Forum FAQ Szukaj Użytkownicy Rejestracja Statystyki Profil Zaloguj Albumy Kontakt

Poprzedni temat «» Następny temat

Śladami urynoterapii ;) (wędrówa z Hrubieszowa do Tomaszowa)

Autor Wiadomość
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6082
Skąd: Oława
Wysłany: 2021-10-19, 16:53   

Do Budynina podjeżdżam z dziadkami, kosą spalinową i dziwną broną, która wygląda jak piła tarczowa, która spuchła. Panowie jechali tylko do skrzyżowania, ale im się zrobiło żal jak spróbowali podnieść mój plecak i postanowili zboczyć ze swojej drogi, aby podwieźć mnie aż pod lokalną światynie. Cerkiew otacza dużo drutów i słupów.





Są też jeszcze ślady po Zielonych Świątkach. Mam strasznie mieszane odczucia odnośnie tego święta. Z jednej strony miło wyglądają umajone kościoły, a z drugiej tak potem żal tych usychających drzewek...



Nieopodal stoi kamienny krzyż, przywodzący na myśl krzyże pokutne.



Zaglądam też do dzwonnicy.





Reszta ekipy dociera piechotą, bo do tak wyładowanego auta tylko jedna osoba się zmieściła. A później już nic nie jechało… Ale mi się udało! Najbliższe pół godziny spędzam więc wylegując się na ławce pod szumiącym drzewem.

Podczas gdy reszta zwiedza i odpoczywa w cieniu przycerkiewnych drzew, ja idę obczaić kępę na horyzoncie. O ile mnie bubowy instynkt nie myli - tam siedzi coś opuszczonego. Mapa pokazuje tam obecność malutkiego przysiółka. Sprawdzić nie zawadzi!

I znów uśmiech na gębie! Fajny znak, fajna informacja! :)



Takową więc miłą drogą zagłębiam się w cieniste przysiółki.





Pierwszy napotkany dom sprawia wrażenie niezamieszkałego, ale ktoś kosi koło niego trawę, gromadzi drewno, a i na szopie jest nowa kłódka.







Drugi dom zauważam dopiero na powrocie - tak mocno jest zarośnięty! Mijając go za pierwszym razem zupełnie przeoczyłam, że za zwartą ścianą zieloności coś może siedzieć! Dojścia bronią zasieki z jeżyn, malin, pokrzyw i wszelakiego żarłocznego chwasta. Zdecydowanie koniec maja nie jest najdogodniejszym okresem w roku na zwiedzanie tego typu miejsc. Ślady “pazurów z Budynina” mam na rękach jeszcze miesiąc później ;)





W środku czas zatrzymał się w połowie lat 90 tych. Przynajmniej tak twierdzą ścienne kalendarze.





Na ścianach wiszą święte obrazy z gorejącym sercem i komunijne pamiątki. Ciekawi mnie czy rzeczywiście dawniej wszyscy ludzie byli tacy religijni, tak z przekonania i potrzeby duszy? Czy była to kwestia ówczesnej mody i nie wysuwania się przed szereg? Tak jak teraz obsesyjne koszenie trawy?











Na ślubnych monidłach bardzo mi zawsze brakuje daty wykonania...



Oprócz ściennych ozdób pełno też wala się przedmiotów codziennego użytku - narzędzia, książki, płaszcze, buty, stare radio, lampy naftowe, niedojedzone przetwory i lodówka firmy Predom.

















Jakby pogoda nie dopisywała to na strychu można by całkiem przyjemnie przekimać. No chyba że by straszyło? ;)



Na jednym z okien trzepoce się mała ptaszyna. Bije brzuszkiem w okno, czasem z taką siłą, że potem oszołomiona upada na parapet. Leży chwilę, ciężko oddycha, po czym rozpoczyna szamotaninę na nowo. Udaje mi się złapać tą śliczną, pierzastą kulkę i wypuścić na słońce, zieleń i szeroki świat! Nie obyło się jednak bez ofiar. Sięgając po ptaka stanęłam na zydelku, którego jedna nóżka postanowiła w tym momencie odmówić współpracy. Taborecik się więc poskładał, a co gorsza wystawił zardzewiałego gwoździa, który mi się wbił w nogę.. Normalnie wrócę z tego zwiedzania pokiereszowana jakbym walczyła z jakimś dzikim zwierzem!

Budynin jest jedynym chyba miejscem na tegorocznej wędrówce, gdzie rozważamy kąpiel. Był tu niegdyś maleńki stawek, gdzie pluskała się lokalna dzieciarnia. Dziś jednak nieco zmienił swój wygląd. Nie ma dogodnego dojścia do wody, brzegi są wysokie a wodą mulista i chyba od razu głęboka.

Do Korczmina tuptamy pieszo. Na trasie towarzyszy nam taki uszasty kolega.



Porcelanowy deseń na jednym z mijanych domów.



Próby złapania jakiejś podwózki w dalszą drogę spełza na niczym. Stop dzisiaj jakoś w ogóle nie bierze. Spotkamy za to trzy razy patrol pograniczników, którzy zadają różne dziwne pytania, a potem i tak się okazuje, że wiedzą o nas wszystko… Planowaliśmy dziś wieczorem dotrzeć do Wierzbicy, gdzie jest opuszczony pałac. Ale już teraz widzimy, że zamiar ten jest totalnie nierealny...

