Forum FAQ Szukaj Użytkownicy Rejestracja Statystyki Profil Zaloguj Albumy Kontakt

Poprzedni temat «» Następny temat

Gdzieś na Dolnym Śląsku

Autor Wiadomość
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6082
Skąd: Oława
Wysłany: 2018-03-10, 00:38   

włodarz napisał/a:
Chciałbym mieć małą chatkę z tego typu okienkami. Ale moja żona zawsze rozwiewa takie marzenia pytaniem: A kto by to mył?


No ale i tak ktos myje - co to za roznica czy myje 10 malych szybek czy jedna duza?

Cytat:
Widziałaś skąd przyszły? Trzeba było pójść w tamtym kierunku może trafiłabyś zrzucone poroże. Widać ze zdjęcia, że część samców już zrzuciła


Z lasu po prawej stronie. Szkoda ze nie wiedzialam, chetnie bym poszla poszukac. Nie znam sie w ogole na jeleniach, nawet nie wiem kiedy gubią... Myslalam ze te bez rogów to samice ;)

Raz w Bieszczadach znalazlam w lesie róg, chyba daniela. Wisi na scianie! (nad czerwona tabliczka)

_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
Ostatnio zmieniony przez buba 2018-03-10, 00:42, w całości zmieniany 3 razy  
 
 
włodarz 

Dołączył: 13 Maj 2014
Posty: 2636
Skąd: Góry Sowie
Wysłany: 2018-03-10, 08:59   

Starsze samce jeleni przebywają razem w grupie zwanej chmarą i żyją sobie oddzielnie od samic (z wyjątkiem okresu rykowiska).
Oprócz poroża wyróżnia je jeszcze grzywa, co widać na zdjęciu. Pod koniec lutego, na początku marca najstarsze osobniki zrzucają wieńce. Młodsze robią to trochę później.
_________________
Sudeckie Ilustracje
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6082
Skąd: Oława
Wysłany: 2018-03-11, 19:19   

włodarz napisał/a:
Starsze samce jeleni przebywają razem w grupie zwanej chmarą i żyją sobie oddzielnie od samic (z wyjątkiem okresu rykowiska).
Oprócz poroża wyróżnia je jeszcze grzywa, co widać na zdjęciu. Pod koniec lutego, na początku marca najstarsze osobniki zrzucają wieńce. Młodsze robią to trochę później.



Nie wiedzialam! Chcialabym kiedys znalezc jeszcze jakies poroza....
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6082
Skąd: Oława
Wysłany: 2018-03-11, 19:19   

Kolejną miejscowoscia na naszej trasie jest Żuchlów. Juz kiedys tu bylismy - w 2010 roku, jak jezdzilismy tu w rejonie za drewnianymi wiatrakami - http://jabolowaballada.bl...-wiatrakow.html

Zrobiłam wtedy dwa zdjecia okolicy okołopałacowej - a potem kompletnie zapomniałam skąd one są... Cos mi sie wtedy poknociło w aparacie, ze kompletnie wymieszał mi zdjecia - nic nie bylo po kolei. Dopiero dzis sobie przypomnialam - ja tu juz kiedys byłam!





Dzis ponownie zagladamy na teren folwarku. Prowadzi tam sympatyczna droga wykładana kolorowymi kamulcami.



Zabudowania gospodarcze maja miłe dla oka faliste dachy. Falki sa zroznicowane - mniejsze:



I wieksze:



Sam pałac jest wystawiony na sprzedaz.





Chyba kiedys miesciła sie w nim szkoła, na drzwiach pozostały jeszcze tabliczki np. “Klasa nr 1”. W niektorych komnatach przydałby sie parasol - prószy nieco tynkiem. Nie wiem czy opad jest ciągly czy wywolują go miniwstrzasy od naszych kroków, ale nie czujemy sie z tym faktem zbyt komfortowo. Tynk jest nieszkodliwy- ale szlag wie czy za nim nie pojdzie grubszy kaliber opadu? ;)



Odkładając na bok kwestie tego tynku - to pałac jest w calkiem niezłym stanie.





Tu zapewne miejscowi mają w zwyczaju sączyc browara w pochmurne dni.



Inne meble zostaly zgromadzone wszystkie w jednym pomieszczeniu. Inne pokoje sa puste. Moze z racji na brak tynkopadu?





Miłe kolumienki przyporęczowe.





Po raz kolejny na tym wyjezdzie wjezdzamy do Wronińca.



A potem suniemy do Brzeżan (Brzeżanów? nie wiem jak to sie odmienia). I nie wiem tez, czy owe dolnoslaskie mają cos w wspolnego z tymi ukrainskimi Brzeżanami pod Tarnopolem? Oprocz tego, ze tam tez mają ciekawe do zwiedzania ruiny? ;) Moze tu po wojnie przyjechali przesiedleńcy wlasnie stamtad? Czesto takowi mogli nadawac swoje nazwy - tak jak moj dziadek nazwał ulice w Lubinie, przy ktorej zamieszkał na jakis czas, gdy miasto bylo jeszcze prawie puste.

Tutejszy pałac jeszcze niedawno sluzyl jako mieszkania.





Dzis wnetrza nie są juz w najlepszym stanie, stropy zaczynają osiadac.





Na wyzsze pietra wole sie wiec nie pchac, choc schodki sa klimatyczne.





Dawnych sprzetów pozostało niewiele, a te ktore sie jeszcze pałętają zwalone są na pryzmy i porastają pleśnią. Z okiennego parapetu przygląda sie nam święty obraz, ktoremu ktos wydłubał twarze…



We wszechobecnym śmietnisku mozna znalezc sporo zeszytów szkolnych, ksiażek czy ćwiczen. Zapisanych starannym, dziecinnym pismem.









Są tez zabawki, grzechotki. W jednym z nocników z kaczuszką jakis ptak uwił gniazdko…

Nie wiem komu sie chcialo tak mozolnie rozbijać piece na poszczegolne kafle.. Kupa roboty w tym szale zniszczenia. Nie lepiej bylo siąść i pogapic sie w niebo?



Wiekszosc przypalacowych budynkow tez stoi pusta.





W promieniach zachodzącego slonca i temperaturze powodującej przymarzanie rąk do aparatu odwiedzamy ostatnią na dzis pałacykową miejscowosc - Glinke. Miejsce jest często nazywane “pałacem samobójców” - nie wiem ile w tym prawdy, a na ile ktos jeden zarzucił tajemniczym i mrocznym okresleniem wiec sie przyjelo. Nawet miejscowe dzieciaki biegna za nami wołając: “To palac samobojców, nie idzcie tam! Tam mieszka zło! Tam nie wolno chodzic po godzinie 16”. Ostatnie zdanie rozwala mnie najbardziej. Czyli wczesniej mozna? A juz myslalam, ze matki straszą dzieci duchami, aby nie wlaziły do wnetrz, ktore wyraznie grożą rychłym zawaleniem. Kwestia godzinowa jednak rozwala moje domysły w drobny pył ;)

Chyba najpopularniejsze ujęcie pałacu, kazdy takie ma - mam i ja :P Trzeba przyznac, ze kuta brama jest fotogeniczna, nie da sie powiedziec, ze nie!



Z wiekszosci stron pałac jest mocno obrosły splątaną roslinnoscia o lisciach zielonych nawet w tą pore roku.







Poddasza pałacu zamieszkują dziesiatki, jak nie setki ptakow. Chyba jakies wronowate, bo przeciagle "kra kra kra" niesie sie spomiedzy dziurawych dachowek a nieraz i znad naszych głow, gdzie kołują czarne ptaszyska. Potęguje to ponury klimat tego miejsca.

