Forum FAQ Szukaj Użytkownicy Rejestracja Statystyki Profil Zaloguj Albumy Kontakt

Poprzedni temat «» Następny temat

opolskie wycieczki

Autor Wiadomość
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6097
Skąd: Oława
Wysłany: 2021-05-15, 16:35   

Bunkry przy zaporze na zbiorniku Otmuchowskim należą ponoć do “Linii Nysy”, która miała być przedłużeniem “Linii Odry”. Zbudowali je Niemcy w latach trzydziestych, jakoś w podobnym czasie jak pobliską tamę i zbiornik. Czy owa “Linia Nysy” ma jeszcze gdzieś w rejonie swoich przedstawicieli - tego już nie wiem.

Bunkierki są niewielkie i siedzą sobie w bardzo sympatycznym parku miasta Otmuchów, który jest położony nad Nysą Kłodzką. Park nam bardzo przypadł do gustu, bo są w nim drzewa - co wydawałoby się rzeczą logiczną, ale niestety w dzisiejszych czasach tak nie jest. W wielu parkach występuje przede wszystkim beton i latarnie, więc tutaj mamy przyjemną odmianę.



Aby dostać się do parku najpierw musimy przejść pod mostem. Zwykle to przechodzi się górą mostu aby pokonać rzekę, ale jako że tym razem przekroczyć chcemy drogę - to wykorzystujemy most w sposób dość niestandardowy. Pod mostem jest sympatyczny, zaciszny zaułek, co widać często wykorzystują miłośnicy biesiad czy mniej lub bardziej romantycznych schadzek.





Dalej suniemy już wspomnianym wcześniej parkiem, którego miłą atmosferę potęguje fakt nadejścia wiosny i pierwszego, ciepłego weekendu (jak się później okazuje również ostatniego ciepłego na długi czas, ale tego póki co nie wiemy ;) Póki co wydaje nam się, że zimne dni odeszły, kwiatki kwitną, ptaszki śpiewają, a my jeszcze bunkry idziemy oglądać - żyć nie umierać! :)

Pierwszy okaz namierzamy takowy - wkomponowany w górkę.





Zwiedzanie wnętrz jest utrudnione ze względu na zalegającą w środku wodę. Włazić i moczyć butów nam się nie chce. Zaglądamy tylko przez drzwi i okienka, a biorąc pod uwagę gabaryty obiektu - to większość wnętrz w ten sposób i tak zobaczyliśmy.





Obok stoją ocembrowane betonem pniaki. Ciekawe czy obudowywali betonem istniejące drzewa czy takowe później się zasiały w studzienkach?



Zagospodarowanie parku przewiduje legalne miejsca ogniskowe. Wygląda to nieco upiornie, no ale ostatecznie chyba lepiej niż tabliczka z zakazem. Przynajmniej ktoś zauważył, że jest taka potrzeba…



Sympatyczniejsze miejsce ogniskowe można znaleźć przy kolejnym bunkrze. Miejsce jest wyraźnie zagospodarowane przez miejscowych - są ławeczki, a nawet kolorowy pasiasty stolik z grubego pniaka. Fajne tu jest w tym Otmuchowie, że każdy bunkierek jest inny! Ten np. jest ceglany!



W różnych schowkach można odnaleźć przydatne sprzęty!



Przy otworach wejściowych są metalowe klamry prowadzące na dach, co oczywiście niektórzy muszą wykorzystać.







W środku czysto, jakby ktoś przed chwilą pozamiatał.



I dużo się zachowało niemieckich napisów na ścianach.













Ostatni bunkierek jest chyba najciekawszy - bo taki inny od wszystkich, które miałam okazję kiedykolwiek napotkać. Cały wykładany kamieniami!











Na jego dachu można się rozsiąść, wyłożyć i delektować widokiem na rzekę.







W środku też sporo napisów i dokładnie widać dokąd nieraz dochodzi poziom wody.











Malownicza przyzawiasowa kompozycja rdzo - pajęczyn! :)



_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6097
Skąd: Oława
Wysłany: 2021-05-17, 15:33   

Odwiedzaliśmy wiele różnych opuszczonych ośrodków wypoczynkowych, ale ten w Paczkowie, mimo już dość marnego stanu zachowania, zrobił na nas szczególne wrażenie. Może dlatego, że był totalnie inny od poprzednich i całkowicie niepowtarzalny?