A bloki wyłaniają się z rzepaku.



Cerkiew w Korczminie, w różnych ujęciach.







W 2002 roku, kiedy odwiedziliśmy ją po raz pierwszy, przechodziła bardzo porządny remont, cała była wtedy w rusztowaniach. Do dnia dzisiejszego drewno juz na tyle pokryło się patyną, że wygląda przyjemnie i nie wali nowością.



W cieniu drewnianej kopuły zapodajemy mały popas. Tutaj uświadamiamy sobie, że istnieje spora szansa, że dziś nie znajdziemy żadnego sklepu. Przeliczamy ilość zapasów - ja mam paczkę sucharów, czosnek i puszkę sairy, Iwona dwie torebki ryżu i zieloną cebulkę. Jakoś do jutra przetrwamy, ale sutych posiłków to raczej nie będzie. Jedno jest pewne - nie jest to jeszcze etap spożywania 2 razy dziennie lawasza z karimatą, jak to kiedyś nam się zdarzyło w górach Armenii ;)

Koło cerkwi stoi ołtarz polowy, w otoczeniu kwitnących krzewów. Oj tu muszą być klimatyczne majówki!



Jest też krzyż kamienny. Taki dla wszystkich. Niestety patrząc zarówno po historii, jak i teraźniejszosći - nie jest on po myśli większości. To raczej wyjątek potwierdzający regułę i piękny gest jakiegoś zapaleńca. Ale cieszy, że choć jeden taki stoi...



Dawny skup mleka przeobraził się teraz w kącik wypoczynkowy. Nawet pod zadaszeniem! :)



Droga do Tarnoszyna dłuży się niepomiernie. Prosta nitka asfaltu zdaje się nie kończyć. Człowiek idzie, idzie, idzie i jakby stał w miejscu. O upływającym czasie i mijanych kilometrach przypomina tylko coraz solidniejszy ból pleców od plecaka, który ni cholery nie chce schudnąć. Ruch na drodze jest znikomy, ale jak już coś jedzie to z prędkością przynajmniej 150 km/h i trzeba uskakiwać do rowu. O łapaniu stopa więc kompletnie nie ma mowy.

Czasem trafi się jakieś rozlewisko...



Krwawy został w tyle. Jakiś czas widzimy go na horyzoncie jak coś majstruje przy wózeczku, ale potem widać już tylko prostą, pustą szosę. Raczej nie poszedł inną drogą? Tu nie ma szansy zabłądzić. Czekamy dłuższą chwilę na jednym z zakrętów. Może coś zostawił pod cerkwią albo zgubił i musiał się wrócić? A może coś się stało? Mamy nadzieję, że np. nie upolował go jeden z tych samochodów, przed którymi myśmy ledwo uskoczyli do rowu. Różne myśli chodziły nam wtedy po głowie. Dla przykładu cytat z relacji Pudla: “Co gorsza zawieruszył się Krwawy. Jak zwykle szedł ostatni, widziałem go jeszcze gdzieś w Korczminie, a potem zniknął. Napadli go, zgwałcili, ukradli wózek? Nie wiadomo, na telefony nie odpowiada. Kurde, żebyśmy nie musieli się cofać, aby identyfikować zwłoki...”

Mijamy zabudowania Szczepanowa. Jakoś wyjątkowo dzisiaj wszyscy są zmęczeni. Trasa chyba krótsza niż wczoraj, ale jakoś całej ekipie dała w kość. Nawet do cerkwi nikomu się nie chce podchodzić.



A!! Mieliśmy okazję dzisiaj zwiedzić opuszczoną szkołę. Budynek z zewnątrz jest niepozorny, ot niewielki, podłużny baraczek. Bujność zarośli sugeruje, że już od iluś lat nie pełni swojej funkcji.







Do środka już dawno nikt nie zaglądał. Wchodząc wpadam w zasiek z pajęczyn. Lokalne pająki chyba się zasugerowały pobliską graniczną sistiemą, jeśli chodzi o solidność konstrukcji i próby ograniczenia ruchu. Pajęczynowisko ma chyba z 3 metry grubości i przez to trzeba się autentycznie przebijać. Włażę pierwsza, więc cały kokon biorę na siebie i potem próbuję się oskrobać patykiem... Nieraz zdarzało mi się wchodzić do opuszczonych miejsc, ale takie coś widzę po raz pierwszy!

W szkole są pomieszczenia mieszkalne, jakby dawnych nauczycieli? Wersalki, dywany, poduszki...











Gdyby nie pajęczyny i warstwa kurzu to wszystko wygląda jakby ludzie stąd wyszli i mieli zamiar zaraz wrócić. Tylko “zaraz” nie nadeszło przez 15 lat. Ostatnia odezwa na ścianie opatrzoną jest datą 2005. W jednym z pomieszczeń stoi miednica z zatopioną szmatą. Jakby ktoś planował umyć podłogę. Wodę w miednicy porasta gęsty kożuch glonów, grzybów i wszelakiego innego życia, które postanowiło skorzystać z dłuższej nieobecności człowieka w tym miejscu.



Klas mieli tu tylko kilka.





