Forum FAQ Szukaj Użytkownicy Rejestracja Statystyki Profil Zaloguj Albumy Kontakt

Poprzedni temat «» Następny temat

W krainie zamków, ostrzyc i rzeźbionych skał (2022, 2023)

Autor Wiadomość
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6082
Skąd: Oława
Wysłany: 2023-01-15, 13:35   

Cytat:
Hazmburk miałem okazję odwiedzić. Wzgórze, na którym stoi jest jedyne w swoim rodzaju tzn. wygolone do gołego. Nie przypominam sobie innej góry z zamkiem, która by tak wyglądała. Zdaje mi się, że w czasach świetności zamku wzgórze musiało wyglądać podobnie.


Cos w tym jest. Na pozostalych zamkach byly zawsze jakies zarosla!

Cytat:
Z Hazmburkiem mam jeszcze takie wspomnienie, że dojazd do niego był jakimś koszmarem. Część dróg w okolicy była pozamykana z powodu remontów,


Moze tam jest taka moda? Teraz przy przejezdzie przez ta miejscowosc u podnoza tez staly zakazy ruchu, byly jakies wykopki i staly koparki. Wbilismy pod zakaz i tylko tak sie udalo dojechac do zamku. Acz nie bylismy jedynymi, ktorzy jezdzili tymi rzekomo zamknietymi drogami. W ogole kilka razy w Czechach mialam wrazenie ze u nich "zakaz ruchu" jest znakiem informacyjnym, ze na drodze moga byc utrudnienia, bo mało kto sie tym przejmuje. Tak samo latem bylo kolo Żulovej i Vidnavy - drogi opatrzone zakazami, a ruch na nich normalny. Moze co kraj to obyczaj? ;)



Cytat:
Reszta miejsc to dla mnie ziemia nieznana.


Czeka zatem na odkrycie! :)
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
Ostatnio zmieniony przez buba 2023-01-15, 13:36, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6082
Skąd: Oława
Wysłany: 2023-01-16, 09:03   

Nieopodal wioski Kocourov zatrzymujemy się na skraju pola. Jak tu pięknie! Widok, przestrzeń, żaden pies nie leje nam na koła! Ideał biwakowego miejsca!





Hazmburk majaczy na horyzoncie. Już kawałek od niego odjechaliśmy.



Kostalov podziwiany z przeciwnej strony niż w czasie podejścia.



Skalka, gdzie ostatecznie nie poszliśmy.



Ostry jest nieopodal. Suniemy w górę w ciepłych barwach powoli zachodzącego słoneczka. Mijamy leśne gęstwiny, kamulcowiska, kolejne zgrupowania bazaltowych słupów.









Co kolejna góra to nam się wydaje fajniejsza! (no oprócz Kostomlatów rzecz jasna ;) Na szczycie znów resztki zamku, idealnie wkomponowane w naturalne skały, aż momentami ciężko powiedzieć, gdzie się jedno kończy a drugie zaczyna. Przesiąkły sobą do imentu przez te długie lata współistnienia!







Gdy witaliśmy dzisiejszy dzionek wśród potoków deszczu, w najśmielszych snach byśmy nie przypuszczali, że zachód słońca będziemy oglądać z malowniczego szczytu, siedząc na suchej skale, mającej w sobie zgromadzone ciepło kilku minionych godzin. To jest chyba właśnie najpiękniejsze w tego typu wędrówkach - ten brak dokładnego zaplanowania i scenariusz wydarzeń piszący się na bieżąco.















A to jest ponoć "symulator buby" ;) Toperz się ze mnie śmieje, że była taka gra komputerowa, gdzie się chodziło kolesiem i na pierwszym planie było cały czas widać ręce z karabinem. To niby ma być kolejna wersja - chodzi się bubą, która wszędzie robi zdjęcia ;)



Odkrywamy, że mają tu skrzynkę z wpisownikiem! To bardzo fajna rzecz, która jest dość popularna w Czechach. I zapewne bardzo ogranicza pisanie po skałach czy ścianach wiat, bo większość ludzi mając taką możliwość - zrealizuje swoje atawistyczne potrzeby znaczenia terenu w zeszycie :) Należąc do tej grupy ochoczo to czynię! :)





Nie przyszliśmy tu tak o! tylko na widoczki popatrzeć. Wczorajsze ognisko wśród skał rozbudziło chęć codziennych międzyskalnych biwaków. Tu nie jesteśmy pierwsi, miejsce solidnie wyznaczyli lokalni turyści.





