Forum FAQ Szukaj Użytkownicy Rejestracja Statystyki Profil Zaloguj Albumy Kontakt

Poprzedni temat «» Następny temat

I minął kolejny rok - podsumowanie Wioli za 2022

Autor Wiadomość
Wiolcia 


Dołączyła: 13 Lip 2013
Posty: 3458
Wysłany: 2023-01-04, 18:30   I minął kolejny rok - podsumowanie Wioli za 2022

Pierwsze liczenie wyjazdowych i dojazdowych (wszelakich) podróżniczych działań w tym roku dało sumę 134 dni. Dobry to był rok, różnorodny i pełen przeplatających się aktywności. Więcej było kajaków, mniej rowerów, ale gdy lubi się wiele rzeczy, czasem coś robi się kosztem czegoś. W tym roku nie było dalekich wyjazdów, nie udało się trafić w kilka górskich pasm, ale otworzyła się Słowacja i parę razy tam zawitaliśmy.


STYCZEŃ
Początek stycznia to od pewnego czasu rozpaczliwe szukanie zimy w górach. Tym razem zaczęliśmy od Klimczoka i Błatniej z Brennej. Najpierw było lodowisko na podejściu pod Karkoszczonkę, potem coraz ładniejsze widoki, tronowanie na szczycie i trochę śnieżnej zimy na odcinku do Błatniej. Schodzimy nowym wariantem, przez Bukowy Groń. Co ciekawe, podobną wycieczką zamkniemy ten rok za blisko 12 miesięcy…



Potem jest bardzo ładne wyjście na Wielką Raczę (wreszcie porządnie zimowe i tym bardziej radosne, że po uwolnieniu z pomyłkowej kwarantanny) oraz Gaiki w Beskidzie Małym.



Ławeczkę pod szczytem odwiedzamy dość często i jeszcze się pojawi w tym zestawieniu. Jest zimowy spacer z krami uderzającymi o brzeg Jeziora Goczałkowickiego i kulig na Kubalonce. Na nią wrócę już wkrótce, ale w nieco innym celu.



Wypadałoby też nieco poczłapać na biegówkach. Sezon zaczynamy późno, pod koniec stycznia, wypadem na Magurkę. Szkoda, że zima, jak to drzewiej bywało, nie zaczyna się w grudniu i sezon narciarski jakoś się skraca przez brak porządnego śniegu.



LUTY
Luty obfituje w wyjazdy (w końcu to ferie) i jest bardzo różnorodny. Zaczynam forumowym zlotem na Cieślarówce już w piątkowe popołudnie. Potem jest słoneczny i bardzo pozytywny we wspomnienia weekend. Fajnie było!
Dzień później wyjeżdżamy na pięć dni w Sudety. To nasz główny biegówkowy wyjazd roku i tym razem nie do Jakuszyc. Trafiamy do zagubionej wśród gór wioseczki Wójtowice, która będzie naszą bazą wypadową na kolejne dni.
Zima jest jednak kiepska tego roku, więc i człapie się nielekko. Przy zjeździe z Jagodnej mamy lodową skorupę, kolejnego dnia, w czeskich Górach Orlickich, śnieg lepi się do nart i trzeba go co chwila usuwać, wreszcie w Górach Bialskich trasa od Nowej Morawy jest kiepskiej jakości, a choć na górze już lepiej, na małym zjeździe spadam na cztery litery tak, że jeszcze kilka dni potem czuję obitą kość ogonową. Taki to ciężki biegówkowy los…
W dwa ostatnie dni odpuszczamy i ruszamy już pieszo po okolicy. Całkiem niedaleko jest miejsce, w które już dawno chciałam dotrzeć – Droga Wieczności i pilnujący jej Strażnik Wieczności. Ostatniego dnia wdrapujemy się ze Złotego Stoku na Jawornik Wielki.
Dzień później znów zmieniam kierunek i jadę spełniać swoje wielkie marzenie – zobaczenie Bieszczadów w śniegu. Znów nie do końca wychodzi tak, jak chciałam, ale wypad jest bardzo fajny i w doborowym towarzystwie. U Biesa spędzam siedem dni, a z wycieczek najbardziej w głowie zostaje wietrzna Tarnica, zachód słońca na Bukowym Berdzie i słoneczna Połonina Wetlińska. Szkoda, że z echami wojny na Ukrainie w tle.





W lutym trafia się jeszcze jedna piękna wycieczka. Na Kościelec. Ten Kościelec. W Beskidzie Śląskim. Rano budzę się z przeświadczeniem, że to właśnie ten dzień. Dzień zdobycia Kościelca. Jest piękna zima, szadź sypiąca się z drzew i wreszcie zimowe widoki.
Luty to także kolejne nowe miejsce na biegówkowej trasie – Kubalonka. Bardzo fajny teren na narty, więc na pewno tu wrócimy, gdy nasypie trochę śniegu.
W lutym wyszło 17 dni wyjazdowych. Dobry to był miesiąc, mimo że pogoda nie do końca dopisała. Dla przeciwwagi – w lutym spisałam też swój pierwszy w życiu testament. Nigdy nic nie wiadomo.

MARZEC
Marzec rozpoczynam Beskidem Sądeckim (Rytro, Hala Łabowska, Eliaszówka). Trzy dni w tym paśmie to przypomnienie, jak ciekawe są to góry. Mimo braku słońca urzekają zimową szarością. Szkoda tylko, że to kolejny wypad, na którym jestem chora (i mam nawet podejrzenia, co to było). Jeszcze zdarzy mi się taki cherlawy wyjazd, ale pod koniec roku.



