Forum FAQ Szukaj Użytkownicy Rejestracja Statystyki Profil Zaloguj Albumy Kontakt

Poprzedni temat «» Następny temat

Lipiec nad bałkańskimi jeziorami

Autor Wiadomość
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6103
Skąd: Oława
Wysłany: 2022-10-26, 22:05   

Cytat:
opis wskazuje na Cyganów lub kogoś podobnego.


Nie nie to nie byli Cyganie. Ci co mi sie wtedy najbardziej nie podobali mieli bardzo dziwny odcien skóry, duzo ciemniejsi od Cyganów ale tez nie czarnoskórzy jak Murzyni czy Mulaci. Ci wszyscy raczej wpadają w brąz a nie odcienie szarosci. Dziwny odcien, raz tylko na tamtym wyjezdzie takowych widzialam i jakos powtorki mi sie nie marzą.

Nie wiem skad to byli ludzie, ale to byl ten okres wzmozonych migracji i inwazji w strone zachodniej Europy szlag wie kogo, wiec oni najprawdopodobniej nie byli mieszkancami Albanii i zdaje sobie sprawe ze teraz w wiekszosci ich juz tam nie ma. No ale co ja poradze, ze złe wrazenie pozostalo ;) Byc moze płoty tez pozostaly z tamtych czasow ;)



Cytat:
w Polsce to by miało jakiś sens, bo rzeczywiście często leje, piździ albo komary gryzą jak dzikie ;)


A w Albanii jak pisales to znowu za goraco - mozna wiec przy klimie posiedziec ;)


Cytat:
ja z AKT mam wspomnienia z Hali Górowej, więc tam kapci nie trzeba :P


No bo ja z Pietraszonki, wiec tam zawsze tym witali u progu. A Gorowa to mi sie raczej z SKPB Katowice kojarzy? Z tymi od Blondiego.


Cytat:
tak się złożyło, że akurat w tygodniu przed wyjazdem zdarzyły się dwa ataki zdrowotne licha, w tym drugim przypadku chodziło o ząb. Ale ten drugi antybiotyk skończył się trochę wcześniej.


To licho to ostatnio przesadza! W glowie mu sie poprzewracalo i za bardzo dokazuje!

Cytat:
wydaje mi się, że palenie zniczy to głównie słowiański zwyczaj. Na Bałkanach w ogóle tego nie kojarzę


Ale na Wegrzech czy w Rumunii to chyba sa?

Cytat:
włoski sikacz. Ale nie powiem - w upale, schłodzony smakował przyzwoicie, zwłaszcza, że było to pierwsze piwo od półtora tygodnia :D


To by i Harnas smakowal! ;)

Cytat:
koniec legendy, ale z drugiej strony będę mógł tam teraz dojechać sobie samodzielnie, a nie być zależy od innych. Coś za coś. Już od pewnego czasu można było tam jako tako dojechać zwykłą osobówką, choć było ryzyko, że się człowiek zawiesi ;)


A byles teraz czy dopiero masz w planach?

Cytat:
mnie prawie wszystkie pizze bardzo smakowały, zwłaszcza te w Neapolu. A te albańskie całkiem smaczne, nie są tak przeładowane jak wiele polskich.


No to ja wlasnie lubie te polskie pizze. We Włoszech 3 razy probowalam i za kazdym razem dostawalismy jakis suchy placek, ktory bylo ciezko oderwac od talerza a kroic to chyba piłą spalinowa by trzeba. Raz w Hrubieszowie tez trafilismy na pizzerie, ktora sie snobowala ze są bardziej włoscy od Włochow (np. odmówili podania keczupu) i tam pizza tez byla niejadalna. Stad pomyslalam ze tak musi wygladac ta prawdziwa potrawa.

Cytat:
Zdradzę, że to nie jedyna wycieczka rowerowa podczas tego urlopu, choć ta druga była na lepszym sprzęcie ;)


No to czekam! :D

Cytat:
jak dla mnie kładzenie żywych wiązanek na groby to jakieś nieporozumienie, zwyczajne marnowanie kwiatków. Kwiaty są dla żywych, zmarłych nie ucieszą. Co innego jakaś rabatka na grobie, gdzie kwiaty będą sobie rosły... A te wszystkie wiązanki - prawdziwe i sztuczne - to bardzo często po to, aby pokazać się przed sąsiadami, zwłaszcza przed 1 listopada.
Na Bałkanach większość cmentarzy tak wygląda, raczej nie ma tam przesadnego kultu porządku wokół grobu, a już np. muzułmanie często cmentarzy unikają, bo się ich... boją :D


Ze zwyczajów "grobowych" to mi sie najbardziej podobają te kultywowane w Gruzji czy Armenii, ze sie zbiera ekipę, wałówe do koszyka, flaszke i idzie na grob wspominac zmarłego. U nas to chyba tylko Cyganie tak robią. Ja to bym chciala, zeby na moj grób przychodziła rodzina czy znajomi i tam imprezowali a nie że walna jakiegos chabazia i wypolerują płyte.
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
Ostatnio zmieniony przez buba 2022-10-26, 22:12, w całości zmieniany 3 razy  
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8297
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2022-10-28, 12:08   

buba napisał/a:
Byc moze płoty tez pozostaly z tamtych czasow

płoty raczej pozostały, aby uspokoić skołatane serca turystów ;)

buba napisał/a:
No bo ja z Pietraszonki, wiec tam zawsze tym witali u progu. A Gorowa to mi sie raczej z SKPB Katowice kojarzy? Z tymi od Blondiego.

na Górowej AKT pojawiło się gościnnie, ale i tak zachowywali się jak gospodarze. Na szczęście naszej AKT Palinka to nie obowiązywało ;)

buba napisał/a:
Ale na Wegrzech czy w Rumunii to chyba sa?

widziałem pojedyncze na grobach, ale nie wiem jak to wygląda 1 listopada. U Czechów się wtedy pali więcej, lecz na pewno nie w takiej w formie jak w Polsce.

buba napisał/a:
A byles teraz czy dopiero masz w planach?

był plan na ten lipiec, ale przegrał z odpoczynkiem ;)

buba napisał/a:
No to ja wlasnie lubie te polskie pizze. We Włoszech 3 razy probowalam i za kazdym razem dostawalismy jakis suchy placek, ktory bylo ciezko oderwac od talerza a kroic to chyba piłą spalinowa by trzeba. Raz w Hrubieszowie tez trafilismy na pizzerie, ktora sie snobowala ze są bardziej włoscy od Włochow (np. odmówili podania keczupu) i tam pizza tez byla niejadalna. Stad pomyslalam ze tak musi wygladac ta prawdziwa potrawa.