Na jednej z tablic są jakieś dziecięce malowidła. Ciekawe czy pochodzą jeszcze z czasów istnienia szkoły czy ktoś wbił tu później, by dać wyraz swojej artystycznej duszy?



Podłoga w szkolnym korytarzu wita nas donośnym skrzypieniem. Mam wrażenie, że nasze kroki słychać w całej wsi. Mam nadzieje, że nikt nas tu nie nakryje!



Ścienne gazetki...









Plan lekcji. Co ciekawe - myśmy w szkole nie mieli przedmiotów o nazwach “przyroda” czy “sztuka”. Czy to odpowiedniki naszej “biologii” albo “środowiska”? Albo “plastyki”?



43 lata temu mieli tu dzielne zuchy! Konkursy wygrywały!



Ze ścian ciągle ktoś na nas patrzy. Albo jakiś Rej czy inny Mickiewicz albo królik lub wiewiór.







W szafkach ogromna ilość przezroczy i taśm filmowych. Sporo tu mieli różnistych pomocy naukowych!













Kącik kościsty. Ciekawe do jakiego zwierzaka należał ten szkielet stojący koło ryby?







Czasopisma z lat 80 tych.

https://blogger.googleuse...qddK9FcSVw=s600



A piłki wciąż napompowane! Jakim cudem? Z moich to za pół roku powietrze schodziło i trzeba było dopompować!





I mieli nawet barometr! Hatifnaty by się cieszyły! :P



Pajęczyny, wszędzie tłuste, gęste pajęczyny! Masakrycznie one sklejają włosy. Kolejnego dnia to sobie pół łba wyrwałam przy czesaniu...




A jednak udaje się dotrzeć dziś do sklepu. Dotuptaliśmy do Tarnoszyna i tamtejszego punktu zaopatrzenia w materiały niezbędne. I nawet jest otwarty! Jesteśmy uratowani! Będzie zatem wypaśna kolacja a nie tylko ryż z sucharami! :) Można się też nawodnić :) A i Krwawy się odnalazł! Szczęście zatem pełne!



Pod sklepem pełno też futrzastych lokalsów. Siedzą i mruczą.



Pozostaje jeszcze kwestia noclegu.. Wszędzie wokół tylko pola, pola, pola. I tu znów spadają nam z nieba pomocni miejscowi. Sami podchodzą i w mig odgadują nurtujące nas problemy - i jeszcze proponując rozwiązanie. Możemy się rozbić na miejscowym stadionie. Miejsce jest idealne. Piłkarze zostawiają nam nawet otwarte szatnie, a więc możemy kimnąc pod dachem. Na rano zapowiadają opady, więc nie musimy potem zwijać mokrych namiotów i ich kisić w Zamościu. Są wychodki, kran z wodą, a nawet miejsce na ognisko!







Świat widziany z kibelka!



Wybieramy się też do drugiego sklepu, a nasza trasa wypada przez rozległe, zielone łąki.





Nie wiem co łączy Tarnoszyn z Grunwaldem. Bo kawałek drogi jest... Czy jest związana z tym jakaś lokalna historia?? Czy komuś po prostu tak w duszy zagrało?





A to obiekt, do którego zmierzamy!



Ogromna, podsklepowa wiata zachęca, aby zasiąść i podelektować się chwilą...







Wieczorem na ognisko przychodzą zawodnicy lokalnej drużyny “Szyszła” Tarnoszyn.



Nazwa pochodzi od miejscowej, niewielkiej rzeczki, której tereny rozlewiskowe rozpościerają się wielkimi połaciami zieleni wokół boiska. Jeden z piłkarzy jest leśniczym. Opowiada nam o leśnej chatce i proponuje, abyśmy (będąc tu kolejny raz) w niej zanocowali. Rozmowy schodzą też na temat młodzieży stroniącej od sportu, która woli tyć wciągając czipsy przy komputerze, o łapówkach na Ukrainie i o różnych plusach i minusach życia na pograniczu. A jak zostajemy już tylko w swojej ekipie - tematy meandrują w dziwne strony np. na transwestytów ;) Są też pieczone ziemniaczki, z których niestety połowa się spaliła.





Ekipa układa się spać w szatni.



Ja znajduje sobie własny pokoik - śpię w kanciapie z piłkami i pucharami. Lokalne gryzonie też wolą tą część budynku, ale o tym dowiaduję się później ;)



W nocy mam odwiedziny. Budzę się, bo mnie coś załaskotało w policzek. Zapalam latarkę. W snopie światła widzę myszkę. Zwierzątko jest chyba bardzo zaskoczone moją obecnością. Stoi słupka i rusza z niepokojem noskiem. Chwilę patrzymy sobie w oczy, jednak moje sięgnięcie po aparat powoduje, że widzę tylko ogonek znikający gdzieś za wykładziną. Przez resztę nocy słyszę jedynie chrobotania. Bliskiego kontaktu już nie nawiązujemy.

Reszta ekipy nie miała żadnych nocnych odwiedzin. Może myszory zazwyczaj wolą kicać po pucharach i piłkach niż być rozdeptywane przez spoconych facetów? I stąd takie ich preferencje odnośnie wyboru pomieszczeń? ;)

Rano leje… Przynajmniej mniej żal zbierać się do powrotu. Jak to dobrze, że nie musimy zwijać mokrych namiotów, a i śniadanko możemy na spokojnie zjeść pod daszkiem!