Zaczyna się klasycznie. Wąska droga, wysadzana starymi latarniami, wyłożona połamanym asfaltem nurkuje w lasy. Klasyka gatunku. Dzień jak codzień…



Ale nie… czekaj! Nie wszędzie w takich miejscach wiszą na drzewach dziecięce rajstopki!



Kabak jest z lekka zaniepokojony ;) “A jak tu są wilki? I z poprzedniego dziecka zostały tylko nóżki? Próbowało uciec na drzewo, ale nie pomogło?”. A potem sama się śmieje z tej opowieści i twierdzi, że powiesi takie rajstopki na podwórku w przedszkolu i będzie straszyć koleżanki! ;)

Tutejsze zagajniki porasta bluszcz. Podobnie jak to bywa na starych cmentarzach.



Dziś ruszamy w sporym gronie. Nie dość, że jest z nami Krecik - to jeszcze Dysek! Oba ciekawsko wystawiają ryjki z plecaka! Każdy chce aktywnie uczestniczyć w wycieczce!



Mijamy stróżówkę, wchodzimy na dawny ogrodzony teren. Jak tylko przekraczamy bramę uderza woń spalenizny, połączona z ciepłym aromatem budzącej się do życia wiosny. Ciekawy mix...





Jedną z niewielu pozostałości dawnego ośrodka jest huśtawka. Próbuje wkręcić kabaka, że huśtawki też poobgryzały wilki, ale kabak mierzy mnie spojrzeniem bez szacunku i cedzi przez zęby: “chyba raczej złomiarze”. No tak.. Kubeł zimnej wody na głowę - “Halo buba! Czas płynie! To już nie bobasek, któremu można opowiadać bajki…” ;)



Huśtawka taka trochę niekompletna, ale wciąż nadająca się do użytku! Przynajmniej jeden jej kawałek.





A co! Mnie się też coś od życia należy! :)



Główny plac obiektu (a może to jakieś dawne boisko?) porasta rudy mech. A może był niegdyś normalnie zielony, ale zrudział po pożarze?



Na terenie stoi też coś, co być może było kiedyś jakimś pomnikiem?



Jak już o pomnikach mowa - to po przeciwnej stronie placu stoi coś, co pomnikiem zdecydowanie jest. I to całkiem wiekowym bo z I wojny.





A dalej prowadzi taka oto aleja. Dokąd może wieść taka malownicza droga?



Ano na skraj… urwiska! Tak, urwisko to tu mają solidne! Spory kawałek skarpy wziął się i urwał, aby wyruszyć na spotkanie z nurtami Nysy Kłodzkiej. Czy to była przyczyna końca tego ośrodka? Czy musieli go zamknąć bo w czasie jakiejś powodzi połowa zabudowań im runęła w przepaść?





Przyczepiony do skarpy pozostał jeden budynek, a raczej jego fragment.



Tu zdania w ekipie są jednogłośne - to dobre miejsce na herbatkę i ciasteczka!







Schody na taras…



Idąc dalej w las wciąż widać kawałki obwalonych budynków. Acz z tych zostało już dużo mniej.



Drzewa się twardo trzymają! Pazurami! Yyy… tzn splątanymi korzeniami, wyglądaącymi jak gigantyczne węże!



Jest jeszcze jeden budynek, ale w środku nie ma nic ciekawego.



No może tylko z lekka psychodeliczne malunki ścienne?





Nie zostajemy tu na nocleg, mimo nalegań kabaka. Jakoś nie czułabym się tu komfortowo. Nocami przepaście zasysają mocniej ;) To w Lebiediwce, na wysokich klifach nad Morzem Czarnym, miejscowi nam opowiadali lokalne legendy. Że tak jak są “utopce”, które w mgliste noce wciągają nieostrożnych w mroczne głębiny - to jest i rodzaj zombiaka, który potrafi zepchnąć z urwiska. Zwali je tam “uszeliaki” czy jakoś tak.

