8-10.08. Bieszczadzki parter
8-10.08. Bieszczadzki parter
Miałam jechać w Sudety, a wyszło... jak zwykle Spakowałam się i pojechałam w kierunku Bieszczadów.
W poniedziałkowe popołudnie dotarłam do Wołkowyi, wsi typowo letniskowej, więc było tam mnóstwo ludzi. Trzeba było szybko wiać! Zrobiłam tylko zakupy, zjadłam coś na ciepło i pomaszerowałam w kierunku Górzanki.
Tutaj już zrobiło się zdecydowanie spokojniej. Wprawdzie co jakiś czas przejeżdżały samochody (na które później miałam nadzieję i ochotę :p, idąc w kierunku woli Górzańskiej), ale nie było tłoku i człowieka na człowieku. Słońce mocno prażyło, bo wstrzeliłam się akurat w moje ulubione upały.
Na wzgórzu w miejscowości znajduje się drewniana cerkiew greckokatolicka pw. św. Paraskewy, obecnie używana jako kościół.
Obok cerkwi znajduje się murowana parawanowa dzwonnica.
Na mapie od Górzanki do odbicia w kierunku Tyskowej nie były zaznaczone żadne atrakcje turystyczne oprócz wodospadu, więc postanowiłam łapać stopa wśród nielicznych przejeżdżających samochodów. W końcu się udało! Pan jechał sobie na zakupy do Baligrodu, więc podwiózł mnie dokładnie do odbicia.
Na samym początku starej, nieistniejącej już wsi, znajduje się miejsce, w którym jest wypalane drewno na węgiel.
Niewiele się w niej zachowało po drugiej wojnie światowej. Jest jednak zielono i przyjemnie.
Znajdują się tutaj dwa drewniane, powojenne, niszczejące już baraki.
Wyżej, w kierunku łopienki stoi cmentarz Budzińskich, na którym są cztery nagrobki.
Obok cmentarza jest miejsce po cerkwi, z której zachowała się podmurówka.
Wyżej, miedzy drzewami znajduje się rekonstrukcja murowanej kapliczki z XVIII w., pod którą odpoczywali pielgrzymi, chodząc na łopieńskie odpusty.
...a tuż za nią wiata, w której usiadłam na chwileczkę, aby się posilić
Tuż przy wiacie zaczął się też szlak, więc teoretycznie nie miałam już szansy się zgubić Szlakiem tym dotarłam do cerkwi w Łopience.
Tymczasem słońce chyliło się ku zachodowi, więc trzeba było uciekać w stronę bazy na Łopience.
Na miejscu usłyszałam hasła "Sama? Dzielna dziewczyna", "Niedźwiedzie chodzą po drodze", "Kiedyś widziałam błysk niedźwiedzich oczu w jeżynach". Hm.. Bądź tu człowieku zdrowy i spokojny!:P Jedna z bazujących bała się iść sama drogą, którą ja miałam iść następnego dnia, więc jeszcze bardziej mnie nastraszyła, ale ostatecznie żadnego niedźwiedzia nie spotkałam, a wtorek był super!
CDN. później
W poniedziałkowe popołudnie dotarłam do Wołkowyi, wsi typowo letniskowej, więc było tam mnóstwo ludzi. Trzeba było szybko wiać! Zrobiłam tylko zakupy, zjadłam coś na ciepło i pomaszerowałam w kierunku Górzanki.
Tutaj już zrobiło się zdecydowanie spokojniej. Wprawdzie co jakiś czas przejeżdżały samochody (na które później miałam nadzieję i ochotę :p, idąc w kierunku woli Górzańskiej), ale nie było tłoku i człowieka na człowieku. Słońce mocno prażyło, bo wstrzeliłam się akurat w moje ulubione upały.
Na wzgórzu w miejscowości znajduje się drewniana cerkiew greckokatolicka pw. św. Paraskewy, obecnie używana jako kościół.
Obok cerkwi znajduje się murowana parawanowa dzwonnica.
