Forum FAQ Szukaj Użytkownicy Rejestracja Statystyki Profil Zaloguj Albumy Kontakt

Poprzedni temat «» Następny temat

Sądecki trip. Czyli wspólna dwójka do KGP.

Autor Wiadomość
vidraru 
Rosomak


Wiek: 43
Dołączyła: 27 Sty 2017
Posty: 2498
Skąd: Kęty
Wysłany: 2017-08-17, 19:04   Sądecki trip. Czyli wspólna dwójka do KGP.

Wróciliśmy.
Ostatnio zmieniony przez vidraru 2017-08-17, 19:06, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
sokół


Dołączył: 06 Lip 2013
Posty: 12246
Skąd: Bytom
Wysłany: 2017-08-17, 19:56   

Czekamy na relację.
Profil Facebook
 
 
ceper 


Dołączył: 02 Sty 2014
Posty: 8598
Wysłany: 2017-08-17, 20:32   

Widzę postęp: w 2007 na lekko, w 2013 z plecakiem, zaś ostatnio z niebieskim basenem. Dobrze widzę?
_________________
Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma. /Mt 13,12/
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
 
 
vidraru 
Rosomak


Wiek: 43
Dołączyła: 27 Sty 2017
Posty: 2498
Skąd: Kęty
Wysłany: 2017-08-17, 23:05   

Dzień pierwszy - 13 sierpnia.

A więc stało się - wracamy w Sądecki. Po ledwo przespanej nocy kulamy się na KRK. Tam błyskawiczne śniadanie na Topolowej - czyli piwo. Obok przechodzi Rogucki, trudno, nie ma czasu zaczepić, bus już stoi. Pani kierowca sprawnie usadawia full skład do bydłowozu i ruszamy do Łabowej. ness macie ładne poduszki w kwiatki w Brzesku w sklepie na rogu, ale nie wiem jak się zwie ulica :dev

Na pierwszy rzut oka Łabowa całkiem przyjemna. Jest sklep czynny w niedzielę. Idziemy rzucić okiem na byłą cerkiew greckokatolicką. Cerkiew z fundacji Lubomirskich wybudowano z kamienia w 1784 roku. Po wysiedleniach ludności łemkowskiej w 1945 i 1947 stała nieużytkowana i niszczała. Remontowana w 1992 i od tego roku pełni funkcję rzymskokatolickiego kościoła filialnego parafii w Łabowej pw św Stanisława BP.





Wracamy prawie tą samą drogą do szlaku i po drodze mamy kościółek i siedzibę parafii.



A potem zaczyna się Golgota asfaltem przez całą paskudność wsi. Nic nie mam osobiście do Łabowej ale... Wieś jak każda inna z tysięcy napotkanych na szlakach, ułożona bardzo ładnie pomiędzy stromymi wzgórzami, na których pasą się krówki, koniki, kózki ale z mieszkańcami chyba coś nie tak... Domy wyglądają jak połączenie Wersalu z willą barona cygańskiego, albo w ogóle nie wyglądają, bo nie wiedzieć czy się budują, czy są rozbierane. Dookoła walają się aż po koniec następnej wsi dechy, gruz, śmieci, rozpierdzielone podjazdy, tajemnicze kratery, jakby w co trzeciej chałupie mieli prywatną kopalnię odkrywkową, a jeśli mają ogródki to też ich właściciele powinni mniej wąchać zielsko, ponieważ wszystko jest skąpane w chaosie, który urąga temu zakątkowi Beskidów. Do tego po obu stronach drogi rosną zielska i chaszcze po cycki i nie ma się gdzie normalnie, po ludzku wysikać. Takie skromne, pierwsze wrażenie...

Dalej robi się jeszcze ciekawiej, ponieważ wchodzimy do wsi Łabowiec. Tam to tylko bombę zrzucić, żeby ten gnój równo rozjebało. Drogi boczne składają się z mieszaniny błota i tego do rozrzucenia. Darek stwierdza, że widział już największe zadupia w Niskim. Ale ten rozpiździel uświadamia go, że jednak chyba nie. Największe wrażenie robi na nim stadion "LKS Tajfun Łabowiec"... Mnie jednak wstyd robić tam zdjęcia - teraz żałuję... Posłużę się zrzutką z Google Street View.