W połowie miesiąca kończę sezon biegówkowy na Mogielicy. W poprzednim roku śnieżna zima sprawiła, że trasa mnie urzekła. W tym roku warunki są gorsze, morale jakieś słabe, czuję się konkretnie zniechęcona. Kolejny tydzień jest też dość traumatyczny z dwoma ciężkimi psychicznie pogrzebami w tle. Czas już chyba na wiosnę.
W drugiej połowie miesiąca zaczynam cykl wycieczek z Martą. Na drodze Zielińskiego, tuptając na Leskowiec, na darmo szukamy krokusów, by tydzień później znaleźć je na Orawie.







Na samotną wycieczkę ruszam także z Małej Tresnej na Klimczaki i Przyszop, by przejść nieznany mi fragment szlaku do Czernichowa.

KWIECIEŃ
Początek miesiąca to kolejne uderzenie zimy. Pięknie prezentuje się na trasie z Bystrej przez Kozią Górkę, Szyndzielnię i siodło pod Klimczokiem. Potem są już bardziej wiosenne wypady: pierwszy do kamieniołomu w Kozach, drugi do rezerwatów w Cieszynie, a potem na Tuł, gdzie wiosna przeplata się z zimą i raz sypie śnieg, a raz jest słonecznie i ciepło.
Wielkanoc spędzamy w Sudetach, przez pięć dni szukając wiosny na Wzgórzach Niemczańskich i Strzelińskich (rowerowo), Wzgórzach Włodzickich i Górach Sowich oraz Pogórzu Bolkowsko-Wałbrzyskim. Niech was nie zwiedzie ta nazwa, chodzi o okolice zamku Książ, które bardzo ładnie wyglądają w rodzącej się zieleni. Szczególnie trasa skalistym wąwozem Pełcznicy jest super!
Z tego wyjazdu zapamiętam też urokliwy Muszkowicki Las Bukowy (przepiękny wiosną, w porze kwitnienia geofitów) i Muchołapkę, którą koniecznie chciałam zobaczyć po obejrzeniu serialu „Znaki”.





W tym roku wyjątkowo zaniedbuję najbliższe okolice i rower. Pod koniec kwietnia ruszam tylko na jeden spacer wśród stawów swej rodzinnej wsi. Ostatniego dnia miesiąca zaczyna się słowacka majówka i Białe Karpaty, czyli Vrsatske bradla i Chmelova.



Wieczorem jest zamek Korlatka w Małych Karpatach i przebita opona w kangurze.



MAJ
Maj jest wyjątkowym miesiącem. Chyba pierwszy raz zdarza się, abym wyjeżdżała w jakimś miesiącu w każdy weekend, i to na oba dni (a niekiedy i z piątkiem). Zaczyna się oczywiście majówką na Słowacji. Wreszcie po covidowej przerwie można wznowić tradycję spędzania początku miesiąca w tym kraju. A że poprzednia majówka, w Polsce, nauczyła nas, że od paru lat wiosna lubi się spóźniać, wybieramy bardziej południowy kierunek i Małe Karpaty. I to jest strzał w dziesiątkę, bo wiosna w tych regionach całkiem dobrze się ma. Trzy dni w tym paśmie to bardzo udane „czosnkowe” wycieczki, kolejny szczyt do mej Korony Gór Słowacji (Zaruby) i kolejna jaskinia słowacka, do której zaglądam (Driny).
W kolejny weekend zaczynamy piękny sezon kajakowy dwudniówką na końcówce Czarnej Nidy i Nidzie. Japa śmieje mi się do wiosny, chłopaki-alpaki śmieszą przy dworku w Nowych Kotlicach, jest nocleg pod namiotem i ognisko – słowem, dobra zapowiedź, jak świetny kajakowo będzie to sezon.





W tym miesiącu odwiedzam też zieloną Halę Jaworową (wrócę tu jeszcze po zimowe widoki), bo wizja jej zabudowy jest coraz bliżej, oraz ruszam rowerem na Barutkę i w Czeretniki.





Kolejny weekend to też nowość – od piątku do niedzieli z zakręconymi dziewuchami łazimy po Ponidziu w poszukiwaniu storczyków. Udaje się znaleźć wiele gatunków i zachwycić pierwszy raz w życiu widzianym obuwikiem pospolitym (niepospolicie piękny!).



W międzyczasie zwiedzam Ogrody Kapiasa w Goczałkowicach (tak blisko, a nigdy wcześniej nie byłam), a pod koniec maja ląduję w kajaku na kolejnym dwudniowym spływie Pilicą. Bardzo dynamiczna pogoda, burzowe niebo, deszcze i tęcza – to jeden z piękniejszych pod względem warunków kajakowych wypadów w tym roku.







CZERWIEC
W czerwcu wyciągam znajomych na łąkową wycieczkę w Beskid Wyspowy: na Kocią Górkę, Ostrą i Ogorzałą. Są kwietne łąki, jest chaszczowanie i ogólne zadowolenie, że jeszcze takie miejsca istnieją w Polsce.



