Forum FAQ Szukaj Użytkownicy Rejestracja Statystyki Profil Zaloguj Albumy Kontakt

Poprzedni temat «» Następny temat

Letnie Tatry Ircowników

Autor Wiadomość
Wiesio 


Wiek: 56
Dołączył: 22 Cze 2015
Posty: 343
Wysłany: 2016-09-12, 23:46   Letnie Tatry Ircowników

Formuła naszych zlotów zdaje się być niewyczerpana. Kolejny znowu okazał się jedyny i niepowtarzalny. Czym nas zaskoczył? Na początek pogodą! W zasadzie chyba tak dobrych warunków jeszcze nie mieliśmy. Może aż za dobrych. Wbrew swoim zwyczajom nie sprawdzałem w tym roku prognozy pogody aż do ostatniego dnia przed wyjazdem. W końcu się złamałem i zajrzałem. Zaskoczenie! Cztery dni bez jednej chmurki… niedowierzanie! I co najważniejsze – prognoza się sprawdziła 🙂

Plan… był. Bystre Sedlo, zwane z polska Bystrym Przechodem. Patrzyliśmy jednak z niepokojem na mapę, bo czasy przejścia były dość poważne, co w poniektórych natychmiast budziło wspomnienia z Otargańców 🙂 A tak naprawdę to postanowiliśmy improwizować.

Prolog

Zjeżdżamy się naszym zwyczajem w środę wieczór. Chwilkę pogadaliśmy i do łóżek. Ustalamy, że po całodziennej podróży trzeba nieco odpocząć i pobudkę zarządzamy na ósmą.

W nocy śniło mi się, że zapomnieliśmy butów trekingowych. Wkrótce okaże się, że to proroczy sen 🙂



Dzień 1. Chata Teryho

Na pierwszy ogień uradziliśmy znamy nam już szlak do schroniska Teryho. Po śniadaniu sprawnie umieszczamy naszą grupkę w dwóch autach i jazda do Smokovca. Realizujemy plan Adasia, najmłodszego w ekipie. Plan polega na zbieraniu pieczątek do książeczki PTTK. A to oznacza, że musimy dziś zaliczyć wszystkie schroniska na szlaku 🙂



Tak więc zaczynamy od Bilikowej Chaty, potem oczywiście wodospady Białej Wody, jest i Rainerowa Chata, a w końcu Chata Zamkovskiego. Zajmuje nam to… 3 godziny 🙂 Wojtek jest bliski załamania 🙂



Obowiązkowo wciągamy „cesnakovą”, kufelek Kofoli i czas na realizację drugiej części planu dnia. Rozdzielamy grupę, bo Adaś odkrywa plac zabaw. Zostaje nas piątka i w tym składzie ruszamy do Chaty Teryho. Jak zwykle zachwycam się Doliną Małej Zimnej Wody, chociaż jest końcówka sierpnia i wszystko już przekwitło. Jednak w pełnym słońcu nadal robi wrażenie swoim spokojem, ciszą, przestrzenią. Dość szybko przebiegamy jej płaską część i oto widać w górze Chatę. Czas na godzinne podejście wśród skał, wodospadów i leżących wokół gigantycznych głazów. Jest chwila na wspominki i pogaduchy.





Dolina Pięciu Stawów Spiskich rzeczywiście robi wrażenie. Jest tu już ponad 2000 metrów npm, klimat chłodny, skalny teren i piękne jeziora. Do tego fantastyczna pogoda – słońce rozświetla okolicę, po niebie snują się obłoki, wokół strzeliste turnie, słowem – sielanka.





Kręcimy się trochę po okolicy, robię zdjęcia, podziwiam i cieszę się naturą. Potem rozkładamy się nad jednym ze stawów, aby zjeść trochę zapasów z plecków. Oczywiście zdejmujemy buty, aby sprawdzić temperaturę wody 😉 Ziiimnaa…. Pieczareczki, kanapeczki, gdy nagle…

„O [piii]! Gdzie jest moja podeszwa!„.

Dopisujemy kwestię Ryśka do listy kultowych powiedzeń zlotowych 🙂 Co się okazuje – nasz Baca stracił na podejściu podeszwę w bucie i nawet tego nie zauważył 🙂 Punkt dla mnie, a raczej dla mojego snu 🙂





Czas leci, robi się późno. Oceniamy możliwość zejścia na ostatnią kolejkę na Hrebionku. Powinno się udać.





Pokonanie fragmentu drogi spod schroniska na dno doliny zajmuje nam pół godziny. Miłe zaskoczenie 🙂 No to nie musimy się dalej śpieszyć. Spokojnie schodzimy do Chaty Zamkovskiego, 5 minut odpoczynku i po kolejnych czterdziestu minutach jesteśmy na stacji. Zdążyliśmy – na przedostatnią 🙂



Za chwilę będzie kolejny punkt dla mnie. Opowiadamy historię z butem Ryśka, gdy Dorotka odkrywa, że w jej bucie również odpadła podeszwa. Już się bójcie moich kolejnych snów 😉

Na kolejny dzień chcemy wyskoczyć na zaplanowaną trasę na Bystry Przechód, więc pobudkę zarządzamy na siódmą.

Dzień 2. Solisko

To była dziwna noc 🙂 Około 4 obudziłem się i już nie zasnąłem. Tak zleciało do siódmej. Pozostali też kręcili się na łóżkach a rano stwierdzili, że mieli dokładnie tak samo jak ja…

Pogoda jest ponadprzeciętnie piękna, a my ruszamy czerwonym szlakiem w kierunku Jamskiego Plesa.





Z każdą minutą temperatura rośnie, wytapia z nas resztki wilgoci. Po skręcie na żółty szlak w Dolinę Furkotską zaczyna się podejście i morale siada. Z jednym wyjątkiem 🙂 Adaś, którego do tej pory nudziła szeroka i płaska droga, na widok kamieni dostaje zastrzyk energii i zaczyna dyktować tempo godne kozicy (nie darmo Kasia, mama Adasia, została kiedyś ochrzczona przez nas Kozicą). Widoki coraz piękniejsze, jednak tempo marszu oklapło i szansa ma przejście przełęczy coraz mniejsze.





Rodzi się plan B. Pójdziemy łącznikiem do Chaty Pod Soliskiem. Bystry Przechód musi poczekać.



Robimy więc dłuższą przerwę nad strumieniem. Buty z nóg i czas na krioterapię. Wczorajsza woda w Stawach Spiskich wydaje się gorąca z porównaniu z dzisiejszą z potoku. Po 5 sekundach każdy wyciąga stopy z krzykiem, czując, jak od temperatury ścina się białko 🙂 Po wyjęciu z wody stopy pieką dłuższą chwilę, schnąc na słońcu 🙂 Oj dobrze, że przygrzewa… a jest pewnie ze 30 stopni! Adaś niezmordowanie topi kamienie, by za chwilę je wyciągnąć. Ręce ma jak sopelki, ale szczęście na twarzy bezcenne 🙂



Dłuższa przerwa kończy się poderwaniem przeze mnie ekipy do dalszej walki. Dochodzimy do rozstaju szlaków. Kusi mnie ciągle jezioro w głębi doliny, ale czasy na tablicy szlakowej wskazują, że to ciągle daleko. Odpuszczamy.

Teraz czeka nas przyjemny – 15-minutowy spacer do schroniska zboczem Predniego Soliska.



Korzystamy z okazji, że jest coś normalnego do zjedzenia, bo żyjemy drugi dzień na zupkach w proszku 🙂 Zamawiam „kotlikowy gulasz”, a inni idą w moje ślady. Oj mocno pikantny jest 🙂 Wokół spory tłumek, koniec wakacji i piękna pogoda sprawiają, że góry przeżywają najazd. Mam wielką ochotę na szczyt, który znajduje się tuz nad nami – według mnie o około pół godziny marszu od schroniska. Jednak temperatura tak wszystkich rozleniwia, że nikogo nie udaje mi się poderwać do heroicznego boju. Już po zlocie usłyszałem jednak: „trzeba było wejść, szkoda”.



Podczas gdy pozostali pomału ruszają w dół, ja biegnę sam ponad schronisko, w ciągu kilku minut osiągając dość znaczna wysokość. No nic, trzeba zawracać. Robię to z żalem, ale grupa to grupa.



Schodzimy najprostszym wariantem, czy prosto w dół w kierunku widocznego na horyzoncie Strbskiego Plesa.





Dwójka prowadząca omija jednak odejście na niebieski szlak i pędzi dalej w dół nartostradą, co kończy wbiciem się do podnóża skoczni. No cóż, przynajmniej mam okazję obejrzeć ją z bliska. Wygląda marnie… skruszony beton, rdzewiejące blachy – pewnie świetność ma dawno za sobą i raczej już do niej nie wróci. Jest tez pewna trudność – kończy się przy niej droga.





Obchodzimy podstawę skoczni i odnajdujemy wąską ścieżkę. Robi się ekstremalnie 😉 Przez zarośla, krzaki – zygzakami – schodzimy w dół po bardzo stromym zboczu. Udało się 🙂 Bez strat w ludziach meldujemy się ponownie z drugiej strony Strbskiego Plesa. Zostaje jeszcze spacer na parking i powrót na kwaterę.



Jako że propozycja wycieczki na Rysy padła na podatny grunt, postanawiamy skrócić wieczorną integrację do minimum i kolejnego dnia poderwać się o szóstej 🙂 Udaje się – przed północą wszyscy śpią.


Dzień 3. Rysy

Od rana upał. Niebo nieskazitelnie błękitne, na którego tle pięknie prezentują się Tatry. Kasia z żalem odpuszcza wyprawę, bo Adaś spał niespokojnie, jakby przeczuwając, że zostanie tylko z nianią. Po 20 minutach jazdy jesteśmy na parkingu przy Popradskim Plesie. Pierwszy szok – jesteśmy przed ósmą, a na parkingu już setki samochodów. Parkujemy w okolicy dawnego szlabanu – około 500 metrów od stacji kolejki. Pierwszy raz widzę tak nabity tutejszy parking.





Ludzie jednak już poszli, więc wydaje się że będzie spokojnie. Pierwszy czterokilometrowy odcinek pokonujemy w orzeźwiającym chłodzie poranka w dobrym tempie. Pierwszy sygnał, co się będzie działo, mamy po godzinie – po dotarciu do początku właściwego szlaku na Rysy.



Tu zaczyna się nieustający sznur ludzi. Idą wąską ścieżką długimi kolumnami po kilka-kilkanaście osób. Weekend, pogoda i zaczyna być ciasno. Póki co jednak pokonujemy sprawnie pierwszy odcinek do mostku, gdzie szlak rozdziela się na dwa: na Koprovy Stit i na Rysy. Miałem nadzieję, że tu tłum się rozdzieli, ale moje nadziej szybko zostały jednoznacznie zweryfikowane: wszyscy gnali na Rysy.





Cóż zostało… idziemy w tłumie. Słońce przypieka, z ulgą łapiemy każdy kawałek cienia. Wyprzedzamy strudzonych wędrowców, za chwilę oni nas. Dojście do Żabich Ples mocno nadwątla siły, bo trzeba pokonać zygzakiem wysoką morenę i wydrapać się na ponad 1900 metrów npm.





Wreszcie Żabie Plesa. I widok, który robi wrażenie… nie, nie szczyt, ale kolejka do jedynego tutaj łańcucha. Czas ucieka, my stoimy. Wreszcie udaje się złapać „swój kawałek żelaza” i już ruszamy dalej.



Przeżywam szok: Słowacy montują… schody. Chyba komuś tutaj mózg przegrzało. W dodatku zrobione z ażurowych kratek. Całkiem bez sensu – w otworkach utknie każdy turysta idący w szpilkach 😉

Teraz czeka nas najbardziej wyczerpujący fragment – do schroniska. Krew, pot i łzy. Wokół skały, a my ciągle w górę… Mamy chwile zwątpienia – to ciężki i niewdzięczny odcinek szlaku – niby widać już schronisko, a tu ciągle stromo pod górkę. Oprócz Piotrka, który chyba coś brał, bo melduje, że on już na szczycie! Tym samym załatwił porachunki sprzed kilku lat, kiedy to „przyspawał się do skały” 200 metrów przed szczytem.







Pod schroniskiem znowu tłum. Nawet nie próbujemy wejść do środka. Że nie wspomnę o słynnym kibelku pod Rysami. Plotki głoszą, że trzeba stać koło godziny, aby podziwiać widoki 🙂

Mobilizuję naszą grupkę, by ruszać w górę, bo czas nadal mamy całkiem dobry. Na przełęcz Waha wchodzimy w kilkanaście minut. Teraz ostatnia prosta, czyli grań aż do szczytu. Tu ruch jak na Krupówkach. Góra-dół pędzą kolejne ekipy. Sprawnie przemieszczamy się aż do uskoku, nazwanego przeze mnie roboczo „uskokiem Hillary’ego” 😉 To tu kilka lat temu zakończyli atak nasi przyjaciele z ekipy 🙂 Za chwilę zostaje nam tylko 50 metrów stromego zbocza z „lufą” za plecami. Ostatnie minuty i jest szczyt! Tu wita nas Piotr. Cieszymy się wspólnie z sukcesu. A nad nami idealnie bezchmurne niebo. Baca nie może się nadziwić, bo tyle lat chodzi po górach, a jeszcze takiej pogody tu nie widział…







Już z daleka widać było, że Rysy przeżywają dziś oblężenie. Teraz jednak możemy naocznie się przekonać co do skali zjawiska: są tu starzy, młodzi, psy, niemowlęta (dlaczego nie było żadnego kota? – chyba zabiorę kiedyś swojego) 😉









Czas na tradycję. Znajdujemy kawałek wolnej skały i sięgamy do plecaków. Na pierwszy ogień idą pieczarki. W trakcie posiłku staje nad nami tajemniczy osobnik w ciemnych okularach i przygląda się nam z szerokim uśmiechem. Otóż i Mirek we własnej osobie. Czyli solenizant z zimowego zlotu na Chochołowskiej. Serdecznie się witamy 🙂

Mirek prowadzi dziś ekipę z polskiej strony, o czym wiedzieliśmy już wcześniej i nieśmiało mieliśmy nadzieję, że uda nam się zgrać godzinę wejścia. Dowiadujemy się, że idąc z polskiej strony, złapali prawie 3 godziny opóźnienia, w efekcie czego weszliśmy niemal równocześnie. Poznajemy grupkę Mirka – sympatyczną i wesołą. Los połączy nas dziś aż do nocy 🙂 I pewnie na dłużej też.



Póki co jednak świętujemy spotkanie, robimy zdjęcia i sycimy się widokami na wszystkie strony świata. Tłumów nie ubywa. Około 15 zarządzamy odwrót.



Na uskoku pojawia się pierwsza krew… Basia zrobiła sobie w dramatycznych okolicznościach bąbla na palcu. Ma pewnie około milimetra średnicy i wygląda strasznie 😉 Bąbel będzie tematem analiz do późnej nocy.

Dalej już bez przeszkód sprawnie schodzimy do Chaty Pod Rysmi, gdzie obowiązkowo musimy odstać swoje do najsłynniejszego wychodka w Tatrach 🙂 Teraz czas w dół. Początkowy odcinek pokonujemy ekspresowo, pogadując sobie z ekipą Mirka.



Dochodzimy do łańcuchów. I tu szok. Kolejka 🙂 Dłuuga – na prawie godzinę stanie. Obok stoją jakieś młode panny i strasznie „gwiazdorzą”. Trochę pokory by się przydało – noszenie d**y wyżej jak głowa strasznie rzuca się w oczy 😉



Po odstaniu swego zostaje już tylko pokonanie długiej drogi w dół: Żabie Plesa, przy których robimy pmiątkowe foto grupowe, zejście na dno Doliny Mięguszowieckiej, krótki kawałek do Popradskiego Plesa i wreszcie ostatnia prosta na parking. W okolicy Żabich Ples zaczynamy malą akcję ratunkową: jedna polskich turystek ma problem z kolanem. Dostaje od nas kije, bandaże i eskortę 🙂 Szczęśliwie jakoś zeszła.

Pojwia się jednak inny problem. Na wariant zejścia na słowacką stronę zdecydowało się wielu Polaków. Po polskiej stronie jest korek na kilka godzin. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że parkują w Palenicy. Robi się ciemno i chłodno – w końcu jest koniec sierpnia. Na parkingu gęstnieje tłumek ludzi bez ciepłych ubrań, tylko z czołówkami i bez szansy na wydostanie się z pułapki. Chyba mało kto miał świadomość, że na Słowacji nie ma busów, jest tylko kolejka, która o tej porze już nie jeździ, a do najbliższej miejscowości jest kilkanaście kilometrów. Zaczynają się gorączkowe telefony, pomysły na ratowanie sytuacji. Do Palenicy jest stąd około 40 kilometrów. Jako szczęśliwi posiadacze auta po tej stronie gór, deklarujemy pomoc i robię dodatkowy kurs do Smokovca, przewożąc część ekipy Mirka na dworzec autobusowy, podczas gdy moja grupka drepcze w kierunku głównej drogi. Zgarniam ich pół godziny później i na 22 docieramy na kwaterę w Novej Lesnej.

Pula dobrych uczynków znacznie tego dnia urosła i mam nadzieję że kiedyś do mnie wrócą 🙂

Zmęczeni, dość szybko odpływamy w sen, a rano już o 7 zaczynamy pakowanie. Chwila na pożegnanie i w drogę. Szczęśliwie dojeżdżamy do domu po 12 godzinach jazdy.
 
 
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2016-09-13, 00:10   

Raz miałem taką pogodę. Rano się spi...ła.
Hm te przygody z ostatniego dnia niczego sobie. Kiedyś taki korek z Giewontu pokonałem niczym kozica, obecnie jednak bym tego nie powtórzył.
Nie było żadnych śpiewów podczas stania w kolejce? :-)
 
 
Paula


Wiek: 40
Dołączył: 11 Lip 2013
Posty: 319
Skąd: Bielsko Biała
Wysłany: 2016-09-13, 08:54   

Pogoda fenomenalna, foty bajkowe, choć w rzeczywistości pewnie jeszcze ładniej! Ale przy takiej cudnej sierpniowej pogodzie koniami by mnie na Rysy nie zaciągnął :rol , zdecydowanie wolę Rysy np. wiosenne - majowe, czerwcowe, albo jesienne - listopadowe gdy też można wstrzelić się w fajne warunki i ludzi brak. Jednak ten rok w Tatrach to jest jakaś masakra, takiego oblężenia gór jak w tym roku to dawno nie było... :nie Ps. Przygody podeszwowe na własnej stopie też kiedyś odczułam :D , tylko mi żaden czarodziej tego we snie nie przewidział :D
Ostatnio zmieniony przez Paula 2016-09-13, 08:59, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
sokół


Dołączył: 06 Lip 2013
Posty: 12257
Skąd: Bytom
Wysłany: 2016-09-13, 14:44   

Piękne zdjęcia i w ogóle fajnie napisane.

A kolejnego dnia, po zgubieniu podeszw, to jak poszliście, boso?

Co to za plac zabaw przy Zamkowskim? :rol
Profil Facebook
 
 
Dobromił 


Dołączył: 09 Lip 2013
Posty: 14325
Wysłany: 2016-09-13, 14:46   

Cytat:
Co to za plac zabaw przy Zamkowskim?


Są tam drewniane ptaszyska. Może też i sokoły :)
_________________
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
 
 
Wiesio 


Wiek: 56
Dołączył: 22 Cze 2015
Posty: 343
Wysłany: 2016-09-13, 17:00   

laynn napisał/a:
Hm te przygody z ostatniego dnia niczego sobie. Kiedyś taki korek z Giewontu pokonałem niczym kozica, obecnie jednak bym tego nie powtórzył.

Tu też tacy byli, m.in. panny o których pisałem. Szkoda, że leciały przy tym niewybredne komentarze...

laynn napisał/a:
Nie było żadnych śpiewów podczas stania w kolejce?

To jest myśl na przyszłość!

sokół napisał/a:
Piękne zdjęcia i w ogóle fajnie napisane.

Dzięki za dobre słowo :)

sokół napisał/a:
A kolejnego dnia, po zgubieniu podeszw, to jak poszliście, boso?

Chyba czuli, że buty ducha wyzioną bo mieli po parze rezerwowej na dole :)

sokół napisał/a:
Co to za plac zabaw przy Zamkowskim? :rol


kilka drewnianych rzeźb jak rzekł Dobromił, (był i misiu ale zniknął), ścianka wspinaczkowa jakaś...
 
 
Piotrek 


Wiek: 48
Dołączył: 06 Lip 2013
Posty: 10844
Skąd: Żywiec-Sienna
Wysłany: 2016-09-18, 23:26   

No szkoda, że na Bystrą Ławkę nie poszliście. Mnie się ostatnio trafiła mgła jak w Mordorze, bym sobie teraz obejrzał co w rzeczywistości widać :)
 
 
Dobromił 


Dołączył: 09 Lip 2013
Posty: 14325
Wysłany: 2016-09-19, 07:53   

Cytat:
Mnie się ostatnio trafiła mgła jak w Mordorze, bym sobie teraz obejrzał co w rzeczywistości widać


Rzuć sobie okiem tutaj, dzień drugi : http://gorybezgranic.pl/labedzi-spiew-vt3025.htm

Szlag Cię trafi :)
_________________
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
 
 
dagomar 


Dołączył: 15 Sie 2013
Posty: 1273
Skąd: z nizin
Wysłany: 2016-09-19, 17:43   

W poniedziałek 12.09 schodziliśmy z Niznich do Kotła pod Rysami - sznurek ludzi idących na Rysy natychmiast się rozdzielił, część skręciła i pięknie zaczęli włazić ku nam. Starszy pan prowadzący dużą grupę miał do mnie pretensje, że "chodząc sobie poza wyznaczonymi szlakami narażam innych na niebezpieczeństwo śmierci", odpowiedziałem mu, że gdybym go nie zatrzymał i nie pokazał szlaku, to by polazł cholera wie gdzie, więc niech dziękuje, a nie się ciska, na to pan: "pokazać mi drogę w górach to był pana obowiązek, ale zanim pan mi ją pokazał, to najpierw mnie pan zwiódł" - po czym cała grupka rozpoczęła raptem 50m trawers do Grzędy. Potem godzina na Buli - tyle razy szedłem tą drogą, a na Bulę nigdy nie było czasu, no to sobie posiedziałem.
O schodach słyszałem, cóż, niepełnosprawny i tak nie wejdzie, więc kwestią czasu jest zamontowanie podjazdów i wind, zresztą wszelkie schody wspominam fatalnie, bo kiedyś, nie wiedzac jeszcze o zamontowaniu takowych na Lodowej Przełęczy, schodząc tamtędy zimą, zaczepiłęm rakiem o poręcz tych schodów pod śniegiem i mało się nie zabiłem
Powinienem gratulować pogody, ale sam miałem tą samą, więc..., brawo MY :)
_________________
luknij na moje panoramy i galerie
 
 
Piotrek 


Wiek: 48
Dołączył: 06 Lip 2013
Posty: 10844
Skąd: Żywiec-Sienna
Wysłany: 2016-09-19, 20:32   

Dobromił napisał/a:

Rzuć sobie okiem tutaj, dzień drugi : http://gorybezgranic.pl/labedzi-spiew-vt3025.htm

Szlag Cię trafi :)


No, jeżeli tak tam było bez mgły to faktycznie, szlag mnie trafia. I ból targa mym trzewiem :zly
 
 
Wiesio 


Wiek: 56
Dołączył: 22 Cze 2015
Posty: 343
Wysłany: 2016-09-19, 23:01   

Eeee, Tatry jeszcze postoją, nie byłem teraz to spróbuję za rok :)
 
 
Dobromił 


Dołączył: 09 Lip 2013
Posty: 14325
Wysłany: 2016-09-20, 09:22   

Piotrek napisał/a:
I ból targa mym trzewiem

A w mym sercu zapanowała radość :)

Cytat:
Eeee, Tatry jeszcze postoją, nie byłem teraz to spróbuję za rok

Mądre podejście do tematu - jest szansa, że za rok Towarzysz Dziki znowu wejdzie w "młynicką" mgłę :)
_________________
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
 
 
Piotrek 


Wiek: 48
Dołączył: 06 Lip 2013
Posty: 10844
Skąd: Żywiec-Sienna
Wysłany: 2016-09-20, 18:39   

To już mnie możesz zapisać na listę :)
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Copyright © 2013 by Góry bez granic | All rights reserved | Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group