Włoska pizza faktycznie jest cienka. Te polskie to są pseudoamerykańskie, bo USmani lubią wszystko grube. Ja wolę opcję cienką, ale musi być dobrze zrobiona, bo łatwo ją wysuszyć albo przypalić, choć u Włochów mi się to raczej nie zdarzało. I tak, przy smacznej pizzy nie używam keczupu ani sosów, bo to zabija smak, no ale bez przesady żeby nie dawać klientom, jeśli tego chcą... Z drugiej strony - Czesi też soku do piwa nie wleją, nawet jeśli tego żądasz :P
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8297
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2022-11-18, 20:26   

Znad Jeziora Szkoderskiego (nad którym wypoczywaliśmy) do Jeziora Ochrydzkiego (gdzie wkrótce będziemy wypoczywać) jest w linii prostej około stu dwudziestu kilometrów, a więc teoretycznie dość blisko. Trasa samochodowa to jednak już ponad dwieście kilometrów i szacowane cztery godziny jazdy. Ponieważ dokonywałem jej kilkukrotnie, to zakładam na nią cały dzień, zwłaszcza, że nie mam zamiaru pędzić jak wariat, ale jednocześnie podziwiać też okolicę oraz widoki.

Najpierw zatrzymuję się na rogatkach Szkodry. Na środku ronda wznosi się solidnych rozmiarów pomnik pięciu komunistycznych partyzantów (Heronjtë e vigut). Stworzył go w 1967 roku Shaban Hadëri, jeden z najsłynniejszych albańskich rzeźbiarzy. Pomnik aż do początku XXI wieku stał w centrum miasta na głównym skrzyżowaniu, ale w czasach demokracji postanowiono go stamtąd usunąć. W przeciwieństwie do niektórych krajów nad Wisłą nie potraktowano go ciężkim sprzętem, tylko jak na zabytek przystało i został przetransportowany w mniej eksponowane miejsce.


Rondo, jak to zwykle w Albanii, służy nie tylko jako skrzyżowanie, ale do rozmaitych czynności. Działają przy nim sklepy spożywcze, stragany z arbuzami, a policja kontroluje kierowców - na szczęście nie cudzoziemców.


W komunizmie obywatele nie mogli posiadać prywatnych samochodów, więc starsi Albańczycy są przyzwyczajeni do alternatywnych środków transportu.


Kawałek na południe od ronda usiłuję wejść na stary cmentarz muzułmański. Brama jest jednak zamknięta, a płot dość wysoki, więc pozostaje mi zrobienie zdjęć z zewnątrz. Nekropolia jest mocno zaniedbana.




Obrazki z ulicy.



Szkodra to piąte miasto w kraju pod względem liczby mieszkańców - posiada ich niecałe osiemdziesiąt tysięcy. Nie aż tak dużo, ale cała populacja Albanii liczy mniej niż trzy miliony. O ile w śródmieściu sporo budynków zostało wyremontowanych, o tyle przedmieścia przypominają, że jesteśmy w jednym z najbiedniejszych państw Europy, choć liczne mercedesy zaburzają ten obraz ;) .



Na wyjeździe jak zwykle panuje chaos. Wystarczy jedno większe skrzyżowanie i wszyscy głupieją. Sytuację wykorzystują grupy Cyganów, które całymi rodzinami zaczepiają kierowców, włóczą się środkiem drogi i dobijają się do drzwi samochodów. To również szkoderska tradycja - zawsze ich tu widuję. Niektóre Cyganki są w nieustannym ciągu - ledwo dziecko troszkę podrosło i znowu ciąża...



Jukoil, czyli podróbka pewnej znanej sieci ;) .


Ciekawy obiekt: bunkier przekształcony w mikroskopijną islamską świątynię lub mauzoleum. Niestety, połowę zdjęcia zasłoniło przejeżdżające auto, więc będę musiał do niego kiedyś podskoczyć.


W końcu udało się wyjechać ze Szkodry i podróż na południe stała się sprawniejsza, pomijając liczne zawalidrogi.

Mijam różne interesujące tanksztele - jest nawet taka o profilu religijnym.


W mieście Lezhë (lub Lezhe - wiele albańskim miejscowości można zapisywać różnie) kolejna tradycja, bo korek. Powodowany głównie przez policjantów kierujących ruchem. Norma. Z okiem obserwuję pobliskie wzgórza z ruinami twierdzy i nadajnikami.


Nad Jezioro Ochrydzkie jeździłem do tej pory dwojako. Najprostsza i najszybsza droga biegnie przez Tiranę, potem na Elbasan i do granicy. Dłuższa, lecz ciekawsza widokowo trasa SH6 wśród gór, z której korzystałem w 2017 roku. Tym razem postanowiłem połączyć dwie opcje: dojechać do stolicy, a potem odbić w Góry Skanderberga (Mali i Skenderbeut). Jakiś czas temu podobno otwarto w nich nową szosę, łączącą Tiranę z SH6, a noszącą oznaczenie SH61. Wszystko to z pewną dozą niepewności, gdyż informacje o niej były bardzo skąpe, dodatkowo pojawiały się wieści, że tak naprawdę - pomimo oficjalnego otwarcia - nie jest jeszcze skończona, ale politycy chcieli się wykazać, więc dopuszczono do ruchu prowizorkę... Zobaczymy.
Tak jak pisałem - na początku i tak musimy dostać się do Tirany, więc przez pewien czas mkniemy kawałkiem autostrady.


Postój na stacji na siku. Sylwetka zewnętrzna futurystyczna, ale w środku bez zmian.



Myjnia - nieodłączna część bałkańskiego krajobrazu, choć to chyba Albańczycy kochają je najbardziej. Wszystkiego może braknąć, ale nie miejsca do umycia auta!


Okolica sprawia wrażenie lekko wysuszonej.


Powoli wjeżdżamy w miejscowości satelickie Tirany (Tiranë). Trochę zmienia się krajobraz, pojawiają się budynki ze szkła i domy kultury, lecz z drugiej strony pewne widoki pozostają stałe.



Ruch coraz bardziej gęstnieje. W pewnym momencie muszę skręcić w lewo w boczną uliczkę, czyli przebić się przez sznur aut z naprzeciwka. Na zdjęciu uchwyciłem moment chwilę przed tym wydarzeniem. Uda się, nie uda? Oczywiście, że się udało.


Na ulicy prostopadłej jest spokojniej; jadę wzdłuż rzeczki Tiranë oddzielającej nas administracyjnie od Tirany właściwej. Według mapy jestem w miejscowości Paskuqan. Mijam stacje benzynowe, myjnie, składy drewna i trójkołowce, wyglądające na chińskie.



Nagle asfalt się kończy, a my lądujemy przed bramą obiektu przypominającego bazę wojskową. Zaglądam do mapy - błąd, miałem na poprzednim skrzyżowaniu skręcić i przekroczyć rzekę. Cofam się więc i po chwili docieram do wyczekanej SH61. Przede mną wyrastają góry, serce zaczyna się cieszyć!


Szybko się okazuje, iż otwarta droga faktycznie nie jest jeszcze całkowicie ukończona. Początkowo przypominają o tym tylko nieustanne ograniczenia prędkości do 40 km/h oraz dziury pomiędzy mostami a jezdnią. Potem asfalt zwęża się do jednej nitki i na niej trzeba czasem uważać, żeby do niczego nie wpaść.




Następnie, dość nieoczekiwanie, droga zaczyna przypominać kompletną, choć ograniczeń dalej nie ściągnięto.


