tyle co było trzeba i poszlismy dalej. Poszliśmy jak Tęcza na Placu Zbawiciela - zielono, czarno, żółto, zielono dotarlismy do Schroniska na Hali Lipowskiej. Po drodze, na Hali Redykalnej pojawiły się widoki. Na moment. Ogólnie pisząc pogoda była wredna, mroczna, skończyło się na deszczu. Na szlaku mokry, ciężki śnieg wymieszany z błotem. Takie cepowe warunki turystyczne. Na Lipowskiej zostalismy powitani i obsłużeni typowo dla tego miejsca - z kulturą. Nawiązałem dialog z Pnią Gowin, przekazałem Jej pozdrowienia od moich rodziców ( z ojcem znają się od 50 lat ), zjedliśmy pyszne pierogi, pożegnaliśmy się i poszliśmy do Schroniska na Hali Rysianka. Szlismy tam straszliwie długo ale jakoś doszliśmy. Zasiadlismy, pogadaliśmy, zjedliśmy i poszliśmy w mrok. Deszczowy. Zielonym szlakiem i kawałek pozaszlakiem dotarliśmy do miejsca wymarszu. Pętla zacisneła się ...