A zaczęło się to w majówkowe, piątkowe przedpołudnie ok. godziny 11, w miejscowości Kosarzyska, gdzie wraz z Mieciurem zostawiliśmy auto.. Piękne błękitne niebo, ciepłe wiosenne słonko


Plan na dziś : Radziejowa
Plecaki na ramiona i w drogę. Kierunek Niemcowa - oczywiście na dziko, bo jakże by inaczej



Dalej krótki przystanek na uzupełnienie płynów

i do góry.. Ja oczywiście zatrzymywałam się na każdym możliwym prześwicie, bo moja kondycja tego dnia była dość kiepska…
Jesteśmy na Niemcowej, siedzimy na ławeczce, za nami Kapliczka,

a przed nami piękne widoki


ja oczywiście nie mogę się powstrzymać i wyciągam aparat, a Mieciur jak to On złoty trunek

Dalej do góry.. pośród roju rozwścieczonych pszczół dbających o to, co by na tym szlaku latem nie zabrakło borówek dla zgłodniałych górołazów i okolicznych zwierzaków.. Wtem zrobiło się płasko.. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech, aż do momentu w którym zobaczyłam Nasz cel

rozglądam się dookoła a Mieciur czeka, wygląda na trochę załamanego..

Pewnie myślał, że już dalej się nie ruszę, ale był w błędzie, choć jak potem zobaczyliśmy szlako wskaz

to już razem mieliśmy mieszane uczucia…

Kolejna przeszkoda na drodze..

komuś ewidentnie znudziło się ścięte drzewo wskazujące dalszy kierunek szlaku.. Chwilę później nazwane przez zbulwersowanego Mieciura skandalem, chyba z 5 minut przedstawiał swoje oburzenie na ten temat....
Jesteśmy na rozejściu szlaków pod Wielkim Rogaczem

ale nie zatrzymujemy się tam, ponieważ Mieciur obiecał mi, że dalej będzie fajne miejsce na odpoczynek, słowami "nie pożałujesz"… No i miał rację



i dalej do celu..
Nad Radziejową zaczęły zbierać się ciemne chmury, ale postanowiliśmy, że nic nas nie powstrzyma








i na Tatry


Nagle zerwał się wiatr, więc łapiemy za kurtki

przez chwilę jesteśmy sami i nagle jak nie dudnie – no ino roz – i gradem posypało


Ale dzięki niemu choć na chwilę przestało grzmieć i się błyskać, więc na biegu aparaty w dłoń, pstryk, pstryk i w dół

Już na dole.., a pod wieżą pełno Luda, a wieża jak mini spódniczka – nie chroniła od niczego, wszyscy jak kury – przemoczeni… Grad nie ustaje, a my jednogłośnie "WIEJEMY STĄD" !!!
Najlepiej w tą samą stronę, z której przyszliśmy w myśl zasady: burza w jedną, a my w tę drugą stronę


Już dawno się tak w górach na dół nie śpieszyłam… Jedno wiem, za pierwszym razem na Radziejowej było dokładnie tak samo, z tym że wtedy zupełnie przemoczona leciałam szlakiem w kierunku Rytra.. Normalnie chyba mam déjà vu



Dalej w dół szybko czerwonym szlakiem bo wokoło same błyski i trzaski, aż do Wielkiego Rogacza. Tam odbiliśmy na niebieski w kierunku Małego Rogacza w pewnym momencie udało się odbić w prawo i nieco skrócić trasę (przyjemnym niebieskim szlakiem narciarskim) i tam już poczuliśmy, że chyba uciekliśmy przed burzą i w końcu prawie przestało padać, a wszystko przypłynęło stąd

tzn. Trzech Koron – tam dopiero musiało się dziać, aż strach pomyśleć...
Wróciliśmy na niebieski turystyczny... Szlakiem płynęła rzeka


Ostatnie spojrzenie na Tatry...

Wtem rozdzwonił się telefon do Mieciura, ten w popłochu starał się go wygrzebać z plecaka z sukcesem

Burza już daleko za nami, a my zadowoleni, spokojnie podążamy w kierunku Obidzy... Niby to już koniec, ale trzeba jeszcze dojść do samochodu, a to jak się potem okazało, wcale nie było tak blisko jak myślałam


Zmęczona, ale i bardzo zadowolona podążam w stronę samochodu..
To był bardzo udany dzień

CDN...