W tym miesiącu górska jest też końcówka (a zarazem początek wakacji). Kolejny raz jedziemy na Słowację, pada kolejny szczyt do Korony (w ogóle w tym roku, poza jednym wypadem, na którym byliśmy jako goście, każdy słowacki wyjazd kończył się jakąś koronną zdobyczą), w trzy dni zwiedzamy trzy pasma: Góry Kysuckie (z najwyższym Pupovem), Małą i Wielką Fatrę.







Rowerowo zaglądamy też w Beskid Śląsko-Morawski (Kamenna chata, Severka, Skalka), zachwycając się knajpą na dworcu kolejowym w Mostach u Jablunkova. Dobrze jest też kajakowo – najpierw Graniczne Meandry Odry na jednodniówce (chyba to rzeka, która zrobiła na mnie najmniejsze wrażenie), a potem czterodniowy spływ w Boże Ciało po Wieprzu z Nielisza do Trawnik (świetne biwaki, w tym jeden w deszczu).
A potem zaczynają się dziwne wakacje, o których w następnej części.
Ostatnio zmieniony przez Wiolcia 2023-01-04, 19:06, w całości zmieniany 6 razy  
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6082
Skąd: Oława
Wysłany: 2023-01-04, 20:31   

Cytat:
Początek stycznia to od pewnego czasu rozpaczliwe szukanie zimy w górach


No patrz jak to roznie bywa! A ja zazwyczaj od grudnia do kwietnia rozpaczliwie uciekam przed zimą rowniez na rowninach! I nie zawsze mi sie udaje! :(

Acz zazdroszcze troche takim ludziom, ktorzy lubią zimę - mają dłuzsze zycie!



Cytat:
i kulig na Kubalonce.


Acz na kulig to bym sie chyba złamała w swojej zimonielubnosci i dała namówic ;)



Cytat:
Dla przeciwwagi – w lutym spisałam też swój pierwszy w życiu testament. Nigdy nic nie wiadomo.


Ej... ale tak serio piszesz? :o-o Co cie natchneło do takich nietypowych kroków?

Cytat:
Bardzo dynamiczna pogoda, burzowe niebo, deszcze i tęcza – to jeden z piękniejszych pod względem warunków kajakowych wypadów w tym roku.


To chyba ten wyjazd, który pamietam z relacji na fejsbuku! Cos pieknego! :D

Cytat:
zachwycając się knajpą na dworcu kolejowym w Mostach u Jablunkova.


Zabrzmialo intrygująco! Jakies szczegoly?

Cytat:
dziwne wakacje, o których w następnej części.


Zakonczenie jak w typowym serialu! :P
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
Piotrek 


Wiek: 48
Dołączył: 06 Lip 2013
Posty: 10830
Skąd: Żywiec-Sienna
Wysłany: 2023-01-05, 08:47   

Z Twoich relacji to najbardziej lubię te wiosenne. Na roślinki zwracasz uwagę, a to mi szczególnie podchodzi :)
 
 
Dobromił 


Dołączył: 09 Lip 2013
Posty: 14275
Wysłany: 2023-01-05, 08:52   

Darz Szlak.

Z Twoich relacji to najbardziej lubię sielankę turystyczną :)

Fajnie zdjęcia przechodzą z biało - niebieskich do zielono - niebieskich.
_________________
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
 
 
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2023-01-05, 09:07   

To ja inaczej zacznę.
Zazdroszczę tych różnych form turystyki. Aż czekam na resztę :)
 
 
sprocket73


Dołączył: 14 Lip 2013
Posty: 5472
Wysłany: 2023-01-05, 14:13   

Spora różnorodność form turystycznych, a co do miejsc, to miałem skojarzenia z moją działalnością:
- zimowy Klimczok w styczniu
- Cieślarówka w lutym
- przedwiośnie na Orawie w marcu
- Jaworowa u Ciebie w maju, w u mnie w czerwcu
- Mała Fatra w czerwcu

aż dziw, że się spotkaliśmy tylko na Cieślarówce ;)
_________________
SPROCKET
http://gorybezgranic.pl/n...-kim-vt1876.htm
 
 
Adrian 
Cieszynioki


Wiek: 40
Dołączył: 13 Lis 2017
Posty: 9269
Wysłany: 2023-01-05, 15:41   

Im większy wybór w tym co można robić, tym gorzej, bo człowiek by chciał wszystko na raz, a się nie da ;)

Ja akurat lubię twoją działalność kajakową, więc dobrze że było jej więcej, bo z tych wypadów są świetne zdjęcia, takie których normalnie się nie spotyka, inna perspektywa i kolory fajne, kontrastowe :)

Zestaw fajny, a to dopiero połowa ...
 
 
Sebastian 


Wiek: 51
Dołączył: 09 Lis 2017
Posty: 5770
Skąd: Kraków
Wysłany: 2023-01-06, 08:34   

Duża różnorodność miejsc, choć dominują sielankowe klimaty :)
Bieszczady zimą są jeszcze przede mną.

Wiolcia napisał/a:
A że poprzednia majówka, w Polsce, nauczyła nas, że od paru lat wiosna lubi się spóźniać, wybieramy bardziej południowy kierunek i Małe Karpaty. I to jest strzał w dziesiątkę, bo wiosna w tych regionach całkiem dobrze się ma.


