Forum FAQ Szukaj Użytkownicy Rejestracja Statystyki Profil Zaloguj Albumy Kontakt

Poprzedni temat «» Następny temat

Słowacka majówka - Muránska planina i Veporské vrchy

Autor Wiadomość
maurycy 


Dołączył: 17 Lis 2013
Posty: 900
Skąd: Bielsko okolice
Wysłany: 2014-05-09, 22:32   

Basia Z. napisał/a:
maurycy napisał/a:
Basia Z. napisał/a:
Ja osobiście tam widziałam miśki (trzy - mama + 2 małe), ale uciekły.
Na wszelki wypadek śpiąc gdzieś tam w plenerze spałam zawsze w pomieszczeniu trwałym i zamkniętym m.in. w tej wspominanej "utulni"
Zdradż sekret jak Ty to robisz ? :lol


Ale co ?
Że ich zawsze pogonisz :)
 
 
Basia Z. 


Dołączyła: 06 Wrz 2013
Posty: 3550
Skąd: Chorzów
Wysłany: 2014-05-09, 22:54   

maurycy napisał/a:
Basia Z. napisał/a:
maurycy napisał/a:
Basia Z. napisał/a:
Ja osobiście tam widziałam miśki (trzy - mama + 2 małe), ale uciekły.
Na wszelki wypadek śpiąc gdzieś tam w plenerze spałam zawsze w pomieszczeniu trwałym i zamkniętym m.in. w tej wspominanej "utulni"
Zdradż sekret jak Ty to robisz ? :lol


Ale co ?
Że ich zawsze pogonisz :)


Sytuacja w Murańskiej Płaninie była taka.
Było to prawie równo 10 lat temu, latem 2004, kiedy się wybrałam z moimi synami we trójkę na łazęgę z namiotem od Murańskiej Płaniny aż do Nitry.
Michał miał lat 17, a Maciek 12 i obaj już byli doświadczonymi turystami.
Spaliśmy pierwszą noc w schronisku (było nieczynne, ale na werandę dało się wejść i tam zamknąć), kolejną noc przespaliśmy w utulni na Niżniej Klakovej i kolejnego dnia wstaliśmy bardzo wcześnie, aby zdążyć na pociąg na 12.00 do Tisovca, bo chcieliśmy jechać tym najciekawszym odcinkiem, od Tisovca do Zbojskiej (jest tak stromy, ze jest tam dodatkowa zębata szyna), a pociąg był tylko jeden na dzień.

Szliśmy szlakiem zielonym przez Voniacą (trasa opisana na "stúpanie 180 m klesanie 959 m vzdialenosť 11.8 km čas 3:25"), ale na wszelki wypadek, żeby zdążyć wyszliśmy już o 7.
Trasa prawdę mówiąc była bardzo nudna, bo bez żadnych widoków, cały czas przez las i na dodatek do góry i na dół i tak na przemian. No i tak sobie idziemy, Michał na początku 20 m przede mną, potem ja a 20 m za mną Maciek.
W pewnym momencie Michał woła "mama tam jest niedźwiedź", podeszłam szybciej ale już tylko zauważyłam tył niedźwiedzia znikający w krzakach z boku grzbietu. Michał widział przedtem 2 małe i jak podszedł bliżej - ich mamę, wtedy się zatrzymał. A Maciek już nie zdążył zobaczyć, bo niedźwiedź uciekł.
Potem idąc resztę trasy prawie cały czas coś śpiewaliśmy i głośno gadali.
_________________
http://www.pilot-przewodnik.org/
 
 
maurycy 


Dołączył: 17 Lis 2013
Posty: 900
Skąd: Bielsko okolice
Wysłany: 2014-05-09, 23:07   

Basia Z. napisał/a:

Potem idąc resztę trasy prawie cały czas coś śpiewaliśmy i głośno gadali.
I dokładnie tak samo robiliśmy ostatnio na naszej trasie do Kralovan na Małej Fatrze . Maurycy został wydelegowany na przód co by robił dużo hałasu , dziewczyny do środka , a Yardo zamykał tyły nadstawiąjąc tyłka :D . Pomysł zdał egzamin - dooopy uratowane :) .
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8309
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2014-05-10, 20:07   

Autobus szybko i sprawnie dowozi nas do Tisovca, niewielkiego miasteczka między górami, powstałego przy zamku, z którego teraz pozostała kupa kamieni. Jest tu trochę zabytków z XIX wieku (m.in. ratusz i kościół ewangelicki), sypiące się kamieniczki, ale najbardziej rzuca się w oczy rozbierana góra i wiadukt kolejowy.




W ogóle linia w kierunku Brezna ma takie przewyższenia (zwłaszcza przy przełęczy Zbojska), że w kilku miejscach potrzebna jest trzecia, zębata szyna.
Inna ciekawostka kolejowa pochodzi z okresu ostatniej wojny - po I arbitrażu wiedeńskim tereny na południe od Tisovca powróciły do Węgier, więc sporo miejscowości zostało odciętych transportowo od reszty Słowacji. Słowacy rozpoczęli szerokie prace z tzw. gemerskimi łącznikami, mającymi uzupełnić te luki - zdążono wybudować wiadukt i wykuć dwa tunele (jeden bodajże dwu-kilometrowy), po czym po wojnie okazało się, że w skutek powrotu do dawnych granic są one zupełnie niepotrzebne. Dzisiaj można więc odszukać te opuszczone obiekty techniki, właśnie w okolicach Tisovca.

Postój w miasteczku miał 3 cele: zrobić zakupy, zjeść coś ciepłego i napić się piwa. Z jedzeniem i piwem nie ma problemów - wokół rynku jest aż za dużo lokali i ciężko coś wybrać; w końcu miejscowy poleca nam pizzerię, w której serwują też normalne jedzenie i PRAWDZIWĄ czosnkową, a także pszenicznego Bażanta :)

Potem przenosimy się do nieodległego Bistra - speluny bardzo spelunowatej :D


Wychodząc z lokalu przystaje koło nas pewien śniady jegomość: opowiada, że w Polsce ludzie bardziej pomagają (może to aluzja do tego, że Słowacy jakiś czas temu mocno ścieli zasiłki, z których żyje większość Romów), że jest taniej, a zwłaszcza kartofle ;) W rozmowie z Eco dochodzą do wniosku, że wszyscy lubimy śpiewać, a Cygan ma gitarę, po którą zaraz pójdzie... pośmieliśmy się, ale gdyby naprawdę z nią wrócił w momencie, kiedy mieliśmy się zbierać? Nie doszło do tego - z dwa kwadranse później z jednego z sąsiednich lokali wyprowadził go policjant i zaprowadził na komisariat (potem jego kolegę też) :D Wkrótce potem zaczęła się tam zbierać jakaś grupa - czyżby chcieli odbić krewniaka? :D

Minusem całej sytuacji jest fakt, że ciemne chmury tłoczące się od jakiegoś czasu spuściły deszcz, potem ulewę, a w końcu grad! Na dodatek dokładnie tam, gdzie się wybieramy, rozpętała się silna burza!


Dwa razy na chwilę przestaje padać - lecimy więc do sklepu, a potem na autobus (mieliśmy jechać pociągiem, ale do dworca jest 20 minut, więc od razu bylibyśmy cali mokrzy). Niestety, gdy wychodzimy na zewnątrz autokaru w osadzie Banovo znowu zaczyna padać.

Idę więc obejrzeć miejscową zamkniętą stacyjkę, gdzie akurat przejeżdżał nasz pociąg...


...po czym wracam do reszty towarzystwa, które schroniło się na werandzie zamkniętego domku niedaleko głównej drogi. Siedzimy tam przez jakiś czas, dopóki nie przestanie padać, i tylko Młody nadaremnie szuka wychodka w okolicy...