Na mapie od Górzanki do odbicia w kierunku Tyskowej nie były zaznaczone żadne atrakcje turystyczne oprócz wodospadu, więc postanowiłam łapać stopa wśród nielicznych przejeżdżających samochodów. W końcu się udało! Pan jechał sobie na zakupy do Baligrodu, więc podwiózł mnie dokładnie do odbicia.
Na samym początku starej, nieistniejącej już wsi, znajduje się miejsce, w którym jest wypalane drewno na węgiel.
Niewiele się w niej zachowało po drugiej wojnie światowej. Jest jednak zielono i przyjemnie.
Znajdują się tutaj dwa drewniane, powojenne, niszczejące już baraki.
Wyżej, w kierunku łopienki stoi cmentarz Budzińskich, na którym są cztery nagrobki.
Obok cmentarza jest miejsce po cerkwi, z której zachowała się podmurówka.
Wyżej, miedzy drzewami znajduje się rekonstrukcja murowanej kapliczki z XVIII w., pod którą odpoczywali pielgrzymi, chodząc na łopieńskie odpusty.
...a tuż za nią wiata, w której usiadłam na chwileczkę, aby się posilić
Tuż przy wiacie zaczął się też szlak, więc teoretycznie nie miałam już szansy się zgubić Szlakiem tym dotarłam do cerkwi w Łopience.
Tymczasem słońce chyliło się ku zachodowi, więc trzeba było uciekać w stronę bazy na Łopience.
Na miejscu usłyszałam hasła "Sama? Dzielna dziewczyna", "Niedźwiedzie chodzą po drodze", "Kiedyś widziałam błysk niedźwiedzich oczu w jeżynach". Hm.. Bądź tu człowieku zdrowy i spokojny!:P Jedna z bazujących bała się iść sama drogą, którą ja miałam iść następnego dnia, więc jeszcze bardziej mnie nastraszyła, ale ostatecznie żadnego niedźwiedzia nie spotkałam, a wtorek był super!
CDN. później
Jestem tu gdzie stoję, ale jeśli się ruszę, to mogę się zgubić.
Trasę wtorkową dodaję do zakładki "Jeszcze tu wrócę". Po pierwsze - nie wszystko znalazłam. Po drugie - cieszy oko.
Mijająca noc była bardzo zimna. Było zaledwie kilka stopni, co w stosunku do trzydziestu za dnia daje sporą różnicę. Ja jednak profilaktycznie wzięłam ciepły śpiwór zamiast letniego, więc udało mi się bardzo nie zmarznąć.
O poranku oczywiście przywitało mnie słońce, czyli wszystko odbywało się zgodnie z planem.
Zjadłam śniadanie, spakowałam bagaże i ruszyłam w drogę. Najpierw musiałam dotrzeć do Polanek.
Ławeczka w miejscu najbardziej widokowym na bazie, choć i tak widoków szczególnych z niej nie ma. Służy jednak nocującym jako obserwatorium nocnego nieba, szczególnie teraz, gdy można oglądać spadające gwiazdy.
Trasa od bazy do drogi szutrowej wyglądała zdecydowanie sympatyczniej niż w półmroku.
Cerkiew w Łopience również prezentowała się ładniej.
Mijając cerkiew doszłam do wiaty, przy której znajduje się miejsce na ognisko i wychodek. Wiata te jest z trzech stron osłonięta - idealne miejsce na nocleg
Nieco dalej znajduje się kolejne miejsce wypału węgla drzewnego. Strzeże go tygrysek, ale wyraźnie nie ma w nim życia!
Niedźwiedzi nie stwierdzono, ale było ładnie, zielono, kwieciście. Bardzo miło się szło.
Z Polanek musiałam dotrzeć do Terki, co oznaczało kilka kilometrów daremnego dreptania asfaltem. Na szczęście udało się złapać stopa, którym dotarłam w miejsce docelowe.
Zanim wyruszyłam w drogę, podeszłam jeszcze pod dzwonnicę parawanową, która stała w pobliżu nieistniejącej już cerkwi.