Zatrzymuję się, aby porobić kilka zdjęć. Po wyjściu z klimatyzowanego wnętrza powietrze parzy - na termometrze jest znowu ponad czterdzieści stopni, źle się oddycha, a każdy większy wysiłek sprawia ból. No, ale w sumie czego się spodziewać w drugiej połowie lipca, który jest najcieplejszym miesiącem roku?

Koryto rzeki niemal zupełnie wyschło, została tylko płytka, nieduża ścieżka wody. Z kolei nad górami gromadzą się dawno nie widziane chmury.




Most prowadzący do jednej z kilku zagubionych w górach wiosek.


Po chwili zaczynają się serpentyny, nabieramy wysokości, a mnie się zdaje, że silnik pracuje jakoś nierówno. Ale w tym upale to chyba normalne?
Za zakrętami jest rozjazd - na prawo kamienista nawierzchnia prowadzi do ciągle budowanego tunelu, dzięki któremu odpadnie kilka kilometrów. Na lewo stara trasa, z asfaltem dziurawym jak sito.


Pakuję się na lewo w zwężenie na jeden samochód, szutrowe, z wielkimi dziurami. Daję po gazie, aby sprawnie z nich wyjechać, bo z naprzeciwka pędzi kilka aut i w tym momencie... moje auto dostało zawału! Dosłownie! Zawyło, wskazówki na desce rozdzielczej skoczyły do przodu, do tyłu, silnik zgasł i zaczęły mrugać wszystkie lampki. Cudnie! Zaczynam staczać się w dół, bo normalny hamulec też przestał działać, więc w lekkiej panice wciskam ręczny!
Przekręcam stacyjkę, nie odpala, diody migają. Do tego czuję smród, wdzierający się w nozdrza. Pierwsze wrażenie - zatarłem silnik! Masakra! A stoję w takim miejscu, że nikt nie może mnie minąć, z tyłu auta, z przodu auta. Próbuję uruchomić wóz po raz drugi, trzeci, pracuję z pedałem gazu i Opel w końcu zaskakuje, więc podjeżdżam wyżej, oddycham z ulgą i... sytuacja się powtarza. Na szczęście tu jest szerzej i już nie blokuję innych, ale samochód ewidentnie jest w stanie zawałowym *. Wyskakuję i podnoszę przednią klapę - ten smród to chyba jednak nie silnik, ale spalona guma, która rozorała kamienie, gdy wyskakiwałem z dziury.
Co teraz robić? Jako żywo przypomina mi się sytuacja z poprzedniego roku, kiedy to mój wóz szalał na Transalpinie. Tylko wtedy powód problemów był znany - wskutek pęknięcia zbiornika uciekał mi płyn chłodniczy, teraz nic takiego nie ma miejsca...
Przejechaliśmy nieco ponad połowę trasy pomiędzy Tiraną a miastem Klos, gdzie SH61 łączy się z SH6, znaną mi z 2017 roku. Tyle, że jesteśmy dopiero na wysokości około 800 metrów nad poziomem Adriatyku, czeka jeszcze dotarcie na 1200, czyli czterysta metrów podjazdu. Może damy radę? A może nie? Może dać odpocząć silnikowi, bo ewidentnie wysoka temperatura otoczenia mu nie służy? Ale stoimy w pełnym słońcu, nie ma kawałka cienia, studzenie silnika zajmie wiele czasu.
Zwycięża rozsądek. Robię pamiątkowe zdjęcie górskiej okolicy oraz miejsca, do którego dotarliśmy. A potem trzeba zawrócić. SH61 zostaje na przyszłość, nie odpuszczę jej!



Zjazd idzie sprawnie, silnik się uspokoił, ale jak tylko staję, to wyraźnie się męczy na wolnych obrotach. Czasem wręcz krztusi, więc muszę ratować go sprzęgłem. Postanawiam w ogóle nie gasić auta, o ile nie będzie to koniecznie, bo nie mam pewności, że ponownie odpali.

Przedzieramy się przez centrum stolicy. Skupiony na samochodzie odnotowałem jedynie, że dawne mauzoleum Hodży przechodzi poważny remont. Oznaczenie dróg jest w Tiranie fatalne (spotkaliśmy jeden znak), więc dokonuję rzeczy u mnie bardzo wyjątkowej, a mianowicie posiłkuję się GPS-em. Później jeszcze krótka przygoda w postaci wjazdu pod prąd na rondzie, ale w końcu trafiam na autostradę do Elbasanu, gdzie staram się nie przesadzać z obrotami, zatem sporadycznie wyprzedzają mnie nawet ciężarówki. Moje nerwy postanowiła też przetestować jakaś zagubiona puszka, która wpadła pod oponę i odbijała się potem dziko od kołpaka.

Droga ze Elbasanem, doliną rzeki Shkumbini, jest mi doskonale znana, ale nie odmawiam sobie od czasu do czasu robienia zdjęć. Zieleń kontrastuje z wyschniętym korytem. Dodam, że Shkumbini jest symboliczną granicą pomiędzy Albanią północną i południową. Te dwie części kraju zawsze mocno się różniły od siebie kulturowo - na północy mieszkają Gegowie, a na południu Toskowie. Północna grupa etniczna była zawsze bardziej konserwatywna, południowa bardziej otwarta, choć paradoksalnie to z tej drugiej wywodził się Hodża, który Albanię zamknął na świat. Rządy komunistyczne były dyktaturą zdominowaną przez Tosków, natomiast pierwsze wystąpienia opozycyjne organizowali na północy Gegowie, m.in. w Szkodrze i oni sterowali państwem w początkach demokracji. Oprócz polityki oba plemiona różnią się również dialektami, zwyczajami i religią, bo - jak już zresztą wspominałem - z wyznań chrześcijańskich północ jest katolicka, południe prawosławne. Ot, taka ciekawostka jako przerywnik w jeździe ;) .


Polityka historyczna przynosi efekty.


Równolegle do drogi biegnie linia kolejowa do Podgradca nad Jeziorem Ochrydzkim. Bardzo widokowa, pełna tuneli i mostów, nieczynna od dawna. Ogólnie cała albańska sieć kolejowa jest w stanie tragicznym, w 2022 roku jedynym czynnym połączeniem był odcinek Durrës - Elbasan: dwa kursy weekendowe dziennie w okresie wakacyjnym. Albański rząd ma plany odbudowy, podobno trwa remont torów do Rrogozhinë, mają powstać połączenia międzynarodowe z Kosowem i Grecją, lecz nad jezioro pociągów nikt na razie przywracać nie zamierza.


Pomnik poświęcony partyzantom, napis jest nowy.


Widzimy na drogach bardzo dużo policji, wyjątkowo nawet jak na Albanię. Może trwa akcja kontrolna, skoro dziś sobota? Być może tak było na szosach do Tirany, natomiast tutaj z naprzeciwka co chwilę sunie radiowóz lub cywilny wóz z błyskającymi światłami, do tego wypasione, czarne limuzyny. Podejrzewam, że to transport jakiejś delegacji z przejść granicznych z Macedonią.


