Nasze najdziwniejsze przygody górskie
: 2013-12-04, 21:49
Jakie były Wasze najdziwniejsze, najzabawniejsze zdarzenia na szlaku?
Ja miałem sporo takich, ale to w dawnych czasach. Miałem tak kilkanaście lat. Jeździłem wtedy w góry z Grześkiem, dwa lata młodszym kumplem. Fajnie bywało.
Raz szliśmy ze Stożka na Kubalonkę. Szlak jeszcze prowadził przez gospodarstwo, teraz od kilku lat omija je. Patrzymy - krowa. Coś kumpla podkusiło - zaczął ją zaczepiać. Po chwili krowa okazała się bykiem. Po kolejnej, bykiem nieuwiązanym. Po kwadransie byliśmy na Kubalonce.
Raz spaliśmy na Kiczorach. W namiocie. Pierwszy raz zresztą. I ostatni. W nocy coś szeleściło. Najpierw robimy sobie z tego jaja. Że wilki albo niedźwiedzie.
Dałem więc plastikowy nożyk (taki jednorazowy) Grześkowi i pada komenda: Idź i sprawdź, co to.
Do rana nie zmrużyliśmy oka. Rano się okazało, że płachta była luźna i wiatr nią szeleścił.
Kiedyś to chcieliśmy zaoszczędzić na noclegach i za ta kasę kupić płyty, więc zrobiliśmy sobie namiot z worków na śmieci i pojechaliśmy na trzy dni na Babią. Wróciliśmy po jednym, totalnie przemoczeni, nie zdążyliśmy nawet wypróbować namiotu. Ale cel został zrealizowany - płyty były nasze.
Ja miałem sporo takich, ale to w dawnych czasach. Miałem tak kilkanaście lat. Jeździłem wtedy w góry z Grześkiem, dwa lata młodszym kumplem. Fajnie bywało.
Raz szliśmy ze Stożka na Kubalonkę. Szlak jeszcze prowadził przez gospodarstwo, teraz od kilku lat omija je. Patrzymy - krowa. Coś kumpla podkusiło - zaczął ją zaczepiać. Po chwili krowa okazała się bykiem. Po kolejnej, bykiem nieuwiązanym. Po kwadransie byliśmy na Kubalonce.
Raz spaliśmy na Kiczorach. W namiocie. Pierwszy raz zresztą. I ostatni. W nocy coś szeleściło. Najpierw robimy sobie z tego jaja. Że wilki albo niedźwiedzie.
Dałem więc plastikowy nożyk (taki jednorazowy) Grześkowi i pada komenda: Idź i sprawdź, co to.
Do rana nie zmrużyliśmy oka. Rano się okazało, że płachta była luźna i wiatr nią szeleścił.
Kiedyś to chcieliśmy zaoszczędzić na noclegach i za ta kasę kupić płyty, więc zrobiliśmy sobie namiot z worków na śmieci i pojechaliśmy na trzy dni na Babią. Wróciliśmy po jednym, totalnie przemoczeni, nie zdążyliśmy nawet wypróbować namiotu. Ale cel został zrealizowany - płyty były nasze.