Żule często spotyka się przy miejscach kultu, zazwyczaj liczą na jakiś datek
_________________ Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
laynn [Usunięty]
Wysłany: 2021-10-14, 16:34
buba napisał/a:
Gdy gruchnęło parę razy po okolicy a błyskawice rozświetliły niebo, jakoś zaraz sobie przypomniałam te brony stojące koło naszych namiotów. (...) Acz na karimacie ponoć człowiek jest bezpieczny?
Zmartwię Cię. Ostatnio miałem szkolenie. Pokazano nam film, na którym ustawiono manekiny przebrane w piankę do nurkowania, normalne ubranie, niby gołego człowieka i rycerza w zbroi. Wszyscy poza rycerzem znikli po uderzeniu sztucznie wywołanego pioruna. Tak, że tego
Gdy gruchnęło parę razy po okolicy a błyskawice rozświetliły niebo, jakoś zaraz sobie przypomniałam te brony stojące koło naszych namiotów. (...) Acz na karimacie ponoć człowiek jest bezpieczny?
Zmartwię Cię. Ostatnio miałem szkolenie. Pokazano nam film, na którym ustawiono manekiny przebrane w piankę do nurkowania, normalne ubranie, niby gołego człowieka i rycerza w zbroi. Wszyscy poza rycerzem znikli po uderzeniu sztucznie wywołanego pioruna. Tak, że tego
A po rycerzu zostala tylko osmolona zbroja?
A mowili cos na tym szkoleniu np. o samochodach w czasie burzy? Bo tez obiły mi sie o uszy opinie, ze w aucie (o ile stoi na kołach z oponami) tez niby pioruny nie straszne. Albo o tym ze trzeba wyłaczyć telefon? Ciekawe czy to tez mity.
_________________ "ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
Albo o tym ze trzeba wyłaczyć telefon? Ciekawe czy to tez mity.
a w aucie jesteś bezpieczna, natomiast z telefonem to mity. Karimata czy bardziej plecak może zwiększyć szansę na przeżycie, jeśli piorun walnie gdzieś w pobliżu i impuls pójdzie np. po kamieniach.
laynn napisał/a:
Wszyscy poza rycerzem znikli po uderzeniu sztucznie wywołanego pioruna.
tyle, że to chyba był piorun uderzający w manekin, a nie w jego pobliżu. Gdyby piorun zabijał wszystko w pobliżu, to na takim Giewoncie mielibyśmy setki ofair. Nota bene pierwszę słyszę o znikaniu po uderzaniu pioruna
Cytat:
czy pod miejscami kultu czy pod miejscem sprzedazy, działając aktywnie "kierowniku, można pytanko?"
_________________
to już chyba zależy gdzie jest większy ruch
_________________ Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Ostatnio zmieniony przez Pudelek 2021-10-14, 17:24, w całości zmieniany 1 raz
laynn [Usunięty]
Wysłany: 2021-10-14, 18:09
Pudelek napisał/a:
to chyba był piorun uderzający w manekin
Tak, w manekin.
Pudelek napisał/a:
Nota bene pierwszę słyszę o znikaniu po uderzaniu pioruna
No na tym filmiku manekiny wybuchały, niestety mimo, że to był film puszczony z youtuba, to nie mogę go odnaleźć.
Spod sklepu kierujemy się w stronę Dłużniowa. Drogi i wzgórza łagodnie falują, idzie się przyjemnie - wreszcie pełne słońce i temperatura do życia!
Ale ledwo mijamy opłotki Chochłowa… bęc! stoją pogranicznicy. I to jacyś bardziej służbiści niż wcześniej spotykane patrole. Nie tyle że nas spisują, ale nasze dokumenty wbijają do jakiś baz danych, co oczywiście trwa dużo dłużej. I co się jeszcze okazuje? Mój dowód jest przeterminowany, niedużo bo ciut ponad miesiąc. Dostaje więc pouczenie, sugestię niezwłocznego wyrobienia nowego i dokument mi oddają. Ale nie ja będę bohaterem dnia dzisiejszego. Nieważność mojego dokumentu jest widać mniej groźna dla systemu, bo nie poświęcono jej tyle uwagi Gorzej z Szymonem... Szymon kiedyś zablokował swój dowód, a potem jak widać, nie udało się go skutecznie odblokować. I figuruje na zakazanej liście. Stąd musimy poczekać na jakiegoś “komandira”, ponieważ powaga sytuacji jest taka, że musi nas zaszczycić swoją obecnością.
(zdjęcie zrobione przez Pudla)
Wyższy rangą jedzie z Chłopiatyna, a my kwitniemy na szosie, wspominając wszelakie zajścia z mundurowymi w naszym dotychczasowym życiu. Ostatecznie podejrzany dowód zostaje skonfiskowany, a Szymon dostaje papierek zastępczy.
