Forum FAQ Szukaj Użytkownicy Rejestracja Statystyki Profil Zaloguj Albumy Kontakt

Poprzedni temat «» Następny temat

Z lichem przez południowe Podlasie

Autor Wiadomość
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6106
Skąd: Oława
Wysłany: 2014-06-05, 18:21   

Cytat:
Ale ciekawie wyszło tempo marszu - idąc z Eco miałem około 4 km/h, idąc z Wami w okolicach 2-2,5 km/h :P


Jakbys sie zdecydowal isc gdzies dalej z Iza z Mielnika po wyjsciu z knajpy to pewnie bys mial 7km/h :lol :lol :lol
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8312
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2014-06-05, 18:48   

Iza chodzi mniej więcej takim tempem jak ja z Eco, więc byśmy nie nadrobili za bardzo :D za to Andrzej zdecydowanie mniej mówi, a więcej pije :-o
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
 
 
kris_61 


Dołączył: 23 Sie 2013
Posty: 293
Skąd: Bytom
Wysłany: 2014-06-07, 22:26   

O kurcze, moje tereny i moje klimaty:)
_________________
http://szlakiibezdroza.blogspot.com/
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8312
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2014-06-10, 14:25   

Przekraczając Bug przekroczyliśmy kilka granic. Współczesną, bo z województwa podlaskiego znaleźliśmy się w woj. mazowieckim - po raz kolejny widać, że granice dzisiejszych województw są idiotyczne, skoro fragment Podlasia jest w województwie, którego stolicą jest Warszawa. Z dawnej carskiej Rosji przenieśliśmy się do dawnej Kongresówki. I wreszcie przekroczyliśmy granicę religijno - mentalną: z krajobrazu zniknęły cerkwie, teraz spotykać będziemy tylko świątynie katolickie (co najwyżej będące w przeszłości cerkwiami), a napisy w cyrylicy stały się rzadkością.

Przekroczyliśmy też granicę pogodową - upalne, słoneczne dni pozostały po stronie Mielnika, my budzimy się w pogodzie szarej, burej i chłodnej. Plany kąpieli u większości osób zostały anulowane.

Gdy pakujemy namioty (przy okazji okazało się, że Grześ śpiąc zamordował jaszczurkę) zaczyna padać deszcz. Dochodzimy do pobliskiej wiaty przy promie i tam czekamy na Romka, który wkrótce się zjawia.


Zatem w dalszą drogę ruszamy już w siódemkę, co ewidentnie nie podoba się niebo, bo nasila opady. Przechodzimy przez Zabuże, dawne przedmieście Mielnika, w którym najbardziej charakterystyczny jest dwór z XIX wieku, dziś przebudowany i działający jako wypasiony hotel ze SPA.


W deszczu suniemy piaszczystymi, a następnie asfaltowymi drogami, przyglądając się mijanym drewnianym domom.


W Klepaczewie odbijamy do sklepu, gdzie pod przyjemną werandą siadamy sobie na dłuższą chwilę.


Na szczęście przestaje mocno padać, więc do sąsiednich Serpielic idziemy już mniej opakowani w peleryny. U części osób, również u mnie, zaczyna nasilać się burczenie w brzuchu i stwierdzamy, że warto by było coś zjeść. Na skarpie nadbużańskiej przed Serpelicami jest kilka ośrodków wypoczynkowych, opanowanych przez hałaśliwe bachory. Mijamy również lokale gastronomiczne, ale nieczynne. Dopiero na skraju wsi trafiamy na bar ze śmieciożarciem przy jakimś remontowanym hotelu. Wygląda to na jedyne miejsce, gdzie można coś zjeść, więc siadamy pod parasolami, a ekipa stopniowo zagląda też do pobliskiego sklepu.


Dominantą tej części Serpelic jest drewniany kościół, ale dość młody, bo z 1947 roku, w którym rządzą kapucyni.


