Forum FAQ Szukaj Użytkownicy Rejestracja Statystyki Profil Zaloguj Albumy Kontakt

Poprzedni temat «» Następny temat

Slovakia Tour 2007

Autor Wiadomość
sokół


Dołączył: 06 Lip 2013
Posty: 12257
Skąd: Bytom
Wysłany: 2013-07-06, 09:46   Slovakia Tour 2007

Opisane tutaj historie zdarzyły się, niestety, naprawdę.

Już na dzień dobry byłem niezadowolony, bo próby jakiegokolwiek przeforsowania swoich propozycji tras odbiły się jak banan od betonowego muru. Mogłem więc zapomnieć o Szerokiej Bielskiej i o Zachodnich. Mimo to cieszyłem się na ten wyjazd, bo to był mój debiut w Słowackich Tatrach.

Pociągiem do Bielska, gdzie czeka na nas Filip. Ówczesny kolega. Górołaz niezły, aczkolwiek lekko przemądrzały, co w późniejszych latach odbije się konfliktem.
Zaczynamy od Doliny Jaworowej, by skręcić w kierunku Przełęczy pod Kopą Bielską. W tamtych czasach miejsce dla mnie przemagiczne, nazywane w skrócie PPK. Od razu też nadciąga burza, więc jest miło.




Spać mamy z założenia w schroniskach, żarło i kuchenkę taszczymy więc ze sobą. Plecak mam wyładowany na maksa, nogi mi się uginają. To był głupi pomysł. Idę jednak do góry, nie marudzę, bo po lewej wyłażą Bielskie. Pani PFNT woli patrzeć się w prawo i filozofować. Mnie tam zawsze ciągnęło do Bielskich.






Na PPK dobra godzina popasu. Jedni są oczarowani, inni wyraźnie znudzeni. Tych znudzonych czeka kara - nagłe oberwanie chmury. Nie zdążą schronić się w chacie nad Zielonym Plesem, gdzie mamy pierwszy nocleg, tfuuu, w jakiejś szopie obok schroniska.





W nocy cała szopa się trzęsła, bo jakieś słowaczki chrapały jak niedźwiedzie w lutym.

Drugiego dnia ruszamy ku zdradzieckiej Rakuskiej Czubie. Nie mieliśmy problemów ze żlebem, chyba tylko Blue mogłaby tam zabłądzić.





Na Skalnatym Plesie kupa luda, tu też żegnamy Filipa, chyba chłopak nie zdzierżył mojego podłego charakteru. Zostajemy w dwójkę i toczymy się magistralą ku Chacie Teryho. Wreszcie jest. Po kilku godzinach słuchania marudzenia. Ciemna i kamienna. Spodziewałem się chyba czegoś innego, na szczęście mają dobrą herbatę z ziołowym posmakiem, a i chatar sprawia wrażenie miłego. Kręcę się do wieczora wokół schroniska, ale jakoś bez przekonania odnośnie tego, po co to robię.







Rano ruszamy na Czerwoną Ławkę. Osławioną w internecie jako najtrudniejszy szlak. Próby przeforsowania wyjścia na Lodową pozostają bez odzewu. Czerwona Ławka wrażenia nie zrobiła. Już prędzej Strzeleckie Pola. Ładnie tam.









W międzyczasie dołącza do nas poznany w schronisku Tomek z Wrocławia. Ta przyjaźń przetrwa dobrych kilka lat. Dokładnie trzy. Najpierw poróżnią nas zawikłane sprawy....
Kulamy się na Rohatkę. Schodzę z niej trzy razy. Bo pani PFNT nie da rady. Marzy o graniach, wspinaczkach po turniach, ale Rohatka ją pokonuje. Do Polskiego Grzebienia idę z dwoma bazowymi plecakami. Jeden z przodu, drugi na plecach.





Mamy iść do Popradzkiego, ale znów słychać jęki. Kur.. , musimy spać w Śląskim Domu. Ceny są z kosmosu, ale co zrobić. Tomek idzie dalej, my zostajemy. Portfel staje się lekki niczym piórko.

Rano ruszamy w kierunku Popradzkiego, gdzie mamy trzy noclegi. Może i są widoki, ale szlak nudny jak ch... Dopiero pod koniec widoki mnie kręcą jakby bardziej...