Po płycie boiska zasuwa bocian. Bez piłki. Czymś się odżywia.



I ostatnia wiejska wiata przystankowa na naszej trasie.



Z Tarnoszona jedziemy do Tomaszowa Lubelskiego. Tomaszowski dworzec w szarościach deszczowego dnia.





Ileś lat temu to była specyfika np. Ukrainy, że tam jeździły marszrutki. U nas były duże, przestronne i wygodne PKSy. Teraz i u nas są marszrutki i przewóz dużego plecaka jest problematyczny. No ale cóż... grunt, że coś jeździ! Cieszmy się i tym!

Żal, że to już koniec naszej wędrówki przygranicznymi wioskami. Wyjazdu, gdzie rzeczywistość przebiła wszelakie oczekiwania. Pogoda, teren, ekipa, napotkani ludzie, noclegi, ciekawe miejsca - to wszystko wypaliło dużo lepiej niż było w planach. Tak jakby los chciał nam wynagrodzić przesrany na własne życzenie wyjazd z zeszłego roku!

A dalej jedziemy do Zamościa, gdzie z konieczności transportowej spędzimy ostatni dzień naszego tegorocznego wypadu.

cdn
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2021-10-20, 00:13   

Zobaczysz za rok, jakie są teraz przedmioty :D
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6082
Skąd: Oława
Wysłany: 2021-10-20, 08:51   

laynn napisał/a:
Zobaczysz za rok, jakie są teraz przedmioty :D


Noooo :lol Za rok bede na bieżąco w temacie :D
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6082
Skąd: Oława
Wysłany: 2021-10-23, 18:24   

W Zamościu spędzamy pół dnia, z konieczności. Połączenie powrotne mamy z tutejszego dworca PKP wcześnie rano, więc najwygodniej będzie tu przekimać. Śpimy w hostelu zaraz przy starówce. Budynek z zewnątrz nie wygląda zachęcająco (tzn. dla bub) bo jest świeżo po remoncie, wylizany do bólu (jak większość tego miasta).



Ale wystarczy przekroczyć bramę, a wpadamy w miłe, zapomniane podwóreczko, do którego oprócz części hostelowej przytykają opuszczone kamienice. Widok z okna pokoju jest zatem akceptowalny :)



Tam, gdzie na chwilę znikną ludzie, od razu pojawia się przyroda. Nie trzeba jej szczególnie chronić - wystarczy zostawić w spokoju i celowo nie tępić. Wszystkie okna okleiły jaskółcze gniazdka! Można godzinami obserwować jak latają, popiskują, wczołgiwują się do swoich domków czy siedzą na parapetach kręcąc łebkami. Czasem się też biją np. przy wlocie do gniazda. Czy to gospodarz nie chce wpuścić intruzów, którzy próbują wbijać bez zaproszenia? Nie możemy rozkminić o co idzie w tych potyczkach!









Włóczymy się po starówce. Nowe, kolorowe, równiusie. Może trochę bolą zęby, ale kolorowy ryneczek na pewno zapada w pamięć. I nawet dla mnie jest na swój sposób ładny. Przypomina mi trochę odpustową zabawkę. Kamieniczki powinny jeszcze wygrywać jakieś symfonie i migać wieczorem światełkami jak wrocławskie fontanny ;)



I do Piłsudskiego można zadzwonić, jakby ktoś miał jakąś sprawę. Tak tak, Zamość oferuje szeroki asortyment usług! ;)



Nie rozumiem też zupełnie co ma symbolizować ta ławka - pomnik, z wyraźnie tylko jednym siedzeniem. Że niby tych mężów stanu było tak mało???



Pomnik ku czci złodziei rowerów ;)



Zaglądamy też do katedry, gdzie jest ponoć słynący z cudowności obraz o ciekawej historii.





Strasznie lubię takie nietypowe historie i niecodzienne pochodzenie artefaktów. Człowiek sobie siedzi, gapi się w obraz i sobie rozmyśla jak to wszystko było. Tyle ciekawych wydarzeń zatopionych w kawałku drewna! Odkładając nawet na bok obecność Boga, to może to samo przesycenie przedmiotu emocjami powoduje, że inni ludzie odbierają go jako szczególny, “cudowny”, pomagający w skupieniu podczas modlitwy? Fajna też była historia np. o figurce z kościoła w Swarzewie, którą opowiadała mi babcia. Figurka przypłynęła morzem i fale wyrzuciły ją na brzeg. Przybyła niewiadomo skąd, jak rozbitek na nieznaną wyspę...

Nie mogę odżałować, że jak byłam tu przejazdem 19 lat temu, to nie wiedziałam o istnieniu fortów! Zapewne wtedy były zarośnięte, zapomniane i co najważniejsze - otwarte! Przejść, murków czy bram jest tu całkiem sporo na okolicznych pagórkach. Teraz Twierdza Zamość jest wypolerowana, obwieszona kamerami i szczerzy się kłami krat, więc o swobodnym zwiedzaniu podziemnych tuneli raczej nie ma mowy.

















Na niektórych kamieniach zachowały się stare napisy cyrylicą. Wygląda na to, że jakieś z carskich czasów? bo daty z “18” na przodzie się przewijają.