Ogólnie żegnamy się z pogranicznikami w miłych nastrojach. Sugerują nam też, że gdybyśmy widzieli coś niepokojącego czy podejrzanego - to hmmm… tutaj jest ich wizytówka. “Umiemy docenić dobrą informację” Chyba ktoś długo myślał jak zgrabnie i w zawoalowany sposób sformułować i przekazać tą dosadną treść! (długo myślałam czy sentencji tej nie uczynić tytułem tegorocznej relacji, ale ostatecznie urynoterapia wygrała )
A! I od owych pograniczników dowiadujemy się, że sklepu w Chłopiatynie już nie ma. Ech… a 6 lat temu żesmy z toperzem przesiadywali na tamtejszym miłym podsklepiu racząc się lodami...
Mijamy dom o elewacji wyłożonej porcelaną. Kiedyś takowe się zdarzały tu i tam, ostatnio coraz rzadziej można zawiesić oko na czymś innym jak szary lub łososiowy styropian...
Jakiś zlot tu chyba mają albo obrady - bo gruchają konkretnie i ochoczo! A może akurat na tych drutach są jakieś przebicia? Mieliśmy kiedyś w Oławie latarnię, na której zawsze siadała cała chmara ptaków, a na pozostałych niekoniecznie. A potem ową latarnie wycieli, bo się okazało, że jest popsuta i kopie prądem. Widać ptaszorom to odpowiadało bo np. metal grzał w kuper.
Nie wiem z jakiego powodu zrobiono kęsim tym biednym drzewom. Czy coś zacieniały, zaśmiecały łąkę liśćmi czy może rzucały się na kierowców samochodów terenowych forsujących bezdroże? A w tle już widać miejsce, ku któremu zmierzamy. W tej niepozornej wiosce mają największą w Polsce cerkiew drewnianą!
Faktycznie jest spora, nie chce się zmieścić w kadrze
To jedyne miejsce, gdzie kojarzę drzwi z ikonami!
A tak prezentowała się owa cerkiew w 2002 roku. Chyba teraz jest bardziej brązowa? I wtedy jakby było mniej zieleni wokół.
Na kamiennych schodkach pod cerkwią robimy sobie popas. Zagaduje do nas miejscowy dziadek, ale jakoś podtrzymywanie rozmowy jest bardzo trudne. Większośc czasu więc wspólnie milczymy albo któraś strona rzuca jakieś stwierdzenie, które pozostaje bez echa. Na podstawie zdjęcia można też ocenić podejście poszczególnych osób do temperatury i nasłonecznienia
Dłużniów to wioska mała i cicha, a większość zabudowy pochodzi z dawnych lat. Wyjątkowo tutaj nie wyją kosiarki, które są ostatnimi czasy zmorą letnich dni, jak Polska długa i szeroka.
Takie znaki to ja lubię!
I faktycznie! Niedługo na dobre zaczynają się cudne polne i pyliste drogi!
Przydrożna kapliczka.
Chętnie spoglądamy za siebie, na wystające znad zieloności solidne kopuły.
Mijamy cmentarz. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że to zwykły, nowy cmentarz jakich tysiące...
Okazuje się jednak, że w krzakach siedzi pełno ciekawych, starych nagrobków. Rdza, mech, leśne kwiaty, popękane płyty...
Kudłaty Chrystusik. Ma nawet czuprynę i brodę!
Jednej rzeźbie jakoś dziwnie z oczu patrzy. I jakby nimi za mną wodziła! Jakby była niezadowolona, że się tu kręcimy? Nie wiem dlaczego ten jeden nagrobek zwrócił moją uwagę. Głupio to zabrzmi, ale ten jeden jakby miał mimikę twarzy...
Gdy patrzę na nią kątem oka mam wrażenie jakby lekko poruszyła rękoma. Acz to pewnie ruch wiatru w gałęziach w tle dał taki dziwaczny efekt...
A np. ta rzeźba też mógłaby być podejrzewana o “przyglądanie się”. Ale zdecydowanie tego nie robiła. Była tylko wyrzeźbionym, beznamiętnym, mniej lub bardziej artystycznym kawałkiem kamienia...
Ten cmentarzyk, prawie przeoczony, chyba najbardziej mi przypadł do gustu spomiędzy innych takowych spotkanych na tegorocznej trasie. Był taki najbardziej wyrazisty, przesycony emocjami i specyficzną atmosferą.
Na rozstaju dróg rozdzielamy się. Krwawy idzie prosto do Mycowa z planem zdrzemnięcia się przy cerkwi. Ja też kilka lat temu tam zapodałam drzemkę w czasie deszczu, pod miłym daszkiem. Spało się wybornie! Krwawy widać też intuicyjnie wyczuł, że to dobre miejsce dla odpoczynku!