Dziedziniec zamkowy zdaje się być (wnioskujemy po lekturze wpisownika) popularnym miejsce noclegów i ognisk. Acz dziś jesteśmy tu sami. Tylko jakiś jeleń wciąż krąży gdzieś pod szczytem i donośnie porykuje. Mimo że człowiek wie, że to nie niedźwiedź ani inny smok, ale i tak jest w tym dźwięku coś nieco niepokojącego, zwłaszcza gdy wokół ciemność, między drzewami lekka mgiełka, na której szybko rozprasza się blask każdej latarki, a to coś ryczy dokładnie na naszej drodze powrotu ;)

Podziwiamy jeszcze widoki na migoczące w dole miasto.



Całą noc ryczały jelenie! :)

Kolejny poranek to znów deszcze i przewalające się wokół chmury. Widok na wioskę Kocourow. Mgła przyczepiona do szczytu i rżące konie - to chyba taka ich pogawędka podczas śniadania.





Pół pola przykleja mi się do butów, wystarczy iść do kibla albo obejść busia dookoła! Co za dziwna gleba! Pod każdym butem rośnie mi kilkanaście centymetrów dodatkowej podeszwy, aż ciężko podnosić nogi, bo każda waży odpowiednio więcej. Cały poranek więc skrobie buty patykiem...

Idziemy jeszcze na Oltarik, kolejny przefajny zamek na szczycie ostrzycy. Na podejściu nam dolewa, ale na szczęście akurat blisko jest wiata, w której udaje się nam zdążyć schować na czas.



W wiacie znajdujemy kolejny wpisownik, więc robimy z niego użytek. Urzekły mnie malowidła kotów :)



Wiata, mimo że na pierwsze wrażenie mało solidna, ale jednak wytrzymała oberwanie chmury. I nawet nie zacinało do środka. Około 20 minut lało jakby wejść pod wodospad. Acz może dobrze, że całe zapasy wody wypuściło naraz? A nie, że mżyło cały dzień?

Przy wiacie znajduje się też dziwna gablota. Są w niej wyeksponowane przedmioty, których nie powinno się wyrzucać w krzaki. Nie do końca rozumiem sens tego przedsięwzięcia. Opony np. nie było. Znaczy oponę można??



Na podejściu towarzyszą nam poszarpane skały i gołoborza.







Niektóre jaskinie okazują się być zamieszkane!



Jest też grzybna rodzinka.



W końcu przychodzi czas i na zamek. Pogoda jak widać jest zmienna ;)







Nie chce się wierzyć - na chwilę nawet błyska słońce, podświetlając nieco jesienne już kolorki.







Rozglądamy się wokoło. Jesteśmy trochę jakby na pograniczu złej pogody i tej jeszcze gorszej ;)

















Wyraźnie widać, że tereny na wschód i południe stąd toną w granatach i smugach kolejnych ulew. Nie mamy jakoś parcia, aby tam ruszyć i kolejne ostrzyce odwiedzać pod wodospadem. W kierunku zachodnim pogoda jakby bardziej rokuje - nie żeby na pewno, ale jakaś nadzieja w popękanych chmurach jest...







Skądinad ciekawe czy na każdym okolicznym wzniesieniu była kiedyś jakaś twierdza? Tylko niektóre nie dochowały się do naszych czasów i pamięć o nich wymazała się z krajobrazu na dobre?