Nie wiem czy uszeliaki występują również w Paczkowie i jak się je nazywa w gwarze opolskiej, ale na nocleg jedziemy nad Jezioro Nyskie. Zwłaszcza, że mamy jeden “plan”! :D

Buba jako bardzo początkujący wędkarz - odsłona nr 1!



Pierwsze osiągnięcia to jeden haczyk urwany w szuwarach i drugi zaplątany w krzak. Jeden połamany spławik (chyba kabak wdepnął w torbę ;) ) Połowu brak.. Tzn. nie, przepraszam! Był połów! Za pomocą podbieraka wyciągnęliśmy utopca - upiorną laleczkę, z lekka już nadgryzioną przez ślimaki... ;)





Grunt to się dobrze bawić i umieć śmiać z siebie samego - co właśnie czynimy!



Zbiór opału przebiega sprawnie. I zapalczywie! ;)



W dali majaczą ośnieżone jeszcze szczyty gór.





Tu, nad jeziorem, kwietniowy wieczór jest wyjątkowo przyjemny i ciepły…









Śniadanko zjadamy w busiu bo się rozduło tak, że wiatr nam zdmuchuje kanapki z talerza! ;)



Leniwy poranek wśród łanów kwitnących zawilców.





Wiatr się wzmaga - i fale zaczynają zbliżać się do drogi wyjazdowej… ;) Ale ostatecznie podmyły ją tylko częściowo, więc tym razem szczęśliwie nie przyszło ugrzęznąć.

_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
ceper 


Dołączył: 02 Sty 2014
Posty: 8598
Wysłany: 2021-05-17, 16:01   

buba napisał/a:
Każdy chce aktywnie uczestniczyć w wycieczce!
Skorzystałaś z mej porady dla aa? Chodzi o ocet dla Krtka i Dyska w plecaku. ;)
Zabraliscie wszystko i zapomnieliście o śledzikach? Ich nie złowisz w słodkiej wodzie, chyba że rapitołzę.
Upolowałaś za to Pradziada. :ok

Edit: oto degustuję rolmopsy na "sucho". :ryb
_________________
Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma. /Mt 13,12/
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Ostatnio zmieniony przez ceper 2021-05-17, 16:06, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6097
Skąd: Oława
Wysłany: 2021-05-17, 22:03   

ceper napisał/a:
buba napisał/a:
Każdy chce aktywnie uczestniczyć w wycieczce!
Skorzystałaś z mej porady dla aa? Chodzi o ocet dla Krtka i Dyska w plecaku. ;)


Nie ma szans! Toperz nie cierpi zapachu octu! A poza tym Dysek jest niewinny! Tylko Krecika musimy zapisac do aa :lol

Rolmopsy na sucho? bez octu?
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
Ostatnio zmieniony przez buba 2021-05-17, 22:06, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
ceper 


Dołączył: 02 Sty 2014
Posty: 8598
Wysłany: 2021-05-17, 22:17   

Rolmopsy są w zaprawie octowej - pyszne, ale octu nie piję. Nie chcem, ale muszem je jeść, bo termin przydatności jest do połowy lipca. :zol
Niedawno kupiłem kilkanaście butelek octu (kartonik), bo to najlepszy odkamieniacz (czajnik, armatura łazienkowa i kuchenna). ;)
_________________
Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma. /Mt 13,12/
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6097
Skąd: Oława
Wysłany: 2021-05-17, 23:41   

ceper napisał/a:
Nie chcem, ale muszem je jeść, bo termin przydatności jest do połowy lipca. :zol
[/color]


Kto jak kto, ale ty to myslalam, ze na sledziach oszczedzac nie musisz! :P
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
ceper 


Dołączył: 02 Sty 2014
Posty: 8598
Wysłany: 2021-05-18, 00:18   

Oszczędzać nie muszę, ale były w promocji za pół ceny, to wziąłem tyle, ile mogłem udźwignąć. ;)
Ciężkie cholerstwo, więc wróciłem do biedry i zebrałem resztę do wózka, potem do bagażnika i na agro. Teściowa też lubi. :rol
Oszczędzam też na cebuli (są już z cebulką i ogórkiem). Mogę też sprzedać z zyskiem. Grosz do grosza i będzie kokosza. :mys5
Powiadam Wam, że nie jest sztuką zarobić pogan, lecz ich wydać. Żeby mieć kark, to trza żreć. :usmi
_________________
Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma. /Mt 13,12/
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6097
Skąd: Oława
Wysłany: 2021-07-28, 23:12   