Około 16-tej wchodzimy na zielony szlak, zaczynając wędrówkę przez nowe pasmo - Veporské vrchy (w Polsce nazywane też Rudawami Weporskimi): mijamy osadę domków, prawdopodobnie całorocznych, oraz wyciąg przy którym znajdują się tablice zakazujące seksu z dziećmi na wyciągu - chyba dużo polskich księży musiało się tutaj pojawiać :dev


Droga idzie coraz bardziej pod górę i, jednocześnie, coraz bardziej się rozpogadza :)


Na rozstaju pierwsze szukanie szlaku, udane, i dochodzimy do sedla Banovo, gdzie ponownie spotykamy czerwoną Rudną magistralę. Z tej okazji musimy zrobić tradycyjne zdjęcie i nie tylko te ;)


Zaraz za przełęczą drugie poszukiwanie szlaku, tym razem bardziej wkurzające, bo potencjalna droga idzie ostro pod górę. Dopiero po jakimś czasie i rozbiegnięciu się w kilka stron znajdujemy znak szlaku, kilkaset metrów od rozgałęzienia...

Na kolejnej przełęczy, Machniarka, stoi zamknięty domek (i zamknięty wychodek).


Po raz pierwszy mamy widok na Klenovský vepor, nie najwyższy, ale chyba najbardziej charakterystyczny szczyt pasma. Z kolei na drzewach widać tabliczki znakowe jeszcze z czasów towarzysza Husaka.


Został nam tylko odcinek Rudną magistralą do przełęczy pod Veprou - według mapy półtorej godziny, według znaków 55 minut - niezły rozstrzał! Po raz kolejny wychodzi, że miejscowi mają problem z oszacowaniem czasu przejścia. My idziemy dokładnie pośrodku podawanych czasów.

Na dzień dobry trzeba się przedrzeć przez powalone drzewa.


Później idziemy w miarę sprawnie, na jednej z przecinek spotykając kilkuosobową grupę Polaków - jedynych turystów w tym paśmie. Informują nas, że utulnia, do której zmierzamy, jest pusta :)

Ze szczytu Rozsypok można obejrzeć widoczki.



Klenovský vepor coraz bliżej, ale nie będziemy na niego wchodzić - na przełęczy pod Veprou odbijamy w dół i po kilku minutach wychodzimy obok dwóch chatek - jednej mniejszej, zamkniętej, należącej do lasów państwowych, i drugiej większej - ogólnodostępnej utulni Chata pod Vartou.




Chatka jest wiekowa (przy wejściu wisi tablica o bohaterskich komunistach spotykających się w niej w 1944 roku) i wypasiona: w środku dwie izby - jedna sypialna, druga z rozwalonym, niestety, piecem.



Do tego piętro, na którym zmieści się z kilkanaście osób.

Przed chatką jest źródełko, nie ma więc problemów z wodą. Kawałek dalej, w lesie, wychodek. Ekstra.


Mimo to widać, że przydałoby się to i owo wyremontować - np. piec, a także drzwi, które bardzo ciężko domknąć. W piwniczce jest zaś taki burdel, że lepiej nie włazić...

Wczoraj nam się nie udało, więc dziś musi być ognisko. Drewno jednak jest mokre, więc Eco próbuje rozpalić je... butlą :D


W końcu się jednak udaje, więc możemy zasiąść do pieczenia kiełbasek i zapiekanek.


Pogoda jednak i dzisiaj nie chce odpuścić, bo w końcu zaczyna padać - przenosimy się więc do środka, gdzie Andrzeja sporadycznie próbuje atakować Zły :D . Zasypiamy przy deszczu bębniącym w nowy dach...

Rano pogoda nie popuszcza - zaciągnięte niebo, raz pada, raz mży. Przy śniadaniu burza mózgów, gdzie iść na autobus - w końcu decydujemy się na bardziej pewną i chyba krótszą trasę do Pohronskej Polhory.