My tymczasem uciekamy przed potopem, który zdaje się powoli acz konsekwentnie zmierzać w naszą stronę. Zobaczymy kto jest szybszy - on czy busio! ;)

cdn
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6082
Skąd: Oława
Wysłany: 2023-01-19, 08:59   

Na obrzeżach wioski Hrobcice zaglądamy w pewne niecodzienne miejsce. To coś na kształt ni to ścieżki dydaktycznej, ni to placu zabaw. Atmosfera jest tutaj dosyć nietypowa, a człowiek wciąż czuje się obserwowany. Może miejsce nie jest aż tak spektakularne jak bajkowy zakątek z Siergiejewki na czarnomorskim wybrzeżu ( https://jabolowaballada.b...sergijewka.html ) , ale również nie można mu odmówić uroku. Wrażenie potęguje fakt, że jest tu pusto - tylko my i lokalne postacie. Niebo spowijają czarne, szybko sunące chmury. Leje... Jakiś dziwny ptak drze się w koronach drzew. Ale nie widzimy go. Widzimy za to oczy. Dużo oczu. Wszystkie wbite w nas. No bo w kogo? Tylko my tu jesteśmy w tą zdechłą pogodę...











Są też gęby wyłaniające się nie z drzew, ale prosto z ziemi.





Tu mamy pewne wątpliwości czy niedźwiedź planuje zaatakować dziewczynkę czy może na odwrót? Obojgu z oczu patrzy jakoś nieszczególnie...



Ten pan wygląda jakby chciał coś do nas zagadać. Ma się wrażenie, że zaraz podciągnie gacie, a jego pełna wyrazu, zmarszczona twarz odwróci się w naszą stronę... Zwijamy się więc stąd biegusiem - i tak po czesku nic nie zrozumiemy ;)



Był kiedyś taki dowcip:
" - Czemu krasnoludki jak idą przez las to zawsze się śmieją?
- Bo je mech w jaja łaskocze!"

Nie wiem czemu jakoś akurat teraz mi się przypomniał ;)



Króliki się nie śmieją. Sprawiają wrażenie niezwykle zdumionych albo jednocześnie przerażonych. Oczy im wychodzą z orbit.



Ciekawe co tu mieszka? Może te Smerfy?



Biedronka. Nie wiem co po niej przejechało, ale zrobiło to dosyć skutecznie.



Królewny ponoć często są zaklęte w żaby. A babuszki w dżdżownice.



Domek dla dzieci. Do zabawy. Tylko czy każde odważy się wejść?



Przechodzimy w sektor zwierząt gospodarskich. Są takie nieco... pofragmentowane?

Prosięciu brakuje nie tylko ogonka i kawałka ucha. Również grzbietu. Prześwitują jakieś wnętrzności...



Wewnątrz prosiaka jest... kot! I teraz pytanie? Czy to świania zjadła kota? Czy może właśnie nie - tylko to kot wygryzł świnie?



Jedno jest pewne - ta krowa chce zjeść nas!



Z konia pozostała tylko głowa - co zupełnie nie przeszkadza bocianom w gniazdowaniu.



A z tego pnia coś wyrosło. Nie jest to gałąź, nie jest to huba... Jest to coś zgoła innego...





Nie zapominajmy, że jesteśmy na placu zabaw! Mamy więc zjeżdżalnię! Ta wygląda na taką nie byle jaką! Chyba można się tu konkretnie rozpędzić! I jeszcze zakręt na końcu! Kabak nam nie wybaczy, że wybraliśmy się w takie miejsce bez niej!



A horyzont zamykają dymiące kominy wśród sinych, deszczowych chmur...




cdn
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2023-01-19, 10:38   

To zające. Króliki mają mniejsze uszy. Wiem to, bo w domu mamy takiego futrzanego dziada ;)

I to ta dziewczynka się szykuje na tego dźwiedzia. Brrr....
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6082
Skąd: Oława
Wysłany: 2023-01-19, 18:18   

Cytat:
I to ta dziewczynka się szykuje na tego dźwiedzia. Brrr....


Wyglada jakby go miala zadusić gołymi rękami ;)

laynn napisał/a:
Wiem to, bo w domu mamy takiego futrzanego dziada


Tez ma takie wyłupiaste oczy? :P
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2023-01-20, 20:37   

buba napisał/a:
Tez ma takie wyłupiaste oczy?

Może jak się przydusi ;)

 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6082
Skąd: Oława
Wysłany: 2023-01-21, 09:04   

Dorodny króliś! Jaki puszysty! Widzę, że na Wielkanoc będzie pasztet! :P
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
Ostatnio zmieniony przez buba 2023-01-21, 09:05, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2023-01-21, 14:46   

Nie sądzę. Połowa jej to futro :D
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6082
Skąd: Oława
Wysłany: 2023-01-21, 19:18   

Z miasteczka Bilina idziemy na Boreń. Wyboista droga mija ogródki działkowe i tam wchodzi w pola przetykane zaroślami. Tam też wyłania się nasza skałka.