Funkcjonuje tu również prywatna firma specjalizująca się w tynkach. Przynajmniej wiemy z czego biorą materiał. Z podjazdów sąsiadów a jako gruntu używają gnoju :)

Asfaltu jest zbyt wiele, ale w momencie gdy kończy się ten pierdolnik i mijamy znak zakazu wjazdu zaczyna to wszystko mieć urok. Wkraczamy na teren Popradzkiego Parku Krajobrazowego. Dalej asfalt ale dookoła piękny las. Potok Łabowczański spada po kaskadach, na prawo i lewo wznoszą się wysokie skarpy porośnięte bujnymi ziołoroślami, kwiatami późnego lata. Ciul z tym, że leje coraz mocniej. Jest pięknie. Robimy rest.





Teraz w lekkim deszczu pięknym lasem, przez który przewalają się mgły prosto na Łabowską. Z widoczności niestety nici aż do późnego wieczora.



W schronisku tłum ale ok. 22 gdy gaśnie światło i zapalają się LED-y można w końcu w prawie pustej jadalni zaszyć się na ulubionej kanapie z piwkiem i książką w ręce. Do 1 w nocy... I o to chodziło...

Dzień drugi - 14 sierpnia.

Poranek rześki, wita słońcem i przewalającymi się chmurami. Śniadanko, kupa, rytualna ablucja, pożegnalne piwko w towarzystwie Pana Turysty z Łodzi i ruszamy żółtym w stronę Łomnicy.





Początek nieciekawy przez Wargulszańskie Góry, później polanki skrywające szałasy pasterskie, piękny widok na szałasy na Skotarce i malownicze łączki i polany.







Ciągniemy się spacerniakiem aż do Parchowatki gdzie stromo w dół zwalamy na przeuroczy przysiółek Króle. Widok cudowny, sielski, pola, łąki, przyczajone w trawach krowy, stogi siana, błękitne niebo, stare chaty i góry i góry i góry...









Na to wszystko spotkaliśmy jeszcze glizde, która zajęła nasze myśli na minut kilka. Gdzie to ma przód, a gdzie tył :??



Decydujemy się na skrót bezszlakowy na Łomnicę Zdrój. Stamtąd busem na Piwniczną. Obszczekują nas lokalne burki. Błoto pachnie krowim łajnem, upał robi się nie do zniesienia. Lądujemy po sklepem gdzie rządzi Pan Tomek. Skarbnica wiedzy.

Pani ekspedientka: Panie Tomku ić Pan do domu, nie wojuj mi tu, Pana siostra dzwoni!

Pan Tomek: A niech se kurwa dzwoni!!! :fajka

On se musi z nami pogadać, historie życia, lekko awanturnicze, eh te baciary z Łomnicy...

No i przez nich pitnął nam autobus. Gonimy wraka - nie widzi. No to kciuk. Przemiły pan podwozi nas na granicę Piwnicznej. Cobyście dobrze Łomnicę zapamiętali :lol

Kawałek busem i pierogi w restauracji poleconej przez baciarów. Knajpa nazywa się "Pod Kasztanami". Na rynku. Piwo grybowskie też ok. Piwniczna to jeden wielki chaos. Ten ryneczek ciasny jak dupa węża, wszędzie parkingi, na chodnikach parasolki, auta i autobusy mijają się na lusterka, a dookoła tego pałętają się półprzytomni z ciepła ludzie. Zmieniamy plan ze względu na upał, zamiast wprost rypać żółtym na Niemcową łapiemy busa na Kosarzyska i dalej do góry. Niby rowerowym. Daje po garach. Nic ciekawego. Przystanek pod kapliczką pod Kamiennym Groniem gdzie czciciele Maryjki (która ma głowę w przeciwieństwie do tej z Mogielicy) złożyli mnóstwo czci i darów ofiarnych. W postaci kilku worów śmieci...