Tuż obok znajdują się dwa kościoły - jeden z nich to kościół filialny, a obok większa świątynia współczesna.
Wróciwszy na właściwy szlak, skierowałam się szybko do sklepu po zapasy wody, a następnie na drogę, która miała prowadzić mnie do Studennego.
Po drodze mijałam między innymi budynek szkoły.
I kilka innych starych drewnianych domów...
Słoneczniki mnie urzekły!
W pobliżu domów roztaczały się bardzo ładne krajobrazy.
Po chwili zielony szlak się skończył, a ja ruszyłam dalej nieznakowaną trasą.
Za plecami miałam zabudowania Terki - m.in. dwa wcześniej wspomniane kościoły.
Ale przede mną też było widać co nieco
Jedynym minusem był doskwierający upał, przez co później okazało się, że 3l wody, to za mało
Świat utrzymywał się w żółto-zielono-niebieskich barwach
W końcu dotarłam do cerkwiska w Studennem. Po cerkwi nie zachowało się zbyt wiele. Jest tam kilka kamieni i pamiątkowy krzyż.
Nazwa wsi oznacza studene, czyli zimnie miejsce, ale było wyjątkowo gorąco. Z cerkwiska można podziwiać bardzo ładne widoki.
Z tego miejsca ruszyłam już wgłąb lasu. Ścieżka się zwęziła i niejednokrotnie była dosyć zarośnięta, ale zazwyczaj w miarę widoczna.
Choć np. w tym miejscu poziom zarośnięcia jest dosyć spory
Ze Studennego dotarłam do skrzyżowania dróg przy moście nad Sanem. Ja poszłam tą w kierunku Tworylnego.
Po chwili dotarłam do tabliczki, gdzie rozpoczyna się rezerwat, założony ze względu na ochronę stanowisk węża Eskulapa (węży na mej drodze - nie stwierdzono )
I kolejna urocza ścieżynka!
Spora część ścieżki jest poprowadzona tuż przy Sanie.
Na chwilę jednak odbiłam od Sanu, aby dojść do Tworylnego.
Najpierw musiałam jednak pokonać niski grzbiet.
Później, wychodząc z zarośli, weszłam wprost do Tworylnego.
W Tworylnem znajdują się głównie rozległe, zdziczałe łąki.
Choć widać, że toczą się też tutaj jakieś prace
Najpierw doszłam do ruin starej stodoły.
...i starej stajni dworskiej.
Później przeszłam prosto przez jeziorko Da się je ominąć kilkunastominutowym obejściem, ale na szczęście się nie utopiłam )
Wśród drzew również minęłam pozostałości zabudowy.
Dalej ruszyłam w kierunku cmentarza, omijając dzwonnicę, której nie znalazłam, jak na gapę przystało ;P
Z cmentarzem też początkowo miałam problem, wydawało mi się, że już go ominęłam, ale ostatecznie się udało!
Jego niepodważalną zaletą był cień, więc przycupnęłam tam na dłużej
Po chwili ruszyłam w dalszą drogę.
W końcu dotarłam do znakowanego szlaku, prowadzącego przez wieś Krywe. Gdzieś tu miały być ruiny dworu, ale też ich nie widziałam ;P
Było jednak zbyt upalnie, żebym miała siłę hasać po łąkach z ciężkim plecakiem, aby ich szukać
Z odnalezieniem ruin murowanej cerkwi nie miałam jednak problemu - zapewne dlatego, że znajdują się na szlaku ;P
Tutaj już zmęczyłam się upałem, więc posiedziałam chwilę dłużej, aby coś zjeść. Niestety zauważyłam też, że może mi braknąć wody, więc trzeba było oszczędzać. Ruszyłam jednak dalej w stronę wzgórza Szczołb.
Niebieski szlak wprawdzie omija sam szczyt, ale i tak trzeba było wyjść pod górę na zbliżoną wysokość (u-uuu-u )
Później czekało mnie chwilowe zejście w dół do doliny potoku Hulski, a następnie monotonna droga do Zatwarnicy.
