Forum FAQ Szukaj Użytkownicy Rejestracja Statystyki Profil Zaloguj Albumy Kontakt

Poprzedni temat «» Następny temat

Rowerowy Eurotrip 2019

Autor Wiadomość
Robert J 


Wiek: 44
Dołączył: 08 Gru 2013
Posty: 1375
Wysłany: 2019-11-09, 08:54   

Adrian napisał/a:
Robert J napisał/a:
laynn napisał/a:
Psy gazem potraktowałeś, czy jednak depnałeś?


Tym razem jeszcze mocno deptałem na pedały bo to były takie małe wredne kundle. Dopiero przy kolejnych dniach zacząłem korzystać z gazu.


Właśnie takie małe wredne są najgorsze, kiedyś mojego brata taki chwycił za nogawkę i potargał spodnie, oczywiście jak jechał na rowerze 😉


Takie małe wredne są mało szkodliwe. Przejedziesz, wytniesz kopa i tyle. Nogawka, skarpetka ? Co to jest w porównaniu do spotkania z takim ogromnym ciulem pasterskim, który swoją paszczą łapie niemal całą sakwę rowerową ! :usm
 
 
Adrian 
Cieszynioki


Wiek: 40
Dołączył: 13 Lis 2017
Posty: 9352
Wysłany: 2019-11-09, 10:46   

Robert J napisał/a:
Adrian napisał/a:
Robert J napisał/a:
laynn napisał/a:
Psy gazem potraktowałeś, czy jednak depnałeś?


Tym razem jeszcze mocno deptałem na pedały bo to były takie małe wredne kundle. Dopiero przy kolejnych dniach zacząłem korzystać z gazu.


Właśnie takie małe wredne są najgorsze, kiedyś mojego brata taki chwycił za nogawkę i potargał spodnie, oczywiście jak jechał na rowerze 😉


Takie małe wredne są mało szkodliwe. Przejedziesz, wytniesz kopa i tyle. Nogawka, skarpetka ? Co to jest w porównaniu do spotkania z takim ogromnym ciulem pasterskim, który swoją paszczą łapie niemal całą sakwę rowerową ! :usm


Ciemne strony podróżowania, o których się nie mówi
:dog2 :row56 :smi4 :sna23
 
 
Robert J 


Wiek: 44
Dołączył: 08 Gru 2013
Posty: 1375
Wysłany: 2019-11-13, 19:55   

Rowerowy Eurotrip 2019 - Dzień 5/28 - 17.07.2019 - Rumunii ciąg dalszy....!

Ciężko było mi znaleźć dnia poprzedniego dwa drzewa nadające się pod rozwieszenie hamaka. Akurat okolica, w której się znajduje jest uboga w lasy, a zmęczenie, a raczej brak u mnie chęci spowodowały, że decyduję się zrobić coś na wzór namiotu.
Dziś nie śpieszy mi się w wyruszeniem w trasę. Powinienem mieć dość wysoką średnią prędkość przejazdową ponieważ tereny, przez które będę przejeżdżać są teoretycznie płaskie.


Przykład jednego z noclegów 😁

Ruszam w trasę po głównej drodze. Mimo sporego ruchu na drodze krajowej jedzie się całkiem dobrze, a przede wszystkim bezpiecznie. Wszystko za sprawą dość szerokiego pobocza. Ani ja nie mam stresu ani nie przeszkadzam innym użytkownikom drogi 😉





I tak dość szybko przybywa mi kilometrów. Gdzieś na stacji paliw kupuję coś do picia. W koło kręci się wiele bezpańskich psów. Początkowo miałem obawę czy za mną nie zaczną gonić gdy ruszę, ale te akurat w ogóle nie były zainteresowane rowerzystą. Za to te, które spotkałem później tego samego dnia już tak 😉





W Rumunii jest pełno bezpańskich psów.





I tak docieram o całkiem wczesnej porze do miasta Lugoj. Podstawowa rzecz, którą muszę zrobić to poszukać sklepu/serwisu rowerowego. Już pierwszego dnia rozsypało mi się łożysko w kółku tylnej przerzutki i należało ją możliwie szybko wymienić. Kręcę się po mieście w poszukiwaniach i w końcu udaje się znaleźć sklep. Niestety nie mają takich zębatek tylko całe przerzutki. Trochę kombinujemy i udaje się dopasować coś ze starej połamanej, którą wcześniej wymieniono jakiemuś klientowi. Chłopaczek od serwisu nie pozwolił bym brudził ręce i sam mi wymienił zębatkę + przesmarował rower. Koszt zero.... 😋


Lugoj


Już po serwisie....



Oczywiście miasto też zwiedziłem. Znajduje się tu kilka sporych kościołów, oczywiście ratusz, a także synagoga. Duży tu panuje ruch, ale miasteczko całkiem ładne.


Lugoj nad rzeką Bega.





Jedna z reprezentacyjnych ulic w mieście.







Bazylika


Ratusz


Synagoga

Docieram do Făget. Na zwiedzaniu miasta w ogóle się nie skupiam. Mało ciekawe mi się wydało. Przede wszystkim muszę zrobić zakupy w jakimś markecie.


Przejazd przez niewielkie miejscowości.







Făget





Natomiast na dalszej części dzisiejszej trasy popełniłem spory błąd nawigacyjny. Zamiast wybrać trochę dłuższą drogę podrzędną to pojechałem główną myśląc, że będzie szybko i przyjemnie.... okazało się zgoła odmiennie 😕 Droga prowadzi przez wzniesienia jest bardzo wąska, kręta i zniszczona. A ruch na niej, w szczególności tirów jest po prostu masakryczny ! Bardzo wiele stresu się najadłem na tym odcinku. Wiele razy po prostu zjeżdżam na pobocze słysząc, że coś ciężkiego za mną jedzie. Zdjęć to nawet nie było jak robić....
Za to gdy pokonałem wzniesienia to nagle droga stała się zdecydowanie lepsza, a ruch nagle ustał.

Dalsza droga wiedzie wzdłuż rzeki Mureș(Marusza). W miejscowości Ilia jest most przez rzekę. Wiedzie tamtędy trasa rowerowa. Jednak dziury są w nim tak wielkie, że pół koła potrafi tam wpaść...


Pauza....







Takie duże dziury w moście ;)



Docieram do miasta Deva. Już z daleka widać górującą nad miastem twierdzę. To właśnie przede wszystkim dzięki tej twierdzy ściągają do miasta turyści. W przeszłości znajdowała się tu dacka, a później rzymska osada warowna. Obecny zamek powstał prawdopodobnie w drugiej połowie XIII wieku.


Deva





Samo miasto natomiast nie ma zbyt wiele do zaoferowania według mnie. Robię tylko objazd centrum i szukam jeszcze jakiegoś sklepu.




Deva




Synagoga


Plac Zwycięstwa





Jest już dość późna pora i znając życie niewiele zrobię już dziś kilometrów, i tak będzie z tym dystansem dość dobrze. Z Devy jadę już podrzędną drogą. Niby wiedzie ona po drugiej stronie rzeki, więc w teorii powinno być bez dużego ruchu, a jednocześnie płasko. Jednak droga cały czas pnie się po niewielkich wzniesieniach. Ale to i tak lepsze aniżeli jechać niemal zupełnie płaską krajówką po drugiej stronie Maruszy. No i wytyczono tutaj trasę rowerową Valea-Muresului.



Nad miejscowością Uroi góruje wyróżniający się w krajobrazie szczyt. I tam wiedzie trasa rowerowa. Byłoby to genialne miejsce na nocleg jednak jeszcze trochę kilometrów dziś przydałoby się zrobić 😉 A u podnóża znajduje się boisko sportowe i właśnie odbywa się tam jakaś impreza. Ponad głową lata kilku paralotniarzy.









Na południe widoczne są najwyższe partie Karpat Południowych, które są moim celem na następny dzień 😉


W dali widoczne góry - mój jutrzejszy cel.

