Ucieczka wczorajsza z okazji końca okresu super pogody
Padło na Góry Świętokrzyskie. Jedziemy do Chęcin, parkujemy przy kościele i od nieoczywistej strony atakujemy zamek licząc, że obrońcy będą zaskoczeni.
Pilnują go doskonale wyszkolone panie kasjerki, które zgodnie twierdzą, że z psem nie można, bo zamek jest obiektem turystycznym. Kiedyś go już zwiedzaliśmy, więc teraz odpuszczamy. Zamek jest stratny 44 zł, innych zwiedzających nie widać, niech se panie siedzą zadowolone z siebie, że odparły atak
Idziemy na cmentarz żydowski - bezpłatny, nastrojowy.
Tobi wygląda na ucieszonego, czyżby był antysemitą?
Kolejnym celem jest rezerwat Rzepka.
Wygląda, że to stare kamieniołomy.
W pobliżu tajemnicze obiekty z trawą na dachu. To Europejskie Centrum Edukacji Ekologicznej. Fajnie ktoś na nim musiał zarobić
Podziwiamy też rezerwat od dołu - naprawdę bardzo ładne skały. Kolorowe.
Idziemy do kolejnego rezerwatu - Góra Zelejowa.
Tutaj to dopiero są skały - wg tablicy różowy marmur. Ta skała nie jest pionowa, ona jest nawet przewieszona. Aż strach podchodzić.
A po przeciwnej stronie takie coś. Od razu mam pomysł zdobywać.
Na zdobywanie wysyłam Tobiego, ale jest za cienki. Mimo chęci, mimo tego, że atakował z rozpędu, dochodził najwyżej tutaj. Natomiast od góry potrafił zejść tym żlebem, w zasadzie spaść, ześlizgnąć się w sposób częściowo kontrolowany. Zrobił to 2x, wiec o ile za pierwszym był to "wypadek", to za drugim wiedział już co go czeka.
Chciałem pokazać Tobiemu jak się to robi. Bez plecaka i aparatu zaatakowałem wykorzystując dobre chwyty po klinach. W połowie chwyty się skończyły. Utknąłem.
A tak to wygląda z góry. Żlebik jest dokładnie pośrodku.
Zwiedzamy dalej Zelejową.
Są widoki.
Są przepaście.
Fantastyczne miejsce! Hit wycieczki
Czerwoną drogą idziemy do kolejnej atrakcji - jaskinia Piekło.
Jest sucho. Młode zboże usycha na polu. W połowie maja, niesamowite i straszne. Co prawda jest to taki stok wyeksponowany do słońca, ale jednak coś jest nie tak w tej pogodzie.
Whodzimy w las.
Oto i jaskinia Piekło.
W środku drewniany mostek. Kiedyś go tu nie było.
Za mostkiem komnata i wąski, niski korytarz, do drugiego wyjścia. Posyłamy Tobiego przodem.
A potem idziemy za nim. Trzeba się czołgać, ledwie się mieszczę. Na ścianach jakieś komary giganty. Najlepsze jest to, ze za nami idą ludzie. Jakieś małżeństwo z energicznym chłopczykiem. Pytali, czy tam się idzie, to odpowiedziałem, że tak, jak najbardziej. Synek Ignacy dołączył pełen zapału, jego mama ruszyła za nim go ratować, a ojciec rodziny sceptycznie się wycofał.
Dochodzimy do wyjścia. Jest radość. Ignaś jest tuż za nami. Jego mama walczy z komarami gigantami i wydaje jakieś straszne okrzyki.
Okazało się, ze radość z wyjścia jest przedwczesna. Wychodzi się kominem. Tobiego podsadziłem i dalej sobie poradził, sam też dałem radę. Ukochana zastosowała dobrą technikę oporowania plecami, ale nie zmieniła jej w odpowiednim momencie i tam gdzie się komin rozszerzył utknęła i zaczęła wzywać pomocy. Szkoda, bo nie mogłem zrobić lepszych zdjęć. Musiałem ją iść ratować. Ojciec Ignasia obserwując z góry doradzał swojej rodzinie odwrót i nie kwapił się do akcji ratunkowej. Jego żona powiedziała, że korytarzem nie wraca za żadne skarby. Tobi szczekał. Musiałem wspiąć się na wyżyny umiejętności społecznych i opanować sytuację. Najpierw Tobiemu kazałem iść dookoła z powrotem do jaskini kupując nam kilkanaście sekund ciszy. Następnie zszedłem do Ukochanej i ją uratowałem. Następnie wyciągnąłem Ignasia za rękę w górę. Na koniec psychicznie wspierałem jego mamę, która całkiem sprawnie wyszła o własnych siłach.
A wszystko to obserwował drewniany diabeł - wszak przeszliśmy całe Piekło.
Następnie poszliśmy dalej szlakiem niebieskim przez las. Na pagórki Ogrąglica i Miejska.
Tu już atrakcji nie było, poza spotkaniem leśnych zwierzy.
Czerwonym szlakiem wróciliśmy na Zelejową. Od drugiej strony również jest bardzo skalista.
Widok na trasę S7, którą wygodnie i całkiem szybko tu dojechaliśmy. Za to praktycznie cały dzień było ją słychać, raz słabiej raz mocniej.
Doszliśmy do miejsca, gdzie próbowaliśmy się wspinać wcześniej. Postanowiłem opracować inną drogę i wspólnie z Tobim ją pokonaliśmy.
Pozostał już tylko powrót do Chęcin, gdzie po udanym dniu poszliśmy sobie na lody
A nad zamkiem krążyły ptaki...
Taka to była wycieczka, w bardzo atrakcyjne tereny Gór Świętokrzyskich