W tym celu musimy się cofnąć godzinę odcinkiem Rudnej magistrali - ale za to znowu możemy zerknąć na widoczki z Rozsypoka - na chmury przewalające się po okolicznych szczytach (u nas na szczęście przestało definitywnie lać).



Na Machniarce postój pod werandą - pierwszy odcinek przeszliśmy w miarę szybko, więc nie musimy się aż tak śpieszyć.

Jest coś dla ciała...


...i dla ducha :)


Niebiesko-żółty szlak to paskudne błoto. Dobrze, że szybko się kończy i wychodzimy na rozległą polanę z zabudowaniami.


To przysiółek Krátke - jest tu nawet jakaś agroturystyka i rozdroże szlaków, ale z oznaczeniami jedynie rowerowymi - pieszym zostaje mapa i mózg.


Mózg niewiele się przydaje chwilę później, gdzie na kolejnym skrzyżowaniu klniemy w niebogłosy. Według mapy można iść zarówno prosto jak i w lewo - idąc w lewo muszę się potem wrócić z dobre 500 metrów, bo szlak okazał się iść prosto. W ramach pocieszenia - ostatnie spojrzenie na Klenovský vepor.


Mijamy kolejne polanki, z domkami nadal wchodzącymi w skład przysiółka Krátke - z boku ostro pchają się do nas chmury.



Kiedy z powrotem znajdujemy się w lesie, znowu zaczynają się problemy - miejscami szlak jest tak zarośnięty, że ciężko przejść. Następnie ze dwie krzyżówki, gdzie "q...y" lecą w niebo, bo teren jest kompletnie pozbawiony oznaczeń, albo są wszędzie, tylko nie na skrzyżowaniach! Naprawdę nie dziwię się, że mało kto tamtędy chodzi, bo zwłaszcza dla strudzonych ludzi nieustanne poszukiwanie śladów znakarza jest bardziej męczące niż najgorsza góra... i ta niepewność - idziemy dobrze czy źle?


W końcu, po bardzo ostrym zejściu (kolana padają, ciężko nawet ustać nie lecąc w dół), ukazują się zabudowania Pohronskiej Polhory.


Następna wioska między górami (w tle widać dalszą część Veporskich - to pasmo Fabovej hoľi, najwyższego szczytu tych gór, choć leżącego też w PN Muranska Planina), położona nad potokiem Rohozná, dopływem Hronu. Trochę tutaj Cyganów, zwłaszcza nad tym potokiem, co objawia się dużą ilością śmieci.

W środku wsi klasycystyczny kościół, kilka sklepów, restauracja i bistro-speluna, jest więc wszystko, czego potrzebujemy :)


Ponieważ mamy do autobusu trochę czasu, to siadamy przy piwku, rozmawiając z jednym Słowakiem, który w Polsce często bywał, bo pracował przy budowach i remontach dróg między Rzeszowem a granicą ukraińską. Przestał bywać, bo przestali płacić...


Nasza górska część majówki się skończyła - było warto, nowe pasma, nowe widoki, nowe chatki. Pogoda niezła (i znowu wyszło, że prognozy można se w tyłek wsadzić), malownicze spelunki, życzliwa ludność, właściwie wszystko spasowało :) Cieszę się jednak, że nie szedłem tutaj sam, bo wtedy być może do tej pory błąkałbym się gdzieś po krzakach... nie są to też góry dla osób ze słabą kondycją i problemami ze stawami - ostre i bardzo ostre podejścia to norma, a nie rzadkość - Słowacy lubią poprowadzić szlak prosto, miast zygzakiem.

Górska majówka skończona, ale nie wracamy jeszcze do Polski. Z dwiema przesiadkami jedziemy na Liptów, oglądając taki dywan pod Niżnymi Tatrami.