Górka jest niewielka, bo coś trochę ponad 500 m, ale sporo wystaje nad okolicę, no i skalista forma nadaje jej klimat wręcz wysokogórski.



Droga w kierunku szczytu długo kluczy łąkami i zagajnikami, obchodząc wzgórze dookoła. Z bardziej odkrytych fragmentów trasy mamy widok na miasto u podnóża - rozsiane po wzgórzach blokowiska, sprawiające wrażenie otoczonych gęstym kożuchem lasów.







Na leśnej ścieżce można napotkać różne niezbędne dla turystów przedmioty. Tu np. można wziąć prysznic.



Samo główne podejście jest dosyć pionowe i prowadzi skalnymi urwiskami lub wąwozami, pełnymi korzeniastych drzew i uciekających spod nóg kamulców.



















Skała jest tu przeważnie czarna lub zielona - gdy omszeje.





Są też stromo opadające gołoborza, a gdzieś tam w dole właśnie śmiga pociąg.





Miło kwitnąca roślinność naskalna.



U podnóża Borenia przebiega straszliwie wyjąca autostrada. Górka, którą widać na zachód to chyba Zelenycky Vrch (częsciowo solidnie wygryziony przez kamieniołom), a jeszcze dalej Zlatnik.





Zdjęcie na szczycie musi być! :)



Krajobrazy mocno już zapodają jesienią.







Z góry można dogodnie zajrzeć do wielkich jam kopalni odkrywkowych, które rozciągają sie od Biliny po Sokolov. Największe wrażenie robią na mnie te maszyny, te różniste glebogryzarki, zwłaszcza jak zwrócić uwagę na stojace przy nich ciężarówki czy baraki. To są jakieś monstra! większe chyba niż dwa wieżowce jeden na drugim! Długo więc wślipiam się w okienko aparatu, które od dawna traktuje jako lunetę, obserwując jak urobek jeździ taśmociągami, machają łapy dźwigów, a nawet z dużej wysokości upada jakiś spory kamień, co chyba nie było planowane, bo widać konsternację robotnków - biegają w kółko jak mrówki w mrowisku po wsadzeniu patyka.















Tu też coś ryją i jakieś taśmociągi przecinają przestrzeń.



Jeśli ktoś lubi krajobraz pełen dymiących elektrowni, to widok z Borenia zapewne go nie rozczaruje :) Najbliższą widzimy w miasteczku poniżej, w Bilinie.



Możemy pozaglądać w różne zaułki zakładu czy w plątaniny torowisk na jego obrzeżach.





Inne dymiące okazy w bliższych i nieco dalszych okolicach.





Fabryka chmur ;) I to takich specjalnych - podświetlonych od środka.



Pozyskiwanie energii - tradycja kontra nowoczesność ;)



Chyba od dzieciństwa nie widziałam nigdzie naraz tylu porządnie dymiących kominów! :) Daje to do myślenia... że u nas na każdym kroku kwik, łapanie się za odwłok i manie prześladowcze jaki to węgiel zły i jak trzeba go przestać używać, a tuż za miedzą kominów jak grzybów po deszczu. I ponoć ta sama "Europa" na nich łapę trzyma... Acz może te porównania to kwestia mojego niedoinformowania - może Czesi fiołkami palą?

A odnośnie pozosykiwania fiołków - na dno wyrobisk są chyba organizowane wycieczki, aby połazić wśród krajobrazu księżycowego w cieniu gigantycznych maszyn. Przynajmnienej niektóre zdjęcia z googlemaps nasuwają takowe przypuszczenia.





Ze szczytu widać też zamek Kostomlaty, gdzie byliśmy wczoraj. Jest więc wielce prawdopodobne, że z wieży zamkowej było widać i Boreń. Może więc gdyby robotnicy nie byli złośliwi i puścili nas na basztę - to i z tej górki byśmy mieli jakiśkolwiek widoczek, a więc i lepsze wspomnienia.