Na wzgórzach nieopodal wioski Dzierżysław znajdowała się niegdyś kopalnia gipsu. Była użytkowa zarówno przed wojną jak i po. Oczywiście, jak to na całych zachodnich terenach Polski, i tu krążą legendy, że kopalnia były magazynami amunicji i dzieł sztuki, a pod przykrywką “gipsową” sztolnie były świadkiem produkcji tajemniczych rakiet. Ostatecznie zamknięto ową kopalnie w latach 70 tych. Ponoć głównym powodem zaprzestania wydobycia gipsu było osiadanie gruntów i zapadanie się sporych części kopalni. Po okolicach opowiadają też powojenne legendy - o zapadniętych w ziemię krowach czy maszynach rolniczych, których nie udało się już nigdy wydobyć i do teraz zalegają (lub krążą jako widma) po dawnych kopalnianych chodnikach.

Za pierwszym razem próbowaliśmy znaleźć tą kopalnie w mroźny marcowy dzionek roku 2018. Nie udało się. Szukaliśmy ze złej strony lasu i to jeszcze w zapadającym zmroku. Zostały mi w pamięci jedynie leje w ziemi z zamarzniętymi jeziorkami i plątaniny sztywnych od mrozu, uschłych lian…







Zatem pojawiamy się tu po raz kolejny! Suniemy zieloną ścieżką skrajem pola, a horyzont zamyka wielka spłaszczona góra - chyba utworzona przez wysypisko śmieci.



Pierwszym napotkanym śladem dawnej przemysłowej zabudowy są betonowe ramy na skraju lasu.





Teren, w który się wybieramy, jest zarośnięty młodym lasem, chaszczem, plątaniną lian, pnączy, kwiatów oraz wszelakiego, pachnącego i miłego dla oczu zielska. Nie brakuje tu powalonych pni, butwiejących konarów i dalekiego szumu wiatru - gdzieś w koronach drzew.



















Sporo drzew porasta tu dorodny, żółty grzyb!



Cały teren jest też pełen zapadliskowych lejów wypełnionych oczkami wodnymi i mocno zniszczonych, trudnych do zidentyfikowania ruin. Cechą charakterystyczną tego lasu jest brak punktów orientacyjnych. Idziemy, idziemy i wszędzie jest tak samo. A może my łazimy w kółko? Bo ciągle te same kratery, pnącza i wszechobecna zieleń trzęsąca się od śpiewu ptactwa.












A mamy wczesną wiosnę! Mam wrażenie, że latem to tu się idzie szczelnym, zielonym korytarzem - tzn. o ile się go sobie wcześniej wykuje maczetą.

Kolejnym miejscem, które przypomina nam o tym, że poruszamy się terenem niegdyś użytkowanym przez ludzi - są schody.



Tak! Na powyższym zdjęciu kabak stoi na schodach! Porządny kamuflaż zapodały skubane! :)







I tak oto docieramy do pierwszej jamy prowadzącej w głąb ziemi. Mroczne czeluście wieją chłodem i aromatem wilgotnego betonu.









Zachowały się pordzewiałe haki na ścianach. Może jakieś kable kiedyś na nich wisiały?





Niezbyt daleko się zapuszczamy tym korytarzem.







Szybko docieramy do miejsca zalanego aż pod sufit. Niespodziewany, wymuszony i definitywny koniec trasy!





Woda jest przejrzysta i zdaje się być dosyć głęboka. Rzucamy kamyki. A potem większą cegłę. Wiadomo, że po wrzuceniu kamyka rozlega się bul bul i lecą pęcherzyki powietrza albo woda ulegnie zmąceniu. Ale że zaczyna solidnie bulgotać 15 sekund później??? Kabak jest pewien, że to podwodny potwór i natychmiast daje drapaka. No cóż…. Ja się w tym momencie też poczułam dosyć nieswojo… Często wrzucamy kamienie do wody, ale takiego efektu ani wcześniej ani później nie napotkaliśmy.

A to główne wejście do kopalni zwane “Anna”.