Wysiadamy w Rużomberoku, gdzie wita nas przeraźliwe zimno i wiatr - jakby nagle zmieniła się pora roku. Będziemy spać na kwaterze, w której zawsze się zatrzymuję, będąc w okolicy - można więc się umyć w ciepłej wodzie (dopiero teraz czujemy jak cuchniemy :D ). Przy okazji okazuje się, że Eco zgubił kurtkę! Nie ma jej w plecaku, nie wiadomo gdzie zniknęła - ostatni raz była widziana w pierwszej utulni... to wielka zagadka :|

Wieczór i noc spędzamy w naszej ulubionej rużomberockiej piwiarni - jest piwo, borowiczki, tańcze i międzynarodowa integracja :) I dopiero po tym imprezowym akcencie w niedzielę możemy wracać do domu :)

Galeria:
https://picasaweb.google....aVeporskeVrchy#
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Ostatnio zmieniony przez Pudelek 2014-05-10, 20:14, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6105
Skąd: Oława
Wysłany: 2014-05-11, 20:17   

Pudelek napisał/a:

Wczoraj nam się nie udało, więc dziś musi być ognisko. Drewno jednak jest mokre, więc Eco próbuje rozpalić je... butlą Very Happy


O widze ze eco zna stary sprawdzony ormianski sposob na ognisko! tylko ta butla jakas taka niewielka i malo wydajna :lol :
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
Ostatnio zmieniony przez buba 2014-05-11, 20:18, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Basia Z. 


Dołączyła: 06 Wrz 2013
Posty: 3550
Skąd: Chorzów
Wysłany: 2014-05-11, 21:37   

Ten przysiółek Krátke wspominam bardzo miło.
Tego samego dnia, kiedy rano na szlaku do Tisovca spotkaliśmy niedźwiedzia (a właściwie całą niedźwiedzią rodzinkę) podjechaliśmy pociągiem do Pohronskiej Polhory (podobno wieś zasiedlili osadnicy z Górnej Orawy z Orawskiej Polhory, tej tuż pod Babią Gorą i stąd pochodzi nazwa), tam w knajpie coś zjedli i wyruszyli do góry szlakiem żółtym z zamiarem dojścia do niebieskiego a dalej do czerwonego i do chatki pod Klenovskim Veprem (nie Veporem, jak niektórzy mówią, to się tak nie odmienia, Vepor to w dosłownym tłumaczeniu "Wieprz").
Najpierw było niestety bardzo strome podejście przez las, ale potem wyszliśmy na polany i szło się pięknie - łąkami wśród starych szałasów i bacówek, w popołudniowym słońcu. Taką przyjemność sprawiło mi to przejście, że do dzisiaj pamiętam.

Potem niestety zapadł zmrok a my leźliśmy jeszcze dobre 2 godziny lasem po błocie, już zupełnie po ciemku, aż wreszcie dotarliśmy do chatki.

Chatka na mnie też zrobiła bardzo pozytywne wrażenie, wtedy nocleg kosztował 10 Sk a na monety była specjalna puszka, do której dorzuciliśmy swoje 30 Sk.

Już koło 23 poszłam się umyć do źródła i coś mnie tak nastraszyło (jakiś przebiegający niezbyt wielki zwierz), że narobiłam wrzasku, aż chłopcy zeszli z poddasza zobaczyć czy coś mi się nie stało.

A kolejnego dnia weszliśmy na Klenovsky Vepor, samo podejście było bardzo strome.
Za to potem droga grzbietem Rudaw Weporskich bardzo ale to bardzo przyjemna.
_________________
http://www.pilot-przewodnik.org/
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8309
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2014-05-11, 23:01   

buba napisał/a:
O widze ze eco zna stary sprawdzony ormianski sposob na ognisko!


akurat używanie butli gazowej uznaję za mało traperski sposób na ognisko (pomijając Ormian ;) ), a biorąc pod uwagę potencjalną nieszczelność butli... dla desperatów :D zresztą niewiele to pomogło, drzewo się słabo chwyciło, dopiero jak dorzuciliśmy kilka suchych kawałków z rozwalonego pieca w środku chatki to załapało. Jako znana miłośniczka natury i przeciwniczka nowoczesności powinnaś z oburzeniem/obrzydzeniem odrzucić tą formę rozpalania ognia :D

