Forum FAQ Szukaj Użytkownicy Rejestracja Statystyki Profil Zaloguj Albumy Kontakt

Poprzedni temat «» Następny temat

Rowerowy Eurotrip 2016

Autor Wiadomość
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2016-09-05, 19:19   

Robert J napisał/a:
Grzesiu tradycyjnie pojechał swoim tempem

Ech jak tak można...
Mało piwa wypitego ;) .
 
 
Robert J 


Wiek: 44
Dołączył: 08 Gru 2013
Posty: 1375
Wysłany: 2016-09-05, 19:24   

laynn napisał/a:
Robert J napisał/a:
Grzesiu tradycyjnie pojechał swoim tempem

Ech jak tak można...
Mało piwa wypitego ;) .


Niektórzy mają"klepki" na oczach. Zdjęć nie robią, widoki ich nie interesują. Byle do przodu ;)

No to był chyba najsłabszy dzień pod względem wypitego piwa..., a nie ! było jeszcze gorzej ! ;)
Ale ogólnie to i tak wyszedł mi absolutny rekord :usm
 
 
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2016-09-05, 20:04   

Robert J napisał/a:
Niektórzy mają"klepki" na oczach. Zdjęć nie robią, widoki ich nie interesują. Byle do przodu

Ale mam nadzieję, że za innymi pięknymi widokami się ogląda? :D
 
 
Robert J 


Wiek: 44
Dołączył: 08 Gru 2013
Posty: 1375
Wysłany: 2016-09-14, 19:27   

Rowerowy Eurotrip 2016 -Dzień 10 - Trento, Bolzano - 01.08.2016

Budzi mnie padający deszcz. Co prawda nie są to jakieś mocne opady, ale licho wie co będzie za chwilę. Szybko się ewakuuję pod filar mostu. Grzesia nic nie rusza. Zdołał się tylko przykryć plandeką ;) Bez pośpiechu pakuję się i próbuje zlikwidować luz w sporcie. Niestety nic już nie da się zrobić i pozostaje mieć nadzieję, że się kompletnie nie rozsypie zanim nie znajdziemy jakiegoś serwisu rowerowego. Pozostaje mi czekać na Grzesia.



Opady deszczu ustały co pozwoliło nam dość szybko się zebrać do dalszej drogi. Teoretycznie mamy dziś z góry, ale to tylko według mapy. Jadąc wzdłuż rzeki Piave pokonujemy niewielkie wzniesienia kierując się do Belluno. W mieście jesteśmy po dwóch godzinach. Najważniejszą rzeczą na chwilę obecną są zakupy bo wszystko już nam się skończyło, zarówno prowiant jak i woda.



Samo miasto przejeżdżamy dzielnicą, w której znajduje się wiele takich zabytkowych willi.



Ogólnie to przydałoby się trochę słońca bo po opadach deszczu mgły bardzo ciekawie wyglądają.





Ścieżką rowerową docieramy do Sedico. W Santa Giustina chwila przerwy na głównym placu i jedziemy dalej w kierunku Trento(Trydent).





W okolicy Arsiè zaczyna padać, a my jesteśmy zmuszeni zrobić objazd bo główna droga zamknięta ze względu na remonty. Podjeżdżamy w padającym deszczu do miejscowości Fastro.







Następnie stromy zjazd po genialnie wijących się serpentynach. Mijamy okazały Fort Primolano. Trzeba tylko ostrożnie zjeżdżać bo jezdnia jest mokra i o uślizg koła nietrudno.





Zjeżdżając do doliny rzeki Brenta naszym oczom ukazuje się błękit nieba. No w końcu !



W taką pogodę jechać to ja rozumiem ;) Przemierzamy dolinę po ścieżkach rowerowych biegnących wzdłuż rzeki raz po lewej, a raz po prawej stronie. Rowerzystów też coraz więcej spotykamy.





Temperatura szybko rośnie. Wykorzystujemy hydrant przy ścieżce w Tezze by się umyć.





Stromo opadające zbocza gór ku dolinie robią wielkie wrażenie.





Docieramy do Borgo Valsugana. Pogoda siada. Na szczęście deszcz tylko nas straszy. Ponad miastem góruje zamek Telvana.