Pod wieczór zaczynam się trochę męczyć z jazdą po tych wzniesieniach. Jednak najgorsze są te miejscowe psy. W niewielkich miejscowościach są ich całe zgraje. Te nie są jakieś groźne bo są małe, ale strasznie upierdliwe. Z reguły udaje mi się uciec, ale jeden wpada mi pod tylne koło i cholera jasna o mało się nie wywróciłem. Efekt był taki, że urwało mi kolejne dwie szprychy i koło się mocno scentrowało 😕







Było już niemal ciemno gdy przejeżdżam obok niewielkiego gospodarstwa. Z daleka widzę jak biegnie w moim kierunku kilka ogromnych psów. No cholera tych to już nie można lekceważyć. Najgorsze jednak, że mam pod górę i na pewno mnie dogonią, a zawracać nie ma sensu po ruszyłbym jeszcze w ich kierunku. W ruch idzie gaz, który bardzo szybko się kończy. Na szczęście udało się to ścierwo odstraszyć.



Tyle co się najadłem stresu i nogi mam jak z "galarety" że kilka kilometrów dalej rozbijam obóz numer pięć na tej wyprawie.

Następnego dnia czeka mnie znacznie większe wyzwanie jakim jest przedostanie się na drugą stronę Karpat.

Dystans dnia 5: 218,05 km
Suma podjazdów: 1116 metrów

Galeria zdjęć dzień 5: https://photos.app.goo.gl/xuhnfSfjbijuEyrP6

cdn...
 
 
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2019-11-13, 21:49   

Kiedyś dziewczynie kazali na forum robić zdjęcie, jak spada, Ty mógłbyś jak Cię atakują psy ;)
 
 
Robert J 


Wiek: 44
Dołączył: 08 Gru 2013
Posty: 1375
Wysłany: 2019-11-19, 21:54   

Rowerowy Eurotrip 2019 - Dzień 6/28 - 18.07.2019 - Transalpina !

Dziś w planach jedno z głównych dań podczas tej wyprawy czyli przejazd liczącą 148 kilometrów długości drogę krajową 67C, zwaną potocznie transalpiną. Jest ona najwyżej położoną drogą kołową Rumunii, a jednocześnie całych Karpat. Najwyższy jej punkt to przełęcz Urdele, która osiąga 2145 m n.p.m.

Jednak zanim tam dotrę minie niemal cały dzień....

O poranku w dolinie nad rzeką unosi się mgła. Jadę drogą odrobinę wyżej położoną, więc jestem ponad nią. Jest rewelacyjna pogoda, a to ważne w kontekście dzisiejszej trasy. Jednak zanim skieruję się ku górom decyduję się nadłożyć odrobinę drogi i odwiedzić miasto Alba Iulia.




Alba Iulia widziana z góry.

Historia tego miasta sięga czasów starożytnych, kiedy to znajdowała się tu rzymska osada zwana Apulum. Następnie miasto stało się ważnym centrum politycznym i ekonomicznym oraz stolicą rzymskiej Dacji. Obecnie znane jest między innymi dzięki wybudowanej na początku XVIII wieku przeogromnej twierdzy obronnej zwanej Alba Carolina. Obiekt ten jest jednym z lepiej zachowanych tego typu w Europie.




Makieta miasta.



Będąc o tak wczesnej godzinie liczę na niewielki ruch na ulicach. I w rzeczy samej. Na ulicach starówki spaceruje co najwyżej kilka osób. Znacznie więcej uwija się tu ekip remontowych oraz ludzi odpowiedzialnych za utrzymanie porządku.






Dawna fosa perzy twierdzy.

Miasto bardzo fajnie odrestaurowane. Dosłownie gdzie się człowiek nie obróci tam widzi jakiś ciekawy obiekt ! Jeden sprzątający pan doradził mi bym nie jeździł rowerem po starówce bo to jest zabronione, a kamery są wszędzie 😉 No nic. Tam jest tyle do oglądania, że poświęcę trochę więcej czasu na spacer.



Wielowiekowa historia pozostawiła tu po sobie sporo zabytkowych budowli jak chociażby katedra katolicka św. Michała, katedra prawosławna.


Katedra św. Michała


Po lewej prawosławna katedra.

Jest też kilka muzeów w tym jedno na świeżym powietrzu. To wyeksponowane pozostałości po rzymianach, a konkretnie po XIII legionie, który tu stacjonował. Część jest zadaszona przeszklonym pawilonem, ale o tej godzinie jeszcze nieczynne.


Pozostałości z okresu panowania Rzymian.









Co kawałek natkniemy się tu na pomnik lub bardziej współczesny posąg jakiejś postaci wykonany ze spiżu.













Udało się wykonać również kilka ujęć z drona. Jednak zapomniałem ustawić ostrość i zdjęcia wyszły mało satysfakcjonujące 😕



No dobra, ale przede mną ciężka trasa i trzeba ruszać w drogę. Robię jakieś zakupy i ruszam na południe ku Sebeș. W kilku miejsca prowadzone są aktualnie remonty oraz budowane są zupełnie nowe drogi. Na dziesięciu kilometrach jest jeden wielki korek. Samochody ledwo poruszają się naprzód, a ja rowerkiem śmigam sobie spokojnie poboczem 😋


Rzeka Marusza.

W przeszłości Sebeș było jednym z siedmiu głównych miast Siedmiogrodu, założone zostało w XII wieku przez osadników z Niemiec na terenie ówczesnego Królestwa Węgier. W rynku zachowany jest gotycki kościół. W mieście obowiązują dwujęzyczne – rumuńskie i niemieckie nazwy ulic.


Sebeș




Sebeș





Właśnie w Sebeș rozpoczyna się Transalpina. Początek jest oczywiście niemal płaski. Jednak z czasem jak przybywa mi kilometrów na liczniku droga robi się coraz trudniejsza. Od miejscowości Căpâlna droga jest już dość trudna. Co pewien czas wymijam się z grupą Słowaków na rowerach. Kobiety jadą na elektrykach. Ich dzisiejszy cel to zdobycie najwyższego punktu drogi. Jednak chyba nie zdają sobie sprawy jak to daleko. Na trasie jest kilka miejsc gdzie stoją budki, w którym można coś przekąsić i się czegoś napić. Nie tylko piwa, ale i mocniejszych trunków. Właśnie ta grupa Słowaków zaprosiła mnie na jednego małego. Trudno było odmówić 😋 Następnie wydarli do przodu. Mi z tymi bagażami było znacznie ciężej. Po kilku kilometrach ponownie ich doganiam gdy mają kolejny postój na trasie. Później już mnie nie dogonili..., byłem niemal pewien, że zrezygnowali z dalszej wspinaczki 😉














Wiele przy drodze miejsc ze straganami.

Po drodze mijam dwa zbiorniki retencyjne w tym jeden dość spory. Osiągam 1700 metrów i nagle jest zjazd. Wytracam 300 metrów..., no tego to się nie spodziewałem. Teraz od nowa trzeba będzie zyskiwać wysokość. Gdzieś obok przechodzi niezła nawałnica sądząc po donośnych grzmotach. Mnie na szczęście tylko lekko zrosiło 😉


Orzeźwiająca woda ze źródełka




Widok na pierwsze szczyty przekraczające 2 tyś. metrów.


Uwaga na niedźwiedzie kradnące ryby ! ;)


Wytracam wysokość

Robię duże zapasy płynów w przydrożnym straganie i ruszam dalej. Początek jest znośny. Te okolice bardzo popularne są wśród turystów, którzy co kawałek rozbijają namioty. Jeden inteligent zaparkował swoim BMW na wysepce pośrodku rzeki....


Główny podjazd :)





No i w zasadzie od tego miejsca rozpoczyna się główny, dość wymagający podjazd na najwyżej położoną drogę szosową w Rumunii - Transalpinę !



Dwa lata temu pokonałem transfogaraską i mam porównanie. Transalpina posiada według mnie lepszą nawierzchnię i piszę to tylko i wyłącznie z perspektywy rowerzysty. Kilka lat temu została ona wyremontowana i obecnie mamy gładziutki dywanik asfaltowy.

A widoki są po prostu cudeńko !








Jeszcze kawałek, jeszcze odrobinę....



No i zdecydowanie mniejszy ruch samochodów na tej drodze. W zasadzie minęło mnie kilkanaście samochodów. Znacznie więcej spotkałem motocyklistów.

Okolica wykorzystywana jako pastwiska. W wielu miejscach widać szałasy i zagrody pasterskie.







Pozwalam sobie skorzystać z usług drona. Chmury przewalające się przez najwyższe okoliczne szczyty świetnie wyglądają !


Z lotu ptaka widoki jeszcze lepsze !