Basia Z. napisał/a:
Najpierw było niestety bardzo strome podejście przez las,

zejście było zabójcze, ale i tak wolałbym tam wchodzić - ostro, ale kolana u mnie przy schodzeniu kompletnie zgłupiały

Basia Z. napisał/a:
Chatka na mnie też zrobiła bardzo pozytywne wrażenie, wtedy nocleg kosztował 10 Sk a na monety była specjalna puszka, do której dorzuciliśmy swoje 30 Sk.

jak czytałem na słowackich stronach, dobrowolna opłata wynosi obecnie 1 euro. Niestety, nie było żadnej puszki ani nic podobnego (prawdopodobnie ktoś ją zarąbał - jak pisałem, tam by się przydało to trochę ogarnąć), więc zostawiliśmy kilka euro w szafce. Pewno je przejmie jakiś następny turysta, a może nie... w każdym razie, miejsce jest na tyle fajne, że zostawiliśmy te drobne bez żalu :)

Basia Z. napisał/a:
A kolejnego dnia weszliśmy na Klenovsky Vepor, samo podejście było bardzo strome.

no to była opcja na sobotę... ale do przystanku teoretycznie tędy było dłużej, a autobus jechał wcześniej - spóźnienie kosztowałoby co najmniej 3 godziny i trochę by nam psuło plany, więc poszliśmy przez Kratkie do Polhory, a nie do Lomu przez Vepor
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6105
Skąd: Oława
Wysłany: 2014-05-12, 10:42   

Pudelek napisał/a:
Jako znana miłośniczka natury i przeciwniczka nowoczesności powinnaś z oburzeniem/obrzydzeniem odrzucić tą formę rozpalania ognia :D


Pewnie ze "honorniej" jedna zapalka ale w ten sposob to mi sie udalo raz w zyciu w czasie suszy(a potem przez pol godziny nie moglismy zgasic tego ogniska..)
Przypuszczam ze jakbym byla glodna i zmarznieta to lapalabym sie wszelkich sposobow ;) Czy by mnie oburzal eco z butla w ognisko? Chyba nie ale wolalabym sie na wszelki wypadek oddalic :lol :
A poza tym nic na to nie poradze, ze butla+ognisko zawsze bedzie mi sie juz kojarzyc z Ormianami (wiec pozytywnie) a tam to juz osiagnelo taki poziom abstrakcji i absurdu ze bylo az ciekawe i fascynujace! :lol : (nowoczesnosc w wydaniu tamtego kraju w pelni do mnie przemawiala)
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8309
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2014-05-12, 11:54   

buba napisał/a:
Chyba nie ale wolalabym sie na wszelki wypadek oddalic

i to też zrobiliśmy - Eco klęczał nad ogniskiem, a reszta co najmniej 5 metrów dalej ;)
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
 
 
Wiolcia 


Dołączyła: 13 Lip 2013
Posty: 3458
Wysłany: 2014-05-12, 19:24   

Zdjęcie żółtego dywanu rozesłanego przed Niżnymi Tatrami - rewelacja!
A chatka wygląda na fajną - szkoda, że nie udało nam się wtedy tam zejść. Czy w któreś z tych pasm jeszcze byś wrócił po takim rekonesansie?
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8309
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2014-05-12, 22:04   

Cytat:
Czy w któreś z tych pasm jeszcze byś wrócił po takim rekonesansie?


w obydwa, bo i w jednym i w drugim ledwie się łyknęło pasma... :)
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
 
 
Iva 


Wiek: 41
Dołączyła: 04 Wrz 2013
Posty: 1544
Skąd: łódzkie
Wysłany: 2014-05-13, 21:23   

Babcia zawsze mi powtarza, że spirytus jest najlepszym lekarstwem na wszystko ;)