Jednak słońce nie daje za wygraną :)



A nam przychodzi zrobić kolejny dziś objazd bo główną drogą nie wypada. Zbyt wiele tam tuneli ;) Wspinamy się pod górę wzdłuż jeziora Levico. Szkoda, że widoki zasłaniają drzewa. Na podjeździe tym mam wrażenie, że luzy w suporcie jakby się powiększyły. Jutro trzeba będzie coś z tym zrobić i znaleźć jakiś serwis.



W najwyższym punkcie docieramy do Masetti. Od razu w oczy rzuca się zamek Pergine na wzgórzu.





W Pergine Valsugana robimy zakupy. Dalej jest jakiś objazd bo policja kieruje wszystkich na inną drogę. Miejscowi doradzają jak wrócić do głównej drogi. Za daleko nią nie ujechaliśmy bo dalej jechać rowerem nie można o czym informują stosowne znaki. Od tego miejsca prowadzi nas miejscowy kolaż jadący w sandałach ;) Chociaż jego angielski jest słabszy od naszego to jakoś się dogadujemy ;)





I tak ciśniemy po wzniesieniach kilkanaście kilometrów. Nieźle się wymęczyłem z tymi tobołami. Nawet za bardzo zdjęć nie ma jak robić...

W miejscowości Cognola żegnamy Włocha, który tutaj mieszka. Tłumaczy nam jak ominąć centrum Trento i dotrzeć do trasy rowerowej biegnącej nad Adygą. My oczywiście w plątaninie drug pobłądziliśmy, więc jedziemy "na czuja". Przejeżdżamy obok zamku Buonconsiglio, dawnej rezydencji biskupów położonej na wzgórzu w północno-wschodniej części starówki.





I tak trochę kluczymy po mieście próbując znaleźć właściwą ścieżkę. Zaczepiamy przechodnia chcąc się spytać o drogę. Okazuje się, że jest z Kolumbii i miasta zupełnie nie zna ;)
Za to na wieść, że jesteśmy z Polski stwierdza: "Tour de France ! Rafał Majka !" A ja na to "Kolumbia, Nairo Quintana !" :D

W sumie dotarcie nad Adygę było banalnie proste. Tylko za bardzo kombinowaliśmy zatrzymując się na niemal każdym skrzyżowaniu i się zastanawiając jak dalej jechać ;)





Teraz będzie już przyjemna jazda aż do końca dnia. Mamy też nadzieję, że pogoda nie pokrzyżuje naszych planów i uda się nabić dzisiaj jeszcze sporo kilometrów. Wiatr wieje nam w plecy i jedziemy z dużą prędkością na północ ciągle po ścieżce rowerowej.





Ale jak to ostatnio bywa po zachodzie słońca odechciewa się dalszej jazdy. Sam bym pewnie spokojnie dojechał do Bolzano, ale wiedząc jak długo się Grzesiu przygotowuje do snu, a potem ogarnia przed wyjazdem pewnie nazajutrz ruszylibyśmy o 10-tej ;) Dlatego około 22 kończymy dzisiejszą jazdę. Przeboleję bo dziś 200 km pękło ;)





Jednak niedotarcie dzisiejszego dnia do Bolzano może skutkować niewykonaniem jutrzejszego planu, a jutro już nie będzie tak łatwo...


Statystyki - dzień 10

Piwo x 4, inne płyny 3,5 litra.

Cała galeria z dnia 10 : https://goo.gl/photos/aLN8mRRNBbEJpDpXA

cdn...
 
 
Robert J 


Wiek: 44
Dołączył: 08 Gru 2013
Posty: 1375
Wysłany: 2016-09-27, 16:47   

Rowerowy Eurotrip 2016 - day 11 - Przez Timmelsjoch..., czyli kolejna przełęcz alpejska do kolekcji ;) - 02.08.2016

Wstaję wcześnie i szybko zwijam śpiwór. Kilkanaście minut i jestem gotowy do drogi. Grzesiowi zajmuje to około godziny czasu ;) Czas umilam sobie piciem piwa. Dobrze, że za każdym razem pozostawiam jakieś na rano :)



Przed dziewiątą docieramy do Bolzano. Przemieszczamy się po rewelacyjnych ścieżkach rowerowych. Mimo iż jest to środek tygodnia ciągle mijamy grupy kolarzy w różnym wieku. Czasami jest ich po kilkunastu. Nic dziwnego... Bolzano nazywane jest rowerową stolicą Włoch.