Przy okazji wychodzi, że ktoś z parafii nie uważał w szkole na języku polskim, gdyż na tablicy ogłoszeniowej namiętnie opisując rzekę używał słowa BÓG ;)

Szlak czerwony, bo nim się teraz poruszamy, skręca z głównej drogi i wyprowadza nas w pola, razem z jakąś dziecięcą wycieczką. Na szczęście młodzi awanturnicy kończą szybciej trasę i przez spokojną okolicę idziemy dalej sami.


Kolejna wioska, ostatnia tego dnia, to Borsuki - typowa ulicówka. Mijamy zakrwawione ścięte drzewa...


...a pod przystankiem dowiadujemy się z Eco, że tutaj też są dwa sklepy, jeden nawet w kierunku gdzie chcemy iść. Radośnie zmierzamy więc do Borsuczka :)


Buba robi obiad, my konsumujemy różne napitki, przy okazji zasięgamy języka u miejscowego żula odnośnie noclegu. Opisuje miejsce nad Bugiem, ale oglądając moją mapę stwierdza "to nie te Borsuki" :D Za to autochtoni zapytani o bimber kategorycznie nie chcą nam wskazać producenta - widać, że porządni obywatele.

Mijając kolejne domki zauważam, że przy numerach podają informacje nie tylko kto w środku mieszka, ale też czyim jest synem! Szkoda, że nie podali numeru buta...


Po wyjściu z Bosuków zmienia się asfalt - to znak, że opuszczamy województwo mazowieckie, a wchodzimy w lubelskie.


Zaraz też pojawiają się znaki na punkt widokowy, o którym słyszeliśmy i od znajomego Buby i od miejscowych. Faktycznie, widok na Bug i pola, położone na drugim brzegu, ładny, ale zbliżający się wieczór i pochmurność nieco studzą entuzjazm obserwowania.


Kierujemy się do polecanej w okolicy wiaty, która okazuje się gigantyczną stanicą, należącą do ZHP. Miejsca jest tutaj na dobre 30 osób, jest kominek, wychodek w lesie, równie wielki plac na ognisko. No i rzeka zaraz obok, ale że zimno i nurt silniejszy niż pod Mielnikiem, to jakoś nikt nie chce wskoczyć.


Pod wiatą jest beton, więc towarzystwo woli rozstawić namioty, niż spać pod dachem... gdyby człowiek wiedział, co przyniesie ranek. Na razie jednak zbieramy drewno i hajcujemy aż miło i tylko chmary muszek lecące do czołówek zakłócają zachwycanie się ogniem.


Kładziemy się spać około 2-giej, licząc, że rano, przy słońcu, pójdziemy porobić zdjęcia na punkt widokowy. Niestety, z godzinę czy dwie później zaczyna lać. Po obudzeniu mamy ścianę wody, która za nic nie chce przestać istnieć, mimo, że mijają kolejne godziny.


Przenosimy namioty pod dach, gdzie przynajmniej dalej nie mokną, choć Grzesiowy i tak jest w środku cały mokry. Czekamy przy ognisku, ale pogoda nie popuszcza, nadal pada i pada... Pomysły na resztę dnia są różne - jest już nawet idea, aby zostać tu na drugą noc i tylko skoczyć do sklepu po jakieś sprawunki.

W końcu jednak pakujemy się i wychodzimy z lasu, gdzie na drodze nawet lekko opad się nasila. Po chwili dochodzimy do wioski o sympatycznej nazwie Gnojno - i faktycznie, gnój widać od razu przy wielu chałupach.


W Gnojnie od dawna istniała przeprawa przez Bug, w 1794 roku zbierało się pospolite ruszenie, w 1812 miał przeprawiać Napoleon, a w czasie powstania styczniowego stoczono potyczkę z Rosjanami. Jest też dawna cerkiew, a dzisiaj kościół, z 1875 roku.


Przy tej pogodzie nie myślimy jednak o historii, a szukamy jakiegoś schronienia i znajdujemy go pod wiatą przystankową przy sklepie. Siedzimy tam sobie jakiś czas, sprytnie schowani z drugiej strony, bo podobno i na takim zadupiu policja lubi sobie poprawiać statystykę.