Osiągam wysokość 2100 m n.p.m. Tuż przy drodze usytuowane spore skupisko straganów i restauracyjek. Wskazuje to, że jednak droga jest bardzo popularna wśród turystów. Dokonuję zakupu pamiątek i zjeżdżam kawałek w dół.....


Kolejne nagromadzenie straganów przy drodze.




Odrobinę w dół....

W całej okolicy spotkać można wiele camperów. O tej godzinie ludzie powoli przygotowują się do biwaku.

Przede mną ostatni podjazd pod najwyższy punkt na dzisiejszej trasie. To przełęcz Urdele 2145 m n.p.m.






I ostatni podjazd na przełęcz Urdele 2145 m.

Niestety niedane mi będzie zobaczyć cokolwiek ponieważ ta część pasma skryta jest w chmurach. Na przełęczy pamiątkowa fota, szybki browarek i rozpoczynam zjazd na południe.





Już po chwili pogoda się poprawia. Jednak przejrzystość powietrza jest bardzo słaba. W sumie normalnie to bym co kawałek się zatrzymywał by wykonać jakąś fotkę. Jednak w tym wypadku nie ma to większego sensu.



Przejeżdżam przez ośrodek narciarski Rânca. W sumie to dość spora miejscowość nastawiona przede wszystkim na turytów. O tej porze roku otwarte są wypożyczalnie pojazdów off road od quadów po terenówki 4x4. Mijam ich kilka.





Już nie chce mi się zatrzymywać, a przede mną jeszcze jeden niewielki podjazd. Czeka mnie kilkanaście kilometrów bardzo szybkiego zjazdu do Novaci.





Zjazd zajmuje mi niewiele więcej jak 15 minut.... W mieście robię jeszcze niewielkie zakupy i odbijam na drogę DJ665. Nie wiem czy to było do końca dobre posunięcie bo mam sporo nieprzyjemnych podjazdów. Niektóre znacznie bardziej strome aniżeli transalina ! Na szczęście są krótkie, ale dają nieźle popalić mięśniom. Szczególnie po tak ciężkim dniu. Pojechałbym drogą główną bo byłoby szybciej, ale tutaj będzie mi znacznie łatwiej znaleźć ustronne miejsce na kolejny biwak, za którym właśnie zacząłem się rozglądać....

Dystans dnia: 181,44 km
Suma podjazdów: 2916 m

Galeria dzień szósty..... https://photos.app.goo.gl/FoUHFSPRGPQTj9Qy5

cdn....
 
 
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2019-11-19, 22:23   

Super dzień. A zdjęcie na koniec, superowe!
 
 
Adrian 
Cieszynioki


Wiek: 40
Dołączył: 13 Lis 2017
Posty: 9352
Wysłany: 2019-11-20, 05:38   

Widoki super, przedostatnie foto bajka :)
 
 
Robert J 


Wiek: 44
Dołączył: 08 Gru 2013
Posty: 1375
Wysłany: 2019-11-22, 17:04   

Rowerowy Eurotrip 2019 - Dzień 7/28 - 19.07.2019 - Nudna część Rumunii....

Były "nudne" Węgry, więc chyba nic dziwnego, że jest i "nudna" Rumunia. Oczywiście tylko dla mnie jako rowerzysty pokonującego te tereny 😉 Nie dość, że jest płasko to jeszcze niewiele widoków mam. Niech świadectwem tej nudności będzie fakt iż siódmego dnia wykonałem tylko 67 zdjęć, choć były dwa dni gdy wykonaniem ich jeszcze mniej....

W trasę ruszam o siódmej czasu miejscowego. Po chwili jestem w miejscowości Baia de Fier i robię pierwsze zakupy. Przede wszystkim świeżego pieczywa oraz, a jakże piwa 😋




W dali widoczny przełom rzeki Oltet


Początek jest dość wymagający bo mam na swojej trasie podobnie jak pod koniec wczorajszego dnia strome podjazdy. Za Baia de Fier robię przerwę śniadaniową nad rzeką Oltet. Muszą panować niezłe susze bo koryto rzeki jest dość rozległe, a woda płynie bardzo wąskim strumieniem. Wykorzystuję okazję i oprócz kąpieli wykonuję małą przepierkę ubrań.

I ponownie mam pod górę, a zaraz potem zjazd do Polovragi. Miasteczko w znacznym stopniu sparaliżowane. Nie wiem co za, ale jest tam jakiś ogromnych rozmiarów jarmark. Stragany dosłownie wszędzie porozstawiane, nawet przy ulicach mimo ogromnych rozmiarów placu do tego przeznaczonego. Z tego co zauważyłem to wszystko można tam nabyć - futra, czapki, kotły, gary, buty, agd, jedzenie.... Nie lubię takich zatłoczonych miejsc, wręcz nienawidzę. Możliwie jak najszybciej staram się stąd uciec, ale jednak przeciskanie się wśród tych wszystkich samochodów zajmuje mi więcej czasu aniżeli bym tego chciał.

W mieście stoi odpicowana cerkiew. Obok pomnik upamiętniający poległych.


Cerkiew w Polovragi



Staram się poruszać podrzędnymi drogami. Są one tak podrzędne, że na wielu odcinkach nie ma nawet asfaltu tylko jest szutrowa nawierzchnia. Tak naprawdę byłem na takim zadupiu, że teraz po kilku miesiącach gdy opisuję tamten dzień nie potrafię po prostu odtworzyć trasy, którą wówczas pokonałem !







Ale cywilizacja i tu dotarła. Wszędzie zamontowane są lampy ledowe 😉






Polna droga i oświetlenie lampami led 😂

Bardzo podobają mi się te pięknie zdobione rumuńskie studnie. Właśnie na takich zapomnianych terenach wyglądają najpiękniej !

Pięknie rumuńskie studnie 😀













W końcu docieram do doliny, którą płynie rzeka Olt. Teraz w teorii powinno być już z ciągle z góry. I tak w sumie było. Problemem stał się za to dość uciążliwy wiatr, który jak nazłość zmienił kierunek i teraz wieje mi w twarz 😕

Docieram do Drăgășani. Trochę się kręcę po tym niewielkim mieście. Robię też spore zapasy płynów. Dzisiejszy dzień jest naprawdę upalny i bardzo dużo piję wody i piwa 😉 Myślę, że w tak wysokiej temperaturze jaka dziś panuje podjazd transalpiną byłby znacznie bardziej uciążliwy. Patrząc w tamtym kierunki widać, że cały czas wiszą nad górami ciężkie burzowe chmury.


Drăgășani


Drăgășani




Poszło naraz 😋

Jazda pod wiatr zabiera mi dość sporo sił. Jednak dość dużo i szybko przybywa mi tym razem kilometrów na liczniku. Przejeżdżam na drugą stronę rzeki Olt. Liczy sobie ona przeszło 700 km i w tej okolicy została spiętrzona w kilku zbiornikach retencyjnych.





Późnym popołudniem docieram do miasta Slatina. Nie mam już dziś ochoty na jakiekolwiek zwiedzanie. Odwiedzam tylko okolice parku miejskiego, a tak to się skupiam na tym by znaleźć market. Trzeba mi zrobić zapasy na kolację i na śniadanie dnia następnego. Później może być problem ze znalezieniem sklepu...


Slatina




Slatina



Z tym znalezieniem czynnego sklepu wieczorową porą nie było jednak tak źle. Okazało się, że przejeżdżając przez wiele małych miejscowości wszędzie są takie sklepiki typu "MIX". Nie wiem co to oznacza, ale oprócz sklepu był też taki mini bar gdzie miejscowi spożywali schłodzone piwo. Wieczorem panował taki ukrop, że i ja się skusiłem wywalić kilka piwek 😉

Okolice, które przemierzam stają się płaskie. W koło przechodzą burze, ale mnie na szczęście omijają. Obserwuję życie miejscowych, które o tej porze wygląda jakby było na zwolnionych obrotach.



Burze przechodzą, ale mnie oszczędzają 😉








Prowincjonalne klimaty 😉

Okolica po południu odrobinę się zmieniła. Teraz pokonuję niewielkie wzniesienia. Wiatr też zupełnie ustał.
Wykonuję kilka fotek tak by pokazać, że wiozę ze sobą małą "elektrownię". W przeszłości próbowałem wielu sposobów by mieć dostęp do energii elektrycznej i być niezależnym. Najlepszy okazał się ten który stosuję obecnie czyli pozyskiwanie energii z prądnicy w piaście przedniego koła.