Można wypatrzeć też takowe cudo. Radar nie radar - nie wiem co to za licho!



A tu coś bulastego ze wzgórza sterczy...



Krajobrazy pełne polnych dróg.



Na zejściu mijamy chyba jakieś praktyki studenckie z geologii, bo kują młotkami w skały próbując zagłuszyć wycie autostrady. Najstarszy z nich z lubością obraca w ręce każdy kamyk coś tłumacząc, a potem chowają je do worków. Część kamieni trafia do kuferka - chyba te najcenniejsze okazy, bo każdy z nich jest wcześniej owijany w szmatkę. Studenci mają na stanie dwóch czarnoskórych, zawiniętych szczelnie w szaliki i wełniane czapki, którzy wyglądają jakby dujący, lodowaty wiatr znosili jeszcze gorzej ode mnie ;)

Gdy schodzimy chmury gęstnieją. Wygląda na to, że pogoda znad ostrzyc jednak i tutaj dotarła. Ledwo zdążamy do busia, tylko trochę nam dolało na ostatnich 200 metrach.



Na nocleg zatrzymujemy się przy wiatce na rozdrożu, na terenach wsi Hetov.





Wsi tam nie ma. Jest tylko nazwa, kapliczka i droga prowadząca w pola, gdzie według wiszącej przy wiacie mapy są jeziorka. Znad pagórka unoszą się dymy wyziewane przez elektrownie.



Chcieliśmy przejść się do owych jeziorek, za widoczny na zdjęciu pagór...



...ale kolejna fala deszczu niweczy nasze zamiary.



Siedzimy więc w wiacie. Na stole, bo na ławy zacina. Mamy gulasz węgierski z puszki i nalewkę. Jedna z lepszych ziołowych nalewek jakie piłam. Kupiliśmy w Bilinie na stacji benzynowej. Potem już nigdzie nie widziałam takowej...




cdn
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
vidraru 
Rosomak


Wiek: 43
Dołączyła: 27 Sty 2017
Posty: 2498
Skąd: Kęty
Wysłany: 2023-01-23, 12:59   

Świetna relacja.
 
 
sokół


Dołączył: 06 Lip 2013
Posty: 12247
Skąd: Bytom
Wysłany: 2023-01-23, 15:09   

Miałem okazje byc w takiej "glebogryzarce" w środku. Wierz mi, na żywo robi jeszcze większe wrażenie.
A w środku troszkę wygląda jak we wieży kontroli lotów.
Profil Facebook
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6082
Skąd: Oława
Wysłany: 2023-01-23, 20:17   

Cytat:
Świetna relacja.


Dzieki! :)

Cytat:
Miałem okazje byc w takiej "glebogryzarce" w środku. Wierz mi, na żywo robi jeszcze większe wrażenie.
A w środku troszkę wygląda jak we wieży kontroli lotów.


A obsługiwales ją czy tylko zwiedzales? Bo to musi byc niesamowite jak naciskasz jakies guziki i taki gigant cie słucha!
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
Ostatnio zmieniony przez buba 2023-01-23, 20:17, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
sokół


Dołączył: 06 Lip 2013
Posty: 12247
Skąd: Bytom
Wysłany: 2023-01-24, 11:23   

Tylko zwiedzałem, w dodatku chyba na wspomaganiu (ach te czasy studenckie)
Najgorsze, że to w Bełchatowie było.
Profil Facebook
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6082
Skąd: Oława
Wysłany: 2023-01-24, 20:47   

sokół napisał/a:
Tylko zwiedzałem, w dodatku chyba na wspomaganiu (ach te czasy studenckie)


Znaczy zwiedzanie bylo miłe i wesołe! :D

sokół napisał/a:
Najgorsze, że to w Bełchatowie było.


Myślisz, ze ceper cie obserwował ? :P
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6082
Skąd: Oława
Wysłany: 2023-01-24, 20:48   

Poranek jest lodowaty i leje. Całe niebo jest zasnute chmurami. Widzimy dokładnie skąd je wypuszczają! :P



Ostatni planowany zamek (Oparno) i kolejne ostrzyce zostawiamy sobie na bliżej nieokreśloną przyszłość. Jedziemy w kierunku Czeskiej Szwajcarii. Kawałek mamy - może więc tam będzie coś lepiej z pogodą?