Udaje mi się wyjść na fajny wał. Można zajrzeć do fosy, zerknąć na widoczek to tu to tam. Mają tu nawet fort wyplatany jak koszyk!



Taaaaa… mogłam się domyśleć, że jak coś ma chociaż muśnięcie sympatyczności - to MUSI być zabronione!



Niektóre fragmenty twierdzy wyglądają jakby je wczoraj postawili np. to białe muzeum.



Ciekawe jest to, że jak gdzieś w terenie jest kawałek starego, obtłuczonego muru, to większość ludzie twierdzi, że to jest be - nieestetyczne, niemiłe dla oka i trzeba natychmiast z tym zrobić cokolwiek... Ale ten sam rozpiżdżony mur otoczony barierkami, otabliczkowany i opisany “zabytek dla turysty” już budzi skrajnie inne odczucia. W takim miejscu ludzie stoją w kolejce, żeby zrobić fotkę. Tu np. taka kupa cegieł z “wartością muzealną”.



Jedno z muzeów zawiera starą broń. Pudel i Krwawy idą go zwiedzać. Łażenie w masce na twarzy i patrzenie na fanty za szkłem nie do końca mnie bawi, więc idę gdzie indziej. Niedaleko jest pałac. W jego głównej części rozłożyło się liceum, a z tyłu przytyka fragment, w którym mieszczą się lokale komunalne. Tą część budynku porastają malownicze pnącza.









Klimatyczne okienka.



Wewnętrzny dziedziniec.





W miłych miejscach jest zawsze dużo sznurków na pranie!



I wyłażą stare napisy!



Jest też piwniczka, która być może ma coś wspólnego z miejscowymi fortami? Obecnie używana chyba jest jako prywatny składzik.





Mroczne klatki schodowe są wyposażone w ogromne, drewniane skrzynie z jakąś tajemniczą zawartością. Na każdej wisi solidna kłódka.







Korytarze pełnią funkcje składzików na rowery, wózki, szafy i wszelaki inny przymieszkaniowy asortyment.





Ściany zdobią obrazy - tematyka marynistyczna zdecydowanie jest tu w modzie.



Kwiatki doniczkowe, dzbanuszki. Niektórzy próbują klatkom schodowym nadać choć odrobinę domowego charakteru.



Od czego są te rzeźbione drzwiczki? I co mogło z nich tak cieknąć?



W tym korytarzu chyba już nikt nie mieszka... Jakoś wieje chłodem...



Schody niestety mocno skrzypią. Przez to łatwo namierzyć intruza. Raz wyskakuje na mnie koleś, z obawą, że kradnę ziemniaki. W drugiej bramie babuszka częstuje mnie ciasteczkami. Opowiada, że mieszka się tu całkiem nieźle, zimą jest cieplej niż w wiejskiej chacie (choć jak można wnioskować ze zdjęcia - kaloryferów tu nie mają...)



Można uprawiać warzywa w ogródku i hodować koty. Kur niestety od kilku lat nie wolno.. Oprócz braku kur problemem są również głośno zachowujący się sąsiedzi.
Dwa spotkania - a takie zupełnie inne podejście do zbłąkanego przybysza. Ale doszłam do tego, że jedno je łączy - musiałam wyglądać na głodną! ;)

Potem zbieramy się ekipą do kupy i idziemy połazić po mieście trochę dalej od starówki. Tu klimaty robią coraz mniej wypielęgnowane i turystyczno - folderkowe. Budki, sklepiczki, smoki i inwazja kosmitów :) A i czasem podwórko z powiewającym praniem. Tak to można żyć!















A w ogóle to zmierzamy do chyba jedynych zamojskich ruin. Przynajmniej tylko o tych udało mi się dowiedzieć. Nazywają to tutaj zwyczajowo “bunkier”, ale nie ma to nic wspólnego z fortyfikacjami. Jest to niedokończony “Dom Partii” i jest objawem megalomanii lokalnych władz pod koniec lat 70 tych. Miało to być jebutnie duże, ale inwestycja nigdy nie została dokończona. Krążą legendy, że wybudowana piwnica ma trzy kondygnacje i zawiera tajny schron przeciwatomowy. Kwestie własnościowe działki są dosyć sporne, co utrudnia dysponowanie terenem, jego sprzedaż czy demontaż. Tak, tak... tego typu spory to w obecnych czasach jedna z niewielu szans na zachowanie miejsc w stanie niezmienionym od lat, na zostawienie w spokoju ruin czy nieużytków. Obecnie “bunkier” jest głównie miejscem spotkań lokalnej “śmietanki towarzyskiej” - żule, ćpunki, bezdomni, jak i imprezująca młodzież. Miejsce spędzające sen z powiek wielu statecznym mieszkańcom Zamościa.















Na "piętrze" troche bardziej przestronnie ;)







Teren w podziemiach jest faktycznie dosyć zapaskudzony śmieciami i szmatami o woni z lekka kibelkowej. Cóż, widać jest duży niedobór tego typu miejsc, więc tutaj nagromadziło się wszystko w postaci skondensowanej i miejscami faktycznie urywa nos. Mój cichy plan zrobienia tutaj ogniska czy chociażby wypicia piwa legł więc niestety w gruzach… Trzeba wracać do centrum...