Piasta z prądnicą w kole.


Nie widać, ale wstawiłem do ładowarki wyłącznik oraz zabezpieczenie antyprzepięciowe.


Wykorzystałem stary uchwyt z lampki rowerowej by zamontować gniazdo USB.

Założenie miało być takie, że nie będę oszczędzał na sprzęcie tylko dokonam zakupu najlepszych i najdroższych podzespołów dostępnych na rynku. Okazało się, że najdroższe nie są zawsze tymi najlepszymi. Pierwsza, przetwornica napięcia(ładowarka) jaką zakupiłem za prawie 170 zeta okazała się istnym badziewiem. Spaliła się po 3 dniach. Po reklamacji kolejna znowu się spaliła po kilku dniach. Wkurzyłem się i kupiłem najtańszą dostępną na rynku za 49 złotych. Ta z kolei działa do chwili obecnej czyli od ponad pół roku 😜 Ładowarka jest już po moich niewielkich modyfikacjach, ale jak na razie jestem z niej zadowolony. Taka ładowarka rowerowa przetwarza napięcie, które wytwarza prądnica na standardowe 5 V dzięki temu można naładować każdy sprzęt z możliwością ładowania przez gniazdo usb 😉
Dla przykładu podam, że smartfona, z którego korzystałem niemal przez cały czas podczas tej miesięcznej wyprawy tylko dwukrotnie byłem zmuszony uzupełnić w nim energię z powerbanku 😉

Ok, wracam do dzisiejszej trasy. Ta jednak powoli się kończy choć jeszcze jakiś czas jadę dziś po zmroku bo całkiem fajnie się jedzie mimo, że poruszam się już główną drogą i przy dość dużym natężeniu ruchu.




Słoneczniki wszędzie pięknie wyglądają !


Roșioria de Vede


Roșioria de Vede

Przejazd przez miasto Roșioria de Vede i tuż przed miejscowością Buzescu zatrzymuję się na kolejny nocleg .....

Dystans dnia: 222,96 km
Suma podjazdów: 1022 m

Galeria dzień 7:[url] https://photos.app.goo.gl/b9CY8mYNmhVyabkn8[/url]

cdn....
 
 
Robert J 


Wiek: 44
Dołączył: 08 Gru 2013
Posty: 1375
Wysłany: 2019-11-29, 21:17   

Rowerowy Eurotrip 2019 - Dzień 8/28 - 20.07.2019 - Rumunia --> Bułgaria !

Rozpoczyna się kolejny ładny dzień. Dziś wyjątkowo szybko się budzę. W spokoju oczekuję aż wzejdzie słońce. Jem śniadanie, wypijam piwo i bez pośpiechu ruszam w drogę. W sumie to nie muszę się tak śpieszyć ponieważ dziś kolejny dzień jazdy po względnie płaskich terenach. W każdym bądź razie tak mi się wydawało gdy przyglądałem się mapie....



Jest płasko i prawie bez samochodów na głównej drodze. Dość szybko docieram do miasta Alexandria. W zasadzie gdyby nie cygańskie "pałace" to miejscowość byłaby mało ciekawa. Co prawda nie są one tak wypasione jak te w Huedinie, który odwiedziłem dwa lata temu, a też ciekawie wyglądają.

Parę fotek i lecę dalej.


Alexandria







Po kilku kilometrach trasy pokonanej od miasta odbijam na boczną drogę w miejscowości Cernetu. Droga zarąbista szeroka i prosta jak przysłowiowy drut, tylko że jakoś samochody tędy nie jeżdżą....







Okazało się, że droga ta kończy się po kilku kilometrach i dalej wiedzie strasznie wyboista droga polna. Na mapie jest zaznaczona droga utwardzona ha ha !



Męczę się po tych wertepach strasznie. Dobrze, że nie było ostatnio deszczu bo byłby pewnie problem z przejechaniem tędy. Teraz w tym upale strasznie się pyli. Cały sprzęt mam okurzony.

W końcu docieram do jakiejś zapomnianej miejscowości. Jest i asfalt. Jednak miejscowość ta pewnie lepiej funkcjonowała ze 30 lat temu bo teraz wszystko tam się rozlatuje. W dali widać już rumuńskie Giurgiu i znajdujące się po drugiej stronie Dunaju na ziemi bułgarskiej Ruse.



W Giurgiu odwiedzam centrum. Chcę wydać resztę rumuńskiej waluty. Wstępuję w tym celu do dużego marketu. Przed sklepem kręci się grupka cygańskich dzieci. Jedna z dziewczynek podbiega do mnie z wyciągniętą ręką prosząc o jedno leu na loda. Co jak co, ale ja potrafię ocenić ludzi i to tylko po wyglądzie i zachowaniu, zresztą mam w zwyczaju, że gdy opuszczam jakieś państwo to staram się wyzbyć bilonu i tak też tym razem zrobiłem. Dziewczyna dostała znacznie więcej aniżeli chciała, a ja pozbywam się dzięki temu zbytecznego balastu. Mała szybko leci do sklepu i zanim jeszcze odjechałem wychodzi z lodami 😀







Dziś jest jeszcze bardziej upalnie niż dzień wcześniej. Siadam w parku miejskim w cieniu drzew popijając przyjemnie zimne piwko.







Nad przebiegającym obok kanałem znajdują się pozostałości po fortecy Mircea cel Bătrân. Na teren tego obiektu datowanego na XIV wiek nie potrafię znaleźć wejścia. Dostępu broni ogrodzenie, więc tylko foto z odległości.




Mircea cel Bătrân

Jadę na most przerzucony nad Dunajem by przedostać się na drugą stronę. Zarówno po rumuńskiej jak i po bułgarskiej stronie długa kolejka tirów. Ja na rowerze szybciutko przeciskam się do odprawy, która odbywa się bardzo sprawnie. Po bułgarskiej stronie strażnik to nawet nie spojrzał na paszport tylko machnął ręką bym jechał dalej 😋







Ruse odwiedziłem dwa lata temu, więc tym razem omijam miasto obwodnicą. Odbijam na Rousenski Lom. To naturalny kanion wyżłobiony przez rzekę o tej samej nazwie. Już dwa lata wcześniej zwróciłem na to miejsce uwagę bo znajdują się tu monastyry wykute w skale. Postanawiam tym razem tam podjechać. Wybieram jeszcze bułgarską walutę z bankomatu i lecę na Basarbovo. Tam zakupy czegoś do picia i podjeżdżam pod miejscowy monastyr. Zwiedzania wnętrz świątyń nie mam w zwyczaju, więc tylko kilka fotek z zewnątrz.


Trochę dziwne, że wyskoczyło mi z bankomatu taka drobnica 😉






Basarbovo



Jadę wijącą się wąską drogą wzdłuż rzeki. Straszne się wlokę bo kończy się asfalt i tłukę się po wyboistej i zarośniętej drodze. Coś mi się porypało i z rozpędu o mało nie wpadłem do wartkiego w tym miejscu strumienia. Na tych cholernych wertepach łapię kolca z jakiejś rośliny i przebijam dętkę, ale nie to było jeszcze najgorsze. Na tej cholernej drodze w pewnym momencie tak mnie wybiło, że odpięła mi się sakwa i wciągnęło ją w szprychy..., nieźle scentrowało mi koło 😕 Dużo czasu zajmuje mi naciąganie szprych. Był też inny defekt bo przez to pękł mi bagażnik w 1/3 długości, ale zauważyłem to dopiero następnego dnia.











Postanawiam opuścić na jakiś czas kanion by się tak nie tłuc już i przy okazji odrobinę skrócić trasę do kolejnego monastyru. Trzeba było mi zaliczyć bardzo stromy podjazd by po kilku kilometrach ponownie zjechać na dół. Jednak przy monastyrze już cisza, a z zewnątrz nic nie widać bo całość została wykuta w skale i widoczne są tylko schody na zewnątrz. Skalne cerkwie w Iwanowie zostały w 1979 roku wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO.




Skalne cerkwie w Iwanowie

No nic, wynajduję rozlatujący się mostek nad rzeką i przedostaję się na drugą stronę. Po strasznie zarośniętej drodze wyjeżdżam z kanionu. Nie obyło się bez wprowadzania roweru. Robię kilka zdjęć z drona.