Łapa dinozaura? ;)



Takie kraty ostatecznie jestem w stanie zaakceptować.



Kiedyś jeździły tu nawet wagoniki kolejki wąskotorowej, acz obecnie jedynym śladem po torowisku są fragmenty podkładów. Pierwsze wrażenie z tego miejsca to, że jest takie… maksymalnie ceglane! Jakby Krzyżacy postanowili zbudować kopalnie to pewnie by tak wyglądała ;) Są tu dwa korytarzyki oddzielone kolumnadą częściowych ścianek.















I znów wszystko zalane po sufity. Do wody już nic nie wrzucamy. Nie ma co za bardzo drażnić gospodarza tych labiryntów ;)





Oba otwory leżą dość blisko siebie.



Przez zarosły, omszały świat tuptamy dalej, w stronę kolejnych poszukiwań i mniej lub bardziej udanych znalezisk.



A następne z nich robi wrażenie! Wielka studnia! Wlot w czarny, ziejący pustką mrok!







Tu jakby też był kiedyś jakiś otwór, ale teraz zaczopowany betonowym klocem?



Co krok spotykamy różne ruinki, które już w większości stają się częścią otaczającej je przyrody.







A tu jakby fosa? Odkryty półtunel? Miejsce kojarzy się nam bardzo z różnymi fortami.









Bardzo dogodne miejsce ogniskowe - acz chyba dość dawno nie używane.





Budynek częściowo podziemny.









Dalej spotykamy kolejne rozwaliska o atrakcyjności już dość znikomej. Ciekawe czy ktoś je celowo wyburzał czy po prostu starł je czas?







I tak dotarliśmy w okolice wielkiej góry. Wspinaczkę sobie podarujemy z racji na niezbyt urzekający zapach ;)



Czy może jeszcze coś ciekawego kryje to wzgórze i dawna gipsowa kopalnia? Może gdzieś w podziemnym labiryncie jednak czai się ten legendarny traktor zassany niegdyś przez otwierającą się ziemię? A może obudzone kamieniem podziemne utopce próbowały nam o tym opowiedzieć, ale słychac było tylko tajemniczy bulgot? ;) Snujemy sobie takie domysły sunąc ku kolejnym atrakcjom okolicznych zaułków :)
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6097
Skąd: Oława
Wysłany: 2021-08-19, 11:38   

Zwiedzam sobie z koleżanką opuszczony folwark w opolskim, miedzy Ozimkiem a Kolonowskim. Miejsce oddalone od zamieszkanych gospodarstw. Mimo bliskości ruchliwej drogi zarośniete krzakami dającymi odczucie odludności. Dom, stodoła, kilka zabudowań gospodarczych. W środku wypatroszone do granic, walące się stropy, praktycznie żadnych pamiątek po dawnych czasach czy innych ciekawych fantów do oglądania. Wydawałoby się, że to jedno z tych miejsc, które jest tak nijakie, że już po tygodniu wymaże się z "karty pamięci" wspomnień, a przynajmniej zleje w jedna wielką pulpę z dziesiątkami sobie podobnych miejsc bezpłciowych i szablonowych. A już napewo nie trafi do relacji no bo i napisać nie ma co... Ot troche gołego muru... Zwiedzając nie spotykamy nikogo. Ni człowieka, ni kota, nawet żadne ptactwo nie zapisało się w zakamarkach pamięci.

A robiąc te zdjęcia ani przez chwilę nie przypuszczałam, że będe je potem kolejny i kolejny raz przewiercać wzrokiem na dziesiątą stronę - szukając czy w kadr nie zaplątała się odpowiedź na nurtujące mnie pytanie....

























A wszystko zaczęło się od tego miejsca. Właśnie tutaj atmosfera uległa diametralnej zmianie a akcja zmieniła kierunek i gwałtownie przyspieszyła ;)



No drzwi. Niewielka szczelina pozwala się dogodnie dostać do środka. Tylko że łatwiej dokonać tego bez pękastego plecaka. Mam takowy na plecach. Zdejmuje go. Nie chce mi się go wciągać do środka. Zostawię go na schodkach. Zaraz przecież wracam. Plecak jest stary, nie przedstawia żadnej specjalnej wartości, nikt go nie buchnie. Nikogo tu nie ma. W plecaku mam bluze, parasol, drożdżówki i butelkę wody.