Robi się ku wieczorowi, więc trzeba zmykać...



Stąd już rzut beretem na chatkę.





Chatki nie widać, bo zasłaniają ją ludzie. Moje marzenie się spełniło - przecież nie jeżdżę w góry po to by mieć ciszę i spokój, wolę rozwrzeszczane i rozbeczane przedszkole mordujące koty i tłum dookoła. Haris wita nas sympatycznie, ale chyba nie do końca panuje nad imprezą. Finalnie kończy się śpiewankami jakiejś ekipy, wizytą kotów i psa, spadającymi gwiazdami i wschodem księżyca o kształcie ćwiartki pomarańczy gdzieś znad Jaworzyny Krynickiej.



Dzień trzeci - 15 sierpnia.

Upał od rana. Szpakówa z przerażającymi schodami, grzana piecem, bez okna i z pełnym składem robi robotę. Dychać nie idzie. Ewakuacja do kuchni polowej na śniadanie i długa. Dziś tylko (albo aż w ten skwar) na Prehybę w luksusy pryszniców, żarówek, szarlotek z bitą śmietaną, i bez chrapiących i zgrzytających na zębach współlokatorów. I cel główny tripu - Radziejowa. Mój wspólny z Darkiem drugi do KGP szczyt.

Podejście na W. Rogacz daje po dupie w temperaturze ponadnormalnej do zniesienia. Kawa czekolada na Rogaczu. Darkowi zachciało się kawy. Z mlekiem. Słodkiej. A wody ubywa. Trochę za szybko.



Wszyscy przechodzący, a ruch tu dziś jak w Rzymie, robią sobie fotki z naszym pierdolnikiem plecakowym :)

Na szczęście bogowie litują się zsyłając chmurki i robi się trochę chłodniej. Dzięki temu podejście na Radziejową idzie przeżyć, choć w pewnym momencie jak doganiam Darka ten mówi: Góro, kończ się!!!

45 min. męczarni i mamy!!! Druga wspólna!!!



Tak więc zdzira pokonana, idziemy na Prehybę. Po drodze wpieprzają nas muchy, nad głowami krążą kruki - nie dziwne - padlina idzie.





Prehyba - cudne miejsce. Odrobina luksusu dla nas. Światło, kąpiel we własnej łazience z ciepłą wodą, fantastyczna obsługa. Pan z okienka mówi, że jak coś chcemy to tylko do 19. I tu mała dygresja. Po 20 zwalili się ludzie ze szlaku. Widać po nich, że nie są tu przypadkiem. Plecaki, śpiwory, karimaty. I nagle bufet rusza pełną parą. Tylko dla nich. Chapeau bas... Da się??? Tak!!!

Na dobranoc pucymy Bambi, mikroskopijną Królową Prehyby... i wietrzymy buty.





Dzień czwarty - 16 sierpnia.

Zaczyna się o szóstej rano powitaniem słonka i Taterek...





Królowa Prehyby robi poranny obchód włości. A schronisko wręcz tonie w porannych, słonecznych złotach.



Na śniadanie grochówka z boczkiem i pomału zawijamy się w doliny. Lecz najpierw nasz Kierownik Wycieczki - Gałgan pozujący w kfiotkach :lol



Może w końcu z Dżordżem zapozują w kfiotkach :dev6

Najpierw przez Czeremchę skąd ostatnie spojrzenie na schronisko.



I potem do Szczawnicy zielonym - pod warunkiem, że ktoś jest miłośnikiem wybitnie bliskiego kontaktu z przyrodą. Krzaczory są okrutne, walą po gałach i wplątują się we włosy, zahaczają o plecak i próbują ukraść kije. Cytując Alka Lwowa - "Kurwy fruwają gęsto". A wąska i beztrosko zarośnięta ścieżka przemyka przez Kuni Wierch, w dodatku fatalnie oznakowana. Dalej prowadzi przez monumentalne pokrzywy i inne zielska na szczycik zwany Gabońka. Tu robi się bardziej przestrzennie. Widać i Mogielicę i Dzwonkówkę, Lubań, Pieniny i Tatry coraz bardziej rozmyte w słońcu. I mamy gości na szlaku.