Dobrze, że nie posłuchaliśmy wczoraj Izy, która zamiast pod wiatą chciała napieprzać dalej i spać pod Gnojnem - ładnie byśmy wyglądali, budząc się na jakimś polu w tym deszczu, bez szans na postój w suchym.

Po wyjściu spod przystanku mijamy stado krów, które inteligentnie kroczy całą szerokością drogi.


Tu i ówdzie widać stare drewniane domy (np. z datą 1912) oraz jeden pomnik z napisem w cyrylicy.



Kolejna wioska nosi równie frapującą nazwę - Stary Bubel! Każdy chce się więc sfotografować z tablicą :)


Suniemy przez Bubel szybko, bo choć padać przestało, to cięzkie chmury nadal wiszą nad nami. Na chwilę zatrzymujemy się przy kościele z 1740 roku, który wybudowano jako cerkiew unicką. Następnie był prawosławny, w międzywojniu przejęli go katolicy, ale na skutek protestów mieszkańców i tak do 1944 w praktyce użytkowali go tylko prawosławni.


Za wsią ma znajdować się wiata, ale nie umiemy jej odnaleźć, idziemy więc dalej przez kolejne przysiółki jak Bubel-Lutowiska itp.. Przy okazji podpadamy pannie sółtysównie, która na widok robienia zdjęć budynkom stwierdza, że do tego trzeba mieć zezwolenie ;)


Zaczyna robić się późno, więc pora myśleć o miejscu na nocleg. Ktoś wpada na niezbyt mądry pomysł, aby podejść do Bugu, tworzącego tutaj granicę. No to podchodzimy... Gdybyśmy mogli latać, to 10 kilometrów dalej, na Białorusi, jest Wołczyn (Воўчын), miasto rodzinne Stanisława Augusta i miejsce jego spoczynku w latach 1938-1988.



Latać jednak nie potrafimy, jest mokro i grząsko, więc ani namiotu tu nie rozbijemy, ani nie przejdziemy dalej, chyba, że po grzęzawisku. Wracamy więc do drogi i pytamy po domach o miejsce noclegu. Wszyscy odsyłają nas do agroturystyki, gdzie facet proponuje nam stodołę, ale pokoje, nie siano. Idziemy więc znowu przed siebie i chyba większość już zwątpiła w fajne miejsce noclegowe...

W ostatnim domu Starych Buczyc wychodzi do nas pani, którą pytamy o miejsce na łące. Łąka jednak jest podmokła, więc pani zaprasza nas do siebie na podwórko. Ku mojemu zaskoczeniu większość odmawia! Mamy okazję zapoznać się z gospodarzami, a ci marudzą! Ktoś tam coś wspomina o ognisku... Ok, lubię ogniska, ale nie muszę mieć go koniecznie co noc, w dodatku znalezienie suchego drewna jest dzisiaj chyba niemożliwe.

Gospodarze przypominają sobie, że mają też domek, w którym obecnie nikt nie mieszka. W końcu ekipa mądrzeje i radośnie korzysta z propozycji! Oprócz noclegu dostajemy też drewno na rozpalenie pieca, swojskie jajka i dżemy, gospodyni gotuje w dużej ilości kiełbaski itp.! Po prostu podlaska gościnność (agresywna para z Siemichoczów była jednym z nielicznych wyjątków).




Wieczorem odwiedzają nas jeszcze gospodarze i miło sobie gawędzimy, po czym kładziemy się spać nie martwiąc się potencjalnym deszczem czy innymi nieprzyjemnościami, mogącymi czaić się na dworze...

CDN...
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Ostatnio zmieniony przez Pudelek 2014-06-10, 14:32, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-10, 20:43   

Mnie ciekawi w jaki sposób was obrobili w tym pociągu.