Podobnie jak rok temu i tym razem omijam centrum. Na dziś jest bardzo ambitne zadanie jakim jest podjazd na przełęcz Timmelsjoch(wł. Passo del Rombo). Jednak zanim rozpoczniemy główny podjazd przed nami sporo kilometrów wzdłuż Adygi. Na szczęście jedziemy dość szybko, na nieszczęście jesteśmy dopiero w miejscu, w którym mniej więcej chciałem dotrzeć wczorajszego dnia i bardzo obawiam się, że zabraknie czasu na realizację dzisiejszego planu...





Pogoda też już delikatnie się zmienia. Słońce kryje się za chmurami, ale prognozy pogody mówią, że padać dzisiaj nie powinno. Mam przynajmniej taką nadzieję... Na rowerówce do Merano mijamy setki cyklistów.

Czuję, że suport może nie wytrzymać zbliżającego się podjazdu, więc decyduję się znaleźć serwis rowerowy... Miasta kompletnie nie znamy, a mapy brak. Uczynna rodzina z Belgi prowadzi nas na stację kolejową bo według ich mapy jest tam serwis....A i owszem serwis tam jest tylko co z tego jak i tak trzeba mieć własne części. Gościu tłumaczy nam jak znaleźć duży sklep rowerowy gdzie powinienem kupić wymagane części. Sklepu nie znaleźliśmy...





Miasto kompletnie zakorkowane. Wjeżdżamy do centrum i ramiona mi opadają. Możemy zapomnieć o znalezieniu sklepu rowerowego. W tej plątaninie uliczek stracilibyśmy czas do południa na poszukiwaniach... Moja frustracja narasta, ale decyduję, że jedziemy dalej. Jeżeli uda się podjechać przełęcz i rower się nie rozsypie to resztę powrotnej drogi powinien już wytrzymać bez problemu.W każdym bądź razie będę jechać pod górę na lżejszych przełożeniach jak normalnie.





Opuszczamy miasto. Jedziemy główną drogą w kierunku San Leonardo in Passiria. Jednak ze względu na spory ruch na drodze dalszą jazdę kontynuujemy szutrową trasą rowerową. Widoki są znacznie ciekawsze no i mamy możliwość zrobić pranie w potoku ;)









W S. Leonardo mamy w planach pierwsze i ostatnie dzisiaj zakupy. Jako, że to kurort to nawet ceny w zwykłym markecie są wyższe za te same produkty, które kupowaliśmy do tej pory. Wydajemy po kilkanaście euro. Oj będzie rower ciężki na podjeździe !





Rozpoczynamy podjazd, a długi jest na 28 km i trzeba pokonać18 tuneli. Dlatego też wybierając się na tą drogę rowerem oświetlenie jest obowiązkowe ! Umawiamy się, że każdy jedzie swoim tempem. Ja muszę bardzo uważać na sypiący się suport, więc jadę znacznie wolniej niżbym mógł. No i trzeba też robić zdjęcia no nie ? ;)





Pogoda z czasem poprawia się i coraz częściej zza chmur wygląda słońce. Najwyższe szczyt jednak przez większość czasu skryte są w obłokach.







Ja już wiem, że nie damy rady zaliczyć wysokości 3000 metrów rowerem. Chciałem wjechać na Wurmkogel, ale jest już zbyt późno :( Zdobywam kolejne metry wysokości nieśpiesznie. Im wyżej tym podjazd staje się bardziej stromy, a przede mną jeszcze daleka droga.









O tej godzinie ruch na drodze jest niewielki. Na ostatnich kilku kilometrach mija mnie zaledwie 4-5 samochody i kilka motocykli. W końcu docieram do najdłuższego tunelu na podjeździe mierzącego 555 metrów. Tutaj czeka na mnie Grzesiu, który zjechał kawałek w moim kierunku bo na górze było już mu zimno ;) Jakiś motocyklista z Niemiec robi nam wspólne zdjęcie i już we dwójkę pokonujemy ostatni odcinek.







Timmelsjoch zdobyta ! Tutaj tylko dwa samochody w dodatku pierwsze na polskiej rejestracji spotkane od bardzo dawna. Wysiada tylko jeden gościu. Wykorzystujemy okazję i prosimy o wykonanie nam wspólnego zdjęcia. Po raz pierwszy spotkałem się z kompletnym brakiem reakcji na spotkanie rodaka daleko od kraju. Jakby to miało miejsce gdzieś w Sudetach ;)



Przełęcz oddziela Alpy Ötztalskie od Alp Sztubajskich. Choć sama przełęcz skryta w cieniu to okoliczne szczyty ładnie są oświetlone promieniami późnopopołudniowego słońca.