Na ostatnich kilometrach albańskiej ziemi czeka nas poważne wyzwanie - trzeba znów wspiąć się w górę, ale tym razem trochę wyżej niż przedtem, bo na tysiąca... Jadę z duszą na ramieniu i już sobie wyobrażam, co może się zdarzyć...


Na szczęście tym razem obyło się bez problemów: jechałem stałym tempem, bez gazowania, bez konieczności przeskakiwania przez dziury, wygodny asfalt prowadził zygzakami, więc wznosiliśmy się stopniowo. Wyjeżdżamy na rozległy otwarty teren, na którym zawsze mam pierwszy kontakt z Jeziorem Ochrydzkim.



Silnik pracuje nieustannie od czasu SH61, ale wracając do auta słyszę, że na luzie krztusi się i trzęsie, więc bez zwłoki ruszam do pobliskiego przejścia Qafë Thanë - Kjafasan, głównego na granicy z Macedonią. Aut nie ma jakoś dużo, lecz posuwając się wolno ciągle słyszę duszenie się silnika. Najgorsze, co może się teraz zdarzyć, to jakaś drobiazgowa kontrola i konieczność jego wyłączenia!


Tym razem pogranicznicy ograniczyli się do sprawdzania dokumentów, więc z wielką ulgą wjeżdżam do chrześcijańskiego kraju.

* Przyczyn zawału do tej pory nie udało się wyjaśnić, choć pochylali się nad nim różni lekarze, znaczy się mechanicy, a nawet macedoński kelner. Sądzę, że najbardziej prawdopodobna jest odpowiedź najprostsza: tropikalna temperatura, rozgrzany do granic możliwości silnik, nierówne obroty wskakujące często na bardzo wysoki poziom dały w sumie efekt chorobowy. Niestety, taki mamy klimat.
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6103
Skąd: Oława
Wysłany: 2022-11-19, 12:13   

Cytat:
W komunizmie obywatele nie mogli posiadać prywatnych samochodów, więc starsi Albańczycy są przyzwyczajeni do alternatywnych środków transportu.


Ktos mi kiedys mowil, ze to takie coś trzykołowe co tam jezdzi tez nie jest rejestrowane jako samochod ale odmiana skutera. Acz za czasow Hodzy to jeszcze chyba takich nie bylo ;)



Cytat:
Ciekawy obiekt: bunkier przekształcony w mikroskopijną islamską świątynię lub mauzoleum. Niestety, połowę zdjęcia zasłoniło przejeżdżające auto, więc będę musiał do niego kiedyś podskoczyć.


To juz drugi taki rewelacyjny bunkierek! Sprocket chyba wrzucał taki przemalowany w biedronkę :)

Cytat:
Zwycięża rozsądek. Robię pamiątkowe zdjęcie górskiej okolicy oraz miejsca, do którego dotarliśmy. A potem trzeba zawrócić. SH61 zostaje na przyszłość, nie odpuszczę jej!


Noo... Tak jak my w tym roku musielismy odpuscic transfogaraską...

Cytat:
* Przyczyn zawału do tej pory nie udało się wyjaśnić, choć pochylali się nad nim różni lekarze, znaczy się mechanicy, a nawet macedoński kelner. Sądzę, że najbardziej prawdopodobna jest odpowiedź najprostsza: tropikalna temperatura, rozgrzany do granic możliwości silnik, nierówne obroty wskakujące często na bardzo wysoki poziom dały w sumie efekt chorobowy. Niestety, taki mamy klimat.


Znaczy teraz jezdzi dobrze?
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8297
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2022-11-19, 14:07   

buba napisał/a:
Ktos mi kiedys mowil, ze to takie coś trzykołowe co tam jezdzi tez nie jest rejestrowane jako samochod ale odmiana skutera. Acz za czasow Hodzy to jeszcze chyba takich nie bylo

no na auto to bynajmniej nie wygląda :P myślę, że i w Polsce byłoby to rejestrowane jako skuter

buba napisał/a:
Noo... Tak jak my w tym roku musielismy odpuscic transfogaraską...

a tam przecież wjeżdżają różne złomy, a człowiek się frustruje, że swoim nie może...

buba napisał/a:
Znaczy teraz jezdzi dobrze?

znaczy od tego czasu nie było aż takich problemów, ale też nie było aż takich upałów i nie jeżdżę po takich górkach. Trochę z niepokojem patrzę na przyszły rok ;) Ale strach miałem również jeszcze później w Macedonii kilka razy ;)
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6103
Skąd: Oława
Wysłany: 2022-11-19, 20:33   

Pudelek napisał/a:
Trochę z niepokojem patrzę na przyszły rok Ale strach miałem również jeszcze później w Macedonii kilka razy


No to jest bardzo irytujące jak ci wszyscy mechanicy (a nawet kelnerzy ;) mówią, że z autem wszystko ok, a ty słyszysz czy czujesz, ze nie mają racji i cos zdecydowanie jest nie tak. A samemu naprawic (czy nawet prawidlowo zdiagnozowac) nie umiesz...
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
Ostatnio zmieniony przez buba 2022-11-19, 20:33, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8297
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2022-11-21, 22:13   

Najśmieszniejsze, że wóz był bardzo dokładnie sprawdzony przed wyjazdem przez mechanika i to swojego, bo z rodziny. Więc najwyraźniej ten problem, który wystąpił, to powstał pod wpływem warunków pogodowych albo coś się tam sypnęło. Bo do momentu tego "zawału", to nic się z autem nie działo...
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6103
Skąd: Oława
Wysłany: 2022-11-21, 23:23   

Pudelek napisał/a:
Najśmieszniejsze, że wóz był bardzo dokładnie sprawdzony przed wyjazdem przez mechanika i to swojego, bo z rodziny. Więc najwyraźniej ten problem, który wystąpił, to powstał pod wpływem warunków pogodowych albo coś się tam sypnęło. Bo do momentu tego "zawału", to nic się z autem nie działo...


Przez 2 tys km (albo wiecej) zawsze w aucie może sie cos zużyć, zatkać, rozszczelnic albo kuna wlezie pod maskę i cos przegryzie ;) Warto przejrzec przed wyjazdem ale to chyba nic nie gwarantuje...


Tylko najciekawsze to, ze awaria nastapila tak nagle i tak nagle ustapiła! Moze w benzynie był jakis paproch ktory cos zatkał, wiec sie auto ksztusiło, a potem jednak sie zmieliło, odetkało wiec problem przestał istniec? Pozostaje miec nadzieje, ze temat juz nigdy nie wroci i sie nie dowiemy.
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
Ostatnio zmieniony przez buba 2022-11-21, 23:24, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8297
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2022-11-29, 19:29   

Macedonia Północna wita.
Nie lubię tej nowej nazwy. To efekt "kompromisu", a właściwie upokarzającej dla większości Macedończyków kapitulacji przed Grekami. Rząd zdecydował się przełknąć żabę w imię lepszej przyszłości, choć obywatele nie byli pewni czy warto - nie pierwszy raz idea albo hasło jest ważniejsze od pełnej lodówki i bezpieczeństwa. Co prawda w referendum zdecydowanie poparto umowę z Hellenami, ale wzięło w nim udział mniej niż połowa obywateli. W końcu, na początku 2019 roku, wszystko klepnął parlament i Republika Macedonii stała się Republiką Macedonii Północnej.
Sukces jest połowiczny. Macedonię przyjęto do NATO, co niewątpliwie zabezpiecza jej stan istnienia, choć z drugiej strony raczej nikt na nią nie dybał, chyba tylko Grecy. Otwarto również oficjalne negocjacje w sprawie wstąpienia do Unii Europejskiej, lecz to droga tak daleka, że końca nie widać. Można być raczej pewnym, że bogate kraje EU nie dopuszczą do szczęśliwego zakończenia. W każdym razie Macedończykom się nie poprawiło...