Żeby nie było bez przygód, tuż przed Zatwarnicą użądliła mnie moja debiutancka w tym roku pszczoła, więc szybko musiałam aplikować leki, zastanawiając się, czy będzie jakaś ostrzejsza reakcja czy nie
Zanim doszłam do centrum wsi, minęłam jeszcze nowy kościół.
W Zatwarnicy poznałam gwiazdy serialu "Drwale", z którymi spędziłam dłuższy czas wraz z innym turystą Miałam nawet propozycję noclegu u nich, ale ostatecznie się nie zdecydowałam i poszłam do ośrodka "Zatwarnica". To szajenfikszyn było zbyt ekstremalne dla mnie ;D
[youtube]https://www.youtube.com/watch?v=qNjymHD-u7c[/youtube]
Mijająca noc była bardzo zimna. Było zaledwie kilka stopni, co w stosunku do trzydziestu za dnia daje sporą różnicę. Ja jednak profilaktycznie wzięłam ciepły śpiwór zamiast letniego, więc udało mi się bardzo nie zmarznąć.
O poranku oczywiście przywitało mnie słońce, czyli wszystko odbywało się zgodnie z planem.
Zjadłam śniadanie, spakowałam bagaże i ruszyłam w drogę. Najpierw musiałam dotrzeć do Polanek.
Ławeczka w miejscu najbardziej widokowym na bazie, choć i tak widoków szczególnych z niej nie ma. Służy jednak nocującym jako obserwatorium nocnego nieba, szczególnie teraz, gdy można oglądać spadające gwiazdy.
Trasa od bazy do drogi szutrowej wyglądała zdecydowanie sympatyczniej niż w półmroku.
Cerkiew w Łopience również prezentowała się ładniej.
Mijając cerkiew doszłam do wiaty, przy której znajduje się miejsce na ognisko i wychodek. Wiata te jest z trzech stron osłonięta - idealne miejsce na nocleg
Nieco dalej znajduje się kolejne miejsce wypału węgla drzewnego. Strzeże go tygrysek, ale wyraźnie nie ma w nim życia!
Niedźwiedzi nie stwierdzono, ale było ładnie, zielono, kwieciście. Bardzo miło się szło.
Z Polanek musiałam dotrzeć do Terki, co oznaczało kilka kilometrów daremnego dreptania asfaltem. Na szczęście udało się złapać stopa, którym dotarłam w miejsce docelowe.
Zanim wyruszyłam w drogę, podeszłam jeszcze pod dzwonnicę parawanową, która stała w pobliżu nieistniejącej już cerkwi.
Tuż obok znajdują się dwa kościoły - jeden z nich to kościół filialny, a obok większa świątynia współczesna.
Wróciwszy na właściwy szlak, skierowałam się szybko do sklepu po zapasy wody, a następnie na drogę, która miała prowadzić mnie do Studennego.
Po drodze mijałam między innymi budynek szkoły.
I kilka innych starych drewnianych domów...
Słoneczniki mnie urzekły!
W pobliżu domów roztaczały się bardzo ładne krajobrazy.
Po chwili zielony szlak się skończył, a ja ruszyłam dalej nieznakowaną trasą.
Za plecami miałam zabudowania Terki - m.in. dwa wcześniej wspomniane kościoły.
Ale przede mną też było widać co nieco
Jedynym minusem był doskwierający upał, przez co później okazało się, że 3l wody, to za mało
Świat utrzymywał się w żółto-zielono-niebieskich barwach
W końcu dotarłam do cerkwiska w Studennem. Po cerkwi nie zachowało się zbyt wiele. Jest tam kilka kamieni i pamiątkowy krzyż.
Nazwa wsi oznacza studene, czyli zimnie miejsce, ale było wyjątkowo gorąco. Z cerkwiska można podziwiać bardzo ładne widoki.
Z tego miejsca ruszyłam już wgłąb lasu. Ścieżka się zwęziła i niejednokrotnie była dosyć zarośnięta, ale zazwyczaj w miarę widoczna.