Ważna sprawa suport wytrzymał podjazd choć wygląda znacznie gorzej jak na początku dnia, ale teraz będzie już "z górki". Inna sprawa. Na przełęczy licznik pokazuje 100 km pokonanego dystansu dzisiaj..., 100 kilometrów ciągle pod górę ;)









Zmarzliśmy. Jest 11 stopni na plusie. Pora rozpocząć zjazd. Ktoś po drodze powiedział nam, że teraz mamy 60 km ciągle z góry. Okazało się jednak iż po stronie austriackiej trzeba jeszcze podjechać 100 metrów w pionie co po dzisiejszym dniu dało się bardzo już odczuć. W pewnym momencie wyszło słońce zza chmur i zrobiło się przyjemnie ciepło. Robimy krótką przerwę na posiłek.







Przy punkcie poboru opłat(nie dotyczy rowerzystów) znajduje się chodnik “Walkway”, a właściwie to taki mały balkonik z ogromnym kryształem górskim na końcu. Sesja foto i już bez przerwy zjazd do jednego z większych ośrodków sportów i turystyki zimowej w Austrii - Sölden.







W powietrzu wisi deszcz. Ciśniemy w dół ile się da. Przez kurort szybko przejeżdżamy. Po drodze trafiamy jeszcze na czynną stację paliw. Korzystamy z okazji i kupujemy po piwie.





Jest już zupełnie ciemno gdy docieramy nad Inn.Odbijamy w kierunku wschodnim i przez najbliższe dwa dni będziemy jechać wzdłuż Innu aż do jego ujścia do Dunaju w Passawie.
Ujechaliśmy zaledwie kilka kilometrów jak zaczyna padać. Szybko decydujemy się rozbić płachtę biwakową tuż przy drodze bo moknąć znowu to my nie chcemy...


Statystyki - Dzień 11

Woda 3 litry, piwo x 2

Cała galeria: https://goo.gl/photos/dM9xwJxx1bGM9cxF9

cdn...
Ostatnio zmieniony przez Robert J 2016-09-27, 16:49, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2016-09-27, 18:16   

Prędkość maksymalna...niezła!
 
 
ceper 


Dołączył: 02 Sty 2014
Posty: 8598
Wysłany: 2016-09-27, 18:53   

Aż się prosiło, by odrobinę poszaleć z kolorkami. ;) Zakupy lepiej zrobić w niezbędnej ilości, po co wieźć je na górę? Może by poprawić maxa? Mając na uwadze serpentyny i te 75 km/h, to musicie mieć idealnie wycentrowane koła i to w 11-tym dniu wyprawy. GZ ;)
_________________
Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma. /Mt 13,12/
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
 
 
Robert J 


Wiek: 44
Dołączył: 08 Gru 2013
Posty: 1375
Wysłany: 2016-09-28, 20:08   

laynn napisał/a:
Prędkość maksymalna...niezła!

Bo rower ciężki to i bardziej się rozpędza ;)

ceper napisał/a:
Aż się prosiło, by odrobinę poszaleć z kolorkami. ;)

Niestety nie mam takiej zajebiście robiącej zdjęcia małpki ;)

ceper napisał/a:
Zakupy lepiej zrobić w niezbędnej ilości, po co wieźć je na górę?

A co niby bym jadł i pił po drodze ?

ceper napisał/a:
Może by poprawić maxa?

To pytanie skierowane do siebie czy do mnie ?

ceper napisał/a:
Mając na uwadze serpentyny i te 75 km/h, to musicie mieć idealnie wycentrowane koła i to w 11-tym dniu wyprawy. GZ ;)
Co 2-3 dni musiałem dokręcać szprychy w tylnym kole bo się luzowały i trochę latało kolo na boki ;)
 
 
ceper 


Dołączył: 02 Sty 2014
Posty: 8598
Wysłany: 2016-09-28, 20:52   

Mej wagi nie uda Ci się z rowerem osiągnąć (65 kg + 15 kg rower + 20 kg bagaże). ;)
Rozchodziło mi się o zakupy, by dociążyć rower i łatwiej się rozpędzić do maksymalnej prędkości.
_________________
Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma. /Mt 13,12/
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6082
Skąd: Oława
Wysłany: 2016-10-02, 15:11   

Cytat:
Krzewy niezdatne do użycia.


a co z nimi bylo nie tak?