Jeszcze tylko długa, szalenie interesująca droga wyłożona kamolami, na których z rozkoszą wykrzywiamy kostki i zdzieramy podeszwy.



Finisz w pełnym upale południa, na deser stroma betonka i rozgrzany szczawnicki asfalt. Góry za nami. A przed nami kufel zimnego, bardzo zimnego piwa i schaboszczak. Zostają dwa busy do domu i plecak do rozpakowania. Pięknie było! Do zaś Sądecki!

Od Darka małe podsumowanie.

41,77 km, 1971m podejść, 1978m zejść, 17h 24min w trasie.

Komplet zdjęć TUTAJ
Ostatnio zmieniony przez vidraru 2017-08-18, 10:12, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
sokół


Dołączył: 06 Lip 2013
Posty: 12246
Skąd: Bytom
Wysłany: 2017-08-18, 07:36   

Fajne wyrypy w tym upale. Widzę, że od razu założyliście, że będzie masakra i sobie podzieliliście na krótsze odcinki, bo pierwsze, co się rzuca w oczy, to że chyba by się to dało przelecieć w dwa dni, tyle, że nie w taką patelnię.
Glizda zajebista. No i podoba mi się poranek na Prehybie. :)

a do FC Tajfun zaraz wysyłam swoje cv, może potrzebują wzmocnień do ligi mistrzów. Chociaż nie znalazłem takiej drużyny na guglu, ale pewnie zaczęli od dupy strony, najpierw wybudowali stadion a dopiero potem budują drużynę.
Profil Facebook
 
 
ceper 


Dołączył: 02 Sty 2014
Posty: 8598
Wysłany: 2017-08-18, 07:48   

vidraru napisał/a:
Na to wszystko spotkaliśmy jeszcze glizde, która zajęła nasze myśli na minut kilka. Gdzie to ma przód, a gdzie tył
W takich przypadkach wystarczy zajrzeć pod ogon albo spojrzeć w mordę - przecież czymś żreć musi. :P
vidraru napisał/a:
Od Darka małe podsumowanie.
41,77 km, 1971m podejść, 1978m zejść, 17h 24min w trasie
To jednego dnia, a gdzie pozostałe trzy?

Nawet gdy szlak i krajobrazy nie rozpieszczają, to robię selfie z uśmiechem. Wówczas jest szansa, że inni też udadzą się w tę trasę, a wtedy radość zapanuje na mym licu.
Ostatnio zmieniony przez ceper 2017-08-18, 07:51, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
Dobromił 


Dołączył: 09 Lip 2013
Posty: 14268
Wysłany: 2017-08-18, 08:08   

sokół napisał/a:
a do FC Tajfun zaraz wysyłam swoje cv, może potrzebują wzmocnień do ligi mistrzów.


Wznawiam karierę.

P.s. Cieszy mnie, że i Wam było w te dni ciepło. I przemieszczaliście się za pomocą nóg.
_________________
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
 
 
darkheush 
Beerwalker


Wiek: 51
Dołączył: 07 Lip 2013
Posty: 2626
Wysłany: 2017-08-18, 08:29   

sokół napisał/a:
do FC Tajfun zaraz wysyłam swoje cv

Dobromił napisał/a:
Wznawiam karierę.

No nie wiem, nie wiem Panowie. Po wsi chodzą słuchy, że biorą tylko najlepszych :dev
Dobromił napisał/a:
było w te dni ciepło

E no bez przesady. Tylko w plecak było nam ciepło :P
Dobromił napisał/a:
I przemieszczaliście się za pomocą nóg.