Pierwsze miasto na naszej drodze to jak zwykle Struga (Струга, alb. Strugë). Choć większość mieszkańców stanowią Macedończycy i prawosławni, to w przestrzeni publicznej bardziej widoczni są Albańczycy i muzułmanie. Na ulicach stare miesza się z nowym i odwrotnie.



Struga przygotowała też różne niespodzianki dla kierowców: jednokierunkowe drogi nagle się kończą i żeby się cofnąć, to trzeba jechać pod prąd.

Przez centrum płynie Czarny Drin (Црн Дрим, Drini i Zi), rzeka, która... nie ma źródła. Nie ma, bo wypływa z Jeziora Ochrydzkiego. Samo jezioro ze swoją długą i mocno zagospodarowaną plażą przyciąga turystów, choć głównie miejscowych. Natomiast rzeka służy jako wielka promenada i wielki basen.



Wymieniamy walutę i robimy zakupy na najbliższe dwa dni. Tymczasem na jednym z mostów robi się drobne zamieszanie. Odbywa się tam jakaś akcja LGBT - młodzi ludzie wręczają przechodniom ulotki. Ochrania ich grupa policjantów, ale wydają się niepotrzebni, bo większość przechodzących się niczym kompletnie nie interesuje. Nagle pojawia się brodaty facet z nastolatkiem i zaczyna się awanturować. Krzyczy na LGBT-owców, wrzeszczy na swoje dziecko, pokrzykuje do funkcjonariuszy, którzy każą mu odejść, więc idzie, po czym wraca i zabawa zaczyna się od nowa. Boję się, że zaraz mu klapki spadną...


Z mostu miejscowe chłopaki skaczą do wody. Robię im zdjęcia i w tym momencie od tyłu podchodzi gliniarz.
- Turyści? - upewnia się. - Proszę nie robić zdjęć policjantom. Można fotografować rzekę, ale nie ich.
Poczułem się, jakby czas cofnięto o kilka dekad i zmieniono ustrój. Może się bali znaleźć na jednym zdjęciu z gejami, bo jeszcze ktoś coś by sobie pomyślał?


Za homomostem lśni w słońcu biały kolos. Pomnik Rewolucji (Споменик на револуцијата) wybudowano w 1974 roku i poświęcony jest ofiarom II wojny światowej (nazwa sugerowałaby coś innego). Podczas mojej poprzedniej wizyty był dość zaniedbany, ale teraz ogarnięto i jego i cały skwer (za skromne 30 tysięcy euro), noszący dumne imię marszałka Tito (Плоштад Маршал Тито/Sheshi "Marshall Tito").


Struga zawsze wydawała mi się miastem bezpłciowym - właściwie nie posiada starówki, a kilka ulic pełniących funkcję deptaków nie zachwyca specjalną urodą. Mam pewne skojarzenia z Zakopanym - to prostu miejscowość do mielenia turystów i wypluwania ich potem bez kasy. Chociaż i tak większość tłumów kłębi się przy plaży nad Ochrydem. W każdym razie ja zawsze traktuję Strugę tylko jako punkt handlowo-walutowy.



W sklepach z pamiątkami można dojrzeć coś ciekawego.


Flagowy zestaw obowiązkowy - Macedonia, bo tak wypada, Albania, no bo wiadomo kto tu mieszka, no i Stany, czyli ulubiony kraj Albańczyków, choć z wątpliwą wzajemnością.


Pisałem już, że na ulicach bardziej widoczni zdają się być Albańczycy, choć w mieście mają stanowić mniejszość (ale już w gminie są w większości). Czasem jednak, zamiast kobiety w chuście, trafi się plastikowa lala z wypiętymi cyckami. Dobrze, że nie wskoczyła mi tak, gdy byłem za kierownicą, bo w odruchu przerażenia jeszcze mógłbym kogoś potrącić.


Z niepokojem wracam do samochodu. Od czasu jego zawału na górskiej drodze i wymuszonej reanimacji przez całą podróż nie wyłączałem silnika, bo bałem się, że może ponownie nie zapalić. W Strudze udało mi się go zaparkować w cieniu, aby choć trochę się schłodził. Ale czy ruszy? Ruszył, choć momentami lekko się buntował. Na szczęście jesteśmy prawie u celu, pozostało nam do przejechania jedynie kilka kilometrów do pobliskiej wioski Kališta (Kалишта, Kalisht). Znajduje się tam kemping "Rino", który odkryłem podczas ostatniej wizyty w Macedonii.


Właściciele kempingu posiadają też kilka pokoi dla turystów, a że są wolne (w jednym śpi rodzina Czechów), to wybieramy tę opcję. Jest to najdroższy nocleg na całym wyjeździe, bo koszt wynosił 25 euro za noc (na ich stronie internetowej widniała cena 20 euro, ale wiadomo, że koszty rosną).
Z tarasu mamy widok na kempingową restaurację oraz niebieską taflę za drzewami.


Bardzo podobało mi się okno w łazience - siedząc na desce można było sobie jednocześnie podglądać sąsiadów ;) .


Jednym z największych plusów kempingu jest niezwykle sympatyczna obsługa. Naprawdę mam wrażenie, że jesteśmy dla nich jak goście w domu. Przyjemny jest też zwyczaj, że na powitanie każdy gość otrzymuje kieliszek raki albo kawę. Wiadomo co wybraliśmy :) . Później siedząc w restauracji jeszcze wielokrotnie podchodził do mnie kelner i konspiracyjnym szeptem zagadywał "rakija", po czym z niekłamaną radością przynosił kieliszki, które nigdy nie były dopisywane do rachunku ;) . Dzięki temu chroniłem się intensywnie przed potencjalnymi problemami żołądkowymi, choć jedzenie serwowano pyszne. Ceny były wyższe niż w Albanii, ale jak się nie skusić na taką piękną pljeskavicę z serem i na domowe wino?


Swoją drogą to podziwiam jednego z młodszych kelnerów: ponieważ wybraliśmy pljeskavicę dwa razy, to zapytał on zdziwiony:
- Ale to zamawialiście już wczoraj.
- Bo jest taka pyszna - wyjaśniliśmy i ten aż pokraśniał z zadowolenia.

Restauracja jest nad samym brzegiem, obok parkują łódki i motorówki.


Kelnerzy mówili, że takie upały jak w Albanii już się tu nie powtórzą, bo okolice Jeziora Ochrydzkiego mają swój mikroklimat. Ostrzegali, że wieczorem może przydać się długi rękaw. I co? I nic. Co prawda raz pojawiły się gdzieś nad górami chmury, ale wieczorne godziny także były ciepłe. Temperatura jednak faktycznie nieco spadła, bo zamiast ponad 40 stopni przekraczała ona "ledwo" 30 stopni.