Ponieważ jest wcześnie, idziemy jeszcze do Szczyrbskiego plesa, na zwiady. Tam rzucamy się na budkę z kurczakami. Śliskimi rękami chwytam za butelkę ciemnego bażanta, uuuuch, wylewa się, prosto na spodnie pani PFNT. Awantura na cały kurort.
Wracamy do Popradzkiego, pod pretekstem robienia zdjęć nad stawem kupuję na szybko dwa Sarisy i nie ma mnie trzy godziny.
Wracam, idę spać, jakby co, zdjęcie jedno zrobiłem.



Dzień piąty. Stracony, trzeba odpocząć. Nie wiem, po czym, ale dobra. Przynajmniej przejechałem się elektryczką.



Szósty dzień to wielka wyprawa na Koprowy. Znów tylko pół dnia w górach, bo przeca od Popradzkiego to rzut beretem.













No dobra, tam mi się podobało, ludzi nie było zbyt wiele, widokowo fajne miejsce, ale za krótko. Wieczorem odkrywam wspaniałe danie - langosy. To takie tłuste placki. Zjadam chyba trzy.

Kolejnego dnia mamy iść na Bystrą Ławkę, ale mnie to się ewidentnie nie chce. Idę, bo idę, ale langosy ciążą... W końcu po kilku wizytach w wantach jest lepiej. A sama wycieczka jakaś taka bez jaj,nie zapamiętałem stamtąd niczego godnego uwagi.







Wieczorem do pustej dotychczas dziesiątki wprowadzają się Czesi. Libacja trwa do późnych godzin nocnych, z jednym panem nawet muszę się lekko poszamotać.
Wymyślam jednak plan, który zamierzam wcielić w życie rano.

Ponieważ do pokoju jest tylko jeden klucz, a recepcja jest od ósmej, wstajemy po cichu o piątej, zamykamy na klucz podpitą ekipę i rzucamy klucz w recepcji. Zadowoleni ruszamy w stronę Wagi.







Do końca nie wiedziałem, co będzie dalej z tymi Czechami, więc ze strachu zająłem pozycję bojową w wychodku. Do wieczora nie byłem pewny co się stanie, jeśli Czesi zdecydują się wybrac akurat szlak na Rysy. Tak się jednak nie stało.




A ponieważ w chacie było nudno, poszliśmy chociaż na Wagę. dalej nie, bo nogi bolą. A wieczorem poznaliśmy jakiegoś Słowaka i opróżnialiśmy jakieś wino, co sprzedawali na kubki w chacie. fajnie było, najlepsze były nocne wycieczki do wychodka.



Rano zdobywamy Rysy i schodzimy na naszą stronę. I znów nici z jakiejś wycieczki, lepiej od 12.00 siedzieć w schronisku nie wiadomo po co.







A ojczyzna przywitała nas takim oto zachęcającym widokiem...



Nie wiem, nie pamiętam, jak zleciała reszta dnia, ale pewnie było baaaaaardzo ciekawie.
Rano zaczęło padać, dotarliśmy w ulewie do Piątki ( a miała być OP) i tam zdegustowani spędziliśmy resztę dnia.







Wieczorem coś mnie trafiło, sprzedałem pozostałe rezerwacje noclegów (trzy, w murowańcu) jakiemuś małżeństwu i tyle...
I co prawda rankiem pięknie się wypogodziło, to miałem już wszystkiego dość. Marudzenia, deszczu, cholernych plecaków, pieprzonych zupek kuksu, łażenia bez sensu od schronu do schronu i siedzenia od południa czekając na kolejny dzień....



I tyle.... Ogólnie rok później miały być wyciągnięte wnioski, ale Slovakia Tour 2008 była chyba jeszcze większą porażką. Tyle, że o tym może kiedy indziej, albo i wcale....
Profil Facebook
 
 
Malgo Klapković 


Wiek: 37
Dołączyła: 06 Lip 2013
Posty: 2477
Wysłany: 2013-07-19, 23:08   

Ale Ty marudzisz :P Trzeba się cieszyć z tego, co zobaczyłeś :)
A tura jak najbardziej - pouczająca dla mnie. Pozdro!
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Copyright © 2013 by Góry bez granic | All rights reserved | Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group