Po kilku kilometrach docieram do miejscowości Shtraklevo. Miałem nadzieję, że trafię na jakiś sklep, ale wszystko było już zamknięte bo w końcu jest sobota. Trochę szkoda bo niewiele mi picia pozostało. Na szczecie jest ogólnodostępny hydrant gdzie napełniam bidon.









Postanowiłem, że dziś już więcej z trasą nie kombinuję i jadę krajówką. Jednak okazało się, że trochę tych podjazdów dziś mi jednak wpadnie 😉

W Tsar Kaloyan jest stacja paliw, a obok co ważniejsze całodobowy sklep ! No to się w końcu napiję zimnego piwka 😋







Chwilę po tym jak opuszczam miejscowość zachodzi słońce.





Przede mną większe miasto jakim jest Razgrad. Docieram tam gdy jest już niemal całkiem ciemno.

Razgrad został zbudowany na ruinach starożytnego miasta Abritus nad brzegiem rzeki Beli Lom.

Centrum miasta tętni życiem. Kręcę się to tu, to tam.



Najciekawszym, a jednocześnie najcenniejszym zabytkiem miasta jest meczet Ibrahima Pashy z 1530 roku.


Meczet Ibrahima Pashy

W centrum stoi też charakterystyczna wieża zegarowa zbudowana w 1864 roku. Oraz kilka fontann w tym jedna bardzo ładnie oświetlona. Muszę przyznać, że aparacik, który ze sobą zabrałem robi całkiem znośne zdjęcia nocne czego nie można powiedzieć o tych dziennych....





Wiedząc, że już za wiele dziś nie ujadę wyszukuję jakiegoś zalesionego terenu w okolicy. Będę mógł tam rozwiesić hamak, a jednocześnie nie będę zwracać na siebie uwagi 😉 Odbijam na Tărgovište. Pokonuję zaledwie kilka kilometrów, ale za to ostro pod górę. I gdy tylko znajduję dogodne miejsce rozbijam biwak.



Miejscówka fajna, ale jednak noc miałem tym razem bardzo niespokojną, ale o tym już w następnej części....


Dystans dnia: 202,07 km
Suma podjazdów: 1597 metrów

Galeria dzień 8: https://photos.app.goo.gl/kTrNH7n5ZMt7Z5rM9

cdn...
 
 
Robert J 


Wiek: 44
Dołączył: 08 Gru 2013
Posty: 1375
Wysłany: 2019-11-30, 07:55   

Rowerowy Eurotrip 2019 - Dzień 9/28 - 21.07.2019 - Upalna Bułgaria...

Tak jak pisałem poprzednim razem noc miałem bardzo niespokojną. Około północy wybudza mnie z i tak płytkiego snu pisk opon samochodowych. Trwa to dość długo... Mój niepokój narasta...., w końcu słychać potężne uderzenie, a po chwili kolejne i nastaje cisza.... Chwytam latarkę i wyskakuję z hamaka. W klapkach trochę ciężko się biegnie przez las. Dotarcie na miejsce zajmuje mi jednak dość sporo czasu bo to kilkaset metrów było do pokonania. Gdy docieram na miejsce widzę w światłach reflektorów innych samochodów doszczętnie rozwalony samochód leżący na dachu. Obok stoi z zakrwawioną głową gościu i rozmawia przez telefon jak gdyby nigdy nic... Okazało się, że wpadł w poślizg i trafił na mniejsze(na szczęście dla niego) drzewo, które ściął na wysokości około dwóch metrów i wylądował na dachu, a jemu samemu nic się nie stało, no może poza rozciętym czołem... Idioci to zawsze mają szczęście.

Nikt jednak nie zwrócił uwagi na dziwnego gościa w dresie, który wyleciał z lasu 😂 Już bardziej spokojny wracam na miejsce biwaku. Jednak noc nie za bardzo przespana. Nie dość, że jest strasznie duszno to jeszcze śniły mi się jakieś koszmary związane z wypadkami samochodowymi 😕


Puste drogi o poranku.

Gdy wstałem z rana byłem bardziej zmęczony, aniżeli w momencie gdy się kładłem spać dnia poprzedniego. Ruszam w drogę. Teraz mogę się przyjrzeć dokładniej miejscu wczorajszego wypadku. Kawał prostej i szerokiej drogi, więc jest gdzie przycisnąć. Zapewne wielu tak robiło bo teraz stoi w tej okolicy kilka pomników ofiar wypadków samochodowych.... A po tym wczorajszym zdarzeniu przypomina jedynie obdarte z kory i złamane drzewo oraz kupka szkła i chyba kawałek zderzaka.

Z rana podczas pakowania się zauważyłem, że wczoraj podczas tłuczenia po wertepach pękł mi bagażnik pod ciężarem sakw. Musiałem trochę się przeorganizować by tak prawej strony nie obciążać 😉


Pęknięty bagażnik....

Dobra jadę pofałdowanym terenem na południe ku Targovishte. Słupek rtęci bardzo szybko wędruje ku górze. Chyba przez ten upał to nawet miejscowi nie chcą wychodzić z domów. Na drogach ustał niemal zupełnie ruch.

Miasto jakieś bez charakteru, ale może to tylko ja odniosłem takie wrażenie. Chociaż osadnictwo w tych okolicach datuje się już na 4-5 tyś. lat p.n.e., a samo miasto powstało w miejscu dawnej osady trackiej to obecnie w mieście niewiele jest zabytków. Wystarczy spojrzeć na rozległy rynek otoczony niemal współczesną zabudową.


Centrum w Targovishte.







Panuje straszy zaduch. Nie dziwię się, że na ulicach niewielu spacerujących. Sam staram się skryć przed prażącymi promieniami słonecznymi w cieni starych drzew w parku. Piwko i to schłodzone to jest to ! 😉





Przejazd do miejscowości Omurtag krajową czwórką. Tutaj znacznie większy ruch, a wszystko za sprawą znajdujących się w okolicy kamieniołomów. Ciężarówki kursują tam i z powrotem. Natomiast fajne jest to, że przy drodze są źródełka obfite w zimną wodę. Zatrzymuję się niemal przy każdym 😀


Sporo przy drodze miejsc odpoczynku i źródełek.





A Omurtag podobnie jak wcześniejsze miasta czyli zupełnie bez charakteru, a główny plac to już w ogóle. Spora różnica wzniesień by się wydostać z miasta. Na przedmieściach postanawiam jednak zatrzymać się w restauracji "Parkowej". Zjadam coś na ciepło i wypijam trzy przyjemnie schłodzone piwa. Jednak najważniejszym było naładowanie akumulatorów drona bo to jedyne czego nie mogę ładować przez gniazdo usb.


Omurtag




Omurtag



Dziś raczej za wiele nie ujadę patrząc po tym jak powoli przybywa mi kilometrów. Teren też dość mocno pofałdowany. Znacznie bardziej aniżeli do tej pory w dniu dzisiejszym. Ciągle jakiś podjazd, a następnie zjazd. Ale źródełka są 😉


Wymagająca trasa



Miejscowości, przez które przejeżdżam są coraz bardziej zapuszczone. Wiele stoi opuszczonych domostw, sklepów czy też stacji paliw. Jednak czasami trafię na jakiś otwarty sklep. Piwo to u mnie podstawa 😉


Zelena Morava


Miejscowość Ticha



Z miejscowości Ticha mam chyba najbardziej wymagający dziś podjazd. Osiągam całe 655 m n.p.m. zdobywając Kotleńską przełęcz u podnóży skalnego rezerwatu.




Najtrudniejszy w dniu dzisiejszym podjazd...





Szybki i w sumie dość krótki zjazd do miasta Kotel. Miasteczko trochę zapuszczone, ale akurat mi się bardziej podobało aniżeli dwa wcześniejsze, które dzisiaj odwiedziłem.






Kotel



W malutkim sklepiku uzupełniam zapasy płynów i jadę dalej w dół wzdłuż rzeki. Kilometrów na tym zjeździe trochę mi przybyło jednak czeka mnie jeszcze jeden podjazd. Później to już po płaskim kilkadziesiąt kilometrów do ostatniego większego miasta w dniu dzisiejszym - Jambol.