No i dlatego nie lubię komunikacji miejskiej :P pewnie smartfon by tam zwinęli hehe
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8312
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2014-06-10, 20:58   

też mnie to ciekawi, choć właściwie są tylko dwie opcje: albo jak na chwilę przysnąłem (co mi się w pociągu rzadko zdarza) i ktoś miał ręce długie jak szympans i zdołał się tak wychylić i gwiznąć aparat z półki, albo jak raz wyszedłem do kibla i zostawiłem aparat w przedziale nad śpiącym Eco (czego normalnie nigdy nie robię).

laynn napisał/a:
No i dlatego nie lubię komunikacji miejskiej

z aut też kradną i to z reguły w najmniej spodziewanych momentach (kradną też cała auta ;) ), tak więc to żadna reguła

laynn napisał/a:
pewnie smartfon by tam zwinęli hehe

mi to nie grozi, bo nie posiadam smartfona :D
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
 
 
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-10, 21:06   

Pudelek napisał/a:
też mnie to ciekawi, choć właściwie są tylko dwie opcje

jak już jadę pociągiem, a raczej do niedawna głównie to był pociąg (teraz kupiłem auto, min pod dziecko) to zawsze w plecaku miałem schowany aparat, bo właśnie kradzieży się bałem.
Pudelek napisał/a:
z aut też kradną i to z reguły w najmniej spodziewanych momentach (kradną też cała auta ), tak więc to żadna reguła

owszem, ale liczę, że w trakcie jazdy ani mi z auta, ani auta mi nie ukradną, :D no i mam AC,
choć koledze kiedyś nawigację zwinęli, bodajże na przełęczy sarmopolskiej, a skapnął się po powrocie do domu :D .
No cóż współczuje, ja bym się kradzieżą aparatu załamał...
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8312
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2014-06-10, 23:36   

laynn napisał/a:
to zawsze w plecaku miałem schowany aparat, bo właśnie kradzieży się bałem.


ciężko schować lustrzankę do wypakowanego na maksa plecaka. Zawsze noszę torbę tuż przy sobie, ale czasem człowiek traci czujność

laynn napisał/a:
no i mam AC,

w przypadku kradzieży bagażu np. z bagażnika czy tylnego siedzenia, zwłaszcza za granicą lub na dalszym wyjeździe, to AC raczej nie poprawi humoru
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
 
 
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-11, 07:57   

No ja Cię rozumiem, choć ja zawsze jednak jakoś wpychałem aparat do plecaka przynajmniej na czas podróży pociągiem, jedynie kiedy jechałem autobusem to miałem go przy sobie. Wolałem mieć coś innego choćby w reklamowce czy w dodatkowej torbie.
Co do auta, to pisałem o czasie jazdy. A jak idę nawet coś zjeść to aparat idzie ze mna.
Może jestem wyczulony.
No i w żadnym razie Cię nie pouczam, tylko współczuję.
 
 
TNT'omek 


Wiek: 54
Dołączył: 14 Sie 2013
Posty: 2517
Skąd: Beskid Mały
Wysłany: 2014-06-11, 09:53   

laynn napisał/a:
ale liczę, że w trakcie jazdy ani mi z auta

Chyba ,że w ...Albanii :D Tam co chwilę, brudne małe rączki były, przez okno w aucie ;)
_________________
in omnia paratus...
 
 
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-11, 11:50   

No na takie doznania, to już się nie poradzi. Ja póki co mówię o podróżach po Polsce.
 
 
TNT'omek 


Wiek: 54
Dołączył: 14 Sie 2013
Posty: 2517
Skąd: Beskid Mały
Wysłany: 2014-06-11, 12:12   

W Polsce...to w Andrychowie , siedlisku Romów ;)
Od piątku, kiedy bili każdego białego jaki im wszedł w drogę, napięcie na linii Polacy- Cyganie ROŚNIE...
_________________
in omnia paratus...
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8312
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2014-06-12, 15:51   

pora wreszcie na ostatnią część cyklu podlaskiego i widzę, że niemal jednocześnie z Bubą ;)

Na podłodze gościnnego domu w Starych Buczycach budzę się w dobrym humorze, który jednak szybko pryska podczas wizyty w wychodku - do 3 K, doszło czwarte - kleszcz! W dodatku w pachwinie... wyciągam go, ale naturalnie musiała zostać główka, którą wydłubuję przy pomocy igły od Buby. Lepsze żywa rana i mięso niż resztka kleszcza... Nie minęło pół godziny a kleszcza znajduje też Eco - jeszcze bardziej zamaskowanego i jemu też coś tam zostaje. Zaiste, licho nie odpuściło nawet tutaj!