Jest więc plan, aby wieczorem usiąść w jakiejś knajpie. Początkowo zaglądamy do takowej, którą ponoć polecili Szymonowi znajomi. Nie jest to bynajmniej obiekt należący do mojego ulubionego gatunku “mordownia”, ale w swojej kategorii “knajpa na starówce” całkiem daje radę. Ogródek z widokiem na rynek, takie rury, po których biegają płomienie (może to kiczowate, ale zawsze mała namiastka żywego ognia ;) No i można zamówić zieloną herbatę w dużym, żeliwnym imbryczku. Nie jest to może ognisko w “domu partii”, ale wygląda jak niezły plan na wieczór, skoro już postanowiliśmy go spędzić standardowo w turystycznym mieście. Ale reszcie ekipy owa knajpa jakoś nie przypada do gustu :( Chyba chodzi o ceny piwa… Krążymy więc znów po centrum, jak smród po gaciach, szukając nie-wiadomo-czego. Idziemy w jakąś boczną uliczkę i mimo ciepłego wieczoru siadamy w dusznych wnętrzach jakiegoś baru. I na dodatek w środku trwa karaoke. Można więc jedynie słuchać jak kilku debili drze ryja na przesterowanych mikrofonach. O jakiejkolwiek rozmowie nie ma mowy, chyba że krzykiem. I nie wydają herbaty, mimo że mają ją w spisie, “bo jest piątek”. Nie wiem jakie prawo zabrania im sprzedawania herbaty w piątki, słyszałam, że np. fanatyczni chrześcijanie to mięsa w piątki nie jedzą, ale o herbacie słyszę po raz pierwszy… Kupuje więc piwo, na które jakoś dzisiaj nie mam ochoty, wychodzę z nim do ogródka, w uszach mi dzwoni i zastanawiam się co zrobić dalej z tak pięknie rozpoczętym wieczorem. Chyba najlepszym wyjściem będzie wrócić do hostelu i iść spać, co niniejszym czynię.

Owa knajpa pozostaje jedynym miejscem na naszej wycieczce, która mi się zdecydowanie nie podobała. Zatem jak na 8 dni to bilans jest bardzo a to bardzo pozytywny!

Łażę jeszcze chwilę ulicami, zaglądam do sklepu, aby zaopatrzyć się w żarcie na drogę powrotną. Nie wiem czy dzisiaj jest jakiś “dzień kurtyzany” czy tak obecnie wyglądają standardowe wieczory panieńskie? Po mieście włóczą się kilkunastoosobowe grupy roznegliżowanych i krzykliwych dziewcząt. I jest jedna reguła - im brzydsza dziewucha tym jest bardziej wyzywająco umalowana i bardziej wulgarnie się zachowuje. W Żabce np. oferowały sprzedawcy zrobienie loda za siatkę piwa. Gdy koleś się krzywił - zrobiły się nieco agresywne: “Co k... ?? Nie podobam ci się??” I już się dwa paszczury pchają za ladę. Facet ostatecznie wykręcił się wiszącymi kamerami i późniejszymi kłopotami z szefem. Już wreszcie wiem po co te monitoringi w sklepach wszędzie wieszają!

Rano idąc na dworzec odkrywamy, że w Zamościu jak wszędzie - trwa walka z drzewami i wszelaką zielenią. Niektórzy nie spoczną zanim cały świat nie zamieni się w litą płytę z wypolerowanego betonu. Inni jak widać próbują z tym walczyć. Kibicuję im z całego serca, aby przynajmniej ten mały kawałek walki z wiatrakami byli w stanie wygrać. Mam ogromną nadzieję, że jak kiedyś mnie jeszcze losy zdryfują do Zamościa, to te drzewa wciąż tam będą szumiały...





I by się wydawało, że to już koniec przygód i nietypowych atrakcji. Otóż nie! Z Zamościa mamy pociąg do Lublina, a z Lublina już bezpośredni do Oławy. Gdzieś na wysokości Zabrza w pociągu rozlega się donośny huk! Ki diabeł??? Coś wybuchło? Ale pociąg jedzie dalej, bez zmian… Rzut oka na okno...yyyyyyyyyy… Okno, przy którym siedzimy, oględnie mówiąc zaczęło wyglądać niestandardowo…





Jak witraż! Nadało by się do jakiejś galerii sztuki! ;)



No bo w okno pierdzielnął kamień. Na szczęście trafił w sam róg futryny, więc kamulec nie przebił szyby i nie wpadł do środka. Mam nadzieję, że się odbił i przydzwonił rykoszetem w rzucającego. Ponoć pasażerowie widzieli trzech gówniarzy stojących na wale nad torami i w momencie uderzenia było słychać ich głupkowaty śmiech… Można powiedzieć, że mieliśmy kupę szczęścia, ale sama świadomość, że kamień zatrzymał się metr od twojego łba, a szyba tylko jakimś cudem nie posypała się - powoduje jednak lekkie podenerwowanie… Jeszcze przez kilka dni śni mi się w nocy ta sytuacja w bardzo różnych wariantach...