Minusem kempingu jest plaża, a raczej jej brak. Wejście do wody jest kamieniste i nierówne (znalazłem nawet kilka cegieł), potem pojawia się zielsko i szybko robi się głęboko. Dla małych dzieci i nieumiejących pływać to problem. Trochę się dziwię, że właściciele nie potrafili jej jakoś poprawić, wyprostować, wyczyścić. Może przez to mało osób się kąpało? My nie zamierzaliśmy odpuścić, bo cała niedziela to był dzień lenia! Woda była chłodniejsza niż w Jeziorze Szkoderskim, ale tak jest praktycznie zawsze, bo i akwen głębszy.




Moczenie się, wylegiwanie w cieniu na kempingowych leżakach, lektura, coraz mniej chłodne piwo. Co jakiś czas towarzyszyły nam głośne hałasy dobiegające ze Strugi - a to jakiś muzyczny łomot, a to wycie z wielkiego meczetu... Również miejscowy meczet musiał dołożyć swoje i nawoływanie odbijało się od wody.


Jezioro Ochrydzkie to królestwo ptaków, ogłoszone ostoją IBA (Important Bird Area). Nawet przy zurbanizowanym brzegu można dostrzec różne gatunki - co chwilę widzi się czarnego kormorana małego suszącego skrzydła, a przy szuwarach kręci się łyska zwyczajna. Są też popularne kaczki oraz łabędzie - jednemu z nich się nie spodobałem, bo znienacka zaatakował podczas kąpieli! Na początku myślałem, że tylko się wygłupia, ale gdy podpłynął na dwa metry i rozprostował skrzydła to nie było już czasu na śmiechy, tylko trzeba było wiać! Przyznaję, że najadłem się trochę strachu, zwłaszcza, że próbował potem jeszcze raz mnie dorwać ;) .



Ciągły ruch na jeziorze.


I jeszcze dwie okołokempingowe ciekawostki: coś się suszyło pod domem, z kolei z drzewa, sięgającego wysokością drugiego piętra, kusiło kiwi. Niestety, jeszcze niedojrzałe.



Kališta jest miejscowością zdominowaną przez Albańczyków, stanowią ponad 90% liczby mieszkańców. Pierwotnie mieszkali tu chrześcijańscy Słowianie, którzy w większości wynieśli się w połowie XIX wieku, w czasie gdy grasowały w okolicy różne rozbójnicze bandy muzułmanów. Zastąpili ich Albańczycy i Turcy, ci ostatni jednak albo uciekli albo zalbanizowali się w czasie II wojny światowej, kiedy tereny te włączono do faszystowskiego Królestwa Albanii, kontrolowanego przez Włochów.
W każdym razie albańskość dzisiaj widać na każdym kroku. Na głównym skrzyżowaniu powiewa albańska flaga, wisi też na niektórych domach, w centrum stoi meczet.


Spacery po tej wiosce to dla mnie duża przyjemność, bo pozwala zobaczyć ulice nieprzygotowane pod turystów. Nowiutkie domy sąsiadują ze starymi, które czasem ledwo stoją. Niektóre posesje to eklektyczny misz-masz!






Zastanawiam się ile lat może mieć ta konstrukcja? Kilkanaście czy raczej kilkadziesiąt?


Moim zdaniem to najładniejszy budynek w wiosce. Niestety, dołożono do niego nowoczesny klocek, co zaburza odbiór.


Motoryzacja reprezentowana jest przez rozmaite pojazdy.



Na końcu obszaru zabudowanego znajduje się cerkiew świętego Mikołaja, wybudowana w 1972 roku na ruinach starszej, zniszczonej w poprzednim stuleciu.


Wokół świątyni pochowani są Macedończycy. We wszystkich grobach, poza jednym, spoczywają członkowie rodziny Tanaskoski. Według macedońskiej Wikipedii są to potomkowie dawnej chrześcijańskiej większości, która opuściła wioskę w XIX wieku. Decyzję o zaniechaniu przenosin podjęło dwóch braci - jeden pozostał przy wierze przodków i dał początek współczesnym Tanaskoskim, drugi przeszedł na islam i dziś jego praprawnuki uważają się za Albańczyków.


Według tej internetowej encyklopedii narodowość determinuje również zawód: otóż Macedończycy częściej zajmują się rybołówstwem, a Albańczycy uprawą roli i hodowlą zwierząt. A także turystyką, bo obiekty dla gości - w tym nasz kemping - położone są przy głównej ulicy i przeważnie są w rękach Albańczyków.


Za wioską, u stóp skalistego wzgórza, znajduje się kompleks klasztorny oraz hotel z basenem. Tym razem tam się nie wybraliśmy, klasztor i cerkwie sfotografowałem dokładnie trzy lata temu.


Oficjalne dane nie wskazują obecności Cyganów w miejscowości, ale ledwo zaczęliśmy się kręcić wokół cerkwi, a zaraz zjawiła się śniada pani z dzieckiem pod pachą i wyciągnęła rękę. Po prostu szósty zmysł!


Mimo niedzieli (a może właśnie dlatego) na głównej ulicy panuje spory ruch, nasilający się wieczorem. Po asfalcie suną wypasione wozy na szwajcarskich i niemieckich blachach, które oczywiście nie należą do żadnych Szwajcarów i Niemców. Młodzi Albańczycy wracają latem w rodzinne strony, aby trochę poszpanować. Przemyka też cała kawalkada samochodów z albańskimi flagami, więc to na pewno wesele.




Po dwóch noclegach i dniu odpoczynku trzeba zbierać się do dalszej jazdy. Z jednej strony szkoda, a z drugiej czekają przecież nowe miejsca, nowe przygody i nowe emocje!

Przed wyjazdem należy jeszcze policzyć kasę, więc przedstawiam kolejny odcinek z cyklu "waluty Europy" ;) . Wielokrotnie zdarza mi się fotografować i opisywać zagraniczne monety i banknoty, bo to w końcu lekcja cudzej historii i kultury.
Denar (денар) stał się walutą narodową w 1992 roku, a więc wkrótce po opuszczeniu przez Macedonię Jugosławii. Nazwą nawiązuje do monet rzymskich, podobnie zresztą jak serbskie dinary, choć podejrzewam, że podobieństwo w wymowie do wcześniejszej waluty także miało niebagatelne znaczenie, zwłaszcza dla przywiązanych do jugosłowiańskich klimatów. Banknot 500 denarów przedstawia z przodu złotą maskę pogrzebową znalezioną w okolicach Ochrydu, natomiast z tyłu motywy roślinne. Banknot 1000 denarów to postać Maryi z ikony z jednej z cerkwi, również z Ochrydu.


W poniedziałek obudziłem się o piątej rano przez wrzaski muezina. Później i tak źle mi się spało, bo denerwowałem się samochodem - jak zniesie dzisiejszej podjazdy?