Choć np. w tym miejscu poziom zarośnięcia jest dosyć spory
Ze Studennego dotarłam do skrzyżowania dróg przy moście nad Sanem. Ja poszłam tą w kierunku Tworylnego.
Po chwili dotarłam do tabliczki, gdzie rozpoczyna się rezerwat, założony ze względu na ochronę stanowisk węża Eskulapa (węży na mej drodze - nie stwierdzono )
I kolejna urocza ścieżynka!
Spora część ścieżki jest poprowadzona tuż przy Sanie.
Na chwilę jednak odbiłam od Sanu, aby dojść do Tworylnego.
Najpierw musiałam jednak pokonać niski grzbiet.
Później, wychodząc z zarośli, weszłam wprost do Tworylnego.
W Tworylnem znajdują się głównie rozległe, zdziczałe łąki.
Choć widać, że toczą się też tutaj jakieś prace
Najpierw doszłam do ruin starej stodoły.
...i starej stajni dworskiej.
Później przeszłam prosto przez jeziorko Da się je ominąć kilkunastominutowym obejściem, ale na szczęście się nie utopiłam )
Wśród drzew również minęłam pozostałości zabudowy.
Dalej ruszyłam w kierunku cmentarza, omijając dzwonnicę, której nie znalazłam, jak na gapę przystało ;P
Z cmentarzem też początkowo miałam problem, wydawało mi się, że już go ominęłam, ale ostatecznie się udało!
Jego niepodważalną zaletą był cień, więc przycupnęłam tam na dłużej
Po chwili ruszyłam w dalszą drogę.
W końcu dotarłam do znakowanego szlaku, prowadzącego przez wieś Krywe. Gdzieś tu miały być ruiny dworu, ale też ich nie widziałam ;P
Było jednak zbyt upalnie, żebym miała siłę hasać po łąkach z ciężkim plecakiem, aby ich szukać
Z odnalezieniem ruin murowanej cerkwi nie miałam jednak problemu - zapewne dlatego, że znajdują się na szlaku ;P
Tutaj już zmęczyłam się upałem, więc posiedziałam chwilę dłużej, aby coś zjeść. Niestety zauważyłam też, że może mi braknąć wody, więc trzeba było oszczędzać. Ruszyłam jednak dalej w stronę wzgórza Szczołb.
Niebieski szlak wprawdzie omija sam szczyt, ale i tak trzeba było wyjść pod górę na zbliżoną wysokość (u-uuu-u )
Później czekało mnie chwilowe zejście w dół do doliny potoku Hulski, a następnie monotonna droga do Zatwarnicy.
Żeby nie było bez przygód, tuż przed Zatwarnicą użądliła mnie moja debiutancka w tym roku pszczoła, więc szybko musiałam aplikować leki, zastanawiając się, czy będzie jakaś ostrzejsza reakcja czy nie
Zanim doszłam do centrum wsi, minęłam jeszcze nowy kościół.
W Zatwarnicy poznałam gwiazdy serialu "Drwale", z którymi spędziłam dłuższy czas wraz z innym turystą Miałam nawet propozycję noclegu u nich, ale ostatecznie się nie zdecydowałam i poszłam do ośrodka "Zatwarnica". To szajenfikszyn było zbyt ekstremalne dla mnie ;D
[youtube]https://www.youtube.com/watch?v=qNjymHD-u7c[/youtube]
Ostatnio zmieniony 2016-08-12, 20:47 przez nes_ska, łącznie zmieniany 1 raz.
Jestem tu gdzie stoję, ale jeśli się ruszę, to mogę się zgubić.
Ness, Ty to jak samotny wilk, a w zasadzie Wilczyca Zabiłaś mnie znowu fotkami z tych malowniczych zakątków!
Ps. Dzięki za fajną relację
Ps. Dzięki za fajną relację
Ostatnio zmieniony 2016-08-12, 20:26 przez Paula, łącznie zmieniany 1 raz.