Do miasta docieram w ostatnich promieniach słońca. Po lewej odrapane blokowisko z wielkiej płyty, a po prawej ogromne osiedle cygańskich slamsów. Nie wiem co to były za imprezy ale co któryś budynek były większe skupiska ludzi, grała muzyka, a jakiś gościu darł się przez mikrofon próbując przekrzyczeć sąsiada. Darli się do tego stopnia, że głośniki nie wytrzymywały i po prostu charczały 😉 Zdjęć nie odważyłem się robić tylko naciskałem na pedały najmocniej jak potrafię by mnie czasami jakiś nie zrzucił z roweru... Powiem, że taki tam był syf jakby mieszkali na jakimś wysypisku śmieci.... Widziałem jeszcze raz coś podobnego, ale to już w drodze powrotnej na przedmieściach stolicy Macedonii Północnej.


Osiedle z wielkiej płyty na przedmieściach Jambol

Uderzam bezpośrednio do centrum. Tam zupełnie inny świat. Życie toczy się jakby nigdy nic i to co widziałem na przedmieściach nie istniało....Ale miasto w sumie ładne. Centrum dość rozległe. Po ostatniej renowacji cieszy oko miejscowych oraz przyjezdnych.




Jambol



Obecnie dominującą religią jest chrześcijaństwo następnie prawosławie zobaczymy tu i świątynie z okresu panowania osmańskiego. Piętnastowieczny meczet oraz bazar "Bezisten".





Będąc jeszcze w mieście już powoli myślę o jakiejś miejscówce na rozbicie kolejnego biwaku. Początkowo myślałem o okolicy stacji paliw na wylocie z miasta jednak zbyt wiele kręciło się tam bezdomnych psów. Pokonuję więc jeszcze kilka kilometrów i dopiero wówczas zatrzymuję się na nocleg. Miejsce nie najlepsze bo tuż przy drodze i dosłownie wszędzie pełno pajęczaków, ale przecież mam moskitierę 😉 A i jeszcze jedno ponownie przebiłem tylne koło na jakiejś kolczastej roślinie. Dziś nie zaprzątam sobie jednak już tym głowy i kładę się szybko spać.


Dystans dnia: 175,18 km
Suma podjazdów: 1881 metrów

Galeria dzień 9 : https://photos.app.goo.gl/kYrT5QyFQPrsxtSS7

cdn...
 
 
Robert J 


Wiek: 44
Dołączył: 08 Gru 2013
Posty: 1375
Wysłany: 2019-11-30, 08:11   

Rowerowy Eurotrip 2019 - Dzień 10/28 - 22.07.2019 - Turcja po raz pierwszy !

Dzień numer dziesięć..., muszę szybko się zbierać by nie zwracać na siebie uwagi. Biwak mam kilkanaście metrów od ruchliwej drogi. Ale najpierw i tak muszę skleić dętkę w tylnym kole bo wieczorem jak wjechałem w krzaki to załapałem jakiegoś kolca.

Ruszam w drogę. W teorii powinienem mieć płaską drogę w rzeczywistości było zupełnie inaczej. Męczę się już od samego rana. Temperatura bardzo wysoka i czuję jakieś znużenie tym wszystkim. Powoli jadę ku ostatniemu miastu w Bułgarii, którym jest Elhovo. To dziesięciotysięczne miasteczko nie ma może zbyt wiele do zaoferowania turyście, ale ja się tym nie przejmuję. Mój cel to wydać resztę bułgarskiej waluty. Robię zakupy, wstępuje do restauracji na konkretny posiłek i kilka piwek, a mimo to jeszcze mi pieniądze zostają.


W tak wysokiej temperaturze asfalt się aż topi...

Druga sprawa to wymienić trochę kasy na turecką walutę. Robię to w kantorze. Wymieniam 100 euro, ale cwaniactwo niezłe tam mają. Mianowicie najpierw muszę wymienić euro na bułgarskie lewy, a dopiero później lewy wymienić na liry tureckie. Dostaję dwa paragony za dwie transakcje....




liry tureckie.




Elhovo



Jeszcze przed wyjazdem w dalszą drogę ponownie wstępuję do sklepu po piwo. Mam na wymianę kapsel bo w knajpie wygrałem darmowego browara, ale wymienić go można jedynie w markecie 😋


Wygrałem browara ! 😛

Przede mną ponad 30 kilometrów do granicy z Turcją. Monotonna to była jazda. Upał bardzo dokucza w dniu dzisiejszym.




Przejście graniczne

Na bułgarskim posterunku odprawa bezproblemowa. Na tureckim w sumie też. Nawet nie prosili bym pokazał wizę bo ta jest elektronicznie przypisana do mojego dokumentu. Za to poprosili mnie do kontroli osobistej. Pokazuję więc zwartość plecaka, lustrzanka, drugi aparat oraz drona. Później chcą bym otworzył sakwy, ale gdy wyciągnąłem wczorajsze spodenki rowerowe oznajmiono mi "finish, go ! 😅" Tak po prawdzie to strażnicy byli bardziej zajęci rozmową między sobą aniżeli tym co im pokazuję 😉

Jadę więc. Samo przejście po stronie tureckiej to jeden plac budowy. Kolejka tirów w kierunku UE na kilka kilometrów. Jednak na świetnej jakościowo jezdni ruch jest niewielki. Jedzie się fajnie choć w tym upale nawet niewielki podjazd wyciska ze mnie ostatnie poty. Muszę uzupełniać płyny 😉


Turecka strona w budowie




Długa na kilka kilometrów kolejka tureckich tirów.


Jeszcze bułgarskie zapasy....

Gorzej zaczyna się po zmianie kierunku na wschodni. Droga podrzędna to i w znacznie gorszym stanie. Trudności pokonywania trasy również wzrastają. Oprócz topiącego się dosłownie asfaltu zaczyna wiać bardzo mocny wiatr w twarz 😕 Temperatura to jakaś masakra !






Lalapaşa






Trochę jest ciepło...

O ile do Lalapaşa jeszcze jako taka była droga to dalej zdarzały się odcinki zwykłej drogi szutrowej. Asfalt jak już był to z dwoma koleinami, w których płynęła smoła. Dwukrotnie wymija mnie samochód dostawczy, a z paki gościu rozsypuje łopatą jakiś drobny grys w miejsca gdzie są największe kałuże smoły.


Struktura asfaltu. Smoła już się wytopiła....





W Süloğlu widzę pierwszą turecką bazę wojskową. Teraz w każdym większym miasteczku będę takie mijać. Tu też robię pierwsze zakupy na ziemi tureckiej. Trochę byłem zaskoczony, że nie jest tak drogo jak się spodziewałem. Z szacunków wychodziło, że jest odrobinę taniej aniżeli w Polsce. Szkoda tylko, że w normalnym sklepie dostaniemy zaledwie dwa rodzaje piwa....

Panuje susza. Przynajmniej tak sądzę widząc, że większość przydrożnych źródełek jest bez wody.


Turecka prowincja.




Wyschnięte źródełko.

Okolica pozbawiona niemal zupełnie drzew. Kamieniste wzniesienia bardziej przypominają tereny stepowe, porośnięte ciernistymi krzewami i zupełnie wyschniętą trawą. Nie ma tu żadnych wyższych szczytów górskich bo te są widoczne w dość dużej odległości, ale teren bardzo pofałdowany. Gdyby nie przywierające do lepkiego asfaltu opony to nawet nie byłoby tak źle z tymi podjazdami, a tak męczę się okrutnie.










Po takiej nawierzchni strasznie ciężko się jechało.

Ciężko tu o jakieś darmowe wifi. Postanawiam kupić kartę sim miejscowej telefonii komórkowej. Z tym muszę poczekać jednak do momentu gdy dotrę do większego miasta jakim jest Kırklareli

Pod względem powierzchni miasto nie jest jakieś rozległe. Natomiast jest bardzo gęsta zabudowa, a liczba ludności przekracza 300 tyś. Na ulicach późnym popołudniem ruch pieszych i samochodów bardzo duży. Tu panuje zupełnie inny styl jazdy i kultury na drodze. Trzeba się dostosować do tego jak jeżdżą miejscowi.