Plecak zostaje a ja nurkuję w zakamarki domu. Nie na długo. Już w sieni widać walący się sufit i drewniane schody nie zachęcające swoim stanem do bliższego zapoznania się.





Spadamy stąd...

Ile mogłam być za tymi drzwiami? Minutę? dwie? Przeciskam się przez szczelinę, sięgam jak po swoje... a plecaka nie ma! Zniknął.. Rozpłynął się w powietrzu!!! Ale k... jak?????? Robi mi się słabo - i nie chodzi tu o stratę plecaka. Kij z plecakiem - ale kto lub co go zabrało? Jak??? Kiedy??? Rozglądamy się po okolicy. Nikogusieńko... Tak jak i cały czas - jak i wcześniej i później... Mokre strużki potu zaczynają momentalnie spływać po plecach i zalewać czoło... Przez chwilę muszę wyglądać bardzo zabawnie bo kręcę się w kółko jak oszalała omiatając okolice wzrokiem - już nawet nie wiem czy bardziej patrząc za plecakiem czy raczej sprawdzając czy ktoś za mna nie stoi. W końcu przychodzi opamiętanie i realne mysli zaczynają dominować - spierdzielamy stąd i to w podskokach!

Już, już opuszczamy teren folwarku i z placyku wchodzimy na dróżkę... A tam, pod drzewem stoi co? Ano mój plecak!!! Co tu sie odpierdziela???? W plecaku nic nie brakuje. Rzeczy nie są przemieszane, są dokładnie ułożone tak jak ja to zrobiłam rano. Bo to była pierwsza myśl, że ktoś zajumał plecak i wyrzucił po sprawdzeniu, że wewnątrz nie ma nic cennego. Ale zwykle chyba rzeczy "po rewizji" tak nie wyglądają... Myslałyśmy też, że może jakieś zwierze zwabione zapachem jagodzianki porwało plecak. Ale zwierzę nie odstawia takowego w widoczne miejsce, na ścieżkę powrotu - i to z nienaruszoną jagodzianką...

Wychodzi na to, że ktoś nas śledził? Że zrobił nam taki kawał? Że chciał nas nastraszyć? No to mu się kuźwa udało! :)

P.S. W żadnym momencie zwiedzania nie spotkaliśmy nikogo, nawet kątem oka nie zarejestrowałysmy podejrzanego ruchu. Totalna pustka. Również na żadnym ze zdjęć, które waliłyśmy na oślep we wszystkie strony - nikt nie popadł w kadr...

Widać zawodowiec! Prawdziwy komandos! Albo duch... ;)
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6097
Skąd: Oława
Wysłany: 2023-03-21, 08:57   

Miejscami, które bardzo często wychodzą naprzeciw naszym potrzebom, są stare, opuszczone strzelnice :) Jedną z takowym namierzamy nieopodal wsi Małujowice.

Dzień jest pochmurny i duje lodowatym wiatrem. Szansa opadu śniegu z deszczem jest dość spora - a nam się zachciało ogniska i posiadówki w terenie. Solidny dach i ściany zdają się być elementem bardzo pożądanym.

Suniemy przez pola, a pyski smaga nam wiatr, przesiany jakby igiełkami lodu. Nie wiem co to jest za cudo, ale wygląda jak zmielony, bardzo drobniusieńki grad. Granatowe, szybko płynące chmury dopełniaja mrocznego klimatu.



Z pól i płowych, spętlonych traw zaczynają się wyłaniać budynki całkiem sporych gabarytów.



Jest beton, jest cegła - co kto lubi!





Czyżby to już wiosna?? :)



Teren jest tu solidnie zarośnięty przez głogi, jeżynowiska i wszelaki inny kolczasty gąszcz strzegący dostępu. Jak wyglada tu latem to ciężko sobie wyobrazić. Chyba jedna, wielka ściana splątanego buszu! To jeden z tych obiektów tzw. zimowych. Mamy listę miejsc, które trzeba odwiedzać tylko w te brzydkie pory roku.





Ogromne hale czają się w oddali. Nie wiem jak to jest i co to za złudzenie optyczne, ale w tym rzucie wydają się kilka razy większe niż są w rzeczywistości!