Też mam takie przemyślenia, dwa lata temu jechaliśmy do Kazimierza Dolnego na agroturystykę z sadem jabłkowym mając apetyt na kwitnące jabłonie (a było to tydzień po długim weekendzie majowym), a tu na drzewach ledwie się pąki zawiązały. Rok temu była Bańska Szczawnica (pomysł wpadł mi do głowy dzięki twojej zagadce z menhirami pod Paradajsem :) ) i było fajnie, mimo też dość wczesnej jesieni. Teraz mam zagwozdkę z wyborem miejsca na Słowacji, musi być daleko od Januszowic ;)
Tak w ogóle 1 maja powinien być 15 maja!

Za to czerwcowe łąki zdecydowanie rządzą.
_________________
mój blog: http://sebastianslota.blogspot.com/
Profil Facebook
 
 
Wiolcia 


Dołączyła: 13 Lip 2013
Posty: 3458
Wysłany: 2023-01-06, 12:53   

buba napisał/a:


Cytat:
Dla przeciwwagi – w lutym spisałam też swój pierwszy w życiu testament. Nigdy nic nie wiadomo.


Ej... ale tak serio piszesz? :o-o Co cie natchneło do takich nietypowych kroków?


Kwestie prawne. Zrobione pro forma, żeby potem nie było problemów.

buba napisał/a:

Cytat:
zachwycając się knajpą na dworcu kolejowym w Mostach u Jablunkova.


Zabrzmialo intrygująco! Jakies szczegoly?


Knajpka jest na dworcu, zrobisz trzy kroki i możesz wsiąść do pociągu. I obserwować przelewający się tłum, gdy pociąg przyjeżdża. Ludzie wpadają na szybkie piwko, a potem idą do wagonu. Piwo może nie było tam najwyższych lotów, ale klimacik fajny.

Piotrek napisał/a:
Z Twoich relacji to najbardziej lubię te wiosenne. Na roślinki zwracasz uwagę, a to mi szczególnie podchodzi :)

Właśnie wiosną, gdy wszystko zaczyna kwitnąć, szczególnie zwracam na to uwagę. W tym roku do swojej kolekcji chciałabym dołożyć coś nowego, ale to już muszą być planowane wyjazdy, by znaleźć się w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie.


Dobromił napisał/a:

Z Twoich relacji to najbardziej lubię sielankę turystyczną :)

A co masz konkretnie na myśli? Miejsca, po których chadzam, czy sposób spędzania wolnego czasu?

laynn napisał/a:
To ja inaczej zacznę.
Zazdroszczę tych różnych form turystyki. Aż czekam na resztę :)

Przez to nie jest nudno. Ale czasem pojawiają się dylematy, co wybrać, a co odpuścić. A reszta będzie taka sama, jak w pierwszym półroczu :)


sprocket73 napisał/a:
Spora różnorodność form turystycznych, a co do miejsc, to miałem skojarzenia z moją działalnością:
- zimowy Klimczok w styczniu
- Cieślarówka w lutym
- przedwiośnie na Orawie w marcu
- Jaworowa u Ciebie w maju, w u mnie w czerwcu
- Mała Fatra w czerwcu

aż dziw, że się spotkaliśmy tylko na Cieślarówce ;)


Może kiedyś znów wpadniemy na siebie niespodziewanie, jak w drodze na Pilsko. Tyle że wtedy Tobi nie będzie już potrzebny do identyfikacji :)

Adrian napisał/a:


Ja akurat lubię twoją działalność kajakową, więc dobrze że było jej więcej, bo z tych wypadów są świetne zdjęcia, takie których normalnie się nie spotyka, inna perspektywa i kolory fajne, kontrastowe :)

Kajakami jesteśmy mocno podjarani, więc póki co będą. W górach wiele miejsc już znam, a rzek jest jeszcze tyyyle do odkrycia!

Sebastian napisał/a:
Duża różnorodność miejsc, choć dominują sielankowe klimaty :)
Bieszczady zimą są jeszcze przede mną.

Wiolcia napisał/a:
A że poprzednia majówka, w Polsce, nauczyła nas, że od paru lat wiosna lubi się spóźniać, wybieramy bardziej południowy kierunek i Małe Karpaty. I to jest strzał w dziesiątkę, bo wiosna w tych regionach całkiem dobrze się ma.


Też mam takie przemyślenia, dwa lata temu jechaliśmy do Kazimierza Dolnego na agroturystykę z sadem jabłkowym mając apetyt na kwitnące jabłonie (a było to tydzień po długim weekendzie majowym), a tu na drzewach ledwie się pąki zawiązały. Rok temu była Bańska Szczawnica (pomysł wpadł mi do głowy dzięki twojej zagadce z menhirami pod Paradajsem :) ) i było fajnie, mimo też dość wczesnej jesieni. Teraz mam zagwozdkę z wyborem miejsca na Słowacji, musi być daleko od Januszowic ;)
Tak w ogóle 1 maja powinien być 15 maja!

Za to czerwcowe łąki zdecydowanie rządzą.


Bieszczady zimą też są jeszcze przede mną. Takie, jakie chcę zobaczyć. Daję im niedługo drugą szansę, ale póki co marne widoki na wymarzoną przeze mnie zimę :(
No ale w końcu się uda.

Co do aury, to powtarza się schemat z tamtych lat, czyli marny zimowo grudzień i styczeń (przynajmniej do połowy). Więc wiosna znów może być spóźniona. Mam wstępny plan na słowacką majówkę, ale tam rzeczywiście może nie być jeszcze pełnej wiosny.
Polecam Małe Karpaty - tam będzie dobrze, sprawdziłam.
Ostatnio zmieniony przez Wiolcia 2023-01-06, 13:04, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Dobromił 


Dołączył: 09 Lip 2013
Posty: 14275
Wysłany: 2023-01-06, 16:34   

Wiolcia napisał/a:
A co masz konkretnie na myśli? Miejsca, po których chadzam, czy sposób spędzania wolnego czasu?