Kırklareli





A no właśnie chciałem kopić kartę sim do telefonu. Przed wyjazdem trochę czytałem na ten temat i wiedziałem iż sam starter kosztuje dość sporo. Następnie trzeba doładować konto i uaktywnić odpowiednią taryfę tak aby swobodnie korzystać np. z internetu. W Turcji jest też podobnie jak w Polsce obowiązek rejestracji karty. Wymagany jest do tego paszport oraz ważna wiza. Uznałem, że z tym nie będzie problemu bo znalazłem kilka salonów sieci komórkowej. Niestety myliłem się. W pierwszym gościu mówi, że nie może mi pomóc. Jak chcę karę to mam przyjść następnego dnia o dziewiątej bo ponoć nie ma żadnego startera na chwilę obecną. Ale wskazał mi dwa inne punkty, które okazały się zamknięte. Pytając miejscowych o to gdzie mógłbym jeszcze kupić kartę do telefonu tak by korzystać z lokalnej sieci komórkowej to albo ni w ząb po angielsku albo nie byli skorzy do pomocy.

Przez to wszystko nawet nie myślałem by cokolwiek pozwiedzać i tak po prawdzie wykonałem może 3-4 zdjęcia w mieście.

W Kırklareli wpadam jeszcze do lokalnej sieci marketów na zakupy. Niestety nie było w sprzedaży piwa. Dopiero na wylocie z miasta kupuję takie w niewielkim sklepiku.

Od zachodu ciągną chmury burzowe. Obserwując je uznałem, że raczej są nikłe szanse by mnie dogoniły i spadł z nich deszcz. Natomiast ponownie przejeżdżam obok bazy wojskowej.





Od Kırklareli lecę już główną drogą mając nadzieję, że jakość tej drogi będzie na wyższym poziomie aniżeli na drogach na których się poruszałem do tej pory w dniu dzisiejszym. I tak też było bo jezdnia szeroka ruch samochodów ustał. Jednak to już kolejny dzień gdy na koniec przebijam dętkę w tylnym kole....


Kolejny dzień i kolejny kapeć 😜

Często można spotkać atrapy wozów policyjnych


Atrapa wozu drogówki 😉

Już w nocy docieram do Pınarhisar. Częścią miasta jest jakiś duży kamieniołom. Strasznie się tam pyli. Oczy zaczynają mi łzawić. Obok kolejna baza wojskowa... W parku miejskim jakaś impreza, ale jest darmowy internet, który jest tak wolny, że nie ma sensu się denerwować w oczekiwaniu aż załaduje się jakaś strona. Postanawiam jeszcze raz spróbować kupić kartę do telefonu widząc czynny jeszcze salon. Niestety gościu robił wszystko by mi jej nie sprzedać. Udawał, że nie rozumie po angielsku, ale widziałem po jego zachowaniu, że było zupełnie inaczej. Próbował się ze mną komunikować przez googletranslator.... Po kilku minutach klikania w klawiaturę oznajmił mi, że nie może mi pomóc bo czas minął i już zamknięte !

No i naszła mnie taka myśl...., postanawiam zrealizować plan minimum czyli dotrzeć do Stambułu. Chociaż podczas trwania tej wyprawy zdecydowałem, że moim najbardziej na południe wysuniętym punktem podróży będzie antyczne miasto Efez, ale to zderzenie z inną kulturą i ludźmi, którzy są tak nieufni wymusza na mnie zmianę postanowienia, a właściwie to powrót do pierwotnego celu.

Jednak przez kolejne dwa dni spotykałem już zupełnie innych, bardzo przyjaźnie nastawionych i bardzo chętnych do pomocy ludzi ale o tym w kolejnych częściach 😀

Tym czasem mam problem ze znalezieniem miejscówki na biwak. W końcu udaje się to przy jakiejś opuszczonej fermie lub czymś podobnym. Jednak trochę się obawiałem rozwiesić hamak między drzewami. Niestety ale co pewien czas były słyszalne strzały z karabinu maszynowego. Zapewne gdzieś w pobliżu mogła być kolejna baza wojskowa lub poligon, ale czort go tam wie. Wolałem nie ryzykować i z hamaka robię coś na kształt tropiku zalegając na ziemi 😉

Dystans dnia: 173,07 km
Suma podjazdów: 1601 metrów

Galeria dzień 10: https://photos.app.goo.gl/Ui2UNcX3y6NCPkR57

cdn...
 
 
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2019-11-30, 09:55   

No powiem Ci, że czytałem to jak niezłą powieść. Trzy odcinki za jednym razem, do tego emocji sporo. Ciekaw jestem co opiszesz jeszcze o Turcji, ale właśnie takiej praktycznie (dla mnie) nieznanej, czyli ta poza hotelowo-wycieczkowa.
 
 
Robert J 


Wiek: 44
Dołączył: 08 Gru 2013
Posty: 1375
Wysłany: 2019-11-30, 21:41   

Rowerowy Eurotrip 2019 - Dzień 11/28 - 23.07.2019 - Stambuł !

To była nieprzyjemnie gorąca noc. Ponownie odnoszę wrażenie iż o poranku jestem bardziej zmęczony aniżeli pod koniec minionego dnia. Do drogi zbieram się jeszcze zanim wstanie słońce. A gdy to wynurza się zza horyzontu temperatura drastycznie wzrasta. Od samego początku droga jest pagórkowata, ale o dziwo całkiem sprawnie idzie mi dziś pokonywanie kolejnych wzniesień i kilometrów dość szybko przybywa. Inna sprawa, że staram się ograniczać postoje do minimum bo do Stambułu mam ponad 160 kilometrów, a chciałbym jeszcze tego samego dnia miasto opuścić....





W Vize pierwsze zakupy. Robię kilka fotek i lecę dalej.




Vize

Nawet się nie spostrzegłem jak docieram do Saray. Oczywiście i tu uzupełniam zapasy płynów bo tych to w zastraszającym tempie ubywa. Miasta przez które przejeżdżam nie są dla mnie szczególnie ciekawe. Natomiast wszędzie widzę te sterczące "ołówki" gdzie nie spojrzę tam widoczne są minarety !


Saray





Z Saray jadę ciągle tą samą drogą krajową. Ruch jest znikomy jednak gdy tylko jestem w okolicy większej miejscowości to samochodów znacznie przybywa, ale jeszcze jest znośnie. Natomiast okolica coraz bardziej pagórkowata i zalesiona. Jest to dużym plusem bo nie jestem tak bardzo narażony na oddziaływanie promieni słonecznych, a i natrafiam czasami na obfite w wodę źródełka😀







Czasami jest tak, że muszę zjechać z głównej drogi do jakiejś miejscowości bo ta ją omija. Nie mogę pozwolić by mi zabrakło wody, więc staram się robić zakupy w niemal każdej miejscowości. I tak np. w Aydınlar naprzeciw meczetu odwiedzam sklep.




Aydınlar

A i byłbym zapomniał..., te tureckie psy są zupełnie nieszkodliwe. Nie miałem z nimi żadnych przygód, a jest ich naprawdę bardzo wiele. Zauważyłem, że większość tych bezdomnych jest kolczykowana podobnie jak chociażby u nas zwierzęta hodowlane.





Jeszcze w tej samej miejscowości musiałem odwiedzić kolejny sklep bo w tym pierwszym nie było piwa 😋 Na wylocie przy głównej drodze kupuję trochę świeżych warzyw u handlarza na straganie. Kawałek dalej jem drugie śniadanie.




Śniadanko





W Oklalı postanawiam zjechać już z głównej drogi i wybieram takie, którymi w teorii będzie bliżej, a wiadomo, że nie zawsze ta najkrótsza trasa jest tą najłatwiejszą. Tak też było i tym razem. Ciągle mam na swojej drodze męczące podjazdy. Nie powiem, ale widoki miałem niczego sobie szczególnie, że w dali widoczna największa aglomeracja Turcji.


Oklalı







Nie byłem jednak świadom, że to jeszcze tak daleko do celu. Ciągle jadę, a wydaje mi się iż bardzo powoli przybliżam się do celu wyprawy.




Stambuł już widoczny
No i wiadomo..., dzień w Turcji bez przebitej dętki to dzień stracony 😉


Kolejny kapeć. Tym razem na przedmieściach Stambułu.