W środę pożegnałam się z Zatwarnicą i złapałam stopa do... wstępnie miało być do Dwernika, ale ostatecznie do Nasicznego
Tutaj rozpoczęłam drogę tuż przy stanicy gdańskiego hufca ZHP.
Przez chwilę porozmawiałam z harcerkami, które szły szukać jaskini w okolicach, aby zdobyć sprawność Leśnego człowieka. Trochę były wystraszone, bo miały iść bezszlakowo. Ciekawe, czy podołały
Ja natomiast przebrałam buty z sandałów na treki, co okazało się całkiem niezłym pomysłem, gdyż było dosyć spore błoto.
Droga z Nasicznego była bardzo przyjemna, głównie przez las.
W końcu doszłam do niewielkiego grzbietu z fajnymi widokami.
Tutaj zaległam mniej więcej jak ten znak
I tak dosyć dłuuuuuuuugo podziwiałam widoki.
M.in. na Połoninę Wetlińską
W końcu jednak postanowiłam ruszyć dalej...
Aż doszłam do rozwidlenia szlaków.
Doszłam do szutrowej drogi, którą zmierzałam aż do schroniska.
Na chwilę odbiłam w kierunku Caryńskiego, na cerkwisko i cmentarz. Plecak porzuciłam tuż przy szlaku, bo nie chciało mi się go tam wlec ze sobą (po powrocie okazało się, że leży na środku dróżki, zastawiając przejście )
Na cerkwisku znajduje się krzyż, ruiny murowanej kaplicy i kilka zniszczonych już nagrobków.
Z tego miejsca wróciłam do szutrowej drogi.
Tą drogą niespiesznie zmierzałam w kierunku schroniska na Przysłupie.
Tutaj widać było m.in. Połoninę Caryńską wyłaniającą się zza drzew.
Spod schroniska niezmiennie bardzo fajne widoki.
Tutaj posiedziałam kolejną godzinę i ruszyłam lasem do Bereżek
W Bereżkach złapałam stopa do Ustrzyk Górnych i wskoczyłam na nocleg do Kremenarosa. Wieczorem byłam na koncercie Ślepej Kury. Niestety zgodnie z prognozami zaczęło padać. W czwartek trochę pałętałam się po Ustrzykach, ale nie było mi na rękę nocowanie tam. Niestety pod Honem było tyle ludzi, że gospodarze byli niechętni do przyjęcia kolejnych, więc ostatecznie zebrałam się do domu
Bieszczadki parter
Tutaj rozpoczęłam drogę tuż przy stanicy gdańskiego hufca ZHP.
Przez chwilę porozmawiałam z harcerkami, które szły szukać jaskini w okolicach, aby zdobyć sprawność Leśnego człowieka. Trochę były wystraszone, bo miały iść bezszlakowo. Ciekawe, czy podołały
Ja natomiast przebrałam buty z sandałów na treki, co okazało się całkiem niezłym pomysłem, gdyż było dosyć spore błoto.
Droga z Nasicznego była bardzo przyjemna, głównie przez las.
W końcu doszłam do niewielkiego grzbietu z fajnymi widokami.
Tutaj zaległam mniej więcej jak ten znak
I tak dosyć dłuuuuuuuugo podziwiałam widoki.
M.in. na Połoninę Wetlińską
W końcu jednak postanowiłam ruszyć dalej...
Aż doszłam do rozwidlenia szlaków.
Doszłam do szutrowej drogi, którą zmierzałam aż do schroniska.
Na chwilę odbiłam w kierunku Caryńskiego, na cerkwisko i cmentarz. Plecak porzuciłam tuż przy szlaku, bo nie chciało mi się go tam wlec ze sobą (po powrocie okazało się, że leży na środku dróżki, zastawiając przejście )
Na cerkwisku znajduje się krzyż, ruiny murowanej kaplicy i kilka zniszczonych już nagrobków.
Z tego miejsca wróciłam do szutrowej drogi.
Tą drogą niespiesznie zmierzałam w kierunku schroniska na Przysłupie.
Tutaj widać było m.in. Połoninę Caryńską wyłaniającą się zza drzew.