Zapomniałeś dodać, że nóg dolnych :D
 
 
sokół


Dołączył: 06 Lip 2013
Posty: 12246
Skąd: Bytom
Wysłany: 2017-08-18, 08:42   

darkheush napisał/a:
Po wsi chodzą słuchy, że biorą tylko najlepszych


Może skoro już tam byłeś i niejedno widziałeś, zostaniesz naszym menadżerem?
Profil Facebook
 
 
darkheush 
Beerwalker


Wiek: 51
Dołączył: 07 Lip 2013
Posty: 2626
Wysłany: 2017-08-18, 08:47   

sokół napisał/a:
zostaniesz naszym menadżerem?

Każdy ma swoją cenę. Ja też :soc66
 
 
Dobromił 


Dołączył: 09 Lip 2013
Posty: 14268
Wysłany: 2017-08-18, 08:47   

darkheush napisał/a:
Tylko w plecak było nam ciepło


Wylał się Wam grzaniec ! :o-o

darkheush napisał/a:
Zapomniałeś dodać, że nóg dolnych


A tak ! Mi za to sporo się ręce górne przydały.

sokół napisał/a:
Może skoro już tam byłeś i niejedno widziałeś, zostaniesz naszym menadżerem?


Społecznym.
_________________
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
 
 
sokół


Dołączył: 06 Lip 2013
Posty: 12246
Skąd: Bytom
Wysłany: 2017-08-18, 08:50   

darkheush napisał/a:
Każdy ma swoją cenę. Ja też


Dostaniesz profity od naszego transferu, worek kartofli od sołtysa i wirtualne pół etatu w spożywczaku przy stadionie. Będziesz także mógł sprzedawać bilety na spa dla tłustych bab z Warszawy (to spa to ten gnój na drodze przy stadionie, wystarczy zmienić nazwę i zobaczysz, jak się interes rozkręci) - więc nie zastanawiaj się dwa razy, bo taka okazja się może nie powtórzyć.

Ps. dobrze, że mnie nie podkusiło mocniej iść na Przehybę jak byłem w Szczawnicy. Moje panie by mnie zatłukły za te pokrzywy i krzaki. :)
Profil Facebook
 
 
darkheush 
Beerwalker


Wiek: 51
Dołączył: 07 Lip 2013
Posty: 2626
Wysłany: 2017-08-18, 09:32   

sokół napisał/a:
dobrze, że mnie nie podkusiło mocniej iść na Przehybę jak byłem w Szczawnicy. Moje panie by mnie zatłukły za te pokrzywy i krzaki. :)

Niebieski koło Zaskalnika jest OK, choć w pewnym momencie bardzo stromy. Tam mógłbyś spokojnie swoje Panie przeciorać. My schodziliśmy zielonym. Raz go przeszedłem i wystarczy :)
 
 
vidraru 
Rosomak


Wiek: 43
Dołączyła: 27 Sty 2017
Posty: 2498
Skąd: Kęty
Wysłany: 2017-08-18, 15:03   

Naprawdę było mi jakoś wstyd obfotografowywać ten wszechobecny bajzel, nie wiem czemu, może trochę ze zmęczenia, może z powodu deszczu, ale jak widać na przykładzie LKS Łabowiec, da się to podglądnąć na guglu . Czarnobyl wersja country, czy tam jak kto woli village, żeby nie urazić nikogo, ludzie albo mają w nosie, że tak mieszkają, albo, co bardziej prawdopodobne, nie mają czasu się tym wszystkim porządnie zająć. Tak więc szydera szyderą, ale góry piękne i tak... :)
Ostatnio zmieniony przez vidraru 2017-08-18, 15:05, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
vidraru 
Rosomak


Wiek: 43
Dołączyła: 27 Sty 2017
Posty: 2498
Skąd: Kęty
  Wysłany: 2017-08-18, 15:05   

BTW relacja pisana na bieżąco metodą materiałów wydawniczych i długopisu, jak zwykle na kolanie. Żeby nic nie umknęło. :P Ostatnio ktoś mi zarzucił delikatność wypowiedzi w relacji to teraz macie :)
Ostatnio zmieniony przez vidraru 2017-08-18, 15:08, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Copyright © 2013 by Góry bez granic | All rights reserved | Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group