Trochę później aniżeli zakładałem docieram na przedmieścia Stambułu. Byłem w małym szoku jak ogromny panuje tu ruch na drogach 3-4 pasmowych. Jeszcze bardziej się zdziwiłem nie widząc żadnych korków, a wszystko odbywało się jakoś tak bardzo płynnie. Prawda, że tam każdy na każdego trąbi, ale nie spotkałem się z jakąś agresją, a trąbienie ma oznajmiać innym uczestnikom ruchu coś w stylu "uwaga jadę". Mam ogromne problemy by się włączyć do ruchu. Stoję na światłach i nie potrafię się wbić na drugi pas. W pewnym momencie zatrzymuje się gościu pikapem, wysiada i podniesioną ręką idzie przez wszystkie pasy w moim kierunku. Oznajmia bym z nim poszedł. Schodzę z nim na pobocze. Pierwsze co to oznajmia mi, że jak chcę żyć to żebym nie poruszał się głównymi arteriami. Ścieżek rowerowych to nie za bardzo tu uświadczę.

Çağrı oferuje się, że mnie podrzuci bliżej centrum bo okazuje się, że to dobre 30 kilometrów przez jedno z najbardziej zaludnionych miast świata. Gościu posiada jakąś dużą firmę i zajmuje się handlem. Często jeździ po Europie w celach biznesowych. Odwiedził swego czasu Łódź. Często na swoje wyjazdy zabiera swój rower górski, którym lubi śmigać szczególnie po Alpach.

Oczywiście zdając sobie sprawę, że mam konkretną obsuwę czasową przystaję na jego propozycję. Zanim podrzucił mnie w "pobliże centrum" to jeszcze zafundował mi wycieczkę na osiedle wieżowców gdzie mieszka, a następnie w okolice gdzie znajduje się jego firma.



Oczywiście i ode mnie wyciąga wiele informacji. Co, gdzie, jak, ile i dlaczego ? To standardowe pytania niemal u każdego kto się wypytuje o moją wyprawę. Bardzo dużo przydatnych i praktycznych informacji otrzymałem od niego. Otworzył mi oczy na kilka ważnych aspektów odnośnie poruszania się rowerem po tak ogromnej aglomeracji. Najlepszym jego stwierdzeniem było "Turcy to niesamowicie przyjaźnie nastawiony naród jednak na drogach to idioci i miej to na uwadze" 😃

Wysadza mnie w miejscu gdzie zaczyna się ścieżka rowerowa przy dworcu kolejowym Halkalı. Wręcza mi swoją wizytówkę jakbym potrzebował jakiejkolwiek pomocy. Ja jednak nie posłuchałem się niektórych jego rad i postanawiam dotrzeć do centrum mimo wszystko bardziej głównymi drogami bo będzie bliżej. Mimo wszystko mam jeszcze do pokonania niemal 20 kilometrów.


Wspólna fota Çağrı.

Stambuł podobnie jak Rzym wybudowano na siedmiu wzgórzach i ja te wzgórza teraz muszę pokonać. Jest ciężko niesamowicie. Trochę stresu na tutejszych drogach jednak się najadłem. Jednak nawigacja sprawnie prowadzi mnie ku centrum. Choć raz mnie zawiodła na takie zadupie, że musiałem wracać. Wyłączam więc selekcję tras dla roweru. Na jednym ze stromych podjazdów pewien chłopaczek na skuterze oferuje się, że mnie pociągnie pod górę. Skorzystałem 😉

W okolicy podwójnej linii murów miejskich wzniesionych przez Teodozjusza Wielkiego natrafiam na ścieżkę rowerową. Są nawet rowery, które można wypożyczyć.






Jedna z bram wjazdowy w murach miejskich.



Teraz przeciskam się odrobinę wąskimi uliczkami tak jak mnie prowadzi nawigacja, ale dwukrotnie natrafiam na bazary i kombinuję z objazdem bo nie jestem się w stanie poruszać w tak tłumnych miejscach naprzód.

Dlatego uznałem, że szybciej będzie głównymi traktami. Im bliżej historycznego Bizancjum tym więcej reprezentacyjnych obiektów mijam. W związku z tym i coraz większy ruch turystów.












Wiele zabytków z czasów Bizancjum





W Stambule znajduje się ponoć 2691 czynnych meczetów, a te najbardziej okazałe to Błękitny meczet będący najwspanialszym przykładem tzw. klasycznego okresu sztuki islamskiej w Turcji.


Błękitny Meczet

Został on wybudowany z zamiarem postawienia czegoś bardziej okazałego od sąsiadującej Hagia Sophia. Pierwotnie świątynia chrześcijańska uważana za najwspanialszy obiekt architektury i budownictwa pierwszego tysiąclecia naszej ery. Wybudowano ją w latach 532-537. Po zdobyciu Konstantynopola przez Turków w 1453 roku dobudowano cztery minarety, a samą świątynię zamieniono w meczet. Obecne jest tutaj muzeum.


Hagia Sophia



Zbliża się zachód słońca. Niewiele mam czasu na objazd okolicy. Tłum turystów z całego świata jest ogromny. Nie to że utrudniają mi poruszanie się tylko ciągle zaczepiają zadając pytania. Najbardziej ciekawska była jedna Amerykanka i dwóch chłopaków z Kazachstanu.






Chłopaki z Kazachstanu.

Ogólnie to nie ma dla mnie większego sensu rozpisywać się na temat historii i wszystkiego co warte uwagi by tu zobaczyć. Od tego są dziesiątki przewodników, które znajdziecie w internecie. Zresztą sam niewiele zobaczyłem. Tutaj trzeba by poświęcić myślę tak z minimum 2-3 dni by zobaczyć tylko to co najciekawsze, a ja byłem zaledwie dwie godziny choć z dojazdem do centrum i próbą wydostania się zajęło mi to dobre kilkanaście godzin 😉

Jako miejsce reprezentacyjne jest też bardzo dobrze strzeżone przez wojsko rozlokowane w kilku miejscach w wozach opancerzonych. Teraz trochę jednak żałuję, że spędziłem tam tak mało czasu. Następnym razem bardziej się postaram. No cóż cel zaliczony, więc mogę z czystym sumieniem wracać. W głowie już powoli układa mi się wizja mojej przyszłej trasy, ale aktualnie skupiam się na tym by opuścić miasto.






Zachowaj odstęp 1 metra od rowerzysty. Nikt tego nie respektuje 😋

Spędzając w tak dużym mieście te kilka godzin w zupełności mi wystarczyło by się przyzwyczaić do warunków panujących na drogach. Chcesz przeżyć ? Jeździj jak inni ! I tak też robiłem.




Ładnie oświetlony niewielki park.

Jeszcze dwukrotnie wpadam do knajpy coś zjeść. Ceny za posiłek wydawały mi się śmiesznie niskie. No i ta serdeczność obsługi. Widząc turystę na rowerze dostawałem za każdym razem coś ekstra od obsługi 😉




Ten zestaw kosztował około 7 złotych 😀

Opuszczenie miasta przyszło mi zdecydowanie łatwiej aniżeli dostanie się do centrum. Tego dnia udaje się pokonać jeszcze dość sporo kilometrów. Samą jazdę kończę w Silivri o pierwszej w nocy. Ponownie nie rozwieszam hamaka bo nie ma za bardzo gdzie. Jestem zmuszony rozwiesić płachtę biwakową na jakimś ogrodzeniu tuż przy drodze bo od północy nadciąga burza....


Pięknie podświetlony most w Dizdariye.

Dystans dnia: 220,37 km
Suma podjazdów: 2464 metry

Galeria dzień 11: https://photos.app.goo.gl/2nFDFK1PfEwoC3F27
cdn...
Ostatnio zmieniony przez Robert J 2019-11-30, 22:17, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2019-11-30, 21:56   

Kilka zdjęć źle podlinkowałeś.
No express przewodnik po Stambule :D
 
 
Robert J 


Wiek: 44
Dołączył: 08 Gru 2013
Posty: 1375
Wysłany: 2019-11-30, 22:21   

laynn napisał/a:
Kilka zdjęć źle podlinkowałeś.
No express przewodnik po Stambule :D

Trochę dziwne bo na innych forach jest dobrze, a tylko tutaj było coś nie tak...

Bo to ma być relacja, a nie przewodnik. Przewodników znajdziesz na pęczki w internecie, a ja nie chcę zanudzać osoby czytające ;)
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Copyright © 2013 by Góry bez granic | All rights reserved | Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group - mangi