Całokształt.

Wiolcia napisał/a:
Polecam Małe Karpaty - tam będzie dobrze, sprawdziłam.


Potwierdzam.
_________________
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
 
 
Wiolcia 


Dołączyła: 13 Lip 2013
Posty: 3458
Wysłany: 2023-01-06, 20:56   

LIPIEC
Dziwność tegorocznych wakacji polega na ich nieprzewidywalności. Ze względu na czekający mnie w mej karierze zawodowej egzamin, nie mogę niczego zaplanować z wyprzedzeniem. W Polsce mamy długą tradycję upupiania ludzi, ale zastanawiam się, czy to efekt burdelu organizacyjnego czy też chęć pokazania, kto tu rządzi… Fakt faktem w wakacje czekam jak na szpilkach na list, który z tygodniowym wyprzedzeniem poinformuje o czekającej mnie rozmowie. Żeby chociaż powiedzieli, w którym miesiącu… A tu nic.
Z tego powodu odrzucony zostaje pomysł dwutygodniówki rowerowej po Kaszubach. Jechać tak daleko i wracać w połowie, gdy łaskawa komisja wyznaczy termin? Niee… Namawiam znajomych i kończymy południową nitkę Green Velo – oni od Przemyśla, ja od Rzeszowa (nie mogę dołączyć wcześniej z powodu wesela w rodzinie – kto planuje śluby na wakacje???) do Końskich. Wyjazd daje nam popalić z powodu pogody i wrednego mordewindu. Ale cel zostaje osiągnięty i tym samym do przejechania na przyszłość zostaje mi tylko odcinek od Elbląga do trójstyku w Wisztyńcu.
Podkarpacko-kieleckie kręcenie jest najdłuższym wypadem rowerowym w tym roku. Zawsze jeździliśmy jeszcze na kolejny wyjazd z Robertem, ale w tym roku jakoś nie ma parcia na taki sposób spędzania wakacji. Rower zdecydowanie idzie w odstawkę w tym sezonie, choć w połowie miesiąca trafi się jeszcze jednodniowy wypad szlakiem Greenways na trasie Landek-Skoczów.



Zamiast tego po długim czasie ruszamy znów na plecakową kilkudniówkę. Tym razem konkretnym szlakiem, od „A” do „Z”, od kropki do kropki. To liczący sobie 112 kilometrów zielony szlak łączący Szklarską Porębę z Wałbrzychem. Przez kilka dni, w upale i częściowo po asfaltach, przechodzimy przez Karkonosze, Rudawy Janowickie, Góry Wałbrzyskie i Kamienne. Po raz pierwszy w życiu pokonuję w taki sposób konkretną trasę. Mimo chwil zniechęcenia nie porzucamy myśli o takim górskim wędrowaniu. Jest szansa, że jeszcze kiedyś to powtórzymy.





W tym miesiącu godna uwagi jest także botaniczna wycieczka na Halę Miziową, by zobaczyć czosnek syberyjski w rozkwicie. Udaje się oprócz czosnku znaleźć wiele ciekawych roślin (tłustosz pospolity) i pozachwycać łanami puszystych wełnianek. Pod koniec lipca wyciągam znajomą na Klimczok i chatę na Groniu, a dzień później realizuję wreszcie plan, do którego przymierzałam się długo. Kto czytał poprzednie podsumowania, wie, że zawsze interesował mnie odcinek niebieskiego szlaku ze Zwardonia pod Ochodzitą. Wreszcie zbieram się w sobie i ruszam samotnie, by go poznać. Spod Ochodzitej ciągnę na Gańczorkę i schodzę do Kamesznicy, skąd po długich chwilach bezskutecznego łapania stopa (co tacy nieużyci ci ludzie?) wywozi mnie uprzejmy pan (w ostatniej chwili, by zdążyć na pociąg).
A skoro nadeszły wakacje, zaczyna się sezon żaglówkowy na Jeziorze Żywieckim. Po raz pierwszy też sunę kajakiem po falach królowej naszych rzek – Wiśle. I to z mojej wsi, przez którą przepływa.

SIERPIEŃ
Na początku sierpnia pozbywam się wreszcie ciężaru egzaminu (zdane!), można więc uwolnić głowę i pojechać w końcu na wakacje. Głównym rodzinnym wyjazdem wakacyjnym staje się wypad w Bory Tucholskie. Mówiąc szczerze, do innych poza górskie, rowerowe i kajakowe wypady, jestem nastawiona sceptycznie. Ale nie mówię „nie”, tym bardziej, że rejonów nie znam zupełnie.
I wyjazd ten okazuje się świetny. Z powodu spokoju, inności i przede wszystkim różnorodności. W Borach można spędzać czas na wiele sposobów, więc nie sposób się nudzić. Przemierzamy zatem tamtejsze szlaki na rowerach, robimy objazdówki po ciekawych miejscach w okolicy, pieszo drepczemy po ścieżkach przyrodniczych, zaglądamy do rezerwatów, a jednego dnia wypożyczamy kajak (nie zabraliśmy swoich) i ruszamy urokliwą Chociną od Bindugi do Swornychgaci. Północne rzeki to zupełnie inna jakość – uwielbiam, gdy taka rzeczułka płynie sobie przez lasy, meandruje, czaruje płytkością i piaszczystym podłożem – coś pięknego! A gdy jeszcze udaje się trafić na sejmik żurawi (ponad 70 osobników na łące – pierwszy raz coś takiego widziałam!), to już jest pełnia szczęścia.
W sierpniu robię też krótki wypad do koleżanki do Bulowic i na próżno usiłuję zobaczyć tamtejszy pałac (zamknięte, zarośnięte), a tydzień po lipcowym pobycie z inną znajomą ponownie trafiam do chaty na Groniu, bo serwuje pyszny i ponoć jedyny w Polsce sorbet kawowy. Są też dwa razy łódki na Żywieckim.