Pierwsza z komór jest betonowa, największa i chyba najlepiej zachowana. Jest to jednocześnie najcieplejsze i najbardziej zaciszne miejsce z całej strzelnicy. Wiatr tu nie dociera, opad nie zacina, a obecność sypkniego piachu na podłożu jest kolejną wielką zaletą przy posiadówkach w ekipie zawierającej osobniki niewielkie. Tutaj więc planujemy się osiedlić na nasz biwak! :)







Część drewna przynieśliśmy, trochę suchych patyków udało się znaleźć pod dachami ruin. Ciepły blask ognia szybko więc wypełnia stare wilgotne ściany. Gdzieś obok, dosłownie kilka metrów stąd, zaczyna sypać jakąś śniegową kaszą, a podmuchy wichury wyją jak dusze potępieńcze. U nas jest jednak zacisznie i aż dziw jak ciepło! Chyba zaraz pościągamy kurtki! Płomienie przyjemnie trzaskają, bułeczki się pieką, a wokół unoszą się kłęby aromatycznego dymu. Jak to przy takiej, oględnie mówiąc nieszczególnej pogodzie, człowiek zaczyna bardziej cenic proste rzeczy - takie jak ściany czy dach!











Nie zabrakło również zawodów szermierki ;)



Idziemy też oczywiście obejrzeć pozostałą część strzelnic. A nuż się gdzieś kryje coś jeszcze ciekawszego? Tu kolejne spore komory, tym razem ceglane.





Sufit niby jest prostokątny, ale ma w sobie coś zdecydowanie okrągłego.



Zaułki ceglanych korytarzyków.













Mają tutaj też takowy niewielki budyneczek z oknami, ze schodami, niegdyś mający dwa poziomy.







Na ścianach strzelnic, zwłaszcza w miejscach bardziej ukrytych, mniej dostępnych, gdzie nie dotarły deszcze, wiatry i graficiarze, zachowały się stare napisy, takowe jeszcze z czasów używania tego miejsca. Są to przeważnie podpisy wojskowych, którzy mieli tu swoje ćwiczenia. Są wpisy polskich żołnierzy, przeważnie z wyliczeniami ile zostało dni do cywila.











Sporo jest też napisów pozostawionych przez żołnierzy radzieckich, których swego czasu sporo tutaj stacjonowało po okolicach. Z daleka ich tu przywiało. Kawał świata - Workuta, Lipieck, Woroneż, Taszkient, Ural, Melitopol... Nic dziwnego, że potem w Armenii spotykaliśmy ludzi, którzy służyli w wojsku w Oławie.













Są też inne fragmenty napisów w tej czcionce, ale dużo mniej czytelne. Coś wyczytałam o sekretach, ale niewiele więcej. Może ktoś z czytających ma bystrzejsze oczy?











Najciekawsza jest jednak ostatnia porcja napisów. One są tak jakby - po niemiecku? Byłyby zatem przedwojenne? Treści zupełnie przeczytać nie potrafię, ale "umlauty" jakoś tak by sugerowały? Zachowały się jedynie na takich fragmentach szczególnego tynku, którym były zaszpachlowane cegły, a nie zdołał się jeszcze calkowicie złuszczyć.











Jak zwykle w opuszczonych miejscach poniewiera się trochę śmieci - typu stare opony czy lodówki. Ale żeby znaki drogowe? Całkiem porządny znak wala sie na dzikim wysypisku!

_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6097
Skąd: Oława
Wysłany: 2024-04-15, 16:21   

Dwie wieże. Takie ciśnień, przykolejowe. Ile razy je widzieliśmy? Dziesiątki, jak nie setki. Gapiliśmy się na nie od 20 lat z okien pociągu na trasie Gliwice - Wrocław. I zawsze pojawiała się ta myśl, że koniecznie trzeba by je odwiedzić. No i w końcu przyszedł ten dzień! :)
Wysiadamy na dworcu PKP Opole Groszowice i suniemy, wprawdzie bardzo naokoło, ale ku ściśle obranym celom.

relacja:
https://jabolowaballada.b...owice-2024.html















_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Copyright © 2013 by Góry bez granic | All rights reserved | Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group