Zaczynam żałować, że nie wziąłem raków, jednak widok kolesia łojącego wyciąg na żelaziwie musiałby być dość (delikatnie rzecz ujmując) oryginalny


Krótka pogawędka z chatkowym Mariuszem i zmykam słoneczkami do Kocierza Basi. Powoli robi się ćmok więc po dojściu na końcowy przystanek PKS otwieram browarka i drę te 2,5 km asfaltu w dół. W końcu odnajduję chatę Lucjana. Serdeczne przywitanie z gospodarzem i Leszkiem, Lucjan oprowadza mnie po swoich włościach i zasiadamy do biesiady. Wieczór i kawałek nocy mija nam na wspominkach, pogaduchach, krupniku (i bynajmniej nie jest to zupa

Sobotni poranek. Wstyd się przyznać, ale jak w domu budzę się bez pomocy budzika około 4:15, tak tam śpię słodko do niemalże 10. Szybka kawusia rozruchowa, browarek i około południa czas pożegnać gościnne progi. Wpierw miałem zdymać asfalcik aż pod szlaban i odwiedzić Stacha na Gibasach. Ale mnie się odechciało

W nocy trochę chyba piździło

Po drodze dostaję jeszcze sms-a od Przema, że idzie do Anki i Rafała na szczyt i jakbym był w okolicy, to mam wbijać. Tak kuffa jestem w okolicy od wczoraj


Tylko że muszę na dziada czekać ponad trzy godziny. Zanim się ta pijaczyna doturla z Zembrzyc. No ale siedząc na tarasie chaty mam takie widoki.
W międzyczasie do chaty dociera jeszcze trójca (nie)przenajświętsza w osobach Neny, Joli oraz Darka T., czyli reprezentacja forum którego imienia wypowiadać nie jestem godzien. Rzecz jasna jestem w stosunku do nich niezmiernie złośliwy i szyderczy, za co chcą mnie potraktować święconką. Egzorcyzmy jednak nie dają rezultatu i uciekają w dolinę. A kysz!!!
Wieczór i pół nocy z Przemem oraz dwiema świeżo poznanymi koleżankami ze... Szczecina upływa nam na pogaduchach i tradycyjnym topieniu robaka. Rano jest fajnie. Choć polemizowałbym. Rura pali.
I czas wracać do cywilizacji. A śniegiem napierdala jak przed wojną.
I to chyba na tyle.
Komplet zdjęć będzie, może, kiedyś. Jak mnie się zechce to ogarnąć. A już dawno mnie się tak nie chciało. Dziękuję za uwagę. Dobranoc.