Spod schroniska niezmiennie bardzo fajne widoki.
Tutaj posiedziałam kolejną godzinę i ruszyłam lasem do Bereżek
W Bereżkach złapałam stopa do Ustrzyk Górnych i wskoczyłam na nocleg do Kremenarosa. Wieczorem byłam na koncercie Ślepej Kury. Niestety zgodnie z prognozami zaczęło padać. W czwartek trochę pałętałam się po Ustrzykach, ale nie było mi na rękę nocowanie tam. Niestety pod Honem było tyle ludzi, że gospodarze byli niechętni do przyjęcia kolejnych, więc ostatecznie zebrałam się do domu
Bieszczadki parter
Jestem tu gdzie stoję, ale jeśli się ruszę, to mogę się zgubić.
Paula pisze:Ness, Ty to jak samotny wilk, a w zasadzie Wilczyca Zabiłaś mnie znowu fotkami z tych malowniczych zakątków!
Ps. Dzięki za fajną relację
Dzięki, Paula Dzisiaj czeka mnie ostatnia samotna wakacyjna podróż, plecak już spakowany i czeka
Bardzo malowniczy wypad neska, nawet pomijając "grecką" pogodę Sporo z tych miejsc znam-co prawda z dawniejszych czasów ale klimat nadal dzikawy
Na szczęście nadal mało uczęszczane W poniedziałek - zero turysty. We wtorek spotkałam może 5 osób, w środę do schroniska na Przysłupie - jedną. Później już trochę więcej, ale tego też było mi trzeba Pozdrawiam
Jestem tu gdzie stoję, ale jeśli się ruszę, to mogę się zgubić.
Czyli jak się chce to te Biesy dalej są klimatyczne. Nie trzeba słuchać i czytać innych, co to piszą, że Biesy się skończyły.
Wiesz bardzo Ci zazdroszczę tych samotnych szlaków...Mnie przyszło na urlopie tylko po mapie palcem podróżować...jak pogoda była to córa chorowała, jak było ok to lało jak z ceb(p)ra
Wiesz bardzo Ci zazdroszczę tych samotnych szlaków...Mnie przyszło na urlopie tylko po mapie palcem podróżować...jak pogoda była to córa chorowała, jak było ok to lało jak z ceb(p)ra
Wśród drzew również minęłam pozostałości zabudowy.
to są ruiny niemieckiej strażnicy. Dzwonnica jest kilkaset metrów wcześniej Dwór w Krywem jest przy samym szlaku, pewno pozarastał, bo tam tylko resztki ścian Ani jedno ani drugie jakoś specjalnie atrakcyjne nie jest
No i ominęłaś cerkwisko w Hulskim
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
nie, a przynajmniej nie w tej relacji Myśmy schodzili jakąś dawną ścieżką - nie szlakiem, która była krótsza i wylądowaliśmy niedaleko śmiesznego mostku, który wyprowadził nas prosto na cerkwisko i dzwonnicę.
Ostatnio zmieniony 2016-08-22, 11:44 przez Pudelek, łącznie zmieniany 1 raz.
Mówisz teraz o Hulskim? Mnie ktoś powiedział że ścieżka jest obecnie bardzo zarośnięta i nie nadaje się do przejścia, bo też o tym myślałam, patrząc na mapę
Jeśli chodzi o te pozostałości, to tak mi się wydawało, że to strażnica, czytając przewodnik, ale nie chciałam też napisać jakiejś bzdury, więc wolałam napisać wymijająco ;P
Jeśli chodzi o te pozostałości, to tak mi się wydawało, że to strażnica, czytając przewodnik, ale nie chciałam też napisać jakiejś bzdury, więc wolałam napisać wymijająco ;P
Jestem tu gdzie stoję, ale jeśli się ruszę, to mogę się zgubić.
- TataOjciec
- Posty: 353
- Rejestracja: 2013-09-17, 14:26
- Lokalizacja: Z Blokowiska
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Adrian, sprocket73 i 5 gości