Cytat:
Jednak to co miało miejsce ostatnio w Turcji wpłynęło na zmianę planowanej trasy


o widze ze bardzo duzo ludzi w tym roku zmienilo pierwotne plany, witaj w klubie :P

Cytat:
W zasadzie od tego miejsca aż do Holešova to powtórzenie trasy, którą pokonywałem podczas minionej majówki ;)


nie myslales o podjezdzaniu gdzies z rowerem pociagiem zeby nie powtarzac tras przez Czechy a potem w nieznanych terenach miec "wiekszy zasieg"? choc z drugiej strony, w waszym przypadku to chyba rowerem jest szybciej i jedynie samolot moze byc konkurencyjny :lol

Cytat:
Grzesia to zupełnie nie interesuje...


A co go interesuje? tzn oprocz piwa i szybkiej jazdy :D



A ci co- nie mogli sie zdecydowac jak nazwac piwo? ;)

Cytat:
Zdjęcia robię jadąc


tzn jedziesz z tym wielkim aparatem na szyi czy w czasie jazdy wyciagasz go i chowasz do torby?

Cytat:
Jedziemy doliną, którą płynie rzeka Reka. Zastanawiałem skąd się wzięła i później gdzie zniknęła. Dopiero w domu dowiedziałem się, że wypływa z jaskini w miejscowości Skocjan, znika pod ziemią w okolicy Zabic. Zresztą w tych okolicach wiele rzek nagle pojawia się i znika ;)


ale ciekawa sprawa! nigdy sie nie spotkalam z takimi rzekami!

Cytat:
Ale najfajniejsze jest was jadących


mnie tez to urzeklo chyba najbardziej!

Cytat:
Pierwotnie mieliśmy jechać zupełnie gdzie indziej( o czym pisałem na wstępie relacji z pierwszego dnia).


tzn do Turcji? a planowaliscie wspomagac sie innym transportem? bo to jednak sporo dalej niz do Chorwacji.. czy wtedy po trzy stowki na dzien bylo w planach? :P

Cytat:
Nie trzeba jechać do Chorwacji - nigdzie poza Polską nie widziałem aż takiej ilości reklam w przestrzeni publicznej.


w Turcji jest ponoc podobnie jak u nas..
http://innaturcja.blogspo...y-bol-gowy.html

Cytat:
Dodatkowo do wielu miejsc nie wpuszczą mnie w obuwiu kolarskim ;)


a czemu?



co tam wisi na tym ogrodzeniu?
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
Ostatnio zmieniony przez buba 2016-10-02, 16:21, w całości zmieniany 3 razy  
 
 
Robert J 


Wiek: 44
Dołączył: 08 Gru 2013
Posty: 1375
Wysłany: 2016-10-02, 15:36   

buba napisał/a:
a co z nimi bylo nie tak?

Bo nie ma THC ;)

buba napisał/a:
nie myslales o podjezdzaniu gdzies z rowerem pociagiem zeby nie powtarzac tras przez Czechy a potem w nieznanych terenach miec "wiekszy zasieg"? choc z drugiej strony, w waszym przypadku to chyba rowerem jest szybciej i jedynie samolot moze byc konkurencyjny :lol

Myślałem, ale jak zauważyłaś nastąpiła zmiana planów. Pierwotnie chcieliśmy podjechać pociągiem do Sanoka, a dalej już rowerami w kierunku Rumunii. Po zmianie planów nowym celem stał się półwysep Istria, ale te zmiany miały miejsce dopiero na dwa dni przed rozpoczęciem urlopu ;)
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6082
Skąd: Oława
Wysłany: 2016-10-02, 16:53   

Cytat:
Tutaj tylko dwa samochody w dodatku pierwsze na polskiej rejestracji spotkane od bardzo dawna. Wysiada tylko jeden gościu. Wykorzystujemy okazję i prosimy o wykonanie nam wspólnego zdjęcia. Po raz pierwszy spotkałem się z kompletnym brakiem reakcji na spotkanie rodaka daleko od kraju. Jakby to miało miejsce gdzieś w Sudetach ;)


Moze tam tez juz w wakacje bylo tylu Polakow ze przestalo to robic wrazenie? W tym roku w Rumunii to tez najpierw widzac polskie blachy trabilismy czy zagadywalismy a jak sie potem okazalo ze prawie co drugie auto jest z Polski to jakos spowszednialo i opadl entuzjazm ;)