Pierwszą odwiedzoną wioską była pobliska Radolišta (Радолишта, Ladorisht). Podobnie jak Kališta, była kiedyś osadą chrześcijańską, ale w 19. stuleciu zaczęła się tu osiedlać ludność albańska. Ostatnie rodziny słowiańskie opuściły ją około 1900 roku, więc dzisiaj na ponad trzy tysiące mieszkańców spis powszechny wskazuje jednego Macedończyka, jednego Turka, kilkadziesiąt osób bez narodowości, a reszta to Albańczycy. Już na wjeździe wita nas dwugłowy orzeł, symbol Albanii.


Krążymy autem po ulicach. Jedyna kawiarnia jest, pomimo wczesnej pory, wypełniona maksymalnie, podobnie jak stoliki przed nią. Sami faceci siedzący nad espresso i szklaneczkami wody, z cygaretami w ustach, zawzięcie dyskutujący lub patrzący się przed siebie. Odnoszę wrażenie, że zebrała się tam cała męska populacja i w tym czasie nikt nie pracuje, bo wszyscy siedzą tu :P .

Na terenie Radolišty odkryto ruiny bizantyjskiej bazyliki, lecz nie umiałem ich znaleźć, więc wracam do głównej drogi. Przy skrzyżowaniu położony jest cmentarz mieszczący kilka pomników. Jedne upamiętniają jakiś albańskich bojowników z drugiej dekady ubiegłego wieku (zdaje się, że walczyli z serbskim wojskiem), inne ofiary masakry z października 1944 roku. Wówczas Niemcy rozstrzelali 82 mieszkańców i było to jedno z najtragiczniejszych takich zajść w czasie II wojny światowej w Macedonii. Masakra była karą za odmowę wydania komunistycznych partyzantów działających w okolicy.


Jedziemy północnym brzegiem Jeziora Ochrydzkiego i zatrzymujemy się w Ochrydzie (Охрид, Ohër), najważniejszym pod względem turystyki mieście w kraju. Zwiedzałem je już kilkukrotnie, opisywałem również, teraz pora tylko na większe zakupy i wizytę w kantorze.

Ciekawy sposób na zaklepanie miejsca parkingowego ;) .


Ochrydzki deptak w sezonie przemierzają tysiące turystów, ale o tej porze jeszcze nie ma tłumów. Architektura wielu budynków nie napastuje porządkiem, a z tyłu widać lecące w niebo wieże meczetu i cerkwi.



Nawet na deptaku można zostać przejechanym!


Moja nerwowość wzrasta, ponieważ głównym daniem tego dnia jest wędrówka po górach, a to oznacza, że muszę wjechać samochodem na przełęcz położoną znacznie wyżej niż droga, na której dwa dni wcześniej zdechło mi auto.


O górach napiszę w następnym odcinku, zdradzę tylko, że wóz dał radę, więc kamień spadł mi z serca :) .

Po drugiej stronie pasma górskiego rozlewa się jezioro Prespa. Położone jest wyżej niż Ochrydzkie, więc zazwyczaj jest tu nieco chłodniej. Urodą nie ustępuje temu drugiemu, ale turystów nad nim niewielu, infrastruktury również, za to posiada piaszczyste plaże. Dzielą się nim trzy kraje - oprócz Macedonii i Albanii również Grecja. Trójstyk granic na jeziorze znajduje się kilka kilometrów od nas, gdzieś za tymi zielonymi wzgórzami.


Szkoda, że nie ma czasu na kąpiel, ale na zegarku jest godzina szesnasta, a przed nami jeszcze ponad sto kilometrów do przebycia. Niby niewiele, lecz to nie autostrady będą w użyciu.


Prespa tylko z oddali i wkrótce znika z oczu.


Na mijanych terenach już nie ma Albańczyków, za to co jakiś czas i tak mignie meczet. Dla kogo? Otóż dla Turków. Stanowią oni niedużą mniejszość w wielu wioskach, na przykład w Drmeni (Дрмени, tur. Dırmeni). Meczet sąsiaduje z cerkwią świętego Jerzego.


Droga bywa kręta, ale na szczęście pustawa.


A to już chyba obrzeża Bitoli. Dziwny mur teoretycznie osłania od hałasu, ale mam podejrzenia, że raczej osłaniał szosę od cygańskiego osiedla.


Horyzont raz się spłaszcza a raz marszczy. Są też moje ukochane słoneczniki!



Mam problemy z wyborem właściwych dróg do celu. Za Bitolą chciałem odbić na północny-zachód, ale nie widzę zjazdu. Chyba był źle oznakowany, podobnie jak następny. Zerkam na mapę i postanawiam zrobić trasę trochę bardziej dookoła, ale pewniejszą, co i tak nie uchroniło mnie od wyciągnięcia GPS-a. Potwierdził on moje podejrzenia, że tym razem jadę dobrze.
A okolice są tu biedne. Wyraźnie więcej ubóstwa niż nad Ochrydzkim, ale też możliwości zarobku jest mniej. Nie ma turystów, a już na pewno nie zagranicznych, nie ma Albańczyków przysyłających kasę zza granicy. Dużych zakładów także za bardzo nie widziałem. Nawet drogi są jakieś takie ubogie, asfalt często wystarcza na jedno, półtora samochodu. Częściej niż auta widzę traktory oraz rozmaite samoróbki do przewozu ludzi i towarów.


W miejscowościach straszą niedokończone albo na wpół opuszczone budynki. Na poboczach stoją rzędy pustaków czekające nie wiadomo na co...



Z punktu widzenia przybysza ze Śląska to bardzo ciekawy szlak do obserwacji, ale współczuję tym, którzy muszą tu mieszkać.

Ale każda droga kiedyś się kończy, wkrótce wdrapiemy się samochodem do najwyżej położonego w Macedonii miasta.
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
 
 
Lidka 
Lidka


Dołączyła: 26 Sty 2022
Posty: 367
Wysłany: 2022-11-29, 20:41   

Sapkowski i mangi, świetny widok !
A pljeskawica to tutaj w formie zrazika vel rulonika? Ja zawsze płaskie wcinałam :-)
_________________
Podróżnik widzi to, co widzi. Turysta widzi to, co przyszedł zobaczyć. (Gilbert Keith Chesterton).
 
 
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2022-11-29, 22:39   

Kibel najlepszy :D
A ta cycata to omal się nie przewróci, tak ją ciągną do przodu "płuca" :D
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8297
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2022-11-30, 07:03   

Lidka napisał/a:
Ja zawsze płaskie wcinałam

ja zazwyczaj też, ale tutaj była jakaś lokalna odmiana ;)

laynn napisał/a:
Kibel najlepszy

i praktyczny!
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6103
Skąd: Oława
Wysłany: 2022-11-30, 09:34   

Cytat:
Nie lubię tej nowej nazwy. To efekt "kompromisu", a właściwie upokarzającej dla większości Macedończyków kapitulacji przed Grekami. Rząd zdecydował się przełknąć żabę w imię lepszej przyszłości, choć obywatele nie byli pewni czy warto - nie pierwszy raz idea albo hasło jest ważniejsze od pełnej lodówki i bezpieczeństwa. Co prawda w referendum zdecydowanie poparto umowę z Hellenami, ale wzięło w nim udział mniej niż połowa obywateli. W końcu, na początku 2019 roku, wszystko klepnął parlament i Republika Macedonii stała się Republiką Macedonii Północnej.
Sukces jest połowiczny. Macedonię przyjęto do NATO, co niewątpliwie zabezpiecza jej stan istnienia, choć z drugiej strony raczej nikt na nią nie dybał, chyba tylko Grecy. Otwarto również oficjalne negocjacje w sprawie wstąpienia do Unii Europejskiej, lecz to droga tak daleka, że końca nie widać. Można być raczej pewnym, że bogate kraje EU nie dopuszczą do szczęśliwego zakończenia. W każdym razie Macedończykom się nie poprawiło...