Po jajecznicy ze swojskich jaj żegnamy się z dziećmi gospodarzy (którzy sami wcześniej wyjechali do pracy) i kierujemy się do głównej drogi, którą następnie suniemy na Janów Podlaski (Romek opuścił nas wcześniej - wracał do Warszawy).


Dziś przynajmniej pogoda jest o wiele lepsza - nie pada, a nawet pojawia się słońce.


Przed Janowem skręcamy w boczną wieś - to Stary Pawłów. Znajduje się w nim niewielka świątynia, kolejna o pokręconej przynależności religijnej. Powstała w 1930 jako cerkiew neounicka (była to próba odnowienia kościoła unickiego, zlikwidowanego przez władze carskie) parafii Pawłów-Bubel (jak pisałem wcześniej, w Bublu mieszkańcy pozostali przy prawosławiu i faktycznie tamtejsza cerkiew także pozostała prawosławna). Od 1946 roku jest kaplicą filialną katolickiej parafii w Janowie.


Dziś modlą się tutaj wierni trzech obrządków - katolicy, prawosławni oraz unici w rycie bizantyjsko-słowiańskim (jedyna parafia tego rytu w Polsce i na świecie znajduje się w Komstomłotach). Tą różnorodność potwierdza wnętrze, w którym są elementy charakterystyczne dla wielu odmian chrześcijaństwa...


Do kaplicy-cerkiewki wpuszcza nas miejscowa pani, której mąż zauważył turystów. Po zwiedzeniu przekraczamy niewielką rzeczkę Czyżówkę i wkraczamy uroczyście do Janowa Podlaskiego.

Stary to ośrodek miejski, rezydencja czterdziestu trzech biskupów łuckich, którzy do 1796 roku dbali o jego rozwój. Potem nastąpił okres stagnacji, z którego Janów już się nie obudził i dziś to tylko wioska (prawa miejskie stracił już w XIX wieku). Z ciekawostek historycznych - w traktacie brzeskim w 1918 roku, podpisanym przez Państwa Centralne z nowo utworzoną Ukrainą, Janów, jako część guberni chełmskiej, miał znaleźć się w granicach tego państwa. Jak wiadomo, historia potoczyła się zupełnie inaczej, niż podpisujący to planowali...



Po dawnej przeszłości pozostał w Janowie rynek. Po jednej stronie wznosi się kolegiata św. Trójcy z zespołem poklasztornym z XVIII wieku. W barokowej świątyni pochowano m.in. Adama Naruszewicza.



Na przeciwko, po drugiej stronie rynku, jest surowa dzwonnica, wzniesiona w 1874 roku w stylu rosyjsko-bizantyjskim. Dziś przebudowana, kryje za sobą kościół podominikański z lat 1790-1801, w XIX wieku czasowo cerkiew, a obecnie nieczynny.


Najciekawszy jest jednak zabytek znacznie nowszy - dwa dystrybutory paliwa z 1928 roku, przy współczesnej stacji paliw. Używano ich podobno aż do lat 70.


Janów nie wywarł na mnie najlepszego wrażenia - nie dość, że zrobiło się zimno, ludzie się dziwnie patrzą, młodzi nawet z agresją, pokazują fakiry, do tego nie ma w centrum żadnej sympatycznej knajpki.


W końcu siadamy w jedynym otwartym lokalu - w pizzerii. Po szybkiej konsumpcji Eco, Grześ i ja decydujemy się bez plecaków uderzyć w kierunku tego, z czego wioska słynie - do stadniny koni, która de facto leży w pobliskiej Wygodzie, dwa kilometry od Janowa.

Założył ją rząd Królestwa Polskiego w 1817 roku - hodowla arabów przyniosła jej sławę już w XIX wieku. W okresie międzywojennym hodowlę musiano rozpocząć od podstaw (w 1915 wszystkie konie uprowadzili Rosjanie w głąb Cesarstwa), II wojnę światową część zwierząt przeżyło, ale musiano je ściągać z głębi Niemiec (niektóre konie zginęły m.in. w czasie bombardowania Drezna). Za PRL-u handel końmi był źródłem dopływu dewiz.