Cytat:
Mając na uwadze serpentyny i te 75 km/h


Wyscie chyba powinni jezdzic w takich usztywnianych wdziankach jak motocyklisci! bo upadek przy takiej predkosci to chyba skonczyl by sie niewesolo...
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
Robert J 


Wiek: 44
Dołączył: 08 Gru 2013
Posty: 1375
Wysłany: 2016-10-03, 14:58   

buba napisał/a:
Moze tam tez juz w wakacje bylo tylu Polakow ze przestalo to robic wrazenie? W tym roku w Rumunii to tez najpierw widzac polskie blachy trabilismy czy zagadywalismy a jak sie potem okazalo ze prawie co drugie auto jest z Polski to jakos spowszednialo i opadl entuzjazm ;)
Tylko co innego gdy spotkasz rodaka jadącego rowerem z kraju, a co innego gdy gdy spotkasz gdzieś kogoś kto przyjechał samochodem ;)

buba napisał/a:
Wyscie chyba powinni jezdzic w takich usztywnianych wdziankach jak motocyklisci! bo upadek przy takiej predkosci to chyba skonczyl by sie niewesolo...

Ale ja wiem gdzie mogę puścić hamulce. Na zakrętach nie wariuję czego nie można powiedzieć o koledze. Dlatego za każdym razem gdy jadę z nim gdzieś na kilka dni to to musi być poobdzierany ;)
 
 
Robert J 


Wiek: 44
Dołączył: 08 Gru 2013
Posty: 1375
Wysłany: 2016-10-03, 14:58   

Rowerowy Eurotrip 2016 - dzień 12 - Przez Tyrol..., czyli powtórka z rozrywki - 03.08.2016

... Powtórka bo jechałem tędy dwukrotnie w zeszłym roku. Teraz w sumie myślimy już tylko o powrocie do domu, ale staram się wybierać inne drogi i inne ścieżki rowerowe aniżeli poprzednio tak by trasa była inna ;)

Po nocnych opadach deszczu nie ma już śladu. Przed ósmą jesteśmy w trasie. Świeci słońce i to co spadło w nocy teraz odparowuje. Powietrze na razie mało przejrzyste. Godzinę później docieramy do Stams. W mieście znajduje się słynna szkoła Skigymnasium, do którego uczęszczają młodzi austriaccy sportowcy. Jej wychowankami są jedni z najlepszych skoczków narciarskich na świecie.





Z daleka widoczny jest klasztor cysterski z XIII wieku. Obiekt ufundowany w 1273 przez Meinharda II Tyrolskiego dla cystersów z Kaisheim. Jego obecny wygląd pochodzi z XVIII wieku. Jest to miejsce spoczynku władców Tyrolu.

Pogoda staje się coraz lepsza. Tylko dlaczego tak ładnie nie było wczoraj ? ;) Zbaczamy z głównej drogi i przejeżdżamy przez teren przyklasztorny. Na północy pasmo Wettersteingebirge, w Alpach Bawarskich. Wieże klasztoru ładnie wyglądają na ich tle :)







Dalsza trasa już w sporej części po drogach podrzędnych. Nie jest to może najkrótszy wariant, ale nie chcieliśmy jechać główną drogą do Innsbrucka.





Na główną drogę wskoczyliśmy jeszcze tylko w okolicy Zirl i w sumie to był ostatni odcinek dzisiejszego dnia po głównej drodze. Poza tym były tylko ścieżki rowerowe :)



Około 11-stej docieramy do Innsbrucka. Staramy się trzymać drogi nr. B171, ale natrafiamy na różne utrudnienia w postaci remontów i są objazdy. W dwóch miejscach kładą nowy dywanik na ścieżce rowerowej.





W Innsbrucku zatrzymujemy się na moment w parku na małe co nieco ;) Miasto odpuszczamy. Grzesia takie zwiedzanie nie interesuje, a ja trochę po mieście pokręciłem się w zeszłym roku ;)



Od miasta będziemy się poruszać już niemal wyłącznie po szlaku rowerowym "R2, Innradweg" aż do granicy z Niemcami. Trasa wiedzie raz po jednej, a raz po drugiej stronie Innu. Na widoki narzekać nie możemy. Na północy teraz dominuje pasmo Karwendel.