Widzę, że pogoda dopisała ;) I zgadzam się z Wiolcią, że
Wiolcia napisał/a:
Zdjęcie żółtego dywanu rozesłanego przed Niżnymi Tatrami - rewelacja!
_________________
"Kiedy świat się od ciebie odwraca, ty też musisz się od niego odwrócić."
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8309
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2014-05-14, 12:30   

Iva napisał/a:
Babcia zawsze mi powtarza, że spirytus jest najlepszym lekarstwem na wszystko


to był jakiś swojski napitek na spirytusie, już nawet nie pamiętam o jakim smaku, bo tyle ich było :)
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
 
 
Cisy2 

Wiek: 63
Dołączył: 21 Gru 2013
Posty: 735
Skąd: Świebodzice
Wysłany: 2015-05-20, 16:44   

Pudelek napisał/a:

Po raz pierwszy mamy widok na Klenovský vepor, nie najwyższy, ale chyba najbardziej charakterystyczny szczyt pasma. Z kolei na drzewach widać tabliczki znakowe jeszcze z czasów towarzysza Husaka.





Fajnie, że takie zdjęcia, w dodatku uzupełnione stosownym komentarzem, pokazujesz w swoich relacjach.

Pozwolę sobie wkleić tu cały mój post zamieszczony na innym forum górskim. Mam nadzieję, że ani autor wątku, będący jednocześnie autorem postu, do którego się odnoszę, ani tamtejsza społeczność forumowa, nie będą mi mieli za złe mojego "autocytatu".

Marek S napisał/a:

Chwila meandrowania przepiękną ścieżyną i docieramy na Hrb. Ktoś obliczył, że to geograficzny środek Słowacji.




(...)

Podziwiamy jak buk wchłania stare tabliczki turystyczne. Wystarczyło ledwie trzydzieści parę lat.



Żarłoczny jakiś, widać blachożerny osobnik.





Zauroczyły mnie te Twoje fotografie z blachożernymi bukami. Sam zawsze jak coś podobnego widzę, podnoszę wizjer aparatu do oka. W Polsce nad wyraz rzadko, bo u nas metalowych szlakowskazów praktycznie nie ma, ale na Słowacji i w Czechach, to na co drugim, co trzecim wyjeździe...

... jak np. na tym w ubiegłym roku w słowackiej części Javorników



... czy też w leżących po morawskiej stronie Karpat niewielkim pasemku Chriby - na Bresteckej vyhlidce (tu akurat do konsumpcji blachy dorwało sie inne drzewo niż buk)



Przy okazji można się w tym miejscu dowiedzieć, jak błyskawicznie Karpaty erodują... Na sąsiednim drzewie znajduje się już młodsza o 26 lat tabliczka (z 2002 r.) , z której wynika, że Brestecka Skalka leży nie na wysokości 380 m n.p.m., jak to było w 1976 r., lecz na wysokości 355 m n.p.m. :lol :



Teraz, w dobie cyfrówek, gdy fotografie praktycznie nic nie kosztują, szlakowskazy fotografuję zawsze. Ma to też i praktyczne znaczenie - z właściwości plików można się później dowiedzieć, kiedy dokładnie (o której godzinie?) było się w punktach węzłowych.

Za "analogicznych" czasów też mi się zdarzało robić zdjęcia szlakowskazom, ale to były raptem góra dwa-trzy zdjęcia na jeden 36-klatkowy film. Nieraz "przypadkowo" weszły w kadr, jak chociażby na początku naszej wędrówki przez cale czeskie Sudety w 1986 r. ...



... innym razem były głównym aktorem fotografii (ten sam wyjazd - sierpień 1986 r. w Górach Izerskich)




Tak w ogóle, to szlakowskazy w górach Czech i Słowacji są chyba najwdzięczniejszymi tego rodzaju obiektami do fotografowania i dokumentowania (pomijam tu przedwojenne szlakowskazy z różnych gór naszej części Europy). Powodem jest ich forma, która jest tradycyjna od kilkudziesięciu lat i obecność na szlakowskazach - w lewym dolnym rogu - daty umieszczenia ich na szlaku. Równie istotne (a z historycznego punktu widzenia chyba nawet ciekawsze) jest oznaczenie skrótowe organizacji, która tabliczkę szlakowskazową umieściła na szlaku - Klub Czechosłowackich Turystów (do 1991 r.), czy też - po rozpadzie CSRS - przez Klub Czeskich Turystów, czy też Klub Słowackich Turystów.