W połowie miesiąca jadę wreszcie w Beskid Niski. Tym razem słowacki, choć śpimy po polskiej stronie. Pierwszego dojazdowego dnia w deszczu zwiedzamy Skamieniałe Miasto w Ciężkowicach (ale się skomercjalizowało!), a w dwa kolejne pod naszymi stopami pada Magura Stebnicka i Busov (najwyższy szczyt Beskidu Niskiego).
Trzy dni później znów jesteśmy na Słowacji. Znajomych zawsze intrygował skalisty szczyt widziany z polskich Beskidów, więc postanawiają się tam wybrać. Dołączamy i tym sposobem przypominamy sobie klasyczną pętlę przez Diery, Mały i Wielki Rozsutec do Stefanowej.
Są też dwie dwudniówki kajakowe. Najpierw spływ Lubrzanką, Czarną Nidą i Nidą (Czarna Nida już nieco bardziej wymagająca, ale się nie skąpałam), a potem, na zakończenie wakacji, wzorem poprzedniego roku, dwudniówka na Warcie. W życiu nie przypuszczałabym, że odcinek od Częstochowy Mirowa (w końcu miasto) może być tak piękny! Ale to Jura przecież…
Wieczorem jest świetny biwak, ognisko i tańce. Chyba z późnosierpniowych spływów Wartą zrobimy jakąś małą tradycję…







WRZESIEŃ
A potem zaczyna się ciężki wrzesień. Pogoda do kitu, dni zawalone pracą, emocje ledwo trzymane na postronkach. Pisanie relacji, udzielanie się na forum idzie w odstawkę, myślą przewodnią staje się przeżycie od piątku do piątku.
Mimo deszczowych dni i ogólnej „ujni” życiowo-pogodowej gdzieś udaje się wyskoczyć. Trafia się świetna „zakładowa” wycieczka w Pieniny. Tradycyjnie jest Dębno, Tischnerówka i spływ Dunajcem. Drugiego dnia – praca w grupach, każdy robi, co chcę. Ja oczywiście lezę na Trzy Korony i jestem zachwycona dynamiczną pogodą: deszczem przeplatanym słońcem, ciężkimi chmurami przelewającymi się nad górami, tęczą, która wykwita na horyzoncie, gdy jestem na platformie widokowej na szczycie. Rewelacja!





Całkiem udaną słoneczną pogodą raczy nas piątkowa Hala Boracza. Zgodnie z forumową sugestią (sokoła?) idziemy przez Dadoki.



Jest też mglisty Kozubnik z Żarem i Kiczerą, wypad do Lasu Janowickiego na kawę oraz tradycyjny coroczny babski wyjazd z Martą (tym razem Dobromiłowo-Piotrkowe okolice, czyli zwiedzanie browaru „Żywiec”, skansen w Ślemieniu, Rychwałd i „Ranczo Adama” na Ostrym Groniu). Na początku miesiąca rowerowo eksplorujemy słynny Żelazny Szlak Rowerowy biegnący polsko-czeskim pograniczem i, wstyd przyznać, to ostatni rowerowy wypad tego roku. Jest też tradycyjna dwudniówka urodzinowa na „Orionie”, czyli nocka na żaglówce poprzedzona popołudniowym pływaniem, a zakończona śniadaniem na jachcie. Na kajaki pogody nie ma.

PAŹDZIERNIK
Październik witamy kawą na ławeczce pod Gaikami i wycieczką przez Nowy Świat do Międzybrodzia i z powrotem. Potem jest popołudniowy wypad na Tuł z Lesznej i zachód słońca pięknie oświetlający las.



W połowie miesiąca szukamy jesieni na Słowacji; marzyła mi się Wielka Fatra, potem zerkałam na słowacki Wschód, ale prognozy były bezlitosne. Ostatecznie wędrowaliśmy po Pogórzu Orawskim i Magurze Orawskiej śladami Sebastiana i sprocketa. Pogoda była tylko pół dnia, ale okolice warte grzechu.







Za to pogodny jesiennie wypad trafia się na Ostre i Halę Radziechowską. Jest też wietrzny dzień na Jeziorze Żywieckim, więc refujemy żagle, by moje piski nie zagłuszały szumu wiatru :)
Kajakowo na dwudniówce kontynuujemy spływ Pilicą od miejsca, gdzie zakończyliśmy go na wiosnę. Brodzimy w płytkich wodach Jeziora Sulejowskiego i trafiamy na wyjątkowo upierdliwego bosmana na końcu spływu. W naszych opowieściach przeszedł już do legendy!