Z biegiem czasu dolina staje się szersza, a otaczające ją szczyty coraz niższe. Temperatura robi się nie znośna. Robimy coraz częstsze przerwy, a to mała przekąska, a to kąpiel w lodowatym strumieniu, a to ponownie przerwa na posiłek. Trochę się wkurzałem, że tracimy na tym sporo czasu.





Mijamy kilka zamków i około 14-tej jesteśmy w Rattenbergu. Tutaj chcemy zrobić zakupy. W poszukiwaniu marketu musimy przemierzyć całe miasto.











Później kontynuujemy jazdę wzdłuż Innu. O 15-tej kolejna przerwa... zbyt długa. Na szczęście nie zapowiada się by dzisiaj zepsuła się pogoda i mam nadzieję, że pokręcimy trochę dłużej ;)





Średnio tego dnia na godzinę jazdy przypadało pół godziny przerwy :D Upał też dawał się we znaki. Czekoladę można było pić jak jogurt ;)





Po 17-tej jesteśmy w Kufstejn. W poszukiwaniu czynnego sklepu przejeżdżamy przez centrum. Zakupy musimy zrobić bo brakuje nam przede wszystkim wody, a najbliższe większe miasto to dopiero Rosenheim już w Niemczech.





Przed 19-tą jesteśmy na granicy z Niemcami. Teraz na moment oddalamy się od Innu. O ile do tej pory trasa była niemal zupełnie płaska to od teraz przychodzi nam pokonywać krótkie, ale często bardzo strome podjazdy.





Przejeżdżamy wschodnią częścią miasta Rosenheim i kontynuujemy jazdę po szutrowej drodze na wale przeciwpowodziowym. Myślałem, że będziemy tą drogą jechać dłużej, ale w pewnym momencie droga się kończy, a trasa rowerowa odbija w prawo po bardzo stromym podjeździe po płytach betonowych. U góry mamy bardzo ładne widoki. Wykorzystujemy moment i podczas gdy zachodzące słonce tworzy nam spektakl jemy kolację :)











Niestety nie mamy mapy tych terenów i decydujemy się jechać za znakami trasy rowerowej. Kluczymy przez wiele małych miejscowości. Jest sporo męczących wzniesień do pokonania. Później po powrocie dopiero zobaczyłem jak kręty to był odcinek.



Za Wasserburgiem nad Innem znajdujemy genialną miejscówkę na nocleg pod ogromnym dębem na wzniesieniu. Grzesiowi tradycyjnie rozpakowanie się zajmuje znacznie więcej czasu jak mi. Wykorzystuję ten czas na nocne ujęcia :)



Noc zapowiada się bardzo przyjemna...


Statystyki - dzień 12


Piwo x 5, woda 4,5 litra

Cała galeria pod adresem: https://goo.gl/photos/Ch6BdSTt3Ufsz4HQ7

cdn...
 
 
Robert J 


Wiek: 44
Dołączył: 08 Gru 2013
Posty: 1375
Wysłany: 2016-10-18, 17:50   

Rowerowy Eurotrip 2016 - day 13 - Ciągle wzdłuż Innu - 04.08.2016

Miniona noc była jedną z najprzyjemniejszych jak dotąd podczas tego wyjazdu. Ciepło, bezwietrznie no i przede wszystkim sucho !

Wstaję przed szóstą z zamiarem obfocenia okolicy. Grzesiu również szybko się budzi, ale zanim zebrał się do drogi to mi udaje się jeszcze zdrzemnąć ponad godzinę ;)



W drogę ruszamy o 08:26 jest słonecznie i bardzo ciepło. Wydaje się jakby w powietrzu brakowało tlenu. Każde, nawet najmniejsze wzniesienie powoduje u mnie sporą zadyszkę. Ciężko dzisiaj jest mi rozruszać mięśnie.

Tereny przez które przemierzamy to biała plama dla nas bo akurat żadna z map, które posiadamy nie obejmuje tych okolic. Decydujemy, więc że gdy natrafimy na jakąś stację paliw to zaopatrzymy się w stosowną mapę. Na stację trafiamy w Gars am Inn. Problem w tym, że nie było żadnych map w sprzedaży. Za to Grzesiu pozyskał jakąś darmową, ale obejmującą tylko najbliższą okolicę miasta.





