Wykładowcy na uczelniach są bardzo różni. Wg. mnie wszystko zależy od motywacji, celu, jaki mieli ubiegając się o posadę wykładowcy. Jeśli czyimś celem było tylko zdobyć pracę, która daje mu prestiż i na tym koniec, to będzie wpadał do pracy i odliczał godziny. Jeśli czyimś celem było rozwijać się i dzielić się wiedzą z innymi (tak w największym skrócie), to dołoży wszelkich starań, żeby jego uczniowie po każdym wykładzie wychodzili bogatsi o wiedzę i mądrość (bo to dwie różne rzeczy).
I to nie jest kwestia wieku wykładowcy i czasów, w których się szkolił, tylko jak wspomniałam, jego indywidualnego podejścia do nauczania. Nie należy wszystkich wykładowców traktować jedną miarą, bo to rzecz indywidualna.
Jednej rzeczy nie do końca rozumiem - skąd przekonanie, że szkoła (czyli wykładowcy), muszą nam wszystko podać pod nos na talerzu. Jeśli komuś zależy na dobrej edukacji, niech sięga po nią sam, ma takie możliwości. Z tego, co mi wiadomo, wykładowca daje tylko wskazówki, gdzie i czego szukać, reszta w rękach ucznia.
Druga strona medalu jest taka, że niektórzy wykładowcy (z tej grupy, która wiedzę pragnie krzewić i nie odbębnia wykładów), na głowie staje, by uczniów zainteresować przedmiotem, który wykłada, próbuje zmusić do myślenia, zachęcić do dialogu - bez skutku. Studenci nawet nie kryją tego, że szkoda im czasu na "niepotrzebne dywagacje", chcą krótko, zwięźle i na temat, a najlepiej, żeby wszystko było podyktowane do "zeszytu" i żeby na egzaminie było tylko z tego, co zapisane.
To nie ma nic wspólnego z edukacją, a właśnie na to nalegają sami studenci i uczniowie.
Nie można o wszystko obwiniać wykładowców, nauczycieli, profesorów, czy nawet systemu.
Mówiąc szczerze (tak bez znieczulenia), zwykle osoby, które uważają, że za ich czasów edukacja była na wyższym poziomie, a teraz, to nie mogą ci świetnie wykształceni ludzie nawet pogadać, bo nie ma z kim, te właśnie osoby wg. mnie również mają problem z poprawnym skleceniem zdania po polsku, a jeśli chodzi o poziom dyskusji i dobór tematów, to naprawdę nie widzę żadnej różnicy pomiędzy wykształconymi kiedyś a teraz.
Nie zauważyłam też zwłaszcza, żeby ktokolwiek (poza naprawdę nielicznymi wyjątkami, ale i to w ramach pewnych granic) lubił tematy wymagające myślenia czy rozbudowanej dyskusji, więc naprawdę nie wiem, na czym opieracie to przekonanie, że wykształceni kiedyś są wykształceni lepiej od tych, co się kształcą współcześnie.
Pudelek pisze:bluejeans pisze:Żadne z państw wysoko rozwiniętych nie było od razu gigantem.
Polska nie jest krajem wysoko rozwiniętym, chyba, że masz na myśli poziom religijności i zabobonów

Nie Pudelku, nie wspomniałam nic o Polsce. Napisałam tylko, że żadne z państw wysoko rozwiniętych nie od razu było gigantem. Jak wyżej.