Dziś możemy podziwiać, oprócz ihaaa, także kompleks klasycystycznych stajni i innych budynków.




Najstarszy to Stajnia Pod Zegarem z 1841 roku.



W międzyczasie reszta ekipy złapała stopa do Białej Podlaskiej - my, na spokojnie, wracamy po plecaki do pizzerii, bez pośpiechu wypijemy piwko i do dawnej stolicy województwa jedziemy jak ludzie, busikiem ;)

W Białej Podlaskiej klimat jeszcze gorszy niż w Janowie - gwar, hałas (efekt przebywania na zadupiach przez kilka ostatnich dni), ale ludzie to patrzyli na nas tak złowrogo, że aż się nieciekawie robiło. Czasem nawet ktoś specjalnie nas, niby przypadkiem, rozpychał, byleby tylko trącić plecak... czyżby jakaś ciągła frustracja za swoim malutkim województwem?



W mieście jest sporo zabytków, ale fotografujemy je raczej z biegu, bo atmosfera bardzo zniechęca... szukamy knajpy - albo zamknięte albo siedzą nieprzyjemne dresy. Kierując się w kierunku potencjalnego miejsca noclegowego musimy iść koło jakiś blokowisk - tam w ogóle bieda z nędzą... wreszcie, już niemal na granicy miasta, znajdujemy sklep, a potem kolejną pizzerię - jedyny przybytek gdzie można usiąść na ostatnie knajpiane piwo.

W Sławacinku Starym dochodzimy do mostu na rzece Krzna, dopływu Bugu.



Przez telefon dowiadujemy się, że reszta znalazła miejsce na nocleg - jakąś wiatę! No to ruszamy do nich skrajem lasu, ale to jeszcze z dobre 20 minut drogi...


Wreszcie jest - wiata, miejsce na ognisko, hasiok, zaraz przy rzece, czeka na nas razem z Toperzem.


Dziewczyny poszły do pobliskich Porosiuków, aby zapłacić za nocleg - całe... 1 zł od osoby ;) Już się bałem, że ktoś okaże się skąpcem i nie będzie chciał zabulić :D


My też idziemy do wsi, bo jest tam sklep, w którym zresztą można zapłacić za nocleg. Okazuje się, że zarówno wiata jak i spożywczak powstały z dofinansowania unijnego (przedtem w Porosiukach nie było nic), ale to pewne kolejny spisek Brukseli w celu zniewolenia narodu polskiego... ;)

Tę noc spędzamy więc jak najzupełniej legalnie, oczywiście z ogniskiem i różnymi dobrymi rzeczami :)



Rano budzi mnie... nie, nie słońce, ale znowu licho, które pod postacią oszalałego ptaka wkradło się do przedsionka i zaczęło obsrywać wszystko dookoła. Kiedy udaje mi się je przepędzić, zostają brązowo-białe ślady jego działalności na ściankach i plecaku Grzesia...

Planowana była ranna kąpiel, ale Krzna jest tak lodowata (bardziej niż ubiegłoroczna Biebrza), że kończy się na połowicznym myciu (jedynie Grześ mężnie czyści włosy). A potem? No cóż, ostatnie śniadanie, pakowanie, szybkie piwo pod sklepem i na przystanek kolejowy, skąd po trzech połączeniach wrócimy na Zagłębie i Śląsk (i tylko biedny Eco przeżywa Trzeźwą Niedzielę - jak się później okazało, zupełnie niepotrzebnie :D ).


Z okien pociągu można tylko było popatrzeć na misie...


...albo zagrać w szachy.


Kończąc, pozdrawiam wszystkich czule i rzucam linka do galerii:
https://picasaweb.google....zaDoPorosiukow#
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Ostatnio zmieniony przez Pudelek 2014-06-12, 15:57, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Copyright © 2013 by Góry bez granic | All rights reserved | Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group