Pod koniec miesiąca, przy wyjątkowo ciepłej aurze, ruszam po raz pierwszy na górską rzekę. Spływamy Sołą z Bielan do Oświęcimia przy dość niskim stanie wody. Jeden kajak zalicza wywrotkę, więc reszta, pomna doświadczeń naszego przewodnika, wybiera inny sposób ominięcia bystrza.
Pod koniec miesiąca trafia się chyba najpiękniejszy spływ kajakowy tego roku – rzeką Rudą. Płyniemy z Rybnika przez cysterski park w Rudach, a potem jest rewelacyjny zwałkowy fragment rzeki, na którym mamy niezłą zabawę w omijanie przeszkód. Do tego trawy podświetlane na żółto zachodzącym słońcem – kapitalny dzień!





LISTOPAD
Pierwsza listopadowa wycieczka w pierwszy dzień tego miesiąca to również kawa na ławeczce pod Gaikami. Jest tak ciepło, że siedzę w samej bluzce i wystawiam pychol do słońca. Parę dni później, już w deszczu, wyciągamy „Oriona” na brzeg; od tego momentu spokojnie czeka sobie na nowy sezon w naszym ogródku.



Bardzo udany jest wypad w Tatry (tak, jeżdżę tam czasami). Tym razem jest później, bo w listopadzie, i nisko, czyli dolinkowo-reglowo-jaskiniowo. Wyżej wychodzimy tylko na Gęsią Szyję oraz Polanę na Stołach i przyległości. Ostatniego dnia namawiam ekipę na Magurę Witowską polsko-słowackim szlakiem granicznym – ciepło jest, pięknie jest!







Parę dni później aura diametralnie się zmienia, przynosząc pierwszy atak zimy. Pomna tego, że zima jest kapryśna i lubi szybko znikać, wpadam na Magurkę, by pooddychać nieco mroźnym powietrzem.





GRUDZIEŃ
Gdyby jeszcze kilka miesięcy wcześniej ktoś powiedział mi, że wsiądę w kajak w grudniu, popukałabym się chyba w głowę. Ale nie znasz przecież dnia ani godziny… Takim oto sposobem w pierwszych dniach grudnia przywdziewam na głowę czerwoną czapkę i dołączam do spływu mikołajkowego, który tym razem wiedzie nas przez Kraków. Jest chłodno, mglisto, miejscami brzegi przyprószone śniegiem, ale reakcje ludzi i dzieciaków na rozdawane cukierki rozchmurzają zdecydowanie tę szaroburą aurę.





Potem jest weekend, w którym rozpoczęła się prawdziwa zima. Spędzam go na Skalance, lecząc się z przeziębienia i przygotowując Wigilię dla klubu GS. Jest bardzo fajnie, choć górsko zaliczamy tylko wypad do ławki na Kikuli (nie liczę zdobycia szczytu Skalanki, bo to był mały zimowy spacer).



Najpiękniejsza zimowa wycieczka trafia się z Brennej przez Stary Groń na Halę Jaworową. Cudny śnieżny i słoneczny dzień kończy się pięknym zachodem słońca w czasie, gdy Messi goni za piłką, by wywalczyć zwycięstwo dla Argentyny. Niecałe dwa tygodnie później kończymy sezon na Błatniej w całkiem wiosennej już aurze (choć na szczycie, tradycyjnie, wieje zimnem).







Z tym zakończeniem sezonu to nie do końca prawda. Ostatni dzień roku żegnamy na Beskidku ogniskiem, kiełbaskami, trunkami i widokiem na światełka na grani Babiej Góry. Jaki to jest rewelacyjny sylwester! Chyba najlepszy w moim życiu. Tak więc, siłą, rzeczy, nowy rok również witam w górach. Niech będzie zapowiedzią dobrego sezonu!
A potem jest zejście, dwie i pół godziny snu i ciężka pobudka, bo czeka nas noworoczny spływ Pszczynką. Ale to już inna historia, do opowiedzenia za rok.

PODSUMOWANIE
W tym roku 17 dni spędziłam na rowerze (w tym jeden ośmiodniowy wypad wakacyjny), 6 na biegówkach, 6 na jachcie, 20 w kajaku. Dwa razy spływałam Wisłą, Pilicą oraz Czarną Nidą i Nidą, raz Lubrzanką (fragmencik), Białą (fragmencik), Sołą, Chociną, Wieprzem, Rudą, Odrą i Wartą. Poza Wartą, której fragmenty znałam już z poprzedniego roku, wszystkie inne rzeki były dla mnie nowością.
Pozostałe podróżnicze dni wypełniły wyjazdy krajoznawcze, a przede wszystkim góry. Najczęściej zaglądałam w Beskidy Śląski, Żywiecki i Mały. Poza tym na dłużej zawitałam w Bieszczady, trzy razy byłam w Sudetach (na biegówkach i Wielkanoc oraz na plecakowym przejściu zielonego szlaku ze Szklarskiej Poręby do Wałbrzycha), raz w Beskidzie Sądeckim, Pieninach i na Orawie, Tarach oraz Pogórzu Ciężkowickim i Spisko-Gubałowskim (Orawicko-Witowskie Wierchy). Beskid Wyspowy zaliczyłam biegówkowo, a później wróciłam podziwiać jego czerwcowe łąki.
Rok był rewelacyjny pod kątem słowackich wyjazdów, których zdarzyło się 5. Poznałam Białe i Małe Karpaty oraz Góry Kysuckie, Pogórze Orawskie i Magurę Orawską. Odwiedziłam Wielką Fatrę i dwa razy Małą Fatrę. Na dwa dni zawitałam w mój ukochany Beskid Niski, tym razem słowacki. Dwa razy wędrowałam polsko-słowackim pograniczem (na Magurę Witowską i Kikulę). Raz byłam rowerowo w Beskidzie Śląsko-Morawskim, raz w okolicach Karviny.
Nie było mnie w Beskidzie Makowskim (rzadko tam jestem) i na Spiszu oraz w Gorcach, czego bardziej żałuję. Znów nie udał się wypad na gorczańskie krokusy (spóźniona wiosna, inny wyjazd zaplanowany w porze ich wysypu), ale nie tracę nadziei. W obliczu pojawienia się nowej pasji (kajak) nie starcza czasu na wszystko.