Te stare, przybite do drzew, przytwierdzone do budynków lub też słupków, tabliczki z czasów Czechoslowacji, w wielu miejscach jeszcze można spotkać. Jest ich jednak - co zrozumiałe - coraz mniej. Są systematycznie wymieniane, chociaż często można trafić na prawdziwe perełki. Jeszcze do niedawna myślałem, że ciężko będzie znaleźć w terenie okazy tłoczonych czechosłowackich szlakowskazów z lat 70., czyli starszych od najstarszych takich okazów sfotografowanych przeze mnie jeszcze aparatem analogowym. Pokazana nieco wyżej tabliczka z 1976 r. z Bresteckej Skalki w Chribach, sfotografowana w maju 2013 r., dawała mi nadzieję, że jednak coś starszego może gdzieś jednak w górach Czech i Słowacji się jeszcze zachować.

I bingo!!!!!!

Tej wiosny w stosunkowo krótkim czasie natknąłem się na tabliczki-rekordzistki zarówno w czeskich Sudetach, jak i w słowackich Karpatach.

Najpierw podczas jednodniowej kwietniowej wycieczki przez pogranicze Jestrebich hor i rejonu Podkrkonosi, w pobliżu miejscowości Resetova Lhota (dość blisko Nachodu) natknąłem się na dwie tabliczki szlakowskazowe z... 1970 r.







(nawiasem mówiąc, to prawdziwy cud, że te tabliczki jeszcze istnieją, gdyż zostały one przeniesione w to miejsce po korekcie przebiegu tego szlaku z innego, oddalonego przeszło 500 m na wschód miejsca, a ponadto jeden z obiektów, do którego "prowadzą", czyli zajazd Certovina, od wielu lat już nie istnieje!!! - i najważniejsze - przez jakiś czas ten szlak był... zielony; przemalowanie na niebieski kolor jest dobrze widoczne na zdjęciu)

A podczas ostatniej majówki, którą odbyłem na Myjavskiej pahorkatinie i w Malych Karpatach, natknąłem się na słowacką rekordzistkę. Przy murowanej zabytkowej leśniczówce (chociaż w literaturze natrafiłem również na inne określenie funkcji tej budowli) Monrepos wśród tabliczek szlakowskazowych



uchowała się i taka, umieszczona w tym miejscu w 1975 roku:



I jest to - jak dotąd - najstarsza znana mi znajdująca się na szlaku tabliczka szlkakowskazu z terenu Słowacji, sygnowana oczywiście jeszcze przez czechosłowacką instytucję turystyczną.

Czy w Czechach i na Słowacji można natknąć się na coś równie leciwego, lub nawet starszego? Mam nadzieję że tak, i może w tych ewentualnych odkryciach będą uczestniczyć użytkownicy naszych polskich forów górskich? Bo zauważyłem, że na czeskich i słowackich forach górskich temat ten praktycznie nie istnieje. Ale może źle szukałem (czasownik użyty w tym czesko-słowackim kontekście jak najbardziej świadomie! :lol : )?
 
 
Basia Z. 


Dołączyła: 06 Wrz 2013
Posty: 3550
Skąd: Chorzów
Wysłany: 2015-05-20, 18:52   

Nie szlakowskazy ale tez stare.
Z ubiegłorocznej wycieczki na Vtáčnik





Z majówki 3 lata temu - zamek Tisovec:





Okolice Bańskiej Szczawnicy


_________________
http://www.pilot-przewodnik.org/
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Copyright © 2013 by Góry bez granic | All rights reserved | Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group - manga