Jedno co można zdecydowanie powiedzieć - to tym razem słynne Licho z nami nie wędrowało ani przez chwilę! Zostało gdzieś daleko i miejmy nadzieję, że zgubiło trop na dobre…

KONIEC
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
Adrian 
Cieszynioki


Wiek: 40
Dołączył: 13 Lis 2017
Posty: 9269
Wysłany: 2021-10-23, 18:44   

W nocy można by się nieźle wystraszyć tego widoku :lol



Pomysł ma fotę super !

 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8277
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2021-10-24, 16:06   

buba napisał/a:
Do Korczmina tuptamy pieszo. Na trasie towarzyszy nam taki uszasty kolega.

faktycznie ten twój aparat bardzo ładnie zbliża :o-o

Cytat:
Przeliczamy ilość zapasów - ja mam paczkę sucharów, czosnek i puszkę sairy, Iwona dwie torebki ryżu i zieloną cebulkę. Jakoś do jutra przetrwamy,

bez jedzenia chyba bym przetrwał, ale bez piwa, bo takim dniu?? Wykluczone!

Cytat:
A!! Mieliśmy okazję dzisiaj zwiedzić opuszczoną szkołę.

zastanawiałem się, czy czasem z jakiś powodów opuściłaś historię o szkole czy zapomniałaś?? :D A to tylko zmieniłaś kolejność...

Cytat:
Pozostaje jeszcze kwestia noclegu.. Wszędzie wokół tylko pola, pola, pola. I tu znów spadają nam z nieba pomocni miejscowi. Sami podchodzą i w mig odgadują nurtujące nas problemy - i jeszcze proponując rozwiązanie. Możemy się rozbić na miejscowym stadionie. Miejsce jest idealne. Piłkarze zostawiają nam nawet otwarte szatnie, a więc możemy kimnąc pod dachem. Na rano zapowiadają opady, więc nie musimy potem zwijać mokrych namiotów i ich kisić w Zamościu. Są wychodki, kran z wodą, a nawet miejsce na ognisko!

gdy wy siedzieliście pod sklepem ja polazłem poszwędać się po okolicy aby zobaczyć, czy gdzieś nei ma chociażby jakiejś kępy drzew na namioty. I wtedy zobaczyłem tego faceta co tam coś zagadywał i już wówczas podejrzewałem, iż coś dla nas znajdzie :lol

Cytat:
tematy meandrują w dziwne strony np. na transwestytów

zwłaszcza gustował w nich Krwawy :lol

Cytat:
Czy jest związana z tym jakaś lokalna historia?? Czy komuś po prostu tak w duszy zagrało?

na terenie Galicji było wówczas modne stawianie różnych pomników grunwaldzkich - w 1910 roku

Cytat:
I ostatnia wiejska wiata przystankowa na naszej trasie.

I Szymon wietrzący stopę :haha
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Ostatnio zmieniony przez Pudelek 2021-10-24, 16:08, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8277
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2021-10-24, 16:14   

buba napisał/a:
Budynek z zewnątrz nie wygląda zachęcająco (tzn. dla bub) bo jest świeżo po remoncie, wylizany do bólu (jak większość tego miasta).

warto dodać, że wpuścili nas kilka godzin wcześniej, niż oficjalnie zaczynała się doba. A więc plusów miał trochę więcej ;)

Cytat:
Na niektórych kamieniach zachowały się stare napisy cyrylicą. Wygląda na to, że jakieś z carskich czasów? bo daty z “18” na przodzie się przewijają.

to są napisy żołnierzy z rosyjskiego garnizonu, który wtedy stacjonował w twierdzy

Cytat:
Łażenie w masce na twarzy i patrzenie na fanty za szkłem nie do końca mnie bawi,

na szczęście w muzeum byłem sam, więc nie musiałem łazić w masce, ale faktycznie sama wystawa była dość dziwna ;) Natomiast szło dotykać radziecki sprzęt :D

Cytat:
Ale reszcie ekipy owa knajpa jakoś nie przypada do gustu :( Chyba chodzi o ceny piwa…

z tego co pamiętam, to nie szło tam usiąść w środku
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6082
Skąd: Oława
Wysłany: 2021-10-24, 19:59   

Pudelek napisał/a:
faktycznie ten twój aparat bardzo ładnie zbliża


To jego głowna zaleta! I powód czemu go kupilam. Mam jeszcze drugi co zbliza jeszcze lepiej ale to taka cegła ze na piesze wycieczki sie nie nadaje.

Pudelek napisał/a:
bez jedzenia chyba bym przetrwał, ale bez piwa, bo takim dniu?? Wykluczone!


Dobre piwo nie jest złe, ale zdecydowanie jedzenie przedkładam nad złocisty napoj! :)
A poza tym to byl chyba jeden z ostatnich dni, a zazwyczaj po kilku dniach codziennego picia piwa jakos spada mi na nie apetyt. To tak jakby codziennie jesc parowki. Bardzo je lubie, ale po tygodniu to by mi sie juz wracalo na sam widok. Z piwem mam wiec podobnie!
P.S. Ale herbaty zasada nie dotyczy! :P

Pudelek napisał/a:
zastanawiałem się, czy czasem z jakiś powodów opuściłaś historię o szkole czy zapomniałaś?? A to tylko zmieniłaś kolejność...