Postanawiamy nie oddalać się zbytnio od Innu. Wiemy dobrze, że jadąc wzdłuż rzeki dotrzemy do Pasawy gdzie Inn wpada do Dunaju ;)

Zdecydować o dalszej trasie było łatwo, ale z wykonaniem było już gorzej. Już po kilku kilometrach od Gars natrafiamy na objazd. Kierujemy się więc za znakami objazdu. Objazd ten poprowadzili chyba przez najwyższe wzniesienie w okolicy ! Wymordowałem się bardzo, ale za to widoki ze szczytu były niczego sobie ;)







Objazd kieruje na jakąś tragicznie ruchliwą drogę. Tiry ciągną tam jeden za drugim. Szybko postanawiamy odbić na pierwszą lepszą boczną drogę. Tak docieramy do Aschau am Inn gdzie robimy pierwsze dzisiaj zakupy.



W samo południe docieramy do Mühldorf am Inn. Ładne miasto. Na starówkę wjeżdżamy przez wieżę bramną Münchner Tor.



Z rynku przebijamy się wąskimi uliczkami pod późnogotycki kościół św Mikołaja.





Obok kościoła św. Mikołaja stoi kaplica św. Jana z tego samego okresu.



Po 14-stej docieramy do Marktl. Byłem tu w zeszłym roku, ale tym razem inną drogą. Przy Nepomucenie "zamkniętym" w szklanej gablocie robimy sobie przerwę obiadową.





Do Simbach am Inn docieramy krajówką. Tam zjeżdżamy na trasę rowerową. Po drugiej stronie rzeki widoczne Braunau am Inn.



Teraz rowerówka wiedzie w dużej mierze po drogach szutrowych. Tak trafiamy na drewnianą wieżę widokową. Z góry widoki spoko tylko pogoda już nie tak ładna jak do południa.







Następnie przez Ering, Aigen am Inn i kilka mniejszych miejscowości kierujemy się do Pocking gdzie chcemy zrobić ostatnie dziś zakupy.







Z Pocking do Pasawy chcieliśmy jechać główną drogą by zdążyć podjechać za dnia na twierdzę Oberhaus. Niestety droga zbyt ruchliwa. Szukając alternatywy trafiamy na muzeum sprzętu militarnego w Rottau. Przy wejściu do prywatnej kolekcji stoi czołg M47 Patton. Pamiątkowe fotki i lecimy dalej po trasie rowerowej, która bardzo kluczy po okolicy.



Natrafiamy na kolejną dziś przeszkodę w postaci zamkniętego mostu, który się sypie. Wracamy nabijając kolejne kilometry, a robi się już coraz później i raczej nie zdążymy na zachód słońca na twierdzę :/



Z Vornbach am Inn jedziemy kilkanaście kilometrów nad brzegiem Innu aż do Pasawy. Trasa wyłącznie szutrowa.





Pasawę zwiedzałem już w zeszłym roku. Jest już zbyt późno by podjechać na twierdzę Oberhaus dlatego decydujemy się przejechać na drugą stronę Innu i dotrzeć do punktu zero czyli do miejsca gdzie Inn wpada do Dunaju.





Czuć nadchodzącą zmianę pogody. Zwracam uwagę jak ogromne są tu kałuże. Niezłe musiało tu dziś być oberwanie chmury.

Wyjeżdżamy z Pasawy jednocześnie przekraczamy granicę z Austrią. Teraz będziemy podążać przez półtora dnia wzdłuż Dunaju. Pierwszym większym miastem będzie Linz, ale to dopiero jutro bo znak informuje nas, że mamy do pokonania 87 km.



Gdy zapada zmrok odchodzą nam chęci do dalszej jazdy. Staramy się znaleźć odpowiednią miejscówkę na nocleg. Z tym jest problem bo brzegi Dunaju są stromo opadającymi stokami sporych wzniesień. Czasami zastanawiałem się jak wcisnęli pomiędzy rzekę, a te górki drogę i jeszcze ścieżkę rowerową. Mijamy rozświetlony na drugim brzegu Obernzell i kilka kilometrów dalej odbijamy w boczną drogę ostro pnącą się do góry. Miejscówka, którą wybraliśmy nie była z tych fajnych, ale nam było już wszystko jedno ;)







Statystyki - dzień 13


Piwo x 5, woda 3 litry.

Cała galeria dostępna pod adresem: https://goo.gl/photos/Vn1neZW2WKY5r7M47

cdn...
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Copyright © 2013 by Góry bez granic | All rights reserved | Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group - recenzje anime