Reszta ekipy wędruje dalej pagórkowatym terenem, pełnym rzepaku i kwitnących krzewów. Droga meandruje wśród traw i upraw.
Zmierzamy do Wyżłowa - maleńkiej, na wpół wyludnionej wioseczki przy samej granicy. To jedna z niewielu już miejscowości w naszym kraju, gdzie nie dociera asfalt, tylko wyboiste leśno - polne trakty.
(zdjęcie zrobione przez Pudla)
Idziemy, idziemy i wręcz się zastanawiamy czy aby dobrze obraliśmy kierunek? Nic nie widać, poza pasem zarośli, za którym powinna już być granica. A może żeśmy pobłądzili? Nic nie widać wioskopodobnego nawet na horyzoncie... Tylko pyliste drogi, pola, krzaki i świergot ptaków. I ciepły wiatr w pysk!
Aż tu nagle coś bulastego zaczyna majaczyć między drzewami.
Jest!
A potem bułeczka znów się chowa. Znika wśród liści. A może jej jednak nie było? Może nam się wydawało?
Cerkiew jest częściowo murowana, częściowo drewniana. I zdecydowanie opuszczona. Gdy byłam tu w 2002 roku wyglądała na wyremontowaną, a przynajmniej świeżo wybieloną. Na tyle dawała nowością, że nie poświęciłam jej zbyt dużo zdjęć. Teraz zdecydowanie jej “nowość” się ulotniła bez śladu…
Chyba im trochę cegieł zostało po budowie, więc zrobili z nich schodki!
Na ołtarzu stoi trumna. Ktoś wykopał na cmentarzu, tu przytargał i postawił dla ozdoby? Trumna nie jest już zasiedlona. Można więc zaryzykować stwierdzenia, że jest opuszczona, podobnie jak cerkiew i spora część wsi
Zachowały się jeszcze nieliczne święte obrazy, wycinanki w drewnie czy kolorowe zdobienia w narożnikach ścian.
W wilgotnych murach słychać tylko brzęk owadów. I czasem tylko jakiś zbłąkany turysta wygłosi z chóru swoje orędzie
(zdjęcie zrobione przez Pudla)
Na sąsiadującym z cerkwią cmentarzu coś wygryzło trawę. Sprawia wrażenie nie tyle wykoszonej, co powyrywanej/przekopanej?
Wyżłów jednak okazuje się mieć swoich mieszkańców. Być może sezonowych? Według danych do wyszperania w internecie - ilość mieszkańców wynosi zero. My jednak widzimy przynajmniej dwa zamieszkane, zadbane gospodarstwa, w których ujada pies czy stoją maszyny. No chyba że to fatamorgana albo jakiś inny przypadek zbiorowej halucynacji.
W tym domu raczej już nikt nie mieszka. Przechodząc obok przeoczyliśmy go. Roślinność skutecznie go ukryła przed niepożądanymi oczyma… Szkoda, że nie bardzo jest czas, aby się do niego cofnąć…
Ostatni rzut oka na cerkiew...
Do Mycowa znów suniemy wzgórzami i falującą po nich drogą. Dzisiejsza trasa jest chyba najdłuższa na naszym tegorocznym wyjeździe, ale też najprzyjemniejsza. Gdy człowiek zachwyca się przemierzanym terenem, spotykanymi zabudowaniami czy aromatem okolicy - to jakoś mniej doskwiera wbijający w ziemię plecak!
Mamy okazję też podziwiać dobrze zachowane fragmenty sistiemy na granicy. Ciekawe czy w tym miejscu jakoś wyjątkowo oszczędził ją czas, czy może ktoś ją na przestrzeni lat konserwował i podprawiał? Bo przynajmniej z tej odległości wygląda prawie jak nowa! Więc jakby ktoś się wybierał na nielegalu na Ukrainę - to lepiej nie robić tego w okolicy Mycowa!
Do Mycowa wkraczamy drogą o takowej nawierzchni
Idę na końcu. Przy podługowatych stodołach zagaduje mnie facet, totalnie nie wpisujący się w kategorię “zagadujący lokals” małej, przygranicznej osady. Jakiś taki elegancki i pachnący perfumami. Okazuje się być synem właściciela wszystkich popegeerowskich pól uprawnych w tym rejonie. Mówił ile to hektarów, ale zapomniałam. Bardzo miły i pomocny chłopak. Kiedyś sam lubił wycieczki z plecakiem (głównie kilkudniowe trasy wzdłuż morza piaszczystymi plażami) stąd zna potrzeby wędrowców. Bardzo chce nam pomóc w aprowizacji, transporcie i organizacji noclegu.
Cerkiew w Mycowie prezentuje się sympatycznie w ciepłych promieniach późnego popołudnia.