Ale ze co? Powiedziano Macedonczykom "albo zmieniacie nazwę kraju albo żadnego NATO nie bedzie"??

Cytat:
Przez centrum płynie Czarny Drin (Црн Дрим, Drini i Zi), rzeka, która... nie ma źródła. Nie ma, bo wypływa z Jeziora Ochrydzkiego. Samo jezioro ze swoją długą i mocno zagospodarowaną plażą przyciąga turystów, choć głównie miejscowych. Natomiast rzeka służy jako wielka promenada i wielki basen.


Ciekawe ze tak w centrum miasta ludzie sie kapią! Ta rzeka jest taka czysta czy maja wyrabane? Fajnie tez ze nikt ich nie ściga, jakby ktos w Krakowie wlazl do Wisły (albo tym bardziej skakał z mostu) to by go pewnie zaraz sluzby zwinely...

Cytat:
noszący dumne imię marszałka Tito (Плоштад Маршал Тито/Sheshi "Marshall Tito").


Czyli nie tylko w Serbii go nadal lubia?

Cytat:
no i Stany, czyli ulubiony kraj Albańczyków, choć z wątpliwą wzajemnością.


Czy ja wiem czy watpliwą? Separatystyczne Kosowo im klepneli... To chyba bardzo duzo, biorac pod uwage ze dla innych zmian granic/krajow jest zerowa akceptacja.



Cytat:
Od czasu jego zawału na górskiej drodze i wymuszonej reanimacji przez całą podróż nie wyłączałem silnika, bo bałem się, że może ponownie nie zapalić.


Na noc tez nie?? :o-o

Cytat:
Przed wyjazdem należy jeszcze policzyć kasę, więc przedstawiam kolejny odcinek z cyklu "waluty Europy" ;) . Wielokrotnie zdarza mi się fotografować i opisywać zagraniczne monety i banknoty, bo to w końcu lekcja cudzej historii i kultury.
Denar (денар) stał się walutą narodową w 1992 roku, a więc wkrótce po opuszczeniu przez Macedonię Jugosławii. Nazwą nawiązuje do monet rzymskich, podobnie zresztą jak serbskie dinary, choć podejrzewam, że podobieństwo w wymowie do wcześniejszej waluty także miało niebagatelne znaczenie, zwłaszcza dla przywiązanych do jugosłowiańskich klimatów. Banknot 500 denarów przedstawia z przodu złotą maskę pogrzebową znalezioną w okolicach Ochrydu, natomiast z tyłu motywy roślinne. Banknot 1000 denarów to postać Maryi z ikony z jednej z cerkwi, również z Ochrydu.


Ja tez uwielbiam ten moment jak wymieniam gdzies walute i ogladam miejscowe banknoty. I bardzo mnie cieszy jak mam kolejne okazy do "skrzyni piratów" gdzie wrzucam po powrocie rozne pozostale papierki i monety! Dlatego tez wkurzaja mnie kraje gdzie przyjeto euro - kolejna atrakcja mniej i nuda nawet w kwestii portfelowej...

Cytat:
Z punktu widzenia przybysza ze Śląska to bardzo ciekawy szlak do obserwacji,


Czy ja wiem? Ostatnie zdjecie to zupelnie jak Bytom! ;)
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
Ostatnio zmieniony przez buba 2022-11-30, 09:35, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8297
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2022-11-30, 18:38   

buba napisał/a:
Ale ze co? Powiedziano Macedonczykom "albo zmieniacie nazwę kraju albo żadnego NATO nie bedzie"??

mniej więcej tak. I w NATO i w EU w przypadku przyjęcia musi być zgoda wszystkich członków, więc bez zgody Grecji nie byłoby to możliwe...

buba napisał/a:
Ciekawe ze tak w centrum miasta ludzie sie kapią! Ta rzeka jest taka czysta czy maja wyrabane?

wyglądała na czystą, bo jezioro jest czyste. A brzegi wyglądają z kolei jak przygotowane pod kąpiele, są nawet drabinki

buba napisał/a:
Czyli nie tylko w Serbii go nadal lubia?

jeszcze w Czarnogórze się zdarza

buba napisał/a:
Czy ja wiem czy watpliwą? Separatystyczne Kosowo im klepneli... To chyba bardzo duzo, biorac pod uwage ze dla innych zmian granic/krajow jest zerowa akceptacja.

ale to zrobili politycy. Przeciętny Amerykanin raczej nie odczuwa miłości do Albańczyków, pewno nawet nie wie, że istnieją. Turystów z USA też nie przypominam sobie w Albanii albo w Kosowie... Poza tym ciężko powiedzieć, czy Amerykanie poparli utworzenie Kosowa z miłości do Albańczyków, czy raczej na przekór Serbii, a więc Rosji

buba napisał/a:
Czy ja wiem? Ostatnie zdjecie to zupelnie jak Bytom!

ale bez cerkwi ;)

Cytat:
Dlatego tez wkurzaja mnie kraje gdzie przyjeto euro - kolejna atrakcja mniej i nuda nawet w kwestii portfelowej...

możesz wrzucać do skrzyni monety euro nowych krajów członkowskich albo te ze specjalnych wydań :P
Jednakowóż pamiętając o częstych problemach z wymianą walut (bo brak kantorów albo są zamknięte) to mnie przyjmowanie euro cieszy, bo odpada sporo naszukania się...

Cytat:
Na noc tez nie?? :o-o

przez całą podróż tego dnia, czyli przez jakieś cztery godziny :D
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Ostatnio zmieniony przez Pudelek 2022-11-30, 18:40, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6103
Skąd: Oława
Wysłany: 2022-11-30, 21:17   

Pudelek napisał/a:
Poza tym ciężko powiedzieć, czy Amerykanie poparli utworzenie Kosowa z miłości do Albańczyków, czy raczej na przekór Serbii, a więc Rosji


Pewnie Albanczycy tez popierają stwierdzenie, ostatnimi czasy z uwielbieniem powtarzane w Polsce, że "wrogowie twoich wrogów są twoimi przyjaciółmi" ;)

Cytat:
przez całą podróż tego dnia, czyli przez jakieś cztery godziny :D


Aaaaa :) Myslalam ze juz do konca wyjazdu :lol :lol
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
Ostatnio zmieniony przez buba 2022-11-30, 21:28, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Copyright © 2013 by Góry bez granic | All rights reserved | Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group