Zmiana kolejnosci tez nie jest do konca przypadkowa ;) Ty wiesz, ja wiem, a dla innych niekoniecznie ma to znaczenie ;)

Cytat:
gdy wy siedzieliście pod sklepem ja polazłem poszwędać się po okolicy aby zobaczyć, czy gdzieś nei ma chociażby jakiejś kępy drzew na namioty. I wtedy zobaczyłem tego faceta co tam coś zagadywał i już wówczas podejrzewałem, iż coś dla nas znajdzie :lol


Aaa bo ja myslalam ze on zagadal cie przy sklepie!

Cytat:
zwłaszcza gustował w nich Krwawy :lol


Temat zaczał chyba Szymon, wspominajac o naszej wspolnej znajomej, ktora przeobraziła sie w chłopca. A ze Krwawy chetnie podchwycil to tez prawda! :)

Cytat:
na terenie Galicji było wówczas modne stawianie różnych pomników grunwaldzkich - w 1910 roku


A czemu akurat grunwaldzkich? Gdzie Grunwald a gdzie Galicja. Ciekawe czemu akurat ta bitwe sobie wybrali aby ja wielbic?

Pudelek napisał/a:
I Szymon wietrzący stopę


A wiesz, ze tego wczesniej nie zauwazylam?? :lol

Pudelek napisał/a:
warto dodać, że wpuścili nas kilka godzin wcześniej, niż oficjalnie zaczynała się doba. A więc plusów miał trochę więcej


No to faktycznie milo z ich strony. Zawsze niezmiernie wkurzaja mnie te obiekty noclegowe, gdzie mają pusto, ale cie nie wpuszczą wczesniej i z zegarkiem czekaja az wybije wydumana godzina.

Pudelek napisał/a:
to są napisy żołnierzy z rosyjskiego garnizonu, który wtedy stacjonował w twierdzy


No to sprawa sie wyjasnila!

Pudelek napisał/a:
na szczęście w muzeum byłem sam


Sam? A gdzie Krwawy?

Pudelek napisał/a:
Natomiast szło dotykać radziecki sprzęt


I walnac sobie serie z kałacha w powietrze? No do takiego muzeum to bym sobie poszla! :D

Pudelek napisał/a:
z tego co pamiętam, to nie szło tam usiąść w środku


A to mielismy zupelnie inne preferencje bo ja w pogodny cieply wieczor zazwyczaj wole siedziec na zewnatrz.
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
Ostatnio zmieniony przez buba 2021-10-24, 20:02, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8277
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2021-10-24, 21:33   

buba napisał/a:
A poza tym to byl chyba jeden z ostatnich dni, a zazwyczaj po kilku dniach codziennego picia piwa jakos spada mi na nie apetyt. To tak jakby codziennie jesc parowki. Bardzo je lubie, ale po tygodniu to by mi sie juz wracalo na sam widok. Z piwem mam wiec podobnie!

dlatego starałem się codziennie mieć także coś oprócz piwa :lol

buba napisał/a:
Zmiana kolejnosci tez nie jest do konca przypadkowa Ty wiesz, ja wiem, a dla innych niekoniecznie ma to znaczenie

szczerze - to nie wiem! :D

buba napisał/a:
A czemu akurat grunwaldzkich? Gdzie Grunwald a gdzie Galicja. Ciekawe czemu akurat ta bitwe sobie wybrali aby ja wielbic?

bo była symbolem zwycięstwa nad Niemcami (przynajmniej według propagandy, bo w rzeczywistości tak wcale nie było). Poza tym Polacy w swojej historii mają stosunkowo niedużo wielkich zwycięstw na koncie, a że akurat wypadało 500 lecie, to tak się działo.

buba napisał/a:
Sam? A gdzie Krwawy?

on był w innej części - ja oglądałem sprzęt z ubiegłego wieku, a on starsze. Kałachów akurat nie było :P

buba napisał/a:
A to mielismy zupelnie inne preferencje bo ja w pogodny cieply wieczor zazwyczaj wole siedziec na zewnatrz.

tylko, że my przecież szukaliśmy czegoś w środku, skoro otwarto knajpy, bo wcale tak ciepło na zewnątrz nie było
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6082
Skąd: Oława
Wysłany: 2021-10-24, 21:48   

Pudelek napisał/a:
bo była symbolem zwycięstwa nad Niemcami (przynajmniej według propagandy, bo w rzeczywistości tak wcale nie było). Poza tym Polacy w swojej historii mają stosunkowo niedużo wielkich zwycięstw na koncie, a że akurat wypadało 500 lecie, to tak się działo.


No tak, cos musi byc w tym, ze to wydarzenie jest szczegolnie otoczone pamiacią. Skadinad to chyba jedna z niewielu dat historycznych dniowych, które pamietam! ;)


Pudelek napisał/a:
tylko, że my przecież szukaliśmy czegoś w środku, skoro otwarto knajpy, bo wcale tak ciepło na zewnątrz nie było


Wnetrza knajp to bardzo sobie cenie tak od pazdziernika do kwietnia. No chyba ze to taki maj jak w Gołdapi ;)

Cytat:
bo wcale tak ciepło na zewnątrz nie było


Przy pełzających w rurach ogniach pewnie bylo cieplo :P
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
Ostatnio zmieniony przez buba 2021-10-24, 21:48, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Copyright © 2013 by Góry bez granic | All rights reserved | Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group