Pewien zapach, ktory przywiewa nagle wiatr, przypomina mi wydarzenie sprzed bardzo wielu lat. Zapach palonego tapczanu, wypełnionego starymi wilgotnymi ubraniami. Jak zywe przed oczami staje mi pewne miejsce. Chyba pierwszy opuszczony budynek gdzie ruszylam na samodzielną eksploracje. Przechylona mocno do tyłu kamienica - familok w starej czesci bytomskich Miechowic. Wracalismy z mszy szkolnej. Po drodze byl ten budynek. Co wieksi gieroje z klasy wlazili i na 3 pietro - a nawet i na dach. Ja weszłam tylko na pierwsze. Dalej byl juz zbyt wyrazny przechył. Zostalam z kolezanką w pełni umeblowanym pokoju pelnym starych zdjec. Niestety nie mialam aparatu. Czekałysmy az chłopaki wrócą z dachu. I tam w jednym z pokojów tlił sie tapczan. Ten sam zapach. Ten sam, ktory teraz wywiało z pałacowych czelusci w Glince. Nie napotkałam go nigdzie indziej przez ponad 25 lat…

Nie wlazimy do srodka palacu. Jakos nie zacheca. Walące sie dachy, duchy samobojcow, dziesiatki kraczących wron i dziwny palony tapczan. No i temperatura po zachodzie słonca leci na łeb na szyje. Chyba jest z - 15! Dla bub to warunki zdecydowanie nie nadające sie do zycia, nawet wspomagając sie pigwową nalewką trudno odzyskac czucie w rękach. Spadamy stąd. Czas poszukac cieplego miejsca do spania!

Na polnocnych krancach Góry rzuca sie nam w oczy hotel. To wyglada zdecydowanie na jedno z takich miejsc, w ktorych lubimy nocowac! :)





Ostatecznie lokum do spania okazuje sie byc w budynku obok (a nie w silosie ;) ) ale całe otoczenie ma fajny klimat!

Zmierzając wieczorkiem w strone centrum zastanawiamy sie czy nie trafilismy w jakies okienko teleportacji. Mijamy kilka osob - podchmielonych robotnikow świetujacych poczatek weekendu, kobiete z wózkiem nawijającą do telefonu. Po polsku to oni nie rozmawiają.. ;) Moze nie zauwazylismy jakiegos tunelu i wlasnie wyjechalismy gdzies na obrzezach Lwowa albo innej Odessy? Ten hotelik tez jakis taki za sympatyczny! Ogłoszenie na latarni potwierdza, ze cos jest na rzeczy ;) ))



Kilka migawek z wieczornego miasta, gdzie włoczymy sie w poszukiwaniu jedzenia i ciekawych zaułkow.










cdn
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6082
Skąd: Oława
Wysłany: 2018-03-12, 23:25   

Mroznym porankiem suniemy sobie w dal. Celem sa kolejne pałacyki ale akurat teraz naszą uwage przykuwa stacyjka w Sławięcicach. Mały budyneczek przy zarosnietych torach. Opuszczony, z drzwiami otwartymi na ościez. Niedawno byl chyba jeszcze zamieszkany.







Tarasik, dorodne tuje, obetonowane miejsce grilowe...





Wnetrza witają nas rozwalonym dziecinnym wózkiem, stertą pudeł i kilkoma zapchlonymi fotelami.











Znajdujemy w srodku kilka kalendarzy i bezładnie rozrzuconych zdjec z zajeć terapeutycznych w Rawiczu sprzed 10 laty.







Jest tez list, ktory robi na nas spore wrazenie. Dziwnie sie go czyta wsrod mroźnych, opuszczonych scian i świstu stacyjnych przeciagow. Dlaczego on jeden tu zostal - wciśniety gdzies za kanape? Co tam teraz słychac u Dajanki, Irka i Izy? Jak potoczyly sie ich losy? “Jestes ladna i gruba. Wlasnie o takiej dziewczynie marzylem”. Chłopak pisze do dziewczyny, z którą łączą go juz dosyc zażyle relacje, niektore fragmenty listu sugerują, ze nie jest to tylko jego kolezanka.. Podoba mu sie zarówno ta dziewczyna jak i jej matka. A jaką role gra tam Iza - oficjalna dziewczyna Irka? Przewija sie tez wątek planowanej walki owych dwoch dziewcząt o chlopaka. A moze wizja tej walki istnieje tylko w marzeniach Irka? : “Powiedz - biłaś sie kiedys z kolezankami w szkole? A biłas sie o chlopaka czy o pieniadze?” Jest tez sprawa ojca, ktory jeszcze poki zyje to rozkręca synowi kolejne rowery i kradnie żelazka… Zwiedzanie opuszczonych miejsc wiele razy skłania do zadumy nad zawiłościami natury ludzkiej… ;)

;) Jakby ktos chcial sie wczuć w klimat osobiscie - to ów ciekawy list do wglądu ponizej:









Witoszyce widziane z dala przedstawiają sobą obraz typowy. Cos pałacowego, cos przemyslowego i popegieerowskie bloki. Dolny Śląsk w pigułce.



Sam pałac jest prywatny i szczelnie ogrodzony.





Po terenie dawnej fabryczki mozna połazic i pozaglądac w rozne kąty.







Fajny jest wiszący korytarzyk - tunelik.



Zaraz niedaleko jest kolejna wieś - Chróścina, gdzie znajduje sie spory opuszczony folwark - jak cała dzielnica ruin...











Odezwa do sumienia złomiarzy… chyba… ;)



Z pałacu zostalo juz nie za wiele..







Trafi sie gdzieniegdzie jakis balkonik, malowane odrzwia, rzezbiony portal czy mniej lub bardziej malowniczo zapadniety dach, przez ktory przebijają promienie słonca, rozszczepiające sie na mieszaninie kurzu i mgły.













W przypałacowych stajniach stoja resztki kolumnad, czesto spotykanych w bydlęcych miejscach na Dolnym Śląsku















W Czerninie Dolnej pałac jest prywatny i w dobrym stanie. Udaje mi sie obejsc dookoła, acz nie chyba nie jest to calkiem legalne. Widac, ze sa tu prowadzone jakies prace, na trawie lezy sporo rur, plastikowych węży, sporych świdrów itp.









Fajne mają tu rynny! Smokowate!



W Czerninie Górnej tez sa ruiny palacu otoczone przez użytkowane zabudowania - bloki, komórki, działki. Teren jest bardzo obfity w koty - spotykamy ich tu ich kilkanascie sztuk i udaje sie je nakarmić naszymi nie do konca rozmrozonymi rybkami. Kocurkom to chyba nie przeszkadza!

Palac wersja zimowa!












8 lat temu tez przewijalismy sie przez tą miejscowosc, w pewien upalny wakacyjny weekend. Ruiny były wtedy otoczone jednym wielkim placem zabaw, miejscami grilowymi, piknikami. Ciezko bylo na spokojnie porobic zdjecia, nie mając wrazenia, ze sie ładujesz komus z butami w jego prywatne zycie. Klimat sielskiego letniego popoludnia rozlewal sie wokolo.









Zaraz obok jest tez ruina koscioła, z ktorego pozostala tylko wieza. Wieze sa jakies najbardziej solidne! Nie wiem czy to dlatego, ze zwykle siedziały tam ciezkie dzwony i konstrukcja musiała tez wytrzymywac wibracje? Ale chyba tak budowali - jak jezdzilismy w czerwcu po Obwodzie Kaliningradzkim - to na 21 opuszczonych kosciołów w 15 w najlepszym stanie była wlasnie wieża!

Relacja o kaliningardzkich kosciołach tutaj: http://jabolowaballada.bl...w-obwodzie.html

Wieża koscielna z Czerniny Gornej.