Po drodze nie możemy uzupełnić zapasów żarcia, bo chyba mają jakieś święto. Wszystkie sklepy są zamknięte. Dobrze, że na stacjach benzynowych handlują bułkami, serem i kiełbasą. Co ciekawe nie jesteśmy sami w kompletowaniu takowego asortymentu - 3/4 osób to nie po paliwo tu przychodzi.

Dojeżdżamy do Jetrichovic. Widać, że w sezonie ta miejscowość jest upiornie turystyczna, acz sporo starych, drewnianych domów się tutaj uchowało. Stan ich jest różny. Są zarówno puste jak i zamieszkałe, ociekające świeżą farbą po dopiero co ukończonym remoncie lub zarosłe pajęczynami i mchem pod falistymi ze starości dachami.













Tu też po raz pierwszy spotykamy się z tablicami dla turystów, które są stylizowane na stare obrazy. Bardzo nam się one podobają! W całej okolicy jest ich pełno :)





W miejscowości jest też opuszczony pałac. Ponoć da się wejść do środka, ale powierzchowne, szybkie oględziny żadnego wejścia nie wyłuskują z krajobrazu.



Wieża nieco zwiędła.



Gdy łazimy między chałupkami na chwilę przestaje padać. Postanawiamy więc ruszyć w skałki - o gdzieś tam!





Po 200 metrach trasy jednak znów sikło. Zatrzymujemy się, aby ubrać kurtki. Ledwo ruszamy - a deszcz słabnie i wychodzi słońce. Gorąco! Musimy się rozebrać. Chmura jednak wraca. Leje jak z wiadra. Kurtka wraca, ale nie na długo... Tak wygląda cały dzisiejszy dzień. Przebieraliśmy się na bank kilkanaście razy! Fajnie, że nie pada i nie pizga bez przerwy, ale od takiej huśtawki to też mozna szału dostać!

Dobrze, że krajobraz jest tu zaopatrzony w wiele naturalnych okapów, gdzie można się schronić w czasie kolejnych przepakowań.



Skały mają tu dziurkowaną strukturę i wyposażone są w sporo schodów. Wiele z nich sprawia wrażenie bardzo starych, wykładanych kamieniami lub wykutych w skale i już porządnie wyżłobionych przez setki nóg tuptających tu przez dziesięciolecia.







Okolicę urozmaicają omszałe napisy...



i wąskie przejścia międzyskalnych tunelików.



Podchodzimy do miejsca zwanego Skała Mariny. Wzniesienie jest pełne drabin, ścieżek przeciskających się prawie jaskiniami i mostków nad przepaściami. Tu chyba jakoś bardzo niedawno robili remonty, bo metale jeszcze nie pordzewiały, a z drewna gdzieniegdzie sączy się żywica (wiem, bo se w nią siadłam ;)














Na szczycie skały zbudowali nową wiatę. Tak beznadziejnej konstrukcji to ja jeszcze nie widziałam! Pizga nie tylko z boków, ale i od dołu, bo podłogę ma ażurową.







Zgodnie z nazwą - jest tu obraz owej nadobnej matrony z dawnych lat.



Gęste, ociekające wodą chmury przewalają się po całym widnokręgu, dodając uroku miejscowym obłym górkom, poszarpanym skałkom i cienistym dolinom. Dosyć ciężko jest robić zdjęcia z tego miejsca, bo wiatr wyrywa aparat z rąk. Tzn. może nie tak całkiem dosłownie, żeby go chciało unieść w dal, ale robienie zdjęć na zoomie ponad 50 jest mocno utrudnione, żeby nie powiedzieć "niewykonalne" (bo co chwilę się okazuje, że tak szarpnęło, że zamiast skałki (w którą celowałam), mam na zdjęciu sufit wiaty albo buty toperza :P Kilka widoczków jednak się udało zarejestrować ku pamięci tej sympatycznej chwili.









Stąd już dokładnie widać miejsce, do którego zmierzamy :)



Tuptamy więc dalej. Skalne nawisy stają się coraz ciekawsze! I bardziej obszerne.