CO DALEJ?
Idzie nowe. Po wielu latach Robert wywołał wreszcie zdjęcia z naszej wyprawy rowerowej, które aktualnie wiszą za mną na ścianie. Wygrzebałam po raz pierwszy od powrotu moje zeszyty z notatkami z tamtego czasu. Na imieniny dostałam bon do „Bezdroży”. Wykorzystałam go, by kupić przewodnik po Włoszech południowych (bardziej do kompletu, bo na półce stoją nieużywane nigdy „Włochy północne”) oraz Portugalii (z większą premedytacją). Ostatnio z ciekawości policzyłam, w ilu krajach już byłam (około 50). Po latach zastoju i stagnacji rodzi się więc chęć, by pojechać gdzieś dalej, bo obecnie krążę po najbliższych okolicach, a za granicę wyjeżdżam tylko na Słowację lub do Czech.
Chciałabym, by ten rok był inny. Obecne czasy nie sprzyjają, niestety, zmianom i dalekosiężnym planom, ale kto wie, może uda się z tą Portugalią? I coś jeszcze?
Poza tym nadal góry, nadal kajaki (w tym jakiś kilkudniowy spływ, może się uda?), może dłuższy wypad plecakowy (Robert nie mówi „nie”). Chciałabym, jak zwykle, dużo Słowacji (w planach słowacka majówka, jak będzie pogoda) i wypadu w Bieszczady (kroi się niedługo) i w Beskid Niski. Coś tam po głowie jeszcze chodzi, coś będzie wymyślane na bieżąco. Zobaczymy.
Ostatnio zmieniony przez Wiolcia 2023-01-08, 14:18, w całości zmieniany 4 razy  
 
 
Adrian 
Cieszynioki


Wiek: 40
Dołączył: 13 Lis 2017
Posty: 9269
Wysłany: 2023-01-06, 21:32   

Ładnie, naprawdę ładnie!
Dużo tego, kiedy widzi się wszystko na raz ... Dobra organizacja i pewne wolne, zdaję się być sednem sukcesu :)
Życzę wam tych dalekich wyjazdów (Portugalia).
50 to fajna liczba, ale jak dorzucicie jeszcze kilka państw, to będzie jeszcze lepiej wyglądać :)
 
 
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2023-01-06, 22:00   

Wiolcia napisał/a:
Są też dwa razy łódki na Żywieckim.

Bardzo ładne zdjęcie masz na Żywieckim! Zupełnie inne niż resztę, na których jesteś. Takie... ;)
Wiolcia napisał/a:
Ostatni dzień roku żegnamy na Beskidku ogniskiem, kiełbaskami, trunkami i widokiem na światełka na grani Babiej Góry.

Od kilku lat żonie proponuje takie rozwiązanie. Może się uda, bo szczególnie tego widoku światełek jestem ciekaw.

Najbardziej, poza kajakami, to Wam zazdroszczę tej wędrówki od kropy do kropy. I żeglowania ;)
I urlopu, bo zabrzmiał niezwykle ciekawie ten krótki opis :)
 
 
Lidka 
Lidka


Dołączyła: 26 Sty 2022
Posty: 367
Wysłany: 2023-01-07, 04:58   

Wiolcia napisał/a:
rewelacyjny zwałkowy fragment rzeki, na którym mamy niezłą zabawę w omijanie przeszkód.

aż się obśmiałam, bo mi się przypomniał mój pierwszy spływ : kolega zaprosił na Rawkę, i powiedział ze będzie zwałkowo, a ja myślałam, że chodzi o ekipę ludzi zwijających się ze śmiechu :rol :D Potem się dowiedziałam, co to znaczy dla kajakarzy :)
Całe Twoje opisanie 2022 jest zabójcze, życzę realizacji planów i czekam na relacje :)
_________________
Podróżnik widzi to, co widzi. Turysta widzi to, co przyszedł zobaczyć. (Gilbert Keith Chesterton).
 
 
marekw 

Wiek: 55
Dołączył: 18 Cze 2014
Posty: 3695
Skąd: Sucha Beskidzka
Wysłany: 2023-01-08, 07:26   

Świetne podsumowanie.Bardzo dobrze wykorzystany rok.Wszystkiego po trochu.Ładne zdjęcia.Żaglówka to świetna sprawa,kiedyś miałem okazję popływać ze znajomymi po Żywieckim i do dziś mile wspominam.Równie udanego 2023r.
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Copyright © 2013 by Góry bez granic | All rights reserved | Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group