Pałac w Jabłonnej przytyka do uzywanych zabudowan gospodarczych i mieszkalnych. Wyboiste błotniste drogi rozchodzą sie na rozne strony. Mimo mrozu okoliczna pylistosć zdaje sie zapodawac ciepłem i atmosfera sielskiego letniego dnia.





Kilka razy spotykamy tu goscia, ktory woła “dzien dobry”, zadaje podobne pytania. Dopiero za trzecim razem dochodzimy do tego, ze jest to wciaz ta sama, jakas mocno zakręcona osoba. Koleś dopytuje, skad przyjechalismy, co nas tu interesuje, opowiada cos niecoś o historii palacu - po czym znika - i pojawia sie 50 metrow dalej, tym razem bez czapki, w innej bluzie i z zestawem identycznych pytan…

Jak zwykle w cieniu palacowych ruin płynie zwykle, wiejskie zycie.







Naścienny herb z motywem schodów.



Obecnie we wnetrzach juz prawie nic sie nie ostało...













Tu jakies wspomienia pokoju dziecinnego?



Podlogowe kafle nadal trzymają sie dobrze!





Rzezbiona brama na teren pałacu







Wieżyczka sprawia wrazenie jakby miala sie calkiem niedługo zapaść.



Przesłania lokalnych ścian...




cdn
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6082
Skąd: Oława
Wysłany: 2018-04-23, 16:41   

Jadąc do Ligoty wiedzielismy, ze tamtejszy, pozornie opuszczony palac, zamieszkuje jeden koleś. Troche koczuje tam jak bezdomny - bez prądy, wody czy kanalizacji, w zapachu oględnie mówiac nieprzyjemnym. I co najwazniejsze - bez mozliwosci zamkniecia za sobą drzwi na klucz, wiec czesto pada ofiarą kradziezy czy pobicia. Nieraz juz spalili mu wszystkie zgromadzone w pałacu ubrania czy koce. Głownie agresorami bywa rozwydrzona i znudzona młodziez. Do plecaka wsadziłam wiec flaszeczke i kilka konserw aby nieco podreperowac pałacowemu lokatorowi wikt na najblizsze dni. A moze i choc troche poprawic humor, bo chyba niezbyt poukładało mu sie w zyciu.

Na drodze prowadzacej do pałacu spotykam innego miejscowego, spacerujacego z pieskiem. Niegdys tez mieszkał w tym palacu. Potem zaczeli go wysiedlac, ludziom dawac inne mieszkania, czasem w dosc oddalonych stad gminach. Im mniej mieszkancow, tym palac coraz bardziej podupadał, w koncu odcieli wszystkie media a i dach zaczał przeciekac. Jeden lokator odmówil opuszczenia obiektu. Ponoc tu mu bylo dogodniej - niedaleko ma rodzicow, byłą żone, moze czasem liczyc na jakies wsparcie. Czy tak bylo naprawde, ze odmówil przeprowadzki? Inna kobieta w wiosce twierdzi, ze nie zglosil sie do urzedu na czas, czegos nie podpisal i mu lokalu zastepczego nie przyznali. Fakt napewno jest taki, ze mieszka tu juz prawie 30 lat. Niektorzy twierdzą, ze moglby z racji “zasiedzenia” rościć prawa do wlasnosci pałacu ;)

We wsi ponoc nie jest zbyt lubiany. Ludzie od niego stronią glownie ze względu na chorobe - ogromne narośla na twarzy. Wiele osób boi sie, ze jest to zaraźliwe, wiec woli sie trzymac na dystans. Nie przeszkadza to jednak młodym zwyrodnialcom. Ponoc w ostatnich tygodniach pałacowy mieszkaniec znow zostal dotkliwie pobity przez grupe gimnazjalistow, pokłuli go tez strzykawkami. Odgrażał sie, ze skombinuje sobie maczete i nastepnym razem bedzie sie bronic. Moj rozmówca przestrzega mnie wiec przed wchodzeniem obecnie do pałacu bez zaproszenia, gdyz lokator moze byc mniej goscinny niz kiedys. Kręce sie chwile po obejsciu, jednak nikogo wiecej nie spotykam. Do srodka nawet nie zaglądam. Licho nie śpi. Coz - mam tylko nadzieje, ze maczetą dostanie zasłuzenie ktorys młodociany skurwiel a nie jakis niewinny eksplorator…







A tu “domek stangreta”, tez jeszcze niedawno zamieszkiwany na wpół-dziko, ale jego lokator przeniosl sie juz do lepszego swiata… Chyba sensowniejsze lokum dla bezdomnego niz pałac? Łatwiej chyba ogrzac…





Od tyłu pałac przeglada sie w tafli wody, dzis nieco twardej ;)



W Górze rzuca nam sie w oczy cmentarzyk radziecki. O dziwo jest odnowiony, ognista czerwień az bije po oczach. Leżą swieze kwiaty. Ktos wyraznie pilnuje tego miejsca i o nie dba. Obchodze cały teren z nadzieją na jakis ciekawy pomnik. Niestety sa tylko rzędy identycznych nagrobków i pamiątkowe tablice. Ciekawe czy z racji na miejsce pochówku jest bezpieczny czy tez padnie ofiarą masowej walki z przeszloscią i tuszowania historii? Na wszelki wypadek robie mu duzo zdjec…











Kolejna miejscowosc gdzie sie zatrzymujemy to Kłoda Górowska. A co tu jest? Niespodzianka! Opuszczony palac! ;) Suniemy przez park porosły wspinającym sie na drzewa bluszczem, ktory zawsze kojarzy sie nam ze starymi cmentarzami.



Pałac lezy nad jeziorkiem, dzis zamarzlym. O wyjatkowo lśniacym lodzie. Az by sie chcialo ubrac łyzwy i tu poszusowac w tych okolicznosciach przyrody i architektury. Wręcz slysze zgrzyt łyzew o tafle jeziora i widze swoje odbicie w lustrze lodu, ktory jest tu jak wypolerowany. Niestety jest to tylko przebitka z jakiejs innej, rownoleglej rzeczywistosci. Łyzew brak…



Pałac przedstawia sie calkiem solidnie. Nie mamy złudzen - napewno nie uda sie wejsc do srodka.











Rzeczywistosc potrafi jednak czasem zaskoczyc na plus! Wejsc mozna - tzn da rade. O ile sie jest w miare szczupłym. Ja musze zdjąc kurtke. Przy - 10 w samym swetrze? Coz zrobic. Dalej nie jest prosto. Brzuch mozna wciagnac, gorzej z kuprem ;) Musze chyba mniej jesc! Troche sobie rozdzieram spodnie ale sie udaje. Toperz niestety nie ma szans, wiec nawet nie podejmuje prób. Znow jestem sam na sam z posępnym, wilgotnym wnetrzem. 8 postaci bacznie mi sie przygląda. Wiem, ze na mnie patrzą, choc niektorzy zezują w inną strone lub ukrywają swe oblicze za zamknietą przyłbicą…





Malowidła sa zdecydowanie powojenne. Nie wiem jaką funkcje pełnil pałac w momencie jak zostaly namalowane, nigdzie nie udało mi sie znalezc tej informacji. Kojarzy sie troche z knajpą albo recepcją jakiegos motelu.


Drewniane skrzypiace schody prowadzą na wyzsze piętra. Mozna znalezc kilka rzezbionych sufitów czy odrzwi.












Kibelki byly wykładane w szachownice.



Złomiarze juz tu byli. Wszystek metal uległ wypruciu. A mówia, ze polska wies nie dba o recykling ;)

Pałac otacza cały opuszczony folwark, pelen zabudowan gospodarczych i miejszkalnych. Wszystko puste. Spotykamy tylko jakas babeczke, przemykającą przez srodek kompleksu z siatkami i wózeczkiem wypelnionym zakupami. Wózek podskakuje na brukowanej kamieniami drodze. Butelki brzeczą, wyskuje kilka pomarańcz. Ich ucieczka szybko zostaje udaremniona - ląduja tym razem w przepastnych kieszeniach kurtki, ktore babeczka zapina na zamek. Na nas kobiecinka patrzy nieufnie, nie odpowiada na pozdrowienie, przyspiesza kroku, co przeklada sie na bardziej donośny brzęk zawartosci wózeczka.











Wnętrza przypałacowych budynków.













Zaraz niedaleko jest Szedziec. Tutaj tez mają palac, a jakze. Częściowo jest on zamieszkany a pozostala czesc to zupelna ruina, z oknami pełnymi nieba...







Chyba kiedys byla tu szkoła albo jakis inny urząd bo zaplątał sie orzełek. Teraz przybity jakos tak nietypowo i na uboczu..



W miejscowosci mozna tez znalezc inne ruiny, roznych gabarytów i przeznaczen.





Jest tez fabryczka, chyba niedziałająca ale szczelnie zamknieta.



Zerkając za płoty ujrzymy czasem ciekawe konstrukcje o nieznanym przeznaczeniu uzytkowym. Bo mniemam, ze do czegos mialo to słuzyc a nie tylko upiększac ogrodek. Ja bym sobie wprawdzie postawiła to dla samych celów artystyczno- estetycznych, ale zycie mnie juz nauczyło, ze jestem dziwna a wiekszosc ludzi mysli i działa zupelnie inaczej ;)



Pałac w Brunowie dawniej był szkołą. Miejscowosc jest malutka… Chyba musiały tu zjezdzac dzieciaki z całego powiatu, zeby zapełnic te ogromniaste wnetrza!









Nieopodal pałacu jest boisko konsumowane przez mech… Krok za krokiem, za mchem wpełzaja tez zioła i krzaczki. Przyroda swoje odbiera.. Ludziom sie wydaje, ze mają nad nia wladze.. Ze piła i kosiarka w rękach czyni ich panami tego świata.. Ale wystarczy chwila nieuwagi, kilka lat… Jeszcze poki co widac, ze ludzie tu byli… jeszcze….



Miła ławeczka z dawnych lat…



Płot zniknał pod plątaniną pnączy. Latem musi byc jeszcze bardziej malowniczy!



Bunkierek przyszkolny. Pewnie tu zamykali niegrzeczne dzieci :P A moze trzymali domowe wino aby bylo odpowiednio schłodzone? ;)





Zabudowania wokółpalacowe nadal sa uzywane. Tzn. tylko te mieszkalne mam na mysli - bo dymu z komina nie widac....



Tym akcentem konczymy nasze wędrówki z rejonie Góry. Trza kierowac sie w strone domu… Napewno tu wrocimy!
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2018-04-23, 17:42   

Dobrze, że nie weszłaś dalej do pokoju, bo to pułapka.

Ot widać za oknami szafy, po wejściu drzwi się zatrzaskują i człowiek zostaje w takim pokoju na długo.... ;)
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6082
Skąd: Oława
Wysłany: 2018-04-24, 09:23   

Cytat:

Dobrze, że nie weszłaś dalej do pokoju, bo to pułapka.


A wiesz ze sie troche pogubilam w tym palacu? ;) Moze to cos probowalo mnie zlapac?

laynn napisał/a:
Ot widać za oknami szafy,


Pewnie szafy sa pelne tych śmiałkow ktorzy probowali tam wejsc - z ostanich kilku lat :lol
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
Ostatnio zmieniony przez buba 2018-04-24, 09:25, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6082
Skąd: Oława
Wysłany: 2018-04-24, 09:25   

Na ostatnią tego sezonu wycieczkę okołopałacykową wybieramy sie w rejon Wołowa. Wiosna robi sie na całego, krzaki i drzewa sie zielenią, niebawem ruiny znikną w gąszczu zielonego kożucha i ciezko sie bedzie do nich przedrzec. A i inne ciekawsze pomysły wyjazdowe w tym czasie mają pierwszenstwo!

Pierwszy odwiedzamy Miłcz Leśny, spore ruiny połozone na skraju niewielkiego przysiólka. Została juz tylko niezadaszona wydmuszka.







O pałacowej historii przypomina kilka zdobionych kolumn, czesciowo przytwierdzonych jeszcze do budynku, inne leżą sobie na ziemi.





Zawsze mnie śmieszą w takich miejscach okna szczelnie zacementowane pustakami. To nic, ze dach sie wali, ale grunt to, zeby ktos przez okno nie wszedł albo nie zajrzał do srodka!



Zabudowa wioseczki jest sielska i miła dla oka. Stary dom pełen okienek, nieopodal powiewajace na sznurku dywany, drewniane omszałe płoty.







W kierunku nastepnej wsi wiedzie polna droga. Nie mozemy sobie odmówic wycieczki tą trasą, wsrod pachnacych pól wczesnej wiosny, szczebiotu skowronków i ciepłego, wrecz letniego wiatru, niosącego w kazdym podmuchu pylistosc przesuszonej ziemi.







Przerwa na głaskanie omszałego drzewa!



Staszowice to juz wieksza wieś, acz niestety nie na tyle aby byl sklep. Musimy wiec zwiedzac o suchym pysku i nie zaznamy lokalnego folkloru.

Miejscowy pałac sprawia wrazenie zamieszkanego.



Nie tylko zasiedlają go ludzie - okoliczne szopy i komórki służą rowniez puszystym futrzakom, ktore wygrzewają na daszkach zziebniete przez długą zime grzbiety i ogony.





Okienko ze specyficzną formą lufcika.



Kolejna wioska, chyba to była Proszkowa, zasysa nas na dłuzej. Znajdujemy tu bowiem sklep. Taki sklep, ktory mocno zbliza sie do ideału. Ceglany budynek, przed nim oczywiscie sloneczna ławeczka, z wygrzewajacym sie inwentarzem.





Za sklepem są kolejne ławeczki, lekko juz chybotliwe, nadgryzione zębem czasu i mchoporostami. Zakątek biesiadny jest juz na terenie prywatnym, co przy obecnej modzie zaglądania ludziom do talerzy i żołądków jest informacją bardzo istotną. Miejscowi nam opowiadali, ze kilkukrotnie przewijali sie tu rowerzysci - kapusie, ktorym sie wydawało, ze zbawiają świat na własna modłe, ale skonczyli z przysłowiową ręką w nocniku a raz nawet z mandatem na “nieuzasadnione wezwanie”.

Za płotem gdakają kury, roznoszą sie pierwsze wiosenne zapachy - impregnowanego drewna, rozmiękłej ziemi, przyrzadzanego gdzies niedaleko zupy ogórkowej. I smaru pomieszanego z benzyną...







Zaraz obok jest kibelek.



Taki z gatunku dosyc specyficznych - miedzy dwoma “kabinami” jest okienko, na wysokosci glowy. Zeby mozna porozmawiac ze wspoluzytkownikami, patrzac sobie głęboko w oczy? ;)





Jeden z klientów sklepu podjezdza furmanką. Nie ma opcji aby nie podejsc i sie nie wdac w pogawędke. Koniki tez musza zostac pogłaskane małymi łapkami! Kabaczę bliskie spotkanie z “iha” przezywa jeszcze pół dnia!







Są miejsca, ktorych nie ma sie ochoty opuszczac. Takie wyspy lepszego świata, w ktorych chciałoby sie pozostac na zawsze, wierząc, ze wszedzie wokol jest tak samo! To podsklepie zostanie nam w pamieci jako jedno z tych miejsc - sielskie, spokojne, przyjazne, pełne sympatycznych, otwartych, chetnych do pogawędki ludzi.

Mineły dwie godziny? Albo trzy? Tu czas płynie inaczej... Ale chyba mamy tez cos w sobie co nas gna naprzód, kłuje jak szpilką w kuper zmuszajac do ciągłego przemieszczania sie. Bo moze tam, za zakretem czeka na nas cos jeszcze fajniejszego?

Pod sklepem dowiedzielismy sie o pałacyku w Górowie.

Środkowa czesc pałacu jest w stanie dosc znacznego zruinowania. Dach sie jeszcze trzyma, ale nieco na słowo honoru.







W oczach pękają stropy i kolumny..





W jednej z wnęk dość nietypowe znalezisko - skąpo odziana kobita galopująca na wielbłądzie oraz calkiem porzadne narty!





We wnetrzach pałacu mozna odnalezc troche sufitowych zdobien sprzed lat, jak rowniez pozniejszych tapet we wzorki. Niektore pokoje wygladają jak odmalowane kilka lat temu.















Schody juz niezbyt zachęcaja do wspinaczki.







Mała przybudówka z boku pałacu chyba jeszcze niedawno była zamieszkana.





Chyba lokator lubił kwiaty. Tu i ówdzie przewijają sie doniczki i wazoniki..



W srodku walają sie jeszcze fotele, powiewają na wietrze firanki.



A na koniec niespodzianka! Fragment pałacu jest zamieszkany! Ciekawe czy nocami słychac jakies dziwne dzwieki z niezamieszkanej czesci budynku?




Na jakiejs pobliskiej stodole suszy sie kukurydza!



Kolejną miejscowoscia jest Warzęgowo. Tu tez jest palac ale sporo ludzi sie wokól niego kreci. Opadaja mnie tez wsciekłe psy, co zwykle powoduje spadek entuzjazmu do zwiedzania. Udaje sie jakos wycofac bez poszarpanych łydek.





Na tyłach pałacu ciekawa maszyna!



Lokalny sklepik tez badzo sympatyczny, acz poprzedni bardzo wysoko postawil poprzeczke!


cdn
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6082
Skąd: Oława
Wysłany: 2018-04-26, 15:15   

Kolejne miejsce jakie zwiedzamy to Nieszkowice. Na koncu wsi, na uboczu, tam gdzie konczy sie asfaltowa droga - stoi sobie pałac. A raczej wielki folwark, bo pałac jest tylko jedna z wielu budowli. Wszystkie sa zapomniane, puste, wypatroszone... Byla tu chyba tez gorzelnia - jeden z ceglanych budynkow ma komin. Są stodoly, jakby kamienice i to wszystko okala jeden dziedziniec, na teren ktorego prowadzi aleja. Jest tu cicho, pusto, jakby w jakims innym swiecie, z ktorego znikneli ludzie. Zostalismy tylko my. I całe stada skowronków drących japy gdzies wysoko pod niebem!

















Przemieszczamy sie dosc powoli. Kabaczę stwierdziło, ze jest tygrysem… ;)



O tym, ze ludzie wciaz istnieją, a nawet dosc czesto tu bywają świadczą głeboko wyryte koleiny jakiegos sprzetu, chyba rolniczego. W żłobionych rowach po kołach gigantach stoją bajora o dziwnym zapachu, jakby troche wanilii?...









We wnetrzach pałacu rzucają sie w oczy rozwalone piece, skrzypiace schody... I dosc intensywny zapach trawy... Chyba niedawno jakas imprezka tu byla!











Nie wiem czemu ale ten łososiowy sufit jakos głeboko zapadł mi w pamiec, moze nawet nie w pamięc ale gdzies wbił sie w podświadomosc. Kilkukrotnie śnił mi sie pozniej w roznego rodzaju koszmarach. Nadmienie, ze zawalenie stropu na łeb było jedną z łagodniejszych wersji tych przedziwnych snów ;)



Wnetrza budynków przypałacowych z przykurzonym króliczkiem...











Folwark w pelnej krasie widziany z oddali



Potem idziemy szukac ruin kaplicy. Poczatkowo idziemy w zupelnie zła strone wiec kaplicy nie znalezlismy. Były za to żaby w wersji zdecydowanie juz wiosennej, drzewa uginające sie od jemioły i zamiatanie szutru bagiennymi witkami.











A kaplica znajduje sie zupelnym przypadkiem. Gdy juz siedzimy w busiu i suniemy dalej - w oczy rzuca sie zadrzewiona kępa wsrod pól.



Zapodajemy wiec kolejne podejscie ruinoposzukiwawcze, starając sie leźć koleiną po traktorach i mając nadzieje, ze zaden rolnik nas nie pogoni.







Z kaplicy pozostało niewiele ale w formie bardzo malowniczej. Ciekawe czy dawni mieszkancy pałacu nadal zalegają gdzies w podziemnych kryptach?







Widoczki nieco górskie.



A na koniec zwiedzania Nieszkowic znów cos dla kabaka. Idziemy popatrzec na dzwigi i posłuchac wizgu pił. Stworzenie az klaszcze w łapki z radosci!

_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6082
Skąd: Oława
Wysłany: 2018-05-02, 23:25   

Kawałek dalej przemykamy przez Głębowice. Na wjezdzie wita budynek sporego klasztoru.



W wiosce tej bylam juz dwukrotnie - w 2010 i 2012 roku. Jest tu spory park, w ktorym siedzą ruiny pałacu. Miejsce wyglada dosyc upiornie głownie za sprawą martwego drzewa stojącego przy samym pałacu.



Drugie, nieco podobne drzewo, rośnie z przeciwleglej strony budynku i pożera go bluszcz gigant…



Część pałacu w czasie naszej wizyty miała jeszcze nieco ażurowe dachy, w innych dawno juz sie zawaliły. Gdzieniegdzie stały jeszcze jakies kolumny lub fragmenty schodów.







Jakies ptaszyska jeszcze trzymaja sie muru.





Piwnice jeszcze zadaszone, stropy solidne, troche jak bunkier!



W zakamarkach parku zajrzelismy tez do dawnej oranżerii.









Jest tez kaplica grobowa, gęsto zarosła przez krzaki i malownicze bluszcze.









Ogromne płyty nagrobne sa porozbijane. Nie wiem jaka siłę ktos musiał przyłozyc aby to potrzaskało. Chyba wcale nie było tak łatwo to potłuc! Że sie tez komus chciało tak męczyć - tylko dla samej manii zniszczenia!





“Parter” kaplicy jest zalany, w wodzie pływają resztki trumien… Zupa na kosciach… Okna dosc szczelnie zarosłe pajęczynami...





Z Głębowic pochodzi jedna z naszych ladniejszych sciennych dekoracji. Ktos piłą wycinał bluszcze… Jeden z uciętych fragmentow został porzucony. Trafił w dobre ręce.



A tu pałac w Głębowicach wersja letnia. Dlatego wycieczki pałacykowe zwykle zapodajemy od listopada do poczatkow kwietnia ;) Choc busz zielonosci tez ma swoj ogromny urok!









Zabudowania przypalacowe, czesciowo zamieszkane, otoczone przez rabatki.







Latem i kaplica wyglada inaczej..









Mamy okazje tez obejrzec stary magazyn zbozowy.



No i jeszcze zawijamy do pałacyku w Turzanach.. Niewiele z niego zostalo..



Ale przynajmniej w okolicy jezdzą ciekawe pojazdy!



Miejscowe gniazda bocianie sa zelektryfikowane!



cdn
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6082
Skąd: Oława
Wysłany: 2018-05-17, 13:19   

Na początek dnia wita nas nietypowy objazd. Chwile rozwazamy sprawe ale ostatecznie postanawiamy z niego nie skorzystac ;)



W Stryjnie mijamy pałacyk - zamieszkany.



W Brzózce kolejny, choc tym razem opuszczony. Znajduje sie jednak na terenie prywatnym i jakis goscinny gospodarz ogrodził go trzymetrowym murem. Coby przybysz nie mogl popatrzec na krzaki i oblazłe sciany? A moze jakas inna tajemnica sie tam czai, tylko jej nie wypatrzylismy?



W takich sytuacjach przydaje sie kijek do aparatu, taki jakimi posługuje sie sporo ludzi aby sfotografowac swoje facjaty. Kijek udaje sie wytknąc nad mur.. Ręka jest za krótka..







Miedzy Węglewem a Białawami mijamy stacyjke. Ostatnio bylismy tu w 2010 i wtedy chyba jeszcze była zamieszkana - przynajmniej rowery trzymali ;)



Wiekszosc powojennych napisów juz zlazła, ale stare trzymaja sie niezle! Jakis lepszych farb kiedys uzywali!









Teraz nie mieszka tu juz nikt, wnetrza sa puste, nie zachowało sie zbyt wiele mebli czy sprzetów.











Zwraca uwage jedno okienko. Na wewnetrznym parapecie jest dekoracja z zeschlych mchów, porostow, sztucznych kwiatkow. Ciekawe czy pochodzi jeszcze z czasow gdy stacyjka byla zamieszkana czy pozniej, juz w opuszczonym obiekcie poniosła kogos fantazja?







Kolejna miejscowosc na naszej trasie to Białawy Małe. Tutejszy pałacyk emanuje strasznym smutkiem. Pałacyki bywają nieraz tajemnicze, straszne albo calkiem wesołwe i przyjemne. Tu napada nas jakis dojmujące irracjonalne przygnębienie i zrezygnowanie..







Kikut drzewa, chyba rozerwanego piorunem, dopełnia tego dziwnego wrazenia…



Rzut oka do wnetrza...



Na obrzezach Wołowa napotykamy spory "kompleks" ruin. Chyba jakis PGR tu niegdys byl.. albo inny zakład rolniczo - przemysłowy.



Obecnie miejsce to sluzy jako składowisko zderzaków. Wiele z nich jest calkiem porządne i niezniszczone. Jak sie potrzebuje zderzaka to trzeba płacic krocie a tu sobie leżą porzucone i niepotrzebne? Dziwne...



W jednej z hal jest zwierzyniec. Misiek, małpa i chyba królik. Calkiem przytulnie tu mają, nawet dywanik jest!





Mijamy tez pomniczek. Nie napisze gdzie bo go jeszcze co złego spotka.. Ciekawe - czy wczesniej była na nim jakas inna tabliczka?



Odwiedzamy tez pewne podsklepie...



Na koniec wycieczki wpadamy na pałac w Miękini. Duzy, łososiowy i zafoliowany.









Wnetrza służą za składzik dóbr wszelakich.







A w przypałacowych budyneczkach jest winiarnia. Mozna umówic sie na degustacje i zwiedzanie albo zakupic wino w butelce. Sa dosyc drogie a czy smaczne to jeszcze nie sprawdzilismy.



_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6082
Skąd: Oława
Wysłany: 2018-06-05, 17:37   

Pierwszy biwak wypada nam nad brzegami zbiornika Słup, utworzonego na rzece o malowniczej nazwie Nysa Szalona.







W oddali majaczy tama.



Drogi prowadzące nad jezioro sa takie jak lubie najbardziej - wyboiste, dziurawe i zarośniete!






No i płytowki oczywiscie tez są!



Potem nawet raz udaje sie nam zakopac w glinie i piachu ;)





Na niektorych z tutejszych drog chyba testowali farby - lub znakarze uczyli sie malowac pasy wszelakie ;)



Napotykamy tez samotny krzyz o nieznanym nam pochodzeniu, czy to grob czy kapliczka?



Po drodze mijamy kamieniolomy, sądząc po tabliczkach czesciowo czynne.



Osiedlamy sie w lasku, oddając sie klasycznemu, błogiemu lenistwu ciepłego letniego popoludnia - ognisko, hamak, pulpa uwarzona na marusi… A wokol japy drze ptactwo - jak w ptaszarni! Od kilku lat mam wrazenie, ze osiedliły sie u nas jakies inne, nieznane wczesniej gatunki.











Zachod slonca poczatkowo wyglada normalnie, jak zawsze, ot zwykly wieczor nad jeziorem..














Im jednak slonce zbliza sie do tafli wody tym bardziej wszystko nabiera nieziemskiego klimatu. Okrągła sloneczna tarcza czerwienieje, a jej odbicie robi sie dziwnie prostokątne, jak namalowane od linijki… W połaczeniu z wiatrakami i łabędziem jak doklejonym w fotoszopie wyglada to co nieco dziwacznie.







Sporo kolejnego dnia schodzi nam na zbieraniu kwiatow dzikiego bzu. Na soki i nalewki!! Bzy lubią podobne tereny jak buby. Np. pobocza mało uczęszczanej, wyboistej drogi. Miednica szybko sie zapelnia aromatycznym dywanem białych kwiatow.









W Uniejowicach szukamy sklepu. Trafiamy pod jeden, niezwykle uroczy, ale sprawiający wrazenie opuszczonego i nieuzywanego od lat. Pusto, okna zatkane pustakami…



Juz nam żal, zesmy nie zdązyli, ze znow jakis kawałek klimatycznych dawnych czasow odszedł bezpowrotnie w przeszłosc. Żwirowa droga, w tle zabudowania dawnego młyna, ławeczki w otoczeniu starych bzów trzęsących sie od śpiewu ptactwa.. Ech… znalezc kiedys taki sklep tylko otwarty… Obchodzimy budynek dookoła… I… marzenia sie czasem spelniaja! Natychmiastowo! Sklep dziala i ma sie dobrze! Poczyniamy wiec odpowiednie zakupy i rozsiadamy sie w cieniu wysokich krzakow.







Chwile pozniej przybywaja spragnieni miejscowi. Trzech z nich wygladem przypomina bieszczadzkich zakapiorow z dawnych fotografii. Jeden mieszka w lesie, gdzies przy trasie na zamek Grodziec. Często tez tam pracuje, najmujac sie do dorywczych prac. Zamek jest jego wielką fascynacją od prawie 50 lat. Biegał tam jako dzieciak, pomagał przy remontach, pełnil funkcje stroza. Najbardziej lubi turnieje rycerskie i inne festyny. Twierdzi, ze nie oddal by swojego lesnego koczowiska za zaden dom w miescie. Zwlaszcza latem. Bo zimą czasem pizga w stare kosci. Koledzy kiwają głowami. “ O tak… to juz nie to zdrowie co dawniej.. Czlowiek juz tyle nie wypije co kiedys” i oprozniają duszkiem 4 butelke tatry mocnej.. ;)

Wszystkiemu przygląda sie i świdruje błekitem kot - owca :)



Zasklepowe klimaty dawnych przymłynowych zabudowan..







Kolejny biwak zapodajemy wsrod wiat w okolicach Bogaczowa.










Wieczorem nie jestesmy sami. W wiatce obok spotyka sie młodziez z Jawora. Chyba z 6 sztuk. Chyba maturzysci. W chmurze konopnych mgieł powtarzają lektury. Zwlaszcza “Pan Tadeusz” jest dzis na tapecie. Sa tez drobne nieszczescia np. notatki przypadkiem spłoneły w ognisku. Okolo 21 nagle znikają. Nie zanotowalismy kiedy odeszli od ogniska, kiedy zniknely ich auta. Rozpłyneli sie w powietrzu jak duchy. Na stole pozostały niedopalone skręty, na wpół wypite piwo, nadpalone zapisane maczkiem arkusze. Nie wrocili juz wiecej ni tego dnia ni kolejnego…

Łazienka biwakowa! :)



I na koniec jeszcze kudłate drzewa w okolicach Pielgrzymki.

_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6082
Skąd: Oława
Wysłany: 2018-09-24, 20:12   

Tym razem postanowilismy sie poszlajać po roznych podsudeckich terenach - glownie miejscach w rejonie Dzierżoniowa, Głuszycy, Krzeszowa, Świdnicy. Tu tu, to tam. Pojechalismy raczej bez planu, a raczej z planem bardzo ogólnym - gdzies sie wykąpac, gdzies rozpalic ognisko, pogapic sie na gwiazdy, na gory zamykajace horyzont, a moze wleźc do jakis ruin.

Zaglądamy pod Wielką Sowę, od strony wsi Potoczek i miejsca dawnego wyciągu. Widoki calkiem zacne, gory, łaki, ruinki. Byl plan tu spac ale sporo ludzi sie kręcilo, wiec pojechalismy dalej.













Na nocleg ostatecznie zatrzymujemy sie w Głuszycy, przy ruinach dawnej sortowni dla kamieniolomu melafirow. Od czasu naszego ostatniego pobytu (2012) troche sie tu zmienilo, powstala wieza widokowa i kamienny grill. Miejsce niby zagospodarowane ale nieco zapomniane - na wieze wyjsc sie nie da bo schodki pobutwiały, miejsca ogniskowe zarastają wysokie zioła. Czyli tak jak lubimy!



Pewnie ta tabliczka juz nie mogła wisiec na jakims placu. Bo jak wiadomo "zwyciestwa" dzielą sie na te dobre i na te złe. I to pewnie bylo to złe. Zwyciestwo schroniło sie jednak pod drewnianym daszkiem. Moze tu sobie powisi z dala od polityki..



Wieczorne klimaty...







Gdy zapada ciemnosc pobliskie ruiny tez rozświetla łuna ogniska! Tam tez ktos imprezuje! Slychac glosy kilku osob, stłumione dzwieki jakiejs muzyki. Ale do nas nikt nie przychodzi. Kładą sie spac (a przynajmniej gaszą ognisko) wczesniej niz my.

Upalny poranek wsrod ruin i żużlowych placyków. Busio w sloncu, wiec chyba o 7 wygonila nas duchota.







Chwile potem wpada jakis chłopak, początkowo wsciekly bo myslal, ze wywozimy tu smieci. Gdy okazuje sie, ze nasz cel przybycia jest zgoła odmienny rozmawia sie juz sympatycznie. Teren obecnie jest oficjalnie wykorzystywany przez milosników skoków na motorach, porobili sobie rozne górki, trampoliny i wyrzutnie. Ponoc wywiezli stad kilka wywrotek śmieci, ktore przez lata pokątnie składowala tu okoliczna ludnosc. Górki do skoków tez sa zrobione ze smieci przysypanych ziemią.

Dowiadujemy sie tez, ze ruiny sortowni ktos kupił/wydzierżawił/wynajął i obecnie hoduje tam kozy. Faktycznie po blizszym przyjrzeniu sie widac, ze są tam robione jakies daszki ze swiezych desek, schodki a nowe ścianki działowe przegradzają betonowe komory zabudowan.













Zawijamy tez pod Mieroszów zobaczyc jak sie mają nasze ulubione wiaty. Jedna jak zwykle jest zajęta przez parkę dbającą o przyrost naturalny w regionie. Druga stoi chyba na jakis lotnych piaskach. Wygląda jakby w rejonie bylo trzesienie ziemi albo cos sie zapadalo. Wiata cala przechyla sie w prawo, podesty w srodku sie pogieły. Raczej nie wygląda na działalnosc wandali ale zemste geologii ;)





Kąpiele zapodajemy w Krzeszówku. Nasz ulubiony gatunek bajora czyli opuszczony kamieniolom. Tu raczej moze bardziej wyrobisko ale tyż dobrze. Klimat nadal nosi walory postindustrialnosci wiec oprocz wsadzania kupra w lodowate odmęty mozna i na czyms fajnym oko zawiesic.





















Acz nie idzie w dobrą strone. Częsci budynków juz nie ma. Zburzone, zmielone. A brykalismy po nich jeszcze 3 lata temu, w lipcu 2015, tydzien przed narodzinami kabaczka! Zostaly tylko zdjecia na pamiątke...








Teraz po wielu budynkach zostalo gruzowisko... jak zwykle komus przeszkadzało :(



Zaglądamy tez do opuszczonego pałacu w Kochanowie.







Mozna pobuszowac po wnetrzach, ale to chyba ostatnia chwila na takowe eksploracje bo wszystkie stropy sie walą. Nie wiem czy przetrwa zime czy wiosną bedzie juz bezdachowiec. Widac (i czuć), ze pałac zasiedlali bezdomni ale chyba juz sie wyprowadzili. Kiedys zamieszkiwało go kilka rodzin, co mozna wywnioskowac po rozrzuconych sprzetach - zeszyty szkolne, zabawki, maszyny do szycia czy żelazka. Ot, dolnośląska klasyka...





















I listy do poczytania - o romantycznych wspomnieniach z wakacji w Augustowie, ktorych konfrontacja z rzeczywistoscia wypadła.. hmmm..nieszczegolnie. Byla taka piosenka “Agnieszka”, przeboj z czasow mojego liceum. Ten list przedstawiał wlasnie wypisz wymaluj tą historie. Nawet imie sie zgadzało ;)

I niech ktos powie, ze pleśń na scianie nie moze byc malownicza! Ze w deseniu gnijacych murów nie mozna odnalezc piękna. Grzybek wielobarwny pałacowy!





W Grzędach zawijamy na teren dawnego osrodka rekreacyjnego. Szutrowe drogi, jeziorka....







Jakas buda o przeszlosci chyba barowej.. Na awaryjny nocleg jak znalazł!





Wieczorem osiedlamy sie na wiatowisku u podnóża Głazów Krasnoludków.





Płonie ognicho i pnie sosen w promieniach zachodzącego slonca.









Kabak odkryl piaskownice…



Jednak najlepsza zabawa to spuszczanie samochodu ze skały!



Poranne brykanie po skałkach.






















Zjadamy tez pstrąga w Centrum Transformacji Blokad Psychicznych, pod czujnym okiem lamy. W takich warunkach pstrag smakuje o niebo lepiej niz zwykle. A tak serio to przeklimatyczne miejsce, ktore zapewne jeszcze nie raz odwiedzimy!





Na koniec wpadamy pod Świdnice. Jest mini wieża z zamglonymi widoczkami - ale to nie to jest powodem naszego przybycia w te okolice.









To co nas tu sprowadza czai sie ponizej, ukryte w lesie. Juz raz tego czegos nie znalezlismy i wrocilismy do domu bucząc i obchodząc sie smakiem. Poczatkowo i teraz mamy problemy - trafiamy na jakies inne ruiny, wygladajace na dawną owczarnie.





Ale dzis los jest przychylniejszy dla wędrowcow spragnionych oddechu wilgotnego betonu. Z zarośli wyłania sie bryła poradzieckiego bunkra. Ponoc bylo tu tajne centrum dowodzenia brygad stacjonujących w Świdnicy. Obiekt jest nieduzy, ale troche mozna miło połazic. Jest kilka wejsc, rozgałęziony korytarz. Są dwa piętra ale na górne nie włazimy.






















Klasycznie żebrowana komora, o klimacie znanym z tego typu bunkrow czy lotniskowych hangarow.



Ciekawy bardzo jest wąski korytarzyk obiegajacy bunkierek z boków. Z jednej strony ma półokrągle żebrowanie, z drugiej pionową, betonową ściane. Wygląda nieco jakby te gładkie sciany dobudowane były pozniej.





Ech.. i jakos zleciały te 2.5 dnia włóczegi po okolicach. Stanowczo za szybko. Popalilo by sie jeszcze ogniska przy bunkrze, pospało gdzies w lasach czy wsrod ruin… a tu trza wracac do domu.....
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6082
Skąd: Oława
Wysłany: 2019-01-19, 22:50   

Dzis mamy okazje wreszczie odwiedzic miejsce, ktore mijalismy juz nieraz jadąc w Sudety lub z nich wracając. Wielokrotnie na trasie Złoty Stok - Kłodzko migały nam przy drodze, za rzeczką, spore, kamienne ruiny, w zależności od pory roku mniej lub bardziej zarośniete. Dzis akurat nadszedł ich dzien!

Budyneczki sa dwa i z odległości tzn. zza rzeczki sprawiają wrazenie zadaszonych. Ni to forty, ni to zamek, ni to budynki przemysłowe? Iść do nich trzeba nieco naokoło z racji na nieobecność mostu tam gdzie bylby najbardziej potrzebny. Od mostu tupta sie tam stromą skarpą, porosłą kolczastymi pnączami, co dla dorosłego nie jest jakąś bardzo trudną przeprawą, ale dla trzyletnich, krótkich nóżek - juz i owszem..







Budynki są ruinami składów/suszarni prochu. Proch tu trzymali bo niedaleko była fabryka gdzie go wytwarzali. Budynki magazynów obecnie juz nie mają dachów - pozostały spore dziedzińce otoczone wysokimi, solidnymi murami. Jak sie udało potem gdzieś wyczytać, dachy niegdys były, ale drewniane, o konstrukcji bardzo delikatnej, wiec nie przetrwały upływu czasu. Było to celowe działanie, bo ponoc przewidziane na wypadek wybuchu - aby siła owego BUM! poszła w góre a nie na boki i tym samym jak najmniej okolicy ucierpiało.

Fabryki prochu w Mąkolnie i okolicy istniały od XVII wieku i jego produkcja trwa tu nadal. Praca w nich nigdy nie należała do bezpiecznych. Fabryki wielokrotnie wybuchały. Ostatni takowy miał miejsce 2 lata temu i tez nie obyło sie bez ofiar.

Wchodząc na teren dawnych magazynów ma sie dziwne uczucie. Niby znajdujemy sie w linii prostej kilkadziesiat metrów od głownej drogi, gdzie cały czas śmigają samochody. A tu jest cisza. Cisza totalna. Nie slychac aut, nie slychac szumu płynacej obok rzeczki. Grube i wysokie mury zupełnie tłumią dźwieki spoza. Jakby otaczający świat przestał istnieć. Jest tylko tu i teraz..







Sporo tu bram, przejść, małych tunelików..













Miejsce to lustrujemy pod względem przydatności biwakowej na czas wiosenno - letni. I trzeba przyznać, ze fajnie sie do tego celu nadaje. Raczej na wypady niezmotoryzowane, bo nie da sie tu dojechac autem. Ale dla pieszych, rowerzystów czy autostopowiczów miejsce wydaje sie wręcz idealne. W murach jest szereg zacisznych, zadaszonych komór, niektóre mają nawet sianko na podłodze albo spore haki na powieszenie hamaka.
















Wielkie mury okalające dziedzińce umożliwiają palenie ogniska, ktore po zmroku pozostanie niewidoczne z drogi i z okolicznych, pobliskich budynków. Początkowo byłam zachwycona tym pomysłem, ale pozniej jednak naszła mnie pewna refleksja. Czy przypadkiem w ziemi nie pozostało nieco tego prochu, co go tu niegdys trzymali? Bo jeśli tak - to moze ognisko nie jest jednak najlepszym pomysłem? Albo trzeba sie nastawić na ognisko z atrakcjami i znacznie wiekszych rozmiarów, ktore jednak moze zostac dostrzeżone przez osoby postronne ;) Nie wiem czy tak jest - może to moja przesadna ostrożność zwiazana z zasłyszanymi historiami np. z opuszczonej fabryki w Zasiekach, gdzie ogniska pali sie TYLKO na gładkim i zamiecionym betonie ;)

Po drugiej stronie szosy stoi przedwojenny portal/pomniczek też zwiazany z ową fabryką prochową..












Na tym wyjezdzie mieliśmy okazje wpaść jeszcze na inne ruiny. Na obrzeżach Bystrzycy Kłodzkiej , przy okazji poszukiwania miejsca na kibelek, wpadam na opuszczony kompleks poprzemysłowy.



Pomniejsze budyneczki sa w stanie juz dosyć rozpiżdżonym.





Ale czasem jakis smaczek sie znajdzie.



Do głownego budynku nie wchodze. Efekty zapachowo - dźwiekowe sugerują bytowanie tam sporej grupy bezdomnych. Z daleka słychać, ze wyniknął miedzy nimi chyba jakiś konflikt, który próbują rozwiązać w sposób niekoniecznie pokojowy. Nic tu po mnie!




Wracając do domu zahaczamy jeszcze o Zabardowice. Chyba najbliższy opuszczony pałac od naszego miejsca zamieszkania. Jest on jednak na tyle szczelnie poogradzany, ze nie tylko wejście ale również cykniecie zdjęcia jest nieco utrudnione.







Ale cała okolica obfituje w klimaty jakie lubie - rozwaliska, pnącza, stare maszyny, kostka brukowa, którą czas ułożył w nieregularne desenie, kałużaste drogi.. Pałac pałacem, ale takie przyfolwarkowe tereny same w sobie są fajne do odwiedzania - ze swoją atmosferą zawieszenia w niebycie, malowniczej rozpierduszki czy zwykłego wiejskiego życia wiedzionego na gruzach dawnej świetności i przepychu. Tu akurat nie ma stadka kaczek taplających sie w dawnych pałacowych fontannach czy prania powiewajacego na tle pokruszonych rzeźb pseudoantycznych, ale fragment tego klimatu można poczuć i odnaleźć.













Z racji pewnego niedosytu - niemożności zajrzenia do pałacu, namierzam mały opuszczony domek.



Tzn. takowy, ktory wydawał mi sie byc opuszczonym. Zarośniety, zapadły w ziemie, otoczony pierdolnikiem powyciąganych z niego (chyba) starych mebli, sprzetów i śmieci.





Zamierzam pociągnąć za klamke, ale pierwsze mijam okno, wiec w nie zaglądam. Przez szybke dostrzegam stół i siedzące za nim dwie postacie. Siedzą tyłem do mnie, wsparte na łokciach, ze zwieszonymi głowami. Drzemią? Śpią snem wiecznym? A moze to tylko wypchane kukły zrobione z gałganków? Stan czystości szyby nie pozwala na bardziej dokładną analize czasoprzestrzeni ;) Zatem nie wchodze. Sama jestem, a nature mam dość tchórzliwą. Rozglądam sie. Od okienka do drogi mam kilka metrów. Posesja nie jest ogrodzona. Do busia kolejnych kilkadziesiąt. Pukam w okienko. Szybka wpada w wibracje wydając dźwiek dużo głośniejszy niz początkowo zamierzałam. Żadna z siedzących postaci ani drgneła. Nikt mnie nie goni, ale i tak trase do busia przebywam biegiem ;)
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Copyright © 2013 by Góry bez granic | All rights reserved | Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group