Jak widać po piachu, suchym i zamoczonym - za wiatę może toto robić.



W grocie nie brakuje starszych i nowszych napisów i tabliczek.







Wiatrołomy, korzeniowiska...









Niektóre są naprawdę solidne, a i tak się wykopyrtnęły.



Po drodze jeszcze jest skała Wilhelminy - takowa to dama:



O! A tam byliśmy przed chwilą, u Mariny z wizytą.



Nie zatrzymujemy się tu zbyt długo, z racji na brak dachu, nawisu czy nawet drzewa, pod którym można by się schować od tej paskudnej lepkiej mżawki co wpełza nawet pod kaptury.



Skalnymi półkami suniemy dalej.









Jak widać na załączonych obrazkach - wyszło słońce. Jak można się domyślać - nie na długo ;) Acz nawet to krótkie mgnienie pozwala się trochę ogrzać i nacieszyć ciepłymi jesiennymi kolorami krajobrazu.











W końcu docieramy do naszego głównego celu wizyty w tym regionie - chatki na szczycie skały Rudolfa.



Jeszcze trochę wspinania i jesteśmy na miejscu.











Rudolf oczywiście trwa na posterunku!



Jest to prawdziwy domek, a nie jakaś dupiana, fikuśna, ażurowa wiatka. Jest tu drewniana podłoga, ławeczka i okno, które można zamknąć okiennicą.





Chatka nie tylko jest klimatyczna, ale ratuje nam tyłek w sposób bardzo dosłowny - właśnie idzie najczarniejsza z dziesiejszych chmur.







Świat spowija ciemność i wodospad. A my siedzimy w przytulnej chacie targanej wiatrem, który wyje za ściankami jak dusze potępieńcze. Osz kurde! Duje tak, że się zaczynamy zastanawiać czy aby na pewno chatka jest dobrze przymocowana do podłoża. Hmmm... ciekawe też jak potem zleziemy po ociekającej, śliskiej skale? Ale póki co jest miło i zacisznie. Biedna ta para co schodziła 5 minut temu i mineliśmy się z nimi na schodkach... Oprócz nas przeczekuje tu zlewę trzech niemieckich turystów. Jeden z nich jest ustylizowany na niunie - ma pomalowane pazurki i usteczka. Musi używac jakiś dobrych kosmetyków, bo skoro tu dotarł to kilka razy musiało mu dolać po drodze, a nic nie spłyneło ani się nie rozmazało - stan jak prosto od kosmetyczki. Dwóch pozostałych kolesi stara się zabiegać i konkurować o jego względy - podkarmiają czekoladkami i ciasteczkami, coś tam gruchają do ucha czy poklepują. Od czasu do czasu widać też, że warczą i fukają na siebie, jak któryś przegnie w zalotach albo wyraźnie widać, że zyskuje przewagę w grze. Bardzo ciekawy takowy trójkącik do obserwowania, gdy burza się przedłuża a gapienie na kłębiące chmury akurat już ci się znudzi.
I jeszcze taka mała dygresja - ile warta jest szkolna nauka języków... 6 lat miałam niemiecki w szkołach. I podobał mi się ten język, lubiłam się go uczyć (w odróżnieniu od znienawidzonego angielskiego). I zawsze miałam same piątki... I co? I siedze w tej wiacie, uszy mi rosną do rozmów kolesi i nie rozumiem kompletnie nic. Nie że mało. Zero. Jakieś poszczególne słowa: że czapka, że pięknie, że ktoś gdzieś pojechał... Nie zbierające się w żadną całość. Smutne takie. A mam wrażenie, że kolesie mówią bardzo wyraźnie...

Zlewa w końcu odchodzi, a uciekające czarne chmury podświetla słońce. Cudnie jest! Wędrując przy ładnych pogodach nigdy się nie uraczy oczu takimi widokami!























I jeszcze na koniec rzut oka na chatkę w słońcu :)



Droga powrotna mija w przedziwnych barwach, jakby przekolorowanych na ciepło, ale to pewnie z racji wieczornych podświetleń.



Pełni fajnych wrażeń suniemy w stronę upatrzonego noclegu.



cdn
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Copyright © 2013 by Góry bez granic | All rights reserved | Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group - mangi