Teraz cerkiew jest zamknięta (w 2015 roku też była). Do środka udało się wejść podczas mojego pierwszego pobytu w tych okolicach w 2002 roku. Tak się wtedy prezentowała:
Czy wspominałam już, że strasznie lubię cerkwie tutaj albo na Roztoczu? Bo każda jest inna, nie do pomylenia i zapada w pamięć. Nie to co np. w Beskidzie Niskim co je odlewali z jednej formy i różnią się chyba tylko kolorem klamek (choć też nie zawsze
A obok stary cmentarz.
I droga w stronę kaplicy grobowej… No ale tym razem nie mamy już czasu jej odwiedzić.
Nasz nowy znajomy przywozi nam dużo butelkowanej wody mineralnej.
(zdjecie zrobione przez Pudla)
A potem zawozi nas wypaśnym autem do wiaty na skraju Chłopiatyna. Kurde, jak nic upapramy mu te śnieżnobiałe siedzenia... Mamy też okazję porozmawiać z naszym nowym znajomym na temat rolnictwa, obecnego i tego z czasów PGRów. Tzn. raczej posłuchać co on opowiada, bo obie z Iwoną raczej mało się znamy na tajnikach uprawy ziemi
Namioty rozbijamy centralnie na placu zabaw! Aż mi żal, że nie ma z nami kabaka! Ale by miała radochę jakby prosto ze zjeżdżalni trafiała do przedsionka namiotu!
Wieczorny czas mija wśród kumkotu żab i opowieści o duchach, zjawach, utopcach i “uszeliakach”. Mimo bliskości wioski nikt nas w nocy nie niepokoi.
(zdjęcie zrobione przez Pudla)
Rano budzi nas wizg kosiarek. Jak stado zawodzących komarów wychodzących na żer! Wszyscy wokół w mijanych wioskach jakby dostali jakiegoś obłędu. Może są jakieś dopłaty z unii za metr każdorazowo skoszonej trawy? A może to rodzaj mody? Jak nie skosisz ogrodu raz dziennie to sąsiedzi nie chodzą z tobą na piwo? Acz często mam wrażenie, że jest to raczej rodzaj nałogu. Im wiecej kosisz, tym bardziej boli cię jak jest nieskoszone tzn. trawa ma ponad centymetr... Łamie cię w kosciach, kłuje w odwrotnej stronie, a łapy świerzbią. Nie można jeść, spać, w ogóle życ z tą świadomością, że obok jest trawa! Spotkałam się z tym, że ludzie wyłażą z kosiarkami ze swoich ogródków i koszą również okoliczne nieużytki. A raz wpadliśmy na takowych co wożą ze sobą w kamperze kosiarkę i zanim wysiedli na leśny parking - to postanowili go skosić... A może w ogóle nie chodzi o trawę, to kwestia poboczna? Może celem jest hałas? Zabicie ciszy? Bo jak nieraz można się dowiedzieć - w wielu osobach cisza budzi lęk...
Niektórzy jednak mimo wszystko próbują oddać się błogiej sielance
Sklepu w Chłopiatynie nie ma, ale zapasy wody czy batoników możemy uzupełnić na małej stacji benzynowej.
W tej miejscowości też jest drewniana cerkiew.
A tak się prezentowała 19 lat temu - zdecydowanie mniej gontu na daszkach kopuł (a na zdjęciu załapała się również nasza kochana ładusia!
Idąc przez wieś miło zawiesić oko na domu obrośniętym bluszczami.
A tu pół chałupy chyba coś zeżarło! A pozostawiony ogryzek chyba nadal jest użytkowany.
cdn
_________________ "ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
Ja mialam nadzieje ze moze cos ciekawego beda opowiadac albo co
strażnicy graniczni? Chyba ani razu nie spotkałem strażnika, który by miał coś ciekawego do powiedzenia
Zdarza sie! np. o ogromnych opuszczonych PGRach w Kwaszeninie na Pogorzu Przemyskim dowiedzialam sie akurat od pogranicznikow. Kontrolowali nas i przestrzegali aby tam absolutnie nie chodzic bo to za blisko granicy W zyciu bym nie pomyslala ze w tamtych krzakach siedzi cos tak fajnego! Przez kilka lat to bylo nasze ulubione miejsce na imprezy w deszczowe dni! (a i jedno z najdogodniejszych miejsc aby samochodem przejechac zieloną granicę
Moze za 4 lata tam dotrzemy, moze cos jeszcze zostalo mimo ze minelo bardzo duzo lat
Kiedys (chyba w Dublanach?) opowiadali o jakiejs lokalnej wiedzmie Co czaruje i porywa dzieci! To tez bylo ciekawe
_________________ "ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
Ostatnio zmieniony przez buba 2021-10-18, 19:18, w całości zmieniany 2 razy
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach