Forum FAQ Szukaj Użytkownicy Rejestracja Statystyki Profil Zaloguj Albumy Kontakt

Poprzedni temat «» Następny temat

Podlasie - Biebrza - Suwalszczyzna: nowa przygoda

Autor Wiadomość
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6082
Skąd: Oława
Wysłany: 2015-05-27, 13:22   

ecowarrior napisał/a:

Taki mały agresywny skubaniec, capnął go w łydkę, że aż miło!


Uuuuuu, biedny Grzes... Ale w tym roku kartek o wsciekliznie nie bylo?
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
Basia Z. 


Dołączyła: 06 Wrz 2013
Posty: 3550
Skąd: Chorzów
Wysłany: 2015-05-27, 13:24   

buba napisał/a:


Powiem ci ze to az ciezko uwierzyc! (no chyba ze to byl ten rajd dla niepelnosprawnych? )
Bo ze ktos nie lubi to rozumiem, gusta i upodobania sa rozne. Ale nie umiec? To tak jakby 10 latek nie potrafil zjesc zupy lyzka....



Skądże znowu.
Niepełnosprawni uczestnicy, z którymi chodzę są najfajniejszymi osobami na świecie i nie mają żadnych problemów z samoobsługą. A nawet jak mają (są wśród nich ludzie na wózkach) to nie wstydzą się poprosić o pomoc.

Piszę, że byłam w szoku na tym rajdzie.
W ogóle zauważyłam, że ludzie okropnie się boją wchodzić do lasu, tak jakby wszędzie tam się czaiły krwiożercze kleszcze. Boją się nawet much.
_________________
http://www.pilot-przewodnik.org/
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6082
Skąd: Oława
Wysłany: 2015-05-27, 13:35   

Cytat:
W ogóle zauważyłam, że ludzie okropnie się boją wchodzić do lasu, tak jakby wszędzie tam się czaiły krwiożercze kleszcze. Boją się nawet much.


Bezpiecznie jest tylko w galerii handlowej... Propaganda w mediach robi swoje....
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
Ostatnio zmieniony przez buba 2015-05-27, 13:36, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8277
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2015-05-27, 13:52   

Basia Z. napisał/a:
tak jakby wszędzie tam się czaiły krwiożercze kleszcze.


generalnie się czają, bo znowu w tym roku kleszcz się u nas objawił, choć mam nadzieję, że nie krwiożerczy ;)

Basia Z. napisał/a:
Boją się nawet much.

to nawet nie takie głupie - muchy mogą wskazywać, że gdzieś w lesie leży kupa i można w nią wejść :D
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
 
 
Piotrek 


Wiek: 48
Dołączył: 06 Lip 2013
Posty: 10830
Skąd: Żywiec-Sienna
Wysłany: 2015-05-27, 20:57   

...albo trup :o-o
 
 
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2015-05-28, 06:11   

W części Fortu Zarzecze gospodarze są i dalej je zajmują:

więc dlatego te ostrzeżenia o śliskości. Niby do niego można było wejść, ale bez gumiaków to nie dało rady...
Akurat ja zwiedziłem tą twierdzę z przewodnikiem, udało nam się wtedy (2007 ?? ), tu kilka zdjęć:




więcej https://picasaweb.google....lewiskaBiebrzy#

Mnie się tam podobało, żałuje tylko, że nie wlazłem na te ścieżki dydaktyczne.
Sorry Pudel za wtrącenie się.
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8277
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2015-05-28, 10:08   

na pewno w środku Fortu Centralnego byłoby ciekawie, ale i tak nie byliśmy pod bramą w momencie gdy można było wejść, poza tym nie lubię, gdy przymusza się mnie do brania przewodnika... bez sensu to jest zorganizowane :-/
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
 
 
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2015-05-28, 10:22   

Rozumiem, choć akurat dla mnie wtedy, to co mówiła ta przewodniczka było bardzo interesujące, może dlatego, że jadąc do Ełku zobaczyliśmy ten wysadzony fort i dopiero potem wróciliśmy do Centralnego. Czyli nie miałem wcześniej o tych obiektach pojęcia.
Mało już z tych informacji pamiętam, ale coś tam prześwituje o użyciu broni gazowej, przez chyba wojska Pruskie nacierające na Twierdze, które poprzez wiatr zawróciły te gazy na atakujących, nie powodując strat u obrońcach. Mam nadzieję, że tego nie pokręciłem.
No i w pewnym momencie nie wolno nam było robić zdjęć tej części Fortu, będącej dalej jednostką. Może to jest też powód zwiedzania z przewodnikiem. Nie wnikam co tam nasze wojsko może chcieć nie pokazywać.
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8277
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2015-05-28, 10:41   

laynn napisał/a:
No i w pewnym momencie nie wolno nam było robić zdjęć tej części Fortu, będącej dalej jednostką. Może to jest też powód zwiedzania z przewodnikiem. Nie wnikam co tam nasze wojsko może chcieć nie pokazywać.


raczej nic tajemniczego, bo Forty służą obecnie głównie jako magazyn amunicji, a ten zakaz to było chyba jeszcze pokłosie przepisów z komuny. Obecnie tak jak zniknęły tabliczki zakazu fotografowania przy jednostkach, tak w środku chyba też można focić.

laynn napisał/a:
ale coś tam prześwituje o użyciu broni gazowej, przez chyba wojska Pruskie nacierające na Twierdze, które poprzez wiatr zawróciły te gazy na atakujących, nie powodując strat u obrońcach. Mam nadzieję, że tego nie pokręciłem.

atak gazowy faktycznie był, ale z tego co się orientuję, to doszedł celu i mocno Rosjan potruł. Zawracanie chmur gazowych się zdarzało, ale w innych miejscach frontów. Albo coś pokręciłeś, albo przewodnik gadał bzdury by zainteresować ludzi lub zwyczajnie nie znając się, co by mnie wcale nie zdziwiło :) Dlatego właśnie unikam wszelkiej maści przewodników, bo irytuje mnie, jak ciągle wychwytuję błędy albo słyszę głównie rzeczy, które są dla mnie oczywiste :D

laynn napisał/a:
Rozumiem, choć akurat dla mnie wtedy, to co mówiła ta przewodniczka było bardzo interesujące

nawet gdybyśmy chcieli skorzystać z ich usług, to w weekend jest to niemożliwe, a w tygodniu trzeba umawiać się z przewodnikiem telefonicznie. To ja dziękuję za taką organizację :zly
 
 
Krzyś66
[Usunięty]

Wysłany: 2015-05-28, 12:53   

Super wycieczka :-)
Na dworcu w Osowcu i w rzeczonym przybytku byliśmy jakieś ... no w '89 , ubiegłego wieku. Ale chyba się niewiele zmieniło :lol
W Goniądzu była knajpa z tarasem widokowym na Biebrzę , ale chyba się spaliła (coś mi się tak kojarzy).
Zarąbistą pogodę mieliście .
My , wtedy szliśmy zimą z Osowca do Goniądza , przez Bagna. Tak ,że za zwiedzanie wirtualne Fortów , dzięki.

Dzięki za wycieczkę .
Ostatnio zmieniony przez 2015-05-28, 12:54, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2015-05-28, 19:26   

Pudelek napisał/a:
Obecnie tak jak zniknęły tabliczki zakazu fotografowania przy jednostkach, tak w środku chyba też można focić.

O to jest lepiej.
Pudelek napisał/a:
Albo coś pokręciłeś, albo przewodnik gadał

Raczej pokręciłem, to było chyba (po zastanowieniu) w roku 2006, więc jak wcześniej pisałem mało co pamiętam.
Pudelek napisał/a:
nawet gdybyśmy chcieli skorzystać z ich usług, to w weekend jest to niemożliwe, a w tygodniu trzeba umawiać się z przewodnikiem telefonicznie.

Hm, my wtedy podjechaliśmy i dosłownie chwilę później już zwiedzaliśmy. Ale znów upływa lat, powoduje, że nie pamiętam czy grupa do której się dołączyliśmy miała umówione zwiedzanie i nam się udało, czy akurat się uzbierała grupa. Wiem, że wszelkie możliwości wzięcia czegoś do ręki, jak tej broni to tylko ja się wyrywałem. A wzięcie jej to też fajna sprawa, bo waga powalała.
 
 
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2015-05-28, 21:04   

Na szybko znalazłem info o wysadzeniu Fortu Zarzecznego:
http://www.ciekawepodlasi...(Centralny).htm
w nim również potwierdzenie, że przekręciłem z tym atakiem gazowym.

Pudel, bawisz się w mażenę, że zaczynasz zdanie z małej litery??? :co7
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8277
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2015-05-28, 23:40   

laynn napisał/a:
Pudel, bawisz się w mażenę, że zaczynasz zdanie z małej litery???

w czasie dyskusji chyba zawsze zaczynam zdanie z małej litery, ale zauważ, że używam interpunkcji ;)
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
 
 
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2015-05-29, 07:31   

Pudelek napisał/a:
ale zauważ

I polskich znaków. Fakt ;)
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8277
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2015-05-29, 09:34   

Jest godzina 20-ta, wiatr ucichł, więc w końcu możemy zacząć spływ Biebrzą. Cieszymy się jak dzieci, choć niebo już wyraźnie wskazuje, że koniec dnia coraz bliżej...



Jaka jest różnica między tym, co było wcześniej, świadczy fakt, że w ciągu 5 minut przepłynęliśmy więcej, niż przez dwie godziny w południe ;)



Chmury tworzą na niebie różne ciekawe i groźnie wyglądające zjawiska - ale bez obaw, to nie zwiastuje deszczu. Nie dzisiaj.




Za lasem mija nas dwójka ostatnich rybaków w wąskiej łódce. Pytają się, czy mamy jak zrobić ognisko, bo na noc zapowiadają -2 stopnie! Odpowiadam, że mamy grilla. Spojrzeli trochę dziwnie i odpłynęli.



Trochę nas zmroziła ta informacja, ale jakoś przecież sobie damy radę! Na razie mijamy kolejne niewielkie odnogi, na jednej łabędzie stanowisko wysiadywawcze ;)


Im ciemniej, tym ciekawiej - nad wodą zaczyna unosić się mgiełka.


Płyniemy gdzieś do 22.20 - ja wolałbym, aby płynąć jeszcze dalej, bo tak naprawdę przebyliśmy może ze 2 kilometry (a sama trasa do Goniądza ma ponad 12), ale chłopaki upierają się, że to najwyższa pora na kolację. No dobra, cumujemy do brzegu po suwalskiej stronie Biebrzy (a więc pierwsze na tym wyjeździe zetknięcie z Suwalszczyzną). Goniądz zresztą widać z tego miejsca, z racji położenia na wzgórzu nie może to być nic innego.


Na rozpałkę do grilla próbujemy trzcinę...


Kiepski pomysł - pali się słabo i śmierdzi. W końcu jednak udaje się rozpalić owo cudo i zaraz lądują tam różne pyszności - swojskie wuszty, boczek z Lewiatana (bardzo smaczny), pieczarki, chleb itp.


Generalnie obżarliśmy się aż miło :) Zaraz potem opuszczamy roletę, bo z każdą minutą robi się coraz zimniej. Siedzimy przy świeczce, rozgrzewając się rozmaitymi napitkami, ale chłód czuć, choć do -2 to jeszcze trochę brakuje.


Noc jest zimna, w dodatku przez cały czas coś trzaska i mam wrażenie, że to tratwa się rozsypuje. Dopiero nad ranem okazało się, że to roleta w pewnym miejscu nie była domknięta i wiatr nią ruszał ;) Potem jeszcze coś ciężkiego łazi po tratwie - zapewne jakieś wielkie ptaszysko.

Poranek rozwiewa nasze złudzenia co do planów spływowych...


Jest słonecznie, ale wieje mocno i już wiemy, że płynąć się nie da. No to uderzamy w kimono i czekamy...



W południe Eco smaży jajecznicę, którą wyczuwają nawet mijający nas kajakarze (jedyni żywi ludzie tego dnia, których widzieliśmy). Pytają się, czy nie zamarzliśmy w nocy :)



Ten też spożywa obiad ;)


Na dworze pogoda zmienna - raz leje, raz świeci słońce. Jedno się tylko nie zmienia - pieprzony przeciwny wiatr!



Widać też doskonale, jak blisko startu jesteśmy - las w tle, to ten, który mijaliśmy na pierwszym wczorajszym winklu, a domy to jeszcze Wroceń.


Godziny lecą, każdy sobie radzi jak może...


Wreszcie popołudniem wiatr zaczyna słabnąć! Robimy pospiesznie grilla, w końcu trzeba mieć siły, bo być może konieczne będzie płynięcie całą noc. I o 18-tej następuje kompletna cisza wietrzna - odpływamy!


Teraz płynie się pięknie - nurt nas sam niesie, przez większość czasu nawet nie trzeba kierować, czasem wystarczy jeden ruch wiosła i tratwa elegancko skręca. Żadnego odbijania się od brzegów i walki pod prąd...




Eco zalicza również kąpiel ;)


Wychodzimy też na dach, obserwując, jak nasza tratwa delikatnie kręci się dookoła siebie.


I znów powoli zapada zmierzch, tym razem z niemal bezchmurnym niebem.



Mamy w końcu nagrodę za cały dzień wyczekiwania :)



Mimo wszystko decydujemy, że nie będziemy płynąć do Goniądza (pierwotny plan do Osowca upadł już wczoraj), ale zadokujemy w Dawidowiźnie. Dzwonimy więc do Roberta (właściciela tratw) i ten podaje nam miejsce, gdzie mamy przybić.


Około 22-giej widzimy zabudowania wioski - w sumie myślałem, że zajmie nam to więcej czasu. Na wodzie jesteśmy 4 godziny, zwykle średnie tempo spływu to ok. 1 km/h, więc płynęliśmy szybciej - nie wiem czy to zasługa tego, że pod koniec trochę pagajowaliśmy, czy rzeki Ełk, która w pewnym momencie dołączyła do Biebrzy (choć w którym to nikt nie skojarzył).

Jest już miejsce do przybicia, ale prąd jakoś nas znosi, a jak na złość Grzesiek akurat gada przez telefon. We dwóch z Eco nie umiemy się ustawić do brzegu, więc krzyczę już wściekły do Grzesia: "teraz to możesz sobie gadać aż do Goniądza!". Na szczęście ten rzuca rozmowę i we trójkę dajemy radę się cofnąć - wyskakuję na brzeg, wbijam kij, mocowanie sznura, uff, uratowani, bocian :D

Wieczór jest cieplejszy niż wczoraj, jesteśmy spokojniejsi, ogólnie jest miło :)

Rano budzi nas hałas - ktoś łazi po tratwie! Licho?! Nie, to rybak któremu przyblokowaliśmy łódkę, usiłuje ją sobie wydostać. W nocy nie było tego widać.


Jest ładnie i nie wieje, więc mimo iż Grzesiek jeszcze leży, to odbijamy - trzeba wykorzystać pogodę. Pierwsze kilka minut radości i... zrywa się wiatr! Błyskawicznie wbija nas w przeciwległy brzeg, a potem zaczyna znosić do tyłu, w zatokę o nazwie Tur. Powtórka z dramatu, panika, bo nawet nie można za bardzo dobić do brzegu, cały czas się cofamy - dopiero po dramatycznej walce udaje się zakotwiczyć, ale i tak jesteśmy w czarnej dupie, mimo, że ledwie kilkaset metrów od miejsca, gdzie nocowaliśmy!


Sytuacja wydaje się beznadziejna, bo przy tym wietrze nie jesteśmy w stanie wydostać się z zatoki. Idziemy więc spać (nigdy tyle nie spałem na wyjeździe co tym razem). Po pobudce burza mózgów - jest już południe, a dziś mamy zdać tratwę. Gorączkowe "co robić"? W końcu Eco wskakuje do wody i jak rosyjski burłak dzielnie ciągnie tratwę kilkaset metrów, tak, że wydostajemy się z $%#@ zatoki!


Dobra, czarna dupa jest ciut mniejsza, ale nadal płynąć się nie da. Stwierdzamy, że gdy trochę ucichnie to spróbujemy dowiosłować do drugiego brzegu, a stamtąd dociągnąć lądem tratwę do miejsca skąd wypłynęliśmy - to może z 300 metrów, ale nie wiemy jaki tam jest brzeg, czy czasem nie same szuwary...

Nagle przestaje wiać, więc przedzieramy się na drugi brzeg w miarę łatwo, ku naszemu zdziwieniu. Uff...


Ponieważ cisza się utrzymuje to podejmujemy decyzję, aby jednak próbować dostać się do Goniądza, który zresztą widać jak na dłoni.


Przez pół godziny jest dobrze, trochę wieje, ale odpychając się od drugiego brzegu posuwamy się naprzód.


W tyle widać ciemne chmury i to znak rychłego załamania pogody.


I rzeczywiście - silny wiatr znowu wbija nas w prawy, suwalski brzeg. Zaczyna ostro lać.


Ponownie trochę ustaje, ponownie próbujemy płynąć - idzie jako tako, ale ciągle na zasadzie odpychania się od brzegu.

I wtedy po raz kolejny na tym wyjeździe objawia się licho - tym razem przybrało postać dwóch morderców ryb (czytaj: wędkarzy). Sugerują nam, aby nie płynąć krótszym, aktualnym korytem Biebrzy, bo ponoć jest wąskie i zarośnięte, tylko starym, bo szerokie i łatwiej się płynie. Jak miejscowi to pewno wiedzą lepiej - myślimy.

Z początku rzeczywiście jest łatwiej, bo po raz pierwszy i jedyny płyniemy z wiatrem. Na zakręcie zaczyna się kicha - ciągła walka pod wiatr, który spycha nas dosłownie w każdą odnogę i zatokę. Kwadranse mijają, a my zbliżamy się do celu baaardzo powoli. W akcie desperacji Grześ wyskakuje na brzeg i tam gdzie można - ciągnie po prostu tratwę jak burłak, a my pomagamy mu kijami.


Wolno i ciężko to idzie, w dodatku co chwilę twardy brzeg zastępują szuwary i trzciny. W pewnym momencie Eco rozbiera się do rosołu (aby nie moczyć znowu gaci) i w samym klapkach niczym nagi zesłaniec (albo atleta) zaczyna ciągnąć tratwę :D


Mamy mu pomagać, ale prawie sikamy ze śmiechu, a aparaty i kije wypadają z rąk :D W końcu gdy tratwa rusza, to co chwilę słychać zza trzciny: "Ała, moje jajka, aj, mój odbyt, kur...a..." i cisza. Eco niknie nam z oczu, okazuje się, że wpadł w głęboką kałużę :D Dobrze, że jednak był nagi :P

Po jakimś czasie Grześ (ubrany) ciągnie nas z drugiej strony.


Docieramy w końcu do nowego koryta Biebrzy, którym, jak się okazało, powinniśmy płynąć, a nie słuchać licha-wędkarzy! Nadłożyliśmy prawie kilometr, czyli co najmniej z półtorej godziny!


W tym też miejscu jeden z klapków Grzesia postanawia popływać - widzę go, jak jest już na środku rzeki. Eco nawet chce skoczyć na ratunek, ale pomaga nam straż w motorówce, krążąca po okolicy (podejrzewam, że postanowiła sprawdzić czy jeszcze żyjemy i w jakim stanie ;) ).

Widać już wyraźnie miejsce do cumowania, widać nawet Izę, która ma dalej z nami wędrować w następne dni, a od paru godzin siedzi w Goniądzu i bezradnie obserwuje nasze wysiłki... Jeszcze pod sam koniec mija nas kilka łódek silnikowych z leniwymi turystami (to niby park narodowy, ale zarabia na tym, czego innym zakazuje), które powodują fale wcale nie poprawiające naszego toru spływu.

Ostatecznie o 19.20 dobijamy do brzegu w Goniądzu, gdzie czeka, oprócz Izy, Robert z ojcem aby odebrać tratwę. Jest zmęczenie ale i radość, bo naprawdę przepłynąć ten odcinek to było wyzwanie! Jakaś wycieczka schodzi właśnie nad Biebrzę i cyka nam zdjęcia, niczym bohaterom wracającym ze zdobycia wielkiej góry ;)



Spływ zakończony! Doskonale tutaj wyszło, na ile człowiek jest zależny od takich "błahostek" jak wiatr... Zostaje satysfakcja i trochę żalu, że nie udało się dotrzeć do Osowca, lecz w tych warunkach nie mielibyśmy szans w walce z jeszcze liczniejszymi zatoczkami i odnogami...

G: https://picasaweb.google....ratwaPoBiebrzy#
Ostatnio zmieniony przez Pudelek 2015-05-29, 11:30, w całości zmieniany 4 razy  
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Copyright © 2013 by Góry bez granic | All rights reserved | Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group